300 tysięcy czy milion(y)?
Transkrypt
300 tysięcy czy milion(y)?
Jan Wawrzyńczyk 300 TYSIĘCY CZY MILION(Y)? O stanie zasobów słownictwa polskiego w dniu 31 grudnia 2000 r. Warszawa 2015 Copyright by Jan Wawrzyńczyk, Warszawa 2015 Recenzent: Stanisław Dubisz Wydawca: Mila Hoshi Warszawa 2015 Wyd. I. Obj. 0,6 a.w. Nakł. 20 egz. papierowych + egzemplarz elektroniczny (dostępny w Internecie) 2 Seules les affirmations vérifiées (et pas les assertions non vérifiées ou non vérifiables) contribuent au progrès de la science. Witold Mańczak 3 4 Spis treści Wstęp ........................................................................................................................................ 7 Bogactwo polskiej leksyki w świetle rejestrów słownikowych ................................................ 8 „Grube miliony”, czyli bogactwo polskiej leksyki w świetle zasobów tekstowych ................. 9 Bibliografia ............................................................................................................................. 13 5 6 Wstęp Sprawom i sprawkom, konkretom materii leksykograficznej, omawianym w niniejszej broszurze, poświęciłem już nieco uwagi w kilku swoich wcześniejszych publikacjach. Tu wracam do nich celowo, powtarzając się po trosze autoplagiatowo, ponieważ pewne istotne sądy występujące w literaturze naukowej (i popularnonaukowej), z którymi się od dawna nie zgadzam, są nadzwyczaj trwałe, rozpowszechnione, trudne do wykorzenienia ze świadomości badaczy i niebadaczy, badaczek i niebadaczek, interesujących się (i pseudointeresujących się) zasobami polskiego słownictwa od końca XVIII w. do współczesności. W szczególności chodzi mi tutaj o dzień zamykający wiek XX. W „Poradniku Językowym” − jednym z najważniejszych, najbardziej zasłużonych czasopism polskiej i światowej polonistyki językoznawczej − opublikowana została w roczniku 2014, w zeszycie 6., na jego końcu, dwustronicowa1 notatka pt.: „Życie” wyrazów2. Brak w niej aparatu bibliograficznego i przypisów, co nie jest przecież jej skazą, ponieważ została umieszczona w kąciku felietonowym pisma. Ma charakter ogólnoinformacyjny, to luźna, niemniej − zapewne nie tylko moim zdaniem − nadzwyczaj interesująca wypowiedź, która ze względu na wskazaną wyżej rangę miesięcznika będzie niewątpliwie kształtowała świadomość naukową obecnych (a także, niewykluczone, paru przyszłych) pokoleń polonistek i polonistów. Informacja kwantytatywno-chronologiczna zawarta w notatce S. D. może stać się na długie lata istotnym elementem ich wiedzy o dziejach zasobów leksykalnych polszczyzny. Leksyka to jeden z fundamentalnych składników dziedzictwa kulturalnego i materialnego każdego narodu − jak dzieła sztuki, krajobrazy, wraz z naniesionymi na nie budynkami, budowlami i innymi obiektami (o różnym stopniu trwałości). Leksyka to artefakty. Przyroda nie daje człowiekowi słów, on je wytwarza, wszystkie pokolenia ludzkie są ich producentami, zachowują je w swym dorobku kultury duchowej i materialnej. Zasadne jest zainteresowanie ilością, głębsza refleksja, czy dany język ma bogate słownictwo3. Można zapytać, czy 300 000 S. D. jako pewien próg, hasłownikowy limes, w rozwoju ilościowym polskiej leksyki, na ostatni dzień 2000 r., to liczba wiarygodna. Najwybitniejszy współczesny polski językoznawca, Andrzej Bogusławski, już przed wielu laty wskazywał, że jest ich − jednostek języka („wyrazów i frazeologizmów” S. D.) − 1 Formalnie są to strony 132-134 (pełna jest tylko strona 133). Podpisana inicjałami (S. D.). 