Odpolitycznić szkołę. Rozmowa o edukacji

Transkrypt

Odpolitycznić szkołę. Rozmowa o edukacji
Odpolitycznić szkołę. Rozmowa o edukacji
Justyna Suchecka rozmawia z Krystyną Starczewską
(źródło: http://wyborcza.pl/1,75968,20833935,odpolitycznic-szkole-rozmowa-o-edukacji.html)
14.10.2016
Ta szkoła ma wychować obywatela posłusznego, o świadomości silnie narodowej – mówi
Krystyna Starczewska, współtwórczyni społecznego liceum Bednarska
Justyna Suchecka: Kiedy zobaczymy skutki planowanych zmian w edukacji?
Krystyna Starczewska: Przypuszczam, że skutkiem najbardziej widocznym będzie kolosalny
chaos organizacyjny w szkolnictwie, utrata miejsc pracy przez tysiące nauczycieli z powodu
skrócenia o rok kształcenia ogólnego i ogromne koszty, które zostaną poniesione przez
samorządy z powodu konieczności przeprowadzenia zmian organizacyjnych w systemie
szkolnym. Pierwszym posunięciem po wprowadzeniu „dobrej zmiany” będzie zapewne
wymiana kadry kierowniczej w wielu szkołach. Ci, którzy wyraźnie są dziś przeciwnikami
likwidacji gimnazjów – a jest ich coraz więcej – nie będą pewnie mogli pełnić funkcji
kierowniczych w nowej strukturze szkolnej.
Nadal nie wiem, co będzie ze szkołami niepublicznymi, takimi jak nasz Zespół Szkół
„Bednarska”. Wprowadziliśmy wiele innowacji, także programowych, np. u nas
obowiązkowym przedmiotem jest filozofia od pierwszej klasy gimnazjum, a MEN chce
wyznaczyć szkołom obowiązującą, bardzo sztywną siatkę godzin.
W tej siatce bardzo dużo miejsca zajmuje historia. Za dużo?
– Przewaga historii nad przedmiotami przyrodniczymi, a także egzamin z niej po ósmej klasie
wyraźnie wskazują, że do tego przedmiotu przywiązuje się dużą wagę. Można przypuszczać,
że historia będzie traktowana jako przedmiot ideologiczny. Nikomu nie przeszkadza, że lekcji
historii będzie dużo, ale wszyscy się boją, jak będzie wyglądał obowiązkowy program z tego
przedmiotu. Istnieje poważna obawa, że nowy program historii będzie przekazywał „nową
prawdę o Smoleńsku” czy „nową prawdę o Lechu Wałęsie”. Szczególnie narażona
na manipulacje będzie oczywiście przekazywana uczniom wiedza o czasach najnowszych.
Rodzice tego nie widzą?
– Widzą, widzą. Rozmawiają z nami, nauczycielami, i są wyraźnie zaniepokojeni. Ale rodzice
boją się głównie zmian organizacyjnych, bo nie wiedzą, gdzie ich dzieci pójdą do szkoły i jaka
to będzie szkoła.
Wielu wyobraża sobie, że dzieci po prostu zostaną osiem lat w jednym budynku i nic złego
właściwie się nie wydarzy.
– Część rzeczywiście może tak uważać, choć moim zdaniem to wynika z niepełnej wiedzy.
Rodzice, z którymi się stykam, są jednak zdecydowanie przeciwni likwidacji gimnazjów. Wiele
osób dostrzega, że to, co proponuje PiS, to jest po prostu powrót do PRL-owskich zasad
edukacyjnych. A więc do pełnego monopolu państwowego w szkolnictwie, czyli
obowiązujących we wszystkich szkołach sztywnych programów, sztywnej siatki godzin,
identycznych we wszystkich szkołach podręczników i wzmożonej kontroli ze strony władz
kuratoryjnych. Podobnie jak w systemie edukacyjnym w PRL-u szkoła stanie się miejscem
przekazywania jedynie słusznej ideologii – teraz ideologią tą będzie patriotyzm w wydaniu PiS.
Nastąpi zwrot ku autorytarnym metodom wychowania, zapowiada się wprowadzenie do szkół
elementów militarnych - powrót przysposobienia wojskowego i wyraźne prerogatywy dla klas
mundurowych.
Jakiego obywatela ta szkoła ma wychować?
– Dobrego, to znaczy posłusznego, o świadomości silnie narodowej. Takiego, który nie będzie
sprawiał władzy kłopotów. Będzie się dokonywał coraz większy podział społeczeństwa –
na „naszych” i „obcych”. Dzieci będą się uczyły konformizmu. Nauczyciele w najlepszym razie
będą im mówić: powiem wam, jak było naprawdę, ale na egzaminie musicie napisać tak, jak
wymaga tego program, bo inaczej nie zdacie. Niektórzy oczywiście zaczną na lekcjach
przekazywać uczniom obowiązujące „prawdy” bez zastrzeżeń. Tak więc przekreślony zostanie
postulat uczenia samodzielności myślenia i krytycyzmu.
Zdaniem obecnej władzy za dużo było dotąd wolności w szkołach. Będziemy zmuszani do tego,
by przekreślić wszystko, co się udało osiągnąć w ostatnich kilkunastu latach, także w dziedzinie
wychowania.
A co się udało?
– Nie bardzo mogę zrozumieć, jak można nie dostrzegać tego, co pozytywnego przyniosły
gimnazja. Obserwujemy ogromny skok, jeśli chodzi o umiejętności i wiedzę 15-latków.
