Czy uwierzymy w moralną politykę?

Transkrypt

Czy uwierzymy w moralną politykę?
Radosław Romaniuk
„Czy uwierzymy w moralną politykę?”
Takie pytanie ze sceny politycznej mógł zadać tylko ktoś,
czyje postępowanie i poglądy tak wybitnie odróżniają go od
większości, że upoważniają do nazwania siebie białym krukiem.
„Przed czterdziestu laty zacząłem się świadomie i aktywnie
przeciwstawiać czynionym przez państwo niesprawiedliwościom” pisze Siergiej Kowaliow w autobiografii Lot białego kruka. I choć
może wolało by się wyczytać to między wierszami książki,
prawdziwości tych słów nie podważają nawet polityczni przeciwnicy
autora.
Autobiografia tego cieszącego się wielkim autorytetem na
Zachodzie
rosyjskiego
dysydenta,
niedawnego
kandydata
do
Pokojowej nagrody Nobla, ukazała się przed rokiem w Niemczech.
Polskie wydanie jest jak dotąd drugim. Na publikację tych
wspomnień w Rosji na razie chyba się nie zanosi, być może z
powodu niekorzystnej pozycji Kowaliowa na rosyjskiej scenie
politycznej, gdzie jest uważany za najzaciętszego przeciwnika
prezydenta
Jelcyna
i
zarazem
wroga
antyjelcynowskiej
komunistycznej opozycji i kolejnych kandydatów na prezydencki
fotel.
Poza
tym
przez
wielu,
w
szczególności
z
kręgów
konserwatywno-narodowych, z powodu prowadzonej na własną rękę
pokojowej misji w Czeczenii, kiedy to okazywał nieukrywaną
sympatię czeczeńskim bojwonikom, postrzegany jest zgoła jako
zdrajca narodu. Jedynie w oczach Zachodniej Europy, znany z
działalności w rosyjskich delegacjach przy ONZ, Siergiej Kowaliow
jest symbolem nieugiętego obrońcy praw człowieka, od lat 60.
przeciwstawiającego się przejawom ich łamania, bez względu na
osobiste koszta.
W jego autobiografii trudno znaleźć odpowiedź, dlaczego
młody
biolog
u
progu
akademickiej
kariery,
w
latach
poststalinizmu zaangażował się naglę w obronę skazanych za
publikowanie na zachodzie pisarzy Siniawskiego i Daniela, i
zaaranżował „grupę inicjatywną ruchu obrony praw człowieka w
ZSRR”. Jego kolejne kroki będą skutkiem tego pierwszego wyboru. W
swej książce kilkakrotnie podkreśla wręcz brak wyboru, gdyż
poszczególne fakty
życiorysu Kowaliowa były już kwestią
zachowania tożsamości i ludzkiej godności w sytuacji, gdy byłą
ona wystawiona na próby.
W 1969 roku, jeszcze jako pracownik naukowy Moskiewskiego
Uniwersytetu był jednym z założycieli pierwszego w ZSRR
stowarzyszenia
społecznego,
zajmującego
się
obroną
praw
człowieka. Była to pierwsza jaskółka zwiastująca powstanie ruchów
następnych, jak „Komitet praw człowieka” Andreja Sacharowa
(1970), czy „Fundacja pomocy więźniom” Aleksandra Sołżenicyna
(1974).Kowaliow
bierze
udział
w
redagowaniu
biuletynu
stowarzyszenia - legendarnej w historii Rosji „Kroniki bieżących
1
wypadków”,
przekazującej
informacje
o
prześladowaniach
politycznych, łamaniu praw człowieka i akcjach w ich obronie.
Kopiowanemu
na
maszynie
biuletynowi,
przepisywanemu
przez
kolejnych czytelników i w takiej formie wędrującemu z rąk do rąk,
wielu
przedstawicieli
rosyjskiej
inteligencji
zawdzięcza
przemianę świadomości, a najnowsza historia tak znaczące dla niej
słowo prawdy.
„Walka działaczy prawa człowieka z władzą - pisze Kowaliow koncentrowała się na jednym żądaniu: respektujcie wreszcie własne
prawa i własną konstytucję! Stereotypowa odpowiedź na to
brzmiała: tylko udajecie, że o to wam chodzi. (...) Tak naprawdę
jesteście wrogami systemu radzieckiego, wrogami komunizmu, i
chcecie go obalić, a całe gadanie o prawach człowieka to jedynie
sztuczka, którą sobie wymyśliliście, by utrudnić nam wsadzenie
was za kratki.” Kowaliow znalazł więc oryginalną życiową misję,
którą była obrona konstytucji ZSRR, szczególnie paragrafu
dotyczącego praw człowieka, przed naruszającymi ją władzami.
Z poświęconych temu czterdziestu lat, siedem spędził w łagrze,
trzy na zesłaniu na Kołymie. Jednak ten uparty idealista o
zainteresowaniach i temperamencie prawnika doczekał rzadkiego
rodzaju satysfakcji. „Nie wykluczałem, że wrócę do permskiego
łagru - pisze - nigdy bym jednak nie przypuszczał, iż nastąpi to
podczas „podróży inspekcyjnej”, a znani mi oficerowie służby
wartowniczej staną do apelu przede mną,- przewodniczącym Komitetu
Praw Człowieka Rady Najwyższej RFSRR - i moimi współpracownikami,
także byłymi więźniami politycznymi. Pamiętam szczególnie jednego
oficera: podchodząc do nas marszowym krokiem, przystawił dłoń do
czapki i huknął: - Życzę zdrowia, Siergieju Adamowiczu!
