kliknij tutaj

Transkrypt

kliknij tutaj
Na barykadzie
Zanim wszystko przyspieszy w niewyobra alny sposób,
wypadki rozwijaj! si" jak na zwolnionym filmie. Powsta#cy z drewnianymi pa$kami i w pomara#czowych plastikowych kaskach, jakie zwykle nosi si" na budowach,
niemrawo zajmuj! pozycje na barykadach. Po drugiej
stronie formuj! szyki – uzbrojeni w kamizelki kuloodporne, kewlarowe he$my, stalowe tarcze i metalowe pa$ki –
milicjanci oraz jednostki si$ specjalnych milicji Berkut. To
zawodowcy, skuteczni i brutalni. Po$amane ko&ci, p"kni"te
czaszki, wybite z"by, odklejone siatkówki oka to tylko
cz"&' d$ugiej listy obra e# demonstrantów po jednej akcji
Berkutu na ulicy Bankowej sprzed dziesi"ciu dni.
Ale teraz jeste&my na barykadzie na ulicy Instytuckiej.
W dole, na oddalonej o 300 metrów scenie Majdanu,
gwiazda ukrai#skiej muzyki pop Rus$ana, od pocz!tku
wspieraj!ca rewolucj", nawo$uje, by kto
yw gna$ na
Instytuck!. Na efekty nie trzeba d$ugo czeka'. Pod barykad! od strony Majdanu gromadzi si" coraz wi"cej
5
pomara czowych kasków. Po stronie milicji niemal ca!kowity bezruch. Na prawo czarne mundury milicjantów,
na lewo maskuj"ce uniformy Berkutu. Nagle stoj"cy pomi#dzy tymi dwiema formacjami dowódca wykrzykuje
jaki$ rozkaz. Na krótk" chwil# po obu stronach barykady
zapada ca!kowita cisza. Dwa kordony uzbrojonych po
z#by funkcjonariuszy ruszaj" w kierunku barykady. I wtedy dwa tysi"ce ludzi po majdanowej stronie barykady
zaczyna $piewa%, niemal wykrzykiwa% w stron# milicji
hymn Ukrainy, jakby tym krzykiem chcieli powstrzyma%
to co nieuniknione. Kiedy milicja jest ju& pod sam" barykad", ludzie zaczynaj" skandowa% has!o, które jest
obecne na Majdanie od samego pocz"tku konfliktu: „Milicja z narodem! Milicja z narodem!”. Ale tej nocy milicja
z narodem nie b#dzie.
Powsta cy ko cz" hymn. Przez sekund# panuje ca!kowity bezruch. A potem wszystko przyspiesza w dziki
i nieokie!znany sposób.
¬
– Trzecia rano to ulubiona godzina Berkutu. Jak maj"
uderzy%, to wtedy – dowiadujemy si# ju& trzeciego dnia
naszego pobytu w Kijowie od Andrija, jednego z cz!onków
samoobrony Majdanu. Od tej pory ta informacja mnie
oraz mojemu operatorowi i monta&y$cie programów z kijowskiego Majdanu dla Onetu, Robertowi Wróblewskiemu, organizuje &ycie.
Ka&dego dnia od wczesnego popo!udnia a& do $witu
nast#pnego dnia jeste$my na Majdanie. Wtedy odbywaj"
6
si najwa!niejsze wyst"pienia polityków, ludzi kultury,
aktywistów. Wtedy pojawiaj" si tu ludzie, z którymi warto
pogada#. $pimy od szóstej rano do po%udnia. Wczesnym
popo%udniem jemy &niadanie, wpatruj"c si w internetowy
live streaming z Majdanu i przegl"daj"c filmiki i informacje z poranka. Oko%o czternastej idziemy na Majdan
Niepodleg%o&ci.
Majdan w j zyku ukrai'skim oznacza plac. Ale od 2004
roku jest w tym kraju synonimem rewolucji, sprzeciwu
wobec w%adzy, wyra!ania przez obywateli swojej woli.
W 2004 roku protesty na Majdanie w Kijowie odnios%y
(wprawdzie krótkotrwa%e) zwyci stwo. W 2014 roku sprawa zwyci stwa Majdanu nad w%adz" prezydenta Wiktora
Janukowycza wci"! jest otwarta.
