Dla Boga i Polonii Zagranicznej

Transkrypt

Dla Boga i Polonii Zagranicznej
[Druk: „Przewodnik Katolicki” 42(1973), s. 382-383.]
Dla Boga i Polonii Zagranicznej
W roku 1926 Ks. Biskup August Hlond, dotychczasowy Administrator Apostolski
na Śląsku, zostaje Prymasem Polski. Biskupi, jak również cale społeczeństwo, pokładają
w nim wielkie nadzieje. Również Polacy za granicą spodziewają się po nim wiele.
Ten wielki myśliciel i społecznik, człowiek o wyjątkowej kulturze osobistej, znał przecież
z bliska blaski i nędze polskiego wychodźstwa.
W celu niesienia pomocy duszpasterskiej wychodźcom. Prymas Hlond zamierza
utworzyć specjalne zgromadzenie zakonne. Z początkiem 1931 roku dzieli się swym
zamiarem z ówczesnym Papieżem Piusem XI. Papież pochwala tę śmiałą inicjatywę
i zachęca do jej realizacji.
Pół roku później Ks. Prymas przybywa ponownie do Rzymu. W prywatnym
gabinecie Piusa XI odbywa się następująca rozmowa:
- Czy Eminencja założył już zgromadzenie zakonne dla polskich emigrantów?
- Proszę Waszej świątobliwości, jeszcze nie Wyznaję. że ciągle się jeszcze lękam.
Stoją mi bowiem żywo w pamięci słowa Św. Jana Bosko: „Nie można tworzyć nowego
zgromadzenia zakonnego bez wyraźnego znaku z nieba”. A takiego znaku dotychczas
nie mam.
- A jeżeli Papież rozkaże, czy to będzie znak z nieba?
- W tej chwili rozumiem wszystko. To wola Boża. To znak z nieba!
Po powrocie z Rzymu Ks. Prymas zaczyna starania. Następuje roczny okres pracy
przygotowawczej nad zorganizowaniem nowego zgromadzenia. W tym czasie Ks. Prymas
opracowuje całościowo strukturę powstającej wspólnoty.
Aniela Potulicka z Potulic koło Bydgoszczy ofiarowuje własny pałac i park na
siedzibę domu macierzystego tej nowej rodziny zakonnej Po zapewnieniu bazy
materialnej następuje duchowy start najmłodszego wówczas zgromadzenia zakonnego
w Kościele. Na mocy osobnego dekretu Ks. Prymasa z dnia 8 września 1932 r.
Zgromadzenie otrzymuje podstawę prawną swego istnienia. W miesiąc później
Przełożony O. Posadzy wraz z 18 kandydatami do kapłaństwa rozpoczyna kanoniczny
nowicjat. W święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny klerycy
nowicjusze przywdziewają sutanny. W następnych miesiącach do kleryków przyłączają
się bracia zakonni.
Największym skarbem dla każdego zgromadzenia zakonnego są liczne i dobre
powołania. Opatrzność Boża nie szczędziła dobrych powołań i udzielała ich w obfitości
nowemu zgromadzeniu. Do Potulic, co roku ściągają liczne zastępy młodych ludzi, którzy
chcą poświęcić swoje życie pracy apostolskiej wśród polskich emigrantów. Wokół
dawnego pałacu Potulickich powstaje szereg zakładów pracy: drukarnia, introligatornia,
warsztaty mechaniczne i rzemieślnicze.
Towarzystwo Chrystusowe prowadzi własne wydawnictwo. Redaguje następujące
czasopisma: „Msza święta”, „Głos Seminarium Zagranicznego” oraz „Cześć Świętych
Polskich”. Przy Kanale Bydgoskim młodzi Chrystusowcy budują przystań żeglarską.
