misjonarki - Polska Zbrojna

Transkrypt

misjonarki - Polska Zbrojna
MISJONARKI
2013-07-27
Armia weteranów – uczestników misji pokojowych i stabilizacyjnych szacowana jest na sto
tysięcy. Są wśród nich kobiety.
Na stu żołnierzy w polskich kontyngentach wojskowych przypadają cztery kobiety – to dwa razy więcej niż w całej armii, ale jest to najniższy
odsetek wśród państw NATO. Na misje wyjeżdżają nie tylko żołnierki, lecz także panie, które są pracownikami cywilnymi. Przez ostatnie dziesięć lat
liczba tych pierwszych rosła wraz z kolejnymi rocznikami absolwentek, które opuszczały wyższe szkoły oficerskie i akademie wojskowe.
Procentowy udział kobiet – pracowników cywilnych w niektórych misjach był znacznie wyższy, sięgał nawet 50 procent.
Na konferencji poświęconej służbie wojskowej kobiet psycholog podpułkownik Agnieszka Gumińska z Departamentu Wychowania i Promocji
Obronności MON wśród motywów, którymi kierują się żołnierki wyjeżdżające na misje, wymieniła: spełnienie ambicji zawodowych, zdobycie
doświadczeń, chęć sprawdzenia się w trudnych warunkach, a także poczucie wspólnoty z kolegami. Motywy są więc takie jak u mężczyzn.
„Jeżeli ktoś się nie sprawdza, zazwyczaj nie są to kobiety”, mówi Gumińska. One rzadko rezygnują z misji przed terminem i korzystają z pomocy
psychologicznej dla weteranów. Nie stwierdzono też dotychczas wśród kobiet zespołu stresu pourazowego (PTSD).
Magia liczb
Mimo że najwięcej kobiet służy w Wojskach Lądowych (987), nie wiadomo, ile jest wśród nich weteranek. „Żadna z żołnierek nie przekazała takiej
informacji pełnomocnikowi dowódcy Wojsk Lądowych do spraw poszkodowanych w misjach”, mówi Jacek Matuszak, specjalista w Wydziale
Prasowym Dowództwa Wojsk Lądowych.
Takiej statystyki nie prowadzi także Stowarzyszenie Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. „Nie pytamy naszych członków, czy wystąpili o
przyznanie statusu weterana”, mówi Waldemar Wojtan, wiceprezes tej organizacji. Jedna weteranka poszkodowana (ranna w Afganistanie) należy
do Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.
Ogólną statystykę prowadzi Oddział Zabezpieczenia Socjalnego Żołnierzy i Weteranów Departamentu Spraw Socjalnych MON, bo tam trafiają
podania o przyznanie statusu weterana i weterana poszkodowanego. Do 15 lipca 2013 roku status weterana przyznano 7475 osobom, w tym 244
kobietom.
W grupie 405 weteranów poszkodowanych znalazło się sześć pań. Zaledwie dwie zwróciły się do ministra obrony narodowej o przyznanie
zapomogi i ją otrzymały. Żadna nie wystąpiła o dofinansowanie na naukę. Przyznania statusu weterana poszkodowanego odmówiono ośmiu
paniom i jedna z nich skierowała skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego (podobną drogę wybrało 33 mężczyzn, ale żadna skarga nie
została uwzględniona).
Rakieta w kampie
Jedną z poszkodowanych weteranek jest podporucznik Magdalena Kozak, lekarka w Zakładzie Medycyny Pola Walki w Wojskowym Instytucie
Medycznym w Warszawie. O mundurze marzyła od dziecka. Jako lekarz cywilny pojechała na VII zmianę do Afganistanu. „Chciałam się
dowiedzieć, czy sprawdzę się w ekstremalnych warunkach”, opowiada. „Było to także niesamowite doświadczenie zawodowe. Takich przypadków
medycznych jak tam nie ma w kraju”.
W trakcie nocnego ostrzału rakietowego została ranna. „Rakieta wpadła do mojego kampu i wybuchła. Miałam poparzone stopy, obrażenia na
ramieniu i plecach. To zaledwie trzyprocentowy uszczerbek na zdrowiu. Wstyd wspominać”, opowiada. Rany się zagoiły, ale czasem dokucza
rozcięgno podeszwowe, które naderwała, gdy podczas ostrzału biegła do schronu.
