mlodzianki 265 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

mlodzianki 265 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów nr 22 (265)
22.03.2009
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
A jak Mojżesz wywyższył węża na
pustyni, tak potrzeba, by wywyższono
Syna Człowieczego,
aby każdy, kto w
Niego wierzy, miał
życie wieczne. Tak
bowiem Bóg umiłował świat, że Syna
swego Jednorodzonego dał, aby każdy,
kto w Niego wierzy,
nie zginął, ale miał
życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał
swego Syna na świat
po to, aby świat potępił, ale po to, by
świat został przez
Niego zbawiony. Kto
wierzy w Niego, nie
podlega potępieniu;
a kto nie wierzy, już
został potępiony, bo
nie uwierzył w imię
Jednorodzonego
Syna Bożego. A sąd
polega na tym, że
światło przyszło na
świat, lecz ludzie
bardziej umiłowali
ciemność aniżeli
światło: bo złe były
ich uczynki. Każdy
bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do
światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia
wymagania prawdy,
zbliża się do światła,
aby się okazało, że
jego uczynki są dokonane w Bogu.
(J 3,14-21 )
Dotykamy dziś ponownie zagadnienia kluczowego dla życia chrześcijańskiego, a wiec tematu wiary. Każdy kto wierzy nie podlega potępieniu, bowiem – jak mówi św. Paweł w pierwszym czytaniu – „łaską
jesteśmy zbawieni przez wiarę”. Trzeba jasno powiedzieć, że wiara w
Jezusa Chrystusa, który jest Jednorodzonym Synem Bożym stanowi
podstawowy, a zarazem niezbędny warunek zbawienia. Niezwykle
wymowną ilustracją tej prawdy są chociażby liczne ewangeliczne sceny uzdrowień, w których dzięki postawie pełnego i bezwarunkowego
ludzie przychodzący do Jezusa otrzymywali łaskę oczyszczenia z chorób i dolegliwości. Wiara jako podstawa życia w jedności z Bogiem
jest przy tym wyłącznie Jego darem, ale przewidzianym bez wyjątku
dla każdego człowieka. Nie jest zatem postawą, czy sposobem życia,
który możemy osiągnąć spełniając konkretne normy pobożności. Nie
da się „zdobyć” wiary kierując się wyłącznie typowo ludzkim kryteriami skuteczności i zakładając, że także w tej dziedzinie można osiągnąć
sukces uzależniony od własnych zdolności i podejmowanych wysiłków. Podkreśla to także św. Paweł pisząc, że wiara w Boga nie
„pochodzi od was. Lecz jest to dar Boga: nie z uczynków, ab się nikt
nie chlubił”. Starając się zatem o ten wielki dar trzeba w pierwszej
kolejności zacząć od właściwego przygotowania, które pozwoli nam w
pełni odpowiedzieć na inicjatywę samego Boga. Niezbędne jest podjęcie określonego wysiłku, który pozwoli nam przyjąć postawę zbliżoną
do przykładu św. Józefa, którego uroczystość obchodziliśmy w ostatni
czwartek. Chodzi tu o postawę gotowości, otwartości i uległości, pozwalającej na przyjęcie woli Boga i postawienie jej na pierwszym miejscu, niezależnie od własnych planów, czy oczekiwań. Wiara jako wielki dar dostępny dla każdego człowieka musi mieć odpowiednie warunki do tego aby wzrastać. Nie można zatem starać się wierzyć, stawiając jednocześnie Bogu liczne warunki, które sprowadzają Go jedynie do roli statysty i obserwatora. On chce znacznie więcej.
