Rośnie pokolenie - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
Transkrypt
Rośnie pokolenie - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
26 PARTNER CYKLU Poniedziałek 6 grudnia 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU Akcja społeczna „Gazety Wyborczej” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej Rośnie pokolenie rencistów ŁUKASZ GIZA Lekarze zniknęli ze szkół w 1999 roku, wraz z wejściem w życie reformy zdrowotnej. Efekt? Z poślizgiem rozpoznaje się i cukrzycę, i choroby serca, i alergię nych dzieci, ale i tu sytuacja jest pokrętna. Wyszczepialność, czyli odsetek zgłaszających się na obowiązkowe szczepienia dzieci, mamy niezłą, ponad 90-procentową. Teoretycznie moglibyśmy stanowić wzór dla innych krajów. Prawda jest jednak inna, bo kalendarz szczepień obowiązkowych jest w Europie znacznie szerszy niż w Polsce iobejmuje te szczepienia, które unas są tylko uzupełniającymi. I za nie muszą płacić, słono, rodzice. Wielu Polaków na to po prostu nie stać. Ze statystyk wynika, że szczepienia zalecane robi zaledwie 15 procent. Gdyby więc chcieć obiektywnie ocenić szczepienia polskich dzieci, trzeba by wyciągnąć średnią z 90 i 15. I wtedy stracimy jedyny powód do zadowolenia. Wstydzę się także dlatego, że korzystamy ze szczepionek, z których Europa się już wycofała, np. krztusiec w Polsce szczepimy pełną komórką krztuścową, a cały świat od dawna jej fragmentami, co jest bardziej sensowne, mniej immunogenne, po prostu lepsze. Na szczęście ma się to zmienić. W Europie nie ma jednolitego systemu opieki nad najmłodszymi. W kilkunastu krajach jest czysto pediatryczna, czyli tylko ci specjaliści zajmują się dziećmi. W kilkunastu mieszana, a tylko w kilku, tak jak u nas, populacją wieku rozwojowego zajmują się lekarze rodzinni. Model polski istnieje np. w Skandynawii i uczciwie trzeba przyznać, że ludzie są z niego zadowoleni. Ale pamiętajmy, że np. w Norwegii staż z pediatrii dla lekarzy rodzinnych trwa trzy lata, a nie pół roku, jak u nas. We wrocławskiej klinice chirurgii dziecięcej pacjenci czekają na zabieg nawet rok... ROZMOWA Z prof. Alicją Chybicką* MARZENA KASPERSKA: Ile dzieci w Polsce jest absolutnie zdrowych? PROF. ALICJA CHYBICKA: Tego dokład- nie nie wiadomo. Ostatnie badania profilaktyczne zrobiła fundacja Mam Marzenie, spełniając prośbę chorego na nowotwór 14-letniego chłopca z Chorzowa. Dotąd dzieci zgłaszały różne prośby: ktoś chciał lecieć do Stanów Zjednoczonych, dostać komputer, dziewczynka chciała mieć sesję wsukni ślubnej itd. Aten, bardzo dojrzały, jak się okazało, chłopiec poprosił o przeprowadzenie akcji badań profilaktycznych, by – jak mówił – jego koledzy nie musieli umierać. We wrześniu fundacja zrobiła badania we wszystkich osiemnastu klinikach onkohematologicznych w Polsce. Wcześniej, kilka lat temu, przebadaliśmy za pieniądze urzędu miejskiego we Wrocławiu sześć tysięcy dzieci. Wyszło wtedy, że tylko 3 proc. jest absolutnie zdrowych. A teraz co wyszło? – Nie wszystkie ośrodki zdążyły przesłać swoje dane. Na podstawie tych, które już widziałam, można stwierdzić, że nie jest tak źle. „Tylko” u połowy dzieci lekarze stwierdzili nieprawidłowości – najczęściej