Nikodem Celiński, I MI

Transkrypt

Nikodem Celiński, I MI
Nikodem Celiński, I MI
***
Raad płynął właśnie osobiście skontrolować prace przy nowej świątyni. Był to około 30 letni
mężczyzna, miał krótką ciemną brodę, był łysy. Jego karnacja była jasna jak na obywatela Egiptu.
Zadanie dostał od Nebmaat Snefru, władcy Egiptu. Swoją posadę piastował już od wielu lat, był
głównym architektem państwa. Podlegał bezpośrednio Snefru. Nil był dzisiaj wyjątkowo spokojny.
Raad spojrzał na prawy brzeg. Słońce jak zwykle prażylo niemiłosiernie, a gorący piasek zniekształcał
obraz odległego placu budowy. Już niedaleko.
Przewoźnik odpychał się nieustannie tyczką od dna. Płynęli jeszcze około pół godziny, a kiedy
przybyli na miejsce, architekt żwawo zszedł na ląd. W tej części miasta rozładowywano towary z
transportu rzecznego.
Trochę dalej w stronę centrum znajdywały się tłoczne i głośne ulice targowe. Zabudowania
nie były w tej części miasta zbyt imponujące, jednak to dopiero początek jego wielkiej rozbudowy.
Niektóre większe budynki należące do bogatych handlarzy projektował właśnie Raad. Był niezmiernie
dumny patrząc na efekty swoich prac.
Kwitł tu handel niewolnikami. Obok dużych klatek, na podeście, stali w rzędzie spętani ludzie.
„Dobrze się składa” – pomyślał architekt – „ostatnio zmarł mi niewolnik, kupię sobie jednego”.
Wszedł na podest i podszedł do sprzedawcy. Gdy zobczył jego twarz z bliska, niemal oniemiał ze
zdziwienia.
– Witaj Meire, przyjacielu! – wykrzyknął nie ukrywając radości.
– Witaj! Co sprowadza wielkiego architekta do Heliopolis? – zapytał handlarz.
– Jak się pewnie domyślasz, przyjechałem tu w sprawie budowy świątyni – powiedział
dumnym tonem. – Zostałeś więc handlarzem niewolników?
– Tak, jednym z najlepszych, jednak to zbyt długa historia, by ją roztrząsać w takim miejscu –
powiedział z przejęciem. – Może przyszedłbyś do nas w gości? Byłbym zaszczycony, mogąc
przedstawić ci moją żonę.
– Dobrze, ale najpierw muszę załatwić swoje sprawy na placu – odpowiedział Raad. – Zanim
jednak odejdę, chciałbym kupić od ciebie niewolnika.
– Proszę bardzo, wybieraj, a przedyskutujemy cenę – podniósł radośnie głos.
Raad razem z Meire zbliżył się do rzędu i zaczął uważnie Iustrować niewolników. Zawsze
bardzo ostrożnie wybierał sługi. Uważał swój wybór za wielką łaskę dla takiego człowieka. W oczy
rzucił mu się młody chłopak. Miał nie więcej niż 16 lat.
– To Myreńczyk – powiedział Meire, widząc zainteresowanie przyjaciela. – Moi ludzie złapali
go na Morzu Śródziemnym, wcale niedaleko Nilu. Nie ma rodziny. Mówią na niego Deiteus.
– Biorę go – orzekł zdecydowanym głosem. – Ile więc proponujesz?
– 20 złotych monet – wypowiedział wolno handlarz.
– To o wiele za dużo, dam ci 12 – licytował Raad.
– Nie ma mowy. 16, albo szukaj gdzie indziej – wycedził Meire.
– Niech ci będzie – powiedział po chwili namysłu. Zapłacił i wziął ze sobą chłopaka.
Helleanin był wysoki i dobrze zbudowany, miał brązowe kręcone włosy oraz zielone oczy.
Wydawał się faktycznie szczęśliwy, że Raad go stamtąd zabrał.
