reportaż

Transkrypt

reportaż
10 lipca 2012r.
Jelenia Góra
~ fryga
Tour de Pologne Amatorów – Jelenia Góra – Ach, fajnie było! Wiem, Ŝe od razu pojawią się głosy (były juŜ
wcześniej), jaki sens ma udział w wyścigu na 39,2 km, za który naleŜy zapłacić 120,00 złoty. Odpowiem, Ŝe taki
sam jak w kaŜdym innym z tą róŜnicą, iŜ mamy pewną wartość dodaną. A jest nią fakt uczestniczenia
w rewelacyjnie zorganizowanym przedsięwzięciu sportowym. Kiedy przed startem jechałem po finiszowych
kilometrach do mety, to szczerze zapragnąłem aby choć raz, jakaś część tego wyposaŜenia, jakie znajduje się
na Tour de Pologne, mogła trafić na Amber Road. Cały ten entourage (czyt. anturaŜ) zrobił na mnie duŜe
wraŜenie. Ale TdP Amatorów to nie tylko wymiar sportowy. Uczestnicząc w nim i wnosząc wspomnianą opłatę,
wspieramy fundację Ewa Błaszczyk AKOGO – www.akogo.pl. Powróćmy jednak do samego wydarzenia
sportowego.
W zawodach, na otwarcie naszego największego krajowego wyścigu kolarskiego, wzięło udział jak podało biuro
zawodów blisko 500 osób. Z tabeli wyników wychodzi jednak, iŜ sklasyfikowano 421. Z całą pewnością podczas
finału TdP w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie reprezentować będzie nasz klub, Andrzej Nojman, na starcie pojawi
się dwukrotnie, a moŜe jeszcze więcej uczestników. Do Jeleniej wybrałem się z Maciejem i moim synem
Wiktorem. Na starcie meldujemy się nieco przed czasem i z pewną nonszalancją wybieramy ostatni sektor
startowy. Tym samym na trasie przyjdzie nam wymijać dziesiątki kolarzy, co niekoniecznie musi być proste, ale
pozytywnie wpływa na własne samopoczucie :). Równo o 9:00 sędzia zawodów wypuszcza sektor VIPowski,
a kilka chwil później drugi. Od razu robi się zamieszanie, bowiem niektórzy z trzeciego sektora zaczynają
pomimo odgradzających taśm, przechodzić do przodu, zupełnie pomijając fakt, iŜ dzięki czipom policzony będzie
indywidualny czas przejazdu, a nie kolejność na mecie. Wszystko solidnie się wymieszało i juŜ bez zwracania
uwagi kto z jakiego sektora, ława kolarzy rusza. Od razu uciekam na lewo, przewidując, iŜ po prawej pojedzie
cała rzesza niepewnych, lekko przestraszonych uczestników, którzy mogą być zagroŜeniem. Nie mylę się. Od
czasu do czasu widzę kogoś stojącego przy krawęŜniku, próbującego zrobić coś z rowerem, albo
przyglądających się zdobytym szlifom. Prędkość momentami jest rewelacyjna, ale śmigamy lekko w dół, od
czasu do czasu spowalniając na lekkich falach. Gubi mnie pycha na widok wozu transmisyjnego polskiej
telewizji. Startuję w koszulce amberowej za wszelką cenę chcę ją pokazać gdzie to tylko moŜliwe. ZjeŜdŜam
w prawo i zaczynam lansować się w „oku kamery”. Powrócić jednak na lewy pas nie jest juŜ tał łatwo (niektórzy
nie reagują na komendy „lewa wolna”, nie zwracają uwagi, kiedy zmieniają tor jazdy). Po chwili słyszę Macieja,
który krzyczy „...Radek...” i wycina kosmiczną prędkość z lewej strony i szybko znika.
Na 12 km mijam tablicę Karpacz i zaczyna się słodycz tej krótkiej trasy – podjazd na Orlinek. Od samego
początku idzie mi z oporami. Kiedy juŜ przejeŜdŜam w ścisłym centrum miasteczka, momentami mam wraŜenie,
Ŝe coś mnie przykleja do asfaltu, Ŝe wwoŜę na górę więcej niŜ waŜę ja sam, rower, dwa bidony i kamera. Mimo
to równym tempem odcinam kolejne metry. Znajomość podjazdu, pozwala mi tak ustalić tor jazdy, aby nie
marnować siły na zbędne metry podczas skrętów. Kiedy mijam stację paliw, zaczynam naprawdę cierpieć.
