nikodem eksp.pub

Transkrypt

nikodem eksp.pub
Remigiusz Koczy
Remigiusz Koczy
Ul.. Goździkowa 22
44-307 Wodzisław Śl.
Tel.: (032) 4561367
Nikodem
Bóg. On to zesłał Syna swego w ciele podobnym do ciała grzesznego i dla
usunięcia grzechu wydał w tym ciele wyrok potępiający grzech, aby to, co
nakazuje Prawo, wypełniło się w nas, o ile postępujemy nie według ciała,
ale według Ducha. Ci bowiem, którzy Ŝyją według ciała, dąŜą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy Ŝyją według Ducha - do tego, czego chce
Duch. DąŜność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dąŜność zaś Ducha - do
Ŝycia i pokoju. A to dlatego, Ŝe dąŜność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu BoŜemu, ani nawet nie jest do tego zdolna.
A ci, którzy Ŝyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie
Ŝyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch BoŜy w was
mieszka. JeŜeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie naleŜy. JeŜeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega
śmierci ze względu na skutki grzechu duch jednak posiada Ŝycie na skutek
usprawiedliwienia. A jeŜeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa
wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych,
przywróci do Ŝycia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha. Jesteśmy więc, bracia, dłuŜnikami, ale nie ciała, byśmy Ŝyć
mieli według ciała. Bo jeŜeli będziecie Ŝyli według ciała, czeka was
śmierć. JeŜeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała będziecie Ŝyli. Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch BoŜy, są
synami BoŜymi.”
Zadam wobec tego proste pytanie: czy narodziłeś się z Boga? Bez
przeŜycia tego faktu nie moŜna być dzieckiem BoŜym! Bóg jest wtedy
dla Ciebie tylko Stworzycielem, ale nie Ojcem!
NaleŜy podkreślić, Ŝe nie sposób narodzić się na nowo przez dokonanie jakiegokolwiek religijnego rytuału, ale tylko Twoja osobista wiara słowom Jezusa otwiera Bogu drogę do przyjęcia Cię do Jego rodziny!
Komu więc dziś wierzysz? W kim pokładasz swoje nadzieje na uniknięcie
potępienia? Czy jest to jakiś człowiek? Czy moŜe Ty sam, Twoje zdolności, pochodzenie, wiara rodziców albo to, Ŝe nikogo nie zabiłeś? Jeśli
dziś nie przyjmiesz Jezusa Chrystusa jako swojego osobistego Pana
i Zbawiciela, bądź świadom tego, Ŝe na sądzie staniesz przed Nim bez
Niego. Jezus jest Obrońcą tych, którzy oddają Mu całe swoje Ŝycie, całą duszę i mają w sobie pieczęć Jego Ducha!
Dziś mamy czas łaski. Czas, w którym moŜna za darmo otrzymać
zbawienie w Jezusie Chrystusie. Wykorzystaj więc niezmierzoną łaskę
Boga, gdyŜ czas łaski ma się juŜ ku końcowi, a przyjście Pana Jezusa
jest bardzo bliskie.
Trudna do przyjęcia jest myśl, Ŝe człowiek religijny, pełny wysokich zasad moralnych nie tylko nie ma gwarancji wejścia do Królestwa
BoŜego, ale wręcz owo wejście ma zamknięte. Dlaczego? BoŜe Słowo
tłumaczy to jasno w bardzo wielu fragmentach. To nie uczynki dają
śycie, ale sam Bóg! W Liście do Efezjan 2, 1-10 apostoł Paweł pisze:
„ I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których
niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę,
który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy Ŝyliśmy niegdyś w poŜądliwościach
ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury
dziećmi gniewu, jak i inni; ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie,
dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował,
i nas, którzy umarliśmy przez upadki, oŜywił wraz z Chrystusem łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać
w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie. Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: BoŜy to dar; nie z uczynków, aby
się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni
w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył
nas Bóg, abyśmy w nich chodzili.”
Czego dotyczy śmierć, o której pisze Paweł? Właśnie tej sfery
człowieka, o której mówił Jezus Nikodemowi – ducha. Nikodem, tak jak
kaŜdy inny człowiek, musiał narodzić się na nowo, narodzić z góry, za
sprawą Ducha BoŜego, gdyŜ nie był bez grzechu. Choć jeden świadomy
grzech, czyni człowieka przestępcą wobec całego BoŜego Prawa
( spójrz do Listu Jakuba 2, 9-11). Konsekwencją grzechu jest śmierć!
