Czy bez płat na ko mu ni ka cja miejska w Pol sce jest do brym po

Transkrypt

Czy bez płat na ko mu ni ka cja miejska w Pol sce jest do brym po
opinie
jestem pRzeciW
Kultura jest zarządzana ukazami prezydenta
Rozmowa z Romanem Pawłowskim,
specjalistą od polityki kulturalnej
i krytykiem teatralnym
Corazczęściejsamorządowcymajązakusynaniezależność instytucji kultury. Zwłaszcza teatrów.
OstatnioWarszawaingerowaławobsadęfotelidyrektorskichwPowszechnymiStudio,Łódź–wNowym,rzeszowskiratuszwybierałdyrektoraMaski...
Jest jeszcze świeższy przypadek – z Bielska-Białej,
gdzie Teatr Polski wystawił niejednoznaczne i skomplikowane sztuki (chodzi o pokazującego złożoność
stosunków polsko-żydowskich „Żyda” oraz opowiadającą o żołnierzach w Afganistanie „Bitwę o
Nangar Khel” – przyp. red.). Zaatakowała je część
radnych prawicowej krytyki. Ku zdumieniu wszystkich, do tych oskarżeń przyłączył się prezydent miasta, który zażądał od dyrektora wyjaśnień. To świetny przykład ograniczającego wolność artystyczną
nacisku władz samorządowych, a jednocześnie
część szerszego problemu, jakim jest lokalna polityka kulturalna. Obok działań wzorcowych, świadomych, długofalowych i uwzględniających różne
dziedziny, jak w Lublinie, Katowicach czy Wrocławiu, mamy mnóstwo negatywnych przykładów.
Równie groźne jest to, że jeśli już kultura i jej instytucje pojawiają się w regionalnej polityce, to jako
wsparcie promocji miasta czy samych samorządowców. Siłą rzeczy to nie jest kultura wysoka czy po
sonda FoRum
prostu wartościowa, ale jarmarczna – wszelkie festyny, sylwestry... Na to przeznacza się ogromne
środki, znacznie większe, niż na przedsięwzięcia
obarczone ryzykiem artystycznym. To smutne, że po
dwudziestu latach demokracji wciąż tak mało jest
samorządowców mających świadomość społecznej
roli kultury i jej potencjału w promocji regionu.
Swegoczasukrytykowanosamorządy,żeskupiająsięnapopkulturze,np.modnychfestiwalach,ale
nawet tu zgrzyta. Artur Rojek musiał przenieść
uznany OFF Festiwal z Mysłowic do Katowic, a
krakowskie spory między prezydentem a radą o
małonierozłożyłySelectoraiCokeFestivalu.
Oczywiście samorządowcy mają prawo formułować swoje oczekiwania wobec kultury. Problem
polega na tym, że w wielu miastach nierozważne
decyzje uderzają w renomowane i dochodowe
przedsięwzięcia. Przykładem Łódź, gdzie w ciągu
kilku lat rozwalono tak istotne imprezy, jak Camerimage i Festiwal Czterech Kultur. Uważam, że
czas skończyć z rządzeniem carskimi ukazami.
Polityka polityką, ale imprezy kulturalne powinny
być ponad nią. Nie może być tak, że nowa ekipa z
automatu niweczy dokonania starej. Krzyczący
przykład takich politycznych decyzji to Białystok,
gdzie omal nie rozłożono świetnego festiwalu
smoothjazzowego robionego przez Stanisława
Trzcińskiego. W rozpropagowanie pierwszej edycji
Pozytywnych Wibracji wpakowano ogromne pieniądze, festiwal okazał się ogromnym sukcesem i
nagle okazało się, że miasto chce zeń zrezygnować, żeby wesprzeć klub piłkarski! Na szczęście w
ostatniej chwili udało się zmienić budżet.
Todziwneprzekonanie,żekulturawyższaniemożebyćrentownaczyrynkowaświetniewidaćwstolicy,którazamykaśródmiejskieteatrynaEURO,bo
oneniezarobiątyle,costrefykibica.
To haniebne, że najpierw warszawskim teatrom
odebrano ponad 12 proc. dotacji, a potem te pieniądze przeznaczono na rozwój strefy kibica. Te dwadzieścia parę milionów złotych wystarczyłoby na
trzy lata dla takiej sceny, jak Teatr Rozmaitości. Ale
haniebne jest też to, że strefa kibica uniemożliwi
dostęp do trzech ważnych teatrów – Studia, Dramatycznego i Lalki, które równocześnie będą płaciły czynsz. To właśnie przykład polityki sprzyjającej
wyłącznie komercji.
czytaj więcej na stronie internetowej
www.forumsamorzadowe.pl
Czy bezpłatna komunikacja miejska w Polsce jest dobrym pomysłem?
ale tylko w małym mieście, w którym społeczność lokalna jest wystarczająco dojrzała.
