Nikodem wersja do czytania

Transkrypt

Nikodem wersja do czytania
Remigiusz Koczy
Nikodem
Słońce przedarło się juŜ ponad horyzont, gdy Nikodem otworzył jedno oko. Drugie sklejone, nie
miało zamiaru na razie oglądać tego świata, wyraŜając zmęczenie, które towarzyszyło całemu ciału od
dobrych kilkunastu dni. Do późnych godzin wieczornych wraz z grupką swoich przyjaciół Nikodem
przesiadywał przy blasku płonących kaganków wertując zwoje Prawa i Proroków w poszukiwaniu
odpowiedzi na nurtujące go pytania. Od blisko trzech lat jego serce zajmował człowiek, który nie był
zwykłym, jakimś tam jednym z wielu spotykanych na codzień ludzi. Był on kimś, kto dotykał jego
niemłody juŜ umysł takimi uczuciami i myślami, Ŝe nieraz brakowało mu tchu, gdy uświadamiał sobie
sens jego Ŝycia. Podejrzenia, które Ŝywił wraz z przyjaciółmi, wobec owego kogoś, nie były błahymi
spekulacjami szemrzącej po placach gawiedzi. Ich korzenie głęboko sięgały natchnionych Pism. Bóg
Abrahama, Izaaka i Jakuba juŜ przed wiekami przez MojŜesza i Proroków zapowiadał przyjście
Wybawiciela, Mesjasza, którym miał obdarzyć naród wybrany, źrenicę swego oka - Izrael. Podejrzenia
Nikodema wywoływały chwilami poczucie grozy przed śmiertelnym niebezpieczeństwem groŜącym nie
tylko jemu, ale całej Judei. Niebezpieczeństwo owo bynajmniej nie nadciągało ze strony rzymskiego
okupanta, ale samego domniemanego Mesjasza i nie wypływało z mocy, którą niewątpliwie dysponował
jak chciał, ani umiejętności czynienia znaków, ale z faktu, Ŝe Mesjaszem mógł być naprawdę! Odrzucenie
BoŜego Pomazańca sprowadzić na Izraela mogło kataklizm jakiego w swych dziejach jeszcze nie przeŜył!
Ta powracająca z uporem osła myśl odkleiła drugie oko i wypędziła poza sypialny pokój ocięŜałą
senność. Nikodem przetarł dłońmi twarz
i nieco skołtunioną, przydługą juŜ brodę. Usiadł na łoŜu.
— Chwała Ci, Adonai, Ty jesteś Jedyny, NajwyŜszy i ponad wszelkim stworzeniem - powiedział
wznosząc oczy ku górze. Westchnąwszy, poczłapał w poszukiwaniu misy i dzbana, by odświeŜyć swe
zmierzające ku starości ciało i oddać się porannej modlitwie. ZbliŜała się Pascha, Nikodem jeszcze
bardziej chciał zbliŜyć się do swego Boga.
***
Słońce podąŜało powoli ku zenitowi. Miasto pełne było ludzi. Rosnąca temperatura nie była
w stanie odstraszyć niezliczonej ciŜby przychodniów przed wałęsaniem się po ulicach i placach
Jeruzalemu. Tumany drobnego pyłu wzniecane tysiącami tupoczących nóg dokuczliwie wdzierały się
gdzie się tylko dało. Wchodząc do domu, odczuwało się palącą potrzebę spłukania kurzu z twarzy, rąk, a
tym bardziej stóp. Deszcz nie obmywał swymi oczyszczającymi strumieniami miasta zbyt często, a
nagminnie wiejące wiatry, wraz z odrobiną ulgi w wysokich temperaturach, przynosiły na syjońskie
wzgórze niezliczone roje drobniutkiego piasku.
Nikodem przedzierać się musiał momentami przez zbity tłum ludzkiej masy, co chwila zmuszany
do oddawania uprzejmości pozdrawiającym go ludziom. Jako człowiek sanhedrynu i nauczyciel znał ich
doprawdy całe mnóstwo, a kaŜdy chciał, lub moŜe poczuwał się do obowiązku, okazać naleŜny
dostojnikowi szacunek. Jeszcze jakiś czas temu lubił te ukłony i nierzadkie, wysublimowane
pozdrowienia, ale typowe, faryzejskie poczucie wartości straciło w nim swą soczystość. Ktoś jak gąbkę
pełną dumy z prawowiernej religijności i zakonnego fundamentalizmu wyciskał go powoli
i systematycznie. Dzisiaj rano przy śniadaniu przyznał się Symeonowi, jednemu z dojrzałych juŜ uczniów
Gamaliela, którego bardzo lubił i rad go był często zapraszać, Ŝe czuje się jak w winnej tłoczni. Wrzucony
tam przez jakąś wszechmocną dłoń, nie miał najmniejszej moŜliwości ucieczki przed zgniatającą go prasą
BoŜego doświadczenia. Co z tego wyniknie nie miał pojęcia, ale wraŜenie było paskudne. Przywodziło
mu ono na myśl ofiarnego baranka, który siłą instynktu przeczuwa zbliŜający się dramat tragicznego
końca. Wzdrygnął się zmroŜony tą myślą i z wymuszoną uprzejmością uśmiechnął się w odpowiedzi na
kolejne ukłony.