Śmierci ulega duch ludzki, który sprawia, Ŝe człowiek moŜe być uŜyteczny dla Boga. A jeśli ktoś umarł, co moŜe uczynić? Jak moŜe zrobić
coś dla Boga, który jest Duchem i zadowala Go tylko Ŝycie
i uczynki w duchu? List do Rzymian 8,1-14 mówi tak:
„Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma juŜ
potępienia. Albowiem prawo Ducha, który daje Ŝycie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci. Co bowiem było niemoŜliwe dla Prawa, poniewaŜ ciało czyniło je bezsilnym, tego dokonał
Słońce przedarło się juŜ ponad horyzont, gdy Nikodem otworzył
jedno oko. Drugie sklejone, nie miało zamiaru na razie oglądać tego świata, wyraŜając zmęczenie, które towarzyszyło całemu ciału od dobrych kilkunastu dni. Do późnych godzin wieczornych wraz z grupką swoich przyjaciół Nikodem przesiadywał przy blasku płonących kaganków wertując
zwoje Prawa i Proroków w poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące go pytania. Od blisko trzech lat jego serce zajmował człowiek, który nie był
zwykłym, jakimś tam jednym z wielu spotykanych na codzień ludzi. Był
on kimś, kto dotykał jego niemłody juŜ umysł takimi uczuciami i myślami,
Ŝe nieraz brakowało mu tchu, gdy uświadamiał sobie sens jego Ŝycia. Podejrzenia, które Ŝywił wraz z przyjaciółmi, wobec owego kogoś, nie były
błahymi spekulacjami szemrzącej po placach gawiedzi. Ich korzenie głęboko sięgały natchnionych Pism. Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba juŜ
przed wiekami przez MojŜesza i Proroków zapowiadał przyjście Wybawiciela, Mesjasza, którym miał obdarzyć naród wybrany, źrenicę swego
oka - Izrael. Podejrzenia Nikodema wywoływały chwilami poczucie grozy przed śmiertelnym niebezpieczeństwem groŜącym nie tylko jemu, ale
całej Judei. Niebezpieczeństwo owo bynajmniej nie nadciągało ze strony
rzymskiego okupanta, ale samego domniemanego Mesjasza i nie wypływało z mocy, którą niewątpliwie dysponował jak chciał, ani umiejętności
czynienia znaków, ale z faktu, Ŝe Mesjaszem mógł być naprawdę! Odrzucenie BoŜego Pomazańca sprowadzić na Izraela mogło kataklizm jakiego
w swych dziejach jeszcze nie przeŜył!
Ta powracająca z uporem osła myśl odkleiła drugie oko i wypędziła
poza sypialny pokój ocięŜałą senność. Nikodem przetarł dłońmi twarz
i nieco skołtunioną, przydługą juŜ brodę. Usiadł na łoŜu.
— Chwała Ci, Adonai, Ty jesteś Jedyny, NajwyŜszy i ponad
wszelkim stworzeniem - powiedział wznosząc oczy ku górze. Westchnąwszy, poczłapał w poszukiwaniu misy i dzbana, by odświeŜyć swe zmierzające ku starości ciało i oddać się porannej modlitwie. ZbliŜała się Pascha,
Nikodem jeszcze bardziej chciał zbliŜyć się do swego Boga.
***
Słońce podąŜało powoli ku zenitowi. Miasto pełne było ludzi. Rosnąca temperatura nie była w stanie odstraszyć niezliczonej ciŜby przychodniów przed wałęsaniem się po ulicach i placach Jeruzalemu. Tumany
drobnego pyłu wzniecane tysiącami tupoczących nóg dokuczliwie wdzierały się gdzie się tylko dało. Wchodząc do domu, odczuwało się palącą
potrzebę spłukania kurzu z twarzy, rąk, a tym bardziej stóp. Deszcz nie
obmywał swymi oczyszczającymi strumieniami miasta zbyt często, a nagminnie wiejące wiatry, wraz z odrobiną ulgi w wysokich temperaturach,
przynosiły na syjońskie wzgórze niezliczone roje drobniutkiego piasku.
Nikodem przedzierać się musiał momentami przez zbity tłum
ludzkiej masy, co chwila zmuszany do oddawania uprzejmości pozdrawiającym go ludziom. Jako człowiek sanhedrynu i nauczyciel znał ich doprawdy całe mnóstwo, a kaŜdy chciał, lub moŜe poczuwał się do obowiązku, okazać naleŜny dostojnikowi szacunek. Jeszcze jakiś czas temu lubił te
ukłony i nierzadkie, wysublimowane pozdrowienia, ale typowe, faryzejskie poczucie wartości straciło w nim swą soczystość. Ktoś jak gąbkę pełną dumy z prawowiernej religijności i zakonnego fundamentalizmu wyciskał go powoli i systematycznie. Dzisiaj rano przy śniadaniu przyznał się
Symeonowi, jednemu z dojrzałych juŜ uczniów Gamaliela, którego bardzo
lubił i rad go był często zapraszać, Ŝe czuje się jak w winnej tłoczni.
Wrzucony tam przez jakąś wszechmocną dłoń, nie miał najmniejszej moŜliwości ucieczki przed zgniatającą go prasą BoŜego doświadczenia. Co
z tego wyniknie nie miał pojęcia, ale wraŜenie było paskudne. Przywodziło mu ono na myśl ofiarnego baranka, który siłą instynktu przeczuwa zbliŜający się dramat tragicznego końca. Wzdrygnął się zmroŜony tą myślą
i z wymuszoną uprzejmością uśmiechnął się w odpowiedzi na kolejne
ukłony.