3 Poznawanie słownictwa, jego cech ilościowo-jakościowych to ciężka praca, praca na polu kultury. Potrzebni są zapaleni szperacze, ludzie obdarzeni bzikiem lingwistyczno-filologicznym (wyrażenie Juliana Tuwima) do jej wykonywania. Ten szperacki trud zasługuje w pełni na uwznioślenie. Posłużę się w tym celu następującym cytatem z tegoż pisarza − jednego z największych w naszych dziejach miłośników polszczyzny: „Wrócę wkrótce (za kilka miesięcy) do kraju i jak opętany zabiorę się do takiej właśnie pracy, jaką robił Kraszewski: wydobywanie z ukrycia nieznanych skarbów naszej kultury, odkopywanie rzeczy nieznanych lub zapomnianych a pięknych i istotnych.” (Tuwim J. 1979: 87 [fragment listu z 1945 r.]) 2 7 znacznie więcej, mówiąc przy różnych okazjach o grubych milionach. Stykamy się zatem tutaj z bardzo poważną kontrowersją kwantytatywną. Bogactwo polskiej leksyki w świetle rejestrów słownikowych 280 000 wyrazów – taką liczbę podaje Witold Doroszewski w swojej prezentacji Słownika warszawskiego4. Nie ma potrzeby pisać tu, jakie to kategorie jednostek złożyły się na hasłownik ośmiotomowego dzieła Jana Karłowicza, Adama Kryńskiego i Władysława Niedźwiedzkiego, ponieważ w niniejszym bardzo krótkim z założenia przeglądzie idzie jedynie o ilościowe osiągnięcia polskiej leksykografii jednojęzycznej. Drugie miejsce – z liczbą ok. 240 000 wyrazów – zajmuje nie słownik ogólny języka polskiego, lecz specjalne opracowanie leksykograficzne: dwutomowy Indeks alfabetyczny wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich” pod red. Jerzego Reichana (1999). Na s. VI tomu 1. tej pożytecznej edycji sformułowane zostało (zaskakujące) zdanie-samoocena, że ów indeks jest prawdopodobnie największym zbiorem wyrazów polskich. Dość znaczna różnica między liczbą pierwszą a drugą (40 000) nie ma jednak większego znaczenia, ponieważ dotychczasową statystykę wyrazów hasłowych polszczyzny komplikuje znana kwestia oboczności form fonetycznych, akurat w tych dwu publikacjach znajdująca szczególne odzwierciedlenie. Na miejscu trzecim listy najgęstszych siatek haseł polskiego słownictwa ogłoszonych drukiem lokuje się inne cenne dzieło pt.: Wielki słownik ortograficzno-fleksyjny (zob. JanikPłocińska B., Sas M., Turczyn R. 2001). Na s. IV jego okładki umieszczona została informacja, że jest to największy słownik ortograficzny w Polsce – z 182 154 hasłami. Czwarte miejsce należy się pracy Tomasza Karpowicza (z intrygującym podtytułem): Słownik ortograficzny. Rejestr wyrazów występujących w języku polskim (2001). Autor oświadcza na s. III, że zarejestrował ponad 160 000 wyrazów hasłowych. Zatem Słownik języka polskiego pod red. Witolda Doroszewskiego – moja ulubiona lektura źródłowa, od której ponad 20 lat temu zacząłem gromadzenie informacji do przyszłego Słownika bibliograficznego języka polskiego – znajduje się dopiero na miejscu piątym, nie przekroczywszy liczby 130 000 wyrazów. Hasłownik „Doroszewskiego” mógłby być większy, gdyby jego twórcy (1°) wykorzystali w pełni czy w większym stopniu zgromadzoną kartotekę5, wypisane ze źródeł cytaty i (2°) wykorzystali w pełni czy w większym stopniu wszystkie teksty źródłowe poddane ekscerpcji. W tej sferze rządził jednak przypadek. Haseł potencjalnych, czyli pominiętych w ekscerpcji6 wystarczyłoby, żeby powiększyć objętość „Doroszewskiego” do, powiedzmy, 200 000 czy 250 000 haseł. Osobno warto tutaj zaznaczyć, przypomnieć, że sam Witold Doroszewski jest autorem jednego z najważniejszych w historii polskiej leksykografii zdań-sądów: „[...] jedne wyrazy z tekstów się wybiera, inne się pomija. Za to, co w tekście zostało pominięte, słownikarz 4 Doroszewski W. 1954: 42. Liczącą, jak wiadomo, ponad 6,5 miliona maszynopisowych kart cytatowych. Spis źródeł piśmienniczych zawarł ok. 3 200 pozycji. 