Ściągnij numer specjalny "Dwójeczki"
Transkrypt
Ściągnij numer specjalny "Dwójeczki"
WYDANIE SPECJALNE 13 GRUDNIA 2011 R. 30 ROCZNICA WPROWADZENIA STANU WOJENNEGO OBWIESZCZENIE O wprowadzeniu stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa Kierując się potrzebą zapewnienia wzmożonej ochrony podstawowych interesów państwa i obywateli, w celu stworzenia warunków skutecznej ochrony spokoju, ładu i porządku publicznego oraz przywrócenia naruszonej dyscypliny społecznej, a także mając na względzie możliwości sprawnego funkcjonowania władzy i administracji państwowej oraz gospodarki narodowej – działając na podstawie art. 33 ust. 2 Konstytucji Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – Rada Państwa wprowadziła stan wojenny. „13 grudnia 1981 roku we wspomnieniach mojej rodziny” Wspomnienia mamy: „Wstaliśmy wcześnie rano, chcieliśmy włączyć telewizor, lecz nie było nic, po dłuższej chwili na ekranie telewizyjnym pokazał się generał Jaruzelski i mówił, że wprowadzają stan wojenny. Jednak niewiele pamiętam, bo wtedy byłam mała”. Wspomnienia babci: „W tym dniu nie było w telewizji nic, wszędzie wojska. Dowiedzieliśmy się o stanie wojennym od sąsiadów. Wtedy nie każdy miał telefon, natomiast Ci, którzy je posiadali, teraz mieli „głuche telefony”. Sklepy były zapełnione ludźmi, natomiast towaru brakowało. Na ulicy milicja sprawdzała bagażniki samochodowe i rewidowała domy. Ludzie byli przerażeni. Trudno było się dostać do innego miasta. Stan wojenny może potwierdzić i unaocznić młodym Polakom film pt. „Czarny Czwartek”. Sylwia Zembrzuska Mój dziadek był żołnierzem zawodowym. 13 grudnia o godz. 4:00 rano wezwano do wojska wszystkich żołnierzy, ponieważ musieli być gotowi do obrony kraju. Kiedy rano babcia i mama usłyszały w radiu komunikat o stanie wojennym, bardzo się wystraszyły. Mieszkały w bloku wojskowym. W każdej klatce stali uzbrojeni żołnierze, którzy chronili rodzin wojskowych. Moja mama pamięta, że ludzie wynosili tym żołnierzom jedzenie i kawę na klatkę. Babcia bardzo się denerwowała, bo dziadek nie mógł telefonować do domu, a nie wiadomo było, gdzie się znajduje ani kiedy wróci. Święta i Nowy Rok były bardzo smutne, bo musiały je spędzać bez taty. Klaudia Karpińska „13 grudnia wstałem rano i włączyłem telewizor, lecz zamiast normalnego programu zobaczyłem generała Jaruzelskiego. Okazało się, że wprowadził on stan wojenny. Do końca dnia generał tłumaczył, dlaczego to się stało i jakie są tego konsekwencje. Powstał Komitet Ocalenia Narodowego, w skład którego wchodzili generałowie. Wprowadzono godzinę milicyjną, co utrudniło mi swobodne poruszanie się po 22:00. Często, gdy ludzie zasiedzieli się u siebie musieli zostawać na noc. Pamiętam w Wigilię pojechałem do siostry i musiałem u niej zostać, gdyż było już po 22:00. Nie można było się nawet wybrać na pasterkę. Kościoły były pozamykane. Nie można było spotykać się w grupie większej niż trzy osoby. Kiedyś spotkałem się z kolegami, było nas chyba z pięciu, staliśmy i rozmawialiśmy, a tu milicjant podchodzi i nas rozgania, bo myślał, że robimy strajk. Pracowałem wówczas w spółdzielni rolniczej i do pracy przybyła milicja z wojskiem. Nic się nie znając na maszynach, zaczęli sprawdzać, ile mamy paliwa w bakach. W sklepach były pustki, a mimo wszystko zawsze stały do nich duże kolejki (największe po mięso). Produkty były na kartki, ludzie prowadzili ze sobą handel wymienny. Po mieście chodziła milicja oraz wojsko w pełnym uzbrojeniu i patrolowali teren. Pamiętam takie wydarzenie, o którym było jeszcze głośno w Bolesławcu. Pewnego dnia milicjant poślizgnął się na schodach z niezabezpieczoną bronią i zastrzelił się. Ludzie starali się nie wychodzić z domu”. Karolina Wolska W 1981 r. miałam 14 lat. Bardzo dobrze pamiętam dzień , a właściwie poranek 13 grudnia. Była to niedziela, mroźny, zimowy dzień. Mama weszła do mojego pokoju, widziałam na jej twarzy smutek, przytuliła mnie do siebie i powiedziała : „Dzisiaj w nocy generał Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny”. Tak naprawdę do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, co to miało znaczyć, wszystko skojarzyłam sobie z wybuchem wojny. Nie przeszkadzało mi to w tym, żeby włączyć telewizor i obejrzeć „Teleranek”-program dla dzieci. Ku mojemu zdziwieniu zamiast „Teleranka” zobaczyłam przemawiającego do narodu polskiego generała Jaruzelskiego. Tłumaczył, że zaszła konieczność wprowadzenie stanu wojennego dla dobra Polski i jej gospodarki. Jako dziecko myślałam wtedy, że to dobra