Minął pałac Kajfasza, który niezbyt chętnie odwiedzał. MoŜna by
rzec, Ŝe tylko pod wyraźnym przymusem. Do Podwójnej Bramy było juŜ
blisko. Godzinę temu Abitar przybiegł do niego z wieścią, Ŝe pospólstwo
z ekstatyczną wręcz radością, ścieląc na drodze swe płaszcze
i wymachując gałązkami palm, z okrzykami radości wprowadziło do miasta swego Proroka wczoraj późnym popołudniem. Mało tego, Ŝe co niektórzy usiłowali obwołać Go królem, a inni „błogosławionym, który przychodzi w imieniu Pańskim”, to na domiar wszystkiego nie wszedł o własnych
siłach, ale wjechał na oślęciu! Oburzenie Abitara trochę rozbawiło Nikodema, ale nie dał tego po sobie poznać. Nikodem wiedział o tym wszystkim i wiedział równieŜ, Ŝe swe pierwsze kroki samozwańczy Syn BoŜy
skierował do świątyni. Poszedł tam by obejrzeć wszystko, co zobaczyć
w niej moŜna było. I to zastanawiało. W pierwszej kolejności poszedł tam,
gdzie pójść powinien, jeśli tylko był tym, kogo w Nim Nikodem podejrzewał. I do tego jeszcze ten wjazd do miasta... musiał to sprawdzić.
Nikodem szedł do świątyni, bo spodziewał się, Ŝe wśród tłumu pielgrzymów nie zabraknie dziś Jezusa, cieśli z Nazaretu, który tę noc spędzał
według wszelkich danych w niedalekiej Betanii. Od samego niemal po-
ka, aby kaŜdy wierzący w niego miał Ŝycie wieczne - oczy Jezusa w blasku pochodni zaiskrzyły czymś bardzo waŜnym, czego nie moŜna zbyć
gdzieś i być od tej wiadomości wolnym. - Tak bowiem umiłował Bóg
świat, Ŝe Syna jednorodzonego dał, aby kaŜdy wierzący w niego nie zginął, ale miał Ŝycie wieczne. Nie wysłał bowiem Bóg Syna na świat, aby
osądził świat, ale aby wybawiony został świat przez niego. Wierzący
w Niego nie jest sądzony, zaś nie wierzący juŜ został osądzony, bo nie
uwierzył w imię jednorodzonego Syna BoŜego. To zaś jest sąd, Ŝe światło
przyszło na świat i umiłowali ludzie raczej ciemność niŜ światło, bowiem
ich czyny były złe. PoniewaŜ kaŜdy mający bezwartościowe uczynki nienawidzi światła i nie przychodzi do światła, aby nie zostały ujawnione jego czyny. Ale ten, który czyni prawdę przychodzi do światła, aby jego
czyny były widoczne, Ŝe w Bogu są dokonane.
Nikodem chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wypłynął nawet
najcichszy dźwięk. „Wierzący w niego nie jest sądzony... nie wierzący juŜ
został osądzony...” - zabrzmiało w jego umyśle głośne echo wypowiedzianych przed chwilą słów. PrzecieŜ zakon... przykazania z góry Synaj, one
miały dać im Ŝycie! Nie wiara w Syna Człowieka, nie wiara w Jezusa, jeśli
on nim naprawdę był! Jezus postawił przed nim nowy mur, który oddzielił
go od Boga, mur wiary w niego samego. Dotychczas Nikodem z mozołem
wspinał się na mur kamiennych przykazań i był juŜ wysoko. Tak wysoko,
Ŝe inni go podziwiali i brali z niego przykład do naśladowania. Teraz wyrosło przed nim coś absolutnie niespodziewanego i niepojętego. Jezus
uczynił siebie drogą do Boga, w którą trzeba uwierzyć. Czy zatem przykazania są bez wartości? Jeśli Jezus jest światłością, to wszyscy, którzy go
ignorują są w ciemności! Jeśli on daje Ŝycie, to co z tysiącami składanych
ofiar? Mur, którego jego faryzejski umysł nie był w stanie ogarnąć. Mało
tego! Jezus czynił się w tym murze wyłomem, jedynym miejscem przez
które moŜna zobaczyć Boga i do Niego wejść, jedyną bramą dającą zbawienie, jednorodzonym Synem NajwyŜszego, który jest wyrazem Jego miłości! To wszystko było... było... było niesamowite, niewyobraŜalne! Izrael miał dziś do czynienia z szaleńcem, albo prawdziwym Synem Boga,
którego odrzucenie ściągnie na niego nieogarnięty gniew Wszechmogącego. Ale to nie było wszystko. Ten gniew mógł spaść na Nikodema, jeśli
Jego Syna odrzuci on sam!...
Ewangelia Jana – rozdział 3.
bowiem nie moŜe tych znaków czynić, które ty czynisz, jeśli Bóg nie byłby z nim - zaczął.
— Godne wiary jest to, co mówię do ciebie - odpowiedział Jezus
tonem, który był jak przyjazne objęcie, jak ciepła strawa dla głodnego. Nie
był to ten sposób mówienia, który Nikodem mógł zaobserwować
w świątyni, czy w czasie potyczek z przedniejszymi faryzeuszami. - Jeśli
ktoś nie zostanie zrodzony z góry, nie moŜe zobaczyć Królestwa Boga.
