Ochrona zdrowia w dawnych Siedlcach

Transkrypt

Ochrona zdrowia w dawnych Siedlcach
Jubileusz 460-lecia
Ochrona zdrowia w dawnych Siedlcach
Ochrona zdrowia i funkcjonowanie placówek medycznych są częstym tematem
artykułów prasowych, nie zawsze zresztą pozytywnych. W samych Siedlcach,
gdzie funkcjonują dwa duże szpitale i wiele przychodni oraz gabinetów,
nie jest najgorzej, ale w szeroko pojętym regionie bywa różnie.
Różnie też bywało w historii naszego miasta, jeśli chodzi o działania służące
zdrowiu mieszkańców. Opisanie wszystkiego zajęłoby grubą książkę. Ramy
prasowego artykułu pozwolą jedynie zasygnalizować kilka problemów.
ZA CZASÓW KSIĘŻNEJ PANI
W XVII i XVIII wieku, w czasach „ciemnoty i zacofania”, jak głoszą niektóre poglądy,
w Siedlcach funkcjonowały szpitale, których poziom był jak na owe czasy całkiem
przyzwoity. A jak na mieścinę wielkości
ówczesnych Siedlec – nawet całkiem dobry. Siedlce pozostawały wówczas w rękach
prywatnych właścicieli. Okazuje się, że ich
działalność polegała nie tylko na wyciskaniu krwawicy z pańszczyźnianych chłopów i podatków z uciśnionych mieszczan.
W myśl zasady, że owce należy strzyc,
a nie obdzierać ze skóry, kolejni właściciele starali się zapewnić swym poddanym
przyzwoitą opiekę zdrowotną. Nie da się
powiedzieć jednoznacznie, że łożenie na
szpital miało tylko na celu zachowanie
zdrowej siły roboczej. W grę wchodziły
również wyznawane poglądy religijne, które nakazywały miłosierdzie wobec słabych,
biednych, chorych i opuszczonych. Szpitale
w dawnych wiekach nie tylko leczyły chorych. Pełniły także rolę przytułku dla starców, ochronki dla sierot oraz miejsca, gdzie
służący i poddani, którzy już nie
mogli pracować,
www.460lat.siedlce.pl
dochodzili w spokoju kresu swoich dni.
Właściciele fundowali najczęściej szpitale
przy kościołach, co zważywszy na pozareligijne funkcje duchowieństwa rozumie się
samo przez się.
Pierwszy siedlecki szpital istniał już
prawdopodobnie pod koniec XVI wieku. Placówka pod wezwaniem Św. Ducha
mieściła się przy pierwszym siedleckim
kościele, a więc gdzieś w okolicach obecnego Szpitala Miejskiego. Pierwszy siedlecki kościół stał bowiem tu, gdzie kaplica
Ogińskich.
Bez żadnych już wątpliwości szpital
siedlecki funkcjonował w połowie XVII
wieku za rządów Joanny Olędzkiej. Był on
wtedy także przytułkiem dla ubogich tzw.
dziadów szpitalnych, którzy „dorabiali” na
życie żebrząc pod kościołem. Pani Joanna
z
Olędzkich, po kolejnych mężach
Krasińska, Oleśnicka oraz Czartoryska dbała o swój szpital, wydawała zarządzenia zaopatrujące go w prowiant, opał,
a nawet ubrania.
Dawne dokumenty przynoszą nam imiona
siedleckich cyrulików: Adama, Walentego
– aptekarza, Żydów Józefa i Szlomę.
W XVIII wieku, gdy miastem władali
Czartoryscy, siedlecki szpital rozszerzył swe
funkcje. Z przytułku dla ubogich stawał się
lazaretem dla wszystkich poddanych dóbr
klucza siedleckiego, tych z miasta i tych
z wiosek i folwarków. Stare dokumenty pozwalają stwierdzić, że nakłady na szpital,
w naturze i pieniądzu stale rosły w ciągu
XVIII wieku. O szpital dbała również księżna Aleksandra Ogińska. W latach 60-tych
XVIII wieku Siedlce miały już dwa szpitale.