decyzja, ale szybko zmieniłam zdanie, gdy Radio Wolna Europa informowało o czołgach, które wyjechały na ulice miast, o milicji strzelającej do bezbronnych robotników, studentów, o komunistach , którzy więzili niewinnych ludzi. W moim odczuciu od tego dnia życie stało się inne, panował smutek, strach, niewola. Na ulicach Bolesławca na każdym kroku widziałam patrole wojskowe i milicyjne, które legitymowały przechodniów. Mieszkałam w bloku, wokół którego było kilka wieżowców wojskowych, w każdej klatce stało po dwóch żołnierzy z bronią i osobę wchodzącą do klatki legitymowali, wypytywali do kogo i w jakim celu idzie. Nie mogłam wychodzić z domu po 22:00, ponieważ obowiązywała godzina milicyjna. Po 30 latach, już jako dorosła osoba oceniam, że były to bardzo trudne czasy, w sklepach puste półki, kilometrowe kolejki, kartki na żywność. Teraz doceniam to, z jakimi problemami musieli borykać się moi rodzice, żeby zapewnić mnie i mojemu bratu godne warunki do życia, ile wysiłku i trudu ich to kosztowało. Danuta Kulesza „Moja mama była wtedy w czwartej klasie liceum medycznego. Ponieważ na miesiąc zawieszono zajęcia we wszystkich szkołach w Polsce ona wraz z kilkoma swoimi koleżankami zgłosiły się do szpitala jako wolontariuszki na dyżury pielęgniarskie. Została wprowadzona godzina milicyjna i dziewczyny musiały mieć specjalne przepustki. W czasie godziny milicyjnej po ulicach miast chodziły patrole wojskowe. Za niedostosowanie się do wymogów groził areszt. Ludzie byli smutni i zastraszeni.” Natalia Czechowska Moja mama wspomina, że miała wtedy dziesięć lat, więc pamięta niemało. To było coś strasznego. Jak co dzień oglądała z rodzicami telewizję. Wtedy usłyszeli przemówienie Jaruzelskiego, że został wprowadzony stan wojenny. Była małym, bezbronnym dzieckiem i nie bardzo rozumiała, z czym to się wiąże. Jednak widziała przerażone twarze rodziców i czuła, że zbliża się ciężki okres w dziejach naszego państwa. Dzieciństwo powinno kojarzyć się z beztroską i zabawą. Niestety, jej takie nie było. Dzisiaj już nikt nie zrozumie, jak to jest bać się w wieku dziesięciu lat o własne życie. Był to najgorszy okres w jej życiu, jej i każdego, kto przeżył stan wojenny. Ludzie bali się wychodzić na ulice, w sklepach nic nie było. Tak moja mama i reszta moich bliskich zapamiętała ten okres rozpaczy i smutku… Paulina Lichwierowicz „13 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny w Polsce. Był to okres nadzwyczajny. Nie bardzo pamiętam ten okres, ponieważ miałem wtedy dziesięć lat. Rodzice nie rozmawiali ze mną na temat polityki i ogłoszenia stanu wojennego. Pamiętam jedynie pogarszającą się sytuację kraju, której przejawami były m.in. brak zaopatrzenia w sklepach i reglamentacja, tzn. prowadzono kartki żywnościowe dla dużej ilości towarów, np. mięsa, masła, tłuszczy, mąki i ryżu. Po podstawowe produkty żywnościowe stało się wiele godzin w kilometrowych kolejkach. W sklepach były tylko puste pułki. W całym kraju odbywały się strajki w obronie praw człowieka i jego godności. Moja mama również w nich uczestniczyła. Wprowadzono także kontrolę rozmów telefonicznych. Obecność wojska na ulicach miasta ograniczyła prawo do swobodnego poruszania się. Wprowadzona została godzina milicyjna od 22 do 6 rano. Należało mieć przepustki, zezwalające na opuszczenie miasta oraz z drugiej zmiany pracy do domu. Pamiętam, że jakiś czas nie uczęszczałam do szkoły. Nauka została zawieszona. W wieku dziesięciu lat nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Rodzice chronili mnie i moje rodzeństwo przed polityką, ponieważ w wieku dziecięcym nie rozumiałabym na pewno przyczyn stanu wojennego”. Wspomnienie mamy Damiana Gadzińskiego W domu moich dziadków była rewizja, gdyż siostra mojej mamy działała w studenckim podziemiu, gdzie produkowano antypartyjne ulotki. Mój tato 13 grudnia był powołany do wojska, do niebieskich beretów, w Gdańsku. Czołgi armaty i broń nie były mu obce. Cały czas modlił się, aby nie dostał rozkazu i nie musiał strzelać do niewinnych ludzi. Czuł wtedy wielki niepokój i uważał, że polityka jest niesprawiedliwa. Zły był, że młodzi chłopcy muszą nosić broń. Był to okres dla mojego taty tragiczny i niezrozumiały. Wiktoria Tkaczyk Wspomnienia mamy: „Gdy ogłoszono stan wojenny, miałam jedenaście lat. Czułam wtedy strach i niepokój, bo bałam się, że wybuchnie wojna. Najsilniej utkwiło mi w pamięci to, że szkoły zostały zamknięte na krótki okres, wprowadzono godzinę milicyjną, niektóre produkty żywnościowe były wydawane na