BIOTECHNOLOGIA, PRAWO I TAJEMNICA
Transkrypt
BIOTECHNOLOGIA, PRAWO I TAJEMNICA
BIOTECHNOLOGIA, PRAWO I TAJEMNICA Maciej Dybowski „T 194 ajemnica nie jest czymś negatywnym, co należałoby wyeliminować. Przeciwnie, jest ona jednym z konstytutywnych elementów bytu”1 – powiedział niedawno Bernard d’Espagnat, tegoroczny laureat Nagrody Templetona. Już powierzchowna, dokonywana z perspektywy czytelnika gazet i odbiorcy mediów elektronicznych, obserwacja rozwoju nauk, jakie wyrosły na gruncie biologii, i rozmaitych jej zastosowań, np. w rolnictwie czy w medycynie i farmacji, pokazuje, że mamy do czynienia z bezprecedensowym chyba obnażaniem tajemnic świata przyrody i samego człowieka. I trudno mieć o to do nauki pretensje. Zwłaszcza że wielka jest nagroda, jaką nauka obiecuje za umożliwienie jej postępu i rozmaitych zastosowań. Bez owych zastosowań zapewne niemożliwe byłoby jej finansowanie, wymagające dziś olbrzymich nakładów, zarówno ze środków publicznych, jak i prywatnych. Nagrodą obiecywaną przez naukę jest usunięcie wielu bolączek, chorób i braków, towarzyszących człowiekowi od niepamiętnych czasów. Nim jednak ludzkość i świat zdo- łają od nauki wyegzekwować spełnienie owej obietnicy, trzeba nam przejść przez wiele eksperymentów i doświadczyć wielu niepowodzeń. W tym miejscu ujawnia się ze szczególną siłą rola prawa jako metody zarządzania ryzykiem wpisanym w naukę oraz znaczenie regulacji prawno-międzynarodowych w tej dziedzinie. Czy prawo ma środki, by bronić siebie i ład społeczny przed jakże wymownymi argumentami ze strony biomedycyny i biotechnologii i innych nauk? Czy Europejska Konwencja Bioetyczna chroni nas przed ryzykiem niekontrolowanego postępu nauk? Biotechnologia i bioetyka Biotechnologia w szczególny sposób konkretyzuje obietnicę nauki uczynienia człowieka lepszym i zdrowszym, zapewnienia mu lepszego pożywienia, ułatwienia produkcji żywości. Co sprawia, że może szafować obietnicą tego rodzaju? Wydaje się, że najważniejszą rolę odgrywa tu czynnik, który odróżnia biotechnologię od biologii, a więc jej techniczny charakter. Jak zauważa Brad Bryan, do połowy XIX wieku zjawiska biologiczne podlegały taksonomii; klasyfikacja gatunków nie zajmowała się ich pochodzeniem, uznając każdy wyodrębniony byt biologiczny za osobny. Darwin tymczasem wprowadził do biologii ów czynnik techniczny – mechanizm naturalnej selekcji, umożliwiający spojrzenie na biologię jako na continuum, cie ujmuje więc jako kod, a sama zajmuje się wypracowywaniem programów umożliwiających wywieranie na ów kod wpływu3. Tak więc sama w sobie biotechnologia nie oznacza rewolucji w myśleniu o życiu – najbardziej znane próby eksperymentów eugenicznych, rządzących się podobną logiką, poprzedzają powstanie tej nauki – lecz raczej rewolucję w którym odrębności da się wyjaśnić jako w technologii, w możliwościach technicznych oddziaływania na procesy życiowe. Biotechnologia znajduje zresztą natychmiastowe przełożenie na posunięcia przemysłowe, i to w skali międzynarodowej. Wystarczy przywołać statystyki, z których wynika, że w ciągu ubiegłej dekady finansowanie badań biomedycznych przez przemysł farmaceutyczny wzrosło z 40 do 80%4. Rodzi to uzasadnione obawy o niezależność i integralność badań naukowych w tej dziedzinie ze względu na przemożne związki wyników tych badań z interesami koncernów farmaceutycznych. Bioetyka natomiast stanowi reakcję na rozwój nauki i jej technologicznych zastosowań, mając w zamyśle jej twórców oraz zajmujących się nią myślicieli za zadanie łączenie stanu wiedzy naukowej z nauką o wartościach, czy też analizę moralnego wymiaru biotechnologii. Autorstwo samego terminu „bioetyka” przypisuje się Vanowi Rensselaerowi Potterowi, który w artykule z 1971 roku określił ją jako nową dyscyplinę nauki: naukę o przetrwaniu (science of survival)5. Bryan zwraca uwagę na tendencję bioetyki do rozszerzania zakresu swego pola badawczego na analizę wszelkich korzyści i zagrożeń, jakie wiążą się ze zdrowiem biologicznym, a jeśli weź- Nagrodą obiecywaną przez naukę jest usunięcie wielu bolączek, chorób i braków, towarzyszących człowiekowi od niepamiętnych czasów. Nim jednak ludzkość i świat zdołają od nauki wyegzekwować spełnienie owej obietnicy, trzeba nam przejść przez wiele eksperymentów i doświadczyć wielu niepowodzeń. odmiany wynikające z działania owego mechanizmu. Drugim ważnym momentem w kształtowaniu się biotechnologii miały być zapowiadające genetykę odkrycia Mendla, który w swych eksperymentach na grochu udowodnił, że dziedziczenie opiera się na pewnych dających