spis treśœci - e

Transkrypt

spis treśœci - e
NR 29/20 LIPCA 2014
Polska
Polska
TAJEMNICA ROZMOWY SZEFA CBA I PANI WICEPREMIER
Elżbieta Bieńkowska i Paweł
Wojtunik spotkali
się w na początku
czerwca u Sowy&Przyjaciół. Wszystko wskazuje na to,
że rozmowa została
nagrana
Ten trzeci
Sławomir Cytrycki od lat jest jednym
z najważniejszych doradców premierów i dba,
żeby nikt o nim zbyt wiele nie wiedział.
Czy akcja służb specjalnych przeciw Janowi Buremu z PSL to pokłosie
nagranego spotkania wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA
Pawłem Wojtunikiem?
CEZARY ŁAZAREWICZ
SOWA Z MOKOTOWA
Drugi tydzień czerwca. Źródło przekazuje
tygodnikowi „Wprost” pierwsze nagrania
spotkań z restauracji Sowa&Przyjaciele. To
rozmowy szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką oraz
spotkanie Sławomira Nowaka z Zbigniewem
Parafianowiczem. „Taśmom” towarzyszą
dodatkowe informacje: są kolejne nagrania,
m.in. rozmowy Pawła z Grasiem z Janem
Kluczykiem oraz Bieńkowskiej i Wojtunika.
Potwierdziliśmy wtedy, że rzeczywiście
takie spotkania odbyły się w ostatnich
Wojtunik nigdy
wcześniej nie umawiał
się na rozmowy u Sowy.
Rachunek (822 złote)
uregulował resort
infrastruktury
łuchając nagrania ze spotkania Bartłomieja Sienkiewicza
z prezesem NBP Markiem Belką,
można się dowiedzieć, że był
tam ktoś trzeci. Trzeci rzadko się
odzywa. Raczej słucha, niż mówi. A jeśli już,
to by uzupełnić jakąś myśl prezesa Belki albo
dopowiedzieć końcówkę jego wypowiedzi.
Z rozmowy wynika, że Trzeci jest podległy,
nie bryluje, nie narzuca tematów, raczej
tworzy tło. Po dwóch godzinach spotkania
wyciąga kartę kredytową i płaci za gości.
S
– Najbardziej zaufany człowiek Belki –
tak o Trzecim mówią w Narodowym Banku
Polskim. I tak jest od co najmniej 40 lat,
odkąd Sławomir Cytrycki i Marek Belka
poznali się na Uniwersytecie Łódzkim.
KORZENIE
Gdy dziewięć lat temu zupełnie nieznany
Cytrycki został ministrem skarbu w rządzie
Leszka Millera, dziennikarze rozpaczliwie
szukali o nim informacji. Ale poza ciekawostkami niewiele więcej można się było
Sławomir Cytrycki to najbardziej
zaufany człowiek
Belki
SYLWESTER LATKOWSKI, MICHAŁ MAJEWSKI
uszczenie moich taśm zamknie
temat i rząd upadnie – takie
opinie krótko po wybuchu afery
taśmowe przedstawiał szef CBA
Paweł Wojtunik. „Wprost” zna szczegóły
jego spotkania z wicepremier Bieńkowską.
Czy zeszłotygodniowa akcja CBA, której
głównym bohaterem był Jan Bury jeden
z liderów PSL, jest prewencyjną operacją
przed ujawnieniem taśmy ze spotkania
Bieńkowska-Wojtunik?
P
Polska TRAGEDIA SKOCZKÓW
CZŁOWIEK Z CIENIA
Topolów pod Częstochową. To tu 5 lipca w katastrofie
samolotu zginęło 11 osób
Taśma, która ma
obalić rząd
tygodniach w warszawskich restauracjach.
Udało nam się też ustalić część szczegółów
tego drugiego spotkania, które odbyło się
na początku czerwca w restauracji Sowa&Przyjaciele.
RESTAURACJE WYBRAŁA WICEPREMIER
Spotkanie Bieńkowska-Wojtunik było umawiane przez sekretariaty pani wicepremier
i szefa służby antykorupcyjnej. Miejsce
zaproponowała Bieńkowska, która dobrze
zna położoną na Dolnym Mokotowie restauracja „Sowa i Przyjaciele”. Kilka miesięcy
wcześniej Bieńkowska organizowała w niej
imprezę urodzinową z udziałem polityków.
Dlaczego do rozmowy nie doszło w gabinecie szefa CBA lub wicepremier? Sekretarki
zastępczyni premiera Tuska tłumaczyły
koleżankom z biura Wojtunika, że rozmowa
w restauracji jest na rękę pani wicepremier,
bo „pani Bieńkowska ma wiele spotkań na
mieście”. Wojtunik, jak wynika z naszych
informacji, nigdy wcześniej, ani później nie
umawiał się na rozmowy tejże restauracji.
Rachunek (822 złote) uregulowało ministerstwo infrastruktury.