kartki, partole policji pilnowały porządku na ulicach, a w telewizji puszczano smutne bajki.” Wioletta Faltyn Moi dziadkowie ten dzień pamiętają tak: „Była to niedziela 13 grudnia 1981r. Patrole wojskowe przemieszczały się po ulicach. Panował strach, bo nikt nie wiedział, co nastąpi. Każdy się obawiał interwencji wojsk Układu Warszawskiego, które stały przy granicach z Polską, a Rosjanie byli już na miejscu, bo mieli swoje bazy na naszym terenie, w okolicach Trzebienia, Świętoszowa i Osłej, gdzie było lotnisko. W kościołach modlono się, by to przeszło w miarę spokojnie. Po mszy dowiadywano się o nocnych aresztowaniach z 12 na 13 grudnia, głównie członków Solidarności. Każdy martwił się tym, jak będzie dalej”. Natalia Wylężek Babcia: „Z tego okresu najbardziej w pamięci utkwiły mi puste półki w sklepach kartki na żywność, godziny policyjne oraz brak wszelkich artykułów w sklepach. Ludzie mogli poruszać się tylko z przepustką, brakowało artykułów higienicznych, trwał handel wymienny. Pamiętam, jak dziadek wracał nad ranem z Bolesławca do domu, gdyż bał się zatrzymania przez MO (Milicja Obywatelska), ORMO (Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej) lub ZOMO (Zorganizowane Odwody Milicji Obywatelskiej). Były meliny, gdzie urządzano sprzedaż nielegalnego alkoholu. Trwała inwigilacja ludzi – podsłuchy i kontrole poczty, szczególnie spoza kraju (w tym paczek z rzeczami przysłanymi z zagranicy).” Krystian Karaban Moja babcia wspomina, że kiedy obudziła się 13 grudnia i włączyła telewizor, przestraszyła się. Przemawiał gen. Wojciech Jaruzelski. Na początku myślała, że wybuchła wojna, dopiero później zrozumiała, że chodzi o stan wojenny. Babcia wspomina, że dzieci na początku stanu wojennego nie chodziły do szkoły, ludzie mogli przebywać po za domem tylko do 22:00, gdyż obowiązywała godzina milicyjna. Tych, którzy łamali zakazy, milicja aresztowała. Babcia nie mogła wyjechać na święta do swoich rodziców. Każdy, kto chciał opuścić swoje miejsce zamieszkania, musiał mieć przepustkę. Moi dziadkowie nie dostali przepustki i całe święta spędzali w domu z dala od bliskich. Były to dla nich bardzo smutne święta. Moja babcia i mój dziadek przeżyli wojnę i wiedzieli, że w takim stanie wojennym mogą się spodziewać wszystkiego co najgorsze, więc stale się martwili i bali. Jan Choryłek Rok 1981 był najgorszym czasem w życiu moich dziadków. Jedyne związane z nim uczucia to strach i przerażenie. Na samo jego wspomnienie do dziś robi im się słabo. W czasie trwania stanu wojennego było wiele zakazów. Ludziom zabroniło się wtedy wychodzić z domu po godz. 22:00. Często wyłączano im prąd. Mieli problemy z komunikacją. W dniu, kiedy wprowadzono stan wojenny, moja mama wracała z kościoła do domu. Wchodząc do pokoju, ujrzała rodzinę siedzącą przed telewizorem. Gdy usłyszała powagę słów Wojciecha Jaruzelskiego, przeraziła się. Przestali nadawać inne programy. Moja babcia nie mogła się dostać do chorego brata, ponieważ nie było można zmienić miejsca pobytu. Wieczorem ogłoszono, że szkoły zostały zamknięte aż do odwołania. Wprowadzono godzinę milicyjną. Michał Bieryło Moi dziadkowie pamiętają klimat i obrazy tamtych wydarzeń jako czas bardzo nieprzyjemny i niebezpieczny. W wielu zakładach pracy rozpoczęły się strajki okupacyjne oraz akcje protestacyjne, podczas których jednostki ZOMO używały siły. Wprowadzona została godzina milicyjna. Od 22:00 do 6:00 rano nie można było opuszczać domów. Aby wyjechać z miasta, trzeba było posiadać specjalne zezwolenie. Wyłączono komunikację telefoniczną, wprowadzono cezurę korespondencji, później także rozmowy telefonicznej (w słuchawce słychać było komunikat: rozmowa kontrolowana). Gabriela Chlebowska Adam Król Przeżycia związane z 13.12.1981r. opowiedział dziadek Franciszek Hyjek. Wiadomość o ogłoszeniu stanu wojennego była dla moich rodziców zaskoczeniem. Niedzielny poranek zamienił się w koszmar. Wystraszyli się, że to wojna, że czołgi wyjadą i zaczną strzelać. Moi rodzice, dziadkowie nie wspominają dobrze 13.12.1981 r. Justyna Radzińska - Jakie przeżycia w pamięci Dziadka? najbardziej utkwiły - 13 grudnia 1981r. to była niedziela. Po usłyszeniu audycji o stanie wojennym pojechaliśmy samochodem z bratem żony do teściów, aby porozmawiać o tym, co się dzieje. Po powrocie poszedłem do Zielonogórskiej Kopalni Surowców Mineralnych, gdzie pracowałem i dowiedziałem się, że ogłoszono strajk w naszym zakładzie. Pracownicy PKP i PKS również strajkowali. Zamknięto bramy wejściowe placówki i ustalono dyżury