wady postawy i otyłość. Badano pacjentów klinik onkohematologicznych? – Nie, zrobiono je tak, jak chciał ten chłopiec z Chorzowa. Akcję ogłoszono w mediach, przychodzili pacjenci i byli badani fizykalnie. Dzieciak był rozbierany do golasa, lekarz oglądał go od stóp do głów, zbierał wywiad i, jeśli było coś niepokojącego, dziecko szło na badanie krwi lub na USG. Wiedza o stanie zdrowia dzieci jest w Polsce szczątkowa. Kilka razy, gdy prosiłam panią minister Ewę Kopacz o to, żeby coś zmienić w profilaktyce wieku rozwojowego, pokazywała mi zadowalające wyniki badań. Tymczasem wszystkie badania finansowane ze środków pozabudżetowych wychodzą tragicznie. Niby dzieci są dorodne, ale mają popsute zęby, krzywe łopatki, płaskostopie, nierozpoznane wady serca. Generalnie można powiedzieć, że stan zdrowia naszych dzieci najprawdopodobniej, bo jak podkreślam – nie było badania populacyjnego, jest opłakany. Z czego wynikają różnice w wynikach badań robionych ze środków pozabudżetowych i rządowych? – Ze środków publicznych robi się niewiele, głównie bilanse, dwu-, cztero-, sześcio-, dziesięcio- i czternastolatka. Pozostałe rzeczy to ogląd pielęgniarki szkolnej, która waży i mierzy. To ma się nijak do badania lekarskiego. Od kilku lat w szkołach nie ma już pediatrów. Higienistki pracują raz lub dwa razy w tygodniu. Czy likwidacja etatów szkolnych lekarzy miała wpływ na stan zdrowia dzieci? – Lekarze zniknęli ze szkół w 1999 roku, wraz z wejściem w życie reformy zdrowotnej. Efekt? Na wszystkich spotkaniach federacji towarzystw pediatrycznych, na które przyjeżdżają też przedstawiciele stowarzyszeń rodziców, mówi się jednym głosem, że rozpoznania chorób są opóźnione. Z poślizgiem rozpoznaje się icukrzycę, ichoroby serca, i alergię. Jako onkolog też mam do czynienia wyłącznie ztrzecim lub czwartym stadium nowotworu. Lekarza na pierwszej linii, czyli w żłobku, przedszkolu lub szkole, po prostu nie ma. A zanim zapracowany rodzic zorientuje się, że coś z jego dzieckiem jest nie tak, mija dużo czasu. Lekarzy w szkołach nie ma, a w przychodniach? Czy rodzic ma łatwy dostęp do pediatry? – Itak, inie. Statystyki mówią, że połowa, czyli cztery miliony polskich dzieci, leczy się u pediatry. Ale druga połowa już nie, ponieważ potrzebują skierowania. Jak to? – Jeśli przychodnia podstawowej opieki zdrowotnej zatrudnia pediatrę lub jeśli lekarz rodzinny ma specjalizację z pediatrii, to oczywiście nie ma problemu. Jeżeli natomiast w miejscowości Pikutkowo Górne pracuje tylko lekarz rodzinny, który zajmuje się wszystkimi pacjentami, począwszy od oseska, na starej babci kończąc, to od niego dziecko, żeby leczyć się u pediatry, musi dostać skierowanie. Tak nie powinno być! Z czego to wynika? – Zprzepisów. Po wprowadzeniu reformy młodzi lekarze przestali specjalizować się wpediatrii. Ipediatrów nam ubywa. Około 2,1 tys. nadal pracuje, choć są już na emeryturze. Gdy wysiądą zdrowotnie, czeka nas prawdziwa katastrofa. Niedawno minister Kopacz uczyniła specjalizację z pediatrii deficytową, co oznacza, że na rezydenturze młody człowiek dostaje więcej pieniędzy. Jednak na efekty będziemy musieli poczekać. Mamy wielką lukę pokoleniową. Trzy lata temu skrytykowała