Rozważany tutaj dar wiary jest również niezbędny do tego, aby właściwie zrozumieć i przyjąć Krzyż Chrystusa. Dla chrześcijan nie jest to
bowiem symbol zgorszenia, czy upadku, ale niezwykle wymowny znak
zwycięstwa, a przez to także źródło prawdziwej i trwałej radości. Nie
ma żadnej sprzeczności w tym, że dzisiejsza niedziela – zwana od
pierwszych słów Antyfony na wejście – Niedzielą Laetare, tak jednoznacznie przywołuje nam obraz Krzyża. Zdaje się przez to podpowiadać – radujcie się tym Krzyżem, który jest dla każdego drogą do przezwyciężenia wszelkiego grzechu, jakie dokonało się w Jezusie Chrystusie z miłości do człowieka. Bardzo często nie dostrzegamy tego
prawdziwego obrazu Krzyża zapominając, że wyraża on głęboką prawdę o Bogu, który nie cofnął się nawet przed tak wielką ofiarą daną ze
swojego Jednorodzonego Syna, abyśmy dzięki temu my także mogli
stać się Jego dziećmi. Prawda, której potwierdzeniem jest Krzyż powinna nieustannie napełniać nas radością dającą jednocześnie siłę do
przezwyciężania własnych ograniczeń i różnych życiowych trudności.
Każde zbliżenie się do tego Krzyża, choć na pozór wydawać się może
ciężką próbą, jest w rzeczywistości zbliżeniem się do tajemnicy Odkupienia, której zwieńczeniem jest zbliżające się już Zmartwychwstanie.
2
Marcin Stębelski
Najpierw ślub potem chrzest
czyli historia jednego nawrócenia
Witam serdecznie. Mam
przyjemność z Panem
Krzysztofem, który został ochrzczony… już jako dorosły, dojrzały mężczyzna. Większość z nas
nie
pamięta
swoich
chrzcin, a o tym, czy i jak
się odbędą, decydują za
nas zazwyczaj nasi rodzice lub opiekunowie. Za
pana nikt nie decydował,
była to świadoma decyzja. Ale zacznijmy od początku. Jak to się stało,
że nie był Pan ochrzczony jako małe dziecko?
Pana rodzice byli niewierzący, czy może urodził
się Pan w rodzinie wyznającej inną religię?
- Rodzice moi pochodzili z rodzin o różnych
wyznaniach. Ojciec z rodziny prawosławnej jak mi później opowiadał, miał w szkole
przed wojną z tego powodu sporo nieprzyjemności (wołali na niego Kacap); mama z
rodziny ateistycznej. Wprawdzie była
ochrzczona w kościele rzymsko-katolickim,
ale jej ojciec (mój dziadek) był przeciwnikiem wiary i zabraniał Babci i mamie uprawiania praktyk religijnych. Po wyzwoleniu
rodzice jako bardzo młodzi ludzie wstąpili
do ZWM. Tam zafascynowali się nową rzeczywistością, uwierzyli w brednie o równości
i żyli jak przykładni komuniści uczciwie, lecz
nauki Kościoła zastąpili etyką. Oczywiście
ślub był cywilny i dzieci tylko zarejestrowane
w USC.
3
Więc jak doszło do tego,
że zaczął Pan chodzić do
kościoła, czy w ogóle zainteresował się religią…
To od początku była jakaś
pańska
niezaspokojona
potrzeba czy może ktoś
Panu pokazał drogę do
nawrócenia?
- Mimo tego, że w Polsce obowiązywał taki a nie inny
ustrój, nie można było przejść
przez życie nie stykając się z
wiarą: znajomi, przyjaciele,
literatura. To było tym ziarnem rzuconym na słaby,
oporny, ale jakiś grunt, które
bardzo powoli zaczęło kiełkować wywołując poczucie, że
coś w tym jest.
Gdy poznałem Dziewczynę
swojego życia, która sama była wierząca i
pochodziła z religijnej rodziny i przyszedł
czas na ślub, przekonałem ją, że wystarczy
nam ślub cywilny. Zgodziła się.
W 1981 dostaliśmy spółdzielcze mieszkanie
na Tarchominie. Powstawała tam nowa parafia pod wezwaniem NMP Pięknej Miłości.