się sformułować prawach. Zjawiska biologiczne, a w konsekwencji także medyczne, zaczęto dzięki temu przełomowi postrzegać jako coś przewidywalnego, a tym samym kontrolowalnego2. Biotechnologia w interesującym nas zakresie wyciąga wnioski z „odkodowania” życia, przekładając je na możliwość wykorzystania istot żywych do tworzenia innych rzeczy i istot żywych: ży- Opressje zagraniczne 195 196 miemy pod uwagę fakt, że w dzisiejszych czasach niewiele czynników da się wyłączyć jako ze zdrowiem niezwiązanych, okaże się, że mamy do czynienia z nauką o olbrzymich aspiracjach. Nie przesądza to jeszcze o kierunkach, w jakich zmierza bioetyka, gdyż zależy to ostatecznie od przyjmowanego w jej ramach uporządkowania żadnym stopniu zajmując się etyczną treścią czynów czy etyczną kwalifikacją dokonujących ich osób. Konsekwencje te mogą oczywiście być z punktu widzenia bioetyki pożądane lub niepożądane; mogą też dawać o sobie znać w rozmaitych sferach życia, stąd interdyscyplinarność bioetyki. Bioetyka nie zadaje sobie pytania o to, elementu zgody osoby zainteresowanej (o ile w danym przypadku uda się ustalić, kto jest takim podmiotem). Skoro w biotechnologii nie da się wyeliminować ryzyka, to próbą unieszkodliwienia go staje się odwołanie się do autonomii woli podmiotu, zgadzającego się lub nie na konsekwencje owego ryzyka. Problemem nie jest jednak określa, nawiązując do kontraktualizmu, takie warunki poznania, w których członkowie społeczności skłonni są zgodzić się na ryzyko płynące z rozmaitych zachowań jednostek przy jednoczesnym uznaniu całokształtu tych warunków za sprawiedliwe czy bezstronne. W efekcie niewiedza o konsekwencjach realizowania przedsięwzięć (systemu) wartości. Zwróćmy jednak uwagę na przyjmowanie przez nią za zasadniczy punkt odniesienia pewnej jakości biolo- czym jest życie, ponieważ jest w tym zakresie zakładniczką nauki, głównie biologii. Zmaga się natomiast z pytaniami o korzyści płynące z zastosowania danych technologii, o to, kto ma żyć, a kto umrzeć, czy kto powinien o tym decydować – z zagadnieniami „ryzyka biotechnologicznego”. Wynika stąd, że na bioetyce spoczywać musi odpowiedzialność za rozstrzygnięcia w sprawie pożądanych i niepożądanych konsekwencji urzeczywistniania naukowych możliwości tworzenia życia i oddziaływania na nie. To oczywiście gigantyczna odpowiedzialność i doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego miałaby ona spoczywać właśnie na barkach przedstawicieli nauki nowej, o eklektycznej w najlepszym razie metodologii i całkowicie nieustalonym normatywnym punkcie odniesienia, przy oczywistym założeniu, że ustalenia bioetyczne mają mieć właśnie normatywny skutek. Bioetycy, poza głośnymi i zawsze wówczas kontrowersyjnymi wypowiedziami, w których zajmują stanowisko na temat danej „procedury” – np. zapłodnienia in vitro – w gruncie rzeczy nie zajmują się etyczną oceną działań, które są potencjalnie obarczone ryzykiem, lecz raczej próbują ustalić warunki dopuszczalności takich działań, przede wszystkim poprzez podkreślanie jednostkowa zgoda na konsekwencje, np. w przypadku osób biorących udział w eksperymentach medycznych, lecz systemowy brak zgody w przypadku działań, których skutki odnoszą się do całej populacji, zwłaszcza gdy wszelkie konsekwencje są trudne do zidentyfikowania. W tym właśnie miejscu bioetyka styka się z prawem jako podstawowym regulatorem zachowań, postrzegając je jako zbiór „procedur” i „mechanizmów prawnych”, które umożliwiają częściową eliminację ryzyka biotechnologicznego poprzez włączenie zgody zainteresowanych do owych mechanizmów. biotechnologicznych zostaje udrapowana w Rawlsowską „zasłonę niewiedzy” i opatrzona mianem sprawiedliwości. Liberalna teoria sprawiedliwości ma więc za zadanie W ciągu ubiegłej dekady finansowanie badań biomedycznych przez przemysł farmaceutyczny wzrosło z 40 do 80% . Rodzi to uzasadnione obawy o niezależność i integralność badań naukowych w tej dziedzinie ze względu na przemożne związki wyników tych badań z interesami koncernów farmaceutycznych. gicznego życia (tj. zdrowia), następnie na podejmowaną w ramach bioetyki ocenę ustaleń nauki na temat owego punktu odniesienia w kategoriach zagrożeń i korzyści (utylitaryzm) oraz społeczny charakter tej nauki, z którym nieuchronnie wiąże się relatywizm w ujmowaniu wartości jako postaw społecznych. Tak bowiem należy moim zdaniem rozumieć bioetykę jako „naukę społeczną o zdrowiu”. Nauka ta skupia się, innymi słowy, na konsekwencjach, jakie pewne praktyki medyczne i biotechnologiczne wywołują w istotach żywych, zwłaszcza