spis treśœci - e
Transkrypt
spis treśœci - e
NR 29/20 LIPCA 2014 Polska Polska TAJEMNICA ROZMOWY SZEFA CBA I PANI WICEPREMIER Elżbieta Bieńkowska i Paweł Wojtunik spotkali się w na początku czerwca u Sowy&Przyjaciół. Wszystko wskazuje na to, że rozmowa została nagrana Ten trzeci Sławomir Cytrycki od lat jest jednym z najważniejszych doradców premierów i dba, żeby nikt o nim zbyt wiele nie wiedział. Czy akcja służb specjalnych przeciw Janowi Buremu z PSL to pokłosie nagranego spotkania wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem? CEZARY ŁAZAREWICZ SOWA Z MOKOTOWA Drugi tydzień czerwca. Źródło przekazuje tygodnikowi „Wprost” pierwsze nagrania spotkań z restauracji Sowa&Przyjaciele. To rozmowy szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką oraz spotkanie Sławomira Nowaka z Zbigniewem Parafianowiczem. „Taśmom” towarzyszą dodatkowe informacje: są kolejne nagrania, m.in. rozmowy Pawła z Grasiem z Janem Kluczykiem oraz Bieńkowskiej i Wojtunika. Potwierdziliśmy wtedy, że rzeczywiście takie spotkania odbyły się w ostatnich Wojtunik nigdy wcześniej nie umawiał się na rozmowy u Sowy. Rachunek (822 złote) uregulował resort infrastruktury łuchając nagrania ze spotkania Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką, można się dowiedzieć, że był tam ktoś trzeci. Trzeci rzadko się odzywa. Raczej słucha, niż mówi. A jeśli już, to by uzupełnić jakąś myśl prezesa Belki albo dopowiedzieć końcówkę jego wypowiedzi. Z rozmowy wynika, że Trzeci jest podległy, nie bryluje, nie narzuca tematów, raczej tworzy tło. Po dwóch godzinach spotkania wyciąga kartę kredytową i płaci za gości. S – Najbardziej zaufany człowiek Belki – tak o Trzecim mówią w Narodowym Banku Polskim. I tak jest od co najmniej 40 lat, odkąd Sławomir Cytrycki i Marek Belka poznali się na Uniwersytecie Łódzkim. KORZENIE Gdy dziewięć lat temu zupełnie nieznany Cytrycki został ministrem skarbu w rządzie Leszka Millera, dziennikarze rozpaczliwie szukali o nim informacji. Ale poza ciekawostkami niewiele więcej można się było Sławomir Cytrycki to najbardziej zaufany człowiek Belki SYLWESTER LATKOWSKI, MICHAŁ MAJEWSKI uszczenie moich taśm zamknie temat i rząd upadnie – takie opinie krótko po wybuchu afery taśmowe przedstawiał szef CBA Paweł Wojtunik. „Wprost” zna szczegóły jego spotkania z wicepremier Bieńkowską. Czy zeszłotygodniowa akcja CBA, której głównym bohaterem był Jan Bury jeden z liderów PSL, jest prewencyjną operacją przed ujawnieniem taśmy ze spotkania Bieńkowska-Wojtunik? P Polska TRAGEDIA SKOCZKÓW CZŁOWIEK Z CIENIA Topolów pod Częstochową. To tu 5 lipca w katastrofie samolotu zginęło 11 osób Taśma, która ma obalić rząd tygodniach w warszawskich restauracjach. Udało nam się też ustalić część szczegółów tego drugiego spotkania, które odbyło się na początku czerwca w restauracji Sowa&Przyjaciele. RESTAURACJE WYBRAŁA WICEPREMIER Spotkanie Bieńkowska-Wojtunik było umawiane przez sekretariaty pani wicepremier i szefa służby antykorupcyjnej. Miejsce zaproponowała Bieńkowska, która dobrze zna położoną na Dolnym Mokotowie restauracja „Sowa i Przyjaciele”. Kilka miesięcy wcześniej Bieńkowska organizowała w niej imprezę urodzinową z udziałem polityków. Dlaczego do rozmowy nie doszło w gabinecie szefa CBA lub wicepremier? Sekretarki zastępczyni premiera Tuska tłumaczyły koleżankom z biura Wojtunika, że rozmowa w restauracji jest na rękę pani wicepremier, bo „pani Bieńkowska ma wiele spotkań na mieście”. Wojtunik, jak wynika z naszych informacji, nigdy wcześniej, ani później nie umawiał się na rozmowy tejże restauracji. Rachunek (822 złote) uregulowało ministerstwo infrastruktury. DRAŻLIWE TEMATY o nim dowiedzieć. Że studiował w Leningradzie, przyjaźni się z wicepremierem Markiem Belką, lubi grzybobranie i grę w brydża. Joannie Solskiej z „Polityki” powiedział wtedy, że najbardziej w jego życiu procentuje to, że mama Emilia goniła go do fortepianu i nauki