Na terenie „Miasta Młodych” istnieją zastępy harcerskie i szereg klubów
sportowych. W trudnych bowiem warunkach pracy duszpasterskiej przyszli misjonarze
będą musieli wykazać wielki hart ciała i ducha. Nadchodzi chwila realizacji misji
wychodźczej. W roku 1937 pierwsi bracia zakonni wyjeżdżają w charakterze pomocników
duszpasterskich do Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu i Londynie.
W roku 1938 pierwszy kapłan oraz jeden brat za konny udają się do pracy
duszpasterskiej wśród Polaków w Estonii. Dalszych 4 braci wyjeżdża do pomocy
w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie.
Polacy zza granicy coraz częściej odwiedzają Potulice. Uważają je za swoje własne
dzieło, jako deskę ratunku dla polskiego wychodźstwa. Wyrażają radość z tego, że istnieje
w Polsce zakątek, gdzie się o nich myśli i za nich się modli.
W Potulicach odbywają się wakacyjne kursy szkoleniowe dla młodzieży polonijnej
zza granicy. Młodzi księża, klerycy i studenci słuchają wykładów z zakresu historii Polski,
literatury i języka polskiego. Tu odbywają się rekolekcje dla nauczycieli szkól polskich
z terenu Niemiec. Do Zgromadzenia wstępują synowie wychodźców z Jugosławii, Francji
i Niemiec. Tymczasem Ks. Prymas odwiedza niektóre ośrodki polskie w Niemczech,
Jugosławii, Belgii, Francji i Południowej Ameryce. Wykorzystuje każdą okazję,
by naszych rodaków powiadomić o tym, że w Potulicach „dla ratowania polskiej emigracji
powstaje pomnik miłości chrześcijańskiej i polskiego patriotyzmu”.
Młode Zgromadzenie cieszy się coraz większym zaufaniem i życzliwością
Episkopatu. Jest to przecież dzieło Ks. Prymasa, otaczanego wyjątkową czcią
i poważaniem. Toteż prawie wszyscy Biskupi polscy z Ks. Kard. Kakowskim na czele
odwiedzają siedzibę Towarzystwa. Z tą samą życzliwością odnoszą się do Zgromadzenia
szerokie kręgi społeczeństwa. Kiedy w Warszawie w reprezentacyjnej „Romie” odbywa
się akademia na rzecz Potulic, uczestniczy w niej katolicka elita stolicy.
Rozpoczęła się druga wojna Światowa ze swymi brutalnymi następstwami.
Jak łatwo mogła ona przynieść zagładę młodemu zgromadzeniu, które znajdowało się
jeszcze w stadium formacji! W dniu rozpoczęcia wojny Zgromadzenie liczyło
20 kapłanów, 60 kleryków. 80 braci po ślubach oraz 40 braci nowicjuszy. Niemcy od razu
aresztują kilkunastu członków.
Innych wypędzają z Potulic, zamienionych rychło na obóz dla Polaków oraz
dla członków Zgromadzenia. Wypędzają ich także z domów zakonnych w Poznaniu,
Puszczykowie i Dolsku. Towarzystwo, jako zgromadzenie wybitnie polskie, Niemcy
prześladują w sposób szczególniejszy. Przełożeni ukrywają się pod zmienionymi
nazwiskami. Klerycy kontynuują swoje studia w konspiracji. Kapłani obierają nowe formy
pracy. Na ziemiach polskich zajętych przez Niemców pracują oni jawnie tylko
w Bydgoszczy. Inni duszpasterzują potajemnie, głównie w rejonie Pyzdr i Ostrowa
Wielkopolskiego
W czerwcu i lipcu 1940 roku przełożeni przedstawiają w Krakowie 25 najstarszych
kleryków do święceń kapłańskich. Młodzi księża obejmują zajęcia w parafiach kilku
diecezji, znajdujących się na terenie „Gubernii”. Niektórzy z nich postanawiają pracować
w obozach przejściowych jako kapelani dla rodaków wywożonych do Rzeszy. Polacy
w tych obozach pozbawieni byli opieki duszpasterskiej. Kapelani spełniali posługi
religijne, urządzając nabożeństwa. Z wyjeżdżającymi do Rzeszy nawiązują ustawicznie
łączność.
