Toronto - Polonez
Transkrypt
Toronto - Polonez
www.gazetagazeta.com Wielkanoc 2011 Strona 7 JUBILEUSZ Czterdziestka Pana Tadka No, chwilka już upłynęła od wieczoru, który tłum torontończyków spędził w Centrum Kultury im. Jana Pawła II z inicjatywy naszego nieocenionego Kabaretu pod Bańką. Tym razem, jak na zdjęciu widać, wyjątkowo przy drzwiach witali nas… Andrzej Pugacewicz i Wojtek Gawenda. Mogli sobie tę frajdę sprawić, bo, co nie zdarza się nigdy, nie występowali. To był wieczór ich Gościa, zaproszonego z Polski Tadeusza Drozdy, Dyżurnego Satyryka Kraju. A okazja była nie byle jaka - okrągły, 40. jubileusz scenicznego rozbawiania przez rzeczonego Drozdę Polaków pod wszelkimi szerokościami geograficznymi. I nie tylko ta jedna okazja - cierpliwie czekaliśmy północy, aby w chwilę po jej wybiciu zaśpiewać Droździe "Sto lat!", bo 3 kwietnia był dniem jego urodzin (zignorowaliśmy różnicę czasu między Toronto a Polską, to fakt). Niezła kombinacja okazji, prawda? Tadeusz Drozda zaserwował (powszechnie uznanej za wyjątkową i wymagającą) publiczności torontońskiej dwuczęściowy i dłuuugi program. One man showsam Drozda i scena. Nielada to zadanie bawić widownię przez ponad dwie godziny. A jemu udało się to i to tak świetnie, że na stojąco oklaskujący go widzowie nie chcieli go za nic wypuścić za kulisy. Drozda i mikrofon, zero kostiumów, zero rekwizytów, a przez ponad dwie godziny publiczność wyje ze śmiechu. To naprawdę wyczyn. Dawna najlepsza szkoła kabaretowej sztuki - nowe dzisiejsze kabarety tego nie potrafią. Jak nie przebiorą się za księdza - nie będzie śmiesznie. A Drozda w garniturku bawi do łez, bo to człowiek orkiestra. Rozśmiesza wszystkim - od swojej postury i przezabawnej mimiki, przez tony głosu (jego "duet" zRewińskim to prawdziwy majstersztyk) po superkomiczne teksty. Jego monologi są ciętymi komentarzami na temat paradoksów otaczającej nas rzeczywistości mało kto tak jak on potrafi dostrzec surrealizm polskiego życia w jego wszelkich przejawach i sferach: sceny politycznej, wizerunku Polski za granicą, codziennych zachowań Polaków wobec siebie i innych itd, itp. Niepierwsza to wizyta Drozdy w Toronto (chyba trzecia w ostatnich latach), a jednak… ani przez chwilę publiczność nie czuła się częstowana odgrzewanymi kawałkami. Ma on wielki talent do sypania kawałami, jeden dowcip płynie wartko do drugiego, kolejnego. Dwie godziny mijają jak mgnienie oka i chce się jeszcze. Drozda ze swoją dobrotliwą i rozbrajającą łagodnością użala się na ciężki los satyryka - bo jak można być satyrykiem w kraju idealnym, w którym wszystko działa jak w zegarku - nie to co kiedyś, kiedy było się z czego wyśmiewać… I tu zaczyna się przezabawna lista owych polskich sukcesów i osiągnięć: super drogi i autostrady, uśmiechnięci, życzliwi ludzie, łatwość załatwiania spraw w urzędach, wzajemnie życzliwi politycy, pełna kultura w tej dziedzinie życia (i nie tylko)… W konwencji "pochwał" Drozda nie pozostawia suchej nitki na polskiej rzeczywistości wieku XXI. Był to także wieczór niespodzianek - bo czy ktoś wiedział, że to właśnie Drozda jest autorem przeboju Krzysztofa Krawczyka "Parostatek", który zresztą wykonał iście brawurowo (śpiewa świetnie!). Dowiedzieliśmy się też (ci, którzy nie wiedzieli), że Drozda ma hopla na punkcie golfa i gra od 30 lat, że był niegdyś supersportowcem - skakał o tyczce, w dal, biegał na setkę i przez płotki, że ma dyplom inżyniera no i… że jest nie tylko smakoszem (to może troszkę nawet widać), ale i kocha gotować. To ostatnie hobby zaowocowało imponującą książką "Ja smakosz, czyli biesiada dookoła świata", którą przywiózł dla swoich wielbicieli za oceanem. Patrzę na tę barwnie wydaną książkę, zaopatrzoną jego autografem, i nie mogę wyjść zpodziwu - 150 interesujących potraw, których przepisy są wyrazem nieprzyciętnej wyobraźni kulinarnej (a jak wskazują badania, to koreluje zwieloma innymi artystycznymi talentami), a wszystko to dosmaczone soczystymi i bardzo apetycznymi opowieściami z jego przebogatej 40-letniej kariery. I jeszcze jedna niespodzianka - któż mógł wiedzieć skąd nasz popularny kanadyjski bank ma w nazwie TD - toż to inicjały jego polskiego właściciela! Drozda jest poliglotą - w swoich monologach mówi znakomi- cie po czesku, angielsku, rosyjsku, po niemiecku. Co do tego ostatniego - sprawdziliśmy, ponieważ na jego koncercie była znami młoda Polka, która niedawno przyjechała do Kanady zNiemiec zmężem Niemcem. Johannes był pod dużym wrażeniem tego, co usłyszał w swoim własnym języku: "On nie ma akcentu!" - dziwił się. Johannes zna trochę polski - kiedy wybierał się na spektakl