Epitafium dla Profesora Wincentego Okonia

Transkrypt

Epitafium dla Profesora Wincentego Okonia
Mirosław S. Szymański
Epitafium dla Profesora Wincentego Okonia*
W ciągu ostatniego miesiąca polskie – i nie tylko polskie – nauki
o wychowaniu poniosły niepowetowaną stratę, a dokładnie rzecz
biorąc dwie ogromne straty. 18 października 2011 roku zmarł w
wieku 97 lat – Profesor Wincenty Okoń; nieco wcześniej, 26 września
2011 roku zmarł zaś w wieku 98 lat – Profesor Tadeusz Nowacki. A
wymieniam jednym tchem nazwiska tych dwóch nestorów i klasyków
polskiej pedagogiki dlatego, że obydwaj wyszli z tej samej szkoły
naukowej, obydwaj napisali swe dysertacje doktorskie na
Uniwersytecie Łódzkim pod kierunkiem Sergiusza Hessena
(odpowiednio w 1948 i 1946 roku), obydwaj odznaczali się niebywałą
wręcz pracowitością, obydwaj wychowali ogromną rzeszę uczniów,
obydwaj całe swe życie stali na straży etosu uczonego – i w tym
właśnie miejscu, i w tych właśnie okolicznościach nie zawahałbym się
zaryzykować stwierdzenia, że wraz z ich odejściem zakończyła się
pewna epoka w polskich naukach o wychowaniu.
Kiedy poproszony zostałem przez Panią Profesor Barbarę
Wilgocką-Okoń, a także przez Panią Dziekan Alicję SiemakTylikowską o wygłoszenie dzisiejszej krótkiej mowy pożegnalnej
poświęconej Profesorowi Wincentemu Okoniowi, mojemu mistrzowi,
nauczycielowi, Doktorvater – jak mawiają Niemcy – natychmiast
wyraziłem zgodę, bo przecież to wielki zaszczyt i wyróżnienie, ale
zaraz potem wpadłem w popłoch i ogarnęły mnie poważne
wątpliwości, co do słuszności mego postępowania. Wszak są zacniejsi
i godniejsi ode mnie uczniowie Profesora, którzy jako członkowie
Katedry Dydaktyki na moim macierzystym Wydziale – Wydziale
Pedagogicznym Uniwersytetu Warszawskiego – mieli szczęście
znacznie dłużej niż ja z Nim współpracować. Licznie stawili się oni
zresztą na dzisiejszej uroczystości pogrzebowej. Mam cichą nadzieję,
że wybaczą mi niebywałe zuchwalstwo, iż ośmielam się zabierać głos
niejako także i w ich imieniu – wybaczą mi jako obecnemu
kierownikowi Katedry, którą Profesor kierował przez blisko 30 lat: od
1954 do 1984 roku, a także jako ostatniemu i najmłodszemu bodaj
Jego uczniowi.
Wątpliwości dotyczyły też treści mego wystąpienia. O czymże tu
bowiem mówić w tak szacownym gronie – i to w sytuacji, kiedy
wszystko (lub prawie wszystko) to, co najważniejsze zostało napisane
w pięknej księdze Jubileuszowej Profesora Wincentego Okonia
(niezwykle starannie zredagowanej w 2009 roku przez Profesorów
Andrzeja Bogaja i Henrykę Kwiatkowską, jego wybitnych uczniów
zresztą) pod wielce wymownym tytułem Życie i dzieło z ideą
wielostronności w tle; a wiele z tego, co ważne zostało dopowiedziane
podczas sympatycznej uroczystości z okazji 95-lecia Profesora, która
odbyła się 11 stycznia 2010 roku w Instytucie Badań Edukacyjnych
(noszącym w swej historii różne nazwy), którym kierował On
trzynaście lat: od 1961 do1974 roku.