Rodzinę naszą odwiedził ówczesny nieodżałowany Proboszcz Śp. Ks. Marian Paź. On to
uświadomił mi, że z mojej winy bardzo kochana przeze mnie osoba żyje w grzechu, że
zamykam drogę do zbawienia jej i niespełna
dwuletniej córeczce. Zaproponował mi Ślub
kościelny mieszany (ja jako ateista) i chrzest
dziecka. Musiałem tylko zadeklarować, że
nie będę utrudniał żonie uczestniczenia w
praktykach religijnych i wychowania dzieci
w wierze katolickiej. I tak się stało - wzięliśmy bardzo cichy ślub kościelny w środku
tygodnia w godzinach przedpołudniowych.
Było wspaniale. Po kilku miesiącach chrzest
córeczki. Na chrzest zaprosiliśmy rodzinę,
także moich rodziców. Przyjechali, lecz do
kościoła nie poszli, ja w domu dotrzymywałem im towarzystwa (mimo wielu spotkań z
ks. Marianem byłem dalej ateistą). W 1985
przyszła na świat druga córka. I ponownie
moi rodzice siedzą w domu, a ja z nimi. Lecz
tym razem było mi przykro, że nie ma mnie
w kościele przy moich najbliższych, że nie
trzymam na rękach swojego dziecka.
Dzieci rosły. Żona w każdą niedzielę chodziła z nimi na mszę, ja zostawałem w domu.
Pewnej niedzieli usłyszałem narzekania:
”tatuś to ma dobrze, bo nie musi chodzić do
kościoła”. Decyzja zapadła natychmiast: od
dziś chodzimy do kościoła razem.
różnic od chrztów dzieci, których często jesteśmy świadkami podczas niedzielnych mszy?
- Chrzest odbył się w zachrystii przed mszą,
w sobotę przed Niedzielą Palmową, bez rodziców chrzestnych w obecności najbliższej,
choć nie całej rodziny. Potem Msza Św. i
Pierwsza Komunia. To coś pięknego i wspaniałego, nie potrafię tego opisać.
-Pierwsze msze w kościele były rzeczywiście
ciężkie: nie potrafiłem się modlić, nie potrafiłem się zachować, nie wiedziałem, kiedy
stać, a kiedy klęczeć. W nagrodę słuchałem
Słowa Bożego i pięknych kazań - „to był nawóz dla tej jałowej gleby”.
Jeszcze relacje z rodzicami... Ponieważ byli
naprawdę uczciwymi ludźmi, wychowali
mnie w miłości najlepiej jak umieli. Nie miałem odwagi powiedzieć im o zmianie w moich poglądach i w moim życiu. Nie chciałem
im robić przykrości. Moja starsza siostra
wychodząc za mąż ochrzciła się i wzięła ślub
kościelny. Rodzice, zwłaszcza ojciec, bardzo
to przeżyli. Postanowiłem zachować w tajemnicy fakt, że zacząłem chodzić do kościoła i razem z rodziną przeżywać wszystkie
święta kościelne.
Czego życzyłby Pan naszym czytelnikom, którzy rozważają przyjęcie tego
sakramentu już jako dorosłe osoby i
co mógłby Pan doradzić bliskim takich osób?
- Przede wszystkim miłości i zrozumienia
Bożej Miłości
Czy coś po tej ceremonii diametralnie
zmieniło się w Pana życiu, czy odczuł
Pan jakieś namacalne zmiany, może w
Pana relacjach z bliskimi czy w Pana
stosunku do siebie samego?
- Tak jak sam proces nawracania był długotrwały, tak też zmiany we mnie następowały
stopniowo jeszcze przed ceremonią. Nie
chcę sam siebie oceniać, ale myślę, że jestem
Rozumiem, że nie od początku było bardziej wyrozumiały dla ludzi. Wiara wytyłatwo i przyjemnie, to nie była prosta czyła mi pewne zasady, których staram się
droga?
przestrzegać.
Nadszedł jednak w końcu czas decyzji
o przyjęciu Chrztu. Jak to wyglądało?
Sama ceremonia musiała się przecież
4
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę
szczęścia i powodzenia Panu oraz Pana bliskim od siebie i całej redakcji.