Powstał w mieście lazaret wojskowy, w którym leczyli się żołnierze ze stacjonującego
w mieście regimentu. Szpital ten okazał się
bardzo potrzebny dla ofiar wojen toczonych
pod koniec XVIII wieku i na początku XIX wieku.
Historia miasta
57
Jubileusz 460-lecia
Podobnie jak nowy
szpital „cywilny” wybudowany w roku 1793.
W szpitalach sprzed
wieków
stosowano
głównie metody ziołolecznicze. Jednym z
najważniejszych zabiegów medycznych było
puszczanie krwi i stawianie pijawek. Te ostatnie stanowiły poważną
kwotę w szpitalnym budżecie. Z ziół stosowano
„czyszczący krew” łopian
i regulujący trawienie i
przeczyszczający senes. Na
niestrawności zalecano suszone śliwki oraz lewatywę.
Ból i choroby dróg oddechowych leczono kataplazmami z siemienia lnianego. Najbardziej popularnym
specyfikiem leczniczym był
jednak… spirytus. Służył on
do odkażania, znieczulania
i innych przedsięwzięć medycznych. Higienie chorych
służyła łaźnia. Bielizna szpitalna była gotowana w wielkich kotłach i maglowana.
Szpital obsługiwali cyrulicy i baby
salowe. Wpadali też tam czasami lekarze
dworscy. A trzeba zaznaczyć, że księżnę
Ogińską, jej licznych i utytułowanych gości oraz służbę leczyły lekarskie sławy na
miarę europejską: doktor Karol Khittel,
dr Nesterowicz, czy znany z dworu królewskiego doktor Leopold Lafontaine.
Usługi lekarzy potrafiono wtedy doceniać. Nie była to biedna budżetówka,
a elita pod względem zarobków. Dość
powiedzieć, że doktor Khittel otrzymywał w 1789 roku 15 złotych miesięcznie.
Zarządca dworu księżnej Ogińskiej dostawał wtedy 14 złotych, a cała licząca
51 osób służba i oficjaliści razem wzięci
129 złotych.
WALKA O WODĘ
Dawni siedlczanie zdawali sobie sprawę z
tego, że dobrej jakości woda ma ogromny
wpływ na stan zdrowia mieszkańców miasta. Stąd zabiegi, aby taką wodę Siedlcom
zapewnić. Zabiegi długie, żmudne, lecz w
końcu zakończone sukcesem.
Na początku były projekty i zaniechania,
a właściwie to na samym początku były
58
460 lat miasta Siedlce
rzeki, strumienie, przydomowe
studnie i woziwodowie. Dopiero w połowie XIX wieku pojawiła się koncepcja kompleksowego zaopatrzenia miasta
w wodę. W 1847 roku projektowano stworzenie sieci murowanych studni wyposażonych w żeliwne pompy ssąco-tłoczące.
Projekt był, studnie jednak się nie pojawiły.
Podobnie nie doczekał się realizacji projekt
z 1866 roku. W jego myśl nowe wodociągi miały zaopatrywać zarówno miasto, jak
i parowozy poruszające się po powstającej właśnie linii kolejowej z Warszawy do
Brześcia. Wodociągi miały być wspólną inwestycją miasta i zarządu kolei. Rozpoczęto
nawet wstępne prace. Wykonano badania
geologiczne do głębokości 48 m. Przy okazji
poznano, po raz pierwszy chyba, skład geologiczny podłoża Siedlec. Trzy warstwy kurzawki, przedzielone iłami, gliną, piaskiem i
żwirem okazały się terenem zbyt trudnym
dla inwestorów. Ze względu na wysokie
koszty, projekt wodociągów „kolejowych”
został zaniechany.
Kilkanaście, a potem kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców gubernialnych Siedlec
musiało jakoś się w wodę zaopatrzyć.
Pamiętać należy, że XIX-wieczne miasto,
jeśli brać pod uwagę konsumpcję wody, to
nie tylko ludzie, ale i konie oraz inne zwie-
rzęta gospodarskie, których w Siedlcach
nie brakowało. W dodatku jeszcze kolej.