pani kompetencje lekarzy rodzinnych. Podczas konferencji powiedziała pani, że gdyby dziesięciu rodzinnych badało dziecko z guzem brzucha, żaden by go nie znalazł. Wybuchła wielka awantura, lekarze poczuli się dotknięci i chcieli panią postawić przed sądem lekarskim. – Odnosiłam się wtedy nie tylko do lekarzy rodzinnych, ale także specjali- Prof. ALICJA CHYBICKA (na zdjęciu): Takie błahe z pozoru rzeczy jak popsute zęby uszkodzą w przyszłości serce, nerki, stawy. Płaskostopie – wpłynie na stawy biodrowe i kręgosłup. A człowiek z chorym kręgosłupem nie może normalnie pracować. Idzie na rentę stów z innych dziedzin, którzy czasami nie umieją wyłapać nowotworu we wczesnej fazie. To znaczy okulistów, którzy nie dostrzegają nowotworu oka, stomatologów, którym umyka nowotwór jamy ustnej itd. No, ale uderz wstół, nożyce się odezwą – oprócz lekarzy rodzinnych odezwało się społeczeństwo. Dostałam mnóstwo sygnałów, listów od rodziców, którzy mnie poparli. Pisali, że jest tak, jak mówię. Cóż, przy dzisiejszym stanie wiedzy nie można być lekarzem wszech nauk, to niemożliwe. Rodzice mają szukać kontaktu z pediatrą, omijając lekarza rodzinnego? – Rodzice powinni ocenić, czy ich lekarz rodzinny jest dobrze wykształcony z pediatrii i właściwie radzi sobie z dzieckiem. Wierzę, że wielu jest odpowiednio przygotowanych, ale jedno nie podlega dyskusji: pediatra jest kształcony przez sześć lat, a lekarz rodzinny stażuje na pediatrii tylko sześć miesięcy. Jak wypadamy pod względem opieki medycznej na tle innych krajów europejskich? – Bardzo źle. W zasadzie we wszystkich statystykach jesteśmy na szarym końcu. Z wyjątkiem liczby zaszczepio- – Sytuacja jest chora, odbije się kiedyś na tym pokoleniu. Ono pozornie nie będzie wyglądało najgorzej, ale będzie pokoleniem rencistów, które zamiast pracować i opiekować się nami, samo będzie wymagało pomocy. Takie błahe z pozoru rzeczy jak popsute zęby uszkodzą w przyszłości serce, nerki, stawy. Płaskostopie – niby drobiazg, wpłynie na stawy biodrowe, a w konsekwencji kręgosłup. Człowiek z chorym kręgosłupem nie może stać, siedzieć, normalnie pracować. Aprzecież łatwo byłoby usunąć płaskostopie, bo wystarczą zwykłe wkładki do butów. Tyle że to płaskostopie trzeba rozpoznać! Diabli mnie biorą, że tak mało się robi, że nie ma rzetelnego przesiewu. Gdy byłam młodym lekarzem, robiłam ze studenckim kołem naukowym badania w Kudowie-Zdroju. Krzywe tam dzieci były niemożebnie. Jak się o tym dowiedział ówczesny burmistrz, postanowił wybudować basen. Po latach okazało się, że jest dużo lepiej! Czasami naprawdę wystarczy niewiele. Załóżmy, że na jeden dzień zostaje pani ministrem zdrowia – co zrobiłaby pani dla dzieci? – Zaproponowałabym w Sejmie poprawkę do ustawy o świadczeniach zdrowotnych. Jest w niej klauzula wyszczególniająca, kto ma prawo otworzyć przychodnię podstawowej opieki zdrowotnej. Pediatra nie może, chyba że będzie dyrektorem tej placówki i zatrudni dodatkowo lekarza rodzinnego. Poza tym zawalczyłabym o medycynę szkolną. Na początek w formie poradni konsultacyjnych, w których pracowałby pediatra. Pod opieką miałby dzieci z kilku lub kilkunastu szkół i obowiązek przebadania każdego ucznia