Minął pałac Kajfasza, który niezbyt chętnie odwiedzał. MoŜna by rzec, Ŝe tylko pod wyraźnym
przymusem. Do Podwójnej Bramy było juŜ blisko. Godzinę temu Abitar przybiegł do niego z wieścią, Ŝe
pospólstwo z ekstatyczną wręcz radością, ścieląc na drodze swe płaszcze i wymachując gałązkami palm,
z okrzykami radości wprowadziło do miasta swego Proroka wczoraj późnym popołudniem. Mało tego, Ŝe
co niektórzy usiłowali obwołać Go królem, a inni „błogosławionym, który przychodzi w imieniu
Pańskim”, to na domiar wszystkiego nie wszedł o własnych siłach, ale wjechał na oślęciu! Oburzenie
Abitara trochę rozbawiło Nikodema, ale nie dał tego po sobie poznać. Nikodem wiedział o tym wszystkim
i wiedział równieŜ, Ŝe swe pierwsze kroki samozwańczy Syn BoŜy skierował do świątyni. Poszedł tam by
obejrzeć wszystko, co zobaczyć w niej moŜna było. I to zastanawiało. W pierwszej kolejności poszedł
tam, gdzie pójść powinien, jeśli tylko był tym, kogo w Nim Nikodem podejrzewał. I do tego jeszcze ten
wjazd do miasta... musiał to sprawdzić.
Nikodem szedł do świątyni, bo spodziewał się, Ŝe wśród tłumu pielgrzymów nie zabraknie dziś
Jezusa, cieśli z Nazaretu, który tę noc spędzał według wszelkich danych w niedalekiej Betanii. Od samego
niemal początku obserwował tego człowieka. Początkowo wieści dochodzące z Galilei wielokroć
brzmiały sprzecznie, ale w miarę upływu czasu natłok wydarzeń wskazywał na coś nieprzeciętnego.
Relacje przygodnych podróŜnych, kupców, ale i umyślnych „szpiegów” donosiły przypadki o cudownych
uzdrowieniach, uwolnieniach od demonów, a nawet wskrzeszeniach. Większość braci faryzeuszy
ignorowała je, jako nierealne, wymyślone lub zainscenizowane. Jednak informatorzy Nikodema byli
ludźmi powaŜnymi i wiarygodnymi. Z ich relacji biła fascynacja, podziw i zmieszanie, gdyŜ sami sobie
nie byli w stanie wyjaśnić faktów, których byli świadkami.
Nikodem zbliŜał się do Bramy Podwójnej, gdy od tyłu ktoś dotknął jego ramienia.
— Witaj, rabbi.
— A, Jesse.
— Nie przestraszyłem cię chyba? - młody faryzeusz, najbliŜszy przyjaciel Abitara zmarszczył
czoło i delikatnie się uśmiechnął.
— Myślałem o czymś, ale nie wystraszyłeś mnie. - Nikodem serdecznie uścisnął jego ramię. Idziesz do świątyni? - spytał właściwie niepotrzebnie.
— Abitar mówił, Ŝe Jezus jest w mieście. Jestem pewien, Ŝe przyjdzie do świątyni. Ty równieŜ
widzę...
— Bez cienia wątpliwości - odparł Nikodem i stanąwszy, uniósł głowę, by spojrzeć na ogromną
bramę i rozciągający się w obie strony majestatyczny mur, który jakby pierścieniem chronił Dom Boga.
— Wspaniałe - oczy Jessego błysnęły niczym u małego dziecka na widok wymarzonego prezentu.
- Jesteśmy tacy mali przy tej budowli, Ŝe...
— To dzieło Zorobabela i Heroda, chłopcze - przerwał mu zachwyt nad kamieniem. - Tylko Bóg
jest naprawdę wielki i przy Nim jesteśmy prochem ziemi.
Pociągnął Jessego za rękę i przeszli przez chłodny cień Bramy Podwójnej na Dziedziniec Pogan.
Ledwie uszli kilka kroków, a od strony Portyku Królewskiego niemal nadbiegł rozpychając się pomiędzy
grupkami dyskutujących pielgrzymów Abitar. Jego czerwona twarz i okrągłe oczy zdradzały podniecenie,
które niemal rozsadzało go od środka. Za nim dostrzegli dostojnie kroczącego Jozafata, który swym
zwyczajem dwoma palcami tarmosił koniec brody, kiedy tylko jego głowę zajmowała jakaś waŜna myśl.
Abitar mówił juŜ coś z daleka, ale gwar ludzkich rozmów zmieszany z beczeniem baranów, muczeniem
bydła, popiskiwaniem ptaków i nawoływaniem pielgrzymów, czyniły jego słowa zupełnie niesłyszalne.
Dopiero gdy zbliŜył się, mogli zrozumieć czymŜe ten młodzieniec był tak podekscytowany.
— Rabbi, to co wczoraj... to jak on wczoraj... ten...
— Co Abitarze? Co wczoraj? - Nikodem spojrzał prosto w jego oczy i znad wyraz powaŜną miną,
choć na jego twarzy chciał pojawić się szczery uśmiech, wyczekał, aŜ tamten dojdzie do ładu.