zżoną (w rocznicę ich ślubu!) lojalnie ostrzegałam, że to przecież standup comic, wszystko opiera się na języku… Te ponad dwie godziny nasz niemiecki gość uznał za niesamowicie "entertaining", a wieczór za znakomity sposób spędzenia zżoną rocznicy ślubu. Czy może być większy komplement dla Pana Tadka? Nie mogąc się wyzbyć dziennikarskich przywar, pytam zawsze o opinie ludzi w kuluarach. Zachwyt był wszechobecny. Szczególnie interesowały mnie opinie osób, które nie znały Drozdy dobrze. Pani w wieku powiedzmy poważnym, wychowana w Anglii, nota bene osobista znajoma wielkich sławdawnych kabaretów, była zauroczona. "To najwyższa klasa - jaka inteligencja, zdolności interpretacyjne, kultura sceniczna, refleks, wyobraźnia. Można go łyżkami jeść" - chwaliła z entuzjazmem, a znana jest z twardych i bezkompromisowych ocen. Wielkie uznanie zyskał sobie jego refleks i duża kultura, kiedy gasił pewnego zbyt wokalnego widza, nieco przeszkadzającego mu z widowni. Drozda reprezentuje szkołę kabaretu znajlepszych kart jego historii, które sam współtworzył. Debiutował w stworzonym przez siebie i Jana Kaczmarka wrocławskim kabarecie Elita, który został założony w 1969 roku przez studentów Wydziału Elektrycznego i Elektroniki Politechniki Wrocławskiej, Jana Kaczmarka, jego samego i Jerzego Skoczylasa oraz późniejszego piosenkarza Romana Gerczaka. Razem rozbawiali miliony ludzi do 1976 roku. Jak się dowiaduję "badając" postać pana Tadka, wygląda na to, że komiczne talenty Drozdy wyraźnie wywodzą się zrodzinnych źródeł, bo ztego samego pnia pochodzi nie kto inny jak niezwykle zabawny Cezary Żak, niepowtarzalny ksiądz i wójt zfilmu "Ranczo". Obaj bracia cioteczni razem występowali w kabarecie "Drozda Show". A tenże brat cioteczny też nie gardzi dobrą kuchnią, co dzisiaj właśnie stwierdziłam w TV Polonia w programie "Smaki czasu z Karolem Okrasą". Co do powiązań rodzinnych, to córka Drozdy Joanna jest aktorką Teatru Dramatycznego i można ją zobaczyć w "Domu nad rozlewiskiem". Drozdy nie omijały zaszczyty i wyróżnienia. W 1998 roku uznany został przez miesięcznik "Sukces" za najbardziej lubianego Polaka, którego każdy chciałby zaprosić do domu (2. miejsce zajął Marcin Daniec, a 3. Jacek Kuroń). I jeszcze nie byle jaki zaszczyt: jest jedynym satyrykiem, który został przez prezydenta odznaczony za całokształt osiągnięć zawodowych Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Imieniem Tadeusza Drozdy nazwano nawet salę kinowo-widowiskową w miejscowości Gniewino. A co... Wydawałoby się zatem, że te 40 lat było pasmem sukcesów i wzlotów. A jednak... W programie pierwszym prowadził przez 10 lat licencyjny amerykański program "Śmiechu Warte" i po 500. programie zrezygnował mimo doskonałej oglądalności. W telewizji "POLSAT" przez siedem lat emitowany był jego program "Dyżurny satyryk Kraju" po 350. programie program zszedł z anteny. Był także cieszący się wielką popularnością jego talk show "Herbatka u Tadka", gdzie zapraszał najbardziej znanych Polaków. I kolejny koniec. Jak to się stało - opowiada w wywiadzie opublikowanym w "Kurierze Południowym": "Cztery lata temu zostałem wyrzucony z telewizji z wilczym biletem. Tam miałem podstawowe źródło utrzymania. Robiłem autorskie programy: 350 - Dyżurny Satyryk Kraju, 500 - Śmiechu warte, 150 - Herbatka u Tadka. Przyszedł prezes z PiS i stałem się wrogiem nr. 1. Każda »partyjna partia« dba o swoich zwolenni- ków. Gorzej ma ten, który na wszystko patrzy dystansu. Do 2006 roku tolerowano mnie, aż przyszła »słuszna partia«". "Chorobliwie bazpartyjny", jak o sobie mówi, Drozda nie chciał się naginać. Co nam to przypomina? Niby wolność słowa, demokracja i brak cenzury… Idealny kraj z cudowną harmonijną polityką, jak nam w Toronto sam opowiadał... Drozda komentuje polską rzeczywistość także słowem pisanym. Jego felietony drukowane są w polskich pismach, a w Kanadzie - w naszej "Gazecie Gazeta". Zapraszamy do ich czytania. Przedłuży to Państwu ten wieczór i pozwoli pobyć z Tadeuszem Drozdą we własnym domu, o czym marzy, jak pokazała ankieta "Sukcesu", większość Polaków. Minęło 40 lat i oto w weekend przedświąteczny Tadeusz Drozda po latach powrócił do Teatru Rampa z premierą własnego minimusicalu "I po herbacie" (sic!). Pisząc to jeszcze nie znam recenzji, ale po tym jak oddam ten tekst do druku, już będzie wiadomo. Nie mam jakoś wątpliwości, że Drozda znowu zatriumfuje. W każdym razie my z kraju hokeja skandujemy przez ocean: "Go Drozda go!" I jeszcze "Come back Drozda, come back!" Bo gdzie jak gdzie, ale w Kanadzie Pana Tadka to my naprawdę kochamy. Tekst i zdjęcia Małgorzata P. Bonikowska