Żołnierz na misji

Transkrypt

Żołnierz na misji
Rok VI nr 4 (32) sierpień-październik 2013
Żołnierz
na misji
Andrzej Korus
Jak weteran z kombatantem
Kilka dni temu po raz kolejny spotkałem się z pytaniem:
„A jaki z pana weteran? To ja jestem weteranem, bo byłem na PRAWDZIWEJ wojnie”. Takie kategoryczne stwierdzenia, poparte lekceważącym uśmiechem, spotkały mnie
w ostatnim czasie nieraz.
Jestem człowiekiem z natury otwartym (a przynajmniej
tak mi się wydaje) i chętnie nawiązuję rozmowy
zarówno z młodszymi ode mnie, jak i ze starszymi. Szczególnie opowieści doświadczonych przez życie i wojnę są dla mnie cenne. Zawsze uważałem, że warto i trzeba
słuchać opowiadań starszych. To żywa
lekcja historii. Mój szacunek wzbudzają
seniorzy z miniaturkami bojowych odznaczeń w klapach marynarek. Ponieważ kolekcjonuję odznaczenia i prowadzę w niniejszym magazynie rubrykę
„Falerystyka”, trochę się na tym znam.
Szacunku nauczył mnie nieżyjący ojciec
– Bolesław, kombatant II wojny światowej, uczestnik wojny obronnej 1939 roku
(44. Pułk Strzelców Legi Amerykańskiej, 13.
DP z Równego na Wołyniu), żołnierz armii podziemnej, żołnierz WP. Jako mały chłopiec przysłuchiwałem się opowieściom ojca i jego kolegów z pułku.
Do dzisiaj pamiętam nazwiska dowódców mojego taty i
jednostki, w których służył. Pola bitew, potyczek, akcji
itp. Rosłem otoczony wojennymi weteranami-kombatantami, przepełniony szacunkiem dla ich niejednokrotnie
bohaterskich czynów.
Minęły lata. Ja także nałożyłem mundur żołnierza Wojska Polskiego. Z biegiem zawodowej służby wojskowej i
na moim mundurze zaczęły pojawiać się różnokolorowe
wstążeczki baretek. Przyszedł czas, że znalazłem się w
siłach pokojowych ONZ na Bliskim Wschodzie. Na moich
pustynnych szlakach często znajdowały się polskie, wojenne cmentarze. Kiedy zniecierpliwieni moim przydługawym „zwiedzaniem” wojennych nekropolii żołnierze mówili: „Jedziemy już, obywatelu sierżancie?”, cytowałem im
wiersz Mariana Piechala „Alfabet”:
Zanim ci, synku, w literach treść drukowaną obnażę,
będę jak księgi otwierał wszystkie wojenne cmentarze.
12
Wszystkie po polach mogiły, nauczę czytać jak nuty,
abyś z nich czerpał swe siły do dalszej w życiu marszruty.
Nie zawsze rozumieli… Kilka lat temu, już w stanie spoczynku, zainteresowałem się losem polskich żołnierzy
rannych w misjach zagranicznych. Ich losy opisywałem
już kilkakrotnie na łamach Wiary i Munduru. W kwietniu
2012 roku weszła w życie ustawa o weteranach działań
poza granicami państwa. Przyznała ona prawa „weterana”
żołnierzom, funkcjonariuszom służb państwowych i cywilom - uczestnikom misji zagranicznych. Tym, którzy w zagranicznej misji odnieśli rany i kontuzje ustawa przyznała
statut weterana poszkodowanego.
Utrzymywałem kontakty z pokoleniem „Kolumbów” i
uczestników II wojny światowej. Zaczęło się od chwili, w
której pokazałem swoją legitymację weterana działań poza
granicami państwa. Często zadaję sobie pytanie, dlaczego
szanowani przez mnie kombatanci II wojny światowej
uważają mnie, weterana działań poza granicami
państwa za …? Tak, to prawda, w misji pokojowej ONZ nie zasłużyłem się jak oni w boju.
Nie roszczę sobie do tego pretensji. Ale
nie pozwolę i nie wyrażę zgodny na takie
lekceważenie moich przyjaciół, którzy w
misjach odnieśli rany, czyniące z nich
niejednokrotnie inwalidów.
Nie zgadzam się na wyśmiewanie przez
osoby noszące tak szanowane przeze mnie baretki bojowych odznaczeń,
moich przyjaciół WETERANÓW z Iraku
i Afganistanu. Szczególnie tych, którzy
jak oni przed ponad półwieczem oddali
ojczyźnie to, co mieli najcenniejsze – swoje zdrowie i niejednokrotnie młode życie.
Leszek bez nogi, Janek ze stuprocentowym inwalidztwem, Samuel ledwo wiążący koniec z końcem czy Monika, która zawsze ma przy sobie nożyczki do
szybkiego rozcięcia ubrania (nawet tu, w Polsce nosi je w
damskiej torebce) są WETERANAMI! Obojętnie, czy to się
komuś podoba, czy nie!
To Najświętsza Rzeczpospolita nadała im ten honor, zaliczając do swoich weteranów. Szanuję każdego kombatanta II wojny światowej, od szeregowego do marszałka. To
dzięki nim mieszkam w swojej ojczyźnie. Gotów jestem
okazać im honor w każdym miejscu i czasie. Ale żądam
szacunku dla wszystkich weteranów działań poza granicami państwa i weteranów poszkodowanych - w szczególności.
Dlaczego? Bo w rocie przysięgi wojskowej żołnierza polskiego, niezależnie od aktualnej sytuacji politycznej naszego państwa zapisane jest „Za sprawę mojej Ojczyzny
w potrzebie, krwi własnej ani życia nie szczędzić”.
A przecież rocie tej wierni byli i są zarówno kombatanci,
jak i weterani.