DRAŻLIWE TEMATY
o nim dowiedzieć. Że studiował w Leningradzie, przyjaźni się z wicepremierem Markiem
Belką, lubi grzybobranie i grę w brydża. Joannie Solskiej z „Polityki” powiedział wtedy,
że najbardziej w jego życiu procentuje to, że
mama Emilia goniła go do fortepianu i nauki
języków obcych. Bo obie te umiejętności
przydały mu się na światowych salonach,
na których zaczął bywać bardzo wcześnie.
Pewne zainteresowanie wzbudziła
jedynie informacja z oświadczenia lustracyjnego nowego ministra, że był świadomym
tajnym współpracownikiem organów
bezpieczeństwa w PRL. Ale sam Cytrycki
w ogóle nie chciał rozmawiać na ten temat.
Do sprawy odniósł się jedynie rok później
jego przyjaciel, ówczesny premier Marek
Belka, gdy powoływał go na stanowisko szefa
swojego gabinetu. „Cytrycki był dyplomatą.
Wszyscy dyplomaci w PRL mieli kontakty ze
służbami. I jeśli rozpoczynali karierę przed
1989 r., składają takie oświadczenia. Jednak
nikt nie wyciąga z tego takiego wniosku
jak wobec pana Cytryckiego, że nadal są
w służbach” – tłumaczył Monice Olejnik
i Agnieszce Kublik.
Rodzina późniejszego dyplomaty pochodzi ze Starej Wsi na Podkarpaciu. Mieszkała
tam Emilia, jego matka. Po wybuchu wojny
w 1939 r. Rosjanie wywieźli ją na Syberię.
Tam poznała przyszłego męża, dużo starszego od niej Ryszarda. Dla niego już po
wojnie zrzuciła habit i odeszła z klasztoru,
w którym miała spędzić resztę życia. Emilia
była jego trzecią żoną. Ryszard związany był
z Armią Krajową i w latach 50. został aresztowany przez UB i tak dotkliwie pobity, że po
kilku dniach zmarł. – Została wtedy sama
z małym dzieckiem – opowiada znajoma
Sławomira Cytryckiego. – Nie wiem nawet,
czy on tego swojego ojca w ogóle pamięta.
Wszystko, co osiągnął, zawdzięcza matce.
Jego przyszłość stała się dla niej najważniejsza.
Emilia pracowała jako przedszkolanka
i samotnie wychowywała jedynaka. Mieszkali wtedy w skromnym, jednoizbowym
mieszkanku przy Piotrkowskiej w Łodzi.
ZSRR (tytuł magistra ekonomii otrzymał
w 1974 r. w Leningradzie). To później
procentuje w uzależnionej od ZSRR Polsce. W latach 70. krążył między Moskwą
a Leningradem. Na pytanie, co tam robi, jego
matka odpowiadała znajomym: „Sławka
tam kształcą”.
– Inteligentny, towarzyski, otwarty, z dużym urokiem osobistym – tak mówią o nim
jego znajomi z lat 70. Gdy kończył studia,
biegle mówił trzema językami: angielskim,
rosyjskim i francuskim. Władze wysłały
go nawet do Francji, by ten ostatni język
szlifował.
Przebojowy Cytrycki pnie się po szczeblach partyjno-rządowej kariery. Zapisuje się
do partii. W połowie lat 70. jest w zarządzie
głównym Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, gdzie dochodzi do stanowiska
szefa wydziału zagranicznego. Dzięki temu
jeździ dużo po świecie, choć innym z PRL
jest trudno wyjechać. Z dokumentów
zgromadzonych w IPN wynika, że właśnie
wtedy rozpoczął współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. I wcale nie chodzi o wywiad,
jak twierdził Belka, ale o departament III SB,
który zajmował się rozpracowywaniem
środowiska naukowego. Wykorzystywany
jest do inwigilowania ruchu studenckiego.
„Realizował wówczas trudne i odpowiedzialne zadania, z których wywiązywał się
sumiennie i obowiązkowo” – napisał o nim
mjr R. Wroński.
Dzięki rekomendacji Służby Bezpieczeństwa Cytrycki dostaje pierwsze ważne
stanowisko – w 1977 r. w wieku 26 lat
zostaje wicedyrektorem w Ministerstwie
Szkolnictwa Wyższego. Jest też najmłodszym doradcą Edwarda Gierka, pierwszego
sekretarza PZPR, który w PRL ma władzę
króla. Matka Emilia pęka z dumy i opowiada,
że przed Sławkiem rysuje się błyskotliwa
przyszłość. Tylko że ekipa Gierka trzy lata
później odchodzi w niesławie. Cytrycki
jednak zostaje. SB wystawia mu znakomite
opinie. „Bardzo obowiązkowy, sumienny,
lojalny i odpowiedzialny” – pisze o nim
mjr Wroński. Chcą umieścić go jako eksperta
ZŁOTE DZIECKO PRL
Sławomira Cytryckiego
oprócz dobrego
wykształcenia ustawiły
w życiu dwie rzeczy
– współpraca z SB
i przyjaźń z Belką
Cytrycki już w liceum zaczął robić polityczną
karierę, zapisując się do ZMS (Związku
Młodzieży Socjalistycznej), który miał przygotować kadry dla PZPR. Pod koniec liceum
był już szychą we władzach wojewódzkich.