Brzuchy lokomotyw potrzebowały znacznych ilości wody, może nie pitnej, ale na
pewno i nie byle błota. Stąd w końcu pojawił się kolejny projekt zaopatrzenia miasta w dobrą wodę. Tym razem udało się go
zrealizować.
Od 1898 roku kosztem magistratu zaczęto budować w Siedlcach studnie artezyjskie. Powstawały one etapami po sześć.
W 1898 roku przy ulicach: Prospektowej
(Asłanowicza),
Długiej
(Świrskiego),
Ogrodowej (Sienkiewicza), placu targowym
(dziś tereny dworca PKS) oraz przy ulicy
Pięknej (Pułaskiego) – dwie studnie. W 1903
roku wywiercono studnie przy Warszawskiej
(Piłsudskiego) – dwie, Prospektowej,
Stodolnej (3 Maja), Okopowej (11 Listopada)
i Polnej (Wojska Polskiego). Cztery lata
później wybudowano studnie przy ulicach:
Błonie, Alejowej (Kilińskiego), Floriańskiej,
Teatralnej, Pięknej i Cmentarnej. Wodę z
nowych studni czerpano z głębokości od
55 do 80 metrów i charakteryzowała się ona
bardzo dobrą jakością. Za jakość tę mieszkańcy miasta nie musieli płacić, bowiem
woda była za darmo, a koszty utrzymania
studni pokrywał w całości magistrat.
Smaczna i czysta darmowa woda czerpana z tych studni, jak i z kilkunastu innych,
www.460lat.siedlce.pl
które wybudowano wcześniej, nie zaspokajała jednak potrzeb mieszkańców Siedlec.
Stąd popularność profesji woziwody, dostarczającego konnym beczkowozem wodę
dla potrzebujących. Istniały też w mieście
studnie niepubliczne, wybudowane na prywatnych posesjach oraz przeróżne sadzawki, stawki i bajorka, z których korzystano nie
zawsze zgodnie z podstawowymi zasadami
higieny.
Do opracowania projektu budowy wodociągu miejskiego z prawdziwego zdarzenia przystąpiły władze niepodległych już
Siedlec w 1927 roku. Zadanie to zlecono
Polskiemu Instytutowi Wodociągowo –
KanalizacyjnemuwWarszawie.Inżynierowie
Piekarski, Rafalski i Skoraszewski zaprojektowali linię kanalizacyjną o długości 7-8 km.
Wieża ciśnień i pompownia stanąć miały
na terenie koszar 22 pułku piechoty. Koszt
robót wyceniono na ogromną wówczas
(a i teraz też niebagatelną) sumę 1,8 mln zł.
www.460lat.siedlce.pl
W ciągu dwóch lat od rozpoczęcia projektu przeprowadzono badania geologiczne
w miejscu ujęcia wody w dolinie Muchawki
- wówczas była to wieś Sekuła. Wykonano
32 wiercenia, przeprowadzono próbne
pompowania z dwóch studzien oraz zbadano jakość wody pod względem chemicznym i bakteriologicznym. I na tym koniec.
Był to okres wielkiego kryzysu gospodarczego. Dlatego tak potrzebna, ale kosztowna inwestycja została zamrożona.
Po kilku latach kraj otrząsnął się z kryzysu. W 1935 roku prace nad siedleckim wodociągiem zostały wznowione. Zbudować
miano w mieście dwie linie kanalizacyjne.
Linia A biegła od ujęcia wody przez koszary,
Roskosz, 3 Maja, Świętojańską, Wojskową,
Katedralną, Sokołowską, linia B – od
Sekulskiej Drogi, Floriańską, Piłsudskiego,
Kościelną, Prusa, Sokołowską.
Na podstawie uchwały Rady Miejskiej
Zarząd powołał w czerwcu 1936 roku
Biuro Budowy Wodociągów, które miało
realizować tę potrzebną miastu inwestycję.