przynajmniej raz w roku. Do poradni mogliby też zgłaszać się rodzice, żeby porozmawiać zlekarzem. Trzecia rzecz – spróbowałabym poszerzyć kalendarz szczepień tak, by nie odbiegał od europejskich. I czwarty, ostatni, problem – trzeba zahamować zamykanie oddziałów pediatrycznych, bo wkrótce już naprawdę nie będzie gdzie położyć dziecka z zapaleniem płuc. *PROF. ALICJA CHYBICKA – prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego; kierownik Kliniki i Katedry Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej wrocławskiej Akademii Medycznej 1 Leczyć po ludzku 27 www.wyborcza.pl/leczyc Poznaj prawa pacjenta (broszura PDF) www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Poniedziałek 6 grudnia 2010 + Czytaj jutro: Szpital dla biednych dzieci Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Leczą się u nas dzieci z enklaw biedy w centrum Łodzi. Ludzie żyją tam bez łazienek, centralnego ogrzewania, z grzybami na ścianach. Bywało, że matka oddawała dziecko do szpitala i z góry mówiła, że nie wykupi lekarstw – mówi prof. Krzysztof Zeman Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa Polak mały ze skoliozą, nadwagą i próchnicą Pediatrzy alarmują – ze zdrowiem dzieci jest coraz gorzej. Badacze uspokajają – ze wskaźników to jasno nie wynika. Jedni i drudzy zgadzają się jednak, że od zdrowia Jasia zależeć będzie kondycja Jana ELŻBIETA CICHOCKA Wiosną w Poznaniu przebadano 9,4 tys. uczniów zklas od pierwszej do czwartej. Uponad połowy stwierdzono wady postawy, au6 proc. skoliozę, czyli skrzywienie kręgosłupa. Wady postawy prowadzą do skoliozy. Winnym poznańskim badaniu wyszło, że 80 proc. gimnazjalistów ilicealistów już skarży się na bóle kręgosłupa. We Wrocławiu 20 lekarzy z kliniki onkologii i hematologii przebadało 5,5 tys. dzieci, szukając wczesnych stadiów chorób nowotworowych. – Nie wykryliśmy choroby nowotworowej – podsumowała wyniki prof. Alicja Chybicka – ale wykazaliśmy zły stan zdrowia dzieci. Tylko 190 z nich nie miało żadnych defektów zdrowia. Polskie dzieci tyją Defektem, bo nie ciężką chorobą, jest próchnica. Ale nieleczona prowadzi do wielu poważnych schorzeń. Badania dowodzą, że ma ją 70-80 proc. uczniów. Aż co piąte dziecko wwieku szkolnym ma niedosłuch. Wciągu ostatnich 30 lat wUSA nastąpił trzykrotny wzrost otyłości udzieci, w tym samym czasie w Polsce otyłych dzieci przybyło dziesięciokrotnie! Aż 16 proc. chłopców i12 proc. dziewcząt ma nadwagę. Ta prowadzi do otyłości, a otyłość to już choroba, która wielokrotnie zwiększa ryzyko nadciśnienia, cukrzycy, chorób kostno-stawowych, zawałów serca. Czy tyka już bomba zopóźnionym zapłonem, która wybuchnie epidemią chorób cywilizacyjnych za 30, 40 lat? Profesor Mieczysław Litwin zCentrum Zdrowia Dziecka, współautor prac na temat zdrowia dzieci, jest ostrożny. – To nie tak, że wszystkie dzieci są chore. Dajcie mi pacjenta, aznajdę mu chorobę. 