Jelce po bolońsku - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Jelce po bolońsku - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Jelce po bolońsku
Autor: Jacek Jóźwiak
O jelcach i ich łowieniu na bolońską przepływankę. Obyczaje tej ryby, w jakiej strefie wody się
trzymają, jak skonstruować zestaw, jak prowadzić go w nurcie, jaką przynętę zastosować...
O jelcu wszyscy zapomnieli. Nie pisze o nim wędkarska prasa, nie zajmują się nim autorzy książek.
Trochę szkoda, ponieważ jest to rybka waleczna, ma ciekawe obyczaje, a w niektórych rzekach
występuje powszechnie i daje się łowić wieloma metodami.
Więcej czasu poświęcają jelcom Brytyjczycy. Może dlatego, że na Wyspach ryby te zazwyczaj dorastają
do 35 cm i mieszkają niemal we wszystkich rzeczkach i rzeczułkach. Anglicy lubią też finezyjne techniki
łowienia, więc z jelcami spotykają się częściej niż wędkarze bardziej od stylu ceniący sobie komfort.
Ale przecież w Polsce rzek i rzeczek jelcowych jest także bez liku. Są nawet takie, w których w
cieplejszych miesiącach i przy niskich stanach innej ryby niemal się nie uświadczy. A jelce będą - dużo
jelcy - i będą chętnie brały.
Z jelcem jest trochę tak, jak do niedawna było z boleniem... Jest rybą lekceważoną, a nawet
pogardzaną. Nie przez to, że ma niesmaczne mięso (w przypadku jelca to wierutna bzdura powtarzana
bez końca za Wyganowskim), że jest nieduża, niezbyt waleczna, lecz przez to, że wydaje się trudna do
złowienia.
Tymczasem jelce w czystych rzekach bardzo często osiągają trzydzieści centymetrów długości i ćwierć
kilo wagi. Taka rybka na delikatnym zestawie zachowuje się bardzo dziarsko, walczy jak podróbka
pstrąga, jak kleń, jak dorodna płoć. Poza tym jelce penetrują rzekę stadami, nawet dość licznymi, więc
wstrzelenie się w dobre miejsce, rozsądne podnęcenie łowiska może przynieść równą ilość radości
wędkarskiej i kulinarnej frajdy. SZKOLNA RYBA
Trudność złowienia tej uroczej rybki nie wynika z jej przesadnej ostrożności czy przebiegłości przeciwnie, jelec nie jest zbyt mądry - lecz z faktu, że rybka ta lubi dość szybko płynącą wodę, płycizny
w twardym piaskiem na dnie, okolice środka rzeki, a więc miejsca, w które ogół wędkarzy nie sięga, ba,
które najczęściej omija się szerokim łukiem.
Poza tym jelce podczas ociepleń przenoszą się w wyższe warstwy wody i pasjami żerują na spływających
owadach. Wiedzą o tym doskonale muszkarze, którzy na jelcach roztrenowują swoje umiejętności,
zamierzając je wykorzystać później, podczas polowania na szlachetne salmonidy. Jelce mogą być
"rybkami edukacyjnymi" nie tylko dla facetów łowiących na sznurek, ale także i dla normalnych,
przyzwoitych wędkarzy...
Wyczynowcy łowiący na laski wiedzą o tym i znam kilku, którzy Wkrę i górny Orzyc doceniają jako
miejsce treningu. Ja sam nie uznaję za wędkę gołego blanku bez przelotek i kołowrotka, dlatego przez
wiele lat śliniłem się na widok oczkujących jelcy pośrodku rzecznego nurtu. Przed kilku laty pojawiła się
jednak bolonka. Nie metoda, nie technika połowu nawet, a styl wędkarski zwany różnie. Już to
odległościówką włoską, już to francuską, już to po prostu techniką bolońską.
Odległościówkę wymyślili - i skomplikowali do przesady - Anglicy. Technika to o tyle piękna, co złożona i
nie bardzo dająca się zastosować w rzekach o szybszym nurcie. Abstrahując już od logarytmów rozkładu
obciążenia, żyłka zanurzona w wodzie - co jest kanonem matchówki - nie pozwalała na kontrolowanie
zestawu w zmiennych prądach rzecznych.
Ktoś, kto pierwszy zaczął łowić na bolonkę, zastosował przekorne rozwiązanie - żyłka między szczytówką
a spławikiem nie ma prawa nawet dotknąć wody. I to jest bolonkowy kanon. JELCE I KANONY
Na początku wiosny jelce raczej trzymają się dna. Potem podnoszą się coraz wyżej, by w koncu
wylądować pod powierzchnią. Na swoje stanowiska wybierają długie rynny o równomiernym i
zdecydowanym uciągu oddalone najczęściej od brzegu na kilkanaście metrów i głębokie na 2-3 m. Tam
czekają na spływające kąski, głównie bezkręgowce, ale także roślinne i zwierzęce szczątki. Podobnie jak
klenie i jazie - większe ryby z rodzaju Leuciscus - są wszystkożerne.