języków obcych. Bo obie te umiejętności przydały mu się na światowych salonach, na których zaczął bywać bardzo wcześnie. Pewne zainteresowanie wzbudziła jedynie informacja z oświadczenia lustracyjnego nowego ministra, że był świadomym tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa w PRL. Ale sam Cytrycki w ogóle nie chciał rozmawiać na ten temat. Do sprawy odniósł się jedynie rok później jego przyjaciel, ówczesny premier Marek Belka, gdy powoływał go na stanowisko szefa swojego gabinetu. „Cytrycki był dyplomatą. Wszyscy dyplomaci w PRL mieli kontakty ze służbami. I jeśli rozpoczynali karierę przed 1989 r., składają takie oświadczenia. Jednak nikt nie wyciąga z tego takiego wniosku jak wobec pana Cytryckiego, że nadal są w służbach” – tłumaczył Monice Olejnik i Agnieszce Kublik. Rodzina późniejszego dyplomaty pochodzi ze Starej Wsi na Podkarpaciu. Mieszkała tam Emilia, jego matka. Po wybuchu wojny w 1939 r. Rosjanie wywieźli ją na Syberię. Tam poznała przyszłego męża, dużo starszego od niej Ryszarda. Dla niego już po wojnie zrzuciła habit i odeszła z klasztoru, w którym miała spędzić resztę życia. Emilia była jego trzecią żoną. Ryszard związany był z Armią Krajową i w latach 50. został aresztowany przez UB i tak dotkliwie pobity, że po kilku dniach zmarł. – Została wtedy sama z małym dzieckiem – opowiada znajoma Sławomira Cytryckiego. – Nie wiem nawet, czy on tego swojego ojca w ogóle pamięta. Wszystko, co osiągnął, zawdzięcza matce. Jego przyszłość stała się dla niej najważniejsza. Emilia pracowała jako przedszkolanka i samotnie wychowywała jedynaka. Mieszkali wtedy w skromnym, jednoizbowym mieszkanku przy Piotrkowskiej w Łodzi. ZSRR (tytuł magistra ekonomii otrzymał w 1974 r. w Leningradzie). To później procentuje w uzależnionej od ZSRR Polsce. W latach 70. krążył między Moskwą a Leningradem. Na pytanie, co tam robi, jego matka odpowiadała znajomym: „Sławka tam kształcą”. – Inteligentny, towarzyski, otwarty, z dużym urokiem osobistym – tak mówią o nim jego znajomi z lat 70. Gdy kończył studia, biegle mówił trzema językami: angielskim, rosyjskim i francuskim. Władze wysłały go nawet do Francji, by ten ostatni język szlifował. Przebojowy Cytrycki pnie się po szczeblach partyjno-rządowej kariery. Zapisuje się do partii. W połowie lat 70. jest w zarządzie głównym Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, gdzie dochodzi do stanowiska szefa wydziału zagranicznego. Dzięki temu jeździ dużo po świecie, choć innym z PRL jest trudno wyjechać. Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, że właśnie wtedy rozpoczął współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. I wcale nie chodzi o wywiad, jak twierdził Belka, ale o departament III SB, który zajmował się rozpracowywaniem środowiska naukowego. Wykorzystywany jest do inwigilowania ruchu studenckiego. „Realizował wówczas trudne i odpowiedzialne zadania, z których wywiązywał się sumiennie i obowiązkowo” – napisał o nim mjr R. Wroński. Dzięki rekomendacji Służby Bezpieczeństwa Cytrycki dostaje pierwsze ważne stanowisko – w 1977 r. w wieku 26 lat zostaje wicedyrektorem w Ministerstwie Szkolnictwa Wyższego. Jest też najmłodszym doradcą Edwarda Gierka, pierwszego sekretarza PZPR, który w PRL ma władzę króla. Matka Emilia pęka z dumy i opowiada, że przed Sławkiem rysuje się błyskotliwa przyszłość. Tylko że ekipa Gierka trzy lata później odchodzi w niesławie. Cytrycki jednak zostaje. SB wystawia mu znakomite opinie. „Bardzo obowiązkowy, sumienny, lojalny i odpowiedzialny” – pisze o nim mjr Wroński. Chcą umieścić go jako eksperta ZŁOTE DZIECKO PRL Sławomira Cytryckiego oprócz dobrego wykształcenia ustawiły w życiu dwie rzeczy – współpraca z SB i przyjaźń z Belką Cytrycki już w liceum zaczął robić polityczną karierę, zapisując się do ZMS (Związku Młodzieży Socjalistycznej), który miał przygotować kadry dla PZPR. Pod koniec liceum był już szychą we władzach