Dyskusja po referacie Ryszarda Marciniaka

Transkrypt

Dyskusja po referacie Ryszarda Marciniaka
Andrzej Pelczar, Ryszard
Marciniak, Stefan W.
Alexandrowicz [et al.]
Dyskusja po referacie Ryszarda
Marciniaka "Związki Poznańskiego
Towarzystwa Przyjaciół Nauk z
polskimi ośrodkami naukowymi w
okresie zaborów"
Prace Komisji Historii Nauki Polskiej Akademii Umiejętności 8, 309-315
2007
Zwiqzki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk z polskimi ośrodkami naukowymi...
309
Dyskusja po referacie Ryszarda Marciniaka:
Z w iązki P oznańskiego T ow arzystw a P rzyjaciół N auk z p olskim i ośro d kam i
n au kow ym i w okresie zaborów
Andrzej Pelczar:
Jakie były związki Poznania z francuskim Towarzystwem Nauk Ścisłych? In­
teresuje mnie to jako matematyka, bo tam ta część nauk ścisłych była reprezento­
wana. Czy były jakieś kontakty instytucjonalne czy inne?
Ryszard Marciniak:
Oczywiście były. Nie mogłem tu w referacie wszystkiego przedstawić, ale
kontakty te były mimo wszystko marginalne. Przede wszystkim Jana Działyń­
skiego, który był i członkiem naszego Towarzystwa, i założycielem Towarzy­
stwa Nauk Ścisłych, sponsorem i wydawcą tych pism, które tamto Towarzystwo
wydawało od roku 1870 do 1882. Przypominam, że Działyński zmarł co praw­
da w roku 1880, ale jeszcze następca jego na Kórniku, Władysław Zamoyski,
próbował kontynuować te wydawnictwa, w końcu przerwał ich finansowanie,
twierdząc że nie jest w stanie udźwignąć tego ciężaru. Towarzystwo przysłało do
Torunia na obchody czterechsetlecia urodzin Mikołaja Kopernika swoich przed­
stawicieli i pewne pamiątki, które na wystawie były prezentowane, ale Zamoyski
podkreślał, że Towarzystwo Poznańskie poświęcało temu zbyt mało uwagi.
Gdy w Paryżu w roku 1878 została zorganizowana Wystawa Powszechna, to
Wielkopolska była tam reprezentowana tylko przez tzw. „kamienie mikorzyńskie". To bardzo ciekawa historia, bo Jan Działyński zżymał się na te dwa „ka­
mienie mikorzyńskie". Zostały one wydobyte na terenie Wielkopolski ze stawu
w Mikorzynie w latach 1855/56. Kamienie te były pokryte runami. Wywiązała
się dyskusja ogólnopolska czy są to runy słowiańskie, czy niemieckie. Opinia
była podzielona. Towarzystwo nasze wypowiadało się, że są to autentyki i dla­
tego wysłało je na wystawę do Paryża. Tymczasem okazało się - udowodnił to
najwybitniejszy wtedy językoznawca we Lwowie, Antoni Małecki, zresztą z po­
chodzenia Wielkopolanin - że były to falsyfikaty, a twórca ich opierał się na
pracach Joachima Lelewela.
Oczywiście była też wymiana wydawnictw. Towarzystwo Nauk Ścisłych wy­
dało 26 podręczników i 12 tomów „Pamiętnika". Wszystkie one trafiły do Towa­
rzystwa Przyjaciół Nauk. Bardzo były potrzebne. Nomenklatura naukowa była
w Poznańskiem bardzo słabo rozwinięta, nie było niemal w ogóle inżynierów,
zaledwie kilku na całą Wielkopolskę. Chodziło zatem o wykształcenie kadry, ale
takiego poparcia ze strony Towarzystwa Nauk Ścisłych nie było.
