aleja niepodległości
Transkrypt
aleja niepodległości
K R Z Y S Z T OF V A RG A A L E J A NIE P ODL E G Ł O Ś C I t en m g l fra tek.p y r ow ka rm.bez a D ww w t en m g l fra tek.p y r ow ka rm.bez a D ww w Krzysztof Varga Aleja Niepodległości t en m g l fra tek.p y r ow ka rm.bez a D ww w Projekt okładki AGNIESZKA PASIERSKA / PRACOWNIA PAPIERÓWKA Copyright by KRZYSZTOF VARGA, 2010 Redakcja Magdalena Budzińska Korekta Magdalena Kędzierska / d2d.pl, t en Magorzata Poździk / d2d.pl m g .pl Skład Magorzata fraPoździk / d2d.pl tek techniczna y r Projekt typograficzny, w karedakcja o ROBERT rm bezOLEŚ / d2d.pl Daww. wISBN 978-83-7536-324-1 CENA: 23,90 zł Umarła już moja młodość zła, haniebna, i wchodzi‑ łem w wiek męski. Im starszy byłem latami, tym się stawałem wstrętniejszy przez dobrowolne przyjmo‑ wanie urojeń. Święty Augustyn, Wyznania t (tłum. Zygmunt en Kubiak) m l ragek.p f y t ow zkar m r e Daww.b w t en m g l fra tek.p y r ow ka rm.bez a D ww w 1 Kiedy boeing 767 Polskich Linii Lotniczych LOT eksplodo‑ wał w powietrzu nad Atlantykiem, Krystian Apostata był już kompletnie pijany. A właściwie można by powiedzieć tak: był totalnie najebany oraz nawalony w trzy dupy, nagwizda‑ ny, nastukany, a wręcz napierdolony. Stan, t w którym znajdo‑ en kumulował w sobie m wał się tuż przed wybuchem samolotu, ag k.pl frupojenia e wszystkie wulgarne określenia alkoholowego, na y w kart o z m jakie jest się w stanieazdobyć mało w sumie pomysłowy ję‑ r .be D w zyk polski. Język, który ww– tylko dlatego że był jego językiem ojczystym – nie śmieszył go do łez ani nie wprawiał w zaże‑ nowanie. Język, który wzbudzał nieufność słuchaczy, ilekroć usiłował wspiąć się na wyżyny swych niewielkich możliwo‑ ści, starając się wyemancypować z chłopsko‑robotniczych korzeni i nieśmiało poszerzać swój zasób leksykalny. Język odziedziczony po drobnych cwaniaczkach i wielkich poe‑ tach, którego nigdy nie było stać na stworzenie subjęzyka erotycznego i który w związku z tym musiał się zadowalać niewielkim zbiorem niewyszukanych świntuszeń, a ludzkie stany emocjonalne podsumowywał właściwie dwoma okre‑ śleniami: „zajebiście” oraz „przejebane”. Krystian Apostata był niewolnikiem także tego języ‑ ka, teraz zupełnie bezwładnego, który zwisał mu z ust na odobieństwo psiego jęzora, gdy zwierzę dyszy po bie‑ p gu. Gdyby eksplozja boeinga została poprzedzona krót‑ ką informacją nadaną przez głośniki: „Szanowni państwo, z największą przykrością informujemy, że nasz samolot za chwilę eksploduje i wszyscy państwo zginą”, język Krystia‑ na byłby z pewnością w stanie powiedzieć jedynie: „O, ja pierdolę, ale przejebane!”. Tymczasem jednak Krystian milczał, co zawsze wycho‑ dziło mu lepiej niż mówienie, jak zresztą większości użyt‑ kownikom języka polskiego. Kiedy milczeli, potrafili być piękni, wzniośli i szlachetni, gdy zaczynali mówić – natych‑ miast brzydli i karleli. Ich twarze przechodziły zastanawia‑ jącą metamorfozę, znikała z nich wszelka intrygująca ta‑ jemniczość, mięśnie się napinały, oczy wybałuszały, przez policzki przebiegały skurcze, i mimo że mówili, ich usta sprawiały wrażenie sparaliżowanych.nKrystian zbyt wiele t e zacząć wreszcie do‑ m głupot nagadał w swoim życiu, by nie g .pl frawięc ek ceniać potęgi milczenia. Teraz y r w ka t także milczał, mając o z w dodatku świadomość, bejest pijany i każda wypowiedź arm .że D w dłuższa niż równoważnik ww zdania mogłaby go ośmieszyć. Oczywiście wiedział, że nawet jeśli zostanie zdemaskowa‑ ny jako ubzdryngolony pasażer, to – póki nie rozrabia – nic mu nie grozi. A Krystian nie rozrabiał po pijanemu, i tym różnił się od większości użytkowników języka polskiego. Nie żądał, nie groził, nie rwał się do bójki i zawsze zacho‑ wywał świadomość swojego upojenia. Po prostu strasznie bał się latać i alkohol miał ten lęk zagłuszyć. Jak się okazało, jego lęk był uzasadniony: Krystian Apostata zginął w kata‑ strofie lotniczej. I nic tu nie pomogą znane i często przyta‑ czane statystyki, dowodzące, że