6 Oraz haseł dostępnych, bo znajdujących się na kartach cytatowych, tyle że nie ujawnionych w kartotece, alfabetycznej przecież, za pomocą nagłówków (por. Wawrzyńczyk J. 2010). Pouczający jest opisany przeze mnie los pary jednostek czarnooprawny − czerwonooprawny (o.c., s. 10); nasuwa on pytanie o możliwe derywaty: brązowooprawny, niebieskooprawny czy jasnocytrynowooprawny itp. To kilkanaście, nawet kilkadziesiąt haseł potencjalnych, niektóre z nich są właściwie hasłami realnymi, choć niesłownikowymi, bo z dokumentacją w e-brudnopisach SBJP. Takiego rodzaju układy potencjalnohasłowe idą w tysiące, może nawet „grube tysiące”, zatem pozostając tylko w kręgu owych 3 200 pozycji wyzyskanych przez twórców „Doroszewskiego”, można powiedzieć bez przesady, że „Doroszewski” potencjalny mógłby łatwo przekroczyć próg dwustutysięczny. 5 8 ponosi odpowiedzialność nie mniejszą niż za to, co zarejestrował [...]” (Doroszewski W. 1962: 181). To są po prostu święte słowa... Dotychczasowe słowniki ogólne języka polskiego są, musiały być selektywne, ograniczające, były i są konstruowane z istotnym założeniem jakościowym, nastawieniem właśnie na polszczyznę ogólną, wspólnoomianową, orientacją na taki czy inny standard zakładany przez autorów czy autora danego dzieła. „Grube miliony”, czyli bogactwo polskiej leksyki w świetle zasobów tekstowych W e-brudnopisach swojego słownika bibliograficznego (Wawrzyńczyk J. 2000-2012), stale uzupełnianych, naliczyłem niedawno ok. 279 000 wyrazów hasłowych, nie frazeologizmów. Wciąż jeszcze, z braku „mocy przerobowych”, nie mam wynotowanych haseł Słownika warszawskiego „hapaksowych”, tj. nieobecnych w siatkach haseł innych podstawowych słowników języka polskiego. Moje e-brudnopisy wykazują też jeszcze nie wszystkie hasła udokumentowe („ufotodokumentowane”) w seriach Depozytorium leksykalne języka polskiego i Fotocytatografia polska. Brak mi także czasu, by zarejestrować wszystkie nazwy własne7 oraz przymiotniki odonomastyczne występujące w słownikach poprawnej polszczyzny i/lub w słownikach ortograficznych. Materiał ten, mam jednak pod − by tak rzec − kontrolą bibliograficzną. Oceniam w związku z tym, że moje rozeznanie rejestratorsko-bibliograficzne obejmuje aktualnie, w styczniu 2015 r., ok. 400 000 wyrazów potencjalnie hasłowych (niefrazeologizmów) okresu od końca wieku XVIII do współczesności. Nadszedł czas, by zerwać z pewną niedobrą tradycją − mówieniem o wielkości zasobów leksykalnych polszczyzny wyłącznie na podstawie danych słownikowych. Leksykograficzne zauroczenie, koncentracja wyłącznie na przyroście słownictwa rejestrowanego w słownikach8 wypacza obraz rozwoju tych zasobów; nie przystaje on do rzeczywistości, rzeczywistości językowej, do faktografii opartej na tekstach, źródłach tekstowych, zwłaszcza tych nie uwzględnionych, niejako przemilczanych9 (niekiedy z powodów cenzuralnych10), w słownikach (od „Lindego” do „Dubisza”). Od 400 000 nie jest daleko do horyzontu półmilionowego − mówię tu nadal o hasłach wyrazach pojedynczych, „jednoakcentowcach”, a nie o hasłach związkach wyrazowych, jak w „Słowniku Dunaja”11. 