Pomysł sprawdził się np. w belgijskim Hasselt, liczącym 70 tys. mieszkańców. Zawarto tam umowę społeczną, zgodnie z którą władze obiecały, że jeśli
mieszkańcy dobrowolnie zrezygnują z poruszania się
samochodami, transport będzie bezpłatny. Obie strony wykazały się dojrzałością i obecnie 90 proc. ludności Hasselt porusza się komunikacją publiczną. W Polsce do takiego pomysłu nie dojrzały ani władze, ani
mieszkańcy. W referendum z pewnością wszyscy głosowaliby na „tak”, ale co dalej? Czy kierowcy samochodów rzeczywiście przesiedliby się do autobusów?
Co więcej, gdybyśmy uruchomili bezpłatną komunikację, musiałyby za tym pójść poważne i realizowane
w szybkim tempie inwestycje w transport publiczny,
bo już w tej chwili w większych ośrodkach przepustowość komunikacji miejskiej jest w pełni wykorzystywana. Moim zdaniem bezpłatny transport publiczny
można na próbę wprowadzić w mniejszym mieście,
ale w metropolii pomysł by się nie sprawdził.
tak
Forum samorządowe maj 2012
Mieczysław Reksnis, dyrektor
Biura Drogownictwa i Komunikacji
UM Warszawy
Maciej Lisicki, zastępca prezydenta
Miasta Gdańska
Jan Jakiel, prezes Stowarzyszenia
Integracji Stołecznej Komunikacji
4
Krytykujemyurzędników,alenajbardziejwinni
sąchybaprezydenci.Rozumiem,żeszefowiebiur
kultury czy czysto samorządowych jednostek w
rodzajuzespołuMazowszesązatrudnianizpolitycznegokluczaalbopoznajomości,aleprzecież
możnaznaleźćznajomegokompetentnego?
Mam nadzieję, że nie decyduje klucz polityczny,
bo kulturze potrzeba menedżerów. Tacy istnieją – że
wspomnę choćby Magdalenę Srokę z krakowskiego
biura festiwalowego czy Agatę Grędę z urzędu marszałkowskiego w Poznaniu. Ale zgodzę się, że w
wielu znaczących miastach takich ludzi brakuje.
Kompetencje menedżerskie są zastępowane bieżącym administrowaniem, które najczęściej sprowadzają się do cięcia kosztów i kontroli. A to nie ma
nic wspólnego z budowaniem polityki kulturalnej.
to pomysł karkołomny finansowo oraz
– uwaga, to nie błąd! – niesprawiedliwy
społecznie i wątpliwy moralnie. Dlaczego karkołomny finansowo? Miasto Gdańsk pokrywa 50
proc. kosztów przejazdu, do cen biletów dopłacamy 120 milionów rocznie. Wprowadzenie darmowej komunikacji oznaczałoby co najmniej podwojenie tej sumy. Ale to nie wszystko – darmowa komunikacja znacznie zwiększyłaby liczbę pasażerów,
to normalne. A to oznacza dodatkowy tabor, który
za coś trzeba kupić. Nowy wagon tramwajowy
kosztuje średnio około 8 mln zł, a autobus – 1,2
mln. Za dodatkowym taborem idzie dodatkowe zatrudnienie, a więc kolejne pieniądze.
Rozwiązanie jest też niesprawiedliwe społecznie,
bo na 50 proc. dofinansowania łożą wszyscy mieszkańcy miasta, także ci, którzy transportem publicznym nie jeżdżą. To coś w rodzaju podatku. I raptem
mamy go czterokrotnie podnieść? A niemoralne
dlatego, że zazwyczaj nie szanujemy rzeczy, które
są za darmo. Niestety.
nie
na pewno nie w tak dużej aglomeracji, jaką
jest Warszawa. Stolica jest największym miastem w Polsce, które oferuje transport publiczny (pomijając aglomeracje trójmiejską oraz śląską). Skala
działania jest tu tak duża, że staramy się odzyskać
chociaż część wydatków, jakie ponosimy w związku
z zapewnieniem mieszkańcom sprawnej komunikacji publicznej. Roczne koszty to ok. 2 mld zł, wpływy
z biletów stanowią natomiast nieco ponad 30 proc.
tej kwoty, czyli 700 mln zł. Uszczuplenie tego budżetu mogłoby sprawić, że nie zapewnilibyśmy komunikacji miejskiej na przyzwoitym poziomie. Zobaczymy jednak, jak budżetowo poradzi sobie Tallin, który wprowadza darmowy transport publiczny od 1
stycznia. To stosunkowo nieduże miasto, a trzeba zauważyć, że bezpłatne przewozy oferowane są zwykle
właśnie w małych ośrodkach. My staramy się ograniczyć ruch samochodów rozwijając sieć tramwajową,
budując II linię metra i unowocześniając tabor.
Wciąż rozszerzamy też strefę płatnego parkowania,
otwieramy parkingi typu P+R (parkuj i jedź).
nie