310
RYSZARD MARCINIAK
Stefan W. Alexandrowicz:
Chciałem odnieść się do sprawy tych falsyfikatów mnikowskich, które Pan
Profesor zilustrował tu na fotografiach. Rozumiem, że są one w dalszym ciągu
w zasobach Muzeum Poznańskiego. Ja miałem okazję się z nimi zetknąć, gdy dla
programu III Telewizji Polskiej kręciłem film na temat Mnikowa i między innymi
prezentowałem te falsyfikaty. Otóż Gotfryd Ossowski, który rozkopywał jaskinie
mnikowskie rozkopał między innymi dwa małe schrony skalne, które nazywają
się „jaskinie na Dolniku górna i dolna" . Nie wiadomo, co takiego on znalazł, co
dało asumpt robotnikom czy ludziom tam kopiącym, aby mu to w dalszym ciągu
produkować. Ale ponieważ bywał od czasu do czasu na wykopaliskach i pa­
trzył na to, co mu wykopali, to stwierdzili, że nadarza się okazja dodatkowego
zarobku i zaczęli mu te falsyfikaty produkować. Potem nastąpił okres dyskusji
czy są to oryginały, czy falsyfikaty i osobą, która przyczyniła się do wyjaśnienia
tej sprawy był dr Leńczyk. To był archeolog krakowski związany z PAU, pra­
cujący potem nad Tyńcem. Ja miałem okazję się z nim osobiście zetknąć, gdy
robiłem pracę dyplomową geologiczną w Tyńcu. Wtedy poznałem go dobrze,
bo geolog miał zawsze coś sobie z archeologiem do powiedzenia. Otóż on zor­
ganizował wycieczkę, w czasie której zgłosił się do niego starszy już człowiek
i oświadczył, że był wtedy, gdy te wykopaliska prowadzono. Pokazywał, gdzie
wtedy, kto, co robił i sprzedawał. Ten zbiór falsyfikatów jest to zbiór kuriozalny
i trzeba powiedzieć, że kuriozalny w światowej skali. Niezależnie od tego, że
są to falsyfikaty, zasługuje on na uwagę. Natomiast do dziś jest nierozpoznany.
Z punktu widzenia, o którym powiem za chwile, ważne jest to, że są to ryty czy
kształty wycinane na materiale kostnym. Te najbardziej przypominają oryginały,
było to najprawdopodobniejsze, że człowiek znajdował jakieś kości i coś tam na
nich figurował. Natomiast część tych falsyfikatów jest w materiale kamiennym,
a do dziś nikt tego nie zbadał, co tam jest. Są tam niewątpliwie kawałki wapieni
jurajskich, oryginalnych, ale nie w większości. Są to prawdopodobnie wyroby
ryte na gipsie, co oczywiście nie mogło być związane z przeszłością. Ale do dziś
bardzo mało wiemy z czego te falsyfikaty są. Zasługuje to na wyjaśnienie. Ja nie
jestem archeologiem i nie potrafię powiedzieć, jakie są obiekty porównawcze,
ale znany jest słynny problem falsyfikatów skamieniałości, który doprowadził
odkrywcę do śmierci. Ten zbiór mnikowski jest kuriozalny w skali światowej
i zasługuje na uwagę niezależnie od tego, że archeolodzy będą mieli do niego
taki stosunek, jaki powinni mieć, czyli jako do zbioru falsyfikatów.
Zbigniew Wójcik:
Wystąpienie Pana Profesora dotyczy całej wiązki spraw bardzo istotnych za­
równo dla Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, jak i dla Polskiej Akade­
mii Umiejętności. Chciałbym powiedzieć tu o pewnym zdarzeniu, które przeszło
Związki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk z polskimi ośrodkami naukowymi..
311
do lat 60. ubiegłego wieku. W 1857 roku Józef Łubieński ofiarował PTPN swoją
znakomitą kolekcję mineralogiczną Abrahama Gottloba Wernera zakupioną po
śmierci Wernera w 1817 roku na aukcji w Freibergu. Absolutny rarytas! Kolekcja
ta nie została nigdy opisana szczegółowo, ale przetrwała i I, i II wojnę światową.
W latach 60. przy remoncie gmachu muzeum została po prostu wyrzucona na
śmietnik! Kiedy zwróciłem uwagę odpowiedzialnemu za to profesorowi Jerze­
mu Fedorowskiemu, że stało się coś bardzo tragicznego, to mi powiedział: „No
wiesz, Niemcy nam takie szkody zrobili..." A przecież była to nasza polska ko­
lekcja tylko zebrana przez Wernera.
