Pobierz stronę w formacie PDF - Informator Pelpliński

Transkrypt

Pobierz stronę w formacie PDF - Informator Pelpliński
Na zdjęciu:
Franciszek
Chabowski
jako żołnierz
Korpusu
Polskiego
70 lat temu, w okresie okupacji hitlerowskiej, rozegrała się w Bielawkach rodzinna
tragedia. Z rąk dwóch członków SS ponieśli
śmierć małżonkowie Chabowscy: Weronika
z d. Wróbel (ur. 10.11.1876 r. w Laskach, pow.
Świecie) i Tomasz (ur. 8.12.1874 r. w Zdrójnie,
pow. Starogard) oraz ich syn Jan (ur. 13.03.1911
r. w Hellenowie, pow. Tczew). Sprawcami zabójstwa byli esesmani: Dinkelacker, zarządca
majątku rodziny Voss w Rombarku i Carski,
także zarządzający majątkiem w tej miejscowości, a przejętym po Antonim Brejskim.
Opis tragicznych zdarzeń sprzed siedemdziesięciu lat powstał na podstawie zeznań świadków: Franciszka Chabowskiego,
Benedykta Góralczyka, Marii Pawłowskiej (relacje z akt śledztwa) oraz Józefa Pawłowskiego
(relacja z września 2004 r.). Zeznania te nie
są spójnie ze sobą powiązane, ale oddają atmosferę bielawskiego mordu.
Pewnego czerwcowego dnia 1941 r.
Niemiec Dinkelacker z Rombarku zażądał
od syna gospodarzy z pobliskich Bielawek,
Jana Chabowskiego, aby oddał mu konia.
Polak odmówił, zapewnie nie zdając sobie
sprawy, jakie konsekwencje wywoła ta decyzja. Około 19 czerwca Dinkelacker ponownie zażądał od Jana, aby w dzień wolny od
pracy wziął swojego konia i udał się do lasu,
aby zwieść drewno. Jan zaprzągł zwierzę do
wozu, ale zamiast do lasu pojechał do oddalonego o 15 km Starogardu. Zdenerwowany
Dinkelacker dzień później pobił Jana i jego brata Franciszka. Według relacji Józefa
Pawłowskiego Chabowscy posiadali dwa
konie. W dniu, w którym Jan miał przewieść
drewno, jego rodzice jednym koniem pojechali
do Starogardu. Jan nie mógł w jednego konia
pojechać po drzewo dla Dinkelackera, bo nie
miał odpowiedniego zaprzęgu.
23 czerwca koło północy Benedykt
Góralczyk, robotnik rolny w posiadłości rodziny Voss w Rozbarku, otrzymuje polecenie
zaprzęgnięcia koni do bryczki. Miał zawieźć
Dinkelackera i jego kompana Carskiego do
Chabowskich. Esesmani mieli na sobie czarne
mundury tej formacji i byli uzbrojeni w pistolety. Po dojechaniu na posesję Dinkelacker wysiadł z powózki jako pierwszy i udał się bezpośrednio do drzwi, waląc w nie pięścią. Carski z
kolei podszedł do zaciemnionego okna domu.
W 70. ROCZNICę MORDU W BIELAWKACH
Tragedia rodziny Chabowskich
Drzwi otworzył Tomasz Chabowski. Esesmani
weszli do środka. Dinkelacker zapytał, gdzie
jego synowie. Po odpowiedzi ojca, że śpią,
zażądał, aby ich wezwać. W małej izbie stało sześć osób: matka, ojciec, Franciszek i Jan
Chabowscy oraz obaj esesmani. Obaj trzymali w dłoni pistolet, a Carski stał w drzwiach
zabezpieczając wyjście. Dinkelacker polecił
ubrać się Franciszkowi i pójść z nimi. Ojciec
rodziny kategorycznie nie wyraził zgody i stanął w obronie syna. Niemalże w tym samym
momencie Dinkelacker podniósł swój pistolet,
z którego oddał strzał. Kula ugodziła Tomasza
Chabowskiego w pierś. Upadł nieżywy na ziemię. Jego żona Weronika zaczęła płakać, a
Jan zdążył tylko zrobić zaledwie jeden krok w
kierunku ojca, kiedy i jego dosięgła kula.
Wykorzystując nieuwagę morderców
Franciszek wyskoczył przez okno i pobiegł w
kierunku pola zboża, znajdującego się tuż za
domem. Uciekając z mieszkania usłyszał dwa
kolejne strzały, które oddano w jego kierunku.
Kątem oka ujrzał, jak obaj esesmani obrócili
się i wychodzili z mieszkania.
