Odpowiada mi rola błazna

Transkrypt

Odpowiada mi rola błazna
Odpowiada mi rola błazna ‐ Album "Królowa nocy" to pana solowy debiut fonograficzny i zarazem wielki przebój handlowy. Dlaczego aż dziesięć lat dzieli go od pana debiutu estradowego? ‐ Z różnych przyczyn. Po pierwsze tak widocznie musiało być. Poza tym bardziej mi odpowiada taka sytuacja, kiedy debiut fonograficzny następuje wtedy, gdy artysta czuje się w pełni dojrzały. Wolę sukces wynikający z pracy i dojrzałości niż sukces przypadkowy. Nie chciałbym mieć takiej refleksji: Ależ mi się udało. ‐ Mimo wszystko ten sukces jest dość niesamowity. To przecież nie jest łatwa i prosta muzyka. ‐ Może minęły już czasy, kiedy wystarczała dobra produkcja, żeby podbić słuchaczy. Ludzie najwyraźniej zatęsknili za opowieściami, za dobrym inteligentnym dowcipem i za kunsztem wykonawczym. Ale nie zgadzam się, że ta muzyka jest trudna. Tu jest dużo prostych i śpiewnych melodii, skład instrumentalny też nie jest szczególnie wyrafinowany. Jest minimalny, tyle by zapewnić rytmikę i harmonię. ‐ Skąd wziął się pomysł na "Królową nocy"? ‐ Pomysł zrodził się w głowie Łukasza Czuja, który znając moje możliwości i upodobanie do kreowania rozmaitych osobowości scenicznych, stworzył taką, a nie inną koncepcję recitalu. Zbudował z songów opowieść o fascynujących, zaskakujących przygodach i coraz to nowszych wcieleniach Sandora Vessanyi: ekscentrycznego badacza kobiecej natury, mężczyzny zafascynowanego postacią wampa, scenicznej diwy czy szansonistki z kabaretu. Dobraliśmy utwory z repertuaru Marleny Dietrich, Niny Hagen, Ute Lemper, Violetty Villas, Bjork, Kory, angielskiej grupy Tiger Lillies, węgierskiej grupy Omega i amerykańskiego zespołu Velvet Underground. W końcu ja to zaśpiewałem. ‐ Kim jest królowa nocy? ‐ Jest symbolem takiej współczesnej osobowości ‐ produktu specjalistów od reklamy. Album stawia pytanie, czy my nie ulegamy za bardzo szablonom osobowościowym, podsuwanym nam przez media elektroniczne, tracąc swoją wrażliwość, upodobania, swoje zdanie, moralność. Czy zbyt pochopnie nie kupujemy pomysłów na wygląd: że na przykład powinno się nosić różowe włosy, zachowywać się nonszalancko w knajpie, nosić taką, a nie inną marynarkę. ‐ Co było najtrudniejsze w przygotowaniu tego recitalu? ‐ Trudne chwile były wtedy, kiedy musiałem rezygnować w jakiejś piosence z pewnych popisów wokalnych, bo okazywało się, że mogą one wypaczyć przesłanie utworu i całej sekwencji. ‐ W "Królowej nocy" śpiewa pan głównie utwory kobiece i to kobiecym głosem. Tę historię można by zaprezentować wyłącznie poprzez męski repertuar, z pozycji mężczyzny. ‐ No tak, ale to byłoby banalne. Nie mam żadnych oporów w tworzeniu osobowości uniwersalnej. Moja koncepcja jest prowokacją. ‐ Wszystkie te pana żeńskie popisy wokalne i tytuł albumu pachną mi trochę drag queenami. Jest pan właściwie o krok od tej formy? ‐ Właśnie, jestem o krok, ale tego kroku nie zrobiłem. Staram się nie przekroczyć pewnej linii, poza którą jest się śmiesznym. Ja też chcę być atrakcyjny i chcę podobać się publiczności, ale nie przekraczam linii, poza którą spektakl staje się taniutkim show. To jest taka różnica między pajacem a błaznem. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi rola błazna. ‐ Jutro w Lublinie zaprezentuje pan także piosenki z najnowszego recitalu "Ja wódkę za wódką", którego jeszcze nie znamy. Co to jest? ‐ Wykorzystując piosenki, które śpiewała Ewa Demarczyk i inni piwniczanie, opowiadam pewną historię, zupełnie inną niż oni. Sięgam do pierwotnym zamysłów poetów ‐ Baczyńskiego, Dymnego, Tuwima. Oni pisali, wyrażając swoją wrażliwość, swoje rozterki, kruchość i moc. Poprzez wiersze wojenne opowiem, jak bohaterski może być mężczyzna. Poprzez "Grand valse brillante" pokażę, jak może być przebojowy, kiedy zdobywa kobietę. ‐ Ma pan w swoim repertuarze piosenki kabaretowe, utwory rockowe, ballady bardowskie. Który gatunek jest panu najbliższy? ‐ Zawsze pociągały mnie różne gatunki muzyczne i tak pozostało do dziś. Najbardziej odpowiadają mi większe formy, w których mogę połączyć wszystkie swoje fascynacje w opowiadania, w większe koncepcje. Dlatego najlepiej czuję się w teatrze. ‐ Poprzednio śpiewał pan w Lublinie z osiem lat temu. Pamięta pan, gdzie? ‐ Tak, oczywiście. Występowałem w Hadesie. To był czas mojego bardowania. ‐ Jak pan zapamiętał nasze miasto? ‐ Zrobiło na mnie dość przygnębiające wrażenie. Szczególnie Starówka ‐ oryginalna, ale bardzo zaniedbana. ‐ Teraz wygląda o wiele lepiej. ‐ Bardzo się cieszę. Na pewno tam pójdę. ‐ Z kim chciałby się pan u nas spotkać? ‐ Z Jankiem Kondrakiem, Markiem Andrzejewskim, Jolą Sip. Na widowni w filharmonii chętnie widziałbym Romualda Lipkę. ‐ Dlaczego właśnie jego? ‐ Po pierwsze śpiewam jego piosenkę. Po drugie: szanuję go za dorobek. Szanuję go za piękne melodie, których skomponował całe mnóstwo. Dziennik Wschodni, 24.04.2004 Rozmawiał Jacek Szymczyk