Najtrudniejsze roboty, czyli wykonanie studzien i przepompowni zlecono lwowskiej
firmie Kunz, zaś pozostałe prace ziemno –
instalacyjne miało wykonać Biuro Budowy
własnymi środkami. Obszar ujęcia wody
obejmował wraz ze strefą ochronną 52 hektary. Nieco skomplikowane było rozwiązanie spraw własnościowych tego terenu, należał on bowiem do 67 właścicieli, mieszkańców wsi Wołyńce, Wólka Wołyniecka
i Rakowiec, osady młyńskiej Sekuła oraz
rozparcelowanego majątku Wołyńce. Stacja
pomp znalazła lokalizację w okolicy młyna,
a zasilana była z Elektrowni Miejskiej kablem ziemnym o długości 3,9 km.
Jak już wspomnieliśmy pierwszy etap
budowy zakładał ułożenie rurociągów tak,
aby zaopatrzyć w wodę mieszkańców najgęściej zaludnionego śródmieścia Siedlec.
Udało się to w ciągu trzech lat. Ułożono
Historia miasta
59
Jubileusz 460-lecia
60
460 lat miasta Siedlce
www.460lat.siedlce.pl
wtedy 19 km rur o średnicy od 100 do
450 mm, wybudowano 32 studzienki
uliczne i 104 hydranty pożarowe. Prace te
kosztowały 990 tys. zł, z czego lwia część
– 807 tys. zł pochodziło z kredytu uzyskanego w Funduszu Pracy. Miasto przeznaczyło na wodociąg 138 tys. zł, Powszechny
Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych dał
30 tys., zaś Wojsko 15 tys. zł. Pieniądze
z Funduszu Pracy trafiły w dużej części do
kieszeni bezrobotnych, którzy przy budowie wodociągu przepracowali 85 tys. roboczogodzin.
To był dopiero początek inwestycji planowanej na całe lata. Pierwsze strumienie
wody pompowanej do siedleckiego wodociągu popłynęły pod koniec października 1938 roku. Wielu siedlczan podeszło
z nieufnością do tego wynalazku, bowiem
z hydrantów, z których puszczono próbnie
wodę, leciał nie krystaliczny płyn, jakiego
spodziewano się z sekulskiego ujęcia, a jakaś mętnawa ciecz. Prasa lokalna musiała
wyjaśniać, że tak bywa zawsze przy rozruchu wodociągu, a na wodę o odpowiednich
parametrach trzeba poczekać chociaż miesiąc. Jakoż i po ponad miesiącu, bo 8 grudnia 1938 roku, w obecności biskupa podlaskiego Henryka Przeździeckiego i wojewody lubelskiego Jerzego de Tramencort
dokonano uroczystego otwarcia wodociągu w Siedlcach.
Opinię o prawidłowym wykonaniu
prac przy budowie siedleckiego wodociągu
potwierdziła 11 marca 1939 roku specjalna Komisja Kolaudacyjna. Po dokonaniu
kontroli wyraziła zadowolenie z wykonania
prac i jakości użytych materiałów. Jakość tę
potwierdził także czas, bowiem przedwojenne wodociągi zaczęły się sypać dopiero
po kilkudziesięciu latach od ich wykonania.
Nie oparły się jednak niemieckim bombom,
które już we wrześniu 1939 roku „przetestowały” odporność instalacji. Uszkodzono ją
w kilkudziesięciu miejscach, ale nasi wodociągowcy poradzili sobie ze zniszczeniami
w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
CHOROBY JAWNE I WSTYDLIWE
Nie raz Siedlce przezywały ciężkie wojenne chwile. Przynosiły one zniszczenia, głód
i nędzę. Jedną z głównych plag wojennych
od wieków były choroby. Tak było i podczas
I wojny światowej. Do najgroźniejszych należały ospa i tyfus plamisty. Tego ostatniego
okupanci niemieccy obawiali się najbardziej. Walce z tyfusem służyły niezwykle
www.460lat.siedlce.pl
rygorystyczne zarządzenia władz okupacyjnych. Władze miejskie poświęciły bardzo
dużo energii na zwalczanie tyfusu. Siedlce
przeszły higieniczną rewolucję. Pod groźbą
drastycznych kar nakazywano trzymać posesje i mieszkania we wzorowej czystości.
