Zdrowe laboratorium - Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia
Transkrypt
Zdrowe laboratorium - Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia
|ROZMOWA Z... fot. M. Danch LABORATORIUM 5-6/2010 Zdrowe laboratorium Z dr. n. med. Piotrem Z. Brewczyńskim, dyrektorem Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego, oraz dr. hab. inż. Andrzejem Sobczakiem, kierownikiem Zakładu Szkodliwości Chemicznych, rozmawia Mirosław Danch. Dr hab. inż. Andrzej Sobczak Już na pierwszy rzut oka Państwa Instytut sprawia wrażenie placówki wysoce interdyscyplinarnej. Piotr Z. Brewczyński: To prawda, chociaż w laboratoriach królują chemia z biologią i fizyką, to w naszym instytucie te podstawowe dziedziny wiedzy są wykorzystywane w kontekście nauk medycznych – w tym w szczególności zdrowia środowiskowego, ulegającej obecnie istotnym przekształceniom, wraz z postępem kulturowo-technologicznym, tradycyjnej medycyny pracy oraz toksykologii klinicznej. Wynika to z tego, że problemy badawcze, którymi się tutaj zajmujemy, dotyczą w dużej mierze oceny wpływu stanu środowiska (w tym także środowiska pracy) na zdrowie człowieka. Stąd też konieczność zatrudniania specjalistów z różnych, czasami pozornie tylko bardzo odległych od siebie dziedzin, takich jak alergologia czy chemia analityczna. Posiadają Państwo unikatową w skali kraju przychodnię medycyny środowiskowej. Czym różni się ona od innych placówek służby zdrowia? P.Z.B.: Przede wszystkim w tym zakresie nie jesteśmy typową placówką medyczną. Nie mamy podpisanego kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia na świadczenie usług medycznych. Z jakiej przyczyny? P.Z.B.: W koszyku świadczeń zdrowotnych nie ma na razie miejsca dla medycyny środowiskowej. Wszystkie prace, które wykonujemy na tym polu w Instytucie, 6 są realizowane w ramach grantów lub prac zleconych przez samorządy lokalne czy zakłady pracy. To do nich kierujemy w pierwszej kolejności nasze usługi. Wiem, że z wykształcenia jest Pan lekarzem specjalistą chorób wewnętrznych i alergologiem. Problem alergii dotyka coraz częściej pracowników laboratoriów. Co mógłby Pan im doradzić? P.Z.B.: Przede wszystkim proponujemy pracodawcom wykonywanie oceny ryzyka zdrowotnego na stanowisku pracy. Dalej, przeprowadzanie badań wstępnych (profilaktycznych u kandydatów do podjęcia różnych zawodów) w celu określenia ogólnych i szczegółowych predyspozycji m.in. do chorób alergicznych. Jesteśmy do tego przygotowani, mamy odpowiedni sprzęt i przeszkolony personel, a co najważniejsze – długoletnie już doświadczenie. Ważne jest też, by po stwierdzeniu u konkretnej osoby wystąpienia objawów alergii miała miejsce ścisła współpraca pomiędzy klinicystą alergologiem a analitykiem. Zwłaszcza w obszarze oznaczania specyficznych białek IgE odpowiedzialnych za wystąpienie reakcji alergicznej typu natychmiastowego oraz oceny parametrów swoistej odporności komórkowej – klinicznie ocenianej przez nas w formie naskórkowych testów kontaktowych z licznymi substancjami chemicznymi. Stale zagospodarowywanym polem dla tej współpracy – zarówno w Polsce, jak i na świecie – jest dążenie do udoskonalania (standaryzowania) testów symulacji stanowiska pracy. Jak powinna przebiegać modelowa współpraca pomiędzy lekarzem a analitykiem? P.Z.B.: Przede wszystkim musi być między nimi zachowany i pielęgnowany dialog. Każde zagadnienie powinno być przedyskutowywane. Lekarz nie jest specjalistą w dziedzinie nauk podstawowych, takich jak chemia czy fizyka, więc jest oczywiste, że powinniśmy chcieć korzystać z doświadczenia