Po powrocie z Afganistanu Magdalena Kozak skończyła Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Lądowych, została podporucznikiem i włożyła upragniony
mundur. W sierpniu 2012 roku prezydent Bronisław Komorowski odznaczył ją Gwiazdą Afganistanu za to, że pod ostrzałem rakietowym pomagała
Autor: Małgorzata Barwicka
Strona: 1
poszkodowanym żołnierzom, chociaż sama była ranna. Niedawno wróciła z XII zmiany PKW Afganistan i ma nadzieję, że nie była to jej ostatnia
misja.
O status weterana wystąpiła do MON-u podporucznik Agnieszka Pytko z 12 Brygady Zmechanizowanej. Po raz pierwszy pojechała na misję w
2007 roku. Z myślą o takim wyjeździe dwa lata wcześniej zaciągnęła się do wojska. „Misjonarzem człowiek jest całe życie, wystarczy odkryć tę
pasję”, uważa Agnieszka. Ona bakcyla połknęła w 2001 roku, gdy jako fotograf wzięła udział w misji humanitarnej w Ugandzie. Zdjęcia robiła także
na I zmianie PKW Afganistan, gdzie przygotowywała również prezentacje multimedialne pokazujące pracę naszych żołnierzy. „To nie były
ćwiczenia na poligonie”, wspomina. „Każdy wyjazd poza bazę oznaczał narażenie życia”. Po trzech latach pojechała ponownie. Na VII zmianie
PKW Afganistan trafiła do sekretariatu dowódcy. Jak obliczyła, na I zmianie 130 razy brała udział w patrolach, a na VII takie wyjazdy mogła policzyć
na palcach jednej ręki. Co jednak nie oznaczało, że zagrożenie było mniejsze.
Gdy weszła w życie ustawa o weteranach, Agnieszka wystąpiła o taki status. „Identyfikuję się z misjonarzami, a ten status jeszcze mocniej związał
mnie z tą grupą”, wyjaśnia. 13 sierpnia dostanie awans na wymarzony stopień porucznika.
Z informacji Departamentu Spraw Socjalnych MON wynika, że we wcześniejszych latach misjonarki, którym przyznano status weterana, najczęściej
pracowały w administracji lub służbie zdrowia, w latach późniejszych przede wszystkim jako żołnierze na stanowiskach administracyjnych i
dowodzenia.
W poprzednim dziesięcioleciu rocznie na misje wyjeżdżało około 50 żołnierek. Były w Kosowie, Libanie, Syrii, Iraku. Armia potrzebowała średniego
personelu medycznego i lekarzy. To się zmieniło po 2003 roku, gdy mury wyższych szkół oficerskich, a potem także akademii wojskowych zaczęły
opuszczać również specjalistki w wielu dziedzinach. Rozszerzony został też zakres stanowisk dla kobiet na misjach. Od 2004 roku służą one jako
dowódcy plutonów, szefowie sekcji – zastępcy dowódcy kompanii, telegrafistki-telefonistki, oficerowie łącznikowi i operacyjni.
W Iraku kobiety można było spotkać także na takich stanowiskach, jak starszy oficer, młodszy specjalista, oficer planowania i operacyjny, szef
zespołu, dowódca plutonu, konsultant do spraw psychoprofilaktyki, psycholog, radca prawny, kierownik kancelarii. W 2012 roku w misjach
uczestniczyło 110 żołnierek: 93 były w Afganistanie, 15 służyło w Kosowie oraz dwie – w Bośni i Hercegowinie.