7 Tu należy przywołać choćby informację: „Słownik nazw miejscowości zawiera dziś około 100.000 nazw” (Dubisz S., Gajda S. (red.) 2001: 167). O znacznie większej liczbie innych jednostek onomastycznych − nazwisk w Polsce współcześnie używanych oraz nazwisk sztucznych, występujących w tekstach literackich i paraliterackich (typu Pierdółkiewicz, Pituliński) już nie wspomnę; wszystkie one występują w tekstach polskich, które powinny być brane, przynajmniej teoretycznie, pod uwagę przez ekscerptorów. 8 Tak w: Walczak B. 2001: 144. 9 A ich liczba jest, myśląc ostrożnie, co najmniej dwukrotnie większa niż liczba źródeł cytatów„Słownika Doroszewskiego”, dzieła czerpiącego najobficiej z zasobów tekstowych nowopolszczyzny (okresu 1773-1967). Zakładać należy w przyszłości konieczność ekscerpcji totalnej, obejmującej wszystkie teksty okresu 1773-2015 (i lat następnych). 10 Skądinąd trudno zapomnieć o zachwycie wyrażonym w 11. tomie „Słownika Doroszewskiego” nad tym, „jak intensywnie rozwijało się słownictwo w historycznym okresie istnienia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” − przy jednoczesnym niemal zerowym zainteresowaniu jego równie przecież intensywnym (o ile nie intensywniejszym) rozwojem w okresie 1918-1939. Tę przemilczaną intensywność odsłonił w niemałej części Piotr Wierzchoń w tomach 11.-40. DLJP. Por. też prace korygujące wiedzę o intensywności rozwoju słownictwa w w. XIX (Wawrzyńczyk J. 2014, 2014a, 2014b). 11 Dunaj B. (red.) 1998. 9 Teksty kryją liczne adiektywne jednowyrazowce odnazwiskowe typu broniewski (< Broniewski), dostojewski (< Dostojewski), konopnicka (< Konopnicka); teksty kryją liczne zdrobnienia, hipokorystyki, zgrubienia itp. emocjonalizmy odnazwiskowe typu Ćwikła (< Ćwiklińska), Kowalsia (< Kowalska), Przybysz (< Przybyszewski); teksty kryją (bardzo12) liczne derywaty apelatywne oparte na funktorach przymiotnikotwórczych typu a-, anty-, bez-, dwu-, de-, gospodarczo-, hiper-, mega-, mono-, nad-, para-, pro-, quasi-, tele-, ultra-, za-; teksty kryją liczne jednosłowne ksenowtrącenia apelatywne (o nazwach własnych jako najpopularniejszych ksenowtrąceniach, ich dziesiątkach tysięcy, już nie wspominając) typu bakufu, homyo, kèrai, miyagè, proswietitielstwo, tansu, zokumyo. Wszystkie te potencjalne hasła są „do wzięcia”, uzasadniają one następną tezę kwantytatywną: o realności przekroczenia progu półmilionowego i wyjściu ku milionowi jako liczbie określającej wielkość hasłownika następcy „Doroszewskiego”13, opartego na ekscerpcji totalnej zasobów tekstowych. Pora na następujące uwagi. W dziejach polskiej leksykografii jednojęzycznej można wyróżnić jej trzy fazy rozwojowe: (1°) najstarszą, najdłuższą, trzymającą się podziału na leksykę i frazeologię − z trzystutysięcznym horyzontem hasłownikowym; (2°) nowszą, z horyzontem okołomilionowym (z marginalizacją podziału na leksykę i frazeologię), zajmującą się ustalaniem i opisem jednostek języka; (3°) najmłodszą, z wizją „grubych milionów” jednostek języka (ale nie pozycji w hasłownikach). W tej ostatniej, bardzo niedoprecyzowanej kwantytatywnie masie pojedyncze wyrazy jako jednostki języka trafiające do hasłowników w słownikach konstruowanych tradycyjnie (por. „Słownik Doroszewskiego” czy „Szymczaka”, a nie „Słownik Dunaja”) stanowią na pewno ułamek, być może, sądzę, nie więcej niż 1%14; reszta to jednostki o statusie podhaseł (a te oczywiście w hasłownikach nie figurują). Fazę (1°) cechuje tradycyjny brak systematyczności, systemowości w opracowywaniu hasłowników, rozmaite