Kapliczka Matki Bożej Niepokalanie Poczętej w Klikuszowej na

Transkrypt

Kapliczka Matki Bożej Niepokalanie Poczętej w Klikuszowej na
Kapliczka Matki Bożej Niepokalanie Poczętej w Klikuszowej na skrzyżowaniu do Sieniawy.
"Królowo nasza wstaw się za nami 1867" głosi napis na cokole. Rok oznacza prawdopodobnie czas powstania tej kapliczki. Ludzie
zapytani o nią odpowiadają, że stała tu od kiedy tylko sięgają pamięcią i że zawsze przy niej odprawiano nabożeństwa majowe. Do
czasu, bo budowa drogi szybkiego ruchu, popularnie nazywanej "Zakopianką" spowodowała, że stało się to bardzo niebezpieczne.
Przy zakręcie, gdzie stoi wspomniana kapliczka zdarzyło się wiele wypadków. Podczas jednego z nich wjechał w nią samochód i
poważnie ją uszkodził. Skąd jednak wzięła się kapliczka? Pani Żółtek (87 lat) powołuje się na historię, którą opowiedziała jej jej
babcia (z domu Nykaza). Otóż kiedy babcia była małą dziewczynką, straciła ojca, który zginął od uderzenia pioruna i osierocił w ten
sposób siedmioro dzieci. Młodej wdowie jednym słowem się nie przelewało, toteż ucieszyła się w sercu na wieść, że pani z
klikuszowskiego dworu chce przygarnąć jedną z jej pociech. Padło na ową babcię pani Żółtek. Magnatka była Żydówką, miała wiele
posiadłości, lecz sama nie miała dzieci, gdyż te umierały w bardzo wczesnych latach życia. Ktoś poradził jej, aby zwróciła się o pomoc
do Matki Bożej. Zrobiła to i kolejne dziecko rosło już zdrowe i silne. Pod wpływem tego wydarzenia właścicielka dworu miała się
nawrócić i ochrzcić, a wyjeżdżając z Klikuszowej ufundować kapliczkę. Jako dowód na to, że pani z dworu przeszła na religię
chrześcijańską, pani Nykaza przytacza fakt, iż to właśnie plenipotentka nauczyła ją czytać i modlić się z książeczki do nabożeństw. Od
"dworskiej pani" posiadłość z ogrodem i kapliczką kupił inny bogaty Żyd. Prawdopodobnie był człowiekiem szlachetnym, ponieważ
ogromną troską otoczył ten chrześcijański obiekt w swoim majątku. W późniejszych latach kapliczka kilkakrotnie zmieniała
właścicieli, aż został nim Andrzej Żółtek. Od nazwiska nowego zarządcy wzięło się "przezwisko" kapliczki. Ten przekazał wszystko
córce Zofii (po mężu Bryniarska), która z synem Andrzejem dbała o piękne przybranie kaplicy. I do dziś ta rodzina otacza ją swoją
opieką. Pani Żółtek opowiada legendę o tym miejscu. Otóż w górnej Klikuszowej była spora karczma, w której lubili się bawić
mieszkańcy wioski. Na nieszczęście (lub szczęście) dla nich, Żyd za szynkwasem sprzedawał wódkę bardzo drogo. Zdarzyło się w
pewną noc, że kilku mężczyzn wysłało potajemnie służkę do Lasku, gdzie spirytus był trochę tańszy. Kobieta ze strachem w sercu
ruszyła, by spełnić rozkaz. Nagle słyszy za sobą przytłumiony głos mężczyzny, jakby z zaświatów: "Kiedy będziesz tędy wracać,
przyjdź tu, a dam ci całą masę pieniędzy!". Dziewczyna zaczęła uciekać. W Lasku kupiła gorzałki i szybkim, nerwowym krokiem
wracała okrężną drogą do Klikuszowej. Kiedy przechodziła obok kapliczki, o której ciągle mówimy, serce zamarło w niej ze strachu.
"Ty nieszczęsna nieszczęśnico, byłabyś mnie wyratowała!" - rozległ się głos pełen wyrzutu i żalu i nagle dał się słyszeć dźwięk jakby
tysięcy brzęczących monet, spadających na drogę. Kobieta zdała sobie sprawę, że powinna czym prędzej wylać wódkę, jednak panika
dodał sił jej nogom i pomimo egipskich ciemności trafiła do karczmy i padła jak martwa. Ustały rozmowy i śpiewy i całą noc
próbowano cucić dziewczynę. Wódki, którą przyniosła, nikt już nie tknął. Spotykały tę kapliczkę różne nieszczęścia. Jak było
wspomniane na początku, poważnych uszkodzeń doznała, gdy wjechał w nią samochód. Jednak mieszkańcy pobliskich domów
odbudowali ją nadając jej obecny wygląd. Najbardziej do postawienia kapliczki "na nogi" przyczynił się pan Tadeusz Żółtek, artysta samouk, ale fachowiec i laureat wielu konkursów plastycznych. Odtworzył on roztrzaskaną figurę Matki Bożej i umieścił w miejscu,
