Pobierz PDF - Racjonalista TV

Transkrypt

Pobierz PDF - Racjonalista TV
Po występie Adriana Zandberga z Razem w debacie wszystkich
kandydatów do parlamentu zapanowała moda na Zandberga.
Internet i inne media odkrywają tego lewicowego działacza.
Część zwolenników lewicy jest zachwycona, inna znów część
uważa, że Zandberg jest sztucznie pompowany przez media i ma
to na celu zniszczenie szans Zjednoczonej Lewicy na rzecz
Platformy Obywatelskiej.
Moim zdaniem Platforma Obywatelska nie korzysta w żaden sposób
na osłabieniu ZL inną lewicową partią. Pod wpływem mody na
Zandberga są możliwe dwa nowe scenariusze.
Pierwszy, w którym żadna lewica nie wchodzi do sejmu, bo
Zjednoczonej Lewicy zabraknie do 8%, których część przejmie
Razem. Tymczasem PO opłaca się, aby ZL, Nowoczesna i PSL
weszły jednak do parlamentu, bo wtedy pojawia się szansa na
stworzenie rządu nie przez PiS. Nawet jeśli PO zostanie z tymi
partiami w opozycji, to będzie opozycja silniejsza i jednak z
PO jako jej liderem. Pozostawanie w cieniu większej
opozycyjnej partii marginalizuje mniejsze opozycyjne partie, o
czym świadczą najnowsze dzieje Twojego Ruchu i SLD. Byli
słabszą opozycją w cieniu PiS. Mogli albo się podporządkować
inicjatywom PiS, co zwolennicy tych partii im wypominali (i
bardzo słusznie!), albo podporządkować się decyzjom rządu PO –
PSL, co też oczywiście ich zwolennicy im wypominali
(głosowanie TR za podniesieniem wieku emerytalnego). Własne
inicjatywy, spoza kręgu PO – PSL i spoza kręgu PiS, zostały
ocenione przez wyborców jako „brak skuteczności”, „wygłupianie
się” i „marnowanie czasu”. Zatem – Platformie Obywatelskiej
opłaca się mieć Zjednoczoną Lewicę w sejmie, aby mieć
ewentualnie z kim rządzić, natomiast ZL jako mniejsza partia
opozycyjna nie stanowi żadnego zagrożenia dla PO,
jeśli Platforma stanie się większą partią opozycyjną (tak jak
wcześniej był nią PiS).
Drugi scenariusz, to taki, kiedy pod wpływem mody na Zandberga
do sejmu wejdzie Razem, a nie wejdzie Zjednoczona Lewica. Ten
wariant wydaje się mało możliwy, ale znając nagły sukces
Kukiza, wzbudzony szybką, medialną modą, nie można tego
scenariusza zupełnie odrzucić. Taki scenariusz też się nie
opłaca Platformie Obywatelskiej, bo silnie ideologiczne Razem
na pewno będzie miało mniejszą zdolność koalicyjną niż
Zjednoczona Lewica. Jako mniejsza opozycja przy PO Razem
będzie przyciągać większą uwagę niż starzy „wyjadacze” i może
wychodzić z cienia PO, co raczej nie grozi w przypadku ZL jako
słabszej opozycji. Ludzie znają już liderów ZL, nie znają
Razem i tu efekt zaskoczenia, niespodzianki, oraz do pewnego
stopnia antysystemowy radykalizm mogą jednak powiększać krąg
zwolenników Razem mimo bycia mniejszą opozycją przy PO.
Ziścić się może też oczywiście nadal stary scenariusz, gdzie
Zjednoczona Lewica wchodzi do parlamentu, lub nie wchodzi, ale
nie z uwagi na przejęcie części głosów przez Razem (wtedy
Razem będzie miało nadal w wyborach koło 1% głosów, a ZL mniej
lub więcej niż 8%).
Jak widać, hipoteza o tym, że media sztucznie pompują Razem,
aby osłabić ZL na życzenie PO jest zupełnie nielogiczna. O
takie działanie prędzej można by podejrzewać PiS, ale nie
sądzę, aby i z ich strony była to jakaś zaplanowana akcja,
zwłaszcza, że Zandberg show obecny jest raczej w mediach
krytycznych wobec PiS.
Moim zdaniem gwałtowne zainteresowanie Zandbergiem to typowy
medialny trend, oparty na efekcie nowości. To działanie
dziennikarzy chcących mieć dużą oglądalność i nie oglądających
się na żadne inne uwarunkowania. Nawet jeśli jakiś dziennikarz
popiera PO czy ZL, to uległ modzie i nie myśli o tym, że być
może szkodzi swoim politycznym interesom. To oczywiście
dobrze, że dziennikarz nie blokuje informacji z uwagi na swoje
polityczne interesy. Z drugiej strony to nie dobrze, że być
może za bardzo ulega modzie.