w człowieku, w mniejszym lub Prawo jako metoda zarządzania ryzykiem W tym miejscu ujawnia się wielki problem filozofii prawa, który poniekąd jest problemem filozofii w ogóle. Chodzi tu mianowicie o charakterystyczne dla współczesnego myślenia przejście od ontologii do epistemologii, od refleksji nad możliwością bycia do refleksji nad możliwością poznania. W rzeczy samej dominujące chyba w filozofii prawa nurt liberalny. Jego sztandarowym reprezentantem jest John Rawls i jego Teoria sprawiedliwości wpisuje się w ten trend, ponieważ Rawlsowska teoria Niewiedza o konsekwencjach realizowania przedsięwzięć biotechnologicznych zostaje udrapowana w Rawlsowską „zasłonę niewiedzy” i opatrzona mianem sprawiedliwości. wkalkulowanie ryzyka płynącego z biotechnologii w obietnicę świata optymalnie zorganizowanego, na którego straży stoi prawo i jego procedury. Ustalenia dokonywane w ramach bioetyki przekładają się więc na rozwiązania prawne w kilku wymiarach, z których każdy jest tyleż znamienny dla współczesnych społeczeństw stojących wobec wyzwań biotechnologii, ile dyskusyjny6. Pierwszy z tych wymiarów dotyczy takiego ukształtowania procedur, które zagwarantuje sprawiedliwy oraz możliwie najszerszy dostęp do korzyści płynących z biotechnologii. Debata o tym, kto ma być uprawniony do korzystania z finansowanego przez państwo zapłodnienia metodą in vitro, ilustruje to zagadnienie. Drugi wymiar obej- Opressje zagraniczne 197 198 muje ukształtowanie procedur i instytucji, zapewniających zgodę zainteresowanych na podjęcie ryzyka związanego z możliwościami nowoczesnej biotechnologii. Problemy uporczywej terapii czy tzw. testamentu życia dotyczą tego obszaru zagadnień. Trzeci wymiar problemów prawnych, jakie stwarza i próbuje rozwiązać bioetyka, do- zyka w system procedur, zapewniających zgodę tych, których one dotyczą. Warto poważnie zastanowić się, czy prawo jako instrument zarządzania ryzykiem stwarzanym przez naukę – bo do tej roli zdaje się sprowadzać je bioetyka nabudowana na biotechnologii – nie sprzeniewierza się swej bardziej podstawo- lub sprowadzać się głównie do wymiaru proceduralnego, rejestrującego zmiany w stanie wiedzy naukowej. Prawo staje się regulacją typu sunset8, a więc wprowadza się doń swego rodzaju mechanizm autodestrukcyjny, polegający automatycznej utracie mocy prawnej obowiązujących aktów czy przepisów, jeśli w określonym czasie nie zo- jako że wyłącza subiektywne określenie istoty człowieczeństwa, akceptując jedynie poszukiwanie takich racjonalnych definicji, które wykraczają poza to, co ustalić może wyizolowane, autonomiczne „ja”9. Znanego przykładu wstrzemięźliwości i pokory, jaką powinni kierować się prawodawcy wobec tajemnicy człowieczeń- tyczy tworzenia prawnych – poprzez legislację i orzecznictwo – warunków działania wej funkcji społecznej; czy nie staje się zakładnikiem nauki, a może raczej jej ideologii, jaką jest scjentyzm. Problem to oczywiście bardzo ogólny i związany z rolą nauki w myśleniu współczesnego człowieka. Jak zauważyła Gertrude Himmelfarb, tendencja ta jest dziś charakterystyczna dla naszego myślenia, a obrazuje ją przekształcanie się filozofii politycznej w nauki polityczne, historii w nauki społeczne, a krytyki literackiej w semiotykę7, a także – można by dodać – biologii w biotechnologię. Nasze myślenie o sobie, o życiu zbiorowym, przeszłości i kulturze zdaje się potrzebować tej szczególnej legitymizacji, sprowadzającej je do nauk o wyraźnym wymiarze aplikacyjnym. Tym samym nauka staje się – niestety, nie po raz pierwszy – źródłem normatywności: przestaje opisywać, a zaczyna wskazywać, jak należy postępować. Ma to fundamentalne znaczenie dla prawa, gdyż rozbija jego związek z moralnością i obyczajem, budując w jego miejsce instrumentalną relację między nauką a prawem. Tym bardziej instrumentalną, że w odróżnieniu od w miarę trwałych i z natury dążących do stabilizacji społecznych wzorców zachowań, jakie wskazuje moralność i obyczaje, nauka przyznaje pierwszeństwo nowości odkrycia, przez co odzwierciedlające ją prawo musi podlegać częstym zmianom stanie wyrażona wola ich utrzymania. Można zakładać, że warunkiem podtrzymania owej woli jest stan rozwoju nauki i – w najlepszym razie – jakiś rodzaj konsensu wśród jej prominentnych przedstawicieli. Tymczasem to, co z naukowego punktu widzenia jest możliwe, niekoniecznie jest pożądane z perspektywy prawa. stwa, dostarcza znany wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego na temat życia ludzkiego, w którym stwierdza się, iż „dotychczasowy stan nauk empirycznych nie Nasze myślenie o sobie, o życiu zbiorowym, przeszłości i kulturze zdaje się potrzebować tej szczególnej legitymizacji, sprowadzającej je do nauk o wyraźnym wymiarze aplikacyjnym. Tym samym nauka staje się – niestety, nie po raz pierwszy – źródłem normatywności: przestaje opisywać, a zaczyna wskazywać, jak należy postępować. lekarzy, biotechnologów i pacjentów. Tu z kolei ilustrację stanowić mogą dyskusje na temat prawnej regulacji dopuszczalności pewnych typów badań, np. przy użyciu embrionów ludzkich czy klonowania. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że w tych trzech obszarach zagadnień liberalna demokracja spotyka się z totalitaryzmem. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia z ryzykiem inżynierii społecznej, jakie wpisane jest w biotechnologiczną obietnicę uczynienia nas lepszymi, zdrowszymi, płodniejszymi, piękniejszymi itp., z drugiej zaś z próbą ujęcia tego ry- Prawo i tajemnica Prawo stara się być precyzyjne. Nawet jego elastyczność, której przejawem są zwroty niedookreślone czy klauzule generalne, wynikają z tego dążenia. W przypadku legalnej definicji człowieczeństwa – a definicja ta w swej pełnej wersji jest „rozbita” w prawie na wiele postulatów i założeń, z których nie wszystkie zapewne da się zrekonstruować – precyzja wymaga ujęcia niepewności. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie wiemy do końca, kim jest człowiek. Po drugie po to, by chronić się przed tymi, którzy twierdzą, że wiedzę tę posiedli. Mechanizmem zabezpieczającym definiowanie człowieczeństwa w prawie wydaje się zawarcie w owej definicji elementu tajemnicy. Funkcję taką pełni w prawie pojęcie godności. Zauważmy jednak, że godność zakłada nie tylko tajemnicę, lecz również obiektywizm, Prawo, które w określaniu człowieczeństwa opiera się na selektywnych i zrelatywizowanych do aktualnych metod ustaleniach dokonywanych w obrębie nauki, czy też przenosi ciężar definiowania na subiektywną świadomość człowieka, „egzemplarza gatunku”, sprzeciwia się swej społecznej funkcji regulowania współżycia między ludźmi. daje dostatecznych podstaw do wskazania innego [niż zapłodnienie – przyp. MD] momentu powstania życia ludzkiego”10. Z kolei, w niedawnym wyroku z 30 września 2008 roku, Trybunał, podkreślając związek gwarancji ochrony godności człowieka z ochroną życia ludzkiego, stwierdza: „Trybunał Konstytucyjny nie ma wątpliwości, że życie człowieka nie podlega wartościowaniu ze względu na jego wiek, stan zdrowia, przewidywany czas jego trwania ani ze względu na jakiekolwiek inne kryteria”11. Opressje zagraniczne 199 Prawo, które w określaniu człowieczeństwa opiera się na selektywnych i zrelatywizowanych do aktualnych metod ustaleniach dokonywanych w obrębie nauki, czy też przenosi ciężar definiowania na subiektywną świadomość człowieka, „egzemplarza gatunku”, sprzeciwia się swej społecznej funkcji regulowania współżycia między ludźmi. Niemal pół wieku temu jeden z papieży wskazywał, że „wszelkie Liberalna koncepcja praw jednostki nie straciła swej nieznośnie lekkiej atrakcyjności ontologicznej, lecz staje wobec konkurencyjnej względem niej pewności, stworzonej przez postawę techniczną i naukową. 200 współżycie ludzi, jeżeli chcemy, aby było dobrze zorganizowane i rozwijało się pomyślnie, musi opierać się na podstawowej zasadzie, że każdy człowiek jest osobą, to znaczy istotą obdarzoną rozumem i wolną wolą, wskutek czego ma prawa i obowiązki, wypływające bezpośrednio i równocześnie z własnej jego natury. A ponieważ są one powszechne i nienaruszalne, dlatego nie można się ich w żaden sposób wyrzec”12. Prawo przyznaje dziś człowiekowi więcej praw, niż ten jest w stanie przyjąć za własne. Nie miejsce tu na przywoływanie nawet najważniejszych aktów prawnych dotyczących praw człowieka; ich wielość i postępujący rozrost jest faktem niekwestionowanym. Zdecydowanie mniej uwagi natomiast poświęca się w prawie problemowi całkiem fundamentalnemu: kim mianowicie jest podmiot owych praw, a także obowiązków, jakie jest ich źródło? Kim jest człowiek? Wydaje się, że prawo, a przynajmniej prawo nowożytne, nie aspiruje do tworzenia materialnej definicji człowieczeństwa. Liberalna koncepcja praw człowieka pozwalała zresztą na eleganckie ominię- względem niej pewności, stworzonej przez postawę techniczną i naukową. Oczywiście, prawo zawsze potrzebowało i nadal potrzebuje definicji osoby i nie ma to nic wspólnego ze szczególną rolą prawa we współczesnych społeczeństwach rozwiniętych, gdzie zdaje się ono wypierać inne systemy normatywne. Ro- z