Obejrzyj Folder!!!!
Transkrypt
Obejrzyj Folder!!!!
Karny Obóz Pracy w Jedlni – Podsiczkach 1943–1944 Okres okupacji niemieckiej w Polsce kojarzymy najczęściej z funkcjonowaniem obozów koncentracyjnych i obozów zagłady w Auschwitz i Majdanku, w których okupant w sposób niewolniczy eksploatował Polaków i inne narodowości, jako tanią siłę roboczą dokonując jednocześnie masowej eksterminacji. Rozpowszechnioną formą wykorzystania polskiej siły roboczej w utworzonym przez Niemców Generalnym Gubernatorstwie było też przymusowe wcielanie młodych Polaków, przeważnie w wieku 16–20 lat do Obozów Pracy Służby Budowlanej (Baudienstu), czyli tzw. junaków. Służbę Budowlaną utworzono w maju 1940 r. w dystrykcie krakowskim, a w grudniu w dystrykcie radomskim i lubelskim. Tworzenie takich przymusowych obozów przez okupanta miało też na celu zwiększenie kontroli nad polskim społeczeństwem oraz odciągnięcie młodzieży od organizacji podziemnych i partyzantki. Warunki socjalno-bytowe w obozach Służby Budowlanej były niezwykle ciężkie, toteż młodzi Polacy starali się możliwymi sposobami uniknąć wcielenia do nich. Uchylających się od pracy i zbiegłych z Baudienstu niemieckie władze okupacyjne osadzały w więzieniach oraz w karnych obozach pracy. Bardzo często w odwecie za ucieczkę Niemcy represjonowali rodziny zbiegłych lub całe społeczności, z których wywodzili się uciekinierzy. Jednym z karnych obozów pracy w Generalnym Gubernatorstwie był obóz w Jedlni – Podsiczkach. Usytuowany na nieznacznym obniżeniu terenu na polach między szosą Radom – Kozienice a lasem przylegającym do Kolonki. Obóz zorganizowano w lutym 1943 r. po tym, jak partyzanci z Batalionów Chłopskich, dowodzonych przez słynnego Jana Sońtę „Ośkę” i Władysława Gołąbka „Borynę” rozbili Karny Obóz Pracy w Solcu nad Wisłą (październik 1942 r.) uwalniając 104 junaków. Przeniesiony z Solca obóz okrył się bardzo złą sławą ze względu na warunki bytowe i okrutne traktowanie przebywających w nim młodych Polaków. Junaków pracujących w obozach Baudienstu i innych obozach karnych na terenie GG często straszono przeniesieniem do ciężkiego obozu w Podsiczkach. Dzisiaj trudno odtworzyć stan fizyczny obozu. Zachowały się jedynie miesięczne plany organizacyjne Służby Budowlanej w dystrykcie radomskim. Na ich postawie wiadomo, że junacy z Podsiczek przygotowywali poligon dla wojska pod kierownictwem Wojskowego Urzędu Budownictwa w Radomiu. Dowódcą tego oddziału był inspektor Wilhelm Plomer (lub Promer) zmieniony w czerwcu 1943 r. przez Wegnera, którego od kwietnia 1944 r. zastąpił Giersberg. Obóz oznaczono symbolem S/201 (S – skrót od Sonderlager, 201 – numer głównej placówki Radom – Powiat, której obóz podlegał). Oznaczenie to zmieniono następnie na S/200 i S/203. Informacje o obozie opierają się głównie na relacjach pisanych i ustnych osób więzionych w obozie lub ich rodzin oraz świadków. Obóz zajmował znaczną powierzchnię. Składał się z kilku drewnianych, rzecz jasna – nie ogrzewanych zimą i nie oświetlonych wewnątrz baraków. Ogrodzony drutami kolczastymi (pod napięciem elektrycznym) ciągnącymi się 10 metrów od szosy Radom – Kozienice. Na rogach znajdowały się budki wartownicze obsadzone przez żołnierzy i reflektory umieszczone na wysokich słupach. W obozie przez rok nie zapewniono nawet