Jednak prawdziwą karierę rozpoczął, gdy
dostał się na Wydział Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Łódzkiego i zapisał się
do Socjalistycznego Związku Studentów
Polskich. Jako prymus zostaje wysłany do
Czego dotyczyło to spotkanie? Ani Wojtunik, ani Bieńkowska nie chcą się na ten temat
wypowiadać. W zeszłym tygodniu „Gazeta
Wyborcza” podała, że jednym z tematów
była planowana akcja CBA w resorcie Bieńkowskiej. Jednym zdaniem potwierdził to
anonimowy rozmówca „GW” z CBA: „Tak,
była ona przedmiotem rozmowy”. Tekst
w „GW” pojawił się po wejściu agentów
13
12
Polska
23
Taśma, która ma obalić rząd – czy
akcja służb przeciw Janowi Buremu z PSL to
pokłosie nagranego spotkania wicepremier
Bieńkowskiej z szefem CBA Wojtunikiem?
22
Polska
»LATO Z RADIEM« W PIGUŁCE
Ten trzeci – Sławomir Cytrycki od lat
jest jednym z najważniejszych doradców
premierów i dba, żeby nikt o nim zbyt wiele
nie wiedział
Monika
Witkowska jest
przewodniczką
wypraw
ekstremalnych
Szlag mnie trafia, że tak wielu dziennikarzy, w tym ja, tak długo otaczało parasolem
ochronnym Platformę Obywatelską – mówi ROMAN CZEJAREK, szef „Lata z radiem”.
Rozmawiała MAGDALENA RIGAMONTI
Zdjęcie MAKSYMILIAN RIGAMONTI
Do logopedy pan chodzi?
Chodzę, ale z synkiem. Biegiem, po przedszkolu.
Jestem trybikiem.
Podoba się panu w takiej Polsce?
I którego co pewien czas próbowano się
pozbyć. I się udawało. Śmieszne, bo jak
było źle, to wołano mnie na pomoc, jak
wychodziliśmy na prostą, to przychodził
ktoś, kto dochodził do wniosku, że to musi
być intratny biznes, warto na nim położyć
łapę, i wszystko rozwalał. Ostatnia taka
akcja była w 2010 r., po tym jak przez trzy
lata pracowałem w komercyjnych rozgłośniach. Nie wiem, czy pani pamięta, że
rok wcześniej zorganizowano coś, co było
„Rycerskim »Latem z radiem«”, podczas
którego pod sceną w kulminacyjnym momencie stały trzy osoby. Proszę sobie wyobrazić chóry, rycerzy, kolegów radiowców
w strojach stylizowanych na średniowieczne w środku lata. Publiczność chce...
Ale o tym w „Lecie z radiem” nie
usłyszymy. Jest tylko Polska piękna,
rozśpiewana, bawiąca się.
Na takie zaczepki, na pytania o to, dlaczego
u nas jest tylko jaśniejsza strona rzeczywistości, jestem przygotowany od lat.
20 lipca 2014 | wprost
40
ZDJĘCIE: MAKSYMILIAN RIGAMONTI
To dobrze, bo mam jeszcze w zanadrzu
kilka tendencyjnych pytań.
40
Prawie ćwierć wieku.
Na którego postawiono, żeby rozkręcił
„Lato z radiem”.
To jest karanie ludzi za to, że są porządnymi, ciężko pracującymi obywatelami.
Tak mi to radio
wypełniało
życie, tak mi się
wydawało, że
jestem ważny
i potrzebny,
że wpadłem
w kołowrót.
Myślałem: beze
mnie to się
rozsypie i zawali.
Teraz wiem, że
się nie zawali
I chce pani powiedzieć, że jako stary ciągle
pracuję.
Przedszkole? Przecież są wakacje.
Jeśli chodzi o zawartość, to Jedynka Polskiego Radia jest dość trudnym programem, bo
przecież od rana słyszymy krzyczących, prawie bijących się polityków. Proszę pamiętać,
że zaprasza się ich m.in. z klucza abonamenckiego. Każda partia ma do dyspozycji
odpowiedni czas, sporządza się tabelki.
I czasem nawet trzeba zaprosić gościa, żeby
dogadać te brakujące minuty... I oczywiście
dochodzi do absurdów, bo zamiast zaprosić
pana X z dużej partii, wokół którego jest
wielkie zamieszanie, przychodzi do nas pan
Y z nic nieznaczącego ugrupowania, który
musi wypełnić lukę w radiowej tabelce. Nie
wydaje się pani, że po czymś takim słuchaczom należy się trochę oddechu w postaci
„Lata z radiem”? Proszę nie myśleć, że coś
koloryzujemy, podkręcamy. Nasz program
jest dziwnym, wymykającym się wszelkim
definicjom zjawiskiem i formalnie nie powinien istnieć, bo przeczy wszystkim regułom
współczesnego radia. Nie jest stargetowany,
czyli nie wiadomo, dla kogo jest, a słuchają
go i młodzi, i starzy.
Rozmawiam z panem, bo to chyba pana
zasługa. Zaczynał pan tu pracę jako
młody chłopak, 25-latek...
Dody?