Jeszcze nie tak dawno posyłał mnie do karceru i skreślał
mi
odwiedziny.”
W okresie pieriestrojki Kowaliow został kierownikiem grupy
projektowej zajmującej się zagadnieniami praw człowieka w Rosji z
ramienia międzynarodowej Fundacji na Rzecz Przeżycia i Rozwoju
Ludzkości. W 1989 r. wybrano go deputowanym do Rady Najwyższej
RFSRR i równocześnie piastował funkcję przewodniczącego Komitetu
Praw Człowieka. Po rozwiązaniu Rady w 1993 roku, został przez
prezydenta
Jelcyna
mianowany
przewodniczącym
Komisji
Praw
Człowieka przy prezydencie. Piastując to stanowisko w bardzo
zdecydowany sposób opowiada się przeciwko wojnie w Czeczenii.
Przedostaje się na własną rękę do Groznego, skąd przekazuje
niezależne informacje na temat czeczeńskiej wojny i w sztabie
Dżohara Dudajewa przeżywa kilkudniowy szturm rosyjskich wojsk. W
tym czasie próbuje mediacji między Czeczeńcami i prezydentem
Jelcynem, częściowo zakończonych doprowadzeniem do zawieszenia
broni, a następnie, po czeczeńskim ataku na Budionnowsk, gdzie
Kowaliow znowu pełnił funkcję mediatora, zawarcia pokoju.
Wydarzenia wojny ostatecznie poróżniły go z oficjalną rosyjską
polityką. Zrzekł się stanowiska w prezydenckiej administracji i
jako
niezależny
deputowany
do
Dumy
stał
się
jednym
z
najzagorzalszych krytyków polityki prezydenta.
2
Życiowe doświadczenia przywiodły go do, jak pisze: „głębokiej
niechęci do patriotyzmu”. Widział, jak wiele ludzkich cierpień
można usprawiedliwić wyższą potrzebą; był naocznym świadkiem
tragedii, do której doprowadziła próba konfrontacji z innym
państwem. Kowaliow nie ukrywa więc swego wstrętu do wszelkich
sprzecznych z humanizmem hierarchii wartości. Polityka jest dla
niego jedynie miejscem, gdzie w sposób praktyczny można
urzeczywistniać zasady poszanowania jednostki. Faktycznie wśród
rosyjskich polityków jest odbierany jako dziwak i zagraża mu
izolacja i nieprzydatne poczucie bycia jedynym sprawiedliwym. Lot
białego kruka z jednej strony próbuje wyjaśnić postawę Kowaliowa,
z drugiej zaś buduje mur między nim a resztą politycznego świata.
Autor nikomu nie szczędzi krytyki, sformułowanej niekiedy w dość
dosadny sposób. Wydaje się być bliski opinii, że jako jedyny
kieruje się w polityce altruistycznymi przesłankami. Pisząc o
okresie piastowania stanowiska przewodniczącego Komitetu Praw
Człowieka, kilkakrotnie podkreśla, że pełnił jedną z najwyższych
funkcji w państwie. Tymczasem z misji Kowaliowa może wynikać
próba
przekonania,
że
istnieje
możliwość
innej
polityki,
pozbawionej haseł nastawionych na wysyłanie na nowe wojny nowych
żołnierzy. Kowaliow zdaje się dochodzić do wniosków, do których
przed stu laty doszedł Tołstoj i powtarzać za nim - odrzućcie
przekonanie, że jeden naród jest lepszy od innego i dla swego
istnienia potrzebuje przemocy i siły - nie będzie wojen;
odrzućcie przekonanie, że są powody dla których można zawiesić
szacunek dla praw człowieka - zrealizuje się moralny ideał
społeczeństwa. Są to może poglądy naiwne, lecz stoi za nimi
doświadczenie
totalitaryzmów
naszego
wieku
i
ponurej
rzeczywistości rosyjskiej demokracji, w której wciąż obecna jest
pokusa, by
trudne sytuacje rozwiązać przy pomocy siły. Ta
świadomość najsilniej chyba ukształtowała Kowaliowa i ona właśnie
czyni go tytułowym białym krukiem, który jednocześnie znajduje
się
stadzie i poza nim. Zdaje więc sobie sprawę, że jego
istnienie i działania, jak przywoływany tu Komitet Praw
Człowieka, są akceptowane jako „towar eksportowy”, do momentu,
kiedy, jak ostatnio w Czeczenii, zaczynają krępować ruchy rządu.
Lot białego kruka przynosi cenne źródła dotyczące najnowszej
historii Rosji, szczególnie kulisów politycznych zamieszek
jesienią 1993 roku i obserwowanej od wewnątrz wojny w Czeczenii.
Właściwie historia i losy rosyjskich organizacji zajmujących się
obroną praw człowieka są głównym bohaterem książki. Fakty z
prywatnego życia autora można napotkać jedynie w nawiasach, gdzie
wspomagają chronologię wydarzeń. Początkowo odczuwalny ich brak,
w miarę lektury zastępuje wrażenie, że ich po prostu nie ma, że
mamy do czynienia z życiem, które spełnia się w historii, i jest
to fakt mówiący wiele o Kowaliowie.
3