Mam nadzieję, że Pana przykład pomoże na drodze do nawrócenia tym
wszystkim, którzy mają chrzest dopiero przed sobą, a tym, którzy w swoim
otoczeniu mają osoby przygotowujące
się do tego wydarzenia, pozwoli zrozumieć ten drugi punkt widzenia.
Rozmawiała Klaudia Klamar-Marcinkiewicz
Chrzest w Kościele
pierwszych wieków
Znaczenie i rolę chrztu jako sakramentu,
którą odgrywał on w życiu pierwszych chrześcijan, możemy starać się odczytać w opisach liturgii oraz w dziełach sztuki jakie
przetrwały z tamtego okresu. Szczególne
miejsce zajmują budynki zwane baptysteriami, które pojawiły się już w III w. Uwagę
zwracają ich znaczne rozmiary oraz bardzo
bogata forma – nie tylko sama architektura,
ale także wystrój. Większość z nich ozdabiają mozaiki lub malowidła ścienne o programie i symbolice starannie dobranej do ich
przeznaczenia.
Pierwsze wzmianki o liturgii chrzcielnej pojawiają się u pisarzy wczesnochrześcijańskich, takich jak na przykład Tertulian, który, broniąc tego obrzędu, podkreśla jego
prosto tę,
p rzec iws ta wia jąc
go
„pretensjonalnemu przepychowi” pogańskich rytuałów inicjacji. Jest to jedna z niewielu wzmianek pochodzących z drugiego i
trzeciego wieku. W wiekach kolejnych, wraz
z rozwojem chrześcijaństwa, wzrostem znaczenia i wielkości poszczególnych gmin,
zmieniło się miejsce chrztu i rozbudował
cały ceremoniał. To właśnie z tego okresu
datuje się największe i najlepiej zachowane
wczesnochrześcijańskie baptysteria, do których należy np. baptysterium Ortodoksów w
Rawennie. Sam rytuał chrzcielny staje się też
wtedy popularnym tematem wśród pisarzy –
którzy zdają się dążyć do wyjaśnienia w swoich pismach całej jego złożonej symboliki i,
pomimo pewnych różnic lokalnych, wynika z
nich, że podstawowe elementy tego sakramentu były wspólne dla całego ówczesnego
chrześcijaństwa.
W Kościele pierwszych chrześcijan obrzędu
chrztu dokonywano raz w roku, podczas
Wigilii Paschalnej, centralnego momentu
5
całego Triduum Paschalnego, najbardziej
odpowiedniego momentu aby „umrzeć i ponownie narodzić się w Chrystusie” (raczej
unikano chrztu w inne dni, chyba, że istniało
zagrożenie śmiercią). Mimo tego, że chrzest
dzieci stawał się coraz bardziej popularny, to
zazwyczaj odkładano go aż do wieku dojrzałego, był on bowiem długo jedynym sakramentem odpuszczającym grzechy. Prowadziło to do sytuacji, że chrzest przyjmowały całe
rzesze dorosłych wiernych (w zachowanych
świadectwach wymieniane są raczej tysiące
niż setki chrzczonych jednocześnie).
Przygotowania poprzedzające przyjęcie sakramentu zaczynały się na początku Wielkiego Postu, chętny, wraz ze „świadkiem” –
osobą za niego poręczającą, po osobistym,
dokładnym „badaniu” przez biskupa, wpisywany był na odpowiednią listę. Przez cały
ten okres katechumeni podejmowali wysiłki
mające przygotować ich do dołączenia do
wspólnoty Kościoła. Odbywało się to poprzez posty oraz naukę prawd wiary połączoną z egzorcyzmami. Nauka ta mogła odbywać się w samym budynku kościoła lub
pomieszczeniach do niego przyległych. Baptysterium otwierane było bowiem tylko raz
w roku podczas liturgii chrzcielnej w Wielką
Sobotę. Wtedy to biskup w otoczeniu kapłanów i diakonów przestępował progi baptysterium, egzorcyzmował źródło wody oraz
odmawiał modlitwy zapewniające o jego
świętości i obecności Trójcy Świętej.