częściowej opieki medycznej. W 1943 r. wybuchła w nim epidemia tyfusu plamistego i występowały inne ciężkie choroby, m.in. świerzb. Dopiero w lutym 1944 r. lekarz dystryktowy Służby Budowlanej wystarał się o opiekę lekarską dla obozu. Trudno również mówić o jakichkolwiek warunkach sanitarnych. Junacy nie mogli się umyć, nie zmieniali ubrania. W tym samym odzieniu pracowali i spali. Najgorzej znosili zimę, kiedy ściany baraków przemarzały i przemiękały, a oni spali na gołych deskach mając do okrycia tylko koce. Prześladowały ich wszy, pchły i pluskwy. Junaków traktowano nieludzko. Na apelach wieczornych często kopano, bito i poniżano. Zwłaszcza nowo osadzonych wyszydzano, bito po twarzach i przedstawiano jako dezerterów i najgroźniejszych wrogów III Rzeszy. Młodzi ludzie głodowali. Ich racje żywnościowe nawet w części nie pokrywały zapotrzebowania młodego organizmu na kalorie. Zazwyczaj dostawali do jedzenia pół litra „berbeluchy” (woda zasypana mąką, czasami z jakimś warzywem), ok. 10 dkg chleba i kilka parowanych ziemniaków na cały dzień. Tortury fizyczne i psychiczne, niedożywienie, różnego rodzaju choroby, praca fizyczna ponad siły powodowały liczne zgony wśród junaków. Pracowali najczęściej przy wyrębie pobliskiego lasu, przy urządzaniu ogromnego poligonu i lotniska dla Wehrmachtu, budowie dróg, bunkrów i bocznic kolejowych na terenie wokół Siczek. W czasie Ciało junaka zamordowanego podczas ucieczki wyczerpującej pracy przykuwano ich do taczek. Słaniających się z wycieńczenia bito i poganiano. Z pewnością na skutek morderczego wysiłku niejeden z więźniów padł i więcej się nie podniósł. W drodze do roboty i z powrotem prowadzeni byli pod silną eskortą, ze skutymi rękami, a nawet łańcuchami u nóg. Pomimo tego więźniowie próbowali ucieczek poza obozem, które kończyły się zazwyczaj niepowodzeniem. Jeden, nieznany z imienia i nazwiska, pochodzący z Opoczna szesnastoletni junak podjął taką próbę, ale po kilku dniach, zresztą nieprzypadkowo został schwytany. Niemcy skatowali go do nieprzytomności, a następnie zastrzelili na oczach pozostałych więźniów. Według innej relacji: pobitego i skatowanego chłopca zagryzły obozowe psy. Niektórzy, zdesperowani i doprowadzeni do ostateczności rzucali się na druty ogrodzeniowe i zostawali na nich porażeni prądem elektrycznym. Ucieczki z obozu mogły udać się praktycznie tylko przy pomocy wartowników. Obok Niemców służbę wartowniczą sprawowali też Polacy. Kilku z nich, m.in. Jan Broniś (kierownik oddziału wartowniczego) i Wojciech Dzięciołowski – syn leśniczego z Jaśc współpracowali z partyzantką Armii Krajowej. Być może oni umożliwili ucieczkę z obozu niejakiemu Józefowi Słowińskiemu z Kielc, którego Niemcy zamierzali przenieść do obozu zagłady na stracenie za napad na obóz Baudienstu w Kielcach. W obozie pracowały również osoby dobrowolnie. Według niektórych przekazów w kuchni obozowej miała pracować Anna Granatek – siostrzenica ostatniego prezydenta II RP – Ignacego Mościckiego. Z pewnością Niemcy nie wiedzieli kim była. Możliwe też, że współpracowała z miejscową partyzantką podobnie, jak wyżej wymienieni wartownicy. Karny Obóz Pracy w Jedlni – Podsiczkach powiązany był z pobliskim Obozem Szkoleniowo-Wypoczynkowym dla żołnierzy Wehrmachtu w Siczkach. Przebywali w nim oprócz Niemców