Dody też. Ale Perfectu, Budki Suflera i innych artystów, a nie rycerzy. Zastanawiałem się, czy to się uda odbudować. Przecież
Jak było źle, to wołano
mnie na pomoc, jak
wychodziliśmy na
prostą, to przychodził
ktoś, kto dochodził do
wniosku, że to musi być
intratny biznes, warto
na nim położyć łapę,
i wszystko rozwalał
to jest program, który jest jak komercyjna
wrzuta w publicznym radiu, nie dostaje nic
z abonamentu, musi na siebie zarobić, więc
trzeba iść do sponsora i negocjować.
Pan chodzi?
Biznesmen
poza
zasięgiem
Chodzę, choć wiem, że dziennikarz nie
powinien. Jak jeszcze był Zygmunt Chajzer,
to czasem razem chodziliśmy i bajerowaliśmy. A sprawy załatwiali ludzie z Agencji
Reklamy Polskiego Radia. Nie wiem, czy
dobrze zrobiłem, że wróciłem.
Zygmunt Chajzer nabroił i go z radia
wyrzucili.
Przyznaję, nabroił. Najpierw miałem żal,
że mi coś takiego zrobił i zaczął występować w reklamie proszku. Choć był lojalny
do bólu, bo o wszystkim mi mówił. Wyjaśnił swoje pobudki, ale i tak nie mogłem się
pogodzić, że wybrał proszek.
Wśród zamożnych
Polaków rośnie MODA NA
EGZOTYCZNE WAKACJE z dala
od cywilizacji. Szukają na
nich psychicznego resetu,
a nie luksusu, który
przecież mają na co dzień.
Kasę raczej.
Kasę. Ale ja go rozumiem. On ma tych reklam całą masę. Robi je na rynki azjatyckie.
Jest symbolem na końcu świata. Wrócił
do radia na chwilę i w 2010 r. wystąpił
w „Pustym SMS-ie”. Nie wiedział, że to
było oszustwo. Proponowaliśmy, by się
z tego wycofał, powiedział ludziom, że to
oszustwo, i jeszcze na tym zyskał sympatię
ludzi. Miał tak skonstruowaną umowę, że
po prostu nie mógł. W radiu zarabiał grosze.
Rozumiem, że władzom nie podobało się,
że gwiazda stacji bierze udział w reklamach.
Ale nie podobało się też, że prowadzi imprezy, że robi inne rzeczy. Tu trzeba mieć na
wszystko zgodę, nawet na napisanie książki
o historii Pomorza Zachodniego.
ANITA SZARLIK
iedy Piotr Smirnow, wieloletni
prezes firmy informatycznej
Da ta co m Sys te m , c h c i a ł
w czasie swojej afrykańskiej
podróży przenocować w wiosce
Sulima w Sierra Leone, musiał zdać swoisty
egzamin przed starszyzną plemienną. Stał
naprzeciw grupy mężczyzn o kamiennych
twarzach, którzy nie zadawali mu żadnych
pytań. To on musiał ich przekonać do tego,
że warto mu udzielić gościny. – Wpatrywałem się w nich, bezskutecznie szukając
K
Z kim pan zadarł?
Z nikim. Książkę napisałem. Tytuł: „Kochane »Lato z radiem«”.
O gwiazdach, które występowały na
scenie „Lata”, o historii, o dziennikarzach, można nawet powiedzieć, że jest
trochę plotkarska, pudelkowa nawet.
Kilka osób bardzo się bało tego, co tam
cienia życzliwości – opowiada. W pewnym
momencie poczuł się, jakby był na rozmowie o pracę w korporacji albo prowadził
trudne negocjacje biznesowe. – Tyle że
tym razem było o wiele trudniej. Kiedy
się spotykam z partnerami w interesach,
przynajmniej wiem, o czym mam mówić
– relacjonuje Smirnow.
Na szczęście po jakimś czasie kłopotliwe
napięcie przerwał szeroki uśmiech jednego
z przywódców wioski i słowa: „Welcome to
Sulima!”. – To jest twój dom – powiedział
miejscowy dygnitarz, wskazując lepiankę bez
okna. – Jesteś tu teraz u siebie, nic złego ci
się nie przydarzy. Gotować ci będzie synowa
wodza – zaznaczył. Zrobiło się serdecznie,
nagle wszyscy mieszkańcy stali się otwarci
i gościnni.
Afrykańskie wakacje okazały się jednym
z ważniejszych doświadczeń biznesmena.
Choć nie jedynym tego typu – Smirnow
zwiedził już niemal całą Azję Południowo-Wschodnią, jeździł do Ameryki Środkowej
i Południowej, żeglował po Arktyce. – Europę Zachodnią czy Stany Zjednoczone też
zwiedzam przy każdej okazji. Jest ciekawie,
ale nie przenoszę się w inną rzeczywistość.
Co innego Azja czy Afryka, gdzie wracam
do tego, co w życiu najważniejsze. Moje
problemy biznesowe wydają mi się miałkie,
to daje mi inny punkt widzenia. Przypomina
o wartościach, o których na co dzień zapominamy – opowiada Smirnow.
W swoim otoczeniu nie jest już wyjątkiem. Bo w Polsce coraz więcej dobrze
sytuowanych osób wybiera się na wakacje
do krajów kompletnie nieturystycznych.