Mieszkania chorych i ich cały dobytek dezynfekowano, a całe rodziny i sąsiadów narażonych na kontakt z chorym izolowano
na trzy tygodnie w domach izolacyjnych.
Pierwszy dom izolacyjny urządzony był
w Stoku Lackim. Gdy zaczął pękać
w szwach, utworzono w koszarach drugi
dom izolacyjny. To jednak nie zmniejszyło liczby zachorowań. Dlatego też władze
okupacyjne wydały kolejne restrykcyjne
zarządzenia. Zabroniono zebrań i zgromadzeń, całe dzielnice kierowano do odwszenia i dezynfekcji, odkażano wszystkich
wjeżdżających do miasta. W zarządzeniach
posunięto się nawet do groźby zakazu nabożeństw w kościołach i synagodze, aby
ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby.
Polskie władze Siedlec toczyły ostre boje
z niemieckimi, aby złagodzić antytyfusowe
restrykcje.
Tyfus nie był jednak jedyną chorobą.
Osłabione brakiem żywności społeczeństwo podatne było na szereg innych dolegliwości. Tymczasem z leczeniem były
poważne kłopoty. Miejski szpital przy
ul. Starowiejskiej zajęli Niemcy dla swoich
chorych i rannych żołnierzy. Cywile i jeńcy
z armii carskiej musieli się leczyć w prowizorycznych placówkach utworzonych
w prywatnych domach.
Ciężkie wojenne czasy oznaczały nie
tylko wzrost zagrożenia chorobami zakaźnymi. Zjawiskiem patologicznym, z którym
wszelkimi sposobami starały się walczyć
władze Siedlec, była prostytucja. W walce
tej chodziło nie tylko o kwestie moralne,
ale także o przeciwdziałanie chorobom
roznoszonym drogą płciową.
W czasach gubernialnych Siedlce przez
kilkadziesiąt lat były miastem garnizonowym. Można więc z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że uprawianie najstarszego zawodu świata miało tu wieloletnie tradycje. Zjawisko prostytucji nasiliło się
w latach I wojny światowej i tuż po wojnie.
Sprzyjało temu stacjonowanie wojsk, nieobecność mężczyzn, którzy poszli na front
oraz bieda i niedostatek, które zmuszały do
szukania zarobku nawet na ulicy.
W aktach siedleckiej policji znajduje
się „Lista Prostytutek”. Znajdujemy na niej
Historia miasta
61
Jubileusz 460-lecia
53 nazwiska polskie i żydowskie wraz z
adresami. Lista podzielona jest na: pozostające pod kontrolą (18), pozostające
poza kontrolą (15), podejrzane (18) oraz
leczone (2). Można przypuszczać, że nie
jest to spis kompletny, ale nawet na jego
podstawie da się wysnuć wnioski, w których częściach miasta najaktywniej działały przedstawicielki najstarszego zawodu
świata.
Spośród zarejestrowanych prostytutek najwięcej odnotowano z ulicy Pięknej
(obecnie Pułaskiego). Nic dziwnego,
skoro mieściły się tu hotele: Europejski,
Warszawski i Angielski. Wśród pozostałych
wymienionych na liście najwięcej pochodziło z ulic Alejowej (obecnie Kilińskiego),
Stodolnej (3 Maja) oraz Roskoszy.
Prostytutki, które uprawiały swój proceder jawnie, musiały poddawać się stałym badaniom lekarskim. Jeżeli próbowały
uniknąć kontroli medycznej, miały do czynienia z policją.
Badania prostytutek prowadził w 1919
roku Urząd Sanitarno-Obyczajowy, utworzony z ramienia Ministerstwa Zdrowia
Publicznego. Policjanci mieli natomiast
doprowadzić oporne na badania oraz pil62
460 lat miasta Siedlce
kazmu, że „wszystkie pracownice nie
mogą być na kontrolę sprowadzone,
ponieważ między nimi znajdują się i
pracownice pochodzenia moralnego.”
Policjant radził również, żeby to badająca komisja przyszła do pracownic, a
nie odwrotnie.