żołnierze Ostlegionu (Legionu Wschodniego), utworzonego z jeńców radzieckich, którzy zgodzili się na współpracę z Niemcami. Znajdowali się tu więc przedstawiciele różnych republik radzieckich: Ukraińcy, Gruzini, Czeczeńcy, Kałmucy (w sierpniu i wrześniu 1944 r. przeznaczeni też do tłumienia powstania warszawskiego). Wspomnieć należy w tym miejscu o istnieniu w Dąbrowie Kozłowskiej od 1941 r. Obozu Pracy Przymusowej dla Jeńców Radzieckich, którzy odmówili współpracy z Niemcami. W Jedlni – Letnisku z kolei funkcjonował posterunek żandarmerii niemieckiej. Na bardzo małej przestrzeni rozlokowano znaczne siły okupacyjne, dlatego też próby rozbicia Karnego Obozu w Podsiczkach przez partyzantów kończyły się niepowodzeniem. Niemcy zlikwidowali obóz latem 1944 r. w obliczu zbliżającej się ofensywy radzieckiej. Ostatnie ofiary tego miejsca gehenny, to 21 lub 22 junaków (Patrz, Nasza Jedlnia, listopad 2009 s. 4), którzy w lipcu 1944 opuścili nie pilnowany już przez Niemców obóz i udając się w kierunku Jedlni zostali zastrzeleni seriami z karabinów maszynowych prawdopodobnie przez oddział Ostlegionu z Siczek przeznaczony do likwidacji resztek tamtejszego obozu. Są to jednak tylko przypuszczenia. Całkowita liczba zamordowanych i zmarłych na skutek chorób oraz wycieńczenia w Karnym Obozie Pracy w Podsiczkach nie jest dokładnie znana. Ofiary obozu grzebano w zbiorowej mogile na cmentarzu w Jedlni, chociaż początkowo miejsce pochówku znajdowało się prawdopodobnie w pobliżu Brzezin. Po II wojnie światowej przez wiele lat, junacy z Budienstu i Karnych Obozów Pracy traktowani byli jako członkowie formacji paramilitarnej będącej na usługach Wehrmachtu, czy wręcz, jak kolaboranci. Takie bezzasadne i krzywdzące opinie sporadycznie pojawiają się i dzisiaj. Należy jasno powiedzieć, że nie szli tam dobrowolnie, na ochotnika, wręcz unikali tak ciężkiej służby, a przecież gdyby współpracowali z okupantem traktowano by ich o wiele lepiej. Junakom odmawiano pomocy, nie widziano w nich ofiar przymusowej i niewolniczej pracy na rzecz III Rzeszy. Pierwsze organizacje zrzeszające byłych robotników Baudienstu powstały dopiero w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Jedlnia wobec II wojny światowej 1939–1945 Opracował: Michał Wdowski Epizody wojny obronnej 1939 r. w okolicach Jedlni Hitlerowska agresja we wrześniu 1939 r. poprzedzona niemiecko-radzieckim układem Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia rozpoczęła się nocnym nalotem na Wieluń i ostrzałem Westerplatte. Pierwsze wrześniowe dni pamiętnego roku łączymy z bitwą pod Mokrą, obroną Poczty Polskiej w Gdańsku, bitwą nad Bzurą, czy ostatnią wielką bitwą wojny obronnej pod Kockiem, stoczoną przez Samodzielną Grupę Operacyjną „Polesie” ze współdziałającymi wojskami niemieckimi i radzieckimi (armia czerwona zaatakowała Polskę 17 września). Sytuacja wojenna wojsk polskich we wrześniu 1939 r. pogarszała się z dnia na dzień. Czołowe kolumny 10 armii niemieckiej utrzymywały główny kierunek uderzenia przez Piotrków ku Warszawie. Jednocześnie dowództwo niemieckie rozwinęło szerokie natarcie kilku kolumn pancerno-motorowych w kierunku środkowej Wisły. W tej sytuacji polskie Naczelne Dowództwo nakazało odwrót ku Wiśle. W naszym rejonie zasadniczą rolę obronną odgrywały