W miarę przedłużania się wojny wzrastała liczba wywożonych do Rzeszy,
przekraczając w końcu liczbę jednego miliona przymusowych robotników. Ich wołania
o zaspokojenie potrzeb religijnych coraz częściej dochodziły do kraju. W tej sytuacji
przełożeni Towarzystwa postanowili działać na swój sposób. Za ich zgodą, oraz za
specjalnym pozwoleniem Stolicy Apostolskiej, kilku kapłanów Chrystusowców decyduje
się na wyjazd do Rzeszy w sposób zakonspirowany.
Okrutna wojna zażądała licznych ofiar od młodego Zgromadzenia. Łącznie zginęło
26 członków, w tym 2 kapłanów, 7 kleryków i 17 braci. Nadto 50 kapłanów, kleryków
i braci przebywało w niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych.
Z Ks. Prymasem Założycielem przebywającym w Lourdes, potem w Hautecombe,
a w końcu w wiezieniu, przełożeni utrzymywali tylko luźny kontakt listowny i to za
pośrednictwem jednego z księży Towarzystwa, internowanego w Szwajcarii.
Ks. dr Antoni Baraniak, podówczas sekretarz Ks. Prymasa, opowiadał nam,
jak w tym trudnym czasie Ks. Prymas stale interesował się Towarzystwem. Snuł refleksje
na temat jego przyszłych zadań. Nie miał nigdy wątpliwości, czy Towarzystwo się ostoi.
I rzeczywiście ostało się. Mimo poniesionych strat, czas wojny był okresem dalszej jego
konsolidacji. Zaraz po ukończeniu wojny, mimo rozproszenia i poniesionych strat,
Towarzystwo staje do odbudowy własnych ognisk oraz do pracy duszpasterskiej
w większym stylu. Jak wiadomo w dniu 15.VIII.1945 r. Ks. Prymas powołał do życia pięć
nowych samodzielnych jednostek administracyjnych. Spośród Administracji, utworzonych
na mocy specjalnych pełnomocnictw Stolicy Apostolskiej, najmniej kapłanów liczyła
Administracja Apostolska w Gorzowie. Stąd życzeniem Ks. Prymasa było, by tam
szczególnie podążali Chrystusowcy. Ks. Prymas dwukrotnie odwiedzał Pomorze
Zachodnie. Niektóre parafie, obsługiwane przez Chrystusowców, miały szczęście
powitania go na swoim terenie. Widać było jego zadowolenie z tego, że kapłani
utworzonego przez niego zgromadzenia budują Królestwo Boże na tych ziemiach,
złączonych odtąd nierozerwalnie z Macierzą.
Tak wiec Towarzystwo spełniło tutaj pożyteczne zadanie dla Kościoła i Polski.
Kapłani Towarzystwa odegrali niemałą rolę w kształtowaniu nowego społeczeństwa na
tych ziemiach. Nadto praca duszpasterska - w tak bardzo trudnych warunkach
przygotowywała ich do przyszłej misji wychodźczej. W duszach osadników budziły się
często podobne tęsknoty religijne, jak u naszych rodaków przebywających poza granicami
Polski.
Rezydując w Poznaniu Ks. Prymas utrzymuje ścisły kontakt z Towarzystwem.
Spotyka się z Przełożonymi Towarzystwa, odwiedza nasz dom. Z nami spędza pierwszą
wigilię powojenną.
W kwietniu 1946 r. przychodzi nominacja na Ordynariusza Gniezna i Warszawy.
Opuszczając Poznań Ks. Prymas wpisuje do Księgi pamiątkowej Towarzystwa:
„Was nie żegnam. Między nami nie ma dali. Wszędzie łączą nas Potulice i potulicki duch.
W pokorze i ofierze zupełnej, a nade wszystko w bezgranicznym umiłowaniu duszy
polskiej, służcie sprawie Bożej tam, gdzie ojczyste tęsknoty toczą i łamią serca”.