Tego Nikodem się nie spodziewał. Poczuł się jakby nagłym szarpnięciem
został zrzucony z wierzchowca i twardo zderzył się z ziemią. Skąd Jezus
wiedział, o czym chce z nim rozmawiać?! I co znaczy „zrodzony”? Od
dawna ma juŜ siwe włosy i miałby narodzić się drugi raz? Nie wyczuł
w głosie Jezusa kpiny, nie mógł to być po prostu jakiś Ŝart, ale coś waŜnego, czego nie rozumiał.
— Jak moŜe człowiek zostać zrodzony starcem będąc? Czy moŜe
do łona matki swojej drugi raz wejść i zostać zrodzonym? - spytał.
Jezus spojrzał prosto w jego oczy i widząc rozterkę, która rozpaliła
się w nim, odpowiedział łagodnie, ale z mocą akcentując kaŜde słowo :
— Godne wiary jest to, co mówię do ciebie. Jeśli ktoś nie zostanie
zrodzony z wody i z Ducha, nie moŜe wejść do Królestwa Boga. Zrodzone
z ciała, ciałem jest i zrodzone z Ducha, duchem jest. Nie dziw się, Ŝe ci
powiedziałem: musicie narodzić się na nowo. Wiatr gdzie chce dmie
i głos jego słyszysz, ale nie wiesz skąd przychodzi i gdzie odchodzi. Tak
jest z kaŜdym zrodzonym z Ducha.
Nikodem usłyszał coś, czego nigdy od nikogo jeszcze nie słyszał,
coś, co wykraczało poza jego dotychczasowe zrozumienie człowieka, Boga i ich wspólnego spotkania w Królestwie NajwyŜszego. Całe jego dotychczasowe Ŝycie, wszystko czym chciał i próbował przypodobać się Bogu, jego skrzętnie i mozolnie kuty pomnik wypełnianych w faryzejskim
poczuciu gorliwości przykazań zakonu Jezus rozbił w drobny pył krótkim
zdaniem : „musisz na nowo narodzić się z góry, z wody i Ducha, bo bez
tego ani nie zobaczysz Królestwa BoŜego, ani do niego nie wejdziesz”...
— Jak moŜe się to stać? - spytał cicho, łamiącym się głosem.
— Ty, nauczyciel Izraela tego nie wiesz? - odpowiedział Jezus ze
smutkiem na twarzy - Godne wiary jest to, co ci mówię, Ŝe co wiemy,
przekazujemy i co ujrzeliśmy, poświadczamy i świadectwa naszego nie
przyjmujecie. Mówiłem wam o rzeczach ziemskich i nie wierzycie, jak
więc uwierzycie, jeśli powiem wam o niebiańskich? I nikt nie wstąpił do
nieba, ale tylko ten, który z nieba zstąpił, Syn Człowieczy. I jak MojŜesz
wywyŜszył węŜa na pustkowiu, tak musi być wywyŜszony Syn Człowie-
czątku obserwował tego człowieka. Początkowo wieści dochodzące
z Galilei wielokroć brzmiały sprzecznie, ale w miarę upływu czasu natłok
wydarzeń wskazywał na coś nieprzeciętnego. Relacje przygodnych podróŜnych, kupców, ale i umyślnych „szpiegów” donosiły przypadki o cudownych uzdrowieniach, uwolnieniach od demonów, a nawet wskrzeszeniach. Większość braci faryzeuszy ignorowała je, jako nierealne, wymyślone lub zainscenizowane. Jednak informatorzy Nikodema byli ludźmi
powaŜnymi i wiarygodnymi. Z ich relacji biła fascynacja, podziw
i zmieszanie, gdyŜ sami sobie nie byli w stanie wyjaśnić faktów, których
byli świadkami.
Nikodem zbliŜał się do Bramy Podwójnej, gdy od tyłu ktoś dotknął jego
ramienia.
— Witaj, rabbi.
— A, Jesse.
— Nie przestraszyłem cię chyba? - młody faryzeusz, najbliŜszy
przyjaciel Abitara zmarszczył czoło i delikatnie się uśmiechnął.
— Myślałem o czymś, ale nie wystraszyłeś mnie. - Nikodem serdecznie uścisnął jego ramię. - Idziesz do świątyni? - spytał właściwie niepotrzebnie.
— Abitar mówił, Ŝe Jezus jest w mieście. Jestem pewien, Ŝe przyjdzie do świątyni. Ty równieŜ widzę...
— Bez cienia wątpliwości - odparł Nikodem i stanąwszy, uniósł
głowę, by spojrzeć na ogromną bramę i rozciągający się w obie strony majestatyczny mur, który jakby pierścieniem chronił Dom Boga.
— Wspaniałe - oczy Jessego błysnęły niczym u małego dziecka na
widok wymarzonego prezentu. - Jesteśmy tacy mali przy tej budowli, Ŝe...
— To dzieło Zorobabela i Heroda, chłopcze - przerwał mu zachwyt nad kamieniem. - Tylko Bóg jest naprawdę wielki i przy Nim jesteśmy prochem ziemi.