jednostki armii „Prusy” pod dowództwem gen. dywizji S. Dąb-Biernackiego. Nocą z 5 na 6 września na stacji kolejowej w Radomiu wyładowano dowództwo i sztab 3 Dywizji Piechoty, dowództwo 7 pułku piechoty z dwoma batalionami, 2 batalion 8 pułku piechoty. Do Jedlni skierowano dowództwo 3 pułku artylerii lekkiej (pal) z 1 dywizjonem (bez baterii) i szwadron kawalerii dywizyjnej (oddział przysposobienia wojskowego). Wkrótce 1 dywizjon 3 pal został skierowany z Jedlni w rejon Krasnej (obecnie powiat konecki). Obronę Radomia organizował ppłk Zygmunt Andrzejewski. Wieczorem 7 września oddziały obrony wyszły z miasta, w którym pozostał 3 dywizjon pancerny. 8 września rano niemiecka 1 Dywizja Lekka opanowała Radom. nia przez Gielniów, Przysuchę, Plec, a dalej polnymi drogami na północ od Radomia i Jedlni. Według relacji dowódcy, ppłka Wysockiego – pułk maszerował w „bardzo trudnych warunkach po wąskich i pagórkowatych polnych drogach (…). Trójkonne zaprzęgi naszych taczanek, armatek ppanc., jak również rozstęp osi naszych wozów taborowych nie były dostosowane do tego rodzaju dróg. Na dobitek złego drogi te były zatłoczone uciekinierami – przeważnie kobietami z dziećmi”. Pomimo ciężkich warunków marszu, zgrupowanie przekroczyło tor kolejowy Radom – Warszawa o świcie 8 września, zgodnie z rozkazem dowódcy brygady, który podkreślał, że odpowiednio wczesne przekroczenie toru kolejowego uchroni oddział przed okrążeniem przez nieprzyjaciela. Kolumna 4 pułku w odległości około 2 km ominęła Radom i ześrodkowała się w lesie na północny – wschód od miasta. Stanowisko dowodzenia WILBK znajdowało się teraz w głębi lasu przy drodze leśnej prowadzącej z Radomia do Maciejowic, niemal równoległej do szosy Radom – Kozienice. Kawalerzyści przystępowali teraz do działań opóźniających marsz jednostek niemieckich na tej trasie. Gen. Dreszer natomiast przeniósł swoje stanowisko dowodzenia za Wisłę do folwarku Podzamcze na wschód od Maciejowic. Ostatnie dni chwały polskiej kawalerii w kampanii wrześniowej – czyli Wileńska Brygada Kawalerii w rejonie Puszczy Kozienickiej W składzie armii „Prusy” znajdowała się Wileńska Brygada Kawalerii (WILBK), dowodzona przez pułkownika dyplomowanego Konstantego Druckiego-Lubeckiego. Od 6 września działania brygady sprowadzały się do osłaniania odwrotu trzech dywizji piechoty: 13, 19 i 29. W tym celu 7 września płk Drucki-Lubecki przegrupował brygadę do lasów na zachód od Przysuchy i w okolice Opoczna (tu ześrodkował się 4 pułk ułanów zaniemeńskich pod dowództwem podpułkownika Ludomira Wysockiego). Część oddziałów brygady oddalona była od dowództwa i pozostałych sił od 20 do 50 km, co poważnie osłabiało jej siłę uderzeniową. Tego samego dnia gen. Rudolf Dreszer – dowódca Grupy Operacyjnej odwodowej armii „Prusy” polecił dowódcy WILBK przemieścić się najbliższej nocy na północny – wschód od Radomia do lasów Puszczy Kozienickiej z utrzymaniem brzegu lasów na kierunku Radom – Kozienice. Gen. Dreszer spod Przysuchy przyjechał na nowe stanowisko dowodzenia do budynku Nadleśnictwa Jedlnia (przy szosie Radom – Kozienice, w pobliżu dzisiejszej Leśnej Polany „Kieszek”). Stąd wysłał oficera sztabowego w celu odszukania dowództwa armii „Prusy”. Oficer odnalazł w nocy z 7 na 8 września gen. Dąb-Biernackiego przy moście w Puławach. Ten rozkazał Dreszerowi, żeby WILBK wycofywała się na Puławy a nie, jak wcześniej ustalono, na Maciejowice. W tym samym czasie WILBK realizując rozkaz gen. Dreszera 7 września wieczorem rozpoczęła przegrupowanie swych oddziałów w lasy Puszczy Kozienickiej. Główne siły brygady przemieszczały się przez Gielniów, Przysuchę, Plec, Przytyk, Jedlińsk, Zadobrze. 