stróżowania, by nikt „obcy” nie wkroczył na obszar miejsca pracy. Całą organizacją strajku kierowała Solidarność. Wiele osób z tej wspólnoty zamknięto w więzieniu. W czasie stanu wojennego była godzina milicyjna, czyli zakaz wychodzenia na ulicę od 22:00 do 6:00. Trzeba było zawsze nosić ze sobą dowód, gdyż za brak dokumentów można było pójść do więzienia. Milicjanci i żołnierze ciągle patrolowali ulicę. W telewizji pokazywali interwencje milicji przeciwko strajkującym m.in. w Warszawie, Gdańsku, Szczecinie i Katowicach. Do najkrwawszych bójek dochodziło w Kopalni „Wujek” w Katowicach, zginęło tam sporo osób. -Dziadku, jakie uczucia i myśli najbardziej utkwiły Ci w pamięci? -Uczucia, które mi towarzyszyły to m.in. strach przed nieznanymi jutrem i obawa o rodzinę. Myśl, która mi utkwiła w pamięci, była związana z obawą o to, aby Związek Radziecki nie wkroczył do Polski, a co za tym idzie przyłączył Polskę do ZSRR. Dziękuję za udzielenia mi odpowiedzi. Piotr Fita Wspomnienia mojej babci: „Rano o godz. 9:00 nie było programu „Teleranek” dla dzieci. W telewizji wystąpił gen. Wojciech Jaruzelski i ogłosił że wprowadzono stan wojenny. Z okna było widać wojskowych, krążących wokół bloków. Dnia 13.12.1981 r. od godz. 22:00 wprowadzono godzinę milicyjną, wychodzić można było tylko z dowodem tożsamości a dzieci od 13 roku życia musiały nosić ze sobą legitymacje. Na ulicy nie można było stać w grupach. Z urzędu miasta brało się przepustki, bo nie wolno było wyjeżdżać do innych miejscowości bez przepustki. Na dworcach kolejowych chodziło wojsko, kontrolowało bagażniki i samochody. Żołnierze nie występowali przeciwko ludności cywilnej.” Agnieszka Bakalarczyk Nazywam się Maria Nowak. Mam sześćdziesiąt lat. Gdy w 1981 roku wybuchł stan wojenny, miałam lat trzydzieści. Pragnę opisać moje odczucia z trzynastego grudnia, tego pamiętnego dnia, kiedy to strach ogarnął całą Polskę. Wstałam o szóstej rano, jakoś wyjątkowo wcześnie. Włączyłam telewizję i zobaczyłam generała Jaruzelskiego z grobową miną wypowiadającego te straszne słowa: „Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią, dlatego wprowadzamy stan wojenny na terenie całej Polski”. Jeszcze coś ogłaszał, ale już nie pamiętam. Wszyscy prezenterzy telewizyjni byli ubrani w wojskowe mundury. Byłam przerażona. Nie miałam wtedy pojęcia, co znaczy „stan wojenny”. Myślałam, że rozpoczęła się wojna! Obudziłam męża i dzieci. Trochę się uspokoiłam, gdy wytłumaczyli mi, że to nie atak na nasz kraj. Zasady, jakie wówczas panowały, były bardzo rygorystyczne. Nie wolno było gromadzić się w większych grupach, gdyż wtedy milicja „pałowała” i karała ludzi. Obowiązywała także godzina milicyjna od 22:00 do 6:00 rano. Gdy ktoś naruszył godzinę i znajdował się poza domem, zabierano tę osobę do więzienia i brutalnie traktowano. Pamiętam, jak mój mąż, został dłużej w pracy i wracał o północy. Złapano go i zabrano do aresztu, jednak na szczęście wypuszczono nazajutrz. Miał okropne siniaki. Ja wolałam się nie wychylać. Chodziłam tylko z pracy do domu, ewentualnie na zakupy do sklepu. Dzięki temu nie miałam styczności z agresją ze strony władzy. Moje dzieci bardzo przeżywały zaistniałą sytuację. Mam dwóch synów, którzy wtedy chodzili do przedszkola, Jeden z braci, młodszy, Dominik opowiadał mi, że pamięta wielki czołg stojący na pasach i torujący przejazd. Wspominając tamte czasy, myślę że powinniśmy cieszyć się z tego, że mamy demokratyczną Polskę i z naszego ustroju w państwie. Co prawda teraz jest kryzys w Europie, jednak nie może się to równać z dramatycznymi wydarzeniami z okresu stanu wojennego. Klaudia Pawlikowska Wspomnienia mamy „W grudniu 1981 roku miałam skończone 17 lat. Byłam uczennicą II klasy Liceum Ogólnokształcącego. Starsza sistra studiowała na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Ogłoszenie stanu wojennego nie wywarło na mnie tak ogromnego wrażenia, jak pewne wydarzenia na początku grudnia. Otóż przyjechał do nas w odwiedziny wujek z Gdańska. A właściwie został przywieziony. Wujek był wysokiej rangi wojskowym i został przywieziony służbowym samochodem przez młodego żołnierza z zasadniczej służby. Dziś, jako dorosła osoba, mam świadomość jaki cel miała ta wizyta. On po prostu wiedział, co się wydarzy w naszym kraju i nas ostrzegał. Pouczał siostrę, aby na siebie uważała, nie angażowała się w jakiekolwiek konspiracje podziemne. Mówił, ze zostanie wprowadzona godzina milicyjna, jednym słowem będzie bardzo niebezpiecznie i ciężko. Z tych rozmów dorosłych kompletnie nic