samolot jest najbezpiecz‑ niejszym środkiem lokomocji, że przecież w ciągu tygodnia więcej ludzi ginie w wypadkach samochodowych niż w cią‑ gu roku w katastrofach lotniczych i że taka tragedia zdarza się raz na kilka tysięcy startów i lądowań. To wszystko było teraz na nic – boeing 767 z Krystianem Apostatą na pokła‑ dzie rozleciał się w powietrzu na więcej kawałków niż ginie rocznie ludzi w wypadkach samochodowych i samolotów startuje i ląduje na Okęciu. Stało się to jakoś w jednej trzeciej drogi do Ameryki, może nawet w połowie, ale niezależnie od tych ułamko‑ wych różnic, wszędzie w dole była woda, nieskończoność wody, i w niej kończyło się właśnie średniej długości życie Krystiana Apostaty. Życie, które – gdyby miał czas je pod‑ sumować – musiałby uznać za nieudane, pełne rozczaro‑ wań i niepokojów, przygniatająco dominujących nad krót‑ kimi chwilami epifanii, tymi dziwnymi momentami olśnień i zachwytów, które przemijały gwałtownie, pozostawiając po sobie jedynie niesmak i zawstydzenie. Miał po nich tylko moralnego kaca, że oto znów, jak naiwne t dziecko, dał się na‑ en kolorowego opa‑ brać na starą reklamową sztuczkę,gm napfałsz a k. l frszelestem e kowania, które pod błyskiem i kryje wielką pust‑ y w kart o z m kę. Rozczarowania przyjmował z coraz większym spokojem ar w.be D i zrozumieniem; nauczył ww się niczego od życia nie oczeki‑ wać, dzięki czemu to życie jakoś się uspokoiło, i z nerwo‑ wej szarpaniny czasów młodości zamieniło w uporczywe trwanie wieku dojrzałego. Swoista mądrość, którą posiadł (zamiast posiadania kobiet, pieniędzy i sukcesów), podpo‑ wiadała mu, że i tak wszystko, na co się zamierzy, skończy się klęską, nawet jeśli będzie to pozorne zwycięstwo. Zanim doszło do eksplozji, Krystian nie zrobił jednak księgowego rachunku swojego życia, zabrakło mu na to na‑ wet nie tyle czasu, ile świadomości, że oto nadchodzi mo‑ ment, kiedy takiego podsumowania należy dokonać. Czasu wystarczyło mu jedynie na to, by urżnąć się solidnie na pokładzie samolotu, chociaż kiedy umierał, nie było już żadnego pokładu. Poza tym i tak niewiele mu już było trzeba do bycia tru‑ pem; jak zawsze, bo przez całe życie zadowalał się własną wersją minimalizmu osobistego copyrightu. Równie nie‑ wiele trzeba mu było do tej koniecznej namiastki szczęś‑ cia, ułatwiającej czasami wygrzebanie się z kupy stęchłych jesiennych liści, w której tkwił po szyję – zapach kwitną‑ cych wiosną ogródków działkowych imienia Obrońców Pokoju, schodzące z nieba słońce kładące się na fasadach domów przy ulicy Wiktorskiej, popołudniowa jesienno ‑zimowa drzemka między nadciągającym wcześnie zmro‑ kiem a prawdziwą ciemnością. Niewiele mu też było trzeba do osiągnięcia pozorów miłości – ulotny zapach szyi dwu‑ dziestoletniej dziewczyny stojącej obok w tramwaju, wspól‑ ne śniadanie w niedzielne przedpołudnie. To wszystko było jednak dawno, bo od długich miesięcy nie czuł prawie żad‑ nych zapachów, tramwajami jeździł coraz t rzadziej, a jeśli en m już, to z pochyloną głową i oczami wbitymi w podłogę wa‑ ag k.pl r f e gonu, zaś mało wyszukane – ograniczające się yśniadania art ow zkparówek m zazwyczaj do jajecznicy albo – jadał przeważnie ar w.be D sam. Ze zmysłowych wwrozkoszy pozostały popołudniowe drzemki, które rozciągnęły się w pewnym momencie poza jesienno‑zimowe miesiące. Krystian sypiał już także wiosną i latem, jakby chciał przespać swoje życie. Kiedy drzemka się przedłużała i budził się pod wieczór ze świadomością, że będzie mu teraz trudno zasnąć w nocy, szedł do skle‑ pu po wino albo wyciągał je z szafki w kuchni, gdzie groma‑ dził odpowiednie zapasy. Bo Krystian Apostata pił nie tylko przed wejściem na pokład samolotu. Pił właściwie codzien‑ nie, a owe popołudniowe drzemki wynikały często nie ze zmęczenia czy zbyt obfitego obiadu, ale z tego, że miał już w sobie butelkę wina, a czasami dwie. Niewiele mu też trze‑ ba było do sytości – średnio ostry kebab kupiony w barze „Efez” na rogu Odyńca i alei Niepodległości, podsmażony 10