Kolejnymi osobami przestępującymi próg
baptysterium byli sami katechumeni. Najpierw jednak biskup dokonywał symbolicznego aktu ich „otwarcia” poprzez dotknięcie
ich oczu oraz nozdrzy. Następnie chcący
przyjąć chrzest wyrzekali się diabła i oddawali się Chrystusowi. Symbolicznie odbywało się to także podczas samego wchodzenia
do budynku – wchodzili oni bowiem od
wschodu, twarzą zwróconą jednak ku zachodowi – kierunkowi łączonemu z diabłem,
którego się właśnie wyrzekli, odwracając ją
następnie na wschód, w kierunku Chrystusa.
Łączyło się to z wystrojem wnętrza, bowiem
oczom wchodzącego ukazywała się wtedy
zazwyczaj mozaika przedstawiająca Chrystusa depczącego diabła, często także umieszczano obok przedstawienia Jonasza i Lewiatana oraz Daniela w jaskini z lwami – sceny
symbolizujące triumf Bożej Mocy nad złem.
Przechodzono wtedy do centralnego obrzędu
chrztu, jakim było zanurzenie w wodzie całej
osoby – miało to miejsce w specjalnym basenie chrzcielnym umieszczonym pośrodku
baptysterium, znajdującym się poniżej posadzki, do którego prowadziły trzy schodki.
Droga taka – „pod posadzkę” i z powrotem –
również miała swoją symbolikę. Św. Ambroży porównuje ją do „zejścia” i „wyjścia” z
grobu. Dbano także, aby woda w chrzcielnicy była „wodą żywą”, a więc, aby była ona
bieżąca (często z tego powodu jako miejsca
na baptysteria wybierano byłe łaźnie rzymskie). Neofita był w niej zanurzany trzy razy
(nawiązując do trzech dni kiedy Chrystus
przebywał w grobie). Kolejno następowało
namaszczenie – poprzez uczynienie znaku
krzyża na czole (w niektórych miejscach
namaszczano nawet całe osoby).
Po chrzcie neofita przybierał białą szatę –
nie tylko aby zakryć nagość, ale także by
„zdjąwszy okrycie grzechu, przyodziać się w
czystą szatę niewinności”. Podkreślała ona
także duchową świeżość tego, który ją nosił
oraz wizualnie podkreślała znaczenie odby6
wającej się po chrzcie procesji.
W niektórych ośrodkach praktykowano także umywanie nóg nowo ochrzczonym. Odbywało się to na pamiątkę umycia nóg Apostołom przez Chrystusa przed Ostatnią Wieczerzą i miało być dokonywane przez biskupa
(który zastępował w tym miejscu Chrystusa).
Wydaje się jednak, że w wielu miejscach (np.
w Rzymie), ze względu na dużą liczbę
chrzczonych, zwyczaj dość wcześnie zanikł.
Ceremonia chrzcielna miała swoja kontynuację w procesji wiodącej od budynku baptysterium ku kościołowi, gdzie nowo ochrzczeni mieli po raz pierwszy wziąć udział w Eucharystii, jako już pełnoprawni członkowie
Kościoła. Jak bardzo poruszający i piękny
był to widok, przedstawiający rząd ubranych
w białe szaty postaci, jaśniejących na tle
nocnego nieba, świadczą żywe, pełne entuzjazmu i zachwytu opisy: „Wiecie, że wasz
Mistrz sprawia, że świecicie jasno, jak pozostawiacie swoje grzechy w grobie chrzcielnicy, jak Duch podnosi was do nowego życia,
jak ubiera wasze ciała w świetliste szaty, jak
lampy, które trzymacie w dłoniach, symbolizują oświecenie duszy” (Prokulus, patriarcha
Konstantynopola). Jeszcze bardziej zdaje się
być entuzjastyczny św. Ambroży, biskup
Mediolanu, opisujący procesję poprzedzaną
przez zachwyconych aniołów, którzy „ujrzeli,
jak ta ludzka natura, która wcześniej była
splamiona nędzą grzechów, jasno świeci
(…).