— ... U proroka Zachariasza napisano - zaczął jeszcze raz - „wesel się bardzo, córko syjońska!
Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król przychodzi do ciebie, sprawiedliwy on i zwycięski,
łagodny i jedzie na ośle...” - wyrecytował z pamięci.
Pragnienie śmiechu z Nikodema nagle uleciało.
— Zachariasz, powiadasz...- westchnął. Wiedział, Ŝe gdzieś prorocy wspominali o oślęciu, tylko
nie był pewien gdzie.
— Witaj Nikodemie - Jozafat podał dłoń i uścisnęli się przyjaźnie.
— Jeszcze jedno? - spytał Nikodem .
— Na to wygląda. - Zrozumieli się bez zbędnych słów.
— Chodźmy do Złotej Bramy. Jeśli przyjdzie, to właśnie stamtąd - zadecydował Nikodem
i zgodnie, wszyscy czterej ruszyli z miejsca. Nie przeszli jednak nawet dziesięciu kroków, gdy tłum przed
nimi zafalował
i począł rozstępować się czyniąc komuś miejsce, by zaraz potem podąŜyć w jego ślady. Nikodemowi
mocniej zabiło serce. Jego towarzysze przestali dyskutować o proroctwie Zachariasza. Jezus zbliŜał się
szybko, jakby chciał załatwić jakąś konkretną sprawę. Nikodem obejrzał się. Za nim przekupnie zachęcali
głośnym nawoływaniem do odwiedzania swoich straganów. Ofiarne zwierzęta swymi głosami wzmagały
harmider, czyniąc go chwilami nieznośnym. Obecność kupców i wymieniaczy pieniędzy dawała jednak
wygodę przybywającym do Jeruzalemu pielgrzymom, którzy nie musieli z odległych stron prowadzić
wołów czy baranów, aby opłacić nimi przed NajwyŜszym swoje grzechy. Kapłani zezwolili na handel
wewnątrz murów świątynnych wychodząc naprzeciw ludzkim potrzebom, ale i niezbyt zasobnemu w
złoto skarbcowi. Handlarze chętnie płacili za wynajem świątynnego placu widząc zyski, jakie czerpali z
tych miejsc. Choć ceny ich towarów nie były niskie, a wręcz przewyŜszały te spoza Jeruzalemu,
przychodnie za swą wygodę byli gotowi płacić więcej. Jezus wyraźnie zmierzał ku straganom. Być moŜe i
on chciał złoŜyć ofiarę, by przykryć swoje grzechy. Tego Ŝądał zakon.
Zanim ta ludzka fala z Jezusem na czele dopłynęła do Nikodema
i przyjaciół, ci usunęli się nieco w bok i obrali dogodne miejsce by móc zobaczyć, co będzie się działo.
Zza pleców poruszonego tłumu Nikodem zobaczył skupioną twarz Proroka. Nie tak go sobie niegdyś
wyobraŜał. Myślał, Ŝe to ktoś bardzo wyjątkowy. Jezus natomiast był przeciętnym człowiekiem, wzrostem
nie wyróŜniającym się spomiędzy tysięcy Judejczyków. Swą sylwetkę, wyprostowaną i energiczną,
zawdzięczał zapewne ciesielskiemu zajęciu, które odziedziczył po ojcu Józefie. Ale jak na młody wiek,
nieco ponad trzydzieści lat, rysy jego twarzy zdradzały pełną wartości dojrzałość. Krótkie włosy i broda
nadawały mu powagi, a wyraziste spojrzenie i zmarszczone czoło wyraŜały silną koncentrację na jakimś z
góry upatrzonym punkcie. Za nim podąŜała grupka badawczo rozglądających się uczniów, którzy
najwyraźniej nie znali zamiarów swego mistrza, a zewsząd czuli na sobie potencjalny, kamienny grad
pytań, zarzutów i sprzeciwów uczonych w piśmie, faryzeuszów i saduceuszów oraz kapłanów, na których
teren przecieŜ wkroczyli.
Jezus nagle zwolnił kroku. Nikodem pomyślał, Ŝe pewnie będzie chciał coś powiedzieć, ale ten
zmienił nieco kierunek i znów przyśpieszył. Tłum zgęstniał i począł zbijać się w jednolitą masę
zasłaniając stragany handlarzy i bankierów. Nikodem ruszył z miejsca, gdyŜ stracił Proroka z pola
widzenia. Abitar z Jessem wysunęli się do przodu by utorować mu drogę. Musieli pomagać sobie
łokciami, gdyŜ prośby o zrobienie miejsca nie przynosiły poŜądanego skutku. Kiedy przedarli się ku
pierwszym rzędom nagle zrobiło się trochę wolnego miejsca pozostawionego jakby z przymusu dla
przedniejszych dostojników, których wszakŜe powinnością było potwierdzić lub podwaŜyć działania
Proroka.