Biznesmeni, pracownicy korporacji oraz
świetnie wykształceni i dobrze opłacani
specjaliści nie chcą już spędzać urlopów
w Egipcie czy Grecji. Szukają odludzia,
odcięcia od codzienności. Niekoniecznie
luksusu, który przecież mają na co dzień.
WAKACJE WYŻSZYCH SFER
– Aby się naprawdę zresetować, trzeba
obudzić w sobie ciekawość świata, być aktywnym, wrócić na łono przyrody. Najlepiej
tam, gdzie komórka traci zasięg. Im mniej
cywilizacji, tym lepiej – opowiada Marek
Śliwka, właściciel biura podróży Logos Travel
specjalizującego się w organizacji nietypowych wyjazdów podróżniczych. Po takim
wyjeździe nikt już nie ma ochoty jechać na
klasyczny wypoczynek w kolejne wakacje.
Właśnie słówko „na” – zdaniem Śliwki
– bardzo dobrze oddaje podejście do urlopu większości Polaków. A więc poleżeć na
plaży, na leżaku, na hamaku. Innymi słowy,
nic nie robić. Prawdziwie elitarne wakacje
Prezesi największych
polskich firm
na wyjeździe stają
się rozrabiakami,
zachowują się jak
chłopcy na koloniach
muszą być inne – aktywne i pełne przygód.
Takie, które wspomina się przez najbliższy
rok, a może całe życie. – Polacy odkrywają
to dopiero teraz, ale np. Skandynawowie tę
zasadę wyznają już od dawna. Nic dziwnego,
że w wieku 60 lat wyglądają na 20 lat mniej
– zauważa Śliwka.
Swoim klientom już na wstępie mówi (on
albo przeszkoleni przez niego piloci): „Wiem,
że na co dzień jesteście superważnymi osobami, że piastujecie poważne stanowiska.
Ale jeśli chcecie naprawdę odpocząć i zrzucić
stres, kompletnie o tym zapomnijcie”. – Dlatego na wyjazdach wszyscy klienci są na ty,
panuje braterstwo szlaku. I nikt nie opowiada
o tym, co robi w Polsce. Często dopiero
w samolocie powrotnym mówią o sobie:
jestem dyrektorem w PGNiG czy prezesem
w holdingu – opowiada Śliwka. Oczywiście, do jego biura podróży nie zgłaszają
się wyłącznie biznesmeni i menedżerowie.
Ale prawie wszyscy są dobrze sytuowani,
najczęściej przekroczyli już czterdziestkę,
w końcu egzotyczne wyprawy tanie nie są.
– Kilkudniowa wyprawa do miejsca, gdzie
nie dotarła jeszcze masowa turystyka, to
koszt 10-11 tys. zł – ujawnia Łukasz Kalinowski, właściciel Pracowni Przygód, który także
specjalizuje się w organizacji ekstremalnych
wyjazdów dla firm. – Mamy stałych klientów,
w tym prezesów największych spółek. Także
kobiety prezeski – opowiada. Niektórzy
z jego biurem jeżdżą regularnie. – Jednego
roku jedziemy z nimi do Pigmejów na pustynię Namib, następnego zabieramy ich
pod Annapurnę, gdzie latają motolotniami
wokół szczytu. A jeszcze później docieramy do postsowieckiego Uzbekistanu. Tam
na rozklekotanych rowerach odkrywamy
Bucharę ze znanym reportażystą Jackiem
Hugo-Baderem, który na wyprawę jedzie
w charakterze gościa specjalnego – opowiada
Kalinowski.
EKSTREMUM KONTROLOWANE
Bo biznesmen na wakacjach, nawet jak nie
chce luksusów, ma wysokie wymagania.
Oczekuje, że w świat egzotyki wprowadzą
59
58
Biznesmen poza zasięgiem – wśród
zamożnych Polaków rośnie moda na
wakacje z dala od cywilizacji. Szukają na
nich psychicznego resetu, a nie luksusu
4 Opinie
6 Skaner
w twoim telefonie
NAJCZĘŚCIEJ CYTOWANY POLSKI TYGODNIK
14-20 lipca 2014
NAKŁAD 175 000
NR INDEKSU 38190X CANADA – CAD 5,25 EUGIW – EUR 2,95 UNITED KINGDOM – £ 2,83 USA – $ 5,25
NR 29 CENA 5,90 ZŁ (w tym 8% VAT)
Roman Czejarek: Szlag mnie
Pokolenie bumerangów.