nie rozumiałam. Widziałam tylko po wyjeździe wujka, płaczącą mamę i to mnie martwiło. Rodzice nie chcieli mi powiedzieć, co się stało. Za kilkanaście dni potwierdziło się to, przed czym ostrzegał nas wujek. Pamiętam, ze pomimo niedzieli nie można było nic ciekawego obejrzeć w telewizji. Był 13 grudnia. Przemawiał wojskowy w okularach. Tata mówi ze to gen .Jaruzelski. Nawet konferansjerzy czy prezenterzy byli ubrani w mundury wojskowe. Okazało się, że nazajutrz nie mogłam iść do szkoły, bo ją zamknięto. Zrobiono obowiązkowe ferie. Nie można było wychodzić na ulicę. Codziennie widać było patrole milicyjne i wojskowe, które legitymowały przechodniów. Wieczorami nie można było iść do znajomych, bo była godzina milicyjna. Czuło się napięcie. Kobiety płakały, dorośli byli smutni, starsi przerażeni. Później niczego nie było w sklepach. Mama topiła cukier na patelni i robiła w ten sposób mnie i młodszemu bratu lizaki. Wszystko było na kartki. Sklepy świeciły pustkami. Kiedy wróciłam do szkoły po przymusowym wolnym, pamiętam, że nauczyciele byli smutni i bardzo przerażeni. To oni narażając się próbowali wyjaśniać, co się wydarzyło w kraju. Pamiętam jeszcze sytuację, kiedy wszyscy mieszkańcy osiedla mieli stawić się w świetlicy na losowanie. W imieniu naszej rodziny ja ciągnęłam losy i wiem, że wszystkie były pełne. Wylosowałam bardzo potrzebne rzeczy, między innymi koc, pościel, rajstopy, skarpety i buty dziecięce. Ale były takie rodziny, które dostawały wszystkie puste losy i nie miały możliwości zakupu potrzebnych artykułów. Wracając ze szkoły, widziałam ogromne kolejki przy sklepach. Czasami rano były one jeszcze zamknięte, a ludzie czekali, bo może coś uda się kupić do jedzenia lub inny towar. Na różne produkty były zapisy i zdarzało się nierzadko, że ludzie czekali całą noc. Jakie było szczęście, kiedy po żmudnym staniu w kolejce okazało się, że nie zabraknie np. papieru toaletowego czy podstawowych środków czystości. Kilka razy chodziłam na plebanię. Ksiądz rozdzielał solone masło, które otrzymywał z zachodu jako dary. Tato często słuchał stacji radiowej, które były zabronione, a siostra przywoziła ulotki i biuletyny drukowane przez Solidarność”. Maciej Sawin W czasie stanu wojennego moja mama miała 15 lat i chodziła do szkoły średniej w Elblągu. Mieszkała w internacie i z okien internatu widziała, jak milicja gania demonstrantów i rzuca granaty łzawiące. Demonstrantów łapano i bito pałkami, wsadzano ich do samochodów milicyjnych. Robert Dobrowolski W dniu 13 grudnia 1981r. nikt nie myślał, że będzie on tak ważny dla wszystkich Polaków, że to co się wydarzy, zmieni życie i długo pozostanie w ich pamięci. Moja babcia i dziadek zimowy poranek 12 grudnia rozpoczęli jak zwykle kawą i śniadaniem, po czym przystąpili do swoich obowiązków. Był to okres, w którym wszyscy myśleli już o świętach Bożego Narodzenia. Tego dnia mój dziadek miał do pracy na nocną zmianę. Dzień miał im zupełnie normalnie, po czym dziadek udał się do pracy, a babcia została w domu z moją mamą, która miała 8 lat. Nikt nie spodziewał się, że ta noc będzie tak wyjątkowa. O godzinie 00:00 z soboty na niedzielę ogłoszono stan wojenny. Oddziały ZOMO rozpoczęły ogólnokrajową akcję aresztowań działaczy opozycyjnych. O godzinie 6:00 rano Polskie Radio nadało przemówienie gen. Jaruzelskiego. Dziadkowie byli przerażeni, czuli strach, bo nikt nie wiedział, co będzie. Najgorsze było to, że wprowadzono godzinę milicyjną, a mój dziadek pracował na zmiany i często był sprawdzany w drodze do pracy lub kiedy wracał do domu. Moi dziadkowie przeżyli trudny okres. Radek Gradzki „Strajkowałem w kopalni. Broniliśmy jej przed najazdem ZOMO. Wróciłem do domu po tygodniu.” „Po włączeniu telewizora przeraził mnie widok spikerów w mundurach wojskowych. Potem na ulicach pojawiły się czołgi i mnóstwo uzbrojonych żołnierzy. W poniedziałek nie poszliśmy do szkoły. Panicznie się bałam iść do koleżanki, bo przy wejściu do bloku stał żołnierz”. „Wszyscy bali się, że wybuchnie wojna. W radiu emitowano tylko muzykę poważną. Czułam się, jakbym szła na czyjś pogrzeb”. „Byłem wtedy w wojsku, kiedy ogłoszono stan gotowości bojowej. Wydano nam broń, mieliśmy czekać na odpowiednie rozkazy. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje w kraju, taka sytuacja trwała przez kilka tygodni. Stan wojenny kojarzył mi się z wojną, ale nikt nie rozumiał, z kim mamy walczyć…” „Informacje były bardzo skąpe, ocenzurowane. O wszystkim dowiadywaliśmy się z ulotek z nielegalnych drukarni. Nocą słuchaliśmy wiadomości ze stacji Wolna Europa. Pamiętam tę totalną bezradność i strach o dziadka, którego mogli w każdej chwili powołać do wojska”. „Byłam w szpitalu w Złotoryi na oddziale neurologicznym. 