Jednak w chłodniejsze dni - a także te najbardziej upalne - wracają na dno. Zwłaszcza te ostatnie
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 03:28
Portal Muskie.Pl
stanowiska znakomicie nadają się do pierwszej części kursu łowienia na włoską odległościówkę. Pozwolą
zarówno na zrozumienie zasad, a także na zdobycie doświadczenia i opanowaniu bolońskiego rzemiosła.
No więc zestaw - jak to w odległościówce, możliwie delikatny. Jak najdelikatniejszy wręcz. Na
precyzyjnym kołowrotku żyłka 0,12 mm, przypon 0,10. Spławik - w zależności od szybkości nurtu i
głębokości łowiska. Korzystam z tych samych bombek z długim metalowym kilem, którymi posługują się
wyczynowcy. Inaczej trochę obciążam zestaw - pojedynczą oliweczką z kanalikiem zabezpieczonym
rurką igelitową. Nie dociążam spławika - jeżeli więc ma on 5 g wyporności, to zakładam oliwkę 4 g,
jeżeli 12, to 10 g. Nie jest to specjalnie profesjonalne postępowanie, ale nie jestem przecież
zawodnikiem, więc mogę sobie pozwolić na to, by oprócz antenki wystawał nad powierzchnię kawałek
korpusu. To wygodniejsze - spławik nie ginie z oczu przy lada jakim muśnięciu zestawu o dno. Jelce
biorą dość agresywnie, zdecydowanie. Nawet malutka rybka zatopi duży spławik, pod warunkiem, że
różnica między wypornością a obciążeniem nie będzie przesadnie wielka. Najwyżej 2 g, lepiej 1 g.
Haczyk także nie musi być malutki, jelec ma bowiem gębę jak się patrzy. Używam dwunastek Kushiro
lub Gamakatsu o krótkim trzonku i lekkim przygięciu grotu w kierunku trzonka. DO WODY!
Nie kombinuję z przynętami. Wczesną wiosną drobna kalifornijka jest przez jelce chwytana najchętniej.
Teraz, na przełomie maja i czerwca przewagę mają białe robaczki, a jeszcze później najlepsze będą
jasnobrunatne castery lub kanapki - caster plus biały robak.
Podaję zestaw w rynnę. Zarzucam w górę rzeki, po skosie. Trochę dalej, niż wynosi długość wędziska.
Jakieś 8-9 m. Natychmiast zbijam kabłąk i wybieram luz żyłki. W tym czasie zestaw spływa jakieś 2-3
m., przynęta osiąga strefę przydenną. Zaczyna się "spływ roboczy"...
Wędzisko lekko tylko wzniesione. Żyłka napięta, nie dotyka wody. Zestaw spływa. Z trudem
powstrzymuję się od wybierania żyłki kołowrotkiem. Nie trzeba tego robić, by nie dopuścić do zbyt
dużego zwisu i opuszczenia żyłki na wodę. W tym cała filozofia bolonki - to się robi kijem. Zestaw
spływa, a ja podnoszę szczytówkę. W chwili, gdy spławik znajdzie się na wprost mnie, wędka jest
uniesiona niemal prostopadle. Zestaw mnie mija, a ja zaczynam opuszczać top.
Reakcja na branie jest dzięki takiemu prowadzeniu zestawu natychmiastowa. Wystarczy dynamiczny
skręt nadgarstka i można zaczynać hol. Bolonka nie różni się więc właściwie niczym od klasycznej
delikatnej przepływanki. Jej tajemnica zawiera się w sprzęcie - w długości kija, który pozwala na dłuższy
"spływ roboczy" i w jego lekkości umożliwiającym czynne wędkowanie nawet przez cały dzień.
Opanowanie tej techniki łowienia nie powinno zabrać zbyt wiele czasu. Na jelcowych rzekach trening i
nauka mogą być bardzo przyjemne. Na początku trzeba myśleć jeszcze o wszystkim - o prawidłowym
zarzucaniu, błyskawicznej redukcji żyłki, o tym, by nie przełożyć szczytówki za plecy, a przede
wszystkim o tym, żeby żyłka nie poniewierała się po wodzie.
Jelce, jeżeli tylko dobrze wybierze się miejsce i zanęci kilkoma zwięzłym kulami zanętowymi, brać będą
jeden za drugim. Nauczą stylu bolońskiego szybciej niż treningi na wielkich rzekach i wielkich rybach.
Prowadzenie zestawu po drugiej, trzeciej wyprawie będzie już odruchem warunkowym. Odruchem
jelcowym, można powiedzieć... http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 03:28