Ryszard Marciniak:
Jak wspominałem zbiory PTPN, nie książki, ale zbiory muzealne przyrodni­
cze zostały niestety rzeczywiście zniszczone. Zbiory przyrodnicze wyszły z gestii
Towarzystwa już w okresie międzywojennym. Instytucjonalnie one już do PTPN
nie należały. Zbiory obrazów przeszły do Muzeum Narodowego, archeologicz­
ne do Muzeum Archeologicznego, a zbiory przyrodnicze do Muzeum Przyrod­
niczego. Niestety nasze zbiory przyrodnicze zostały bezpowrotnie zniszczone.
Prezes naszego Towarzystwa przed kilkunastu laty usilnie próbował się zorien­
tować, co się stało z tymi zbiorami i stwierdził, że po prostu ich nie ma. Wiemy,
gdzie się kończy ślad, ale to wszystko. W zbiorach przyrodniczych był ząb ma­
muta wykopany pod Poznaniem, też rarytas, bo na tych terenach nie ma tego
typu znalezisk, były zbiory florystyczne gromadzone przez Franciszka Chłapow­
skiego przez wiele lat, on się tym opiekował, po prostu żył dla tych zbiorów.
Opublikował zresztą przewodnik po tych zbiorach. Niestety nic pocieszającego
nie mogę tu powiedzieć i jako kronikarz PTPN muszę stwierdzić z bólem, że
sytuacja wygląda tu tak, jak Pan Profesor przedstawił.
Julian Dybiec:
W związku z tymi wymienionymi tu przez Pana Profesora kontaktami mię­
dzy PTPN a Krakowem chciałbym zwrócić uwagę, że bardzo cenne teki Ciesz­
kowskiego ofiarowane przez Towarzystwo Akademii. Są tutaj i wiele pokoleń
historyków z nich korzystało i korzysta. Zawierają materiały do dziejów Polski
od średniowiecza po wiek XVII, które nasi historycy skopiowali we Włoszech.
Najważniejsi byli ludzie, którzy tę współpracę między PTPN a AU organizo­
wali. Prezesem był Poznaniak Kazimierz Morawski, bez którego nie rozwinęłoby
się środowisko naukowe wielkopolskie. Nie miało ono warunków do rozwoju
w Poznaniu, studiujący musieli emigrować, a Morawski stworzył im w Krako­
wie warunki i wykształcił uczniów zwłaszcza w filologii klasycznej. Podobnie
we Lwowie Liske stworzył szkołę i warsztat pracy dla historyków.
312
RYSZARD MARCINIAK
Zastanawia mnie jedna sprawa. Działało wiele towarzystw naukowych, kie­
dy można je było już tworzyć - w Poznaniu, w Toruniu, w Krakowie, we Lwo­
wie, w Warszawie. Ciekawe, że związani z nimi ludzie nie mogli się porozumieć
w sprawie takiej generalnej strategii naukowej, wydaje się, że w ogóle nie myśleli
0 tym. Jedyną sprawą, którą tu już Pan Profesor poruszył, były prace nad języ­
kiem. Wspomniany Malinowski miał różne koncepqe językowe. Pan przedstawił
go tu jako wybitnego uczonego, ale on miał takie trochę fantastyczne, roman­
tyczne koncepqe i wyobrażenia o języku. Ale ta koncepcja pracy nad ochroną
1 badaniem języka wyszła wtedy z Poznania. Drugą taką sprawą była koncep­
cja tworzenia opisu ziem polskich. Idea wyszła z Poznania, potem rozwijała się
w Warszawie i innych miejscach.
Wspomniał Pan Profesor o ogłaszanych konkursach. To była jakaś koncepqa
strategii naukowej dla całej Polski. Jednak poza nielicznymi wyjątkami te kon­
kursy się nie udawały, mimo że bardzo duże nagrody były fundowane. W wy­
niku tych konkursów tylko niewiele prac powstało, na przykład Historia Żydów
polskich.
