Darmowy fragment www.bezkartek.pl

Transkrypt

Darmowy fragment www.bezkartek.pl
t
en
m
g l
fra tek.p
y
ow zkar
m
e
r
Daww.b
w
t
en
m
g l
fra tek.p
y
ow zkar
m
e
r
Daww.b
w
Jacek Kleyff
Rozmowa
t
en
m
g l
fra tek.p
y
ow zkar
m
e
r
Daww.b
w
Projekt okładki fajne chłopaki
Fotografia na okładce © by DARIUSZ CZYŻYK
Fotografia na wyklejce © by MAŁGORZATA LIPMANN
Copyright © by JACEK KLEYFF, 2012
t
en
m
g l
fra tek.p
y
ISBN 978-83-7536-480-4
ow zkar
m
e
r
Cena: 31,90 zł
Daww.b
w
Redakcja magdalena budzińska
Korekty anna rewilak / d2d.pl, agata czerwińska / d2d.pl
Redakcja techniczna ROBERT OLEŚ / d2d.pl
Słowo na początek
W listopadzie 2011 roku w Warszawie w miesięczniku „Lampa”
ukazał się wywiad Kazimierza Malinowskiego ze mną. Gdy po
zaznajomieniu się z tym wywiadem oraz ze mną osobiście Wydawnictwo Czarne zaproponowało mi wydanie całej książki
t
w tym stylu, jasne było, że rozmowa z Kazimierzem,
zaktualizoen
m
l
wana i uzupełniona, wejdzie do książki
w całości.
Pytania
zadane
g
ra ek.p
f
t
y
przez niego zostały tu więc opisane
literą jego imienia.
r
w kapierwszą
ow tej
z rozmowie odpowiedzi są mom
Z kolei wszystkie zawarte
e
r
a w.b
jego autorstwa i chcę D
tu w
znienacka poinformować, że nieśmiało
w
zbliżam się do bycia kibicem taoizmu. Po prostu ta dialektyka jest
mi najbliższa. Siedzi to we mnie w sposób mniej uświadomiony
chyba już od dzieciństwa i do tego stopnia głęboko, że w rozmowie – często słysząc, co sam mówię – od razu symetrycznie
słyszę, jak budują mi się w głowie argumenty przeciwne, czyli
co ja bym odpowiedział, gdyby mi ktoś mówił to, co ja właśnie
mówię. I o dziwo, przeważnie słyszę potem od rozmówczyni czy
rozmówcy coś bardzo zbliżonego.
Mam sześćdziesiąt pięć lat i w życiu tego rodzaju rozmów słyszałem na własne uszy, a także odbyłem, już krocie.
Przeprowadzali je ze mną liczni bliżsi i dalsi mi ludzie, wierzący i agnostycy, klerykałowie i antyklerykałowie, alpiniści
i płetwonurkowie, śpiewacy i malarze, dzisiejsi PiS­‑owcy i platformersi, kobiety i mężczyźni, a także alkoholicy, marihuaniści,
asceci, psychologowie, normalni i wariaci.
5
Ich pytania pozwalam tu sobie często cytować bezpośrednio,
tak jak zostały zadane, czasem scalam je z innymi, czasem rozdzielam i przeparcelowuję do bliskich tematycznie.
Kilkanaście pytań technicznie koniecznych dla spójności rozmowy dołączyłem i ja sam z tą swoją taoistyczną skłonnością.
Trzeba też Państwu wiedzieć, że wśród tych bezimiennych
pytań absolutną większość zadał pewien wskazany i polecony
przez Wydawnictwo Czarne redaktor. Gdy na wszystkie jego pytania odpowiedziałem – a zaręczam, że stanowi to najobszerniejsze i najesencjonalniejsze clou tej całej tu rozmowy – redaktor ów wycofał z książki swoje nazwisko, prosząc, bym zmienił
formę i składnię jego pytań, jeżeli chcę zachować bez zmian te
moje (mozolnie spisane przez niego) odpowiedzi. Miałem przebłysk, by w związku z tym też wycofać się z całego tego przedsięwzięcia, ale traf chciał, że wraz z rodziną przejedliśmy już
cały suty zadatek, i właściwie tę książkę zawdzięczają Państwo
po trosze także tej żarłoczności, bo jak zbity pies podwinąłem
ogon pod siebie i spełniłem bezlitosneewymagania
enigmatycznt
m
l
nego redaktora.
g
.p
frasię
ekbyć szczery do bólu i pot
y
W odpowiedziach zaś starałem
r
ow zka
zwoliłem sobie na bardzo
rm.dużo.
be
a
D
w
Jeśli dla kogoś z Państwa
to za dużo, to przepraszam, ale jedww
nak zapraszam do lektury.
To się już nagrywa?
Kazimierz Malinowski: No. Tu z okna mamy czajonko na twoje auto.
Nie no, ja się nie boję o samochód, bo mi nikt go, odpukać, nie
rusza. Mój samochód to suzuki swift i ma na imię Pan Stanisław.