13 grudnia wybuchła panika, bardzo chorych ludzi ewakuowano do piwnic, a tych, którzy mogli chodzić, wypisano natychmiast do domów. Stałam w śnieżycy na przystanku, nadaremnie czekałam na autobus, ale żaden tego dnia nie kursował. Byłam przerażona. Do domu odwieźli mnie milicjanci, którzy patrolowali dworzec autobusowy”. „Mama zabroniła mi wychodzić z domu bez legitymacji szkolnej. Idąc ulicą, ze strachem patrzyłam na patrole milicjantów i żołnierzy. Cały czas myślałam, że mnie złapią i zamkną w więzieniu”. „Sąsiad obudził nas rano 13 grudnia, tłukąc pięścią w drzwi i krzycząc, że jest wojna. Mama nerwowo biegała po domu, a tato wraz z innymi sąsiadami naradzał się na korytarzu. Niczego nie rozumiałam, ale bardzo się bałam”. „Koło naszego bloku stał patrol milicji i żołnierzy. Palili ognisko w koszu na śmieci, bo było straszliwie zimno. Nie wypuszczałam dzieci na dwór, bo bałam się, że za chwilę spadną na nas bomby i zacznie się wojna. Tylko nie wiedziałam, kto nas zaatakuje, czy Amerykanie, czy Niemcy i dlaczego. Czyżby za strajki?”. „Byłem w jednostce w Poznaniu, potem w Biedrusku. Tylko raz udało mi się zadzwonić do domu. Krzyczałem do babci, żeby ona i dzieci nigdzie nie wychodzili, bo jest bardzo niebezpiecznie i mogą napadać na rodziny żołnierzy. Nie mogłem opuścić jednostki i odwiedzić swoich bliskich. Żyliśmy w wielkiej niepewności”. 13 grudnia we wspomnieniach mojej cioci: „Miałam 16 lat, a to co najbardziej utkwiło mi w pamięci, to strach w oczach mojej ukochanej babci i jej lamentowanie. Była niedziela, właśnie wróciłam z babcią i moja 7-letnią siostrą z kościoła. Po wejściu od razu chwyciłam za telefon, by zadzwonić do mamy, która wyjechała do ciotki. Ojca jak zwykle nie było, bo jak twierdził, rodzina i niedzielne obiadki nie są dla niego. Właściwie nigdy nie był z nami. Wykręciłam numer i z utęsknieniem czekałam na dawno niesłyszany głos mamy. Jednak telefon milczał. Pomyślałyśmy z babcią, że coś się stało z linią i spróbujemy zadzwonić później. Wzięłam się za prasowanie stroju galowego na poniedziałkowy apel szkolny. Babunia posadziła moja siostrę Marylkę na kolanach i zajęła się opowiadaniem bajek. Chociaż jej opowieści były bardzo ciekawe, słyszałam je już tysiące razy, więc postanowiłam włączyć telewizor. Wtedy zobaczyłam w czarnobiałym pudle twarz gen. Jaruzelskiego, który ogłaszał stan wojenny. W jednej chwili z rąk wypadło mi żelazko. Wypaliłam dziurę w nowiutkim dywanie, ale nie to było teraz najważniejsze. Właśnie uświadomiłam sobie, czemu telefon był głuchy. Babcia ze łzami w oczach z całej siły ściskała Marylkę, a ta, nie wiedząc o co chodzi płakała, w tym momencie z mojej twarzy można było wyczytać tylko strach. Po chwili babunia zaczęła strasznie krzyczeć: „Co z nami będzie?” Nagle z hukiem do mieszkania wpadła sąsiadka, pokrzykując: „Wojna, pozabijają nas!” Babcia z panią Krysią biegały po pokoju i panikowały. Ja zabrałam Marylkę do pokoju obok i usiłowałam czytać jej bajkę. Jednak byłam tak roztrzęsiona tym, co usłyszałam, że nie byłam w stanie się skupić. Mama, dowiedziawszy się o stanie wojennym, jak najszybciej wróciła do domu. Jak się później okazało, strój galowy nie był mi potrzebny, ponieważ wszystkie szkoły zostały pozamykane. Wprowadzono godzinę milicyjną, której wszyscy musieli się podporządkować, oraz kartki żywnościowe. W sklepach nie było praktycznie niczego, natomiast przed sklepami kilkunastometrowe kolei. Ludzie byli zwalniani z pracy. ZOMO robiło, co chciało. Na ulicach ciągle słyszało się o różnych manifestacjach i protestach osób działających w Solidarności. W domu unikało się rozmów o stanie wojennym. Do dziś mam takie wrażenie, że babcia z mamą nie chciały mnie martwić i nie wiedziały, że ja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Przecież my, młodzi, spotykając się na podwórku, chcieliśmy dążyć do niezależności i byliśmy za Solidarnością. Zdawało nam się, że jesteśmy dorośli. Chociaż stan wojenny nie był niczym przyjemnym, często z uśmiechem na twarzy wspominam, jak z kartką w ręku stałam wraz z moja siostrą po miesięczny przydział czekolady. Do dziś mam przed oczami nieustraszone twarze ludzi, którzy walczyli o zaprowadzenie porządku w Polsce. Chcieli pokazać, że nie boją się zawalczyć. Niby nie było niczego, ale życie wydawało się łatwiejsze niż