Zaskakuje mnie niezgodność polska, jeżeli chodzi o Kopernika. Sprawa jest
ciągle aktualna, bo niektórzy badacze niemieccy ciągle przedstawiają Kopernika
jako uczonego niemieckiego. Polakom wydawało się za Śniadeckim, że nikt nie
kwestionuje polskości Kopernika. Okazja, aby połączyć tu wysiłki krakowskie,
poznańskie, toruńskie, a nawet paryskie, została zmarnowana. Można było urzą­
dzić rocznicową imprezę na skalę europejską, a zrobiono tylko coś w Krakowie,
w Poznaniu, trochę we Lwowie i wszystko nie zakończyło się tak, jak mogło się
zakończyć.
Ryszard Marciniak:
Ja bym jednak tak pesymistycznie nie oceniał tych prób porozumienia się Po­
laków w II połowie XIX wieku. Uroczystości odbyły się w Toruniu z iniqatywy
Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. W Krakowie rozważano czy nie
powinny się odbyć odrębne obchody. Wtedy Józef Majer powiedział wyraźnie
- nie rozpraszajmy się. Jeżeli Towarzystwo poznańskie coś robi, to dołóżmy się
do tego. W wyniku tego nawet finansowo z Krakowa została wsparta ta idea ob­
chodów kopernikańskich. Z Kogresówki napłynęły też pieniądze. Zbierał je dla
Poznania „Tygodnik Literacki". Z resztówki tych pieniędzy zostały ufundowane
stypendia.
Andrzej Śródka:
Mamy dwóch Poznaniaków, którzy byli prezesami Akademii Umiejętności.
Wspomniany już Kazimierz Morawski i Kazimierz Kostanecki. Jest jeszcze profe­
sor Gerard Labuda z Poznania, choć urodzony na Kaszubach i profesor Seweryn
Ziviqzki Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk z polskimi ośrodkami naukowymi..
313
Hammer. Poznaniacy, członkowie PTPN byli też wybierani na członków naszych
dwóch dużych towarzystw naukowych, warszawskiego i Akademii Umiejętno­
ści. Wymienieni tu Malinowski, Egbert Koźmian , ale i Zygmunt Celichowski,
ksiądz biskup Edward Likowski, Heliodor Święcicki byli członkami AU.
Jerzy S. Pawłowski:
Mam dwa pytania do prelegenta. Pierwsza dotyczy sprawy, o której słysza­
łem, że w okresie międzywojennym Muzeum Przyrodnicze nie podlegało PTPN.
Jakie to były więc związki? Po śmierci Chłapowskiego przejął te obowiązki pro­
fesor Niezabitowski. Czy to nie była placówka PTPN?
Ryszard Marciniak:
Z wszystkich zbiorów, które nasze Towarzystwo pozbierało w XIX w. pozo­
stała tylko biblioteka. I to jeszcze po kłótniach w łonie Towarzystwa, bo chciano
ją przenieść po pierwszej wojnie światowej do nowo utworzonego Uniwersyte­
tu, ale wtedy członkowie wypowiedzieli veto i to jest jedyny zbiór, który z XIX
wiecznych zbiorów pozostaje do dziś w Towarzystwie.
Jerzy S. Pawłowski:
Drugie pytanie dotyczy wymiany zbiorów między Komisją Fizjograficzną
AU a Towarzystwem Poznańskim na przełomie XIX i XX wieku. Ja znam tę spra­
wę od strony krakowskiej. Przejrzałem dokumenty w Archiwum i są tam listy,
na które musiały być odpowiedzi. Sprawa trwała kilka lat. Czy w Archiwum
Poznańskim są ślady tego w postaci jakichś dokumentów?
Ryszard Marciniak:
Archiwum Towarzystwa niestety spłonęło w czasie II wojny światowej. To
jest ogromna strata, bo w tym archiwum odzwierciedlało się całe życie naukowe
Wielkopolski w XIX w. i początkach XX w. Przepadło z dymem z wielką szkodą
dla nauki polskiej. Jedynym źródłowym materiałem jest książka wydana przez
Andrzeja Wojtkowskiego w 1928 roku Historia Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Po­
znaniu. On miał jeszcze dostęp do archiwum. Czerpał z niego bardzo obficie, tak
że to, co tam napisał, można uważać za źródło. Są też rozproszone źródła w ma­
teriałach i korespondenqi poszczególnych działaczy.