4 pułk ułanów zaniemeńskich, jako prawa kolumna ruszył w bliskiej odległości od głównego zgrupowa- 8 września między godziną 2 a 3 po południu ułani zaniemeńscy przygotowali pierwszą pozycję opóźniania, którą obsadziły dwa szwadrony (2 i 4, dowódcą 2 szwadronu był porucznik Zygmunt Szendzielarz, słynny „Łupaszka” – późniejszy dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK i żołnierz podziemia antykomunistycznego) z trzema armatami przeciwpancernymi. Pozycję pośrednią zorganizował 1 szwadron z jedną armatą ppanc. Natomiast drugą pozycję opóźniania przygotował pluton kolarzy (pododdział kawalerii wyposażony w rowery i odpowiednie uzbrojenie, m.in. ckm, rkm). Po opanowaniu Radomia 8 września, 1 Dywizja Lekka 14 Korpusu Zmotoryzowanego skierowała awangardę (oddział poprzedzający siły główne) szosą w kierunku Kozienic z zadaniem blokady mostu w rejonie Maciejowic. Czoło tej awangardy złożone z plutonu motocyklistów i kilku czołgów około godz. 15 zaatakowało ułanów na pierwszej pozycji opóźniania pod Jedlnią. W trwającej około godziny walce Niemcy stracili motocykl z ręcznym karabinem maszynowym (rkm) i dwa czołgi, i bynajmniej kawalerzyści nie szarżowali z szablami na nieprzyjacielskie czołgi, jak utrzymywała propaganda hitlerowska, a często też po wojnie utrwalano taki obraz rzekomej bezmyślności i całkowitego zacofania polskiej armii. Następnie Niemcy wycofali się za najbliższy zakręt szosy prowadząc ogień z czołgów i próbując oskrzydlać ułanów. Na drugiej pozycji obrony kawalerzyści stawili zaciekły opór niszcząc kolejne trzy czołgi nieprzyjaciela, co skutecznie, przynajmniej na jakiś czas zniechęciło oddział niemiecki, który przed godziną 22 wycofał się. Wcześniej ppłk Wysocki skierował 3 szwadron z plutonem kolarzy do Kozienic z zadaniem zabezpieczenia przemarszu pułku do Nowej Wsi. Ułani zaniemeńscy przegrupowali się następnie przez zbombardowane Kozienice do Nowej Wsi około godz. 1.00 9 września. Kilkugodzinna potyczka 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich z dywizją niemiecką pod Jedlnią okazała się ostatnim zwycięskim starciem Wileńskiej Brygady Kawalerii na zachodnim brzegu Wisły. Po niezbyt fortunnej przeprawie przez Wisłę odtwo- rzono WILBK, której najsilniejszym oddziałem był właśnie 4 Pułk Ułanów Zaniemeńskich. Działając na obszarze Zamojszczyzny, 20 września pułk zdobył Cześniki i brał udział w natarciu na Łabunie koło Komarowa. Brak amunicji i wyczerpanie fizyczne zdecydowały o rozwiązaniu pułku. Znaczna część ułanów zdołała dotrzeć do Wilna, reszta po osiągnięciu Medyki złożyła broń. Walki 31 Pułku Strzelców Kaniowskich 10 dni później na tym terenie miały miejsce ciężkie walki wycofującego się na wschodni brzeg Wisły 31 Pułku Strzelców Kaniowskich (PSK) (wchodzącego w skład 10 Dywizji Piechoty Armii „Łódź”) z nacierającymi zmotoryzowanymi dywizjami Wehrmachtu. 