30 lat temu nie było nowoczesnych urządzeń diagnostycznych, nie można więc było szczegółowo przebadać dzieci. Zespół zCZD zprofesorem Litwinem przeprowadził analizę na podstawie ogólnopolskiego badania OLAF. Na co umierają polskie dzieci Grupa naukowców z Centrum Zdrowia Dziecka zanalizowała dane statystyczne z siedmiu lat. GUS podaje, że w latach 1999-2006 umarło ponad 23 tys. dzieci i młodzieży w wieku od roku do 19 lat. Co było przyczyną śmierci? Okazuje się, że R 1 + E Ponad 17 tys. dzieci w wylosowanych szkołach wiejskich imiejskich zważono, zmierzono, zrobiono im pomiar ciśnienia. Powstało w ten sposób „zdjęcie antropologiczne” populacji inowe normy dla pediatrów robiących dzieciom tzw. bilanse zdrowia. Ze „zdjęcia” wynika, że polskie dzieci są... coraz wyższe. W porównaniu zpomiarami zlat osiemdziesiątych szczególnie wyraźnie to widać po przeciętnym wzroście chłopców ze wsi. – Wzrost jest czułym wskaźnikiem. Dziecko chore tyje, ale nie rośnie. Według mnie to sygnał podniesienia się poziomu życia – komentuje prof. Litwin. Zapomniany bilans zdrowia Niedawno znajoma poszła do lekarza rodzinnego zrobić córce bilans dziesięciolatka. Wiedziała, że trzeba, bo babcia dziewczynki jest pediatrą na emeryturze. Pani doktor poczuła się zakłopotana życzeniem matki, ale po długich wyjaśnieniach ściągnęła zinternetu odpowiednie formularze i badanie przeprowadziła. A to nie tak ma być! Badanie bilansowe służy temu, by wcześnie wykryć ewentualne wady rozwojowe dziecka ije skorygować. Pierwszemu bilansowi poddawany jest noworodek, któremu wystawia się w szpitalu ocenę według dziesięciopunktowej skali Apgar. Przez 12 miesięcy zdrowe dziecko co sześć tygodni poddawane jest ocenie lekarza iwrazie potrzeby kierowane do specjalisty, najczęściej do ortopedy, by ocenił stan stawów biodrowych. Potem powinno się robić bilans dwulatka, czterolatka, sześciolatka, dziesięciolatka, 14- i 16-latka. Tyle teoria. W dawnych czasach, kiedy istniały jeszcze poradnie dla dzieci zdrowych, te kontrole odbywały się rutynowo. Rodzice byli wzywani do poradni na określony dzień igodzinę, dokumentacja leżała w rejonie. Od 11 lat nie ma już rejonów ani oddzielnych poradni dla dzieci zdrowych, arodzice zapisują dziecko do wybranego lekarza pierwszego kontaktu – czasem jest to pediatra wporadni lekarza rodzinnego, czasem lekarz rodzinny. wcale nie choroby – aż 55 proc. zgonów nastąpiło z powodu wypadków, urazów, zatruć i... samobójstw. Tych przyczyn nie uda się wyeliminować całkowicie, ale na pewno można je poważnie ograniczyć. Największym zagrożeniem dla życia dzieci są wakacje – prawie dwa razy więcej dzieci powyżej dziewięciu lat umiera w lipcu i sierpniu niż w styczniu czy lutym. K Lekarz rodzinny to często dawny internista, który na przyspieszonym kursie zdobył specjalizację zmedycyny rodzinnej. Jest zajęty doraźnym przyjmowaniem gorączkujących dzieci izwykle umyka mu profilaktyka. Czy rodzice pamiętają otym, by zaprowadzić dzieci na bilans zdrowia? Nie wiadomo. – Lekarze rodzinni to bardzo dobrze iofiarnie pracujący lekarze, ale mają jedną wadę – nie potrafią leczyć dzieci – powtarza na różnych konferencjach prof. Jerzy Bodalski zŁodzi. Spór między pediatrami a lekarzami rodzinnymi tli się już od wprowadzenia reformy, a czasami wybucha ostrymi spięciami. W „nowym” porządku prawnym pediatra w systemie podstawowej opieki zdrowotnej nie występuje, NFZ z pediatrą kontraktu nie zawrze. Pediatra może być wprzychodni tylko jako część praktyki lekarza