krwi i kości. Choć doświadczenie i zdrowy rozsądek pozwalają nam całkiem skutecznie określać, kto jest człowiekiem, w prawie pojawiają się w tym zakresie rozmaite trudności, a czasem wręcz przerażające konsekwencje, jak choćby wtedy, gdy prawodawca przypisuje narodowość krwi ludzkiej. Dość przypomnieć treść przepisu Usta- cie problemu, poprzestając na tautologii, o której w znakomitej pracy na temat źródeł nowoczesności pisał francuski filozof Pierre Manent. „Jeżeli człowiek nie wie nic o swej naturze albo jeśli nie posiada natury, jeśli przekształca siebie nieskończenie poprzez przekształcanie zewnętrznej natury, jeśli bez końca stwarza siebie »tworząc swe wartości« musi przynajmniej, by móc pomyśleć o sobie i być takim [jakim siebie pomyśli – MD], być w stanie utożsamić się ze swym niezdeterminowaniem […]. Definiując siebie jako tego, który posiada prawa, może wreszcie przyswoić sobie tautologię, potwierdzającą jego tożsamość: »X=X«”13. Absolutne niezdeterminowanie nie ma nic wspólnego z ujęciem w prawie – poprzez prawa człowieka – elementu tajemnicy. Wprost przeciwnie, jak na absolutyzm przystało, wszystko owemu niezdeterminowaniu podporządkowuje. Nie łudźmy się więc: problem człowieczeństwa w prawie wrócił nie z powodów właściwych dla samego prawa, lecz z przyczyn wobec niego zewnętrznych, spośród których najważniejszą jest gwałtowny rozwój nauki i jej możliwości aplikacyjnych. Liberalna koncepcja praw jednostki nie straciła swej nieznośnie lekkiej atrakcyjności ontologicznej, lecz staje wobec konkurencyjnej nald Dworkin otwiera swe Imperium prawa znaną frazą, która dobrze oddaje ten stan rzeczy, czy raczej stan umysłów. Tylko wobec kryzysu rozumienia człowieczeństwa wy o ochronie niemieckiej krwi i niemieckiej czci z 1935 roku, który stanowił, że „zawieranie małżeństw między Żydami i niemieckimi poddanymi krwi niemieckiej albo pokrewnej jest zakazane. Małżeństwa zawarte wbrew temu zakazowi są nieważne. [...] Pozamałżeńskie stosunki między Żydami a niemieckimi poddanymi krwi niemieckiej albo pokrewnej są zakazane” [podkr. MD]14. Zapewne podstawą tej odrażającej regulacji było coś, co jej twórcy, a zapewne także liczni adresaci, kwalifikowali jako normatywny refleks biologicznej definicji człowieczeństwa. Regulacja ta pokazuje jednak, jak straszne mogą być konsekwencje zaufania nauce w przedmiocie, którego żadna ludzka nauka nie może w pełni objąć: w odpowiedzi na pytanie o to, kim jest człowiek. Doświadczenie totalitaryzmu, przynajmniej w jego nazistowskiej odsłonie, oraz doświadczenie wojny zdawały się modyfikować perspektywę, z jakiej prawo przygląda się problemowi człowieczeństwa. Perspektywa ta wyznaczona została przez rozwój międzynarodowego systemu ochrony praw człowieka, z centralnym miejscem przyznanym w ramach tej perspektywy godności ludzkiej. Preambuła Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku Podstawą tej odrażającej regulacji było coś, co jej twórcy, a zapewne także liczni adresaci, kwalifikowali jako normatywny refleks biologicznej definicji człowieczeństwa. Regulacja ta pokazuje jednak, jak straszne mogą być konsekwencje zaufania nauce w przedmiocie, którego żadna ludzka nauka nie może w pełni objąć: w odpowiedzi na pytanie o to, kim jest człowiek. można przypisać prawu rolę tak potężną: „Żyjemy wśród prawa i dzięki niemu. Czyni ono nas tym, kim jesteśmy […]”. Tymczasem definicja człowieczeństwa w prawie potrzebna jest nie tylko z teoretycznych racji, lecz również ze względów pragmatycznych. Jak wiadomo, prawo odróżnia osoby fizyczne od osób prawnych. W przypadku tych ostatnich, definicja „osobowości” jest całkowicie arbitralna, gdyż mamy tu do czynienia z fikcją prawną. Inaczej rzecz się ma z „osobą fizyczną”, osobą Opressje zagraniczne 201 zaczyna się od uznania przyrodzonej godności oraz równych i niezbywalnych praw wszystkich członków wspólnoty ludzkiej, jest podstawą wolności, sprawiedliwości i pokoju świata. Także w artykule 1. możemy przeczytać o godności: „Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni 202 rozumem i sumieniem oraz powinni postępować w stosunku do siebie wzajemnie w duchu braterstwa”. Art. 3. PDPC stwierdza jasno, że każdy ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swojej osoby. Warto zwrócić też uwagę na art. 6., zgodnie z którym każdy człowiek ma prawo do uznawania wszędzie swojej osobowości prawnej. Jak zauważa M.A. Glendon15, takie sformułowanie chroni – a co najmniej umożliwia – miejsce rozumu i sumienia w określaniu, kim jest podmiot praw człowieka, eliminując z tej