wojewódzkich. Jednak prawdziwą karierę rozpoczął, gdy dostał się na Wydział Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Łódzkiego i zapisał się do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. Jako prymus zostaje wysłany do Czego dotyczyło to spotkanie? Ani Wojtunik, ani Bieńkowska nie chcą się na ten temat wypowiadać. W zeszłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” podała, że jednym z tematów była planowana akcja CBA w resorcie Bieńkowskiej. Jednym zdaniem potwierdził to anonimowy rozmówca „GW” z CBA: „Tak, była ona przedmiotem rozmowy”. Tekst w „GW” pojawił się po wejściu agentów 13 12 Polska 23 Taśma, która ma obalić rząd – czy akcja służb przeciw Janowi Buremu z PSL to pokłosie nagranego spotkania wicepremier Bieńkowskiej z szefem CBA Wojtunikiem? 22 Polska »LATO Z RADIEM« W PIGUŁCE Ten trzeci – Sławomir Cytrycki od lat jest jednym z najważniejszych doradców premierów i dba, żeby nikt o nim zbyt wiele nie wiedział Monika Witkowska jest przewodniczką wypraw ekstremalnych Szlag mnie trafia, że tak wielu dziennikarzy, w tym ja, tak długo otaczało parasolem ochronnym Platformę Obywatelską – mówi ROMAN CZEJAREK, szef „Lata z radiem”. Rozmawiała MAGDALENA RIGAMONTI Zdjęcie MAKSYMILIAN RIGAMONTI Do logopedy pan chodzi? Chodzę, ale z synkiem. Biegiem, po przedszkolu. Jestem trybikiem. Podoba się panu w takiej Polsce? I którego co pewien czas próbowano się pozbyć. I się udawało. Śmieszne, bo jak było źle, to wołano mnie na pomoc, jak wychodziliśmy na prostą, to przychodził ktoś, kto dochodził do wniosku, że to musi być intratny biznes, warto na nim położyć łapę, i wszystko rozwalał. Ostatnia taka akcja była w 2010 r., po tym jak przez trzy lata pracowałem w komercyjnych rozgłośniach. Nie wiem, czy pani pamięta, że rok wcześniej zorganizowano coś, co było „Rycerskim »Latem z radiem«”, podczas którego pod sceną w kulminacyjnym momencie stały trzy osoby. Proszę sobie wyobrazić chóry, rycerzy, kolegów radiowców w strojach stylizowanych na średniowieczne w środku lata. Publiczność chce... Ale o tym w „Lecie z radiem” nie usłyszymy. Jest tylko Polska piękna, rozśpiewana, bawiąca się. Na takie zaczepki, na pytania o to, dlaczego u nas jest tylko jaśniejsza strona rzeczywistości, jestem przygotowany od lat. 20 lipca 2014 | wprost 40 ZDJĘCIE: MAKSYMILIAN RIGAMONTI To dobrze, bo mam jeszcze w zanadrzu kilka tendencyjnych pytań. 40 Prawie ćwierć wieku. Na którego postawiono, żeby rozkręcił „Lato z radiem”. To jest karanie ludzi za to, że są porządnymi, ciężko pracującymi obywatelami. Tak mi to radio wypełniało życie, tak mi się wydawało, że jestem ważny i potrzebny, że wpadłem w kołowrót. Myślałem: beze mnie to się rozsypie i zawali. Teraz wiem, że się nie zawali I chce pani powiedzieć, że jako stary ciągle pracuję. Przedszkole? Przecież są wakacje. Jeśli chodzi o zawartość, to Jedynka Polskiego Radia jest dość trudnym programem, bo przecież od rana słyszymy krzyczących, prawie bijących się polityków. Proszę pamiętać, że zaprasza się ich m.in. z klucza abonamenckiego. Każda partia ma do dyspozycji odpowiedni czas, sporządza się tabelki. I czasem nawet trzeba zaprosić gościa, żeby dogadać te brakujące minuty... I oczywiście dochodzi do absurdów, bo zamiast zaprosić pana X z dużej partii, wokół którego jest wielkie zamieszanie, przychodzi do nas pan Y z nic nieznaczącego ugrupowania, który musi wypełnić lukę w radiowej tabelce. Nie wydaje się pani, że po czymś takim słuchaczom należy się trochę oddechu w postaci „Lata z radiem”? Proszę nie myśleć, że coś koloryzujemy, podkręcamy. Nasz program jest dziwnym, wymykającym się wszelkim definicjom zjawiskiem i formalnie nie powinien istnieć, bo przeczy wszystkim regułom współczesnego radia. Nie jest stargetowany, czyli nie wiadomo, dla kogo jest, a słuchają go i młodzi, i starzy. Rozmawiam z panem, bo to chyba pana zasługa. Zaczynał pan tu pracę jako młody chłopak, 