Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Postmodernizm,
konserwatyzm, Kościół.
Wątpliwości w sprawie
Postmodernistycznej
Solidarności
Marcin Suskiewicz
W
ojciech Czabanowski i Błażej Skrzypulec (2010b), pisząc, że „postmodernizm może być atrakcyjny dla
konserwatysty”, stwierdzają, mam wrażenie,
empiryczny fakt. Temat wart jest dokładnego
zbadania, ale przychodzi mi na myśl co najmniej kilka przykładów, z Polski i z zagranicy,
na przykład ze Stanów Zjednoczonych, które
mogą dowodzić istnienia współcześnie pewnej
tendencji do łączenia konserwatywnego światopoglądu z elementami stylistyki i zaplecza
pojęciowego postmodernizmu. Motywacją ponowoczesnych konserwatystów wydaje się nie
tyle sympatia do klasyków postmodernizmu,
ile antypatia do modernizmu, pozytywizmu
i scjentyzmu. Postmodernizm jest więc wykorzystywany przez konserwatystów do krytyki
nowoczesności i odparcia wszelkich uwag
płynących z jej strony. Przy okazji rodzi się
ciekawa wizja ponowoczesności jako powrotu do przednowoczesności. Nie twierdzę, że
postmodernistyczno-konserwatywny eksperyment nie wydaje żadnych dobrych owoców;
21. teka „Pressji” stanowi dowód, że wnosi
wiele świeżości i pozwala formułować ciekawe
wnioski, zwłaszcza w naukach społecznych.
242
Pressje Teka XXIV Klubu Jagiellońskiego
Nie czuję się na siłach polemizować
z tezami dotyczącymi Solidarności, choć autorzy słusznie zwracają uwagę, że to one powinny stanowić temat polemik wokół 21. teki pisma. Chciałbym jednak odnieść się do
wspomnianego tekstu, który, może wbrew
zamierzeniu autorów, odebrałem jako
swego rodzaju manifest głoszący, że różne elementy postmodernizmu są nie tylko
przydatne do analizy ruchów społecznych,
Chciałbym odnieść się do
wspomnianego tekstu, który,
odebrałem jako swego rodzaju
manifest
ale, że tak to ujmę, prawdziwe w bardziej
ogólnym sensie. Tekst budzi mój sprzeciw.
Postaram się zawrzeć moje zastrzeżenia
w kilku punktach.
Narracje i cogito
(1) „Teoria narracji” może być w jakiejś
mierze prawdziwa i niektóre wyciągane
z niej wnioski mogą być słuszne. Niemniej
jednak miejsce, które jej się przyznaje, jest
niepokojące. Uważa się ją bowiem za metateorię, stojącą wyżej niż cała reszta ludzkich
przekonań, które nazywa się „narracjami”.
Nawet metafizyce, niegdyś pierwszej nauce,
przyznaje status jednej z wielu „opowieści
o świecie”, a obiektywna prawda według niej
jest elementem jednej z „narracji”, na gruncie której − ale tylko na jej gruncie − „czasem wręcz musimy” uznać, że istnieje. Czemu „teoria narracji” zawdzięcza ten swój
nadrzędny status? Czyżby była wyjątkowo
łatwo uchwytna dla ludzkiego rozumu, tak
jak, powiedzmy, zasada niesprzeczności?
Wydaje mi się, że w jakiejś mierze pokutuje tu Kartezjańskie przekonanie o prymacie
cogito nad esse: skoro o rzeczywistości samej w sobie niewiele możemy powiedzieć
pewnego, trzeba skupić się w pierwszym
rzędzie na świecie naszych myśli i tam doszukiwać się niepodważalnych prawideł
i zasad. W redakcji „Pressji” są wytrawniejsi filozofowie, niech sami to rozsądzą.
W każdym razie wydaje się wątpliwe, czy
przy użyciu teorii narracji da się przyłożyć
siekierę do pnia nowoczesności.
Wspomniałem, że teoria narracji może
być w jakiejś mierze prawdziwa. Z pewnością nawet klasyczny realizm można
pogodzić z przekonaniem, o ile jest ono
podparte dowodami, że różne elementy naszej wiedzy o świecie, chwytane przez rozum w kontakcie z rzeczywistością, nie
istnieją w naszej wyobraźni w próżni, ale
wpisują się w pewną całość, może w jakiejś
mierze analogiczną do spisanej czy mówionej opowieści. Kryje się tu wiele ciekawych
kwestii filozoficznych, na przykład rola rozumu i wyobraźni w procesie tworzenia
takiej narracji (w tym pewien obezwładniający i zaciemniający wpływ, jaki wyobraźnia, dążąca do zachowania spójnej całości
światopoglądu, może wywierać na rozum),
rola woli (która dążąc w nieuporządkowany
sposób do różnych dóbr, może również zaciemniać rozum, ze swej natury dążący do
prawdy) albo relacja między narracją jednostki a innymi narracjami funkcjonującymi
w zbiorowości. Przypuszczam, że mówienie
o narracjach będzie szczególnie przydatne
w analizie dużych grup ludzi, gdy często indywidualne życie intelektu poszczególnych
osób schodzi na drugi plan, podczas gdy
inne elementy światopoglądu, na przykład
stałe metafory właściwe dla danej kultury,
zostają wzmocnione.
