Nauka, młodość i Uniwersytet. Życie w trójkącie

Transkrypt

Nauka, młodość i Uniwersytet. Życie w trójkącie
Dagna Dejna Nauka, młodość i Uniwersytet. Życie w trójkącie !
Organizatorzy tej konferencji postanowili wydarzeniu nadać tytuł: „Edukacja całożyciowa wobec współczesnych wyzwań rynku pracy”. Słusznie, bowiem tytuł zwykle porządkuje dyskusję, dyscyplinuje prelegentów, a nade wszystko nadaje ton całości. Jest formą niosącą treść. Tu przekaz jest prosty: przed edukacją stoi bodaj najważniejsze wyzwanie – jest nim rynek. Swoje wystąpienie zatytułowałam kłopotliwie: Nauka, młodość i Uniwersytet. Życie w trójkącie. Nie pamiętam co mnie do tego skłoniło, może kolejne odwołane spotkanie z kolegami, pusta lodówka, albo już trzeci w miesiącu bunt Rodziców. Bunt przed „nie mogę” i „nie mam czasu”. Słuszny i usprawiedliwiony. Bo nauka, a już zwłaszcza ta moja, jeszcze przed trzydziestką, jest, jak pisał znakomity Józef Kozielecki, zazdrosna i zaborcza. Pożera czas i spala energię, a w zamian daje subtelności. Czasami kilku czytelników, kilku zasłuchanych studentów, ale też możliwość dotykania wielkich, uniwersyteckich tradycji i pracę z najlepszymi. Niesie zmianę na lepsze – jak sądzę. Związek z nią to zgoda na życie w osobliwym – tytułowym trójkącie, w którym codziennością jest zazdrość (młodość!), nieprzespane noce (nauka!) i możliwość wsłuchiwania się głos nauczycieli (Uniwersytet!) Kilka słów wyjaśnień. Mówiąc o nauce jestem przekonana, że jej sensem jest nade wszystko poszukiwanie prawdy. Naukowe jest więc to, co głosi prawdę. Nauka winna też wytwarzać prawa posługując się sprawdzalnymi metodami, przy pomocy odpowiednich narzędzi. Organizatorzy już w tytule konferencji stawiają tezę, że współczesność niesie nowe wyzwania przed edukacją, a zatem przed nauką również. Niesie zmianę. Uważam, że przede wszystkim zmiany powinny skłaniać do ich krytycznego oglądu i generować nie zainteresowanie, ale nowe rozwiązania. Bo kiedy owe „nowe” tylko „poznamy” i „zrozumiemy”, to niestety najpewniej i prędko zaakceptujemy. A niektórych zmian akceptować nie wolno. Niecałe dwa lata temu obroniłam na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK rozprawę doktorską. Dzięki przychylności władz mojego Wydziału i ich wierze w śmiały plan mogłam prowadzić badania etnograficzne w niszowych zborach amiszów starego zakonu w Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że dla młodych naukowców wsparcie, również finansowe (ale nie tylko!) uniwersyteckich władz jest nie do przecenienia. Młodym do prowadzenia swoich badań potrzebne są nie tylko pieniądze, ale również troska, życzliwość i tutorskie wskazówki autorytetów. Ignorowanie tego faktu, bardzo popularne wśród doktorantów i młodych pracowników nauki przekonanych o swojej wyjątkowości i samowystarczalności, jest niemądre i gnuśne. Szkodzi rozwojowi i w konsekwencji szkodzi uprawianej przez nich dyscyplinie. Dojrzałe idee zawsze będą bezkonkurencyjne wobec przyczynkarskich, młodzieńczych teorii. Zespół Monitorowania Zmian w Kulturze i Edukacji ¦ www.accept.umk.pl 1
Odnoszę wrażenie, że tzw. „młoda nauka” odcięła się od źródeł, bywa dramatycznie nieukorzeniona. Jestem pedagogiem i nie wyobrażam sobie uprawiania swojej dyscypliny bez znajomości klasycznych tekstów, które ona wygenerowała. Bez znajomości Kazimierza Sośnickiego, twórcy toruńskiej pedagogiki, Stefana Kunowskiego, Zbigniewa Kwiecińskiego i Romana Schulza. Proszę Państwa – bez korzeni nie ma skrzydeł. Myśląc horyzontalnie, płasko, myśląc teraźniejszością niczego ważnego z całą pewności się nie wymyśli. Wreszcie – co dla młodych pracowników uczelni wyższych oznaczają wprowadzane zmiany prawne i organizacyjne? Nowelizacja przepisów ustawy z dnia 14 marca 2003 r. wynikająca z ustawy z dnia 18 marca 2011 r. ustanowiła m.in. nowe zasady przeprowadzania postępowań habilitacyjnych, zaś minister nauki i szkolnictwa wyższego rozporządzeniem z dn. 