luki, nieproporcjonalności, wszelkiego rodzaju niekonsekwencje itp. skazy15.W fazie (2°) systematyczność, systemowość znacznie wzrasta, leksykografowie są znacznie bardziej świadomi jej konieczności, ale wciąż nie jest stuprocentowa16. Faza (3°) powinna być − jako wolna od selekcji haseł, oparta na ekscerpcji totalnej, czyli niecząstkowej, nieselektywnej, zupełnej − całkowicie pozbawiona przypadkowości i niekonsekwencji w konstruowaniu hasłowników. „Grubych milionów” nie uda się rozpoznać i zinwentaryzować szybko, to praca na wiele lat, dla wielu osób. Serie DLJP i FP to skromna inicjatywa, w ramach wszakże aktualnego „dyskursu leksykograficznego”, którego istotnym punktem wyjścia stała się krytyka prac poświęconych neologizmom, realizowanych przez dziesięciolecia pod hasłem „Nowe słownictwo polskie” (por. Smółkowa T. 1976, 2001). 12 W słownikach notowane niekonsekwentnie, chaotycznie, od przypadku do przypadku. „Doroszewski” jest wciąż niedoścignionym wzorem, ponieważ jako jedyny w dziejach polskiej leksykografii precyzyjnie dokumentuje cytatografię, wskazując lokalizację cytatu w źródle co do strony. 14 Leksykografia „grubych milionów” ma bardzo proste założenie: „większość jednostek języka to n i e pojedyncze wyrazy” (Bogusławski A. 1976: 357). 15 Np. Słownik wileński ma hasło czternastolatka i szesnastolatka, ale pominął hasło piętnastolatka (by posłużyć się banalnym przykładem); Słownik warszawski nie ma w hasłowniku pozycji fototerapja, ale odpowiednia informacja semantyczna o tym neologizmie została umieszczona (ukryta) w tymże słowniku w t. 6 w artykule 1. Światło w p. 10. W „Doroszewskim” jest hasło z dywizem prawostronnym hiper-, brak jednak analogicznego antonimicznego hipo-. Itd. 16 Np. Wielki słownik ortograficzno-fleksyjny (Janik-Płocińska B., Sas M., Turczyn R. 2001) raczej powinien mieć np. hasła hipogryfować, ociekacz, otolaryngologiczny (od hasłowników liczących ponad 180 000 pozycji oczekiwać już można pełniejszej prezentacji rodzin słowotwórczych, zwłaszcza przy rzeczownikach pochodnych od nich przymiotników). 13 10 Porażki w dotychczasowych opisach neologizmów (por. Wawrzyńczyk J. 2011) są mocno i od dawna uwikłane w kwestię dezinformacji leksykograficznej. Określam tak pewne zjawisko, sięgające czasów dość już odległych, okresu od wydania ostatniego tomu „Słownika Doroszewskiego” i trwającego aż do dziś, bo do dziś to dzieło żyje, trwa jego recepcja, jego materiał jest nadal intensywnie wyzyskiwany w badaniach naukowych. Otóż w 1. tomie „Doroszewskiego” umieszczona została nader istotna informacja o niepełnej ekscerpcji źródeł, z której to fundamentalnej konstatacji badacze niestety nie wysnuli pryncypialnej logicznej tezy: ekscerpcja cząstkowa nie upoważnia do mówienia o języku w ogóle, o jego całej leksyce. Dane „Doroszewskiego”, jak i wszystkich pozostałych głównych słowników języka polskiego, opartych na ekscerpcji cząstkowej, nie są wystarczające, by mówić, budować hipotezy o całym słownictwie polskim. Na podstawie danych cząstkowych nie należy orzekać, że ten czy inny wyraz jest lub nie jest neologizmem. Tylko ekscerpcja totalna pozwala rozstrzygać poprawnie o statusie neologicznych poszczególnych jednostek. Pisząc o słownictwie zawsze należy uściślać i ostrzegać: piszę o słownictwie „Doroszewskiego” czy „Szymczaka”, a nie o słownictwie języka polskiego jako całości. Dokładniej jeszcze: piszę o słownictwie rozpoznanym, wyselekcjonowanym z większego zbioru przez konkretny zespół autorski czy