(2) Teoria narracji jako „teoria wszystkiego” jest odpowiedzią na konkretnie istniejące problemy, ale odpowiedzią pospieszną i aprioryczną, która czerpie swą siłę ze
zgodności z niektórymi naszymi intuicjami
i dużej wewnętrznej odporności na falsyfikację. W tym sensie − gdyby nie prowadziło
to do błędnego koła − teorię narracji należałoby może zaliczyć do „wielkich narracji”,
podobnych do psychoanalizy i scjentyzmu.
Te rzeczywiste problemy, na które, w moim
odczuciu, odpowiedzią jest teoria narracji, to na przykład paradoksalna sytuacja,
gdy z jednej strony mamy świadomość naszej ludzkiej omylności, a z drugiej − każda
prawda, jeśli ją dostrzegamy, pociąga nas
i zobowiązuje do obstawania przy niej
z całą stanowczością. Do tego dochodzi jeszcze kwestia związku naszych doświadczeń
z teoriami, wpływu kultury, otoczenia i innych naszych przekonań na to, co w jakiejś
sferze jawi nam się jako prawdopodobne,
a co nie. Z jednej strony często aż trudno
pozbyć się − w ostatecznym rozrachunku
mylnego − wrażenia, że tak naprawdę może
istnieć właściwie dowolna liczba wzajemnie
wykluczających się, a jednak wewnętrznie
całkowicie spójnych i równie „prawdziwych”
wizji świata, z drugiej natomiast − nierzadko
czujemy, że różne elementy zupełnie obcych
nam światopoglądów jakoś rezonują z tym,
co jest dla nas prawdziwe, że mówią jakby
Postmodernizm, konserwatyzm, Kościół.
Wątpliwości w sprawie Postmodernistycznej Solidarności
243
to samo, tylko innym językiem. Wiele jest
w tej materii problemów, z którymi filozofia, a także inne nauki, muszą się mierzyć,
by ludzie nadal mogli ze sobą rozmawiać
i wspólnie dążyć do prawdy. Wielu myślicieli zajmowało się tymi sprawami, na myśl
przychodzi mi choćby Alasdair MacIntyre
i jego Czyja sprawiedliwość? Jaka racjonalność? (2007) oraz najnowsza książka o katolickiej tradycji filozoficznej God, Philosophy,
Universities (2009). W każdym razie jestem
przekonany, że filozofia klasyczna daje lepszy niż postmodernizm punkt wyjścia dla
rozwiązania − z pewnością stopniowego
i nigdy nie pełnego − tych trudności.
Problemy związane z „pluralizmem
światopoglądowym” są w pewnym stopniu analogiczne do tych z „pluralizmem
etycznym”. Tak jak w etyce samo istnienie
różnych teorii i toczącej się między nimi
debaty zakłada milcząco istnienie jakiegoś
dobra, do którego dążymy i które możemy
poznać, tak w wypadku poszukiwań światopoglądowych istnienie obiektywnej prawdy
i ludzkiej możliwości zbliżenia się do niej
jest koniecznym warunkiem całego przedsięwzięcia − trzeba więc do tej obiektywnej
prawdy mozolnie dążyć i trzymać się tego,
w czym ją dostrzegamy. Świadomość omylności − tak samo jak grzeszności − nie musi
zniechęcać, może, wręcz przeciwnie, motywować do ciągłej weryfikacji naszej wiedzy, także na drodze dialogu z odmiennymi
światopoglądami, i pobłażliwości dla innych.
Nie my jesteśmy sędzią bliźniego, nie możemy go nigdy całkiem ogarnąć, a jego życie
wewnętrzne, w tym życie intelektu, pozostanie dla nas tajemnicą – ta świadomość
też zachęca do dialogu, bo ważna jest już
sama jego możliwość, spotkanie z drugim
i jego wnętrzem. Nie można jednak zdradzać
prawdy, zestawiając ją na równi z nieprawdą – tak jak w etyce nie można przystawać
na to, co w sumieniu postrzegamy jako zło,
244
Marcin Suskiewicz
nawet jeśli nasze sumienie może się mylić.