definicji logikę władzy i interesu. Nie odnoszę wrażenia, by twórcy prawa, także w zakresie regulacji odnoszących się do biotechnologii, w pełni wykorzystywali możliwości wypływające z tych sformułowań. Międzynarodowa etyka? Międzynarodowe prawo? Europejska Konwencja Bioetyczna Ponieważ ryzyko zastosowań biotechnologii jest nieodwracalne (np. klonowanie), a partykularne zakazy można łatwo obejść, przenosząc się do innego kraju, sam przedmiot regulacji poniekąd wymusza regulacje międzynarodowe16. Pierwszym powszechnym, choć niewiążącym aktem prawnym w tej dziedzinie była Powszechna Deklaracja o Genomie przyjęta 9 grudnia 1998 roku. Jednak antecedencji regulacji prawno-międzynarodowych można doszukiwać się znacznie wcześniej. Problem zgody biorących udział w eksperymentach medycznych – i wyraźne stwierdzenie niedopuszczalności badań na osobach niezdolnych do wyrażenia takiej zgody (np. dzieciach czy psychicznie chorych) pojawił się jako przedmiot regulacji w 1947 roku W tytule nie mówi się o „człowieku” czy o „osobie” (choć w tekście Konwencji nazwa ta występuje), lecz właśnie o „istocie ludzkiej”. Ignorowanie człowieczeństwa w bioetyce w jej jurydycznym kształcie jest tu niepokojąco znamienne. w tzw. prawie norymberskim, stanowiącym podstawę osądzenia zbrodni nazistowskich. Konwencje Genewskie z 1949 roku, jak i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich, Politycznych i Społecznych z 1966 roku potwierdziły ten zakaz. W świetle rozważań prowadzonych w tym artykule należałoby więc zadać pytanie, jak współczesne prawo międzynarodowe, zwłaszcza w Europie, odnosi się do tajemnicy człowieczeństwa, w jakim stopniu wpisuje się w ciąg dokumentów prawno-człowieczych, które nie pytają, kim jest człowiek, by ustalić, że przysługują mu pewne prawa? 4 kwietnia 1997 roku podpisano w Oviedo Konwencję o ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej w kontekście zastosowań biologii i medycyny w podtytule zwaną Konwencją o prawach człowieka i biomedycynie, a w literaturze określaną jako „Europejska Konwencja Bioetyczna”. Konwencja nie powstała ex nihilo. Poprzedziły ją w ramach prawodawstwa Rady Europy liczne szczegółowe akty prawne, się o „człowieku” czy o „osobie” (choć w tekście Konwencji nazwa ta występuje), lecz właśnie o „istocie ludzkiej”. Ignorowanie człowieczeństwa w bioetyce w jej jurydycznym kształcie jest tu niepokojąco znamienne. Warto też zastanowić się, czy włączenie obok godności także tożsamości i integralności poszerza, czy raczej za- nie mające rangi traktatu17. Samo przygotowanie Konwencji zajęło sześć lat. Był więc czas na dyskusje i spory. Pierwszemu projektowi Konwencji z 1994 roku nadano podtytuł: Konwencja bioetyczna, co wywołało opór, gdyż – jak podnoszono – takie sformułowanie miało sugerować, że dokument ów nie ma charakteru prawnego, lecz etyczny, gdy tymczasem należało przywołać biologię i medycynę, skoro reguluje się ich zastosowanie wobec człowieka18. Nie ulega jednak wątpliwości, że choć Konwencja powołuje się na konsens bioetyczny państw, jest dokumentem prawnym, a nie etycznym, i ma moc wiążącą w stosunku do swych sygnatariuszy19. Preambuła Konwencji, w której wymienione są liczne akty międzynarodowego prawa praw człowieka, sugeruje, iż Konwencja wpisuje się w ten ciąg. To dość istotne z punktu widzenia aksjologii tego dokumentu oraz oceny jego założeń i rozwiązań, na przykład w świetle Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Już w art. 1 można znaleźć stwierdzenie, że Konwencja chroni nie tylko „godność”, lecz także „tożsamość oraz integralność” wszystkich istot ludzkich. Warto przy tym zwrócić uwagę, że mimo owego odniesienia do praw człowieka w tytule nie mówi węża przedmiot ochrony. Art. 2 Konwencji zawiera kolejne ważne stanowisko filozoficzne, stanowiąc, iż „interesy i dobro istoty ludzkiej będą przeważać nad wyłącznym interesem społeczeństwa lub nauki”. Jest to z całą pewnością i pomimo wieloznaczności zwrotu „wyłączny interes” ważne stwierdzenie i dość czytelny przekaz: interes społeczny oraz nauka mają swoje granice, poznanie ma granice nie tylko techniczne, ale także etyczne. Taki jest zresztą sens Konwencji bioetycznej, powstającej przecież nie za sprawą poruszenia moralnego wobec zagrożeń wykoncypowanych, lecz w obliczu niebezpieczeństw realnych, związanych z postępem biotechnologii, z których do naszej wyobraźni najbardziej chyba przemawia słynne „klonowanie” czy eksperymentowanie. Nie są to zresztą wyłącznie zagrożenia wobec jednostki. Jak wskazują znawcy tematu, niektóre zagrożenia, na