Pociągnął Jessego za rękę i przeszli przez chłodny cień Bramy Podwójnej na Dziedziniec Pogan. Ledwie uszli kilka kroków, a od strony
Portyku Królewskiego niemal nadbiegł rozpychając się pomiędzy grupkami dyskutujących pielgrzymów Abitar. Jego czerwona twarz i okrągłe
oczy zdradzały podniecenie, które niemal rozsadzało go od środka. Za nim
dostrzegli dostojnie kroczącego Jozafata, który swym zwyczajem dwoma
palcami tarmosił koniec brody, kiedy tylko jego głowę zajmowała jakaś
waŜna myśl. Abitar mówił juŜ coś z daleka, ale gwar ludzkich rozmów
zmieszany z beczeniem baranów, muczeniem bydła, popiskiwaniem ptaków i nawoływaniem pielgrzymów, czyniły jego słowa zupełnie niesły-
szalne. Dopiero gdy zbliŜył się, mogli zrozumieć czymŜe ten młodzieniec
był tak podekscytowany.
— Rabbi, to co wczoraj... to jak on wczoraj... ten...
— Co Abitarze? Co wczoraj? - Nikodem spojrzał prosto w jego
oczy i znad wyraz powaŜną miną, choć na jego twarzy chciał pojawić się
szczery uśmiech, wyczekał, aŜ tamten dojdzie do ładu.
— ... U proroka Zachariasza napisano - zaczął jeszcze raz - „wesel
się bardzo, córko syjońska! Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król
przychodzi do ciebie, sprawiedliwy on i zwycięski, łagodny i jedzie na
ośle...” - wyrecytował z pamięci.
Pragnienie śmiechu z Nikodema nagle uleciało.
— Zachariasz, powiadasz...- westchnął. Wiedział, Ŝe gdzieś prorocy wspominali o oślęciu, tylko nie był pewien gdzie.
— Witaj Nikodemie - Jozafat podał dłoń i uścisnęli się przyjaźnie.
— Jeszcze jedno? - spytał Nikodem .
— Na to wygląda. - Zrozumieli się bez zbędnych słów.
— Chodźmy do Złotej Bramy. Jeśli przyjdzie, to właśnie stamtąd zadecydował Nikodem i zgodnie, wszyscy czterej ruszyli z miejsca. Nie
przeszli jednak nawet dziesięciu kroków, gdy tłum przed nimi zafalował
i począł rozstępować się czyniąc komuś miejsce, by zaraz potem podąŜyć
w jego ślady. Nikodemowi mocniej zabiło serce. Jego towarzysze przestali
dyskutować o proroctwie Zachariasza. Jezus zbliŜał się szybko, jakby
chciał załatwić jakąś konkretną sprawę. Nikodem obejrzał się. Za nim
przekupnie zachęcali głośnym nawoływaniem do odwiedzania swoich
straganów. Ofiarne zwierzęta swymi głosami wzmagały harmider, czyniąc
go chwilami nieznośnym. Obecność kupców i wymieniaczy pieniędzy dawała jednak wygodę przybywającym do Jeruzalemu pielgrzymom, którzy
nie musieli z odległych stron prowadzić wołów czy baranów, aby opłacić
nimi przed NajwyŜszym swoje grzechy. Kapłani zezwolili na handel wewnątrz murów świątynnych wychodząc naprzeciw ludzkim potrzebom, ale
i niezbyt zasobnemu w złoto skarbcowi. Handlarze chętnie płacili za wynajem świątynnego placu widząc zyski, jakie czerpali z tych miejsc. Choć
ceny ich towarów nie były niskie, a wręcz przewyŜszały te spoza Jeruzalemu, przychodnie za swą wygodę byli gotowi płacić więcej. Jezus wyraźnie zmierzał ku straganom. Być moŜe i on chciał złoŜyć ofiarę, by przykryć swoje grzechy. Tego Ŝądał zakon.
Zanim ta ludzka fala z Jezusem na czele dopłynęła do Nikodema
i przyjaciół, ci usunęli się nieco w bok i obrali dogodne miejsce by móc
zobaczyć, co będzie się działo. Zza pleców poruszonego tłumu Nikodem
nictwo Jezusa było coraz bardziej widoczne. Nikodema martwiło to, Ŝe
większość zacnych braci miała oczy i uszy zamknięte na juŜ zaistniałe fakty oraz niechęć do szczerego otwierania Pism. Jednocześnie Ŝywił nadzieję, Ŝe nadnaturalne wydarzenia, cuda i znaki ostatecznie wykaŜą jego autorytet jako BoŜego posłańca. PrzecieŜ nikt nie mógłby takich rzeczy czynić,
gdyby Bóg nie był z nim! Nikt! Nikodem znał wielu bogobojnych męŜów,
którzy mimo swej bogobojności i świętości nie uczynili nic z tego, co pokazał Jezus. Cieśla kojarzył się z Eliaszem, Elizeuszem, prorokami objawiającymi prawdziwą moc NajwyŜszego. Ale i oni przecieŜ nie wzbudzali
zachwytu ogółu sobie współczesnych. Spotykały ich raczej sprzeciwy,
trudności i doświadczenia. Choć Jezus przewyŜszał ich mocą, mógł spotkać na swej drodze równie wysokie mury przeszkód, tyle Ŝe zbudowane
z mądrości faryzeuszy, saduceuszy i uczonych nauczycieli.
