Rodzina katolicka
Transkrypt
Rodzina katolicka
Rodzina katolicka - O predestynacji wtorek, 20 października 2009 11:25 Czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty. Dobrego i karczma nie zepsuje, złego i kościół nie naprawi. Te aforyzmy, każdy na swój sposób, skłaniają się ku teorii predestynacji. Według niej, kto jest przeznaczony do zbawienia, to będzie zbawiony, żeby tam nie wiem co, a jak ktoś jest przeznaczony do potępienia, to nie uchroni go przez nim żadna siła. Od czego zależy kto do czego jest przeznaczony – tego, ma się rozumieć, nie wiem. Niektórzy próbowali wyjaśniać to sobie przy pomocy anegdotki o Wojtku, któremu nic w życiu nie wychodziło, chociaż wszyscy przyznawali, że starał się, jak tylko mógł. Kiedy zdesperowany zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie do samego Pana Boga, z Nieba rozległ się głos: nie lubię cię, Wojtek! Wielu ludzi teorię predestynacji odrzuca mniej więcej z tego samego powodu, dla którego przewielebny ksiądz profesor Wacław Hryniewicz powątpiewa w istnienie piekła, a w każdym razie przypuszcza, że jeśli piekło w ogóle istnieje, to prawdopodobnie jest puste. Jak z tym wszystkim jest naprawdę – w swoim czasie się dowiemy, co będzie musiało być szczególnie kłopotliwe dla ateistów i tak zwanych wolnomyślicieli, którzy utrzymują, że Boga nie ma. Ludzie religijni nie ryzykują niczego, bo jeśli Boga nie ma, to nie ma też i życia pozagrobowego, więc żadnej kompromitacji już nie doświadczą, w odróżnieniu od ateistów i tak zwanych wolnomyślicieli, którzy – jeśli Bóg jednak jest – ze wstydu sami pewnie uciekną do piekła, gdzie diabły na takich mądrali tylko czekają i taki dadzą im ruski miesiąc, ach, co ja mówię: miesiąc! Całą ruską wieczność – i przez cały czas będzie bolało, bo w piekle – jak to w piekle – żadnych środków znieczulających przecież nie ma, bo i skąd? Czyż w takim razie nie byłoby rozsądniej zawczasu zaopatrzyć się w takie specyfiki, zamiast organizować marsze? Inna rzecz, że oczekiwanie od ateistów rozsądku też specjalnie rozsądne nie jest, bo na przykład uważają oni, że trzeba postępować moralnie, chociaż, prawdę mówiąc nie bardzo wiadomo właściwie dlaczego. W przypadku ludzi religijnych sprawa jest jasna, bo tak każe Bóg, więc jeśli już nie ze względu na miłość i szacunek dla Niego, a także – na przekonanie, że On, ponieważ wie wszystko, to wie też najlepiej, co dobre, a ostatecznie - przynajmniej ze strachu przed Jego gniewem. No a w przypadku ateistów? Dlaczego właściwie nie rabować bliźniego swego, nie molestować dzieci, a zwłaszcza kobiet dojrzałych i zamężnych, nie mordować niewygodnych osób, bez względu na to, czy są zygotami zwyczajnymi, czy już odpowiednio wyrośniętymi, jak np. pani Wanda Nowicka, nie łamać uroczystych przysiąg - jak właśnie uczynił to pan prezydent Lech Kaczyński, podpisując traktat lizboński – i tak dalej? Brak konsekwencji aż bije w oczy, bo uprzejmie nie dopuszczam myśli, że ateiści powstrzymują się przed tymi swawolami ze strachu przed turmą i katowskim toporem. W tej sytuacji nic, tylko trzeba przyjąć, że zwyczajnie pasożytują oni na moralności chrześcijańskiej. A ładnie to tak? W przypadku tak zwanych wolnomyślicieli nawet takiej pewności nie ma, bo pamiętam, jak za komuny posłusznie myśleli za każdym razem tak, jak na określonym etapie nakazywała partia. 1/2 Rodzina katolicka - O predestynacji wtorek, 20 października 2009 11:25 Weźmy takiego profesora Woleńskiego, który tak naprawdę nazywa się Hetrich. Za pierwszej komuny działał w stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, a jak tylko zmienił się etap, to zaraz zapisał się do żydowskiego Zakonu Synów Przymierza. Jakiego znów przymierza? A jakiegoż by, jeśli nie tego, które Bóg miał zawrzeć z protoplastą narodu żydowskiego Abrahamem? Ale skoro zawarł przymierze, na pamiątkę którego Żydzi jeszcze dzisiaj grupują się w zakonach różnych „synów”, to chyba jest, no nie? W przeciwny razie musielibyśmy przyjąć, że ten cały Abraham musiał mieć jakieś halucynacje, że był, jak to mówią, ein myszygene Kopf. Więc jak na ateistę i wolnomyśliciela, to niezła wolta. No, ale jak jest rozkaz robić wolty, to trudno, ale z drugiej strony, czyż w tej sytuacji można tych wszystkich „wolnomyślicieli” traktować serio? Nie ma żadnego powodu, zwłaszcza, że i hasłem marszu była walka z dyskryminacją. Najwyraźniej ateiści pozazdrościli feministkom i tylko patrzeć, jak oni też zażądają parytetu na publicznych posadach. Jeśli tak, to po co ten „ateizm”? Mogli od razu powiedzieć, że chcą też sobie wypić i zakąsić na koszt podatnika. Co tu ma do rzeczy Pan Bóg? Pan Bóg nie ma tu nic do rzeczy i szczerze mówiąc, miałem pisać o panu prezydencie, który podpisując traktat lizboński zdegradował się do roli jakiegoś namiestnika Józefa Barosso, a któremu nawet jego własne pióro przeciwko temu się zbuntowało, chociaż powszechnie się uważa, że przedmioty martwe nie mają rozumu. Okazuje się, że to wcale nie musi być prawda, że mogą mieć go więcej od niektórych ludzi, zwłaszcza, że podpisaniu traktatu lizbońskiego towarzyszyły jeszcze inne znaki. Na przykład zaprzyjaźniony ksiądz poinformował mnie, że w wigilię tego pamiętnego szabasu, w kalendarzu liturgicznym było wspomnienie bł. Wincentego Kadłubka, który w XII wieku, na polecenie Kazimierza Sprawiedliwego spisał pierwszą historię państwa polskiego. Nie słychać, by musiał pożyczać pióra od fagasa, więc chyba mu się nie buntowało. Od razu widać, że pióra swój rozum jednak mają, tymczasem pan prezydent swoim podpisem zapoczątkował proces, który historię państwa polskiego może zakończyć, więc w gruncie rzeczy nie ma o czym pisać – chyba, że o tym, iż czcicieli pana prezydenta na pewno to nie zniechęci. Żeby tam nie wiem co jeszcze zrobił - zawsze będą uważali go za płomiennego obrońcę polskiego interesu narodowego, pewnie na zasadzie, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty - co, mimo wszystko, na teorię predestynacji nakazuje spojrzeć z większym zrozumieniem. Stanisław Michalkiewicz Źródło: Stanisław Michalkiewicz - strona autorska 2/2