314
RYSZARD MARCINIAK
Jerzy S. Pawłowski:
Nie znam tej książki. Mogą tam być interesujące mnie informaqe, ale nie ko­
niecznie, bo to zależy od zainteresowań autora. Była taka tajemnicza sprawa, że
nie wiadomo, jak do tego doszło, iż generał Oktawiusz Radoszkowski zapisał swe
zbiory Towarzystwu. Nie wiadomo, jakie były motywy - czy może jakieś powią­
zania rodzinne, że trafiły one do Poznania, a nie do Warszawy czy do Komisji
Fizjograficznej AU. W końcu tu się znalazły w Krakowie, ale dlatego że Towarzy­
stwo Poznańskie było przerażone wartością tego zbioru o światowym znaczeniu.
Z korespondencji Chłapowskiego wynikało, że Towarzystwo nie mogło sprostać
wymaganiom takiego zbioru zoologicznego o światowym poziomie. Stąd wynikła
iniqatywa przekazania tych zbiorów do Akademii Umiejętności, a za to chcieli
otrzymać ekwiwalent w postaci krajowego zbioru dydaktycznego.
Ryszard Marciniak:
Niestety nie potrafię tego wyjaśnić, ponieważ Wojtkowski, na którym opie­
ram swoją wiedzę o tych czasach, wspomina oczywiście o tym wspaniałym da­
rze generała Radoszkowskiego, rosyjskiego generała działającego w Królestwie,
ale nie wyjaśnia, co było motywem. Sprawa przekazania zbiorów do Krakowa
też jest przedstawiona przez Wojtkowskiego bardzo enigmatycznie. Motyw tego
przekazania nie jest wyjaśniony. Była to wymiana, ale dziwne jest, że wymienia
się coś unikatowego w skali światowej na coś, co można stosunkowo łatwo zdo­
być. Ciekawe, że takich przypadków przekazania zbiorów ze wschodnich ziem
Polski do Poznania jest więcej. Wspominałem tu Elizę Orzeszkową, była też pani
Maria ze Skirmuntów Twardowska, która na Polesiu zbierała materiały florystyczne, był także zbiór z Podhorców żuków i pająków. Chłapowski to bardzo
chętnie brał. On nie był sam, miał do pomocy jedną osobę, ale widocznie było to
za mało, żeby opiekę nad tymi zbiorami dobrze sprawować. Dziękuję bardzo za
te informacje.
Jerzy S. Pawłowski:
Chciałbym uzupełnić jeszcze to, co powiedziałem. Jeżeli poznańskie archi­
wum spłonęło, to z tego, co się znajduje w Archiwum krakowskim, z listów na
przykład Chłapowskiego, wynikają pewne motywy przekazania tych zbiorów
do Krakowa, o których mówiłem. Była w tych listach nuta nadziei, że to, co
Kraków przekaże do Poznania będzie pewnym ekwiwalentem, może przynaj­
mniej w sensie wartości pieniężnej. To oczywiście trudno jest ocenić. Ale chodzi­
ło głównie o to, że muzeum poznańskie miało zadania dydaktyczne. Chodziło
o udostępnienie znajomości przyrody na większym obszarze, nie tylko w Poznańskiem, ale dla całego obszaru dawnej Rzeczpospolitej. Przejawiała się na­
Związki Poznańskiego Toxoarzystwa Przyjaciół Nauk z polskimi ośrodkami naukoxoymi.
315
dzieją, że to, co Poznań dostanie z Krakowa będzie w jakimś stopniu uzupełniało
własne zbiory pod względem wartości dydaktycznej. Jeżeli Państwo staracie się
odtworzyć w pewnym stopniu swoje archiwum, to można u nas skopiować po­
siadane materiały i przekazać te kopie do Poznania.