Z dumą reprezentują Kompanię

Transkrypt

Z dumą reprezentują Kompanię
Z dumą reprezentują Kompanię
Utworzono: czwartek, 10 maja 2012
Wyobrażacie sobie Państwo, że można przebiec 100 km w niecałe 10 godzin? Dla maratończyków, reprezentujących Kompanię
Węglową na ogólnopolskich imprezach sportowych, nie ma w tej informacji nic szokującego.
Wśród uczestników biegu podziemnego w kopalni soli w Bochni wypatrzeć można zawodników z logo Kompanii Węglowej na
koszulkach. Fot.: archiwum domowe
Nie dalej niż w marcu br. stratowali w VII Dwunastogodzinnym Podziemnym Biegu Sztafetowym w kopalni soli w Bochni, a już na
początku września zespół, w nieco innym składzie, reprezentować będzie górniczą spółkę podczas Festiwalu Biegowego, który jest
imprezą towarzyszącą Forum Ekonomicznemu w Krynicy.
– Na Festiwal Biegowy złożą się trzy biegi: Bieg 7 Dolin, ultramaraton o długości 100 kilometrów i dwa biegi krótsze – na 66 i 33
kilometry. Reprezentacja Kompanii weźmie udział w tym ostatnim – wyjaśnia jeden z biegaczy, Dariusz Tatara z Centrali KW.
Mój rozmówca przekonuje, że członkiem zespołu wartym opisania nie jest on sam, lecz jego kolega – Artur Duś, zawodowo
związany z kopalnią Pokój, który osiąga najlepsze wyniki w grupie. Panowie poznali się w pracy, ale zbliżyło ich bieganie.
– Mieliśmy od jakiegoś czasu taki pomysł, żeby zrobić coś wspólnie. Po raz pierwszy udało się podczas biegu podziemnego w
kopalni soli w Bochni. Ten bieg to sztafeta, więc dwanaście godzin, w trakcie których jest rozgrywany, rozkłada się na czterech
zawodników – tłumaczy Tatara.
Morderczy wysiłek pod ziemią
Trasa biegu prowadziła zabytkowymi wyrobiskami bocheńskiej kopalni soli, 212 m pod ziemią, na poziomie August. Korytarzami tej
nieczynnej kopalni biegło 61 sztafet z kilku krajów Europy. Konkurencję wygrała ta ekipa, która w morderczym biegu przebiegła
najdłuższy dystans: 211,342 km.
– Drużyna Kompanii przebiegła 149,457 kilometrów, pozwoliło to na zajęcie 32. miejsca. To przyzwoity rezultat jak na amatorów i
debiutantów. Wysiłek był niemal morderczy, a bieg bardzo trudny. Temperatura w różnych częściach chodnika wahała się od 5 do
15 stopni Celsjusza. Trasa była nierówna i tak wąska, że niekiedy z trudem mogły się na niej minąć dwie osoby. Trzeba było
równomiernie rozkładać siły, aby utrzymywać założone tempo i pokonać zmęczenie, narastające z upływem czasu i pokonanym
dystansem – opowiada biegacz.
W Bochni drużyna Kompanii Węglowej wystartowała w składzie: Dariusz Tatara, Andrzej Łokas, Artur Duś i Grzegorz Stypuła. W
Krynicy Grzegorza Szypułę zmieni Marek Matuszczyk, pracownik Biura Produkcji KW. 33–kilometrowy bieg będzie dużym
wyzwaniem, bo jego trasa wytyczona jest w terenie górskim. Także w tym przypadku pomysł udziału w imprezie wyszedł od
samych biegaczy. Nie wiadomo jeszcze, ilu będą mieć rywali, bo lista zostanie zamknięta tuż przed zawodami. Start zaplanowany
jest na trzecią w nocy, o jednym czasie ruszają uczestnicy wszystkich trzech biegów.
W sportowych butach po szczęście
Dariusz Tatara przekonuje, że uprawianie biegów jest bardzo proste: nie trzeba specjalnej sali ani sprzętu, nie trzeba towarzystwa.
Jedyne poniesione koszty to zakup butów. Na początek wystarczą takie za kilkadziesiąt złotych. Jego zdaniem do biegania
potrzeba jeszcze dwóch rzeczy: chęci i konsekwencji. Można biegać po śniegu i w deszczu. A efekty są wymierne: dobre
samopoczucie, wzrost samooceny i poczucie szczęścia.
– Dlaczego biegam? – zastanawia się Tatara, którego przygoda z biegami trwa od pięciu lat. – Pomyślałem sobie kiedyś: fajnie
byłoby skończyć maraton. Najpierw wystartowałem w półmaratonie, potem był już dystans dwa razy dłuższy. Stwierdziłem jednak,
że taki wysiłek jest dla mnie zbyt duży – zwierza się.
Pan Dariusz trenuje co drugi dzień, wieczorami, przez około 1,5 godziny. Woli biegać sam, słucha wtedy muzyki i układa w
myślach życiowe sprawy. Mówi, że na starcie wyścigu czuje wyzwanie, poczucie, że przed nim duża praca.
– Ruszając, zastanawiam się, czy tym razem się uda i dobiegnę do mety. Potem, w trakcie biegu pojawiają się myśli: po co mi to
było! Gdy jednak kilometry mijają i zbliżam się do finiszu, czuję zadowolenie. Po biegu jest ogromne zmęczenie i obietnica dana
samemu sobie: nigdy więcej! Ale mija kilka dni i pojawia się chęć, by znowu pobiec – deklaruje.
Anna Zych