autora, bo każdy słownik jest określonym zwierciadłem osobowości twórczej − w tym wiedzy profesjonalnej − jego autorów czy autora (śladów tej osobowości nie sposób zatrzeć, zamaskować)17. Tymczasem użytkownicy słowników, także specjaliści językoznawcy, zapominają o tej okoliczności i na podstawie słowników ogólnych języka polskiego, które są przecież zawsze słownikami materiałowo cząstkowymi, konstruują sądy o słownictwie, o języku, o jego rozwoju jako całości. Nie uniknął tego błędu (petitio principii) i sam Witold Doroszewski, który w t. 11 swojego słownika wypowiedział (s. IX) uwagi kwantytatywne o neologizmach (ok. 6 000 zarejestrowanych w tomie suplementowym i ok. 17 000 w tomach zasadniczych) w znamienny sposób, podkreślając że są to wyrazy nieznane żadnemu z dotychczasowych słowników języka polskiego. Jednocześnie liczby te potraktował jako świadectwo (intensywnego) rozwoju polskiego słownictwa jako pewnej całości, okresu PRL. To jest właśnie zauroczenie danymi słownikowymi, a nie danymi języka, czyli całości nadrzędnej. De facto Doroszewski pisze o agnonimach słownikowych (nie używszy tego terminu18). Orzekanie o rozwoju słownictwa, o statusie ‘neologizm’ / ‘nieneologizm’ na podstawie takiego czy innego zbioru agnonimów słownikowych, jeśli słowniki wzięte do kontroli obecności są cząstkowe (a są − od „Lindego” do „Dubisza”), to błąd, to w konsekwencji produkowanie zdań-sądów dezinformujących, nieużytecznych, więcej: szkodliwych. Nadinterpretacja danych gromadzonych w literaturze leksykograficznej jest częstym zjawiskiem, dotyka ona m.in. obszernego akademickiego programu badań neologicznych wspomnianych już wyżej; por. Smółkowa T. 2001, Smółkowa T. (red.) 2013. Nadinterpretacja zdarza się i autorom tekstów lingwistycznych, i ich odbiorcom. Polscy angliści piszący po polsku (z myślą o odbiorze swoich tekstów przez osoby nie znające języka angielskiego) na tematy dotyczące słownictwa i leksykografii od lat upowszechniają informacje o słownikach języka angielskiego, o bogactwie leksyki angielskiej, o tym, że w słownikach angielskich tego słownictwa jest a to 400, a to 600 tysięcy. Liczby te − na tle stosunkowo dobrze znanej wielkości siatki haseł „Słownika Doroszewskiego” − niewątpliwie robią duże wrażenie. Tadeusz Piotrowski: 17 Osobowość autora słownika przejawia się w słowniku definicyjnym najbardziej chyba w jego definicjach. Wprowadzony on został przeze mnie, z rosyjską definicją: „для обозначения потенциальной единицы сводного словника, отсутствующей в словарях заданного списка” (zob. t. 43 serii „Semiosis Lexicographica”, s. 6). 18 11 Do tej pory SŁOWNIK WARSZAWSKI jest największym słownikiem języka polskiego. Zawiera prawdopodobnie ok. 280 000 haseł (dokładnych danych brak) Dla porównania [...] największe słowniki języka angielskiego mają ich ponad 450 000 [....]. (Piotrowski T. 1994: 35) Autor skoncentrował się w swojej pracy na słownikach, nie zajmuje się kwestią stosunku: realne zasoby leksykalne danego języka (udokumentowane w opublikowanych tekstach) a odzwierciedlenie tych zasobów w słownikach (narodowych, gramatycznych itp.). Nie zwraca uwagi swoim czytelniczkom i czytelnikom, nie akcentuje, że pisze wyłącznie o bogactwie leksyki z perspektywy dokumentacyjnosłownikowej. Zestawienie 280 wobec 450 000 powoduje u części (a być może nawet wielu) polskich czytelników, odbiorców literatury leksykograficznej przykre kompleksy, u wielu, tzn. wszystkich tych, którzy utożsamiają − co jest pewną