naszych kolegów chemików, biologów czy fizyków. Dobrym przykładem takiej współpracy jest nasza baza danych dotycząca szkodliwych substancji chemicznych będących potencjalnymi alergenami. Moje spotkania z chemikami zaowocowały tym, że baza ta jest obecnie weryfikowana, a jej zawartość pogłębiana w zakresie danych technologicznych (tj. m.in. informacji określających, gdzie we współczesnym świecie – ze szczególnym uwzględnieniem polskiego rynku – nasi chorzy mogą się spotkać z konkretnymi alergenami). Dzięki temu bankowi danych – w momencie stwierdzenia u konkretnej osoby uczulenia – możemy wygenerować każdorazowo pakiet informacyjny w formie wydruku i szybko podjąć właściwe działania, nie tylko lecznicze, ale i profilaktyczne, odpowiednie dla konkretnego pacjenta. Wróćmy do pytania o pracownika laboratorium, który stwierdził u siebie objawy alergii. Czy może zwrócić się on bezpośrednio do Państwa? P.Z.B.: O ile objawy te dotyczą skóry, najrozsądniej w takim przypadku będzie ROZMOWA Z... zgłosić się najpierw do lekarza dermatologa. W przypadku objawów dotyczących układu oddechowego – do lekarzy ogólnego lub laryngologa; mając określone podejrzenia, skierują oni chorego do nas. Dlaczego? P.Z.B.: W medycynie, podobnie jak w analityce, istotną rolę odgrywa statystyka. Wiadomo, że pewne zjawiska występują częściej, inne rzadziej. Należy zatem najpierw wyeliminować te zdarzające się częściej, poprzez wywiad przeprowadzony przez lekarza pierwszego kontaktu. Innymi słowy, analityk nie musi być uczulony na lateks pochodzący z jego rękawic laboratoryjnych czy na środki odkażające stosowane w laboratorium, ale może mieć dziecko, które w danym czasie choruje np. na różyczkę czy świerzb i mógł się od niego zarazić. Dopiero wtedy, kiedy okaże się to konieczne, do akcji powinien włączyć się alergolog. Na tym etapie diagnozy jesteśmy do pełnej dyspozycji z naszym doświadczeniem i wspomnianą wcześniej bazą danych. Czym zajmują się pracownicy Zakładu Szkodliwości Chemicznych? Andrzej Sobczak: Wykonujemy najwięcej prac związanych z dwoma obszarami tematycznymi. Pierwszy z nich to analiza metali ciężkich (m.in. ołów, cynk, kadm, rtęć). Badania prowadzimy różnymi metodami i w różnych matrycach, zarówno w próbkach biologicznych, jak i w glebie, wodzie i powietrzu. Próbki te pochodzą z terenu całego kraju, gdyż nasza działalność ma zasięg ogólnopolski. Drugi z obszarów naszych zainteresowań to badania metodami chromatograficznymi (chromatografia gazowa i wysoko sprawna chromatografia cieczowa). Możemy poszczycić się nowoczesnym sprzętem. Kupiliśmy ostatnio chromatograf gazowy z tandemowym detektorem mas. Posiadamy też wysoko sprawny chromatograf cieczowy wyposażony w bardzo czułe detektory: DAD i fluorescencyjny. Badania metodami chromatograficznymi koncentrują się wokół oznaczania WWA, lotnych związków organicznych, w próbkach środowiskowych. Oprócz tego przeprowadzamy badania metabolitów ksenobiotyków, takich jak np. 1-hydroksypiren czy kwas migdałowy, w materiale biologicznym (m.in. w moczu). Obecnie realizujemy dwa granty MNiSW. Ale nie skupiamy się wyłącznie na działa- niach badawczych. Sporządzamy karty charakterystyki substancji niebezpiecznych, wykonujemy ekspertyzy z zakresu oddziaływania szkodliwych czynników chemicznych na zdrowie, dokonujemy oceny higienicznej stanowisk pracy, wpływu technologicznego, prowadzimy szkolenia. Jest tego sporo... Ma Pan mnóstwo pomysłów na poszerzanie działalności badawczej... A.S.: W naszym fachu pomysłowość to ważna cecha. Ważne jednak, by badania miały wymiar