Euroszansa. Piotr Lutek Napisano tyle o niedawno zakończonym
Transkrypt
Euroszansa. Piotr Lutek Napisano tyle o niedawno zakończonym
Euroszansa. Piotr Lutek Napisano tyle o niedawno zakończonym Euro, że zrobiło się trochę ciasno. Szczególnie gdy chce się napisać coś niegłupiego i świeżego. Może zacznę więc od wniosków trywialnych z nadzieją, że mój umysł się rozkręci i dostarczy nieszablonowej konkluzji. Tak wielkiego, globalnie zauważanego i „wypasionego” medialnie widowiska w Polsce jeszcze nie było. Pewnie też długo nie będzie. Pytanie czy Polska zyskała na tym wizerunkowo należy do retorycznych. Podobnie jeżeli chodzi o miasta, które gościły piłkarzy. Znacznie ciekawszym wydaje się kwestia czy skorzystaliśmy optymalnie. Tego zresztą też nie sposób ocenić w tym momencie bez odpowiednich badań. Komentarz pozwala mi jednak pokusić się o osobistą refleksję. Zarówno na poziomie kraju, jak i miast-organizatorów już od dłuższego czasu funkcjonuję strategie markowe. Zresztą inne ośrodki, które mogły zyskać dzięki tranzytowi, też w większości posiadają swoje pomysły. Jakoś nie przypominam sobie zbyt intensywnej komunikacji, która miałaby podkreślić nasz creative tension. Oczywiście można zakładać, że wbiliśmy do głów turystów futbolowych tę ideę na poziomie doświadczania. Byłoby to jednak założenie szyte gruby nićmi. Zawsze przecież warto ukierunkować sposób myślenia i postrzegania. Chcąc ubrać tę tezę w okrągłe zdanie, powiedziałbym, że ograniczyliśmy się do sukcesów biernych. Co oznacza, że co najmniej naruszyliśmy istniejące od lat stereotypy, daliśmy się poznać jako naród wesoły, gościnny i przyjazny, przełamaliśmy pierwsze lody. To bardzo dużo bez wątpienia. Czy jednak nie można było trochę odważniej? Aktywniej z punktu widzenia promocji? Nikt nam nie zabraniał. I w tym miejscu pojawia się drobna analogia do postawy samych kopaczy. Osiągnęliśmy remis z Rosją, bo graliśmy na ten wynik. Tymczasem Rosjanie stali prawie bezruchu przez ostatnie 30 minut meczu i bardziej zachłanna, pewna siebie drużyna dołożyłaby im jeszcze ze dwa gole. Może więc to nasza cecha narodowa, że zadowalamy się połową sukcesu. Mam przekonanie, że w obszarze promocji tak właśnie było. Bardzo jestem ciekaw czy odpowiednie badania na poziomie europejskim wykazałyby zaszczepienie głównej idei kraju czy wybranych miast w głowach tych, którzy nie wystraszyli się materiału BBC i pojawili się u nas. Co do wielkiego, pozytywnego zaskoczenia mam jednak spore wątpliwości. Z drugiej strony ten brak wiary w sukces i narzekanie dobitnie świadczy, że jest prawdziwym synem tej ziemi. Jeżeli chciałem potwierdzenia, sukces mam w kieszeni. Podobnie z Euro – jeżeli chcieliśmy zmniejszyć dystans jest złoto, w zakresie pozycjonowania nie wyszliśmy z grupy. 1