Jeśli chodzi o sławną debatę, która rozpoczęła trend na
Zandberga, to podobnie jak nasz redaktor Piotr Napierała,
uważam, że najlepiej wypadł w niej Piechociński, szef PSL. Nie
spodziewałem się tego, ale tak właśnie było. Lepiej od
Zandberga wypadli też moim zdaniem Petru, oraz Korwin Mikke,
jeśli oceniać go w świetle jego elektoratu i jego poglądów.
Dla mnie oczywiście Korwin Mikke od strony ideowej wypadł źle,
bo nie popieram jego postulatów politycznych. Ewa Kopacz była
momentami najbardziej szczera ze wszystkich, co wzbudzało
sympatię, ale za bardzo zaplątała się w niektórych
wypowiedziach. Beata Szydło wypadła doskonale dla swoich
zwolenników i słabo dla przeciwników. Jeśli podeszła do debaty
z myślą o zmobilizowaniu swojego elektoratu, a nie z myślą o
przyciągnięciu nowych wyborców, to trzeba jej przyznać dobre
zrealizowanie tego celu, choć jak wszyscy wiedzą, nie popieram
PiS i wytrwale przy tym stoję, co nie zawsze się obecnie
zdarza. Barbara Nowacka mówiła rzeczy ogólne, hasłowe, nie
starając się wnikać w dyskusję i w detale, co stanowiło
kontrast dla wypowiedzi Zandberga i na czym on przede
wszystkim zyskał wśród osób o lewicowych przekonaniach. Można
stwierdzić, że dla wielu Zandberg na lewicowym polu pokonał
Nowacką, zadziałał też efekt niespodzianki i nowości i tu leży
rzeczywista przyczyna obecnego trendu.
Dla mnie to co mówił Zandberg nie było żadnym objawieniem, bo
choć jestem centrowcem znam wielu lewicowych działaczy i wiele
portali poświęconych lewicowej tematyce. Zandberg póki co nie
wyrażał jakichś bardzo radykalnych treści, dlatego rozbawili
mnie trochę moi koledzy z NaTemat, czujący się w obowiązku
pisać wiele o Zandbergu, a jednocześnie starający się
wypunktować jego radykalizm, który opiera się z ich
perspektywy tylko na 75% podatku dla osób z rocznym dochodem
powyżej bodajże 500000 złotych, postulowanym przez Razem. Ja
uważam, że podatek progresywny może być, ale nie powinien
przekraczać 50%. Inaczej po przekroczeniu ostatniego progu
podatkowego człowiek przez długi czas zarabia niewiele więcej
niż wcześniej, choć teoretycznie zarabia dużo więcej i nie
jest to ok, czy to dla firmy, czy to dla jej pracownika. Kto
chciałby mieć awans, który w sumie niewiele daje? Oczywiście
ktoś może powiedzieć, że menedżer wcale nie musi zarabiać
miliona rocznie. Problem w tym, że cholernie trudno zostać
dobrym menedżerem, zaś firmom zależy na tym, aby mieć jak
najlepszych menedżerów, więc będą musiały płacić im więcej,
aby mimo podatku 75% pensja wyższa niż 500000 zł była dla nich
odczuwalna. Na świecie jest wiele firm, jeśli w danym kraju
nie będzie możliwe zaoferowanie menedżerom dostatecznie
wysokiej pensji, to w danym kraju nie będzie po prostu firm z
dobrymi menedżerami, bo są przecież inne kraje, z niższymi
podatkami. Tym niemniej wysokie podatki dla najbogatszych to
nic nowego wśród postulatów lewicy i zawsze można o tym
rozmawiać.
Dużo bardziej uderzyły mnie poglądy Zandberga na politykę
zagraniczną. Gościnność, pacyfizm i redystrybucja nie zwalczą
Państwa Islamskiego. Nie wszyscy migranci uciekają przed wojną
i nie wszyscy mają wobec nas dobre intencje. Powinniśmy
pomagać, ale z głową, dokładnie sprawdzając, komu i jak
pomagamy. USA nie są złym demonem, hydrą kapitalizmu, ale
najbardziej humanistyczną demokracją, która uratowała wielu
ludzi przed zagładą, czy to w Europie, czy to w Japonii i
podbitych przez nią krajach, czy to w Iraku. USA popełniają
tysiące błędów, ale kto inny, mimo wszystko, zrobił aż tyle
dla ratowania ludzi przed tyranią i ludobójstwem? Osobiście
życzyłbym sobie jak najmniej amerykanofobii w sejmie.