prawidłowością, stałym elementem opinio communis − bogactwo siatek haseł słowników w rodzaju Słownika warszawskiego czy „Słownika Doroszewskiego” z bogactwem leksyki danego języka w ogóle (czyli utrwalonego we wszelkich jego tekstach). Tymczasem rozróżnienie to jest fundamentalne. Leksykografowie języka angielskiego opracowali słownik na 450 000 haseł, Polacy tego nie zrobili − dlaczego, to odrębne, niebzdurne zagadnienie − ale mogliby zrobić, ponieważ tekstowe bogactwo polszczyzny do, powiedzmy, roku 1927 (data ukazania się ostatniego tomu Słownika warszawskiego) czy 1969 (data ukazania się ostatniego tomu „Doroszewskiego”) również przekracza 450 000 haseł. Dezinformacja w leksykografii, w literaturze leksykograficznej bywa mniej lub bardziej jawna, czasem zawoalowana. W Internecie funkcjonuje od pewnego czasu Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego (http://nowewyrazy.uw.edu.pl/literatura.html), poświęcone w zamierzeniu najnowszemu słownictwu polskiemu. Redaktorzy (Mirosław Bańko, Maciej Czeszewski, i Jan Burzyński) umieścili pod zakładką Literatura niewielki wybór prac poświęconych neologizmom. Jest zapewne tak: im mniejszy wybór, tym trudniejsza sztuka wyboru. Ponieważ całe przedsięwzięcie jest firmowane przez najważniejszy polski uniwersytet, regularnie zajmujący pierwsze lub drugie (przemiennie z Uniwersytetem Jagiellońskim) miejsce w najpopularniejszych rankingach szkół wyższych kraju, to w pełni zasadne staje się pytanie, czy ów wybór pod zakładką Literatura19 spełnia jakiekolwiek kryteria, w tym przede wszystkim kryteria naukowości. Otóż nie spełnia jednego z podstawowych jej kryteriów-wymogów, wymogu znajomości aktualnego stanu badań danej dyscypliny, danego zagadnienia („najnowsze słownictwo polskie”), w tym wymogu znajomości literatury krytycznej poświęconej danemu zagadnieniu naukowemu. W przedstawionym wyżej, jak i w innych wypadkach tego rodzaju, nasuwa się wątpliwość: czy to zwykła ignorancja, czy zamierzona manipulacja, świadome pominięcie określonych pozycji literatury przedmiotu − oba zjawiska są niedopuszczalne, nie do przyjęcia w publikacji naukowej, także internetowej, oba nie służą per saldo, tzn. wcześniej czy później,20 podmiotowi dezinformującemu. 19 Przestudiowany przeze mnie 25 I 2015 r. Czy tekst ulegnie zmianie,a jeśli, to jakiej, należałoby sprawdzać co jakiś czas. We wskazanym dniu figurowała tam m.in. praca: Smółkowa T. 2001, której obecność (=aprobata ze strony Autorów) mówi najwięcej o jakości całego wyboru. 20 Nie służąc, szkodzą. Jak mawiają Rosjanie, что написано пером, того не вырубишь топором (nawet jeśli coś zostało przez kogoś napisane w Internecie, to ktoś inny teksty internetowe kopiuje, archiwizuje itp., w końcu nic w przyrodzie nie ginie). 12 Bibliografia Bogusławski, A. 1976. O zasadach rejestracji jednostek języka, [w:] „Poradnik Językowy” 1976, 8. DLJP. [Autorzy różni, 2010-2015] Depozytorium leksykalne języka polskiego. T. 1-43, Warszawa. Doroszewski, W. 1954. Z zagadnień leksykografii polskiej, Warszawa. Doroszewski, W. 1962. Studia i szkice językoznawcze, Warszawa. Doroszewski, W. (red.) 1958-1969. Słownik języka polskiego. T. 1-11, Warszawa. Dubisz, S. (red.) 2003. Uniwersalny słownik języka polskiego. T. 1-6, Warszawa. Dubisz, S., Gajda, S. (red.) 2001. Polszczyzna XX wieku. Ewolucja i perspektywy rozwoju, Warszawa. Dunaj, B. (red.) 1998. Słownik współczesnego języka polskiego. T. 1-2, [wyd. popraw. i uzup.], Warszawa 1998. FP. Wawrzyńczyk, J. 