rodzinnego. Nic dziwnego, że zainteresowanie tą specjalizacją spadło. Dziś średnia wieku pediatry to już ok. 60 lat! Biorąc pod uwagę, że specjalizację wybierały głównie kobiety, są dziś praktycznie wwieku emerytalnym. Wubiegłym roku minister Ewa Kopacz dopisała pediatrię do specjalizacji deficytowych, co skutkuje tym, że rezydenci podczas zdobywania specjalizacji dostają wyższe uposażenie od innych, ale zanim nowi zastąpią emerytów, minie kilka lat. Zresztą wyższe uposażenia to słaba zachęta dla lekarza, który widzi, że kolejne oddziały pediatryczne są zamykane. Azamykane są, bo NFZ słabo wycenia procedury pediatryczne. Wefekcie spadła też liczba zachorowań na zapalenie uszu, zatok, nie było przypadku sepsy. Paradoksalnie – okazało się, że spadła też liczba zachorowań na zapalenie płuc u dorosłych, bo szczepienia przerwały łańcuch nosicielstwa. Szacuje się, że ok. 60 proc. dzieci zprzedszkoli iżłobków jest nosicielami tej bakterii. Nie zawsze wywołuje ona chorobę, ale kiedy przedostaje się do krwi, staje się groźna. Szczepionka przeciw pneumokokom jest droga, nie ma jej w kalendarzu obowiązkowych szczepień ochronnych, ale jest przez pediatrów zalecana. Inna zalecana szczepionka to przeciwko ospie wietrznej, która sama w sobie nie jest groźną chorobą, ale osłabia organizm iotwiera drogę innym wirusom ibakteriom. Zalecane są również szczepienia przeciw meningokokom, wzw A, grypie. Pediatra może być w przychodni tylko jako część praktyki lekarza rodzinnego. Nic dziwnego, że zainteresowanie tą specjalizacją spadło. Dziś średnia wieku pediatry to ok. 60 lat Pięć lat temu pediatrę z oddziału chorób zakaźnych kieleckiego szpitala zaniepokoili mali pacjenci, którzy lądowali wszpitalu zsepsą czy zapaleniem opon mózgowych. Zwrócił się do Agencji Oceny Technologii Medycznych oocenę zasadności szczepienia przeciwko pneumokokom. Po uzyskaniu rekomendacji przekonał władze miasta, by zafundowały dzieciom to szczepienie. Od czterech lat w Kielcach szczepi się przeciw pneumokokom wszystkie niemowlęta. – Nasz kalendarz szczepień obowiązkowych jest żałosny – mówiła wub. tygodniu lekarzom w Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego prof. Alicja Chybicka. – Jest mi wstyd na sympozjach międzynarodowych, kiedy Polska plasuje się w okolicach Albanii. Podaje się oficjalnie, że szczepione jest 90 proc. dzieci, ale dotyczy to tylko szczepień obowiązkowych. Nie wspomina się natomiast o szczepieniach zalecanych – a tu szczepione jest tylko 10 proc. dzieci. Kalendarz szczepień zalecanych zawiera równie potrzebne szczepienia, tyle że nie ma na nie publicznych pieniędzy – stwierdziła. Wprawdzie wskaźnik umieralności (liczba zgonów na każde 100 tys. dzieci) systematycznie spada, ale obecnie osiągnęliśmy dopiero taki poziom, jaki Holandia, Grecja czy Norwegia miały przed piętnastu laty. Aby dogonić Europę, trzeba więc przede wszystkim lepiej zagospodarować dzieciom wakacje iskuteczniej ich pilnować. To akurat nie jest zadanie dla lekarzy, ale rodziców i samorządów. Spośród chorób dzieci najczęściej nadal umierają na nowotwory – białaczkę, guzy mózgu ichłoniaki. Zła wiadomość: wzrasta odsetek zachorowań, dobra: spadają wskaźniki