Przybyły z Niemcami Benedykt Góralczyk
zeznał później, że po tym jak usłyszał w
krótkich odstępach czasu strzały, we wnętrzu domu rozległ się głośny i rozpaczliwy
krzyk. Po chwili obaj esesmani opuścili budynek, a za nimi wybiegła krzycząca Weronika
Chabowska. Padł kolejny strzał. Niestety,
Góralczyk nie zauważył, który z esesmanów
strzelał.
Po wszystkim obaj wsiedli do bryczki i tak
jakby nic się nie stało, kazali zawieźć się do
Rombarku. W czasie podróży powrotnej esesmani nie zamienili ani jednego słowa na temat dokonanego przez nich mordu.
Jeszcze tego samego dnia na teren posesji
Chabowskich zajechała ciężarówka, z której
wysiedli esesmani, a chwilę później drugi samochód z policjantami.
Ukrywający się w zbożu Franciszek
Chabowski rozpoznał znanego mu policjanta Narczyka. Niemcy zaczęli wołać, by
Chabowski wyszedł z ukrycia, co też uczynił.
Znajdujący się na posesji esesmani aresztowali go i pobili, po czym usiłowali go rozstrzelać, czemu stanowczo sprzeciwił się policjant
Narczyk. Policjant ten wprowadził Franciszka
do mieszkania. Zauważył on, że leżąca na
podwórzu jego matka otrzymała strzał prosto w serce. W mieszkaniu zauważył zabitego
ojca, również z postrzałem przy sercu. Jego
brat Jan leżał na podłodze nieruchomo, jęcząc z bólu błagał o pomoc. Policjanci polecili
Franciszkowi sprowadzić lekarza. Pobiegł do
mieszkającej w pobliżu rodziny Pawłowskich.
Sąsiad Józef Pawłowski udał się do Pelplina
i przywiózł lekarza. Po założeniu opatrunku
Jan Chabowski został zawieziony do szpitala
w Starogardzie, gdzie zmarł 26 czerwca 1941
r. o godz. 13.30 (informacja z aktu zgonu USC
Pelplin).
Kilka dni później władze okupacyjne wydały zezwolenie na pogrzeb i pochowanie
zamordowanych.
Według zeznań Marii Pawłowskiej, odbyło się to po upływie dwóch dni. Jej mąż
Józef zawiózł na konnym wozie zwłoki trójki
Chabowskich do kostnicy w Pelplinie, gdzie
następnie zostali pochowani na miejscowym
cmentarzu.
Jako powód śmierci Weroniki, Tomasza i
Jana Chabowskich niemiecki urzędnik magistratu w Pelplinie podał w aktach zgonu tych
osób – „zagrożenie bezpieczeństwa”.
Ocalały z pogromu Franciszek Chabowski
dwa lata później został powołany do niemieckiej armii, gdzie służył na terenach Francji i
Włoch. We Włoszech uciekł z Wehrmachtu i
dostał się do 2. Korpusu Polskiego. Brał czynny udział w walkach o wyzwolenie włoskich
miast. Do Polski powrócił w 1947 r. W domu w
Bielawkach czekały na niego siostry – Wanda
i Salomea. Na ścianach mieszkania jeszcze
przez wiele lat były widoczne ślady krwi.
W 1947 r. rozpoczęto działania w celu ukarania morderców członków rodziny
Chabowskich. Jednakże akta i zeznania przygotowane przez polski sąd zostały przekazane niemieckiej prokuraturze dopiero 20 lat
później. Obaj sprawcy zbrodni w Bielawkach
– Carski i Dinkelacker nigdy nie zostali ukarani za swoje przestępstwo. Carski zginął
na froncie wschodnim, a miejsca pobytu Dinkelackera nie ustalono, podobno
miał zaginąć w końcowej fazie zawirowań
wojennych.
Dochodzenie niemieckiej prokuratury w
połowie lat 70. XX wieku zostało umorzone na skutek śmierci oraz przypuszczalnej
śmierci sprawców wydarzeń.
Zamieszczona tu historia tragicznej
śmierci członków rodziny Chabowskich powstała na podstawie artykułu Przemysława
Zielińskiego „Zostały tylko ślady krwi”, zamieszczonego w „Gazecie Tczewskiej” (nr 2
ze stycznia 2011 r.). Opracowanie redaktora P. Zielińskiego jest fragmentem książki o
zbrodniach hitlerowskich na terenie Tczewa
i powiatu, nad którą pracuje tczewianin zamieszkały w Niemczech Tomasz Rajkowski,
historyk amator.
„
Bogdan Solecki
INFORMATOR PELPLIŃSKI 17