Jezus, gdy tylko znalazł się przy pierwszym straganie, z wiszącego tam pęku sznurków skręcił coś
na wzór bicza. Sprzedawca nie powiedział ani słowa, jakby zachowanie jego „klienta” było najzupełniej
normalne. Twarz Jezusa przybrała jeszcze powaŜniejszego i ostrzejszego wyrazu. Zacisnął usta,
przymruŜył powieki, jakby chciał lepiej widzieć i jednym szarpnięciem silnych ramion, ku przeraŜeniu
osłupiałego handlarza, wywrócił drewniany blat jego straganu wraz z całym towarem. Kupujący przy
następnym stoisku odskoczyli w tył, gdyŜ Jezus nie czekając na czyjąś reakcję ruszył natychmiast w ich
stronę. Wymachując na prawo i lewo biczem rozganiał zszokowanych pielgrzymów i kupców. Następny
stragan poszedł w rozsypkę, po czym kolejny i jeszcze jeden. Sprzedający z zadziwiającą niemocą byli
w stanie tylko patrzeć jak poniewierany jest ich majątek. Jezus wyrzucał wszystkich handlarzy, bez
względu na to, co stanowiło przedmiot ich handlu. Zarówno towary zza granic Izraela, zza morza, jak
i ofiarne owce, woły i gołębie nie mogły mieć swego miejsca w obrębie świątyni. RównieŜ stoły
bankierów wymieniających waluty cesarskiego imperium gubiły swe stabilne oparcie rozsypując
poukładane w odpowiednie grupki monety.
— Zabierzcie to stąd! - zawołał głośno Jezus, pełnym gniewu i oburzenia głosem. - Nie czyńcie
domu Ojca mego domem targowiska!
Nikodem nie mógł wyjść z podziwu i osłupienia. To, co robił ten człowiek z Nazaretu
przekroczyło wszystko, czego mógł się spodziewać. Wprawdzie świątynia naleŜała do kaŜdego
miłującego Boga Judejczyka, ale nikt nie ośmieliłby tego się zrobić...- nie umiał znaleźć odpowiedniego
porównania – ... czegoś podobnego! Tym bardziej, Ŝe wszelka administracja, utrzymywanie porządku i
słuŜba naleŜała do dziedziców Aarona i Lewiego. Był pewien, Ŝe arcykapłani z Kajfaszem i Annaszem na
czele nie przepuszczą mu tego płazem. „Dom Ojca mego, dom Ojca mego...” Niedaleko siebie zobaczył
pełne oburzenia i zgrozy oblicza Jonatana i Aleksandra, którzy byli z rodu arcykapłańskiego i podobnie
jak Nikodem zasiadali w Radzie NajwyŜszej. Z całą stanowczością i pełną determinacją będą dąŜyć do
uwięzienia Jezusa, który właśnie głosił siebie Synem NajwyŜszego Boga. Zakon nie znosił bluźnierstwa, a
Jezus jakby z premedytacją zmierzał w jego stronę, manifestując to oczyszczającym „Dom Swego Ojca”
pochodem „ognistej burzy”.
— Jaki znak pokaŜesz nam, Ŝe takie rzeczy czynisz? - padło pytanie spośród dostojników, gdzieś
zza Aleksandra.
Dla Nikodema było to oczywiste. Jezus musiał czymś potwierdzić swój autorytet, jeśli tylko był
prawdziwy i pochodził od Boga. Adonaj potwierdził MojŜesza, potwierdził Eliasza i Proroków, teraz
musiałby potwierdzić Jezusa, jako swego sługę i ... Syna.
Jezus skoncentrował się na zadającym pytanie i głośno, by słyszany był dookoła, powiedział :
— Zburzcie przybytek ten i w trzy dni podniosę go.
Tłum zaszemrał wątpliwym podziwem dla tej odpowiedzi. Świątynia Zorobabela, większa i świetniejsza,
swym rozmachem, do którego dołoŜył się Herod, przewyŜszająca pierwszą świątynię Salomona,
kosztowała tyle środków i czasu dla uzyskania obecnego kształtu, Ŝe Jezus wzbudził u wielu śmiech
politowania. Galilejczyk bredził swymi słowami niszcząc cały obraz dostojeństwa i autorytatywnej
powagi. Ust Nikodema nie wykrzywił jednak nawet najmniejszy grymas, który mógłby przypominać
uśmiech. Sprawa była śmiertelnie powaŜna. Gdzieś z głębokiej studni pamięci, jak za sprawą długiego
czerpaka wyłonił się fragment zwoju Psalmów : „... dla Ciebie znoszę hańbę, wstyd okrywa oblicze moje.
Stałem się obcy braciom moim i nieznany synom matki mojej, bo gorliwość o dom Twój poŜera mnie,
a zniewagi urągających Tobie spadły na mnie.”
— Czterdzieści i sześć lat budowany był ten przybytek, a ty w trzy dni podniesiesz go? - spytał
ktoś szyderczo, ale Nikodem miał wraŜenie, Ŝe to pytanie jest chybione, a sens wypowiedzi Jezusa musi
mieć inny wymiar, którego nie był w stanie objąć swym rozumem.
***
Po posiłku Nikodem zaraz powrócił do wertowania zwojów świętych Pism. Od powrotu ze
świątyni nie był w stanie wykrztusić z siebie zbyt wielu słów. Domownicy, gdy pan domu rozmawiał z
Bogiem , krzątali się nie zachodząc nawet w pobliŜe jego pokoju.
— Dlaczego?... Jak to moŜliwe?... Czy na pewno?... Gdzie jeszcze? - powtarzał w kółko.