Sprawy przymusowych badań lekarskich prowadzonych wśród siedlczanek były delikatne i drażliwe. Całe
odium spadało na policję, która wszak
wykonywała tylko polecenia Urzędu
Obyczajowego. Stąd też pisma tłumaczące zachowanie policjantów, wysyłane z komendy do instytucji, które
próbowały reklamować kobiety przymusowo doprowadzane na badania
i leczone.
Same zainteresowane na wszelkie
sposoby starały się uwolnić
od uciążliwych kontroli lekarskich. Świadczą o tym
przechowywane w aktach
policji pisma, kierowane do władz sanitarnych
przez podejrzewane o
lekkie prowadzenie się
kobiety lub ich bliskich
- rodziców, a nawet mężów. Pisane nieudolnie,
pełne błędów podania
są przejmującym świadectwem nieszczęścia
i nędzy, zmuszającej
kobiety do wyjścia na
ulicę.
nować w szpitalu tych leczonych przymusowo z
wenerycznych przypadłości.
Korespondencja
pomiędzy
policją a lekarzami obyczajowymi świadczy
o nienajlepszych stosunkach panujących
między tymi instytucjami. Szef Urzędu
Obyczajowego skarżył się na policjantów,
że ci niechętnie pomagają jego podwładnym, nie chcą doprowadzać prostytutek,
a w dodatku wielu policjantów cierpi na choroby weneryczne. Ze Szpitala Żydowskiego
słano skargi na policjantów, którzy zamiast
pilnować leczonych tam prostytutek, zabawiali się z nimi w pobliskim ogrodzie lub
nawet na szpitalnych posłaniach.
Z kolei naczelnik policji, którego Urząd
Obyczajowy indagował o doprowadzenie
na badania wszystkich pracownic administracji wojskowej, odpisywał nie bez sar-
WALKA Z KOŁTUNEM
Dwudziestolecie międzywojenne przyniosło poprawę stanu zdrowia mieszkańców
Siedlec i higieny w mieście. Wciąż jednak
wiele pozostawało do zrobienia, a niektóre poglądy siedlczan na sprawy zdrowotne
były bliskie tym kultywowanym w czasach
średniowiecza. Życie siedleckiego lekarza
w dwudziestoleciu międzywojennym nie
było więc bajką zaklętą. Świadczyć o tym
mogą uwagi dr. Franciszka Hłasko, ordynatora oddziału chirurgicznego Szpitala
Miejskiego w Siedlcach. Po 12 latach studiów i praktykowania w warszawskich
szpitalach przyjechał on do naszego miasta, rozpoczął praktykę i jak wspomina:
„w przeciągu bardzo krótkiego czasu okazało się, że atmosfera prowincji posiada
czasami odrębne i niezwykłe poglądy, z
któremi się dotychczas nie spotkałem ani w
www.460lat.siedlce.pl
swej praktyce zawodowej, ani w życiu społecznem. Zaznaczam w tym miejscu z całą
stanowczością, że bynajmniej nie mam zamiaru krytykować obyczajów siedleckich,
i daleki jestem od stwierdzenia, że to, do
czego dotychczas byłem przyzwyczajony
w stolicy jest lepsze od tego, z czym spotykam się na prowincji – nie! Po prostu chcę
stwierdzić fakt, że czasami różnica obyczajów i pojęć okolic, położonych bardzo blisko siebie może być większą aniżeli okolic
rozdzielonych pomiędzy siebie oceanami.”
Owe „oceany” prezentuje dr Hłasko
w postaci drastycznych przykładów, które
dają jednak pewne pojęcie o siedleckiej higienie i świadomości zdrowotnej sprzed lat
ponad 70-ciu lat.
Wciąż wierzono w kołtuna, a dokładniej w jego zgubny wpływ na cały organizm.
Pewnego razu do szpitala przybyła matka z 12-letnią córką chorą na przepuklinę.