Stworzenie tak obfitego w symbolikę rytuału
chrzcielnego, oraz budowa tak złożonych
struktur jak baptysteria podkreślała znaczenie chrztu, jego rangę oraz wyjątkowość jako
sakramentu będącego bramą do całej wspólnoty Kościoła, przede wszystkim zaś
„uprawniającym” do udziału w Eucharystii.
Nieochrzczeni („niewtajemniczeni”) nie byli
dopuszczani do udziału w niej, a podczas jej
sprawowania wrota kościoła pozostawały
zamknięte.
PZ
KATECHUMENAT XX WIEKU
Karol Wojtyła
Publikujemy fragment artykułu znanego nam dobrze autora, opublikowany w
roku 1952, kiedy to papieŜ Pius XII przywrócił obchody Wigilii Paschalnej na
noc z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną
Sakramenta odtwarzają Wcielenie. Wcielenie jest tajemnicą o tyle inną od tajemnic samego Bóstwa, że posiada ono również swoją stronę widzialną, historyczną,
doświadczalną. Sakramenta podobnie.
Łaska, której one udzielają, stanowi w
nich nadprzyrodzoną tajemnicę wiary.
Prócz tego jednakże posiadają i one swoją stronę widzialną, zewnętrzny znak
łaski. Ów znak jest zwyczajnie bardzo
prosty i wymowny, a składają się nań
pewne czynności i słowa. Tak np. przy
Chrzcie św. polanie wodą i słowa „ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego”, przy Eucharystii chleb, wino i
słowa ustanowienia. – Przypominamy te
wszystkie szczegóły dlatego, żeby wskazać, jak ów zewnętrzny znak sakramentalny nosi w sobie zarodki liturgii.
(Chodzi o pewne wyrównanie długu: liturgia nocy zmartwychwstania Pańskiego dostarczyła nam sposobności do rozwa żań o tajemnicach, trzeba teraz, aby
to rozważanie rzuciło z kolei swój refleks
na samą liturgię). Okazuje się bowiem,
że nie sposób dotrzeć do jej istoty nie
czując tego ścisłego związku, jaki zachodzi między nią a całym porządkiem tajemnic nadprzyrodzonych. Liturgia wywodzi się z porządku sakramentalnego, i
aby móc właściwie ująć jej istotę, trzeba
uchwycić ten stosunek, jaki zachodzi w
każdym Sakramencie między łaską a
znakiem, a w dalszej jeszcze perspektywie ów stosunek, jaki zachodzi we Wcieleniu między Osobą Bożą a Człowiekiem.
Stosunek między łaską a znakiem. Łaska
7
jest to wewnętrzne życie człowieka jako
jego uczestnictwo w Życiu Boga. Wiemy,
że trudno jest wyrazić życie, zobiektywizować je, ujmując w zespół pojęć i słów.
Jest ono zawsze po prostu faktem, i to
faktem poniekąd niewyrażalnym. Można
je przeżyć, ale nie można go opisać; opis
zawsze będzie niewspółmierny. Jeżeli zaś
liturgia wywodzi się z porządku sakramentalnego, wówczas musi się ona liczyć
z Życiem, które jest nadprzyrodzone.
Porządek bowiem sakramentalny stanowi z istoty swojej krąg tego Życia. Ośrodkiem porządku sakramentalnego i jego
zenitem jest Tajemnica Wcielenia. I dlatego liturgia zawsze w ostatecznej analizie opiera się o Chrystusa i zawsze sobą
ogarnia to, co z istoty swej nadprzyrodzone – to, co Boże w człowieku.