Po wyjeździe Ks. Prymasa do Warszawy osobiste kontakty z nim z natury rzeczy
stają się coraz rzadsze. [s. 382] Wielkie i ważne sprawy Kościoła w Polsce nie pozwalały
mu oddawać się Towarzystwu tak jak dawniej. W ten sposób Opatrzność Boża
przygotowuje nas nieubłaganie na ostateczny cios.
W dniu 19.X.1948 r. Radio Warszawa podaje wiadomość o ciężkiej chorobie
Ks. Prymasa. Przełożony udaje sie natychmiast do Warszawy, do łoża Założyciela
Zgromadzenia. Chory przyjmuje go z widocznym zadowoleniem. W przeddzień śmierci,
wieczorem Przełożony prosi go o ostatnie wskazania dla Towarzystwa. Z ust
umierającego Założyciela padają, słowa „Abyście byli jedno”. Jest piątek 22.X.1948 r.
Zbliżają się ostatnie chwile życia wielkiego Prymasa. Umiera jak przystało na duchowego
Wodza kościoła, dla którego wiara heroiczna była zawsze najprzedniejszą cnotą. Wszyscy
zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że śmierć Założyciela to największy cios, który spotkał
Towarzystwo od zarania jego istnienia.
Jedna rzecz nie dawała nam spokoju. Założyciel myślał przecież o tym,
by w Rzymie poprzeć starania Towarzystwa o wyniesienie go do rangi zgromadzenia na
prawach papieskich. Można więc było przypuszczać, że po jego śmierci sprawa ta zostanie
odłożona na dłuższy czas. Okazało się, że tracąc Założyciela na ziemi zyskaliśmy
potężnego orędownika w niebie. Dokładnie półtora roku po jego śmierci - 22.IV.1950 r.
Towarzystwo otrzymuje upragnione „Decretum laudis”. I tym samym staje się
zgromadzeniem na prawach papieskich. Piętnastu Ordynariuszów, na terenach których
pracowali lub pracują Chrystusowcy, poparło wniosek Towarzystwa skierowany do
Stolicy Apostolskiej, wystawiając świadectwo ich pracy i poświęceniu. Na krok ten
wpłynął również dalszy rozrost Towarzystwa po wojnie. Liczyło ono w chwili wydania
dekretu 65 kapłanów, 80 kleryków i ponad 60 braci.
Nadchodzi październik 1956 roku Towarzystwo uzyskuje zgodę na wydawanie
miesięcznika „Msza święta”. Przełożony zapowiada wyjazd kapłanów Towarzystwa do
ośrodków polonijnych we Francji i do obu Ameryk. Zgromadzenie w większej niż
dotychczas mierze będzie mogło spełnić swoje główne posłannictwo.
Czy Towarzystwo Chrystusowe spełnia zadanie wytyczone mu przez wielkiego
Kardynała-Założyciela? Jedna rzecz jest pewna, że jego dzieło wniosło niemały wkład
w sprawę polskiej opieki duszpasterskiej za granicą. Obecnie 114 Chrystusowców pracuje
na 75 placówkach duszpasterskich w 12 krajach Europy, obu Ameryk, Nowej Zelandii
i Australii.
W kraju natomiast w 39 domach lub placówkach czynnych jest 110 kapłanów.
Ponad 70 kleryków i nowicjuszy przygotowuje się do przyszłej pracy wśród Polonii.
W szeregach Towarzystwa znajduje się również 57 braci.
Z ufnością patrzymy w przyszłość. Przed nami to samo odpowiedzialne zadanie:
„Wszystko dla Boga i Polonii Zagranicznej”. W myśl słów naszego Założyciela zadanie to
nadal pojmować będziemy jako „szczytne nasze posłannictwo, jako drogę uświęcenia
i zbawienia wiecznego”.
Ks. Ignacy Posadzy TChr [s. 383]