Dziewczynka miała na główce kołtun, więc
lekarz przed operacją przepukliny (którą
matka chciała leczyć maścią i kroplami)
kazał chorą natychmiast krótko ostrzyc
i umyć jej głowę. Na to matka: „sponsowiała, jakby ją zaraz szlag miał trafić i z
zaciśniętymi zębami rzuciła
się do mnie, krzycząc na całe
gardło: „Zbrodniarz pan jesteś a nie doktór! Nigdy nie
pozwolę uśmiercać swego
jedynego dziecka! - nie pozwolę by mojemu dziecku
obcięli kołtun, toć to przecież
sam Marcinek powiedział
mi, że jak się kołtun zetnie, to
dziecko zaraz pokręci, a potem zemrze w konwulsjach”.
Wiedzieć trzeba, że Marcinek
był to znany i oblegany przez
pacjentów siedlecki znachor.
Koniec końców dziewczynka
z kołtunem i nie leczoną wrodzoną przepukliną wróciła do
domu.
Innym znowu razem,
jak wspomina siedlecki chirurg, przywieziono do szpitala
dwudziestokilkuletniego Żyda
„ciężko chorego na ślepą kiszkę”. Chory pachniał niemile,
więc lekarz odsłonił „czarną jak
noc koszulę i oniemiał - skóra
chorego miała również kolor
ziemi, zupełnie czarnej i niesamowitej.”
www.460lat.siedlce.pl
Kiedy lekarz spytał matkę chorego,
kiedy ostatni raz syn był kąpany, otrzymał
odpowiedź: „Co znaczy kąpany? Nigdy nie
był kąpany, bo on potrzebuje być bardzo
skłonny do przeziębienia.” Tak to w trosce
o górne drogi oddechowe młodzieniec zarósł brudem.
Pomny na doświadczenia z kołtunem,
lekarz delikatnie skłonił chorego, aby udał
się do miejskiej łaźni. Po dokładnym umyciu się i wyparzeniu, młodzieniec wrócił do
szpitala leczyć ślepą kiszkę. Tyle że nie było
już co leczyć, bowiem objawy ustąpiły wraz
z brudem.
Nie wszystkie przypadki budzące zdumienie przybyłego z Warszawy były tak
drastyczne. Kołtun czy zarośniety brudem młodzian cofały obyczaje medyczne
o kilkaset lat. Znacznie z kolei wyprzedził
swoje czasy pewien czteroletni pacjent
ze sfery inteligenckiej. Na dziecku miał
być przeprowadzony zabieg operacyjny.
Wszystko już było przygotowane, gdy
matka dzieciaka oświadczyła ni mniej
ni więcej tylko: „Mój syn nie zgadza się
na operację.” Lekarz oniemiał na takie
oświadczenie, ale co miał zrobić. Dziecko
postawiło na swoim. A mówi się, że emancypacja dzieci spod władzy rodziców to
domena naszych czasów przełomu wieków.
W ŚWIETLE STATYSTYK
Na koniec nieco danych oficjalnych. Na
czele publicznej służby zdrowia w powiecie
siedleckim w połowie lat 30-tych ubiegłego wieku stał Lekarz Powiatowy. Podlegał
mu Lekarz Rejonowy Samorządowy
w Łosicach, jeden kontroler sanitarny, jedna pielęgniarka samorządowa w Łosicach i
29 oglądaczy zwłok (!).
Pacjentami z terenu powiatu zajmowało
się 28 lekarzy, 19 dentystów, 15 felczerów,
28 położnych i 17 pielęgniarek. Zdecydowana
większość z nich pracowała na rzecz mieszkańców Siedlec (24 lekarzy, 17 dentystów,
9 felczerów, 17 położnych i 15 pielęgniarek).
Jak widać upośledzenie mieszkańców wsi,
jeśli chodzi o dostępność opieki zdrowotnej,
ma u nas wieloletnie tradycje.
Historia miasta
63
Jubileusz 460-lecia
Na terenie powiatu funkcjonowały
dwa szpitale. Obydwa w Siedlcach. Szpital
Miejski Najświętszej Marii Panny posiadał
97 łóżek (37 na oddziale wewnętrznym,
25 na chirurgicznym, 9 na ginekologicznym i 26 na zakaźnym). Szpital Żydowski
dysponował 35 łóżkami (16 na oddziale
wewnętrznym, 11 na położniczym i 8 na
ginekologii). Do tego dodać należy ambulatorium lekarskie w Łosicach.