Po kilkunastu minutach dotarł na miejsce. Dom, w którym Jezus
miał nocować był dość duŜy, by dać gościnę równieŜ jego uczniom. Na
piętrze wszystkie okna oświetlały delikatnie drgające płomienie kaganków. Nikodem podszedł do drzwi, złapał kołatkę i na moment zastygł.
Miał wraŜenie, jakby stał nad krawędzią przepaści, której dno jest piękną,
obfitą w to, co najlepsze, krainą. Zastukał dwa razy, ale odpowiedziała mu
tylko cisza. Stanął jeszcze bliŜej krawędzi i ponowił stukanie. Usłyszał
przytłumione kroki i skrzypnięcie nie nasmarowanych zawiasów.
— ... Rabbi? - W półmroku przedsionka zabłyszczały białka wytrzeszczonych ze zdumienia oczu odźwiernego.
— Chciałbym porozmawiać.
— Oczywiście. - Postać usunęła się nieco, by przepuścić gościa.
U góry zaintonowano psalm i zaraz dołączyło się więcej głosów.
W świetle niewielkiej lampki Nikodem rozpoznał jednego z będących blisko Jezusa uczniów.
— Nauczyciel jest w ogrodzie. Zaprowadzę cię.
Teraz Nikodem ustąpił miejsca i uczeń poprowadził go
z przedsionka przez wąski korytarz na tyły domu. Tam otworzył kolejne
drzwi i doleciał ich miły zapach kwiatów. Przy blasku latarni, obok niewielkiej ławeczki stał Jezus. Z uniesioną głową wpatrywał się w bezchmurne, pełne gwiazd niebo. Na odgłos skrzypnięcia drzwi oraz kroków
odwrócił się i łagodnie uśmiechnął. Nikodem odniósł wraŜenie, Ŝe był
oczekiwanym gościem. Wszystkie pytania, wszystkie rozterki i problemy
skumulowały się w nim jak na ostrzu noŜa. Przywitali się skinieniem
głów.
— Rabbi, wiemy, Ŝe od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt
ra jest w stanie chwiać sercami. Nikodema nie dziwiły tłumy ciągnące za
Jezusem po całej Galilei. Wielu oczekuje kogoś, kto dałby Izraelowi wolność spod rzymskiej okupacji i kto wróciłby radość Ŝycia, bogactwo
i świetność wybrańcom Boga. Kielich powołania Jezusa na króla powoli
się wypełnia. Gdyby Jezus tylko chciał, mógłby dokonać rzeczy dla kogoś
innego niemoŜliwej - ustanowić prawdziwe królestwo Dawida, jego ojca.
Królestwo! - ta myśl zachwyciła Nikodema, a serce mocniej mu zabiło.
Prorok Izajasz pisał: „Ze względu na Syjon nie będę milczał
i ze względu na Jeruzalem nie spocznę, dopóki nie wzejdzie jak jasność jego sprawiedliwość i nie zapłonie jego zbawienie jak pochodnia. Wtedy ujrzą narody twoją sprawiedliwość i wszyscy królowie twoją chwałę, i nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana ustalą. Będziesz wspaniałą koroną w ręku Pana i królewskim zawojem w dłoni twojego Boga. JuŜ nie
będą mówić o tobie : pustkowie, lecz będą cię nazywali Moja Rozkosz
a twoją ziemię Poślubiona, gdyŜ Pan ma w tobie upodobanie, a twoja ziemia zostanie poślubiona. Bo jak młodzieniec poślubia pannę, tak poślubi
cię twój Odnowiciel, a jak oblubieniec raduje się z oblubienicy, tak twój
Bóg będzie się radował z ciebie”... Przymknął oczy i głęboko westchnął.
Nie chciał czekać niewiadomo jak długo by te sprawy znalazły swoje wyjaśnienie. Skoro Jezus był tak blisko, mógł sam spytać, czy zobaczy Królestwo, moŜe jego Królestwo, jeśli on właśnie jest Pomazańcem Jahwe,
Mesjaszem, na którego czeka strapiony Izrael.
***
Słońce juŜ dawno skryło się za horyzontem, ale dopiero pół godziny temu Jeruzalem przykryła czerń zmierzchu, na którą Nikodem niecierpliwie wyczekiwał. MoŜe owa niecierpliwość tak złośliwie wydłuŜała mu
leniwie biegnący czas. Jego myśli spowijała gęsta mgła pytań, które
chciałby zadać Nauczycielowi, a serce coraz mocniej biło w piersi.
Otworzywszy, drzwi rozejrzał się. Nikogo w pobliŜu nie dojrzał, ale
zachowując ostroŜność nakrył chustą głowę i ruszył przed siebie. Dom,
w którym zatrzymał się Jezus był dosyć daleko, ale dla znającego miasto
Nikodema nie była to odległość, która mogłaby go powstrzymać. Był zbyt
podekscytowany, aby byle czym się zniechęcić. Zdecydowanym dość
szybkim krokiem mijał kolejne domy, uliczki i zaułki. Od samego początku Nazareńczyk zaczął głosić zbliŜające się Królestwo Niebios. Wizja odnowionego Izraela, wolnego od rzymskiej hegemonii, błogosławionego
przez Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba będącego przedmiotem podziwu
narodów oraz źródłem dobrobytu, rozjaśniała oblicze Nikodema. Posłan-
zobaczył skupioną twarz Proroka. Nie tak go sobie niegdyś wyobraŜał.