przykład związane z manipulacjami genetycznymi, dotyczą całego gatunku ludzkiego20. Konwencja w art. 13 zezwala na interwencję genetyczną „jedynie dla celów prewencyjnych, diagnostycznych lub terapeutycznych, i tylko wtedy, gdy jej celem nie jest wprowadzenie jakiejkolwiek modyfikacji w genomie jakiegokolwiek Opressje zagraniczne 203 potomstwa”. Art. 18 ust. 2 zakazuje tworzenia embrionów ludzkich dla celów eksperymentalnych. Zgodnie z art. 17 dopuszczalność eksperymentów na osobach dorosłych zależy od tego, czy są to eksperymenty terapeutyczne czy badawcze oraz od zdolności osoby do wyrażenia zgody. Wymagana jest też wyraźna zgoda daw- z powodu nieporównywalnie skromniejszych możliwości technologicznych w zestawieniu z tym, czym dysponuje dzisiejsza nauka. Czy jednak za sprawą Konwencji rzeczywiście następuje przełom w myśleniu o tym, kim jest człowiek; czy w ogóle przełom taki zaistnieć może za sprawą instrumentów prawa międzynarodowego? Czy Konwencja bioetyczna jest – co nie powinno dziwić w kontekście obserwacji, jakie poczyniono powyżej na temat instrumentalnej relacji między rozwojem nauki a prawem regulującym zagadnienia biotechnologiczne – aktem otwartym. Jak pisze jeden z komentatorów, „metodologia przez nią przyjęta zakłada szczegółowy z rozwojem biologii i medycyny mogą być przedmiotem debaty publicznej, uwzględniającej zwłaszcza istotne implikacje medyczne, społeczne, ekonomiczne, etyczne i prawne tych problemów, oraz uznają, że możliwe zastosowania osiągnięć biologii i medycyny podlegają odpowiednim konsultacjom”. Trudno też wiązać nadzieję cy w odniesieniu do jego organów. Z kolei zakaz klonowania człowieka zamieszczono w Protokole dodatkowym do Konwencji podjęta w niej próba kompromisu między ideologią praw człowieka a roszczeniami nauki może kogokolwiek zadowolić? Konwencja nie zmieni dominujących postaw moralnych w Europie, ponieważ ich zmiana wydaje się trwała i dość jednokierunkowa, przebiegając w stronę relatywizmu i utylitaryzmu. W ostatnich dekadach, poza w dużej mierze zamkniętą problematyką prawodawstwa rasistowskiego w rozmaitych częściach świata, problem człowieczeństwa w prawie pojawiał się przede wszystkim w kontekście aborcji i – można by powiedzieć – wiązał się ze zmianami w sferze moralności. Tymczasem, jak wspominano, obecnie problem człowieczeństwa pojawia się przede wszystkim za sprawą zmian, jakie dokonują się w nauce i jej technicznych zastosowaniach, dzięki którym możemy rozmnażać się nie tylko w znany nam od tysięcy lat sposób, lecz także przy użyciu metody in vitro. Jesteśmy także w stanie odtwarzać ludzkie komórki, co budzi spore nadzieje z punktu widzenia dostępnych terapii, ale również spore kłopoty moralne, ponieważ klonowanie może za punkt wyjścia przyjmować dorosłe komórki, ale także komórki ludzkich embrionów. Z całą pewnością to tylko drobny wycinek z biotechnologicznego menu. rozwój regulacji bioetycznych na drodze uzupełniania treści konwencji poprzez protokoły dodatkowe”22. Nie przesądza to o treści rozstrzygnięć normatywnych, choć z korygującą i wspierającą działalnością Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który od dawna przyjmuje w swym orzecznictwie, że w sprawach „wrażliwych etycznie”, takich jak np. wspomagana prokreacja czy eutanazja, państwa członkowskie Rady Europy muszą rozstrzygać konflikty interesów indywidualnych i wyważać je względem interesów publicznych23. Istnieje więc obawa, że coraz mniej będzie w prawie miejsca dla tajemnicy godności człowieka – owej niezbędnej wartości dodanej do określenia człowieczeństwa – a coraz więcej „tożsamości i integralności istot ludzkich”. Nadzieja już chyba tylko w kryzysie i ograniczeniu finansowania kolejnych projektów badawczych, których celem jest wyrwanie naturze odpowiedzi, jakich bez tortur nie chce nam udzielić. No i oczywiście w samej Tajemnicy. Konwencja nie zmieni dominujących postaw moralnych w Europie, ponieważ ich zmiana wydaje się trwała i dość jednokierunkowa, przebiegając w stronę relatywizmu i utylitaryzmu. 