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych zdecydowała o przydzieleniu pedagogiki do obszaru wiedzy i dziedziny nauk społecznych. Pani minister Kudrycka nie konsultowała tej decyzji z moim środowiskiem, podjęła ją pochopnie najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, że zmiana będzie szkodliwa i doniosła. Pedagogika bowiem od zawsze ukorzeniona jest w humanistyce, a nie w naukach społecznych. Wyrosła bezsprzecznie z filozofii, w więc wprowadzona bezmyślnie zmiana nosi niemal znamiona gwałtu. Gwałtu mającego konkretne konsekwencje choćby na polu ubiegania się o granty na badania. Konkurujemy o finansowanie z nienaturalnymi konkurentami, zmagamy się w nie swojej lidze. Kolejną zmianą noszącą znamiona szkodliwości jest ocena parametryczna, a więc po prostu owe mityczne punkty. Trudno zrozumień powody, które kierowały osobami mającymi wpływ na nowe przepisy. Jak to się dzieje, że solidna książka prezentująca wyniki badań w terenie, dociekań i efekty mrówczych studiów nad źródłami, wydana w dobrym wydawnictwie jest oceniana niżej, niż artykuł opublikowany w jednym z wysoko punktowanych czasopism? Doskonale znam zabiegi jakimi posługują się redakcje tych czasopism aby móc obdarowywać swoich autorów zawrotną ilością punktów. Znam też ścieżkę jaką trzeba przejść, aby w gronie autorów się znaleźć. Zapewne warto, bo mamy w swojej dyscyplinie świetne, prężnie rozwijające się tytuły, znakomite Rady Naukowe i ostrą selekcję tekstów. Ale czy waga publikacji nie powinna być jednak inna? Czy pracy, która przecież napędza rozwój nie powinno się sprawiedliwiej nagradzać? Chciałabym móc pisać książki, nie rezygnując jednocześnie z możliwości awansu w akademickiej hierarchii, a nie kolekcjonować, jak w kiepskiej komputerowej grze, punkty, których sensu, a więc i istoty nie rozumiem i nie akceptuję. Reforma każe mierzyć się również z tym, co nazywa Impact Factor. Można to tłumaczyć jako współczynnik wpływu, czy współczynnik ważności autora/albo tekstu. Akademicka codzienność szybko tę konieczność oswoiła. Dynamicznie rozrastają się koleżeńskie spółdzielnie, których funkcjonowanie zasadza się na wzajemnym, koleżeńskim cytowaniu swoich tekstów. To wątek groteskowy, ale przede Zespół Monitorowania Zmian w Kulturze i Edukacji ¦ www.accept.umk.pl 2
wszystkim wstydliwy. Zastanawiam się jak przedstawiciele nauk humanistycznych, a szczególnie pedagodzy, których badania często osadzone są mocno w przestrzeni lokalnej, mają uporać się z tym wymogiem stawianym przez habilitacyjną poprzeczkę? W jaki sposób ma zabiegać o ważność moich badań nad edukacyjnymi niszami, będącymi efektem ubocznym mody i powszechności, dla pedagogiki skandynawskiej. I po co? Silne umocowanie lokalne niektórych badawczych przedsięwzięć nie przekreśla wszak automatycznie ich ważności dla danej dyscypliny. Przekonywać o swojej obecności w nauce można na wiele sposobów, a przyznawanie kluczowych punktów za obecność w przypisach wydaje się być nieporozumieniem. Punktów kluczowych nie tylko dla awansu zawodowego, ale przede wszystkim również dla możliwości prowadzenia dalszych badań. Wysoki IF jest jednym z dominujących kryteriów oceny potencjalnych kierowników zespołów badawczych ubiegających się o finansowanie ze środków Narodowego Centrum Nauki czy funduszy strukturalnych. Nowe prawo zakłada uproszczenie procedury habilitacyjnej. Tylko czy warto ją jeszcze bardziej upraszczać. I znowu: po co? Ścieżka do uzyskanie habilitacji, a więc uzyskania tak zwanej samodzielności, szlachectwa naukowego nie jest kręta. Maksymalnie osiem lat od doktoratu, czterech recenzentów, dorobek naukowy. Nowe zasady zakładają zniesienie kolokwium habilitacyjnego i pozbawienie doktora możliwości wygłoszenia przed Radą Wydziału wykładu. Ten zabieg pozbawia kandydata do samodzielności nie tylko twarzy, ale również i dydaktycznej osobowości. Nie daje możliwości zaprezentowania się Radzie „na żywo”. Oceny dokonuje się na podstawie dokumentacji. Orzeka się o gotowości do prowadzenia najstarszej i najbardziej doniosłej formy akademickiej interakcji – a więc wykładu, bez możliwości weryfikacji umiejętności kandydata. Brzmi absurdalnie. Ale reforma to nie tylko potknięcia i szkodliwości. Wspomniałam wyżej o Krajowych Ramach Kwalifikacji, a więc o lukach, które można wypełniać treścią. To zupełnie nowe doświadczenie, które daje wytchnienie, bo uwalnia od skostniałych sylabusów. Powiedziałabym, że KRK są dla młodych pracowników nauki doświadczeniem pokoleniowym. Bowiem chyba pierwszy raz daje się wykładowcom tak wiele swobody i możliwości kreacji. Doświadczyłam tego osobiście biorąc udział w pracach wydziałowego zespołu do spraw KRK. Każda pusta rama pomału wypełniała się treścią z zakresu wiedzy, zrozumienia, zastosowania itd. Ograniczające tabele okazały się być wyzwalające, solidnie przewietrzyły dydaktykę. Podsumowując: młoda nauka winna być krytyczna, ale też pokorna. Wsłuchana w klasyków, ale nade wszystko ścigająca się z nimi. Dobrze też, jeśli zostawi szczelinę dla normalnego życia. Lekko uchyloną furtkę. Bo jak to bywa w trójkątach, niestety zawsze można zostać pominiętym. Zespół Monitorowania Zmian w Kulturze i Edukacji ¦ www.accept.umk.pl 3