Piach, kurz, ostrzały z moździerzy czy granatników – te elementy życia frontowego są dobrze znane nie tylko żołnierzom, lecz także cywilom
zatrudnionym na misjach, którzy niosą pomoc rannym czy zajmują się edukacją miejscowej ludności. W Iraku na czterech pracowników cywilnych
przypadała jedna kobieta, najczęściej pielęgniarka, tłumacz, lekarz, analityk, specjalista do spraw służby zdrowia, psycholog, archeolog. W PKW
KFOR kobiety zatrudnione były jako tłumaczki, w Syrii (UNDOF) – tylko w służbach medycznych. W Libanie (UNIFIL) większość pań pracowała w
służbach medycznych, pozostałe – jako kucharki, kelnerki, telefonistki. Na misji SFOR lub EUFOR na Bałkanach kobiety były głównie tłumaczkami i
pielęgniarkami.
Od wiosny 2012 roku, gdy w życie weszła ustawa o weteranach, cywilni weterani mają swojego opiekuna w Dowództwie Operacyjnym.
Podopiecznymi Barbary Bartkowskiej jest 77 osób, uczestników ostatnich misji, w Iraku i Afganistanie, oraz oenzetowskich, między innymi w Syrii i
Libanie. Jest wśród nich 30 kobiet. Były pielęgniarkami, lekarzami, ratownikami medycznymi, anestezjologami, ekspertami i doradcami. Barbara
Bartkowska pomaga im uzyskać status weterana. Służy radą, jak skompletować potrzebne dokumenty. Weterankami zostało już dziewięć kobiet,
trzy otrzymały status weterana poszkodowanego.
Cywilni pracownicy misji nie mają własnej organizacji. Niektórzy należą do Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ, inni do
Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Większość pozostaje jednak niezrzeszona. Dlatego tak ważne były
dla tej grupy obchody Dnia Weterana we Wrocławiu. Na spotkaniach po latach wspomnieniom nie było końca.
Przerwana misja
Jedną z podopiecznych Barbary Bartkowskiej jest Paulina Stępień. Na VII zmianie PKW Afganistan była ratownikiem medycznym. „Nie pojechałam
tam, aby siedzieć w bazie, lecz by wyjeżdżać na patrole, więc zgłaszałam się na ochotnika”, wspomina. Czasem wyruszali dwa–trzy razy dziennie.
Czy się bała? Pierwszy raz strach poczuła podczas ostrzału. Myślała jednak wtedy nie o tym, że się boi, lecz żeby jak najszybciej pomóc rannym
Autor: Małgorzata Barwicka
Strona: 2
kolegom, których Rosomak wjechał na „ajdika”.
27 lipca 2010 roku była w zespole szybkiego reagowania, który wyjechał z bazy, aby wesprzeć pluton saperów. Nagle usłyszała huk. Gdy się
ocknęła, było cicho, czuła silny ból i zapach wyciekającego paliwa. „Nie wiedziałam, co się dzieje z chłopakami. Wzywałam każdego po imieniu,
odpowiadali. Nie odzywał się tylko Mariusz, jak się potem okazało – najciężej ranny”, wspomina Paulina. Gdy do wozu wpadły promienie słońca,
wiedziała, że nadeszła pomoc. Pamięta przerażoną twarz kolegi, gdy ją zobaczył. „Jest tak źle?”, pomyślała. Dobrze nie było. Miała złamany w
trzech miejscach kręgosłup, uszkodzoną miednicę i uraz barku. Czekała ją dziewięciomiesięczna rehabilitacja.
„Zgłosiłam się do szkoły oficerskiej, gdy po raz pierwszy przyjmowali ratowników medycznych. Miałam wątpliwości, czy zdam egzamin z WF-u, ale
się udało”, mówi Paulina. 27 lipca 2012 roku, w drugą rocznicę wypadku, pomyślnie przeszła egzamin oficerski. Została podporucznikiem. Dziś
pracuje w Wojskowym Ośrodku Medycyny Prewencyjnej w Gdyni na stanowisku ratownika sekcji ewakuacji medycznej.
Gdy odbierała Gwiazdę Afganistanu, dowiedziała się, że może wystąpić o status weterana poszkodowanego. Szczegółowe informacje dostała z
Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. W czasie obchodów Dnia Weterana we Wrocławiu po raz pierwszy od dawna spotkała się z chłopakami z
plutonu. Pozostało jednak uczucie niespełnienia, że nie ukończyła tej misji.
Autor: Małgorzata Barwicka
Strona: 3