K: Ja tak z rowerami mam, wolę takie, żebyeje
ntmożna było zostawić,
m
żeby powierzchownością pożądania anie
.pl
r gekbudziły.
f
t
y
To ja tak samo musiałem udawać,
że jestem marny, żeby mi żyow zkar trzeba było obowiązkowo
cia nie kradli. Wojsko ana
e
rmstudiach
D wżeby
w.b ci nie dali więcej niż od biedy szezaliczyć – na trzy minus,
w
regowca i nie powoływali potem jako nadającego się do czegoś
w armii. W studium wojskowym – był obowiązek, żeby jak bądź,
ale jakoś zdać, by móc przejść na następny rok ze wszystkich innych przedmiotów. Wtedy nie było nawet myślenia o dezercji.
K: Za moich czasów Kurzyniec okupacją studium wojskowego na
Jagiellonce wywalczył już wyjście armii z uniwersytetów.
To zrobił Ruch „Wolność i Pokój” w latach osiemdziesiątych,
a ja jestem studentem gomułkowsko­‑gierkowskim i wtedy bez
zaliczonych zajęć wojskowych wylatywałeś. Trzy minus to był
punkt równowagi.
K: Tak mi teraz luźno przyszło do głowy, że na nasze wsie pod Lub‑
lin, na Dąbrówkę, Biadaczkę, Pryszczową Górę, Samoklęski, Staroś‑
cin, na twoją Wolkę Krasienińską czy wreszcie na moją Dębczynę,
też przyjechali ludzie z planem trzy minus dla systemu… Jacek, jak
to się stało, żeś w sobie poetę odkrył?
7
Na samym początku chcę powiedzieć, że na samym początku
był chaos, a inni twierdzą, że na samym początku było słowo.
Nasuwa się tu podejrzenie, że w obu przypadkach chodzi o to
samo. A podświadomie chyba każdy prawdziwy poeta to rycerz
walki o udowodnienie, że jednak to nie jest prawda i że słowo
nie jest chaosem, że chaos był jednak trochę wcześniej. Natomiast prehistoryczny człowiek – który jako taki raczej na pewno poetą był – wymyślił to „słowo” właśnie dla okiełznywania
tego chaosu; jednak jak z każdym wynalazkiem można go też
używać w przeciwnym kierunku. Noża wymyślonego (tak obstawiam) do chleba prędko zaczęto używać także i do gardeł.
Podobnie tutaj – słowa prędko zaczęto używać też do spraw
niewysławialnych. Czym innym jest bowiem powiedzieć dla
zaznaczenia, że jest się poza jakąś zbiorowością: „Nie zgadzam
się z takim przedstawieniem najwyższej istoty”, a czym innym,
gdy ktoś próbuje reszcie społeczności narzucać komunikat w rodzaju: „Najwyższa istota ma długą białą suknię i jest jednookim
t
mędrcem”. W pierwszym przypadku mówiący
za pomocą słów
en
m
l
wyzwala się z kłopotu wysławialnego.
W drugim –
wkracza
g
ra ek.p
f
t
y
w niewysławialne, ponieważ
istota
r najwyższa z samej swej najowwięc
zkanieopisywalna naszymi zmym
wyższości jest niedosiężna,
e
r
Daw
w.b naturalnym stanem człowieka
słami tuż przy ziemi.
A zatem
w
wydaje mi się milczenie, a wszelkie zakłócanie go mową wynika z tego, że mówiący ma jakiś kłopot.
To jaki kłopot ma ten drugi od jednookiego mędrca?
Ten drugi ma głównie kłopot ze sobą, boi się, że świat go nie
zauważa, i próbuje siłą narzucać mu swe niesprawdzalne urojenia, ale to są tylko moje przeczucia; w tej materii nie ma nigdy nic pewnego.
A dzisiejsi poeci?
Dzisiejsza prawdziwa poezja, w moim pojęciu, jest stanem mówienia niejako ostatniego, by nie powiedzieć – ostatecznego, poprzedzającego zamilknięcie. Popatrz, ilu poetów w sytuacjach
krytycznie niewysławialnych milknie. Niektórzy, jak Kafka – obstawiam, że jego proza jest też poezją – posuwali się nawet do
prób zniszczenia własnej twórczości przed samą śmiercią.
To jaki kłopot ma poeta mówiący wiersz?
8
Trochę to wynika z treści wiersza, ale według mnie prawdziwy
poeta, pisząc lub wygłaszając wiersz, ma kłopot, czy aby za mało
nie pracuje nad swoim „WIELKIM NIE WIEM”.
Co to znaczy?
Wielkie Nie Wiem we wschodnich systemach filozoficznych przekornie określa najwyższą świadomość człowieka w danym momencie jego życia; to stan jakiejś wiedzy, nad którym zawsze
można postawić jeszcze jedno pytanie, na danym etapie rozwoju – bez odpowiedzi. Z czasem, rozwijając się i po prostu żyjąc,
doświadczamy odpowiedzi na to pytanie i nasze osobiste Wielkie Nie Wiem znów stoi piętro wyżej, pod pytaniem następnym.
