- No pięknie - mruknął Rufi - Do całkowitej katastrofy brakuje tylko

Transkrypt

- No pięknie - mruknął Rufi - Do całkowitej katastrofy brakuje tylko
- No pięknie - mruknął Rufi - Do całkowitej katastrofy brakuje tylko butów Mikołaja. Słowa te
wypowiedział w złą godzinę, bo parę metrów dalej leżały rozrzucone nie buty, ale dwie
ocieplane skarpety Mikołaja. Rufi zbladł cały oprócz nosa, który bardziej poczerwieniał. Dalej
rysowały się ślady, które przykrywał padający śnieg.
- Co to wszystko znaczy, na świąteczną jemiołę? -Rufi podrapał się.
- Jak to co? - rezolutny Efi spojrzał zdziwiony - Porwali Mikołaja.
- O choinka! I co zrobimy?! Święta zagrożone. Prezenty nierozwiezione, a tam dzieci czekają. A
Mikołaj? Co te hultaje mu zrobiły? Co tu robić?...Co tu robić...
Rufi dreptał nerwowo.
- Uratujemy Szefa - powiedział stanowczo Efi i ruszył w stronę coraz mniej widocznych śladów.
Rufi podążał za nim wpadając w zaspy i pociągając czerwonym nosem. Im głębiej wchodzili do
lasu, tym bardziej się bali. Każdy trzask łamanej gałązki sprawiał, że ich malutkie elfie serca
drżały. Zza krzaków wybiegł rudy lis i przyglądał im się bystrymi ślepiami.
- Lisku, widziałeś Mikołaja? - zapytał Rudolf.
- A co się stało? - zapytał z troską lis. Jednak Efi znał już lisie zwyczaje i wiedział, że troska lisa
nie jest bezinteresowna i chytre zwierzę wietrzy dla siebie korzyści.
- Mikołaj został porwany - powiedział Rufi.
- Oooo, to niedobrze. Ale pomogę Wam.
- Naprawdę?
- Dzięki mojemu nosowi wyczuje Mikołaja nawet z dużej odległości.
- Przecież nie jesteś psem - zmarszczył brwi Efi.
- Ale umiem tropić. Jestem bliskim kuzynem psa. Moja prababcia była najlepszym lisem
tropiącym w całym kraju, a może i na świecie. Ja odziedziczyłem po niej te niebywałe zdolności.
Poza tym, w tych ciemnościach łatwo możecie zgubić drogę i zamarznąć na śmierć. A ja znam tu
każdy zakątek jak własną kieszeń.
- No dobra -powiedział Efi i zamruczał pod nosem: Lepszy lisa nos niż żaden.
Powątpiewał w przechwałki zwierzęcia i mu nie ufał.
- Ale zaraz zaraz. Nie za darmo - wyszczerzył zęby w uśmiechu lis.
- Wiedziałem!-Efi tupnął nogą - Co chcesz w zamian?
- Hmn...Taki naprawdę malutki drobiazg. Myślę, że wszystkie kury z kurnika Mikołaja to będzie
dobra zapłata za fatygę.
- Co? - Rufi popatrzył przerażony.
-Chyba to nie jest wygórowana cena za Waszego staruszka w czerwonym wdzianku? – lis
uśmiechnął się, a Rufi pomyślał o biednym Mikołaju, który marzł w samym swetrze i kalesonach.
- Zgoda! - przytaknął.
- Poczekaj -zZatrzymał go Efi. -Jaką mamy gwarancję, że nas nie oszukasz?
- Żadnej - odpowiedział poważnie lis. - Ale chyba nie macie wyjścia.
-Więc ruszajmy - Efi nie krył zdenerwowania. - Musimy uważać - pomyślał z niepokojem. Miał
złe przeczucia. Szli między drzewami, a lis z nosem przy ziemi wskazywał im drogę. Lis zaciskał
zęby, bo nos zamarzał mu i dostał kataru, ale oblizywał się na myśl o tłustych kurkach Mikołaja.
Dreptał sobie tylko znanymi ścieżkami, co kilka kroków wykrzykując: „Szedł tędy! Wiedziałem!
Ja to mam nosa.” Śnieg padał coraz mocniej i lis zapragnął zasnąć w swoim posłaniu, bo krążyli
po lesie już dobrą godzinę. Zaczął szukać okazji jak się od nich oddalić i gdy tylko Rufi wpadł po
uszy w wielką zaspę, lis przycupnął za drzewem. Elfy zdębiały, gdy zniknął im z pola widzenia,
ale nie traciły zimnej krwi. Wołały go oddalając się w nieznanym kierunku, aż zrozumiały, że
zwierzę sprowadziło ich na manowce.
- I co my teraz zrobimy? - panikował Efi - Porwano Mikołaja, a do tego się zgubiliśmy.
Sytuacja była poważna, bo w ciemnościach i panującej zamieci nie wiedzieli gdzie się znajdują.
Wziął towarzysza za rękę, aby czuć się pewniej i poszli z powrotem po własnych śladach.
Tymczasem podstępny Rudzielec aż zacierał łapy na myśl o rosole z kur Mikołaja. Zmarznięte
elfy krążyły coraz bardziej zmartwione i przestraszone. Podbiegły do puchacza pytając o drogę
do Mikołaja, ale naburmuszone ptaszysko zahukało parę razy i odleciało.
Rufiemu z cieknącym nosem w kolorze najczerwieńszej czerwieni i Efiemu pocierającemu
skostniałe dłonie, gdyż zapomniał rękawiczek, chciało się płakać, ale byli już duzi. Wtedy
usłyszeli znajome porykiwanie. Podbiegli do ulubionego renifera Mikołaja, a on powiedział: Puchacz mi powiedział gdzie jesteście. Mikołaj mnie wysłał w głąb lasu abym...
- Mikołaj? To on żyje?
- No pewnie. I ma się dobrze. Wsiadajcie, zabiorę Was do domu - potrząsnął łbem renifer, nie
mogąc sobie wyobrazić, że mogłoby nie być Mikołaja. Po chwili wszyscy siedzieli przy kominku
popijając gorące kakao. Mikołaj zaśmiewał się do łez z przygody nieszczęsnych elfów, bo kiedy
wyszedł na strych, aby poszukać smyczy dla psotnego psa, to rozminął się się z Efim.
- A rozrzucone ubrania? - zapytał niepewnie Rufi. Mikołaj wskazał psa z szalikiem w zębach.
- To sprawca wszystkich nieszczęść - powiedział, a psiak zamerdał ogonem.
I wtedy z kurnika dobiegło rozpaczliwe gdakanie...
Autorka: Agnieszka Kunicka