Arogancja władzy a zbiorowe nieposłuszeństwo

Transkrypt

Arogancja władzy a zbiorowe nieposłuszeństwo
Arogancja władzy a zbiorowe nieposłuszeństwo
Wydaje
się,
że
w
XXI
wieku
oba
pojęcia
nie
powinny
istnieć.
Demokratyczny kraj, demokratycznie wybrana władza (choć selekcja była raczej negatywna), która
powinna zrobić wszystko, by zasłużyć na wybór pozytywny. Ale nie, rzecz nie do uwierzenia. Tak
dzieje się wtedy, gdy nieomylna władza wprowadza prawo krzywdzące określoną grupę społeczną,
bez jej udziału chociażby w próbie współtworzenia przepisów i wbrew jej opinii. To przykład
zaburzonych relacji między władzą państwową a samorządem zawodowym. Istnieje potrzeba, by
rządzący państwem widzieli w samorządzie partnera, a nie wroga. Jeśli jest inaczej, stanowi to
dowód ich niedojrzałości. Brak zdrowego rozsądku i umiejętności podzielenia się władzą dla dobra
społecznego najczęściej kończy się jej utratą. A taka postawa wynika chyba z chęci rządzenia
twardą ręką, by inni nie mieli nic do powiedzenia, a byli jedynie ślepymi wykonawcami
narzucanych im ustaw i rozporządzeń. Ale przecież nie żyjemy w czasach takich metod. Może
dobre są w Korei Północnej lub na Kubie. Czy to trudno zrozumieć? Władzy widać zabrakło
wyobraźni, by zauważyć, że po drugiej stronie stoją ludzie inteligentni, którzy nie pozwolą oszukać
siebie i leczonych przez nich pacjentów, za których moralnie odpowiadają. Zmiana ustawy nie
wyklucza jednak powrotu do nieodpowiedzialnych pomysłów karania lekarzy za pomocą aktów
niższej rangi, np. rozporządzeń lub umów podpisywanych przez nich z NFZ na refundację leków.
Nie wolno podpisać umowy bez szczegółowego jej przeczytania i analizy, bo nikt i nic w sądzie
później nie pomoże. Naczelna Rada Lekarska nieustannie czyni starania, by wyeliminować
nonsensy z naszego życia medycznego. Możecie mi wierzyć, że odzew z drugiej strony jest
znikomy.
Panie Ministrze, czy nie lepiej rozmawiać z samorządem w okresie tworzenia prawa niż w świetle
jupiterów i kamer, w atmosferze nagłośnionej przez dziennikarzy afery? Nie można odrzucać
współpracy, bo im szersze będą konsultacje, tym w legislacji będzie mniej błędów. Tak jakoś
dziwnie się składa, że zrozumienie prostych prawd staje się trudniejsze, gdy głowa buja wysoko w
chmurach i traci się z oczu ludzi tu, na dole. Reforma powinna usprawniać pracę lekarza.
Komplikowanie nie ma sensu, gdyż wszyscy gubimy się w tym labiryncie. Co myśli o tym pacjent,
lepiej nie przytaczać. Zapewne jeszcze wiele ciekawostek wyniknie ze zmiany systemu specjalizacji
lub kształcenia studentów. Ciekaw jestem, czy klinika rządowa zatrudni absolwentów
uniwersytetów medycznych zaraz po ukończeniu przez nich pięcioletnich studiów, bez stażu, czy
jednak nadal prominenci będą leczeni przez wybitnych profesorów medycyny.
To wkrótce się okaże.
Mieczysław Szatanek