Z rankingów PISA wynika, że od czasu wprowadzenia gimnazjów polscy gimnazjaliści
awansowali z ostatnich miejsc w międzynarodowych rankingach i obecnie znaleźli się
w czołówce krajów europejskich. Poza tym obiektywne badania wykazują zmniejszenie agresji
gimnazjalistów, odkąd nie są w jednej szkole z małymi dziećmi. Wiemy dziś, że agresja była
większa w szkołach ośmioklasowych, niż jest obecnie w gimnazjach. To się stało możliwe,
bo udało się dostosować metody wychowawcze do specyficznego wieku, jakim jest okres
dojrzewania – w gimnazjach uczy się teraz większej odpowiedzialności, pracy zespołowej,
szkoła daje uczniom więcej pola do ekspresji i realizacji własnych zainteresowań. A poza tym
ważne jest, że nastolatki czują się inaczej, kiedy są w szkole wyższej o stopień, a nie ciągle
razem z maluchami. Pójście do gimnazjum jest dla nich rodzajem awansu.
To jakiej reformy szkoła naprawdę potrzebuje?
– Potrzebna jest z pewnością zmiana obecnie obowiązujących podstaw programowych.
Fatalną rzeczą jest to, co widzę doskonale teraz przy okazji obchodów 40-lecia KOR-u,
że edukacja gimnazjalna, czyli ogólne wykształcenie młodych Polaków w dziedzinie historii,
kończy się na pierwszej wojnie światowej. Ci, którzy nie kontynuują nauki w liceum, nie mają
szans, żeby dobrze poznać współczesną historię. To niesłychanie ważne, by gimnazjum dawało
uczniom całokształt wiedzy ogólnej, która jest potrzebna każdemu.
Co jeszcze?
– Nowe podstawy programowe powinny stawiać na korelację przedmiotów. W tej chwili
np. uczniowie trzeciej klasy gimnazjum na polskim omawiają „Kamienie na szaniec” i tego
samego dnia na historii mówią o powstaniu styczniowym. W głowie mają galimatias, wiedza
się rozjeżdża. Dotyczy to też przedmiotów ścisłych.
Czyli zmiany w strukturze szkół nie są potrzebne?
– Można myśleć o zmianie struktury, na przykład rozważyć możliwość powrotu do systemu
szkolnictwa z czasów 20-lecia międzywojennego wprowadzonego przez Jędrzejewicza, czyli
do czteroletnich gimnazjów zakończonych małą maturą. To miałoby ten efekt, że o rok, czyli
do lat dziesięciu, wydłużyłoby edukację ogólną, która obecnie ma być skrócona do lat ośmiu.
Po czteroletnim gimnazjum byłoby dwuletnie liceum przygotowujące do studiów wyższych
na wybranym kierunku, szkoła zawodowa lub technikum. Być może warto by było stworzyć
szkoły eksperymentalne, które będą testować różne strukturalne rozwiązania. Ale tego
nie można robić od razu na hurra w całym kraju.
A co z nauczycielami?
– Wielkiej zmiany wymaga sposób przygotowania ich do zawodu. Nauczyciel nie powinien
otrzymywać tylko wiedzy przedmiotowej, czyli wykształcenia z danej dziedziny, ale powinien
mieć solidne przygotowanie pedagogiczne - umieć uczyć i wychowywać.
Zawsze uważałam, że nie powinno się dostawać prawa do nauczania bez rocznej praktyki
w specjalnie do tego celu przygotowanych szkołach ćwiczeń. To powinny być najlepsze szkoły,
w których można by się nauczyć stosowania nowatorskich metod dydaktycznych
i wychowawczych. To by był najlepszy sposób rozprzestrzeniania innowacji, również
wychowawczych. Nie wymaga to burzenia istniejącego systemu, lecz po prostu jego naprawy
w porozumieniu z uczelniami wyższymi.
Politycy mówią o tym od lat, ale nic się nie zmienia.
– Dlatego najważniejszą rzeczą jest odpolitycznienie edukacji. Szkoła nie powinna być
miejscem nieustających przepychanek między politykami tej czy innej opcji. Decyzje
w jej sprawie powinni podejmować doświadczeni pedagodzy, z dużym stażem pracy
i osiągnięciami w prowadzeniu szkół. Oni powinni decydować, jakie ewentualnie zmiany
czy reformy przeprowadzać. Jeszcze raz powtórzę: powinny być szkoły, w których się testuje
pewne projekty zmian. Nie wprowadza się ich centralnym nakazem aktualnej władzy,
po to tylko, by osiągnąć jakiś zysk polityczny.
Ale czy na pewno PiS zyska? Czy też może się na tej reformie wyłożyć?
– Najbardziej burzliwy okres zmian przypadnie przed wyborami samorządowymi. Chaosem
w funkcjonowaniu szkół spokojnie będzie można obciążyć gminy, zwłaszcza te, które mają
niekorzystny z punktu widzenia PiS układ polityczny. Myślę, że to też jest wkalkulowane
w te zmiany – kompromitacja samorządów. To nie będzie obciążać władz centralnych.
A potem samorządom w ogóle odbierze się wpływ na szkoły, bo – proszę bardzo – nie poradziły
sobie z reformą. Samorządowcy nie bez powodu buntują się teraz przeciw zapowiadanej
reformie systemu oświaty, ale nikt się z tym nie liczy, i na tym polega dramat.
Krystyna Starczewska - ur. w 1937 r., polonistka, filozof, była opozycjonistka związana
z KOR-em i Towarzystwem Kursów Naukowych. Współtwórczyni słynnych warszawskich szkół
– społecznego liceum Bednarska i gimnazjum Raszyńska, wieloletnia dyrektor tej placówki