Emocje — a czasami także zła wola — często utrudniają myślenie a
Transkrypt
Emocje — a czasami także zła wola — często utrudniają myślenie a
Emocje — a czasami także zła wola — często utrudniają myślenie a na pewno nie ułatwiają widzenia problemu w jego całej złożoności. Taka refleksja towarzyszyła mi i innym redaktorom „Łowca Polskiego", kiedy obserwowaliśmy reakcję wielu kolegów myśliwych na nowelizację ustawy o ochronie zwierząt, notabene podpisaną już przez Prezydenta Rzeczypospolitej. W wielu rozmowach prywatnych, a także w dyskusjach na portalach internetowych, sprawa nowych uregulowań w kwestii odstrzału zwierząt — takich na przykład, jak zagrażające innej zwierzynie psy czy koty — zdominowana została przez lament tych, którzy „wyczytali", że teraz „wszystko jest zabronione". Na jednym z portali wręcz zaatakowano mnie osobiście, zarzucając, że okłamałem myśliwych, pisząc; że takie odstrzały będą jednak możliwe. Podpierały ten nieprawdziwy zarzut cytaty z wprowadzonych w ustawie o ochronie zwierząt zmian, wskazywane jednak wybiórczo i chyba bardziej w złej woli niż spontanicznej emocji. Ze spokojem — i bez niepotrzebnych emocji — oświadczam zatem raz jeszcze: wbrew tezom osób słabych duchem lub tych, którzy pod płaszczykiem dbania o interesy łowieckie po prostu uprawiają politykę, obowiązujące po nowelizacji, a wchodzące w życie z początkiem 2012 roku prawo, nie zabrania bynajmniej odstrzału niebezpiecznych psów czy kotów, zagrażających zwierzynie w łowisku. Choć istotnie, ustawodawca usunął z ustawy o ochronie zwierzyny punkt bezpośrednio wskazujący na zdziczałe psy i koty, jako zwierzęta, których Odstrzał w określonych sytuacjach był dozwolony, to równocześnie pracujący nad nowelizacją posłowie — m.in. Henryk Siedlaczek, Władysław Szkop i Tomasz Kulesza — przekonali resztę posłów do wprowadzenia innego paragrafu, który daje nam taką możliwość. Pozwólcie, drodzy Czytelnicy, że wprost zacytuję art. 6 ust., 1 pkt. 5 znowelizowanej ustawy, który stwierdza: „Zabrania się zabijania zwierząt, z wyjątkiem: (...) usuwania osobników bezpośrednio zagrażających ludziom lub innym zwierzętom, jeśli nie jest możliwy inny sposób usunięcia zagrożenia". Niedowiarkowie i malkontenci będą oczywiście narzekać, że przepis jest, jak to się mówi w żargonie legislatorów, nieostry. I rzeczy- wiście, zapewne lepiej byłoby sformułować zacytowany paragraf bardziej jednoznacznie, ale — przypomnę — w wypadku i tej, i tysięcy innych ustaw dopowiadają je kompetentni ministrowie, m.in. poprzez rozporządzenia lub oficjalne interpretacje. W tej konkretnej sytuacji trudno o interpretację art. 6 ustawy po świeżej przecież nowelizacji, ale — znowu przypomnę — jeszcze przed nowelizacją owo pojęcie „zagrożenia" — wtedy odnoszące się do zagrożenia dla zwierzyny ze strony, jak to formułowano expressis verbis, zdziczałych psów i kotów — też budziło wątpliwości i dlatego Rzecznik Praw Obywatelskich oficjalnie wystąpił o doprecyzowanie tego terminu do Ministra Środowiska. Ten w odpowiedzi napisał jasno i klarownie, że: Pojęcie zagrożenia (...) oznacza potencjalne niebezpieczeństwo dla zwierząt dziko żyjących. Jest to zagrożenie istniejące permanentnie i mogące przerodzić się w konkretne, zindywidualizowane niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia zwierząt występujących w obwodzie łowieckim". Dalej Minister Środowiska napisał, że używając słowa „zagrożenie", ustawodawca nie zawęził go do sytuacji, w których doszło już do ataku zdziczałego psa lub kota na zwierzę łowne bądź inne dziko żyjące. Wystarczy — stwierdził —„sama hipotetyczna możliwość takiego ataku bądź wytworzenia innego rodzaju zagrożenia (np. płoszenia) przez zdziczałe zwierzę, aby — przy założeniu, że spełnione są pozostałe warunki — legalnie dokonać jego odstrzału". Ta interpretacja, póki nie ma innej wykładni tej kwestii ze strony Ministra Środowiska, jest obowiązująca i daje nam prawo reakcji, dużo szersze niż w przepisie sprzed nowelizacji, nie ogranicza, bowiem nas w tym zakresie jedynie do zdziczałych zwierząt zagrażających zwierzynie. Nie zmienia to faktu, — o czym także pisałem już miesiąc temu, że ze względu na drażliwość odbierania tej kwestii przez znaczną część opinii publicznej powinniśmy być i— mam nadzieję — będziemy bardzo ostrożni w korzystania z tego prawa. Po nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt możemy, jako myśliwi, nie mniej, a więcej. Nowe przepisy, w art. 11 ustawy, nakładają na gminy OBOWIĄZEK corocznego sporządzania programów opieki nad zwierzętami bezdomnymi, a projekty takich programów muszą być przedstawiane do zaopiniowania m.in. — cytuję ust. 7 pkt. 3 tego artykułu: „dzierżawcom lub zarządcom obwodów łowieckich, działającym na obszarze gminy". Będziemy, więc mieli głos w sprawie rozwiązania problemu psów i kotów. To ważne, bo same odstrzały, które stosujemy od wielu lat, ani nie rozwiązały problemu, ani nie pomagają nam w kontaktach z lokalnymi społecznościami, prowokując często konflikty, a nawet owocując procesami sądowymi. Wykorzystajmy więc mądrze nowe uprawnienia. I choć trudno założyć, że zagrożenie czynione ze strony bezdomnych zwierząt da się teraz szybko zlikwidować, to z czasem — przy skoordynowaniu rozmaitych kroków, gdzie odstrzał będzie tylko jednym z elementów działania — będziemy bliżej celu, jakim jest dla nas ochrona dziko żyjącej zwierzyny w naszych łowiskach. Paweł Gdula, redaktor naczelny