Można by oczywiście – jak w nekrologu sporządzonym przez
Polską Akademię Nauk – drobiazgowo wymieniać kolejne funkcje,
godności i zasługi Profesora: członek rzeczywisty Polskiej Akademii
Nauk od 1973 roku, Przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych
PAN w latach 1974-1984, dziekan Wydziału Pedagogicznego
Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1958-1960, Redaktor naczelny
Kwartalnika Pedagogicznego w latach 1975-1984, Założyciel i
członek Honorowy Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, członek
wielu zagranicznych towarzystw i organizacji naukowych, ekspert
UNESCO, doktor honoris causa polskich i zagranicznych uczelni itd.,
itp. Można to uczynić – tylko po co, skoro wszystkie te informacje
znaleźć można bez trudu w kolejnych wydaniach nieocenionego
Słownika pedagogicznego.
Można by też oczywiście – jak w nekrologu sporządzonym przez
Wydawnictwo Akademickie „Żak” – wymieniać główne dzieła
Profesora, akcentując, że był głównym recenzentem monumentalnej,
ośmiotomowej Encyklopedii Pedagogicznej XXI wieku. Można to
uczynić – i znowu, tylko po co, skoro niechybnie wspomną o tym inni
mówcy. A jeśli już o encyklopedii mowa, to znając poczucie humoru i
autoironię Profesora sparafrazowałby On zapewne słowa Czesława
Miłosza: o tak, nie cały zginę, zostanie po mnie / Wzmianka w
czternastym tomie encyklopedii / w pobliżu setek Millerów i Mickey
Mouse, sparafrazowałby te słowa, powiadając być może: o tak, nie
cały zginę, zostanie po mnie / Wzmianka w dziewiętnastym tomie
wielkiej encyklopedii PWN / w pobliżu innych okoniowatych i
okoniokształtnych.
O czymże więc tu mówić? Jeden tylko wątek poruszę, do czego
zobowiązali mnie moi niemieccy koledzy, serdeczni przyjaciele
Profesora od 30 z górą lat: Oskar Anweiler, Friedrich Busch, Jürgen
Helmchen, Wolfgang Hörner, Wolfgang Mitter, Hein Retter, Dietmar
Waterkamp, a także Sonja Steier. 21 października 2011 roku w
imieniu ich wszystkich Friedrich Busch napisał do mnie między
innymi te oto słowa: Właśnie przeczytałem wiadomość od ciebie i jest
mi bardzo smutno. Zmarł wielki uczony, wspaniały przyjaciel,
architekt niemiecko-polskiego pojednania. Jakkolwiek Wincenty
osiągnął już podeszły wiek – w przyszłym roku ukończyłby 98 lat – to
jego śmierć jest ogromną stratą dla nas wszystkich … Serdecznie
pozdrawiamy Basię i prosimy o wyrażenie żalu całej rodzinie. Co
niniejszym czynię – także i w imieniu całej społeczności akademickiej
Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego; a sądzę, że
nie tylko.
* * *
Mowy pogrzebowe kończy się zazwyczaj jakimś pocieszeniem.
Pozwólcie państwo, że będą to słowa największego bodaj poety
greckiego
czasów
nowożytnych
Konstandinosa
Kawafisa
Aleksandryjczyka (w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka):
Czy naprawdę umarł
Dokąd odszedł, gdzie zaginął mędrzec?
Po dokonaniu cudów tak wielu
i po tym, jak nauczanie jego
zasłynęło wśród tylu narodów
nagle ukrył się i nikt się tak do końca
nie dowiedział, co z nim się stało
(ani też nikt nie widział jego grobu)
Jest pogłoska, że umarł w Efezie
Ale Damis tego nie zapisał; w ogóle nic
nie pisze Damis o śmierci Apolnioniusza. Inni
mówili, że w Lindos zniknął z ludzkich oczu.
A kto wie, czy nie jest prawdziwa
ta historia, iż został na wyżynę
wzięty z Krety, z prastarej świątyni Diktynny.
Lecz potem cudowne mamy przecież,
nadnaturalne zjawienie się jego
młodemu studentowi w Tyannie.
Może jeszcze nie pora, by wrócił, by na nowo
Ukazał się światu, lub może przeobrażony, żyje tu wśród nas
Nierozpoznany. Lecz wreszcie
zjawi się znów taki, jaki był, głosząc
to, co słuszne, i wtedy na pewno
przywróci kult naszych bogów
i nasze wytworne obrzędy greckie.
* Mowa wygłoszona 25 października 2011 roku na pogrzebie Profesora
Wincentego Okonia na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.