Myślał, Ŝe to ktoś bardzo wyjątkowy. Jezus natomiast był przeciętnym
człowiekiem, wzrostem nie wyróŜniającym się spomiędzy tysięcy Judejczyków. Swą sylwetkę, wyprostowaną i energiczną, zawdzięczał zapewne
ciesielskiemu zajęciu, które odziedziczył po ojcu Józefie. Ale jak na młody wiek, nieco ponad trzydzieści lat, rysy jego twarzy zdradzały pełną
wartości dojrzałość. Krótkie włosy i broda nadawały mu powagi,
a wyraziste spojrzenie i zmarszczone czoło wyraŜały silną koncentrację na
jakimś z góry upatrzonym punkcie. Za nim podąŜała grupka badawczo
rozglądających się uczniów, którzy najwyraźniej nie znali zamiarów swego mistrza, a zewsząd czuli na sobie potencjalny, kamienny grad pytań,
zarzutów i sprzeciwów uczonych w piśmie, faryzeuszów i saduceuszów
oraz kapłanów, na których teren przecieŜ wkroczyli.
Jezus nagle zwolnił kroku. Nikodem pomyślał, Ŝe pewnie będzie
chciał coś powiedzieć, ale ten zmienił nieco kierunek i znów przyśpieszył.
Tłum zgęstniał i począł zbijać się w jednolitą masę zasłaniając stragany
handlarzy i bankierów. Nikodem ruszył z miejsca, gdyŜ stracił Proroka
z pola widzenia. Abitar z Jessem wysunęli się do przodu by utorować mu
drogę. Musieli pomagać sobie łokciami, gdyŜ prośby o zrobienie miejsca
nie przynosiły poŜądanego skutku. Kiedy przedarli się ku pierwszym rzędom nagle zrobiło się trochę wolnego miejsca pozostawionego jakby
z przymusu dla przedniejszych dostojników, których wszakŜe powinnością było potwierdzić lub podwaŜyć działania Proroka.
Jezus, gdy tylko znalazł się przy pierwszym straganie, z wiszącego
tam pęku sznurków skręcił coś na wzór bicza. Sprzedawca nie powiedział
ani słowa, jakby zachowanie jego „klienta” było najzupełniej normalne.
Twarz Jezusa przybrała jeszcze powaŜniejszego i ostrzejszego wyrazu. Zacisnął usta, przymruŜył powieki, jakby chciał lepiej widzieć i jednym
szarpnięciem silnych ramion, ku przeraŜeniu osłupiałego handlarza, wywrócił drewniany blat jego straganu wraz z całym towarem. Kupujący
przy następnym stoisku odskoczyli w tył, gdyŜ Jezus nie czekając na czyjąś reakcję ruszył natychmiast w ich stronę. Wymachując na prawo i lewo
biczem rozganiał zszokowanych pielgrzymów i kupców. Następny stragan
poszedł w rozsypkę, po czym kolejny i jeszcze jeden. Sprzedający z zadziwiającą niemocą byli w stanie tylko patrzeć jak poniewierany jest ich majątek. Jezus wyrzucał wszystkich handlarzy, bez względu na to, co stanowiło przedmiot ich handlu. Zarówno towary zza granic Izraela, zza morza,
jak i ofiarne owce, woły i gołębie nie mogły mieć swego miejsca
w obrębie świątyni. RównieŜ stoły bankierów wymieniających waluty ce-
sarskiego imperium gubiły swe stabilne oparcie rozsypując poukładane
w odpowiednie grupki monety.
— Zabierzcie to stąd! - zawołał głośno Jezus, pełnym gniewu
i oburzenia głosem. - Nie czyńcie domu Ojca mego domem targowiska!
Nikodem nie mógł wyjść z podziwu i osłupienia. To, co robił ten
człowiek z Nazaretu przekroczyło wszystko, czego mógł się spodziewać.
Wprawdzie świątynia naleŜała do kaŜdego miłującego Boga Judejczyka,
ale nikt nie ośmieliłby tego się zrobić...- nie umiał znaleźć odpowiedniego
porównania – ... czegoś podobnego! Tym bardziej, Ŝe wszelka administracja, utrzymywanie porządku i słuŜba naleŜała do dziedziców Aarona
i Lewiego. Był pewien, Ŝe arcykapłani z Kajfaszem i Annaszem na czele
nie przepuszczą mu tego płazem. „Dom Ojca mego, dom Ojca mego...”
Niedaleko siebie zobaczył pełne oburzenia i zgrozy oblicza Jonatana
i Aleksandra, którzy byli z rodu arcykapłańskiego i podobnie jak Nikodem
zasiadali w Radzie NajwyŜszej. Z całą stanowczością i pełną determinacją
będą dąŜyć do uwięzienia Jezusa, który właśnie głosił siebie Synem NajwyŜszego Boga. Zakon nie znosił bluźnierstwa, a Jezus jakby z premedytacją zmierzał w jego stronę, manifestując to oczyszczającym „Dom Swego Ojca” pochodem „ognistej burzy”.
