Całe życie przy zielonym stoliku

Transkrypt

Całe życie przy zielonym stoliku
18
przedstawiamy
przedstawiamy
Całe życie przy zielonym stoliku
pisze dla nas Paweł Jassem, brydżowy mistrz świata juniorów
n Ile czasu potrzebujemy, by zmar-
nować coś, na co pracowaliśmy całe
życie? Rok, miesiąc, tydzień? Brydżysta może wszystko zaprzepaścić
w jednym rozdaniu, w jednej źle
wyciągniętej karcie, w jednej milisekundzie, podczas której impuls głupiej myśli idzie od mózgu do ręki.
Dopadło mnie to nieszczęście
w 2008 r. w Pekinie. Właśnie w ten
sposób straciłem szansę na mistrzostwo świata. Mistrzostwo świata
w miejscu, gdzie dwa miesiące wcześniej rozgrywane były Igrzyska Olimpijskie, a ja sam byłem uczestnikiem
„trzeciej Olimpiady” – Olimpiady
Sportów Umysłowych.
Wszystko miało być takie proste.
Jako reprezentacja Polski wygraliśmy
rok wcześniej z olbrzymią przewagą
mistrzostwa Europy. Przed turniejem
sami mówiliśmy, że prawdziwa gra
zacznie się od ćwierćfinałów. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Przed ostatnim meczem rundy zasadniczej zajmowaliśmy ósmą pozycję i,
by awansować, należało co najmniej
zremisować z Duńczykami. Przegraliśmy minimalnie i odpadliśmy z mistrzostw. To, na co długo pracowałem, zmarnowałem w jednej chwili.
Takie jest życie brydżysty, takie jest
moje życie, całe życie.
Ciocia i chłopaki na górze
O niektórych mówi się, że urodzili
się z piłką przy nodze, niektórzy są
urodzeni w czepku (choć wcale nie
pływają od małego). O sobie mogę
powiedzieć, że urodziłem się z kartami w dłoni. Do tego stopnia, że gdy
pytają mnie, ile lat gram w brydża,
wzruszam ramionami, bo sam nie
znam odpowiedzi. Nie pamiętam.
Wszystko dlatego, że mój tata jest
wielokrotnym reprezentantem Polski
i wicemistrzem świata (powiedzenie
o jabłku i jabłoni słyszałem miliony
razy) i to prawdopodobnie on nauczył
mnie grać, choć się do tego nie przyznaje (lubi mówić, że po prostu zawsze robię to, co on).
Pamiętam za to, jak stawiałem
pierwsze brydżowe kroki. Najpierw
u dziadków – co tydzień w ich domu,
a później z ciocią i kuzynem. Z ciocią
to zabawna historia. Grę z nami traktowała jako znakomity sposób opieki
nad 6-letnimi dzieciakami. Mieliśmy
wspólny piętrowy dom nad jeziorem,
gdzie spędzaliśmy całe wakacje. Kiedy byliśmy mali, musieliśmy prosić:
– Ciociu, idziemy na górę? Gdy po jakimś czasie zaczęliśmy grać w brydża
dość dobrze, sytuacja się odmieniła
i słyszeliśmy: – To co, chłopaki, idziemy na górę?
Piotr, Kuba i dziewczynka z Zabrza
Pogrywaliśmy sobie w tego brydżyka bardzo spokojnie, aż do czasu,
gdy zadzwonił znajomy taty – Janek
Grygier i poinformował, że organizuje
mistrzostwa Polski do lat 15. Poprosił tatę, żeby przyjechał jako gwiazda,
a my będziemy mogli sobie pograć.
Miałem wtedy 10 lat i trochę się bałem, ale pomysł został zaaprobowany. Kuzynowi, który został bez pary,
przyszła z pomocą 13-letnia dziewczynka z Zabrza. Napisała do mojego
brata Piotra, że nie ma z kim grać.
Ten odpisał z poczuciem humoru
właściwym czternastolatkom, że niestety gra z bratem, ma jednak kuzyna, który wprawdzie ledwo się mieści
między krzesłem a stołem, ale zasady
zna. Wspólnie zdobyliśmy w turnieju
drużynowym – naszym pierwszym
turnieju! – brązowy medal.
Gdy brat wyrósł z konkurencji młodzików, zacząłem grać właśnie z moim
kuzynem – Kubą. Zdobyliśmy w tej
kategorii kilka złotych medali, dzięki
czemu w światku młodzieżowym było
nawet trochę o nas słychać. Dostęp
do Internetu nie był jednak wtedy tak
powszechny, więc nieliczni tylko wiedzieli, jak naprawdę wyglądamy. Na
jednych z mistrzostw Polski młodzików doszło przez to do zabawnej sytuacji. Podczas gry rozmawialiśmy sobie
sympatycznie z naszymi przeciwnikami i w pewnym momencie usłyszeliśmy: – Wiecie, powiedzieli nam, że
mamy grać na Smolaka i Jassema!
Szybko odpowiedzieliśmy, że ich okłamano, i wróciliśmy do gry. Ale Kuba
zaczął po chwili uświadamiać przeciwników, że Jassem w ogóle nie potrafi grać, za to Smolak jest znakomity.
Szczęka mi opadła, ale trzeba było
trzymać fason, więc taka opinia poszła
w świat. Kuba szybko przestał grać
w brydża, urósł, wyprzystojniał. Chłopak, który ledwo się mieścił między
stołem a krzesłem, jest dziś bramkarzem i na brak powodzenia u płci pięknej nie narzeka. A dziewczynka z Zabrza? To Joanna Krawczyk (dziś Taczewska). Została jedną z najlepszych
brydżystek w Polsce i w momencie,