25-latek... Dody? Dody też. Ale Perfectu, Budki Suflera i innych artystów, a nie rycerzy. Zastanawiałem się, czy to się uda odbudować. Przecież Jak było źle, to wołano mnie na pomoc, jak wychodziliśmy na prostą, to przychodził ktoś, kto dochodził do wniosku, że to musi być intratny biznes, warto na nim położyć łapę, i wszystko rozwalał to jest program, który jest jak komercyjna wrzuta w publicznym radiu, nie dostaje nic z abonamentu, musi na siebie zarobić, więc trzeba iść do sponsora i negocjować. Pan chodzi? Biznesmen poza zasięgiem Chodzę, choć wiem, że dziennikarz nie powinien. Jak jeszcze był Zygmunt Chajzer, to czasem razem chodziliśmy i bajerowaliśmy. A sprawy załatwiali ludzie z Agencji Reklamy Polskiego Radia. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, że wróciłem. Zygmunt Chajzer nabroił i go z radia wyrzucili. Przyznaję, nabroił. Najpierw miałem żal, że mi coś takiego zrobił i zaczął występować w reklamie proszku. Choć był lojalny do bólu, bo o wszystkim mi mówił. Wyjaśnił swoje pobudki, ale i tak nie mogłem się pogodzić, że wybrał proszek. Wśród zamożnych Polaków rośnie MODA NA EGZOTYCZNE WAKACJE z dala od cywilizacji. Szukają na nich psychicznego resetu, a nie luksusu, który przecież mają na co dzień. Kasę raczej. Kasę. Ale ja go rozumiem. On ma tych reklam całą masę. Robi je na rynki azjatyckie. Jest symbolem na końcu świata. Wrócił do radia na chwilę i w 2010 r. wystąpił w „Pustym SMS-ie”. Nie wiedział, że to było oszustwo. Proponowaliśmy, by się z tego wycofał, powiedział ludziom, że to oszustwo, i jeszcze na tym zyskał sympatię ludzi. Miał tak skonstruowaną umowę, że po prostu nie mógł. W radiu zarabiał grosze. Rozumiem, że władzom nie podobało się, że gwiazda stacji bierze udział w reklamach. Ale nie podobało się też, że prowadzi imprezy, że robi inne rzeczy. Tu trzeba mieć na wszystko zgodę, nawet na napisanie książki o historii Pomorza Zachodniego. ANITA SZARLIK iedy Piotr Smirnow, wieloletni prezes firmy informatycznej Da ta co m Sys te m , c h c i a ł w czasie swojej afrykańskiej podróży przenocować w wiosce Sulima w Sierra Leone, musiał zdać swoisty egzamin przed starszyzną plemienną. Stał naprzeciw grupy mężczyzn o kamiennych twarzach, którzy nie zadawali mu żadnych pytań. To on musiał ich przekonać do tego, że warto mu udzielić gościny. – Wpatrywałem się w nich, bezskutecznie szukając K Z kim pan zadarł? Z nikim. Książkę napisałem. Tytuł: „Kochane »Lato z radiem«”. O gwiazdach, które występowały na scenie „Lata”, o historii, o dziennikarzach, można nawet powiedzieć, że jest trochę plotkarska, pudelkowa nawet. Kilka osób bardzo się bało tego, co tam cienia życzliwości – opowiada. W pewnym momencie poczuł się, jakby był na rozmowie o pracę w korporacji albo prowadził trudne negocjacje biznesowe. – Tyle że tym razem było o wiele trudniej. Kiedy się spotykam z partnerami w interesach, przynajmniej wiem, o czym mam mówić – relacjonuje Smirnow. Na szczęście po jakimś czasie kłopotliwe napięcie przerwał szeroki uśmiech jednego z przywódców wioski i słowa: „Welcome to Sulima!”. – To jest twój dom – powiedział miejscowy dygnitarz, wskazując lepiankę bez okna. – Jesteś tu teraz u siebie, nic złego ci się nie przydarzy. Gotować ci będzie synowa wodza – zaznaczył. Zrobiło się serdecznie, nagle wszyscy mieszkańcy stali się otwarci i gościnni. Afrykańskie wakacje okazały się jednym z ważniejszych doświadczeń biznesmena. Choć nie jedynym tego typu – Smirnow zwiedził już niemal całą Azję Południowo-Wschodnią, jeździł do Ameryki Środkowej i Południowej, żeglował po Arktyce. – Europę Zachodnią czy Stany Zjednoczone też zwiedzam przy każdej okazji. Jest ciekawie, ale nie przenoszę się w inną rzeczywistość. Co innego Azja czy Afryka, gdzie wracam do tego, co w życiu najważniejsze. Moje problemy biznesowe wydają mi się miałkie, to daje mi inny punkt widzenia. Przypomina o wartościach, o których na co dzień zapominamy – opowiada Smirnow. W swoim otoczeniu nie jest już wyjątkiem. Bo w Polsce coraz więcej dobrze sytuowanych osób wybiera się na wakacje do krajów kompletnie nieturystycznych. Biznesmeni, pracownicy korporacji oraz świetnie wykształceni i dobrze opłacani specjaliści nie chcą już spędzać urlopów w Egipcie czy Grecji. Szukają odludzia, odcięcia od codzienności. Niekoniecznie luksusu, który przecież mają na co dzień. WAKACJE WYŻSZYCH SFER – Aby się naprawdę zresetować, trzeba obudzić w sobie ciekawość świata, być aktywnym, wrócić na łono przyrody. Najlepiej tam, gdzie komórka traci zasięg. Im mniej cywilizacji, tym lepiej – opowiada Marek Śliwka, właściciel biura podróży Logos Travel specjalizującego się w organizacji nietypowych wyjazdów podróżniczych. Po takim wyjeździe nikt już nie ma ochoty jechać na klasyczny wypoczynek w kolejne wakacje. Właśnie słówko „na” – zdaniem Śliwki – bardzo dobrze oddaje podejście do urlopu większości Polaków. A więc poleżeć na plaży, na leżaku, na hamaku. Innymi słowy, nic nie robić. Prawdziwie elitarne wakacje Prezesi największych polskich firm na wyjeździe stają się rozrabiakami, zachowują się jak chłopcy na koloniach muszą być inne – aktywne i pełne przygód. Takie, które wspomina się przez najbliższy rok, a może całe życie. – Polacy odkrywają to dopiero teraz, ale np. Skandynawowie tę zasadę wyznają już od dawna. Nic dziwnego, że w wieku 60 lat wyglądają na 20 lat mniej – zauważa Śliwka. Swoim klientom już na wstępie mówi (on albo przeszkoleni przez niego piloci): „Wiem, że na co dzień jesteście superważnymi osobami, że piastujecie poważne stanowiska. Ale jeśli chcecie naprawdę odpocząć i zrzucić stres, kompletnie o tym zapomnijcie”. – Dlatego na wyjazdach wszyscy klienci są na ty, panuje braterstwo szlaku. I nikt nie opowiada o tym, co robi w Polsce. Często dopiero w samolocie powrotnym mówią o sobie: jestem dyrektorem w PGNiG czy prezesem w holdingu – opowiada Śliwka. Oczywiście, do jego biura podróży nie zgłaszają się wyłącznie biznesmeni i menedżerowie. Ale prawie wszyscy są dobrze sytuowani, najczęściej przekroczyli już czterdziestkę, w końcu egzotyczne wyprawy tanie nie są. – Kilkudniowa wyprawa do miejsca, gdzie nie dotarła jeszcze masowa turystyka, to koszt 10-11 tys. zł – ujawnia Łukasz Kalinowski, właściciel Pracowni Przygód, który także specjalizuje się w organizacji ekstremalnych wyjazdów dla firm. – Mamy stałych klientów, w tym prezesów największych spółek. Także kobiety prezeski – opowiada. Niektórzy z jego biurem jeżdżą regularnie. – Jednego roku jedziemy z nimi do Pigmejów na pustynię Namib, następnego zabieramy ich pod Annapurnę, gdzie latają motolotniami wokół szczytu. A jeszcze później docieramy do postsowieckiego Uzbekistanu. Tam na rozklekotanych rowerach odkrywamy Bucharę ze znanym reportażystą Jackiem Hugo-Baderem, który na wyprawę jedzie w charakterze gościa specjalnego – opowiada Kalinowski. EKSTREMUM KONTROLOWANE Bo biznesmen na wakacjach, nawet jak nie chce luksusów, ma wysokie wymagania. Oczekuje, że w świat egzotyki wprowadzą 59 58 Biznesmen poza zasięgiem – wśród zamożnych Polaków rośnie moda na wakacje z dala od cywilizacji. Szukają na nich psychicznego resetu, a nie luksusu 4 Opinie 6 Skaner w twoim telefonie NAJCZĘŚCIEJ CYTOWANY POLSKI TYGODNIK 14-20 lipca 2014 NAKŁAD 175 000 NR INDEKSU 38190X CANADA – CAD 5,25 EUGIW – EUR 2,95 UNITED KINGDOM – £ 2,83 USA – $ 5,25 NR 29 CENA 5,90 ZŁ (w tym 8% VAT) Roman Czejarek: Szlag mnie Pokolenie bumerangów. trafia, że tak wielu dziennikarzy 30-latkowie wracają roztaczało parasol nad PO pod skrzydła rodziców 15 Szeryf z CBA – Paweł Wojtunik 17 Siatkarskie sieroty – afera taśmowa i sport 20 Konwent Jarosława – krótka historia TAŚMA, KTÓRA MA OBALIĆ RZĄD O czym rozmawiali Wojtunik i Bieńkowska Za co szef CBA krytykował Sikorskiego Kim jest Paweł Wojtunik, którego działania zachwiały koalicją www.wprost.pl Pełne bieżące wydanie „Wprost” pobierz na swojego iPhone’a, iPada (App Store) oraz na urządzenia z systemem Android (Google Play) jednoczenia prawicy 25 Dziennikarz ma uwierać – rozmowa z prof. Piotrem Przytułą 28 Układ prawie idealny – sądowy koniec tzw. układu warszawskiego 36 Wierność pod lupą – Polacy i zdrada 44 Pokolenie bumerangów – młodzi (nie)zależni PROJEKT OKŁADKI: KAROL KINAL ZDJĘCIE NA OKŁADCE: WOJCIECH OLKUŚNIK / AGENCJA GAZETA, SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA 48 Pokazać Schröderowi – jak powstawało Muzeum Powstania Warszawskiego 51 Rak według nastolatka – ile wiemy o nowotworach PRZEPISY PISANE KRWIĄ Na pokładzie Pipera z 1974 r. wszyscy mieli świadomość, że dzieje się coś złego. Że pilot może nie zdołać wyjść z opresji. Wiedzieli przecież, jak powinien zachowywać się samolot, bo latali nim wiele razy. Być może skoczkowie uniknęliby śmierci, gdyby zdołali wyskoczyć z maszyny. – Im wyżej, tym dla nas bezpieczniej. Mamy więcej czasu na reakcję, otwarcie spadochronu – mówią przyjaciele zmarłych. W Piperze nie było ani odpowiedniej wysokości, ani czasu do skoku. Jak ustaliła Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, gdy lewy silnik padł, samolot znajdował się na wysokości ok. 100 m. Według wstępnych wyliczeń w tym miejscu powinien osiągnąć już wysokość ok. 300-400 m. Skoczkowie uczniowie musieli mieć kaski na głowach od momentu startu. Pozostałym pilot polecił włożyć kaski, gdy kazał się im przygotowywać do awaryjnego lądowania. Wtedy wszyscy się skulili, włożyli głowy między nogi, licząc, że może dzięki temu ocaleją. Udało się jednemu. Ci, którzy znali maszynę hangarowaną w częstochowskim aeroklubie, mówią, że ten model kompletnie się nie sprawdza w przypadku awarii jednego z silników. – Ten samolot to kaszana. Żaden pilot przy wysokim załadowaniu nie jest w stanie poziomo wznosić się tylko na jednym silniku. Wszystko, co może zrobić po awarii, to kontrolować upadek. To dlatego piloci mówią o Piperze, że nie ma dwóch silników, Po tragedii w Topolowie mnożą się hipotezy, jak mogło dojść do największej od lat KATASTROFY W LOTNICTWIE CYWILNYM. PAULINA SOCHA-JAKUBOWSKA a filmie uśmiechnięta 28-letnia Paula Szymańska wyskakuje z samolotu nad sztuczną wyspą w kształcie palmy, jednym z symboli Dubaju. Demonstruje umiejętności, które zdobywała od 2008 r., od czasu swego pierwszego skoku ze spadochronem w Piotrkowie Trybunalskim. Dla spadochronowego pasjonata skok w takich okolicznościach to szczyt marzeń. Imponujące nagranie wykonane dzięki kamerze przymocowanej do kasku kolegi, jednej z tych, z którymi praktycznie zawsze skaczą spadochroniarze, pokazuje znajomym. Na koncie miała już rekord Guinnessa w lata- N PKBWL: Gdy lewy silnik padł, samolot był na wysokości ok. 100 m. A powinien osiągać wtedy 300-400 m 32 33 20 lipca 2014 | wprost 32 Wyznawcy adrenaliny – po tragedii w Topolowie mnożą się hipotezy, jak mogło dojść do największej od lat katastrofy w lotnictwie cywilnym PO MUNDIALU go najlepsi. Tacy, którzy świetnie znają się na regionie, umieją pasjonująco opowiadać, a najlepiej, jak jeszcze są celebrytami. Na przykład wspomniany Hugo-Bader, który wcześniej sam przejechał Azję Środkową na rowerze. – Albo Marcin Meller, który z nami jedzie do Gruzji i wprowadza w tajniki gruzińskiej biesiady, czy Adam Wajrak, który prowadzi wyprawę na Spitsbergen – opowiada właściciel Pracowni Przygody. Także pilotom wycieczek stawiane są ponadstandardowe wymagania. U Marka Śliwki jedną z nich jest Monika Witkowska, która właśnie zdobyła McKinleya, rok wcześniej Everest, dziewiczą trasą przepłynęła też jachtem z Alaski na Czukotkę. Ze swoich podróży napisała zresztą kilka książek. – Osoby, z którymi jeżdżę jako pilotka, mają zwykle 40-50 lat. Wcześniej nie miały kasy, teraz już wystarczająco się dorobiły, żeby wydawać na przyjemności. Zdobyły odpowiedni dystans do życia, ich dzieci podrosły. To ich druga młodość – opowiada