teraz”. Kamila Popek Pracowałam na kolei, byłam zawiadowcą stacji. Mój mąż w tym czasie pracował w milicji. W przeddzień stanu wojennego wyjechałam ze swoimi dziećmi Wojtkiem, tatą Michała, i jego starszym bratem Tomkiem, do swojej mamy, która mieszkała w Wołowie. Z samego rana usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi. Byli to milicjanci, którzy szukali męża mojej siostry. Został on internowany za działalność w Solidarności. Musiałam wracać do domu jak najszybciej, bo w pracy mieliśmy ciągłe dyżury jak podczas wojny. Nie działały telefony, kolej pracowała w czasie stanu wojennego jak wojsko. Jako pracownik PKP miałam przepustkę, która umożliwiała mi poruszanie się po mieście w czasie godziny milicyjnej. Ulicami chodziły uzbrojone patrole milicji i wojska. Mąż jako milicjant został zmobilizowany i nadzorował służby patrolowe. To były ciężkie czasy dla nas wszystkich, ale w Bolesławcu było w miarę bezpiecznie. Wszyscy otrzymywaliśmy kartki żywnościowe na cukier, mięso, papierosy i inne rzeczy. Trudno było coś kupić, nawet tak banalną rzecz jak papier toaletowy. Często wychodziłam w nocy, żeby zając kolejkę w sklepie. Nigdy więcej nie chciałabym przeżyć tego po raz kolejny. wojennego znajomy oficer radziecki zapytał mnie: „Co to za generał ten Wałęsa, że my musimy spać w butach?” Teraz wydaje się to śmieszne, ale wtedy nie było nam do śmiechu. Dziadek Jakuba Nenkina „Mama powiedziała mi, że ze względu na mój wiek podlegam już pod obowiązek pracy. Ukończyłem 20 lat, a nakaz pracy obowiązywał od 16 lat. Dokumentu tożsamości nigdy nie nosiłem ze sobą, ale od tej pory musiałem go posiadać. Nastał taki okres, że nie mogłem nigdzie wyjechać, bo potrzeba było załatwiać pozwolenie. Były tylko same nakazy i zakazy – nie mogłem się z tym pogodzić.” Wojciech Biesiadecki Danuta Rzeszowska Pierwsze odczucia to strach i niepewność. Co to takiego? Czy to wojna? Brak jakiejkolwiek informacji – pojawia się na ekranie telewizora general Jaruzelski i informuje o wprowadzeniu na terenie całego kraju stanu wojennego. Nie ma szkoły, obowiązuje zakaz publicznych zgromadzeń. Na ulicach wojsko, godzina milicyjna. Koszmar. Co z nami teraz będzie? Mama Julii Dębińskiej „Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego działacze opozycji zostali internowani. Żołnierze obsadzili newralgiczne punkty w urzędzie miasta. Oficerowie wojska polskiego zostali oddelegowani do zakładów pracy, w których przejęli zarządzanie i kontrolę. … Wyłączono telefony, aby nie można było swobodnie się porozumiewać. Pamiętam, że do mojego zakładu przybył oficer Ludowego Wojska Polskiego, który wydawał dyspozycje. Aresztowani działacze opozycji byli zatrzymywani, a niektórzy sądzeni w Sądzie Rejonowym w Bolesławcu. Według mnie na terenie miasta i powiatu stan wojenny przebiegał dość łagodnie. Czesław Scelina To był dla mnie szok! Nie wierzyłem w słowa wypowiadane przez Wojciecha Jaruzelskiego. Tak długo nasza ojczyzna walczyła o wolność, a tu stan wojenny?! To było nie do pojęcia. Obok naszego miejsca zamieszkania stacjonowała jednostka Armii Radzieckiej. Nazajutrz po ogłoszeniu stanu Zamiast „Teleranka” leciał w telewizji jakiś program, który prowadzili mundurowi. Mama nie chciała mi powiedzieć, co się stało. Kazał mi zjeść śniadanie, ubrać się i pójść z tatą do kościoła. Kazała nam zachować ostrożność, co wzbudziło moje podejrzenia. Zapytałam, czy będą strzelać, bo bałam się wyjść z domu. Po powrocie z kościoła zobaczyłam zapłakaną mamę, która siedziała przed telewizorem. Spytałam, co się stało. Twierdziła, że wszystko jest w porządku. Następnego dnia zobaczyłam w mieście dużo wojska. Rodzice powiedzieli mi, że wprowadzono stan wojenny. Nie wiedziałam, co to znaczy, ale się zmartwiłam. Mama Sebastiana Drabczyka Jak każdej normalnej niedzieli poszedłem na 8:00 do kościoła. Po drodze podbiegł do mnie kolega i powiedział, że mamy w Polsce stan wojenny, że zaczęła się wojna. Wyśmiałem go. Miałem wtedy 15 lat. Koledze udało się złapać sygnał Radia Wolna Europa, dlatego wiedział o tym wcześniej. W telewizji nie było obrazu ani sygnału. W końcu na ekranie na tle polskiej flagi zobaczyłem generała Jaruzelskiego ogłaszającego dekret o wprowadzeniu stanu wojennego. Spomiędzy firanek w kuchni widziałem patrole wojska i milicji. Krzysztof Błaszczak z Dzierżkowa koło Strzegomia Pamiętając o wydarzeniach na Węgrzech i w Czechosłowacji bałem się interwencji wojsk radzieckich. Po 13 grudnia z trudem przyzwyczaiłem się do uzbrojonych patroli na ulicach, które