Można to oczywiście nazwać czczym filozofowaniem, ale oni
tam potem, parę tysięcy lat temu, wymyślili proch, papier, tusz
i inne epokowe wynalazki, jak na przykład latawce.
A poeta…
A ten nasz prawdziwy poeta gra słowami ze swoją jaźnią, żeby
mu podsunęła choć słówko odpowiedzi na postawione przez
t
niego pytanie – postawione z największej
enduchowej wysokości –
m
l
w danym momencie olśnienia. Czasem
ragek.pjego ukryta jaźń w pof
t
y
rozumieniu z jego losem coś mu
odpowiada i wtedy taki wiersz
ow kar
robi na nas wrażenie. arm bez
.
D wwcodziennym?
A co ze słowem potocznym,
w
Natomiast w życiu codziennym słowo jest najcudowniejszym
narzędziem likwidowania kłopotów. Jeśli ktoś mówi: „Gdzie
jest chleb?” – kłopot jest jasny. Nawet gdy ktoś mówi: „Kocham
cię” – to też ma kłopot, mianowicie taki, że najdroższa osoba
o tym nie wie. Ale naturalnym naszym stanem jest – w moim odczuciu – milczenie, a w tej bardzo głośnej od moich słów kilkusetstronicowej rozmowie pragnę jedynie wyjść z kłopotu, jakim
jest trud udowodnienia powyższego odczucia. Konkretnie zaś
w tym momencie, teraz, od trzech minut mam taki kłopot, żeś
ty już orzekł, że ja odkryłem w sobie poetę; pytasz też o wsie…
To zacznij od wsi. Skąd ci się wzięła ta wieś?
Trzeba tu więc wstępnie powiedzieć, że na początku stanu wojennego, w 1982 roku, w pewien rejon Lubelszczyzny zjechało
wiele osób, żeby zamieszkać w opuszczonych przez rolników
domach, to znaczy żeby je wynająć. Biadaczka, Samoklęski;
9
jak widać po nazwach, czasem bardzo biednie. Klin ziemi marnej wbity w żyzny czarnoziem Lubelszczyzny. Rolnicy szukali
lepszego życia, żenili się z lepszą ziemią, z pannami, których
rodzice pobudowali się przy asfalcie, i dlatego tam, w tych Biadaczkach pod Lubartowem, stało mnóstwo pustych chałup do
wynajęcia. I nagle zjechało sporo ogólnopolskiej zbuntowanej
młodzieży, jak zwykle na każdym etapie zwanej alternatywną,
pojawili się nowi ludzie, a wśród nich ja i ty. Przyjechał i Słoma,
znaczy Jerzy Słomiński, ze Szczecina, i z osiem rodzin z Lublina, w tym późniejszy perkusista naszej Orkiestry Na Zdrowie,
w skrócie ONZ, Jacek Warszawa, byli też młodzi uciekinierzy mający po szesnaście lat, na tak zwanych gigantach. Zajmują chałupy, ale przeważnie nie żyją w komunie, tylko każdy koleguje
się z najbliższymi wiejskimi sąsiadami, od których bierze mleko, uczy się, jak założyć warzywniak. Jednocześnie pracujemy
własnymi rękami, jeden repusuje kolczyki, drugi maluje obrazy i jeździ na prace wysokościowe, trzeci robi bębny. To było ze
t
sześć wsi. Jak graliśmy muzykę, to zespół
en miał się początkowo
m
l
nazywać Rowersi, bo dojeżdżaliśmy
siebie
na rowerach, najragedo
k.p
f
t
y
wyżej w pół godziny. W szopie
u Słomy powstawała cudowna
ow kar
muzyka. Wiesz, zima astulecia,
rm.bezczterdzieści dwa stopnie mrozu,
w i gramy na bębnach, a jak to później
my w szopie palimy D
w kozie
ww
puszczamy na jakichś Dniach Wiosny w Hybrydach czy w Radiu
Kolor, to ludzie mówią: „Ale gorąca, tropikalna muzyka! Jak zdobyliście takie nagrania?”. A my odpowiadamy: „W walonkach”.
A co robiłeś wcześniej, jak było na początku?
Jeśli zaś pytasz o moje początki… No więc wyobraź sobie, że
z chruszczowowskiego i potem breżniewowskiego Kraju Rad
przychodziły niesamowite samizdaty, trzaskane w sześciu kopiach na maszynie do pisania na bardzo cienkim papierze. Także
teksty i nagrania ballad takich ludzi jak śpiewak łagierny Szulc,
Wysocki, Galicz, Okudżawa i inni. I można było, i dawali radę!
To trzeba Rosji oddać; w ogóle trzeba Rosji oddać, że jak długo
Polak będzie kazał sobie mówić „pan” – wywyższając się i nie
dostrzegając Rublowa, Riepina, Czajkowskiego z Szostakowiczem (oczywiście obok wielkości naszego Chopina) i dalej, na
przykład Ciołkowskiego od rakiet balistycznych czy Bułhakowa
10

Podobne dokumenty