Witkowska. – Choć na co dzień piastują naprawdę wysokie stanowiska, na wyjeździe stają się rozrabiakami, zachowują się jak chłopcy na koloniach – dodaje. Zwłaszcza mężczyzn ciągnie do dżungli amazońskiej czy pod Everest. To są miejsca, o których czytali w książkach jako dzieci. Zresztą bycie podróżnikiem to dla nich część wizerunku, w ich kręgach wręcz nie wypada nie jeździć. – A im bardziej dziko, tym lepiej – uśmiecha się pilotka ekstremalnych wypraw. Dlatego przed wyjazdem kupują mnóstwo sprzętu surwiwalowego – oprócz rzeczy z listy przygotowanej przez biuro gromadzą specjalne noże, filtry do wody, górskie buty najlepszych marek. Większość rzeczy później im się nie przydaje, ale ich posiadanie to część rytuału i zabawy. To samo dotyczy sprzętu fotograficznego, obowiązkowo z najwyższej półki. – Nasi klienci podejmują się na wyprawach chyba wszelkich możliwych wyzwań, od raftingu po Zambezi po latanie motolotnią – opowiada Łukasz Kalinowski. – To ludzie, którzy na co dzień w swoich firmach podejmują ryzykowne działania, więc i na wakacjach tego chcą. Adrenalina związana z prowadzeniem firmy na urlopie przekształca się w ekscytację związaną z rozbiciem namiotu na sawannie, bez światła i elektryczności, gdy w dali słychać ryk lwów – mówi. Stąd w ofercie atrakcją samą w sobie może być przelot nepalskimi liniami, które nie spełniają kryteriów Unii Europejskiej. Albo podróż do sowieckiego miasteczka na Spitsbergenie, a potem pontonem do opuszczonej stacji radiowej. Tamtejsze zwierzęta 41 Czejarku, na co tu narzekać – Szlag mnie trafia, że tak wielu dziennikarzy, w tym ja, tak długo roztaczało parasol ochronny nad PO – mówi Roman Czejarek Wyznawcy adrenaliny Świat WAKACJE PREZESÓW Czejarku, na co tu narzekać Przedszkole jest prywatne. Na państwowe się nie łapiemy. Musielibyśmy się rozwieść. niu sekwencyjnym i oddanych ponad 800 skoków. Mimo to z każdego kolejnego skoku cieszyła się jak dziecko. W sobotę 5 lipca pewnie też nagrałaby film. Tym razem ze skoku nad częstochowskim lotniskiem w Rudnikach, z którym związana była od lat. Nie wiadomo, czy zdążyła. Samolot Piper Navajo leasingowany przez szkołę spadochronową Omega rozbił się w Topolowie, trzy kilometry od lotniska. Zginęło 11 osób, pilot, jeden z właścicieli firmy, trzech klientów, dwóch instruktorów i czterech kursantów. Dwie osoby: 21- i 23-latek mieli skoczyć w tandemie po raz pierwszy. Dziś już wiadomo, że w Topolowie doszło do największej katastrofy w lotnictwie cywilnym od lat. W tym tygodniu skończy się identyfikacja ciał ofiar. Zwłoki skoczków były spalone. Ocalała tylko jedna osoba, 40-letni pilot tandemu. To on opowiedział prokuraturze, jak wyglądały ostatnie chwile życia uwięzionych w maszynie skoczków. Pożegnanie z piłką Mundialowa klęska zamyka całą epokę w historii Brazylii. I OTWIERA NOWĄ, LEPSZĄ. MACIEJ JARKOWIEC oga bonito” znaczy więcej niż tylko „graj pięknie”. Slogan, jakim Brazylijczycy wyrażają swoją miłość do futbolu i życzenie, żeby gra przede wszystkim cieszyła oko, oddaje też ich filozofię życia. Organizują największy na planecie karnawał. Swojego byłego prezydenta nazywają po prostu Lulą (choć nazywa się Luiz Inácio da Silva). Reszcie świata mówią: więcej luzu. Dobra impreza jest składnikiem ich narodowej dumy. W ubiegły wtorek w Belo Horizonte duma została zszargana. Imprezę popsuli Niemcy, siedem razy ładując piłkę do brazylijskiej bramki w półfinale mistrzostw świata. Klęska była tym dotkliwsza, że patrzył na nią cały świat. Żadne inne wydarzenie w historii nie było tak szeroko komentowane na Twitterze (35,6 mln ćwierknięć, w tym rekordowe 580 166 na minutę, gdy Sami Khedira strzelił piątego gola). Na jednym z memów Angela Merkel zastąpiła Chrystusa na słynnym pomniku w Rio. W warszawskim studiu oddalonym od Belo Horizonte o 10 tys. km porażkę kraju, z którym nie łączą Polski jakieś specjalne więzi, redaktorzy Włodzimierz Szaranowicz i Stefan