Teoria narracji jest drogą na skróty, o wiele
łatwiejszą od takiej ryzykownej taktyki małych zwycięstw, która wcale nie musi prowadzić do ostatecznego sukcesu. Jednak
drogi na skróty w obliczu trudności to też
cecha nowoczesności. W końcu u jej podstaw − według analizy Jacquesa Maritaina
(2005) − leżały wybory Lutra i Kartezjusza,
którzy w obliczu dręczących ich duchowych,
czy też filozoficznych wątpliwości szukali
ratunku w pozornie odpornych na wszelkie
wątpliwości metadoktrynach, takich jak sola
gratia i cogito.
Dialog i koniec Kościoła
(3) Dzisiejszy materializm i scjentyzm
bardzo skutecznie bronią się przed kontrargumentami tradycji klasycznej; co więcej –
przechodzą do ofensywy. Debata z tymi poglądami jest bardzo trudna, także dlatego
że ich zwolennicy często uciekają się do
argumentów ad hominem, przedstawiając
tradycyjną wizję świata jako dziwaczną czy
absurdalną. Ale znów teoria narracji, choć
pozornie pozwala łatwo odeprzeć zarzuty −
wy macie inną narrację, ale nie jest ona
w niczym lepsza od naszej (Czabanowski,
Skrzypulec 2010b) − jest drogą na skróty,
która ostatecznie jest niesatysfakcjonująca. Nie da się jednocześnie powiedzieć, że
nie ma jednej nadrzędnej prawdy, i obstawać przy jednej nadrzędnej prawdzie. Staroświecki dialog filozoficzny i szczegółowa
polemika z zarzutami wydają się jedynym
wyjściem. W dodatku w tej sytuacji dialog
jest szczególnie potrzebny, bo ogrom wiedzy dostarczanej przez nauki przyrodnicze
rzeczywiście stanowi wyzwanie.
(4) Mam wrażenie, że dla bardzo wielu
młodych polskich publicystów krytycznych
wobec nowoczesności jednym z głównych
jej grzechów jest zawężenie dozwolonych
doświadczeń, emocji, poglądów − także
politycznych − oraz wykluczanie i stygmatyzowanie tych, którzy nie mieszczą się
w dopuszczalnych ramach. W duchu buntu
przeciw takiej mentalności tworzy się od jakiegoś już czasu pewnego rodzaju kontrkulturowy „sojusz nisz przeciw mainstreamowi”. Niejednokrotnie sojusz ten prowadzi do
ciekawych rezultatów, czego przykładem
jest pismo „Obywatel” czy publicystyka Filipa Memchesa. Mogę przypuszczać, że taka
otwartość na różne peryferia jest też bliska
autorom „Pressji”. Czy także dlatego kierują
się oni w stronę postmodernizmu? Jeśli tak,
to czy rzeczywiście jest on potrzebny? Czy
nie wystarczy wzajemny szacunek i pokora,
a jeśli już potrzebny jest jakiś prąd myślowy, to czy nie lepszy byłby na przykład romantyzm? Mam wrażenie, że zbyt dosłowne
branie teorii narracji może zaszkodzić, a nie
pomóc takiemu dialogowi – tak jak czasem
w baśniach nieopatrznie wypowiedziane słowo zachwytu sprawia, że cały czar pryska.
Posłużę się przykładem. Podoba mi
się przedstawienie Kościoła jako „ruchu
postmodernistycznego” przez Pawła Rojka
w artykule Postmodernizm, katolicyzm, solidarność (2010). Taki obraz Kościoła jest tym
bardziej atrakcyjny, że wydaje się w dużej
mierze prawdziwy. Jednak z drugiej strony
„pluralizm” katolicyzmu jest, jak sądzę, jego
cechą jedynie per accidens, skutkiem ubocznym, choć być może koniecznym, bezkompromisowego poszukiwania Prawdy przez,
wspieranych łaską członków Kościoła.
Z pewnością sprawdza się tu ewangeliczna
zasada, że trzeba najpierw szukać Króle-
Podoba mi się przedstawienie
Kościoła jako „ruchu postmodernistycznego” przez Pawła Rojka
stwa Bożego, a wszystko inne będzie dodane (Mt 6: 33). Prawda przy tym rozumiana
jest nie na sposób racjonalistyczny, ale po
chrześcijańsku. Tak pojmowana prawda
prowadzi w sposób konieczny do pokory, jako prawdy o sobie, a stąd niedaleko
już do otwartości. Na myśl przechodzi mi
tu szczególnie „filozofia Prawdy” bł. Marceliny Darowskiej, którą kardynał Stefan
Wyszyński nazwał „straszną weredyczką”, albo treść Pedagogicum bł. Bernarda
Kryszkiewicza CP (1989). Gdyby tak jednak
skupić się na pielęgnowaniu atrakcyjnego
pluralizmu Kościoła, a nie na prawdzie −
czy nie przyniosłoby to końca pluralizmu
i per impossibile końca Kościoła?
Co dalej?
Zobacz obok zbiorczą odpowiedź Wojciecha
Czabanowskiego i Błażeja Skrzypulca krytykom Postmodernistycznej Solidarności.
245