Niesamowitość wydarzeń, których był świadkiem oraz natłok najróŜniejszych innych informacji
na temat Jezusa z Nazaretu, wymuszały na nim konieczność, ba!, palącą konieczność potwierdzenia, Ŝe
Jezus jest Mesjaszem, bądź zaprzeczenia takowego posłannictwa. Jozafat przekonany był, Ŝe na Jezusie
Nazarejczyku wypełniło się juŜ przynajmniej kilka dawnych proroctw. Mesjasz miał pochodzić z miasta
Dawida - Betlejem, jak przepowiadał Micheasz: „Ale ty, Betlejemie Efrata, najmniejszy z okręgów
judzkich, z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela”. Choć ze względu na zamieszkanie
nazywano go Nazarejczykiem, urodził się właśnie w mieście Dawida i był jego potomkiem! O dziwo, tego
bracia starsi nie dostrzegali, albo dostrzec nie chcieli. Kiedy Herod nakazał uśmiercić wszystkich
chłopców poniŜej drugiego roku Ŝycia w mieście i jego okolicach, Józef wraz z Marią i synem uciekli do
Egiptu. I tego Jozafatowi udało się dowiedzieć. Prorok Ozeasz powiada : „Z Egiptu wezwałem Syna
mego...” Z Egiptu musiał powrócić do ojczystej ziemi Jezus. Jak mozaika wszystko składało się w jedną
całość. Nikodem chciał szukać dalej; chciał konfrontować Pisma z Ŝyciem. Syn Zachariasza ze zmiany
kapłańskiej Abdiasza, Jan głośno wołał, niczym Eliasz, by gotować ścieŜki dla Pana. Wołał, Ŝe przychodzi
mocniejszy od niego i nie jest mu godzien rozwiązać rzemyka sandałów!... Jeśli Jan jest Eliaszem
zapowiadającym nadejście zbawiciela Izraela?... Do tego wszystkiego cuda, znaki, uzdrowienia,
wskrzeszenia. Kto mógłby takie rzeczy czynić, jeśli nie przyszedłby od Boga? Kogo stać by było na
rozpętanie otwartej wojny przeciw kapłańskiemu zezwoleniu na handel w świątyni, przeciw naukom
starszych i rabinackiej wykładni Pism? Jezus nie przemawia jak uczony, choć wygląda na to, Ŝe jego
wiedza jest nieograniczona. On mówi z mocą, która jest w stanie chwiać sercami. Nikodema nie dziwiły
tłumy ciągnące za Jezusem po całej Galilei. Wielu oczekuje kogoś, kto dałby Izraelowi wolność spod
rzymskiej okupacji i kto wróciłby radość Ŝycia, bogactwo i świetność wybrańcom Boga. Kielich
powołania Jezusa na króla powoli się wypełnia. Gdyby Jezus tylko chciał, mógłby dokonać rzeczy dla
kogoś innego niemoŜliwej - ustanowić prawdziwe królestwo Dawida, jego ojca. Królestwo! - ta myśl
zachwyciła Nikodema, a serce mocniej mu zabiło. Prorok Izajasz pisał: „Ze względu na Syjon nie będę
milczał
i ze względu na Jeruzalem nie spocznę, dopóki nie wzejdzie jak jasność jego sprawiedliwość i nie
zapłonie jego zbawienie jak pochodnia. Wtedy ujrzą narody twoją sprawiedliwość i wszyscy królowie
twoją chwałę, i nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana ustalą. Będziesz wspaniałą koroną w ręku
Pana i królewskim zawojem w dłoni twojego Boga. JuŜ nie będą mówić o tobie : pustkowie, lecz będą cię
nazywali Moja Rozkosz a twoją ziemię Poślubiona, gdyŜ Pan ma w tobie upodobanie, a twoja ziemia
zostanie poślubiona. Bo jak młodzieniec poślubia pannę, tak poślubi cię twój Odnowiciel, a jak
oblubieniec raduje się z oblubienicy, tak twój Bóg będzie się radował z ciebie”... Przymknął oczy
i głęboko westchnął. Nie chciał czekać niewiadomo jak długo by te sprawy znalazły swoje wyjaśnienie.
Skoro Jezus był tak blisko, mógł sam spytać, czy zobaczy Królestwo, moŜe jego Królestwo, jeśli on
właśnie jest Pomazańcem Jahwe, Mesjaszem, na którego czeka strapiony Izrael.
***
Słońce juŜ dawno skryło się za horyzontem, ale dopiero pół godziny temu Jeruzalem przykryła
czerń zmierzchu, na którą Nikodem niecierpliwie wyczekiwał. MoŜe owa niecierpliwość tak złośliwie
wydłuŜała mu leniwie biegnący czas. Jego myśli spowijała gęsta mgła pytań, które chciałby zadać
Nauczycielowi, a serce coraz mocniej biło w piersi.
Otworzywszy, drzwi rozejrzał się. Nikogo w pobliŜu nie dojrzał, ale zachowując ostroŜność
nakrył chustą głowę i ruszył przed siebie. Dom, w którym zatrzymał się Jezus był dosyć daleko, ale dla
znającego miasto Nikodema nie była to odległość, która mogłaby go powstrzymać. Był zbyt
podekscytowany, aby byle czym się zniechęcić. Zdecydowanym dość szybkim krokiem mijał kolejne
domy, uliczki i zaułki. Od samego początku Nazareńczyk zaczął głosić zbliŜające się Królestwo Niebios.