15 września rano 31 PSK skoncentrował się w lesie na zachód od Ryczywołu, 4 km od Wisły. Niemiecka piechota z 46 DP wsparta ogniem artyleryjskim przystąpiła z kierunku Studzianek do natarcia na pozycje polskiego oddziału dowodzonego przez ppłka Wincentego Wnuka. Przez ponad 3 godziny polscy żołnierze utrzymywali broniony obszar. Wieczorem 15 września strzelcy zbliżyli się do lasów Puszczy Kozienickiej. Nazajutrz o świcie pułk ześrodkował się w lesie na wschód od wsi Adamów. Tu rozważano decyzję o możliwości przeprawy przez Wisłę na południe od Kozienic. Sytuacja jednak nie wyglądała dobrze. Utwardzone drogi między miejscowościami kontrolowały niemieckie zmotoryzowane patrole. Pozostawały jeszcze w miarę bezpieczne leśne drogi i ścieżki, którymi oddział dzięki pomocy miejscowego przewodnika – Władysława Adamczyka dotarł do leśniczówki Cztery Kopce (nazwa pochodzi od 4 kopców granicznych usypanych w lesie, gdzie zbiegały się granice posiadłości: brzóskich, ryczywolskich, rządowych i donacyjnych). Stąd przedzierając się przez puszczę ruszył w kierunku Augustowa. Pojawienie się 31 PSK na tyłach nieprzyjaciela – 14 Korpusu Zmotoryzowanego zaskoczyło dowództwo niemieckie. Próbując zniszczyć pułk polskiej piechoty, artyleria niemiecka kilkakrotnie ostrzelała własną piechotę, która atakowała naszych strzelców na odcinku Cztery Kopce – Augustów. Rankiem 17 września polski pułk znalazł się w południowej części Puszczy Kozienickiej. Niemcy wykorzystując rozpoznanie lotnicze przygotowali tym razem silne natarcie z okolic Ursynowa i Marianowa przy wsparciu artylerii. Ściągnęli również dywizję grenadierów pancernych, która atakowała polski oddział od wsi Przejazd. 31 pułk skutecznie powstrzymywał niemieckie uderzenie ponosząc znaczne straty. Tymczasem jego pierwsze jednostki rozpoznawcze doszły już do szosy Radom – Kozienice, którą blokowała 13 zmotoryzowana dywizja piechoty. Na drugą stronę drogi pod osłoną karabinów maszynowych przedarły się dwa bataliony 31 PSK ze sztabem dowodzenia na czele z ppłk Wnukiem. Sytuacja jednostek liczących około 400 żołnierzy (tabory, cała artyleria i batalion osłaniający) pozostających po północnej stronie szosy stawała się z każdą chwilą trudniejsza. Dowództwo nad nimi objął kapitan Kazimierz Skorupski, który wycofał pododdziały na dukt leśny prowadzący do wsi Stanisławice i utworzył ugrupowanie obronne. Cały dzień 18 września żołnierze ci bronili swoich pozycji w głębi lasu, na północny – wschód od starego cmentarza wojennego z I wojny światowej. W walkach pod Augustowem zginęło około 80 żołnierzy, których grzebano w dużym pośpiechu w lesie, w miejscach walk (jeszcze w październiku 1939 miano ekshumować część poległych, a pozostałych po wojnie). O zmierzchu kpt. Skorupski wydał rozkaz wymarszu w kierunku szosy. Niemcy cały czas kontrolowali drogę i kiedy pierwsi strzelcy weszli na szosę otworzyli silny ogień z karabinów maszynowych. Kpt. Skorupski usiłował przeskoczyć szosę, ale w tym momencie został ranny i wzięty do niewoli. Niemcy otaczali grupy maszerujących żołnierzy i brali ich do niewoli. W tym czasie ppłk. Wnukowi z częścią swych żołnierzy, którzy przeszli szosę udało się dotrzeć do Wisły i przeprawić na jej wschodni brzeg. Bitwa pod Augustowem zakończyła kampanię 31 Pułku Strzelców Kaniowskich – jednostki bojowej o wyjątkowej woli walki i odwadze.