Niebezpieczny pożar w samym centrum Łęczycy
Transkrypt
Niebezpieczny pożar w samym centrum Łęczycy
TEMAT TYGODNIA 3 28 września 2007 đ KUTNO – ŁĘCZYCA đ NASZ TYGODNIK Niebezpieczny pożar w samym centrum Łęczycy Trwa szacowanie szkód po pożarze, jaki wybuchł w centrum Łęczycy, w gęstej zabudowie starych kamieniczek przy ulicy Belwederskiej 17. Dzięki sprawnej akcji strażaków nikt nie zginął, a ogień nie przeniósł się na budynki mieszkalne, znajdujące się w odległości 8 metrów. Gaszenie pożaru trwało ponad 6 godzin. W akcji ratunkowej wzięło udział 26 strażaków. – Dynamika pożaru była tak duża, że istniało zagrożenie rozprzestrzenienia się ognia z komórek na pobliskie kamienice – mówi Marek Mikołajczyk, dowódca JRG w Łęczycy. – Musieliśmy ewakuować mieszkańców, ponad 40 osób, i bronić kamienicy. Płonęły murowane komórki znajdujące się na podwórku, w odległości 8 m od zamieszkanych kamienic. Mógł tam dojechać tylko jeden samochód gaśniczy. Kolejnym utrudnieniem dla strażaków był ruch samochodów odbywający się ulicą Belwederską (jedna z głównych ulic w Łęczycy, prowadząca w stronę Poddębic). Wprawdzie policja zorganizowała jednostronny ruch samochodów, ale prowadzenie akcji gaśniczej w takiej sytuacji i przy licznych gapiach, którzy schodzili się na miejsce pożaru, nie ułatwiały strażakom zadania. Zaprószony ogień O pożarze komórek powiadomiły dorosłych dzieci bawiące się na podwórku, ci z kolei zaalarmowali strażaków, dwie minuty po godz. 15. – Wiele razy zgłaszałem na policji, że w pustostanie Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, byłej stolarni, gdzie od dawna nie ma drzwi, gromadzi się różny element, najczęściej młodzież paląca papierosy i narkomani. To była melina... – mówi pan Jarosław, mieszkaniec pobliskiej kamienicy. – Prosiliśmy o bramę, by ograniczyć wchodzenie przypadkowym osobom z zewnątrz. Wszystko bez echa! Nie musiało dojść do pożaru. Mieszkańcy kamienicy, około 40 osób, do późnego wieczora byli na ulicy. Kłęby dymu spowiły pół Łęczycy, wszędzie było słychać sygnały strażackich samochodów. – Strażacy kazali nam pozamykać okna i wyjść z domu – mówi Janina Przybylska, mieszkanka kamienicy. – Cała kamienica była pełna dymu, łzy płynęły po twarzy. Przeżyłam już raz pożar na Poznańskiej, wiem co to znaczy żywioł. Dobrze, że pożar wybuchł w dzień. Gdyby była noc, a ogień zauważono by później, mogło być dużo niebezpieczniej. Ogień wybuchł w dawnej stolarni, gdzie stała kanapa. Płomienie przepaliły pilśniową podbitkę i do- Czterdziestu lokatorów ewakuowano z mieszkań na czas akcji gaśniczej. Sześć godzin spędzili przed kamienicą FOT. DOROTA GRĄBCZEWSKA szły do poddasza komórek, które było ocieplone drewnianymi wiórkami. To sprzyjało rozprzestrzenianiu się ognia i utrudniało szybkie gaszenie. W komórkach ludzie trzymali drewno i węgiel na zimę. Na szczęście strażacy nie dopuścili do zapalenia łatwopalnych materiałów. Wszystkich dziwił fakt, że wozy strażackie jeżdżą po wodę do strażnicy, nie korzystają z miejskich hydrantów. – Korzystanie z miejskich hydrantów oznaczałoby konieczność całkowitego wyłączenia ruchu ulicą Belwederską i budowę linii zasilającej – mówi Józef Mastalerz, zastępca komendanta PSP w Łęczycy. – Byłyby problemy z organizacją ruchu, miasto zostałoby zakorkowane. Od nas też wymagałoby to, zwłaszcza w pierwszej fazie akcji, zaangażowania większej liczby strażaków. Lepszym rozwiązaniem było tankowanie wozów gaśniczych wodą w strażnicy. Nie było przerwy w dostawie wody. Gaszenie pożaru odbywało się od strony podwórza i od strony prywatnego składu węgla. O godzinie 18 ogień został ugaszony, do 21.30 trwało dogaszanie pogorzeliska. W akcji uczestniczyło siedem samochodów gaśniczych: dwa z PSP, dwa z OSP w Górze św. Małgorzaty, jeden z Topoli Królewskiej i Leźnicy Małej. Wstępnie oszacowano, że przyczyną pożaru było zaprószenie ognia. Policja prowadzi dochodzenie. Kryzysowa sytuacja Na miejscu zdarzenia był burmistrz Łęczycy Andrzej Olszewski. – Zaproponował nam, abyśmy poszli na ciasteczka i herbatę