Wizja odnowionego Izraela, wolnego od rzymskiej hegemonii, błogosławionego przez Boga Abrahama,
Izaaka i Jakuba będącego przedmiotem podziwu narodów oraz źródłem dobrobytu, rozjaśniała oblicze
Nikodema. Posłannictwo Jezusa było coraz bardziej widoczne. Nikodema martwiło to, Ŝe większość
zacnych braci miała oczy i uszy zamknięte na juŜ zaistniałe fakty oraz niechęć do szczerego otwierania
Pism. Jednocześnie Ŝywił nadzieję, Ŝe nadnaturalne wydarzenia, cuda i znaki ostatecznie wykaŜą jego
autorytet jako BoŜego posłańca. PrzecieŜ nikt nie mógłby takich rzeczy czynić, gdyby Bóg nie był z nim!
Nikt! Nikodem znał wielu bogobojnych męŜów, którzy mimo swej bogobojności i świętości nie uczynili
nic z tego, co pokazał Jezus. Cieśla kojarzył się z Eliaszem, Elizeuszem, prorokami objawiającymi
prawdziwą moc NajwyŜszego. Ale i oni przecieŜ nie wzbudzali zachwytu ogółu sobie współczesnych.
Spotykały ich raczej sprzeciwy, trudności i doświadczenia. Choć Jezus przewyŜszał ich mocą, mógł
spotkać na swej drodze równie wysokie mury przeszkód, tyle Ŝe zbudowane z mądrości faryzeuszy,
saduceuszy i uczonych nauczycieli.
Po kilkunastu minutach dotarł na miejsce. Dom, w którym Jezus miał nocować był dość duŜy, by
dać gościnę równieŜ jego uczniom. Na piętrze wszystkie okna oświetlały delikatnie drgające płomienie
kaganków. Nikodem podszedł do drzwi, złapał kołatkę i na moment zastygł. Miał wraŜenie, jakby stał nad
krawędzią przepaści, której dno jest piękną, obfitą w to, co najlepsze, krainą. Zastukał dwa razy, ale
odpowiedziała mu tylko cisza. Stanął jeszcze bliŜej krawędzi i ponowił stukanie. Usłyszał przytłumione
kroki i skrzypnięcie nie nasmarowanych zawiasów.
— ... Rabbi? - W półmroku przedsionka zabłyszczały białka wytrzeszczonych ze zdumienia oczu
odźwiernego.
— Chciałbym porozmawiać.
— Oczywiście. - Postać usunęła się nieco, by przepuścić gościa. U góry zaintonowano psalm
i zaraz dołączyło się więcej głosów. W świetle niewielkiej lampki Nikodem rozpoznał jednego z będących
blisko Jezusa uczniów.
— Nauczyciel jest w ogrodzie. Zaprowadzę cię.
Teraz Nikodem ustąpił miejsca i uczeń poprowadził go z przedsionka przez wąski korytarz na tyły
domu. Tam otworzył kolejne drzwi i doleciał ich miły zapach kwiatów. Przy blasku latarni, obok
niewielkiej ławeczki stał Jezus. Z uniesioną głową wpatrywał się w bezchmurne, pełne gwiazd niebo. Na
odgłos skrzypnięcia drzwi oraz kroków odwrócił się i łagodnie uśmiechnął. Nikodem odniósł wraŜenie, Ŝe
był oczekiwanym gościem. Wszystkie pytania, wszystkie rozterki i problemy skumulowały się w nim jak
na ostrzu noŜa. Przywitali się skinieniem głów.
— Rabbi, wiemy, Ŝe od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie moŜe tych znaków
czynić, które ty czynisz, jeśli Bóg nie byłby z nim - zaczął.
— Godne wiary jest to, co mówię do ciebie - odpowiedział Jezus tonem, który był jak przyjazne
objęcie, jak ciepła strawa dla głodnego. Nie był to ten sposób mówienia, który Nikodem mógł
zaobserwować w świątyni, czy w czasie potyczek z przedniejszymi faryzeuszami. - Jeśli ktoś nie zostanie
zrodzony z góry, nie moŜe zobaczyć Królestwa Boga.
Tego Nikodem się nie spodziewał. Poczuł się jakby nagłym szarpnięciem został zrzucony z wierzchowca i
twardo zderzył się z ziemią. Skąd Jezus wiedział, o czym chce z nim rozmawiać?! I co znaczy
„zrodzony”? Od dawna ma juŜ siwe włosy i miałby narodzić się drugi raz? Nie wyczuł w głosie Jezusa
kpiny, nie mógł to być po prostu jakiś Ŝart, ale coś waŜnego, czego nie rozumiał.
— Jak moŜe człowiek zostać zrodzony starcem będąc? Czy moŜe do łona matki swojej drugi raz
wejść i zostać zrodzonym? - spytał.