— Jaki znak pokaŜesz nam, Ŝe takie rzeczy czynisz? - padło pytanie spośród dostojników, gdzieś zza Aleksandra.
Dla Nikodema było to oczywiste. Jezus musiał czymś potwierdzić
swój autorytet, jeśli tylko był prawdziwy i pochodził od Boga. Adonaj potwierdził MojŜesza, potwierdził Eliasza i Proroków, teraz musiałby potwierdzić Jezusa, jako swego sługę i ... Syna.
Jezus skoncentrował się na zadającym pytanie i głośno, by słyszany był
dookoła, powiedział :
— Zburzcie przybytek ten i w trzy dni podniosę go.
Tłum zaszemrał wątpliwym podziwem dla tej odpowiedzi. Świątynia Zorobabela, większa i świetniejsza, swym rozmachem, do którego dołoŜył
się Herod, przewyŜszająca pierwszą świątynię Salomona, kosztowała tyle
środków i czasu dla uzyskania obecnego kształtu, Ŝe Jezus wzbudził
u wielu śmiech politowania. Galilejczyk bredził swymi słowami niszcząc
cały obraz dostojeństwa i autorytatywnej powagi. Ust Nikodema nie wykrzywił jednak nawet najmniejszy grymas, który mógłby przypominać
uśmiech. Sprawa była śmiertelnie powaŜna. Gdzieś z głębokiej studni pamięci, jak za sprawą długiego czerpaka wyłonił się fragment zwoju Psalmów : „... dla Ciebie znoszę hańbę, wstyd okrywa oblicze moje. Stałem
się obcy braciom moim i nieznany synom matki mojej, bo gorliwość
o dom Twój poŜera mnie, a zniewagi urągających Tobie spadły na mnie.”
— Czterdzieści i sześć lat budowany był ten przybytek, a ty w trzy
dni podniesiesz go? - spytał ktoś szyderczo, ale Nikodem miał wraŜenie,
Ŝe to pytanie jest chybione, a sens wypowiedzi Jezusa musi mieć inny wymiar, którego nie był w stanie objąć swym rozumem.
***
Po posiłku Nikodem zaraz powrócił do wertowania zwojów świętych Pism. Od powrotu ze świątyni nie był w stanie wykrztusić z siebie
zbyt wielu słów. Domownicy, gdy pan domu rozmawiał z Bogiem , krzątali się nie zachodząc nawet w pobliŜe jego pokoju.
— Dlaczego?... Jak to moŜliwe?... Czy na pewno?... Gdzie jeszcze? - powtarzał w kółko.
Niesamowitość wydarzeń, których był świadkiem oraz natłok najróŜniejszych innych informacji na temat Jezusa z Nazaretu, wymuszały na
nim konieczność, ba!, palącą konieczność potwierdzenia, Ŝe Jezus jest
Mesjaszem, bądź zaprzeczenia takowego posłannictwa. Jozafat przekonany był, Ŝe na Jezusie Nazarejczyku wypełniło się juŜ przynajmniej kilka
dawnych proroctw. Mesjasz miał pochodzić z miasta Dawida - Betlejem,
jak przepowiadał Micheasz: „Ale ty, Betlejemie Efrata, najmniejszy
z okręgów judzkich, z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela”.
Choć ze względu na zamieszkanie nazywano go Nazarejczykiem, urodził
się właśnie w mieście Dawida i był jego potomkiem! O dziwo, tego bracia
starsi nie dostrzegali, albo dostrzec nie chcieli. Kiedy Herod nakazał
uśmiercić wszystkich chłopców poniŜej drugiego roku Ŝycia w mieście
i jego okolicach, Józef wraz z Marią i synem uciekli do Egiptu. I tego Jozafatowi udało się dowiedzieć. Prorok Ozeasz powiada : „Z Egiptu wezwałem Syna mego...” Z Egiptu musiał powrócić do ojczystej ziemi Jezus.
Jak mozaika wszystko składało się w jedną całość. Nikodem chciał szukać
dalej; chciał konfrontować Pisma z Ŝyciem. Syn Zachariasza ze zmiany
kapłańskiej Abdiasza, Jan głośno wołał, niczym Eliasz, by gotować ścieŜki dla Pana. Wołał, Ŝe przychodzi mocniejszy od niego i nie jest mu godzien rozwiązać rzemyka sandałów!... Jeśli Jan jest Eliaszem zapowiadającym nadejście zbawiciela Izraela?... Do tego wszystkiego cuda, znaki,
uzdrowienia, wskrzeszenia. Kto mógłby takie rzeczy czynić, jeśli nie przyszedłby od Boga? Kogo stać by było na rozpętanie otwartej wojny przeciw
kapłańskiemu zezwoleniu na handel w świątyni, przeciw naukom starszych i rabinackiej wykładni Pism? Jezus nie przemawia jak uczony, choć
wygląda na to, Ŝe jego wiedza jest nieograniczona. On mówi z mocą, któ-