do urzędu – mówi Ewa Świderska, matka 4-miesięcznego dziecka. – Odmówiliśmy, gdyż każdy chciał pilnować dobytku w komórkach. Oczekiwałabym raczej noclegu w bursie szkolnej, bo spanie w budynku, w którym czuć było spaleniznę, to żadna przyjemność. – Rozmawiałem z mieszkańcami i zaproponowałem, by do czasu oddymienia kamienicy przenieśli się do urzędu, ale nikt nie wyraził takiej chęci – mówi Andrzej Olszewski, burmistrz Łęczycy. – Nikt też nie wspominał o potrzebie zorganizowania noclegu. Strażacy też nie widzieli takiej konieczności. Gdyby była taka sugestia ze strony mieszkańców, nie byłoby problemu ze znalezieniem miejsca w szkolnej bursie. Ludzie radzili sobie jak mogli. Większość dzieci nocowała u rodziny, sąsiadów. Smród spalenizny czuć jeszcze kilka dni po pożarze. Wprawdzie komórki nie mają dachu, ale większość z nich jest zamknięta na kłódki, by chronić resztę dobytku, który ocalał. Pracownicy Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łęczycy dokonali wstępnego szacowania strat jeszcze tego samego dnia. 240 metrów dachu na komórkach poszło z dymem, nadwątlona została też konstrukcja budynku. Jaka będzie decyzja: odbudowa czy wyburzenie? Gdzie mieszkańcy będą trzymać opał. Budynek przy Belwederskiej 17 był przewidziany w tym roku do termomodernizacji i podłączenia do miejskiej sieci cieplnej, ale problemy z przetargiem sprawiają, że inwestycja przesunie się na wiosnę 2008 roku. – Ze wstępnych oględzin wynika, że budynki po pożarze najlepiej rozebrać – mówi Jan Chucki, prezes PGKiM w Łęczycy. – W kamienicy jest wspólnota, czyli 3 właścicieli prywatnych i 7 komunalnych. Odbudowa dachu kosztowałaby około 50 tysięcy złotych, do tego doszłyby koszty ekspertyzy budynku. Zapłacić za to, po około 5 tysięcy złotych, musieliby lokatorzy. Dlatego chcemy wykorzystać piwnicę, która istnieje pod budynkiem, choć rzeczywiście jest ona niska, ma ok. 150 cm wysokości. Trzeba postawić ścianki działowe, założyć drzwi. Jednemu z lokatorów musimy założyć sanitariat, gdyż do tej pory jako jedyny korzystał z WC w podwórku. PGKiM ma też sprawdzić czy uda się pogłębić piwnicę, bowiem nie ma tam betonowej wylewki, jest tylko polepa, ale w tej sprawie również musi wypowiedzieć się rzeczoznawca. Obejrzeliśmy piwnice. Rzeczywiście, są niskie. Mają ceglane, łukowate sklepienia. Najniższe jest jednak wejście do piwnic, tam wysokość wynosi zaledwie ok. 120 cm i trzeba się dobrze schylić. Takich newralgicznych miejsc jest jeszcze kilka. Wprawdzie dziś komórki w większości są niewykorzystane, zasypane gruzem, ziemią i śmieciami, ale jest dość miejsca, by urządzić 10 małych pomieszczeń. Pracownicy PGKiM szacowali też straty, jakie ponieśli właściciele komórek. – Staraliśmy się oszacować straty w poszczególnych komórkach – dodaje prezes Chucki. – W jednej było 50 kg węgla, w drugiej 100 kg, w trzeciej 500 kg. Wysokość strat nie jest duża, bowiem spaliły się stare meble, deski, drewno. Ciasna zabudowa Pożar przy ulicy Belwederskiej tylko przypomniał, że Łęczyca ze swoją starą zabudową, z dużą ilością drewna w środku, z kamieniczkami przyklejonymi jedna do drugiej i wąskimi, a do tego często zastawionymi samochodami uliczkami, może być szczególnie niebezpieczna, gdy wybucha pożar. Prowadzenie akcji ratowniczej w takiej zabudowie nie jest łatwe, gdyż do wielu posesji, zwłaszcza przy ulicy Poznańskiej czy Żydowskiej, można dotrzeć tylko przez wąskie podwórko, które też najczęściej są zastawione samochodami. Kilka lat temu strażacy gasili trzy pożary w starych kamieniczkach, były nawet ofiary śmiertelne. – Jeden samochód gaśniczy wjedzie na podwórko, można wtedy budować sieć hydrantów – dodaje Józef Mastalerz, zastępca komendanta PSP w Łęczycy. – Gorzej, gdy trzeba ewakuować ludzi z wyższych kondygnacji. Nasz samochód z podnośnikiem ma problemy, aby tam podjechać. W Łodzi też borykali się z podobnymi kłopotami i kupili specjalną drabinę na przyczepce, którą można podjechać w miejsca mniej dostępne. DOROTA GRĄBCZEWSKA d. grabczewska@dziennik. lodz. pl