Jezus spojrzał prosto w jego oczy i widząc rozterkę, która rozpaliła się w nim, odpowiedział
łagodnie, ale z mocą akcentując kaŜde słowo :
— Godne wiary jest to, co mówię do ciebie. Jeśli ktoś nie zostanie zrodzony z wody i z Ducha,
nie moŜe wejść do Królestwa Boga. Zrodzone z ciała, ciałem jest i zrodzone z Ducha, duchem jest. Nie
dziw się, Ŝe ci powiedziałem: musicie narodzić się na nowo. Wiatr gdzie chce dmie
i głos jego słyszysz, ale nie wiesz skąd przychodzi i gdzie odchodzi. Tak jest z kaŜdym zrodzonym z
Ducha.
Nikodem usłyszał coś, czego nigdy od nikogo jeszcze nie słyszał, coś, co wykraczało poza jego
dotychczasowe zrozumienie człowieka, Boga i ich wspólnego spotkania w Królestwie NajwyŜszego. Całe
jego dotychczasowe Ŝycie, wszystko czym chciał i próbował przypodobać się Bogu, jego skrzętnie i
mozolnie kuty pomnik wypełnianych w faryzejskim poczuciu gorliwości przykazań zakonu Jezus rozbił
w drobny pył krótkim zdaniem : „musisz na nowo narodzić się z góry, z wody i Ducha, bo bez tego ani nie
zobaczysz Królestwa BoŜego, ani do niego nie wejdziesz”...
— Jak moŜe się to stać? - spytał cicho, łamiącym się głosem.
— Ty, nauczyciel Izraela tego nie wiesz? - odpowiedział Jezus ze smutkiem na twarzy - Godne
wiary jest to, co ci mówię, Ŝe co wiemy, przekazujemy i co ujrzeliśmy, poświadczamy i świadectwa
naszego nie przyjmujecie. Mówiłem wam o rzeczach ziemskich i nie wierzycie, jak więc uwierzycie, jeśli
powiem wam o niebiańskich? I nikt nie wstąpił do nieba, ale tylko ten, który z nieba zstąpił, Syn
Człowieczy. I jak MojŜesz wywyŜszył węŜa na pustkowiu, tak musi być wywyŜszony Syn Człowieka, aby
kaŜdy wierzący w niego miał Ŝycie wieczne - oczy Jezusa w blasku pochodni zaiskrzyły czymś bardzo
waŜnym, czego nie moŜna zbyć gdzieś i być od tej wiadomości wolnym. - Tak bowiem umiłował Bóg
świat, Ŝe Syna jednorodzonego dał, aby kaŜdy wierzący w niego nie zginął, ale miał Ŝycie wieczne. Nie
wysłał bowiem Bóg Syna na świat, aby osądził świat, ale aby wybawiony został świat przez niego.
Wierzący w Niego nie jest sądzony, zaś nie wierzący juŜ został osądzony, bo nie uwierzył w imię
jednorodzonego Syna BoŜego. To zaś jest sąd, Ŝe światło przyszło na świat i umiłowali ludzie raczej
ciemność niŜ światło, bowiem ich czyny były złe. PoniewaŜ kaŜdy mający bezwartościowe uczynki
nienawidzi światła i nie przychodzi do światła, aby nie zostały ujawnione jego czyny. Ale ten, który czyni
prawdę przychodzi do światła, aby jego czyny były widoczne, Ŝe w Bogu są dokonane.
Nikodem chciał coś powiedzieć, ale z jego ust nie wypłynął nawet najcichszy dźwięk. „Wierzący
w niego nie jest sądzony... nie wierzący juŜ został osądzony...” - zabrzmiało w jego umyśle głośne echo
wypowiedzianych przed chwilą słów. PrzecieŜ zakon... przykazania z góry Synaj, one miały dać im
Ŝycie! Nie wiara w Syna Człowieka, nie wiara w Jezusa, jeśli on nim naprawdę był! Jezus postawił przed
nim nowy mur, który oddzielił go od Boga, mur wiary w niego samego. Dotychczas Nikodem z mozołem
wspinał się na mur kamiennych przykazań i był juŜ wysoko. Tak wysoko, Ŝe inni go podziwiali i brali
z niego przykład do naśladowania. Teraz wyrosło przed nim coś absolutnie niespodziewanego i
niepojętego. Jezus uczynił siebie drogą do Boga, w którą trzeba uwierzyć. Czy zatem przykazania są bez
wartości? Jeśli Jezus jest światłością, to wszyscy, którzy go ignorują są w ciemności! Jeśli on daje Ŝycie,
to co z tysiącami składanych ofiar? Mur, którego jego faryzejski umysł nie był w stanie ogarnąć. Mało
tego! Jezus czynił się w tym murze wyłomem, jedynym miejscem przez które moŜna zobaczyć Boga i do
Niego wejść, jedyną bramą dającą zbawienie, jednorodzonym Synem NajwyŜszego, który jest wyrazem
Jego miłości! To wszystko było... było... było niesamowite, niewyobraŜalne! Izrael miał dziś do czynienia
z szaleńcem, albo prawdziwym Synem Boga, którego odrzucenie ściągnie na niego nieogarnięty gniew
Wszechmogącego. Ale to nie było wszystko. Ten gniew mógł spaść na Nikodema, jeśli Jego Syna odrzuci
on sam!...