Następnego dnia odbyła się debata Wiplera i Zandberga u Moniki
Olejnik w „Kropce nad i”. Sprawa niby oczywista z naszego
punktu widzenia. Zły korwinowski Wipler, który udzielał się
też w PiS i dobry, nieskażony polityką, lewicowy idealista
Zandberg.
Jednak rzeczywistość nie jest tak czarnobiała. Najpierw o
Wiplerze. Przygotowując się do napisania tego materiału
szukałem różnych rzeczy i przypadkiem trafiłem na starą już
debarę Wipler – Hartman, która odbyła się przed ostatnimi
eurowyborami, w których zresztą też kandydowałem z list
Europa+ Twój Ruch, tych samych co profesor Jan Hartman.
Zobaczcie tę debatę i sami wyciągnijcie wnioski, czy „nasi”
zawsze są doskonali, a „oni” zawsze są źli:
Ja nic o tym nie napiszę. Po prostu sami zobaczcie i
wyciągnijcie własne wnioski.
W „Kropce nad i” Zandberg powiedział wiele trafnych rzeczy i
trochę nietrafnych. Wipler miał mniej trafnych, moim zdaniem,
uwag, choć jednak były momenty (mimo dzielącej nas przepaści
światopoglądowej), gdy bardziej zgadzałem się z nim niż z
młodym lewicowcem. W debacie z Hartmanem Wipler wypadł 100
razy lepiej. Może miał po prostu lepszy dzień wtedy, a Pan
Profesor z kolei miał wtedy gorszą chwilę. Wszyscy w końcu
jesteśmy tylko ludźmi, przed wejściem do studia ktoś mógł nas
napełnić siłą i otuchą, albo wręcz przeciwnie, zirytować,
zdołować etc.
Zaniepokoił mnie jednak styl Zandberga. On cały czas śmiał się
z rozmówcy, śmiał się do siebie. Może ma po prostu taką
ekspresję, której nie należy brać na serio? Ja jednak miałem
wrażenie, być może niesłuszne, jakiejś głębokiej pogardy dla
rozmówcy. Takie wrażenie mam też, gdy Korwin Mikke z kimś
rozmawia, ale chyba jednak nie aż tak silne. Pewnie dlatego,
że do Korwina już siłą rzeczy przywykłem (a jestem jednym z
jego mocniejszych krytyków w sieci).
Całkiem możliwe, że to moje wrażenie było błędne. Z góry za to
przepraszam wszystkich zainteresowanych. Tym niemniej zdziwiło
mnie, że w komentarzach dominował zachwyt. Nikomu nie
przeszkadzała ta jednak zbyt duża moim zdaniem doza pewności
siebie i może nawet pewnej pogardy. A może po prostu wielu
wyborców i komentatorów, zwłaszcza w internecie, lubi taki
styl? Pewnie tak, ale czy nie jest to ten sam świat, który
wypisuje soczyste hejty? Czy warto wpisywać się w ten świat,
czy warto go aż tak kokietować? Czy warto po prostu takim być
(bo i to przecież możliwe)?
Partia Razem, podobnie jak Korwin i KORWiN, ma nienaturalną
nadreprezentację w internecie. Wpisy i posty Razem i Korwina
mają często tysiące lajków, co nie zdarza się niemal PO, ZL,
PiSowi.
Ja uwielbiam internet, ale jednak trochę się boję partii które
wyrosły z wirtualnego świata. Mam czasem nieodparte wrażenie,
że internetowa gra typu „Doom” (Zagłada), gdzie lata się po
jakichś korytarza i strzela we wszystko co się rusza, przenosi
się niekiedy do realu.
Na koniec chciałbym życzyć wszystkim zbyt pewnym siebie mniej
pewności siebie. Nikt z nas nie wie, jaka polityka i
gospodarka jest najdoskonalsza dla ludzi. Przypuszczamy,
próbujemy, ale nie wiemy. Powinniśmy też wiedzieć, że
jakiekolwiek próby dużych zmian społecznych nie przynoszą w
100% oczekiwanych przez nas efektów. Zawsze wychodzi trochę
inaczej, zawsze po drodze muszą być powzięte pewne kompromisy,
zawsze następuje kontrast między teorią a praktyką. Zawsze
ktoś na tym zyskuje, a ktoś traci, bo nikt nie jest w stanie
ocenić wszystkich punktów odniesienia i wszystkich grup
społecznych, jeśli dąży do zmian politycznych i gospodarczych.
Jeszcze ważniejsze od marzeń i aspiracji polityków jest to,
abyśmy jednak mieli trochę odporności na trendy i mody. Abyśmy
myśleli, a nie unosili się na fali „wszyscy o tym mówią,
wszyscy o tym piszą”. Proszę, bądźmy choć trochę
indywidualistami, szanujmy naszą wolność…