trafia, że tak wielu dziennikarzy 30-latkowie wracają
roztaczało parasol nad PO
pod skrzydła rodziców
15 Szeryf z CBA – Paweł Wojtunik
17 Siatkarskie sieroty – afera taśmowa
i sport
20 Konwent Jarosława – krótka historia
TAŚMA, KTÓRA MA
OBALIĆ RZĄD
O czym rozmawiali Wojtunik i Bieńkowska
Za co szef CBA krytykował Sikorskiego
Kim jest Paweł Wojtunik, którego działania zachwiały koalicją
www.wprost.pl
Pełne bieżące
wydanie „Wprost”
pobierz na swojego
iPhone’a, iPada
(App Store)
oraz na urządzenia
z systemem
Android
(Google Play)
jednoczenia prawicy
25 Dziennikarz ma uwierać – rozmowa
z prof. Piotrem Przytułą
28 Układ prawie idealny – sądowy koniec
tzw. układu warszawskiego
36 Wierność pod lupą – Polacy i zdrada
44 Pokolenie bumerangów – młodzi
(nie)zależni
PROJEKT OKŁADKI:
KAROL KINAL
ZDJĘCIE NA OKŁADCE:
WOJCIECH OLKUŚNIK
/ AGENCJA GAZETA,
SŁAWOMIR KAMIŃSKI /
AGENCJA GAZETA
48 Pokazać Schröderowi – jak powstawało
Muzeum Powstania Warszawskiego
51 Rak według nastolatka – ile wiemy
o nowotworach
PRZEPISY PISANE KRWIĄ
Na pokładzie Pipera z 1974 r. wszyscy mieli
świadomość, że dzieje się coś złego. Że pilot
może nie zdołać wyjść z opresji. Wiedzieli
przecież, jak powinien zachowywać się
samolot, bo latali nim wiele razy.
Być może skoczkowie uniknęliby śmierci,
gdyby zdołali wyskoczyć z maszyny. – Im
wyżej, tym dla nas bezpieczniej. Mamy więcej czasu na reakcję, otwarcie spadochronu
– mówią przyjaciele zmarłych.
W Piperze nie było ani odpowiedniej
wysokości, ani czasu do skoku. Jak ustaliła
Państwowa Komisja Badania Wypadków
Lotniczych, gdy lewy silnik padł, samolot
znajdował się na wysokości ok. 100 m.
Według wstępnych wyliczeń w tym miejscu powinien osiągnąć już wysokość ok.
300-400 m.
Skoczkowie uczniowie musieli mieć kaski
na głowach od momentu startu. Pozostałym
pilot polecił włożyć kaski, gdy kazał się im
przygotowywać do awaryjnego lądowania.
Wtedy wszyscy się skulili, włożyli głowy
między nogi, licząc, że może dzięki temu
ocaleją. Udało się jednemu.
Ci, którzy znali maszynę hangarowaną
w częstochowskim aeroklubie, mówią, że
ten model kompletnie się nie sprawdza
w przypadku awarii jednego z silników.
– Ten samolot to kaszana. Żaden pilot przy
wysokim załadowaniu nie jest w stanie
poziomo wznosić się tylko na jednym silniku. Wszystko, co może zrobić po awarii,
to kontrolować upadek. To dlatego piloci
mówią o Piperze, że nie ma dwóch silników,
Po tragedii w Topolowie mnożą się
hipotezy, jak mogło
dojść do największej
od lat KATASTROFY
W LOTNICTWIE CYWILNYM.
PAULINA SOCHA-JAKUBOWSKA
a filmie uśmiechnięta 28-letnia
Paula Szymańska wyskakuje
z samolotu nad sztuczną wyspą w kształcie palmy, jednym
z symboli Dubaju. Demonstruje
umiejętności, które zdobywała od 2008 r.,
od czasu swego pierwszego skoku ze spadochronem w Piotrkowie Trybunalskim. Dla
spadochronowego pasjonata skok w takich
okolicznościach to szczyt marzeń. Imponujące nagranie wykonane dzięki kamerze
przymocowanej do kasku kolegi, jednej
z tych, z którymi praktycznie zawsze skaczą
spadochroniarze, pokazuje znajomym. Na
koncie miała już rekord Guinnessa w lata-
N
PKBWL: Gdy lewy silnik
padł, samolot był na
wysokości ok. 100 m.
A powinien osiągać
wtedy 300-400 m
32
33
20 lipca 2014 | wprost
32
Wyznawcy adrenaliny – po tragedii
w Topolowie mnożą się hipotezy, jak mogło
dojść do największej od lat katastrofy
w lotnictwie cywilnym
PO MUNDIALU
go najlepsi. Tacy, którzy świetnie znają się
na regionie, umieją pasjonująco opowiadać,
a najlepiej, jak jeszcze są celebrytami. Na
przykład wspomniany Hugo-Bader, który
wcześniej sam przejechał Azję Środkową
na rowerze. – Albo Marcin Meller, który
z nami jedzie do Gruzji i wprowadza w tajniki gruzińskiej biesiady, czy Adam Wajrak,
który prowadzi wyprawę na Spitsbergen
– opowiada właściciel Pracowni Przygody.
Także pilotom wycieczek stawiane są ponadstandardowe wymagania. U Marka Śliwki
jedną z nich jest Monika Witkowska, która
właśnie zdobyła McKinleya, rok wcześniej
Everest, dziewiczą trasą przepłynęła też
jachtem z Alaski na Czukotkę. Ze swoich
podróży napisała zresztą kilka książek.