praktyczny i by były odpowiedzią na faktyczne zapotrzebowanie naszych zleceniodawców. Ostatnio dużo pracuję nad rozszerzeniem naszych badań na zagadnienia związane z narażeniem na dym tytoniowy... To temat bardzo aktualny i chyba kontrowersyjny? A.S.: Faktycznie. Temat jest bardzo aktualny i drażliwy. Powiedzmy sobie uczciwie, palenia tytoniu wśród ludzi nie wyeliminujemy. Ludzie będą palić. Może mniej, ale będą. Przynajmniej w ciągu dekady lub dwóch ten nawyk nie zostanie wyeliminowany. Tym samym osoby postronne będą narażone na dym tytoniowy. To, że palenie bierne jest szkodliwe, zostało naukowo udowodnione i nie budzi wątpliwości. A zatem zagrożenia związane z narażeniem na dym tytoniowy są realne i aktualne. Przygotowywane są także przepisy antytytoniowe w randze ustawy. A.S.: No właśnie! Te przepisy dają nam pole do popisu w obszarze analityki powietrza w miejscach publicznych pod kątem zawartości substancji powstałych po spaleniu tytoniu. Jest tu sporo do zrobienia, ale mamy na tyle doświadczenia i odpowiedniego sprzętu, by podjąć to wyzwanie. Czy istnieją metody diagnostyczne, które potrafią jednoznacznie wykazać, że dana osoba zapadła na schorzenie pod wpływem wdychania dymu tytoniowego? A.S.: To skomplikowane zagadnienie. Precedens miał miejsce w ubiegłym roku w Gdańsku, podczas procesu o zadośćuczynienie za utratę zdrowia z powodu biernego palenia. Onkolog, profesor Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku, który leczył kobietę, stwierdził, że bierne palenie mogło wywołać u niej raka |LABORATORIUM 5-6/2010 płuc. Moim zdaniem, jeżeli udowodni się, że dana osoba była narażona na palenie bierne, można mówić o znacznie zwiększonym ryzyku zachorowania. Myślę jednak, że nikt (póki co) nie odważy się wysunąć tezy, że bierne palenie jest bezpośrednią przyczyną zachorowania na raka płuc osoby niepalącej. Nie ma do tego podstaw. Są natomiast podstawy i możliwości techniczne, by oceniać narażenie pracowników na bierne palenie. Jakie związki wchodzące w skład dymu tytoniowego są najbardziej podejrzane o działanie rakotwórcze? A.S.: Jest ich wiele. W pierwszej kolejności trzeba by powiedzieć o N-nitrozoaminach, pochodnych nikotyny. Są to związki specyficzne właśnie dla dymu tytoniowego i wiadomo w 100%, że są to związki powodujące nowotwory. Jak zanieczyszczenie środowiska substancjami innymi niż dym tytoniowy wpływa na ocenę szkodliwości tego ostatniego? A.S.: To tło środowiskowe nieco utrudnia nam oznaczanie niektórych substancji zawartych w produktach spalania tytoniu. Mam tu na myśli przede wszystkim 1-hydroksypiren, który oznaczamy m.in. w organizmach osób narażonych na dym tytoniowy. Związek ten może być biomarkerem narażenia na dym tytoniowy u osób palących, ale u palących biernie – niestety już nie, właśnie ze względu na jego obecność w tle środowiskowym (np. w powietrzu zanieczyszczonym spalinami samochodowymi). Jeśli już mówimy o substancjach szkodliwych zawartych w powietrzu miejskim, nie sposób nie wspomnieć o nitrowych pochodnych WWA. A.S.: W Instytucie została opracowana metodyka oznaczania tych substancji przy użyciu GC-MS. Było to przedmiotem rozprawy doktorskiej pracownika Zakładu Szkodliwości Chemicznych. Są to związki aromatyczne podstawione grupami nitrowymi w różnych pozycjach, występujące w śladowych ilościach w środowisku, więc opracowanie metodyki nie należało do najłatwiejszych, ale udało się. Jesteśmy jednym z nielicznych ośrodków w Polsce wykonującym badania tych szalenie niebezpiecznych związków. Tym bardziej gratuluję i życzę wielu dalszych sukcesów. 7