kontrolowały wszelkie przejawy działalności, żołnierze częstokroć legitymowali przechodniów i rewidowano samochody. Przypominały mi się obrazy dzieciństwa- czasów okupacji. Tadeusz Mikołajczyk Po przemówieniu generała Jaruzelskiego pokazali wojsko, żandarmerię i czołgi przemierzające ulice miast. Mój obecny mąż, a wtedy jeszcze chłopak, od października był w wojsku. Po ogłoszeniu stanu wojennego pisał mi tylko kartki świąteczne z informacjami, że jest cały i zdrowy, ale zakazane miał pisać, gdzie się znajduje. Wielu ludzi strasznie bało się tego, że to będzie kolejna wojna. Grażyna Lachowicz Stan wojenny wiązał się z ograniczeniem wielu swobód obywatelskich. Wtedy wszystkie listy były cenzurowane, czyli nie obowiązywała tajemnica korespondencji. Listy były czytanie i sprawdzano, czy nie zawierają treści, które nie podobały się władzy. Dlatego koperty były zaklejane taśmą, dodatkowo miały pieczątki urzędu cenzury i napis „OCENZUROWANO”. Pamiętam warty pełnione przez wojsko przy wejściach do klatek schodowych w tzw. Blokach wojskowych na naszym osiedlu. Dziadek Wiktorii Osuch Dziękujemy Państwu za podzielenie się z nami Waszymi wspomnieniami. Redakcja Słownik pojęć: Cenzura – w Polsce w latach 1946 – 1990 cenzurze prewencyjnej (czyli przed publikacją) podlegały między innymi książki i artykuły, filmy i programy telewizyjne, koncerty i spektakle telewizyjne. Sprawował ją Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk i podległe mu organy. Cenzura znacznie nasiliła się w okresie stanu wojennego. Godzina milicyjna – wprowadzone dekretem o stanie wojennym ograniczenia w poruszaniu się osób w miejscach publicznych, przeważnie między godziną 22:00 a 06:00. Internowanie – między innymi przymusowe umieszczenie w ośrodkach odosobnienia osób niebezpiecznych dla państwa ze względów politycznych. Podczas stanu wojennego utworzone zarządzeniem ministra sprawiedliwości z 13 grudnia 1981 r. obozy dla internowanych zostały zlikwidowane 23 grudnia 1982 r. Militaryzacja zakładów pracy – w stanie wojennym ustanowienie zarządu wojskowego w państwowych zakładach i instytucjach pracy o charakterze strategicznym, takich jak: radio, telewizja, poczta, kolej, huty, kopalnie. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” (NZZS „Solidarność”) – pierwszy niezależny związek zawodowy w PRL (oraz w całym bloku wschodnim), masowy ruch społeczny – w czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów jesienią 1982 r. liczył 9 486 000 członków. Powstał po masowych strajkach w lipcu i sierpniu 1980 r., które zakończyły się podpisaniem porozumień z delegacjami rządowymi w Szczecinie, Gdańsku i Jastrzębiu. Po wprowadzeniu stanu wojennego zdelegalizowany, przeszedł do działalności podziemnej. W wyniku porozumień Okrągłego Stołu ponownie zarejestrowany w kwietniu 1989 r. Pacyfikacja – brutalna interwencja sił porządkowych (wojska i milicji) w celu rozbicia strajku okupacyjnego, na przykład w kopalni „Wujek” w Katowicach. Rada Państwa PRL – kolegialna głowa państwa w PRL, między innymi z uprawnieniami wydawania dekretów z mocą ustawy (ale jedynie między sesjami sejmu). W skład rady Państwa wchodzili: przewodniczący, czterech zastępców i jedenastu członków. Rozmowy kontrolowane – rozmowy telefoniczne prowadzone w okresie stanu wojennego (po przywróceniu łączności telefonicznej 10 stycznia 1982 r.) rozpoczynały się od komunikatu: „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana,…”. Kontrola połączeń telefonicznych trwała przez następnych kilka miesięcy. Stan wojenny – Forma stanu nadzwyczajnego, przewidziana w prawodawstwie PRL na czas wojny albo zagrożenia bezpieczeństwa narodowego państwa. 2. Okres w historii Polski, w którym obowiązywał stan wojenny (13 grudnia 1981 r. – 22 lipca 1983 r.). Strajk okupacyjny – tak zwany polski strajk, protest robotników domagających się spełnienia swoich postulatów, którzy pozostają na terenie zakładu, ale nie podejmują pracy oraz nie dopuszczają do niej łamistrajków. Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej (ZOMO) – forma paramilitarna utworzona na mocy uchwały Rady Ministrów przeznaczona do likwidacji „zbiorowych naruszeń porządku publicznego”. Słynęła z brutalności i bezwzględności (stąd też popularne rozwinięcie skrótu ZOMO: „zwłaszcza oni mogą obić”), stała się symbolem stanu wojennego. Rozwiązana 7 września 1989 r. „Zwyczajny obywatel” – zwrot używany przez propagandę stanu wojennego na określenie Lecha Wałęsy. Spopularyzowany przez rzecznika prasowego rządu, Jerzego Urbana.