podgląd - Beezar.pl
Transkrypt
podgląd - Beezar.pl
WSZYSCY CHCĄ RZĄDZIĆ ŚWIATEM Anna Gręda Gdy mnie złapano, był piątek, piąta wieczorem. Gdy uciekłam, był piątek, szósta wieczorem. Można by pomyśleć, że w kraju objętym reżimem bezwzględnego tyrana, manipulującego systemem dla własnych potrzeb i zmieniającego życie zwykłych obywateli w prawdziwe piekło, nie stać rząd na zapewnienie luksusu jedynemu i do tego najgroźniejszemu mordercy w obecnym świecie. Cela o wymiarach osiem na dwanaście metrów, zimnych betonowych ścianach, pozbawiona okien, umeblowana w sposób iście spartański z jedną pryczą, metalowym stołem i krzesłem oraz jedną parą drzwi, będących przy tym tytanowymi wrotami o dwóch potężnych zamkach, była najlepszą rzeczą, jaką mogło zapewnić mi państwo. A przynajmniej tak twierdzono. Zdrajca stanu nie może mieć wygód. Właśnie tak to podsumowali. Czy to oznacza pozbawienie mnie możliwości odetchnięcia świeżym, zimowym powietrzem oraz prostej, skromnie zaopatrzonej łazienki? Prosiłam o zbyt wiele. Odwiedzano mnie kilkakrotnie i za każdym razem moim gościem okazywał się obleśny, umięśniony żołnierz w szarym mundurze Nowej Republiki – łysy, o kanciastej twarzy wyzierającej okrucieństwem oraz lodowatymi, czarnymi oczami podobnymi do oczu głodnego rekina. Zawsze robił to samo – siadał na krześle, obserwował mnie siedzącą na pryczy i zadawał identyczne pytania, które zbywałam za każdym razem jedynie jednostajnym milczeniem. Nie odezwałam się słowem od momentu uwięzienia. To daje trzydzieści jeden dni całkowitego, martwego milczenia. W pewnym momencie zapomniałam nawet, jak brzmi mój głos. Ten sam żołnierz okazyjnie przynosił mi jedzenie i wsuwał je w specjalną szufladkę zamontowaną w drzwiach. Suchy chleb oraz szklanka wody równie zimnej co powietrze w celi mnie nie kusiły. Czułam dziwny, chemiczny zapach ciągnący od posiłku, który znikał wraz ze sługusem Nowej Republiki, który przy okazji swoich wizyt zabierał z celi nietknięte jedzenie. Udawanie człowieka w jego obecności nie było konieczne – jego pan oraz jego zwolennicy doskonale wiedzieli, że byłam podobna do istoty ludzkiej jedynie z wyglądu. Odmawiałam jedzenia oraz picia, siedziałam w tej samej pozycji wiele godzin i potrafiłam nie mrugać, wbijając spojrzenie w podłogę. Czasami liczyłam wyblakłe, szare paski na brudnym materacu, dzięki czemu zabijałam wolno płynący czas. Bezruch zdawał się zamieniać mnie w posąg – żywą rzeźbę, której postumentem pozostaje jedynie pusty, bezosobowy bunkier na samych krańcach kraju. Dawne USA zniknęło. Pozostała tylko pustka i lodowaty powiew zimy, codziennie zabierający ze sobą ostatnie resztki nadziei oraz ciepła. Od momentu, gdy przywódca Nowej Republiki wprowadził do kraju swoje wierne wojska oraz zabił prezydenta, wszystko się zmieniło. I to na gorsze. Ludzie głodowali, chowali się w swoich domach, kulili się ze strachu każdego dnia, wyczekując momentu, w którym władze uznają, że teraz oni powinni zostać straceni. Wielu obywateli nie zabijano