2014-2015. Fotocytatografia polska. Koniec XVIII − początek XXI w. Cz. 1-3, Warszawa. Janik-Płocińska, B., Sas, M., Turczyn, R. 2001. Wielki słownik ortograficzno-fleksyjny, Warszawa. Karłowicz, J., Kryński, A. A., Niedźwiedzki, W. (red.) 1900-1927. Słownik języka polskiego. T. 1-8, Warszawa [=Słownik warszawski]. Karpowicz, T. 2001. Słownik ortograficzny. Rejestr wyrazów występujących w języku polskim, Warszawa 2001. Lewicki, A. M. 2009. Studia z polskiej frazeologii, Łask. Mańczak, W., Wawrzyńczyk, J. (red.) 2009. Prawda–prawdy–mity–fałsze w językoznawstwie, Warszawa. Piotrowski, T. 1994. Z zagadnień leksykografii, Warszawa. Reichan, J. (red.) 1999. Indeks alfabetyczny wyrazów z kartoteki „Słownika gwar polskich”. T. 1-2, Kraków. SBJP. Wawrzyńczyk, J. 2000-2012. Słownik bibliograficzny języka polskiego. Wersja przedelektroniczna. T. 1-10, Warszawa. Smółkowa, T. 1976. Nowe słownictwo polskie. Badania rzeczowników, Wrocław. Smółkowa, T. 2001. Neologizmy we współczesnej leksyce polskiej, Kraków. Smółkowa, T. (red.) 2013. Nowe słownictwo polskie. Materiały z prasy lat 2001-2005. Cz. III: K-M, Kraków. Szymczak, M. (red.) 1978-1981. Słownik języka polskiego. T. 1-3, Warszawa. Tuwim, J. 1979. Listy do przyjaciół-pisarzy, Warszawa. Walczak, B. 2001. Rozwój zasobu leksykalnego polszczyzny w XX wieku, [w:] Dubisz S., Gajda S. (red.) 2001. Polszczyzna XX wieku. Ewolucja i perspektywy rozwoju, Warszawa. Wawrz yńcz yk, J. 1989. Nad Słownikiem języka polskiego 1958-1969, Toruń. Wawrz yńcz yk, J. 2002. Michała Arcta Słownik ortograficzny z 1936 roku jako rejestr wyrazów występujących w języku polskim, [w:] „Semiosis Lexicographica”, vol. 10. Wawrz yńcz yk, J. 2009. Autosuplement do Słownika warszawskiego, Poznań. Wawrz yńcz yk, J. 2010. Inny „Doroszewski”, Łask. Wawrz yńcz yk, J. 2011. Słownictwo nowopolskie. Redatacje, Warszawa. Wawrz yńcz yk, J. 2014. Dziewiętnastowieczne słownictwo polskie w perspektywie fotoleksykograficznej, Łódź. 13 Wawrz yńcz yk, J. 2014a. Fotocytatografia polska. Wiek XIX w Słowniku warszawskim (1. lista suplementowa), Łódź. Wawrz yńcz yk, J. 2014b. Fotocytatografia polska. Wiek XIX w Słowniku warszawskim (2. lista suplementowa), Łódź. Wawrz yńcz yk, J. (red.) 2009. Czterdzieści lat minęło... nad „Słownikiem Doroszewskiego”, Warszawa. Wierzchoń, P. 2003. Z cudzysłowów do poczekalni leksykograficznej, Warszawa. Wierzchoń, P. 2008. ANTI, Poznań. Wierzchoń, P. 2008a. Fotodokumentacja, chronologizacja, emendacja. Teoria i praktyka weryfikacji materiału leksykalnego w badaniach lingwistycznych, Poznań. Wierzchoń, P. 2008b. Jaskółki przejawów internacjonalizacji w słowotwórstwie współczesnej polszczyzny w materiałach z lat 1894-1984. Tylko sto przykładów, Łask. Wierzchoń, P. 2008c. KOTUŚ. „Verba polona abscondita...” (w fotodokumentacji). Szkic lingwochronologizacyjny. Centuria pierwsza, Poznań. Wierzchoń, P. 2009. Jak prawdy fotodokumentacyjnie szukano i co znaleziono (w materiałach prasowych okresu 1839-1939), [w:] Mańczak W., Wawrzyńczyk J. (red.) 2009. Wierzchoń, P 2009a. 444 przysłówki z tekstów okresu 1900−1939 nieobecne w Słowniku języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego. Fotosuplement (etiuda letnia), [w:] Wawrzyńczyk J. (red.) 2009. Wierzchoń, P. 2009b. Dlaczego fotodokumentacja? Dlaczego chronologizacja? Dlaczego emendacja? Instalacja gazowa, parking podziemny i „odległość niezerowa”, Poznań. Zdanowicz, A. et al. 1861. Słownik języka polskiego. Cz. I-II, Wilno [=Słownik wileński]. 14