gdzie stoi dzisiaj. Ciekawy jest też problem usytuowania kapliczki. Stać miał tu najpierw pierwszy kościół w Klikuszowej, który nie
przeszedł jednak próby czasu. Zabrał go płynący w pobliżu strumyk, który wtedy jeszcze nieuregulowany, potrafił nieprzyjemnie
zaskoczyć. Lokalne podanie umiejscawia istnienie jeszcze innego kościółka w miejscu zwanym Kościeliskiem, jednak miał on zapaść
się pod ziemię. Obecny kościół to trzeci lub czwarty budynek tego typu w Klikuszowej na przestrzeni dziejów.
Kapliczka Matki Bożej Niepokalanie Poczętej w Klikuszowej nad cmentarzem po drugiej stronie zakopianki.
Jaka jest geneza tej kapliczki? Jedni mówią, że to kapliczka choleryczna - tu grzebano ofiary epidemii z 1873, aby zaraza nie
rozprzestrzeniała się dalej. Ci, którzy przeżyli, wybudowali kapliczkę na rozstajach poza wsią, aby podziękować za ocalenie z zarazy i
uprosić ratunek przed jej nawrotem. Drudzy przytaczają historię kupca i Żydów, którzy wybrali tę drogę przemierzając szlak
handlowy z Krakowa na Węgry. Co wieźli? Pewnie jakieś sukna lub przyprawy. Konie jednak ugrzęzły w potężnych trzęsawiskach
(dziś w tym miejscu rośnie mały las). Towary przepadły, starsi bracia w wierze utonęli, jedynie kupiec ostatkiem sił modlił się o
ocalenie do Matki Bożej i został wysłuchany. Jako wotum postawił kapliczkę. Minęło wiele lat, a przy kapliczce nadal dzieją się rzeczy
niezwykłe. Oto kilka lat temu przy kaplicy schronili się przed ulewą ojciec z synem. Burza i grzmoty przybierały na sile, aż w końcu
wyładowanie elektryczne zwane dalej piorunem uderzyło w miejsce gdzie przebywali nasi bohaterowie. Błyskawica uderzyła w
krzyż i rozsadziła kapliczkę od wewnątrz, nie wyrządzając jednak większych szkód. Cała moc żywiołu skupiła się na obrazie Matki
Bożej, który spłonął doszczętnie. Rodzina ocalała, jedynie latorośl trochę przygłuchła. Innym razem mercedes z całym impetem
uderzył w furę z sianem. Wóz kierował ktoś z rodziny pani Żywiec, od której czerpię te informacje. Samochód dosłownie przeciął na
pół drabiniasty pojazd. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Całe zajście miało miejsce w pobliżu kapliczki. Pani Żywiec daje też
świadectwo dotyczące jej córki, która w pobliżu kapliczki wpadła pod samochód jadąc rowerkiem. Kierowca pojazdu poruszał się
zdecydowanie za szybko. Spowodował, że dziesięcioletnie dziecko, zupełnie nieprzytomne i z otwartym złamaniem ręki, trafiło do
szpitala w krakowskim Prokocimiu. Tam tomografia wykazała dwa krwiaki mózgu: zewnętrzny, który można było zoperować i
wewnętrzny, którego leczenie miało być bardzo trudne i złożone. W takich przypadkach dozuje się między innymi specjalne
zastrzyki w miąższ mózgu. Po otwarciu czaszki okazało się, że wewnętrzny krwiak samoistnie zamienił się w zewnętrzny, co
niesamowicie ułatwiło operację. Dr Harasiewicz z Prokocimia stwierdził, że jak pracuje 30 lat, nigdy nie widział czegoś podobnego.
Rodzina Żywców nie ma wątpliwości, kto ocalił dziewczynkę. Z kapliczką związana jest też inna historia. Mieszkający w pobliżu pan
Stanisław Rokicki od bardzo wielu lat miał problemy z nogami i z trudem chodził. Nadeszła zima i spadł śnieg po kolana. W pewną
mroźną noc pan Stanisław obudził się usłyszawszy głos wzywający go do tego, aby wstał, wyszedł i dotknął się kapliczki. Poruszony
tym wezwaniem, pokonał strach i rozpoczął walkę z zalegającym śniegiem, którego przebrnięcie było nie lada wyzwaniem.
Ostatecznie zrobił, co miał wykonać i od tej pory jego niemoc ustąpiła. W 2003 roku kapliczkę poddano renowacji: dawny kamień
rzeczny ułożono raz jeszcze i otynkowano, a gont zamieniono na trwalszą blachę falowaną. Możemy na niej odczytać napis: "Bogu na
chwałę, górom na urodę, ludziom na przypomnienie".

Podobne dokumenty