204 z 12 stycznia 1998 roku. Możemy w nim przeczytać, że „wszelka interwencja zmierzająca do stworzenia istoty ludzkiej genetycznie identycznej z drugą istotą ludzką – czy to żyjącą, czy też zmarłą – jest zakazana”. Komentatorzy, także polscy, zwracają uwagę, że Konwencja zdaje się rozstrzygać spór o podstawowe wartości w biomedycynie, jaki toczy się między wolnością a godnością, na rzecz tej ostatniej. Na gruncie Konwencji „godność rządzi wolnością, a nie odwrotnie”21, pisze Tadeusz Biesaga. W rzeczy samej potrzeba wyraźnej antropologii wobec zagrożenia, jakie stwarza biotechnologia, wobec zagrożenia komercjalizacji ludzkiego ciała, czy wręcz zagrożenia człowieczeństwa przez ryzyko biotechnokratycznych utopii, znanych przecież z doświadczeń systemów totalitarnych, a mało skutecznych Coraz mniej będzie w prawie miejsca dla tajemnicy godności człowieka – owej niezbędnej wartości dodanej do określenia człowieczeństwa – a coraz więcej „tożsamości i integralności istot ludzkich”. pozwala przypuszczać, że konflikt pryncypiów zapisanych w Konwencji z postępem nauki, na który otwierają ją protokoły dodatkowe, będzie prowadził do zawierania kompromisów trudnych. Zwłaszcza jeśli znajdzie zastosowanie art. 28 Konwencji, w którym „strony uznają, że podstawowe problemy związane Przypisy: 1. Zob. „Times”, 16 marca 2009 r., wydanie internetowe. 2. B. Bryan, Biotechnology, Bioethics and Liberalism: Problematizing Risk, Consent and Law, „Health Law Journal”, vol. 11, 2003, s. 121. 3. Zob. E. Grace, Biotechnology Unzipped, Joseph Henry Press, Washington 1997, s. 2. 4. Zob. R.A. Rettig, The Industrialization of Clinical Research, “Health Affairs”, nr 19, 2000, s. 129. Opressje zagraniczne 205 5. Zob. B. Bryan, dz. cyt., s. 124. 6. Wymiary te przytaczam za B. Bryanem, dz. cyt., ss. 131–132. 7. Zob. G. Himmelfarb, Marriage and Morals among the Victorians, Vintage, New York 1986, s. 92. 8. Zob. N. Lenoir, Universal Declaration on The Human Genome and Human Rights: The First Legal and Ethical Framework at The Global Level, “Columbia Human Rights Law Review”, nr 30, 1998–1999, s. 540. 9. Zob. R.J. Araujo, The Meaning of Person In the Context of Human Embryonic Cloning 206 – Evolving Challenges for the Rule of Law in the International Order, “University of St. Thomas Law Journal”, vol. 1, 2003–2004, s. 51. 10. Orzeczenie z 28 maja 1997 r., K 26/96. 11. Orzeczenie z 30 września 2008 r., K 44/07. 12. Jan XXIII, Encyklika Pacem in terris, nr 9. 13. P. Manent, The City of Man, Princeton University Press, Princeton 1998, s. 135. 14. M. Sczaniecki, Wybór źródeł do historii państwa i prawa w dobie nowożytnej, Liber, Warszawa 1996, s. 225. 15. Zob. M.A. Glendon, A World Made New: Eleanor Roosevelt and the Universal Declaration of Human Rights, Random House, New York 2001. 16. Zob. A. Hawkins, Protecting Human Dignity and Individuality: The Need for Uniformity in International Cloning Regulation, “The Transnational Lawyer”, vol. 14, 2001, s. 243 i n. 17. Zob. m.in. Rekomendacja 779 (1976) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w sprawie praw chorych i umierających; Rekomendacja 818 (1977) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy dotycząca sytuacji osób psychicznie chorych; Rezolucja (78) 29 Komitetu Ministrów Rady Europy dotycząca harmonizacji ustawodawstwa państw członkowskich związanego z pobieraniem i przeszczepianiem ludzkich tkanek i organów; Rekomendacja 934 (1982) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy dotycząca inżynierii genetycznej; Rekomendacja 1046 (1986) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy określająca reguły rządzące wykorzystaniem embrionów i płodów ludzkich w celach diagnostycznych, terapeutycznych, naukowych, przemysłowych i handlowych; Rekomendacja R(90)3 Komitetu Ministrów Rady Europy dotycząca badań medycznych na istotach ludzkich; Rekomendacja R(90)13 Komitetu Ministrów Rady Europy w sprawie prenatalnych genetycznych badań przesiewowych, prenatalnej diagnostyki genetycznej oraz związanego z tym poradnictwa. 18. Zob. T. Biesaga, Europejska Konwencja Bioetyczna, „Medycyna Praktyczna”, nr 11–12, 2006, s. 25. 19. Zob. A. Filipowicz, Opinia z dnia 5 marca 2007 r. dla Biura Analiz Sejmowych, s. 4. 20. Zob. T. Biesaga, dz. cyt., s. 26. 21. Zob. tamże, s. 28. 22. A. Filipowicz, dz. cyt., s. 5. 23. Zob. np. wyrok z 10.04.2007 r. Evans przeciwko Wielkiej Brytanii, skarga 6339/05; wyrok w sprawie Pretty v. the United Kingdom, skarga 2346/02; wyrok w sprawie Odièvre v. France, skarga nr 42326/98. Maciej Dybowski (ur. 1977): doktor nauk prawnych, adiunkt w Katedrze Teorii i Filozofii Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, członek Rady Zarządzającej Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej w Wiedniu (od 2007), współpracownik Rzecznika Praw Obywatelskich, sekretarz redakcji magazynu „Ius et Lex”. Współpracuje z poznańskim Centrum Praw Człowieka INP PAN oraz krakowskim Ośrodkiem Myśli Politycznej. Autor książki Prawa fundamentalne w orzecznictwie ETS (C.H. Beck 2007). Opressje zagraniczne 207