Ewangelia Jana – rozdział 3.
Trudna do przyjęcia jest myśl, Ŝe człowiek religijny, pełny wysokich zasad moralnych nie
tylko nie ma gwarancji wejścia do Królestwa BoŜego, ale wręcz owo wejście ma zamknięte. Dlaczego?
BoŜe Słowo tłumaczy to jasno w bardzo wielu fragmentach. To nie uczynki dają śycie, ale sam Bóg!
W Liście do Efezjan 2, 1-10 apostoł Paweł pisze:
„ I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według
modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w
synach opornych. Wśród nich i my wszyscy Ŝyliśmy niegdyś w poŜądliwościach ciała naszego,
ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni; ale Bóg, który jest
bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował,
i nas, którzy umarliśmy przez upadki, oŜywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i
wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby
okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w
Chrystusie Jezusie. Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: BoŜy to dar;
nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie
Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili.”
Czego dotyczy śmierć, o której pisze Paweł? Właśnie tej sfery człowieka, o której mówił
Jezus Nikodemowi – ducha. Nikodem, tak jak kaŜdy inny człowiek, musiał narodzić się na nowo,
narodzić z góry, za sprawą Ducha BoŜego, gdyŜ nie był bez grzechu. Choć jeden świadomy grzech,
czyni człowieka przestępcą wobec całego BoŜego Prawa ( spójrz do Listu Jakuba 2, 9-11).
Konsekwencją grzechu jest śmierć! Śmierci ulega duch ludzki, który sprawia, Ŝe człowiek moŜe być
uŜyteczny dla Boga. A jeśli ktoś umarł, co moŜe uczynić? Jak moŜe zrobić coś dla Boga, który jest
Duchem i zadowala Go tylko Ŝycie
i uczynki w duchu? List do Rzymian 8,1-14 mówi tak:
„Teraz jednak dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie ma juŜ potępienia. Albowiem prawo
Ducha, który daje Ŝycie w Chrystusie Jezusie, wyzwoliło cię spod prawa grzechu i śmierci. Co bowiem
było niemoŜliwe dla Prawa, poniewaŜ ciało czyniło je bezsilnym, tego dokonał Bóg. On to zesłał Syna
swego w ciele podobnym do ciała grzesznego i dla usunięcia grzechu wydał w tym ciele wyrok
potępiający grzech, aby to, co nakazuje Prawo, wypełniło się w nas, o ile postępujemy nie według ciała,
ale według Ducha. Ci bowiem, którzy Ŝyją według ciała, dąŜą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy
Ŝyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. DąŜność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dąŜność zaś
Ducha - do Ŝycia i pokoju. A to dlatego, Ŝe dąŜność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się
bowiem Prawu BoŜemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci, którzy Ŝyją według ciała, Bogu podobać
się nie mogą. Wy jednak nie Ŝyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch BoŜy w was
mieszka. JeŜeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie naleŜy. JeŜeli natomiast Chrystus
w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu duch jednak posiada Ŝycie
na skutek usprawiedliwienia. A jeŜeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to
Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do Ŝycia wasze śmiertelne ciała mocą
mieszkającego w was swego Ducha. Jesteśmy więc, bracia, dłuŜnikami, ale nie ciała, byśmy Ŝyć mieli
według ciała. Bo jeŜeli będziecie Ŝyli według ciała, czeka was śmierć. JeŜeli zaś przy pomocy Ducha
uśmiercać będziecie popędy ciała - będziecie Ŝyli. Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch BoŜy,
są synami BoŜymi.”
Zadam wobec tego proste pytanie: czy narodziłeś się z Boga? Bez przeŜycia tego faktu nie
moŜna być dzieckiem BoŜym! Bóg jest wtedy dla Ciebie tylko Stworzycielem, ale nie Ojcem!
NaleŜy podkreślić, Ŝe nie sposób narodzić się na nowo przez dokonanie jakiegokolwiek
religijnego rytuału, ale tylko Twoja osobista wiara słowom Jezusa otwiera Bogu drogę do przyjęcia
Cię do Jego rodziny! Komu więc dziś wierzysz? W kim pokładasz swoje nadzieje na uniknięcie
potępienia? Czy jest to jakiś człowiek? Czy moŜe Ty sam, Twoje zdolności, pochodzenie, wiara
rodziców albo to, Ŝe nikogo nie zabiłeś? Jeśli dziś nie przyjmiesz Jezusa Chrystusa jako swojego
osobistego Pana i Zbawiciela, bądź świadom tego, Ŝe na sądzie staniesz przed Nim bez Niego. Jezus
jest Obrońcą tych, którzy oddają Mu całe swoje Ŝycie, całą duszę i mają w sobie pieczęć Jego Ducha!
Dziś mamy czas łaski. Czas, w którym moŜna za darmo otrzymać zbawienie w Jezusie
Chrystusie. Wykorzystaj więc niezmierzoną łaskę Boga, gdyŜ czas łaski ma się juŜ ku końcowi, a
przyjście Pana Jezusa jest bardzo bliskie.
Remigiusz Koczy
Ul.. Goździkowa 22
44-307 Wodzisław Śl.
Tel.: (032) 4561367
10
10