kiedy piszę ten tekst, walczy o medale
na mistrzostwach Europy kobiet.
Muszę też wspomnieć o Kacprze Wilczaku i Michale Kani. Graliśmy razem
w drużynie młodzików. Kacper gra
dziś w brydża tak samo, jak wtedy,
kiedy zaczynał. Gdy ze znajomymi się
trochę z niego śmiejemy, tłumaczy się
dyskalkulią i tym, że jest humanistą.
Może go nawet poproszę, żeby poprawił mi ten tekst. W końcu każdy
powinien robić to, co umie najlepiej.
Michał natomiast to wielki talent,
niedawno awansował do ekstraklasy.
Szkoda, że interesuje go tyle innych
rzeczy i zajmuje się brydżem okazjonalnie. Inna sprawa, że jeśli już gra,
to wygrywa!
„Zator” i „Tuczek”
Potem trochę podrosłem, zacząłem
grać z dwoma Piotrkami: Zatorskim
i Tuczyńskim. Gdy poznawałem tego
pierwszego, był klasycznym piłkarzem:
włosy na żel, łańcuch na szyi, zero alkoholu. To właśnie z nim grałem w parze w Pekinie. Była to nasza ostatnia
wspólna poważna impreza, ale muszę
przyznać, że „Zator” wyrósł na ludzi:
łańcucha nie nosi, żelu nie używa,
a i alkoholu się napije. Niedawno zadebiutował nawet w reprezentacji Polski Open. Grając z nim, trafiłem do reprezentacji Polski juniorów młodszych.
W 2007 roku zdeklasowaliśmy rywali
na mistrzostwach Europy, zapewniając sobie zwycięstwo przed dwoma
ostatnimi meczami. I wtedy przyszedł
Pekin, moja największa porażka, która
przekonała mnie, że trzeba walczyć od
początku i nie wolno lekceważyć rywali. Chiny nauczyły głupiego 18-latka pokory. Byłem załamany i miałem
dwie opcje: albo kończę grać, albo za
dwa lata poprawię swoje błędy i zostanę mistrzem świata.
Wtedy to zacząłem grać poważniej
z zabawowym dotąd Piotrkiem Tuczyńskim. Już wcześniej grywaliśmy
ze sobą dużo, bo „Zator” jest ode
mnie trzy lata starszy, więc wszystkie
olimpiady młodzieżowe i mistrzostwa
szkolne grałem z „Tuczkiem”. Nawet
trochę tych turniejów udało się wygrać.
W końcu nadszedł czas mistrzostw
Europy w 2009 roku, w Rumunii. Od
początku na przód wysunęliśmy się
my i drużyna z Izraela, która jednak
wyprzedziła nas, gdy przegraliśmy
z nią mecz. Przed ostatnią rozgrywką
traciliśmy do nich jeden punkt. My
zwyciężyliśmy maksymalnym wynikiem z Czechami i czekaliśmy na to,
co zrobią rywale. Ci, niestety, trzy
rozdania przed końcem prowadzili
największą możliwą w brydżu różnicą
i wyglądało na to, że będziemy mu-
sieli się pogodzić ze srebrem. Wtedy
jednak wmieszał się w to wszystko
wspaniały Węgier (Izrael grał właśnie
na „Madziarów”) i w trzech ostatnich
rozdaniach zmniejszył znacząco zwycięstwo Izraelczyków, co pozwoliło
nam zdobyć złoty medal. Nie muszę
chyba dodawać, że Węgier na bankiecie pił tego dnia za darmo.
Ilu Państwo znają mistrzów świata?
W 2010 roku udaliśmy się na mistrzostwa świata do Filadelfii, by
zrewanżować się za porażkę z Chin.
Zaczęliśmy znowu średnio, ale przynajmniej zakwalifikowaliśmy się do
ćwierćfinałów. Tam graliśmy na młodych Francuzów, którzy chyba nie
wierzyli, że mogą z nami wygrać.
Nawet podczas gry życzyli nam powodzenia w dalszej fazie. Półfinał
nie zapowiadał się jednak tak łatwo.
Trafiliśmy na Izraelczyków, którzy tak
zaleźli nam za skórę rok wcześniej.
Znakomity mecz zagrał jednak „Tuczas” i głównie dzięki niemu awansowaliśmy do finału. Tam trafiliśmy
na Anglików. Chciałbym napisać, że
mecz był emocjonujący, ale nie mogę.
Rywale byli chyba zmęczeni całymi
zawodami, gdyż zaprezentowali się
naprawdę słabo. Ale co mnie to ob-
chodzi? Zostaliśmy mistrzami świata!
Ilu Państwo znają mistrzów świata?
Uczę siebie i innych
Jakie plany brydżowe może mieć człowiek, który został mistrzem świata?
W tej chwili staram się oddawać ludziom to, co kiedyś od nich dostałem.
Na mojej drodze stało wielu brydżystów i trenerów, którzy mieli wpływ na
to, jak gram teraz. W związku z tym
staram się uczyć młodych zawodników w swoim klubie – Dąbrówce Poznań. Jestem pewien, że za rok będą
wśród nich mistrzowie Europy, a później, mam nadzieję, i świata. Prowadzę też zajęcia dla dorosłych, gdzie
można się czegoś o brydżu nauczyć
i pograć w miłym towarzystwie.
Oprócz tego ciężko trenuję, by swoje sukcesy w kategoriach juniorskich
przenieść do kategorii Open, ale
przede mną jeszcze, niestety, długa
droga. Mam nadzieję, że będę miał
okazję dzielić się swoimi przeżyciami
z tej podróży!
Paweł Jassem (ur. 12 marca 1990)
– polski brydżysta, mistrz międzynarodowy, gra w drużynie Dąbrówka
Starka Poznań
więcej na: naukabrydza.pl
19

Podobne dokumenty