– Osoby, z którymi jeżdżę jako pilotka,
mają zwykle 40-50 lat. Wcześniej nie miały
kasy, teraz już wystarczająco się dorobiły,
żeby wydawać na przyjemności. Zdobyły
odpowiedni dystans do życia, ich dzieci
podrosły. To ich druga młodość – opowiada
Witkowska. – Choć na co dzień piastują
naprawdę wysokie stanowiska, na wyjeździe
stają się rozrabiakami, zachowują się jak
chłopcy na koloniach – dodaje. Zwłaszcza
mężczyzn ciągnie do dżungli amazońskiej
czy pod Everest. To są miejsca, o których
czytali w książkach jako dzieci. Zresztą bycie
podróżnikiem to dla nich część wizerunku,
w ich kręgach wręcz nie wypada nie jeździć.
– A im bardziej dziko, tym lepiej – uśmiecha
się pilotka ekstremalnych wypraw.
Dlatego przed wyjazdem kupują mnóstwo
sprzętu surwiwalowego – oprócz rzeczy
z listy przygotowanej przez biuro gromadzą
specjalne noże, filtry do wody, górskie buty
najlepszych marek. Większość rzeczy później
im się nie przydaje, ale ich posiadanie to część
rytuału i zabawy. To samo dotyczy sprzętu
fotograficznego, obowiązkowo z najwyższej
półki.
– Nasi klienci podejmują się na wyprawach chyba wszelkich możliwych wyzwań,
od raftingu po Zambezi po latanie motolotnią
– opowiada Łukasz Kalinowski. – To ludzie,
którzy na co dzień w swoich firmach podejmują ryzykowne działania, więc i na wakacjach tego chcą. Adrenalina związana z prowadzeniem firmy na urlopie przekształca się
w ekscytację związaną z rozbiciem namiotu
na sawannie, bez światła i elektryczności, gdy
w dali słychać ryk lwów – mówi.
Stąd w ofercie atrakcją samą w sobie
może być przelot nepalskimi liniami, które
nie spełniają kryteriów Unii Europejskiej.
Albo podróż do sowieckiego miasteczka na
Spitsbergenie, a potem pontonem do opuszczonej stacji radiowej. Tamtejsze zwierzęta
41
Czejarku, na co tu narzekać – Szlag
mnie trafia, że tak wielu dziennikarzy, w tym
ja, tak długo roztaczało parasol ochronny
nad PO – mówi Roman Czejarek
Wyznawcy
adrenaliny
Świat
WAKACJE PREZESÓW
Czejarku,
na co tu narzekać
Przedszkole jest prywatne. Na państwowe
się nie łapiemy. Musielibyśmy się rozwieść.
niu sekwencyjnym i oddanych ponad 800
skoków. Mimo to z każdego kolejnego skoku
cieszyła się jak dziecko.
W sobotę 5 lipca pewnie też nagrałaby
film. Tym razem ze skoku nad częstochowskim lotniskiem w Rudnikach, z którym
związana była od lat. Nie wiadomo, czy
zdążyła. Samolot Piper Navajo leasingowany
przez szkołę spadochronową Omega rozbił
się w Topolowie, trzy kilometry od lotniska.
Zginęło 11 osób, pilot, jeden z właścicieli
firmy, trzech klientów, dwóch instruktorów
i czterech kursantów. Dwie osoby: 21- i 23-latek mieli skoczyć w tandemie po raz pierwszy.
Dziś już wiadomo, że w Topolowie doszło do największej katastrofy w lotnictwie
cywilnym od lat. W tym tygodniu skończy
się identyfikacja ciał ofiar. Zwłoki skoczków
były spalone.
Ocalała tylko jedna osoba, 40-letni pilot
tandemu. To on opowiedział prokuraturze,
jak wyglądały ostatnie chwile życia uwięzionych w maszynie skoczków.
Pożegnanie
z piłką
Mundialowa klęska zamyka całą epokę
w historii Brazylii. I OTWIERA NOWĄ, LEPSZĄ.
MACIEJ JARKOWIEC
oga bonito” znaczy więcej niż
tylko „graj pięknie”. Slogan,
jakim Brazylijczycy wyrażają
swoją miłość do futbolu i życzenie, żeby gra przede wszystkim
cieszyła oko, oddaje też ich filozofię życia.
Organizują największy na planecie karnawał. Swojego byłego prezydenta nazywają
po prostu Lulą (choć nazywa się Luiz Inácio
da Silva). Reszcie świata mówią: więcej
luzu. Dobra impreza jest składnikiem ich
narodowej dumy.
W ubiegły wtorek w Belo Horizonte
duma została zszargana. Imprezę popsuli
Niemcy, siedem razy ładując piłkę do brazylijskiej bramki w półfinale mistrzostw
świata. Klęska była tym dotkliwsza, że
patrzył na nią cały świat. Żadne inne
wydarzenie w historii nie było tak szeroko
komentowane na Twitterze (35,6 mln
ćwierknięć, w tym rekordowe 580 166 na
minutę, gdy Sami Khedira strzelił piątego
gola). Na jednym z memów Angela Merkel
zastąpiła Chrystusa na słynnym pomniku
w Rio. W warszawskim studiu oddalonym
od Belo Horizonte o 10 tys. km porażkę kraju, z którym nie łączą Polski jakieś specjalne
więzi, redaktorzy Włodzimierz Szaranowicz
i Stefan Szczepłek komentowali z powagą
godną końca świata. W tym czasie w brazylijskich miastach kibice łkali, demolowali
J
63
Tylu meczów
z rzędu Brazylijczycy nie
przegrali na własnym stadionie
do wtorku 8 lipca
2014 r. Porażka 1:7
z Niemcami jest
najwyższa w historii ich piłki
62
62
autobusy, a nawet palili flagi narodowe. Na
drugi dzień okładki gazet na całej planecie,
nie tylko w Brazylii, krzyczały: tragedia,
katastrofa, armagedon.