Orlinek, który uwaŜałem za lekko przereklamowany – powoli pokonuje mnie i nie jestem z tego faktu
zadowolony. Czuję się mocno zaskoczony i upokorzony. Byłem bowiem przekonany, Ŝe poradzę sobie z nim bez
problemu. Pot dość obficie leje mi się spod kasku. Kiedy wreszcie znajduje się na szczycie, jedyne o czym
myślę, to zjechać jak najszybciej i starać się na 5 km do mety odrobić ile się da z tego feralnego podjazdu.
Zjazd bez wątpienia to juŜ zupełnie inna „bajka”. Jakość nawierzchni momentami jest niepokojąca i mocno
trzęsie, szczególnie przy prędkości powyŜej 60 km/h. Nie zaprzątam jednak sobie za bardzo tym głowy
i odcinam kolejnych zawodników, którzy wcześniej minęli mnie pod górę. Są momenty podczas których rower
lekko nosi, szczególnie na zakrętach, ale nowe klocki spisują się doskonale. Sam zjazd był najmocniejszą stroną
mojego występu. Na całej jego długości nikt nie wyprzedził mnie, ja natomiast całkiem sporo zawodników.
Kiedy mijam bramkę z napisem „5 km do mety”, w nogach czuję, iŜ mogę pocisnąć. Rozgrzało mnie tych 25,
dotychczas przejechanych kilometrów.
Do Jeleniej wpadam z całym impetem, witany przez grupę kibiców. I tak juŜ od mety, podobnie jak w samym
Karpaczu, co jakiś czas, ktoś stojący przy drodze zagrzewa do szybszej jazdy, pokrzykując ciepłe słowa. Kiedy
jednak mijam bramkę z napisem „3 km do mety” juŜ tak mocny nie jestem. Maleńka zmarszczka dość mocno
mnie spowalnia. I to dziwne wraŜenie, Ŝe wiozę ze sobą coś jeszcze ......
Ostatni kilometr to lekko wznoszący się odcinek drogi. Na mecie gwarno i kolorowo. KaŜdy z kimś rozmawia,
ktoś kogoś pozdrawia - „szosowe piekiełko”. Jakaś atrakcyjna brunetka, zawiesza mi medal na szyi. Wzrokiem
szukam Maciej, a kiedy go dostrzegam ruszam w jego kierunku, pokonując po drodze ułoŜone ograniczniki. Na
jednym z nich czuję, iŜ tyle koło bardzo twardo po nim się przetoczyło. Ups!, niemal zabrakło w nim powietrza.
I w tym momencie wszystko staje się jasne. Albo na starcie, bądź na odcinku do Karpacza, złapałem kapcia. Na
szczęście powietrze z koła uchodziło na tyle powoli, iŜ mogłem bez wymiany dętki kontynuować jazdę, ale
róŜnica w ciśnieniu, była zbyt duŜa, no coś więcej.
Maciej jest mocno rozanielony swoją jazdą. Powtarza, Ŝe czuje się na podjazdach mocny. Wymienia ilu to
wyciął, a Ŝe jego tylko trzech. Natomiast na zjazdach, rąk z klamek nie zdejmował, a klocki starł do minimum.
Ja pojechałem zupełnie odwrotnie, i chyba tylko taka postawa spowodowała, iŜ ostatecznie uplasowałem się na
176 pozycji, ze średnią 29,04 km/h. Nie będę ukrywał, iŜ liczyłem na pierwszą setkę. By się do niej dostać
naleŜało pojechać w czasie jednej godziny i piętnastu minut (mój czas 1:21:00) i to było do zrobienia.
Maciejowi zabrakła minuta by w owej setce się znaleźć (1:16:31, średnia 30,74).
Podsumowując udział w takim wydarzeniu, to naprawdę przyjemna sprawa i juŜ zazdroszczę Andrzejowi, iŜ
będzie w Bukowinie na finale. Za rok chciałbym spróbować raz jeszcze zmierzyć się z tą trasą, o ile start Tour
de Pologne, będzie ponownie w Jeleniej Górze. Ze spraw mniej przyjemnych wcale nie zaliczam do nich mojego
defekt, lecz zachowania niektórych uczestników wyścigu. Dla przykładu na szczycie Orlika, rozdawano butelki
z wodą. Niektórzy chwytali je i polewali się, po czym jeszcze mocno wypełnioną ciskali nie w bok, lecz wprost na
asfalt, bywało, iŜ wprost pod koła innych. Zachowanie dość irracjonalne i nieprzemyślane, ale zakładam, iŜ byli
na tyle juŜ zmęczeni, Ŝe logiczne myślenie chwilowo przestawało funkcjonować.

Podobne dokumenty