Chorzy z terenu powiatu mogli też liczyć na opiekę sprawowaną przez personel
trzech ośrodków zdrowia: w Siedlcach,
Łosicach i w otwartym w maju 1936 roku
ośrodku w Wodyniach.
Ośrodek Zdrowia przy PCK w
Siedlcach prowadził przychodnie: przeciwgruźliczą, przeciwjagliczą, przeciwweneryczną, przeciwalkoholową i Stację Opieki
nad Matką i Dzieckiem. Stan zdrowia
mieszkańców miasta i powiatu możemy
pośrednio odtworzyć dzięki poznaniu ilości porad świadczonych przez te przychodnie. Najwięcej pacjentów miała w Siedlcach
przychodnia przeciwgruźlicza, np. w 1933
roku udzielono tam ponad 5 tys. porad
i wywiadów. Ponad 4 tys. pacjentów obsłużyła siedlecka Stacja Opieki nad Matką
i Dzieckiem, a przychodnia przeciwjaglicza, a więc lecząca choroby oczu, udzieliła
w 1935 roku ponad 3 tys. porad. Nieco
mniej, bo już tylko pół setki pacjentów skorzystało w 1935 roku przychodni przeciwwenerycznej . Podobne proporcje utrzymywały się w Ośrodkach Zdrowia w Łosicach,
gdzie funkcjonowały przychodnie przeciwgruźlicza, przeciwjaglicza i Stacja Opieki
nad Matką i Dzieckiem. Tyle że w Łosicach
było 3-4-krotnie mniej pacjentów, aniżeli
w Siedlcach.
64
460 lat miasta Siedlce
Jednym z ważniejszych zadań, stojących przed publiczną służbą zdrowia z terenu powiatu było zwalczanie chorób zakaźnych. Ze statystyk wynika, że z wyzwaniem
tym radzono sobie dość dobrze, bowiem
w kolejnych latach malała zarówno liczba
zachorowań, jak i śmiertelność. Np. jeśli
chodzi o dur brzuszny w 1934 roku odnotowano 53 zachorowania, w 1935 roku
32, a rok później – 11. Na błonicę w 1934
roku zachorowało 31 mieszkańców powiatu, rok później – 24, a w 1936 roku – 11.
Niebagatelny wpływ na te statystyki miała
zapewne akcja zapobiegawcza w postaci
szczepień ochronnych. Najwięcej, bo rocznie 7-8 tys. mieszkańców miasta i powiatu szczepiono przeciwko ospie, znacznie
mniej, po sto kilkadziesiąt osób szczepiono
przeciwko durowi brzusznemu i błonicy.
Interesujące wiadomości przynoszą
dane o higienie szkolnej. Jak czytamy „stan
zdrowia dzieci przedstawiał się następująco: „zbadanych 15%, brudnych 11%.
Ujawniono jaglicy 13 przypadków i podejrzanych o jaglicę 5.” Jeśli te
„szkolne” procenty przeliczymy na liczby, to
wyjdzie nam, że skrofuły, wszawica i brud
były bolączkami dotykającymi setki dzieci
z Siedlec i powiatu.
Znacznie lepsza sytuacja higieniczna
aniżeli wśród uczniów panowała wśród
poborowych, których badali lekarze z powiatu. W przypadku idących do wojska
najgroźniejsze choroby, takie jak gruźlica,
jaglica czy wole – stanowiły ułamkowe części procenta.
Lekarz Powiatowy prowadził też
dział opieki społecznej. Lustrował m. in.
sierocińce w Siedlcach i Stoku Lackim,
zakład dla starców i kalek, żłobek i kolonie letnie organizowane w Kisielanach
i Klimczycach.
Jeśli chodzi o działalność profilaktyczną, to najwięcej robiono w sprawie walki
z gruźlicą, w czym walnie pomagał publicznej
służbie zdrowia Komitet Przeciwgruźliczy.
GRZEGORZ WELIK
www.460lat.siedlce.pl