Szczepłek komentowali z powagą godną końca świata. W tym czasie w brazylijskich miastach kibice łkali, demolowali J 63 Tylu meczów z rzędu Brazylijczycy nie przegrali na własnym stadionie do wtorku 8 lipca 2014 r. Porażka 1:7 z Niemcami jest najwyższa w historii ich piłki 62 62 autobusy, a nawet palili flagi narodowe. Na drugi dzień okładki gazet na całej planecie, nie tylko w Brazylii, krzyczały: tragedia, katastrofa, armagedon. Czy rzeczywiście stało się coś tak strasznego? ODPOWIEDŹ PIERWSZA: JAK NAJBARDZIEJ „Niektórzy twierdzą, że futbol jest kwestią życia i śmierci. Nie wiedzą, co mówią. Zapewniam was, że futbol jest dużo, dużo ważniejszy”. Jeśli złota myśl legendarnego trenera Liverpoolu Billa Shankly’ego ma gdzieś odzwierciedlenie w rzeczywistości, to na pewno w Brazylii. Futbol przywieźli tu szkoccy imigranci i nawet wielu wyspiarzy przyzna, że choć to oni wymyślili grę, Brazylijczycy dali jej duszę. – Piłka nożna od dziesięcioleci służy nam za symbol naszej wyjątkowości – mówi znany 77-letni antropolog Roberto DaMatta. – Jako jedyna daje przestrzeń, na której możemy być najlepsi na świecie. Jeśli przynosi porażki, to przybierają one wymiar klęsk narodowych. Poza wojną z Paragwajem z lat 1865-1870 Brazylia wolna była od zagrożeń z zewnątrz. Jeśli już, to zdarzały się tylko na piłkarskiej murawie, ale też bardzo sporadycznie. Ostatni mecz na swojej ziemi seleção (kadra) przegrała 39 lat temu (1:3 z Peru). Kiedy w 2007 r. FIFA przyznała Brazylii organizację mundialu, kraj był w szczytowej formie. Gospodarka pędziła w zawrotnym tempie, dzięki hojnym programom społecznym miliony ludzi wychodziły z biedy, rozrastająca się klasa średnia wykupywała nowe mieszkania i coraz lepsze samochody, rząd donosił o odkryciach kolejnych pokładów surowców energetycznych pod należącym do Brazylii dnem morza, prezydent Lula bił rekordy popularności. Mundial miał dać okazję do świętowania nowych, lepszych czasów, w nowej, lepszej Brazylii. Jednak wkrótce przyszedł gospodarczy dołek i gdy rok temu w ramach próby generalnej odbywał się Puchar Konfederacji, ulice zapłonęły protestami. Część narodu odwróciła się do piłki plecami, żeby zademonstrować, że są jednak rzeczy ważniejsze – choćby szkoły i szpitale, których ciągle brakuje. Kibice patrzyli na bijatyki demonstrantów z policją i pytali, czy mundial w takich warunkach może się udać. Szczególnie że spora część stadionów była zupełnie niegotowa. Panowie z FIFA zaczęli się głośno zastanawiać, czy nie przenieść imprezy gdzie indziej. Nie przenieśli i gdy świat zjechał do Brazylijczyków w gości, ci zapomnieli o kryzysie i zapragnęli dowieść, że są najlepsi. Niemal ustały protesty. Z nielicznymi wyjątkami jak kraj długi i szeroki naród stanął za drużyną. Znakiem jedności było ogólnonarodowe, ekstatyczne niemal wykonywanie hymnu przed meczami. Gdy zgodnie z absurdalnym przepisem FIFA podkład muzyczny kończył się po 90 s, piłkarze na boisku, kibice na stadionie i cała Brazylia przed telebimami i telewizorami śpiewali drugą zwrotkę a cappella. Ciary szły przez cały 200-milionowy naród, a największy gwiazdor seleção – 22-letni Neymar – śpiewając, płakał jak dziecko. Gdy brutalny faul w ćwierćfinale z Kolumbią wykluczył go z kolejnych meczów, jeden z kandydatów do Kongresu napisał na na 20 lipca 2014 | wprost 63 Pożegnanie z piłką – mundialowa klęska zamyka całą epokę w historii Brazylii. I otwiera nową, lepszą 54 Zrób to, nikt się nie dowie – aborcyjny szantaż w ABW 65 Ujadanie psów – co dalej z Afryką 68 Królestwo pedofilii – zbrodnicza zmowa milczenia na Wyspach 76 Bógmacherzy – nielegalne zakłady sportowe 86 Dusza zdalnie sterowana – mózg i świadomość 88 Między pasją a furią – Mel Gibson znów próbuje odbić się od dna 92 Tożsamość w szkocką kratkę – nowa książka Iana Rankina 94 Kalejdoskop kulturalny – najlepsze filmy, muzyka, książki 98 Bomba tygodnia Dodatki 70 Dom – inspiracje 80 Franczyza 3