Człowiek, który jest żywym podmiotem
liturgii – to człowiek widziany w szczególnym świetle. Liturgia nie tylko zakłada ową nadprzyrodzoną rzeczywistość w
człowieku, ale liturgia również pracuje
nad jej pogłę- bieniem i doprowadzeniem do stanu świadomości. Ta nadprzyrodzona świadomość: szersze, wnikliwsze otwarcie oczu wewnętrznych na rzeczywistość nadprzyrodzoną, musi być
owocem liturgii. Tutaj spotyka się ona
bezpośrednio z tymi prawami, według
których żyje i rozwija się w człowieku
wiara – cnota boska, nadprzyrodzona
sprawność poznawcza.
Jeżeli zaś z jednej strony zakłada liturgia
nadprzyrodzone tajemnice w człowieku i
w ludzkości: Wcielenie i łaskę – to z dru-
giej strony ma ona poczucie „znaku”;
wypływa przecież z porządku sakramentalnego. A więc nie tyle wyraża nadprzyrodzoną rze czywistość, ile ją oznacza. To
zaś jest daleko więcej. Nadprzyrodzoną
rzeczywistość wyraża Pismo święte, Tradycja. Liturgia czerpie z nich, ale ma
funkcję szczególną. Oznacza fakty nadprzyrodzone, które się w jej odsłonach
spełniają. Sakrament bowiem oznacza
łaskę i udziela jej.
Takim postawieniem sprawy nie sposób
rościć sobie praw do zamknięcia zagadnień liturgii. Chodzi tu dużo bardziej o
klucz do ich otwarcia, o znalezienie właściwych biegunów napięcia, pomiędzy
którymi liturgia tworzy się. Otóż – tworzy się ona i żyje pomię- dzy tajemnicą
nadprzyrodzoną skupioną w człowieku i
w ludzkości a – „znakiem”. Znak, ów,
bywa oszczędny, bywa zwięzły. Ale dlate-
go też wstrząsająco prosty. Sprawy Boże
w człowieku szukają sobie odpowiednika
w takim znaku. I żywy człowiek – podmiot liturgii – odczuwa całą prawdę, całą
autentyczność takiego zestawienia. Czasem ów żywy człowiek będzie mówił o
„wspaniałej liturgii”. Tak właśnie jest,
gdy chodzi o liturgię nocy Zmartwychwstania, kiedy ów „znak” rozrasta się w
potężną wizję liturgiczną. Ale i wówczas
nie należy przez to rozumieć jakiejś
wspaniałości zewnętrznej, powierzchniowej. Jest to zawsze wspaniałość napięcia:
między znakiem a Życiem. I stąd ową
wspaniałość można naprawdę odkryć
tylko przy współudziale głębokiego skupienia nad Życiem, które pod osłoną liturgii jest w Chrystusie i w nas.
„Znak” nr 34 (Kraków 1952), s. 287
-296
Wielki post w kościele św. Anny
Rekolekcje wielkopostne dla studentów, pracowników nauki, początek: 29 marca.
Temat: "Credo, credo, credo", ks. Jacek Rogalski.
Rekolekcje w niedziele na mszach św. o 10.00, 12.00, 15.00, 19.00, 21.00,
w dni powszednie o 10.00 i 18.30.
Rekolekcje wyjazdowe SKMA, 27-29 marca w Sulejówku,
Temat: "Nie jesteśmy już dziećmi", o. Jacek Wilczak OCD,
loszt: 50 zł członkowie i 60 zł sympatycy stowarzyszenia,
możliwość zapisu: spotkanie SKMA (po Mszy Św. o 19:15) 24 marca w Sali
Bożego Miłosierdzia przy kościele Św. Anny,
Więcej informacji na plakatach w gablotkach kościoła Św. Anny oraz na
stronie www.skma.pl.
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na
adres: [email protected]
(tel. 022 393 45 75)
Kościół Akademicki
św. Anny w Warszawie
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00;
19.00; 21.00. Msze św. w dni powszednie: 7.00;
7.30; 15.00; 18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia
miesiąca: 21.00)
Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt.
7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 1516, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych.
Chrzty dzieci w niedzielę o godz 12.00
8

Podobne dokumenty