Czy rzeczywiście stało się coś tak
strasznego?
ODPOWIEDŹ PIERWSZA: JAK NAJBARDZIEJ
„Niektórzy twierdzą, że futbol jest kwestią
życia i śmierci. Nie wiedzą, co mówią.
Zapewniam was, że futbol jest dużo, dużo
ważniejszy”. Jeśli złota myśl legendarnego
trenera Liverpoolu Billa Shankly’ego ma
gdzieś odzwierciedlenie w rzeczywistości,
to na pewno w Brazylii. Futbol przywieźli tu
szkoccy imigranci i nawet wielu wyspiarzy
przyzna, że choć to oni wymyślili grę, Brazylijczycy dali jej duszę. – Piłka nożna od
dziesięcioleci służy nam za symbol naszej
wyjątkowości – mówi znany 77-letni antropolog Roberto DaMatta. – Jako jedyna daje
przestrzeń, na której możemy być najlepsi
na świecie.
Jeśli przynosi porażki, to przybierają
one wymiar klęsk narodowych. Poza wojną z Paragwajem z lat 1865-1870 Brazylia
wolna była od zagrożeń z zewnątrz. Jeśli już,
to zdarzały się tylko na piłkarskiej murawie,
ale też bardzo sporadycznie. Ostatni mecz
na swojej ziemi seleção (kadra) przegrała
39 lat temu (1:3 z Peru).
Kiedy w 2007 r. FIFA przyznała Brazylii
organizację mundialu, kraj był w szczytowej
formie. Gospodarka pędziła w zawrotnym
tempie, dzięki hojnym programom społecznym miliony ludzi wychodziły z biedy,
rozrastająca się klasa średnia wykupywała
nowe mieszkania i coraz lepsze samochody, rząd donosił o odkryciach kolejnych
pokładów surowców energetycznych
pod należącym do Brazylii dnem morza,
prezydent Lula bił rekordy popularności.
Mundial miał dać okazję do świętowania
nowych, lepszych czasów, w nowej, lepszej
Brazylii. Jednak wkrótce przyszedł gospodarczy dołek i gdy rok temu w ramach próby
generalnej odbywał się Puchar Konfederacji, ulice zapłonęły protestami. Część
narodu odwróciła się do piłki plecami,
żeby zademonstrować, że są jednak rzeczy ważniejsze – choćby szkoły i szpitale,
których ciągle brakuje. Kibice patrzyli na
bijatyki demonstrantów z policją i pytali,
czy mundial w takich warunkach może się
udać. Szczególnie że spora część stadionów
była zupełnie niegotowa. Panowie z FIFA
zaczęli się głośno zastanawiać, czy nie
przenieść imprezy gdzie indziej.
Nie przenieśli i gdy świat zjechał do
Brazylijczyków w gości, ci zapomnieli
o kryzysie i zapragnęli dowieść, że są
najlepsi. Niemal ustały protesty. Z nielicznymi wyjątkami jak kraj długi i szeroki
naród stanął za drużyną. Znakiem jedności
było ogólnonarodowe, ekstatyczne niemal
wykonywanie hymnu przed meczami. Gdy
zgodnie z absurdalnym przepisem FIFA
podkład muzyczny kończył się po 90 s,
piłkarze na boisku, kibice na stadionie i cała
Brazylia przed telebimami i telewizorami
śpiewali drugą zwrotkę a cappella. Ciary
szły przez cały 200-milionowy naród,
a największy gwiazdor seleção – 22-letni
Neymar – śpiewając, płakał jak dziecko.
Gdy brutalny faul w ćwierćfinale z Kolumbią wykluczył go z kolejnych meczów, jeden
z kandydatów do Kongresu napisał na na
20 lipca 2014 | wprost
63
Pożegnanie z piłką – mundialowa
klęska zamyka całą epokę w historii
Brazylii. I otwiera nową, lepszą
54 Zrób to, nikt się nie dowie – aborcyjny
szantaż w ABW
65 Ujadanie psów – co dalej z Afryką
68 Królestwo pedofilii – zbrodnicza zmowa
milczenia na Wyspach
76 Bógmacherzy – nielegalne zakłady
sportowe
86 Dusza zdalnie sterowana – mózg
i świadomość
88 Między pasją a furią – Mel Gibson znów
próbuje odbić się od dna
92 Tożsamość w szkocką kratkę – nowa
książka Iana Rankina
94 Kalejdoskop kulturalny – najlepsze filmy,
muzyka, książki
98 Bomba tygodnia
Dodatki
70 Dom – inspiracje
80 Franczyza
3

Podobne dokumenty