umieralności. Skuteczność leczenia się poprawia, ale czy nie można zrobić jeszcze więcej? Prof. Alicja Chybicka przypomina, że rozpoznanie raka u dzieci następuje często dopiero wtedy, kiedy jest on już w trzeciej i czwartej fazie rozwoju. Szczepień też będzie mniej? L A Niektórzy rodzice dopłacają z własnej kieszeni, by szczepić dzieci inną szczepionką niż ta refundowana. Najczęściej chcą oszczędzić dziecku bólu iwybierają szczepionki na kilka chorób naraz. Zamiast pięciu oddzielnych zastrzyków dziecko dostaje jeden. Profesor Andrzej Radzikowski, konsultant wojewódzki z dziedziny pediatrii, zaleca rodzicom inne rozwiązanie: wybrać bezpieczeństwo kosztem komfortu iwykorzystać możliwości darmowego szczepienia, azaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na szczepionki, których w kalendarzu obowiązkowym brakuje. Ostatnio lekarze pierwszego kontaktu dostali od władz sygnał, że nie warto przekonywać rodziców do szczepień dodatkowych. Dziwne? Władze chciały dobrze. NFZ dowiedział się bowiem, że wielu lekarzy pobiera od rodziców opłaty za samo wykonanie zastrzyku szczepionki spoza obowiązkowego kalendarza szczepień (ok. 20 zł). Rodzice i tak płacą za samą szczepionkę (ok. 300 zł), za czynność wykonania zastrzyku więc nie powinni. Przecież im więcej takich szczepień wykona lekarz w ramach ryczałtu, który dostaje za jednego pacjenta z NFZ, tym mniej będzie miał pacjentów zinfekcjami. Ilepiej na tym wyjdzie. Wkontraktach na przyszły rok widnieje więc zapis, że te szczepienia spoza kalendarza mają być wykonywane za darmo, wramach działalności profilaktycznej lekarza. Jednocześnie w Sejmie lada dzień zostanie uchwalone nowe prawo farmaceutyczne, które mówi, że obrót lekiem ma się odbywać wyłącznie w aptece. Lekarz rodzinny nie będzie mógł już kupić większej ilości szczepionek itrzymać ich wlodówce, aod rodziców pobierać za nie zwrotu kosztów. Teraz jeśli matka zdecyduje się na szczepienie dziecka dodatkową szczepionką, będzie musiała iść do lekarza dwa razy – najpierw po receptę, potem na szczepienie. Przy rosnących kolejkach do lekarzy pierwszego kontaktu wzrasta więc bariera dla pacjentów. – Jestem pewien – mówi dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Leków – że chodziło owyeliminowanie obrotu gotówką wgabinecie lekarskim. To słuszne, ale boimy się, że w związku z tym spadnie zainteresowanie szczepieniami. Lekarzom odebrano motywację finansową, nie dając nic wzamian. Aprzecież NFZ mógłby przyznawać dodatkowe punkty, swego rodzaju „premię” za dodatkowe szczepienia. Dzisiejsze dzieci mają pracować na emerytury dzisiejszych polityków, do których słabo dociera stara prawda, że taniej i lepiej jest zapobiegać, niż leczyć. Dziękuję doktorowi Zbigniewowi Kuładze za udostępnienie materiałów publikowanych przez naukowców z Centrum Zdrowia Dziecka A więc sito, w którym przesiewane są polskie dzieci od urodzenia do pełnoletności, w postaci wizyt kontrolnych upediatrów ma stanowczo za duże oka. Trzecią przyczyną zgonów dzieci, a drugą w grupie powyżej 15 lat są samobójstwa. Ta smutna statystyka pokazuje, że w zapobieganiu chorobom należy w równym stopniu mieć na względzie zdrowie psychiczne i fizyczne. M A 30181724