***
Raad obudził się o poranku w swoim domu. Dziś po raz kolejny miał się odrodzić Ra. Mijał 2
rok, odkąd kupił Deiteusa. Chłopak sprawował się świetnie. Był silny, a przy tym inteligentny.
Architekt od dawna zwykł traktować swoich niewolników po przyjacielsku, jednak Deiteus zyskał w
jego domu pozycję niemal członka rodziny. Nieraz był zabieranyjako pomocnik na dwór władcy
Egiptu. Do tego jeszcze lepiej dogadywał się z synem Raada, Hamsetem. Deiteus był od niego o 7 lat
starszy. Często sprawiali wrażenie braci.
Wszystko toczyło się spokojnie, dopóki Snefru nie doszły słuchy, że król Myry zagubił syna.
Było to około 2 lata temu. Gdy wypływali w stronę Egiptu, zastał ich sztorm, a jeden ze statków
rozsypał się w drzazgi. Snefru obserwował niewolników swoich najwyżej postawionych poddanych.
Postanowił zdobyć opis chłopaka. O ten nie było trudno, wystarczyło posłać kogoś do Myry. Gdy
Snefru otrzymał rysopis był już pewien, że to Deiteus. Było mu to bardzo na rękę. Od dawna chciał
wywołać wojnę z Myrą. Rozsławić Egipt zwycięstwem po wszystkie czasy. Posłał więc do Raada list, w
którym wydał mu rozkaz bezwzględnego zamordowania swojego sługi przy najbliższym spotkaniu z
Myreńczykami, pod zarzutem próby zabójstwa Snefru. Architekt był zdruzgotany tą wiadomością,
jednak wiedział, że bogom się nie odmawia. A władca Egiptu był jak bóg. Jedynym, co będzie teraz
dobre dla niego i jego rodziny, to śmierć Deiteusa. Od momentu dostania listu Egipcjanin całkowicie
unikał z nim rozmów. Aż do tej chwili, tuż przed wyjazdem na dwór.
– Deiteusie, muszę z Toba porozmawiać, na temat twojego dzisiejszego zadania – powiedział
powoli i dobitnie.
– Czym mogę służyć, panie? – odpowiedział Deiteus lekko wystraszony.
– Weźmiesz ten sztylet i w momencie wymiany, której będziesz świadkiem, pobiegniesz z nim
w stronę władcy, a zatrzymasz się dopiero tuż przed nim. To pewnego rodzaju tradycja. Bardzo ważna
– wyszeptał Egipcjanin.
– Dobrze, zrobię to – przytaknął. – Jednak mam pytanie: dlaczego nie opisałeś mi nigdy tego
obrzędu, skoro jest on tak ważny?
– Proszę, przyjacielu... – tu załamał się Raadowi głos. – BEZ ZBĘDYNYCH PYTAŃ.
Hellenista kiwnął tylko głową.
***
Raad wracał do domu po wizycie u Snefru. W oddali zobaczył syna, który biegł w jego stronę
ze wszystkich sił. Gdy się spotkali, Hamset spojrzał na niego przestraszony.
– Tato, co się stało? – zapytał cicho.
– Nic synu, absolut... – tutaj Raad urwał, ponieważ zauważył, że jego ubranie wciąż splamione
jest krwią hellenisty od trzymania jego ciała w rękach. – Ja tylko ubrudziłem się krwią szakali.
– Po drodze do pałacu nie można spotkać szakali! Powiedz mi, gdzie jest Deiteus, tato! –
wykrzykiwał malec przestraszony.
– Został w pałacu, już go nie zobaczymy – odpowiedział Raad bez emocji. W tym momencie
do Hamseta dotarło, że jego przyjaciel nie żyje.
– Tato! On był rodziną! Pozwoliłeś, by zabito mi brata! To było złe!
– Nie martw się synu... – mówił nieobecnym głosem ojciec. – Moje serce jest w tym
momencie ciężkie niczym ołów, jego za to zawsze było lżejsze od pióra.