Tamtej nocy z 10 na 11 grudnia wracamy do hotelu
wcze&niej, !eby zmontowa# program pod roboczym tytu%em „Milicja z narodem”. Opowiada on o tym, jak ludzie
z Majdanu dbaj" o ustawianych w kordonach przed
budynkami rz"dowymi milicjantów, zwyk%ych ch%opaków z poboru, z których wielu ch tnie znalaz%oby si po
drugiej stronie albo po prostu w domu. Ludzie pal"
w beczkach ogniska i przesuwaj" beczki w kierunku
stoj"cych wiele godzin na mrozie milicjantów, aby ci
mogli ogrza# d%onie. Tu! przed pó%noc" wysy%amy materia% do Warszawy i wychodzimy z hotelu. Zmierzamy
w kierunku Majdanu.
/eby si orze3wi# po m cz"cym kilkugodzinnym monta!u, idziemy Bulwarem Tarasenki. Noc jest mro3na, dziesi # stopni poni!ej zera. Po drodze mijamy zrzuconego
7
z coko u Lenina. Na powalonym pos!gu wodza zupe nie
innej rewolucji le"y m otek. Ka"dy mo"e odstuka# sobie
kawa ek Lenina na pami!tk$. Taka pami!tka, cho# darmowa, nie cieszy si$ specjalnym zainteresowaniem kijowian. Nieca y kwadrans pó%niej docieramy na Majdan.
Na ustawionej po&rodku placu scenie przemawia akurat
Witalij Kliczko, jeszcze niedawno najlepszy pi$&ciarz wagi
ci$"kiej na &wiecie, dzi& jeden z trzech g ównych przywódców opozycji. Biegniemy za scen$, zaprzyja%niony ochroniarz wpuszcza nas tam, gdzie media nie maj! wst$pu.
Timing mamy znakomity. Kliczko akurat schodzi ze sceny.
Wiem z wcze&niejszych kontaktów z nim, "e pro&ba o rozmow$ nie zawsze ma sens. Cz$sto po prostu zignoruje ci$,
minie bez s owa. Rozumiem go, jest przem$czony, ka"dego
dnia dziesi!tki, je&li nie setki ludzi czego& od niego chc!.
Ale jestem dziennikarzem i potrzebuj$ informacji. Ustawiamy si$ w w!skim przej&ciu, w którym trudno min!#
si$ dwóm osobom. Robert w !cza kamer$, a kiedy Kliczko
si$ zbli"a, od razu zaczynam od pytania:
– Panie Kliczko, czy opozycja we%mie udzia w okr!gym stole? – pytam o og oszon! w rz!dowych mediach
inicjatyw$ prezydenta Janukowycza. Robert stoi twardo
za moimi plecami, &wiec!c Kliczce w oczy lamp! nakamerow!.
Kliczko nie zatrzymuje si$, cofamy si$ z podstawionym
pod nos mikrofonem. Ten olbrzym móg by nas wgnie&#
w barierki jednym ruchem d oni. Ale docenia nasz! taktyk$. U&miecha si$ pod nosem, a potem mówi, ju" ca kiem
powa"nie:
8
– Jaki okr!g"y stó"? Do tej pory nie dostali#my $adnego
zaproszenia – odpowiada. – Ale jeste#my gotowi z nimi
rozmawia%. Wa$ne jest jednak, $eby najpierw oni uwolnili
wi&'niów politycznych, a ludzie, którzy s! odpowiedzialni
za pobicie pokojowych demonstrantów na ulicy Bankowej,
musz! ponie#% odpowiedzialno#%.
W ci!gu kilku godzin oka$e si&, $e stawiane przez Kliczk&
warunki s! ca"kowit! mrzonk!.
Idziemy do centrum prasowego zasi&gn!% j&zyka. Rozmawiam z kilkoma znajomymi dziennikarzami. Wszyscy
wyczuwaj!, $e sytuacja jest napi&ta.
– Ale czy b&dzie wi&ksza awantura? – zastanawia si&
W"adymir, kolega z rosyjskich mediów. Tego nie wiedz!
nawet najstarsi górale z polskich gór.
O trzeciej nad ranem opuszczamy centrum prasowe
z zamiarem powrotu do hotelu, ale po drodze warto zahaczy% o najgor&tsz! w ostatnich dniach barykad& na ulicy
Instytuckiej. Z pocz!tku mam wra$enie, $e to jaki# $art.
Jakby na nas czekali. Barykada w"a#nie jest uszczelniana.
Kto# krzyczy: „Berkut idzie!”. Zbrojne formacje pojawiaj!
si& w górze ulicy schodz!cej w kierunku barykady, Majdanu
i ulicy Instytuckiej. Zbrojni zatrzymuj! si& sto metrów przed
barykad!. Od strony Majdanu nadbiegaj! ludzie w pomara+czowych kaskach. Rus"ana nie przestaje wzywa% do
mobilizacji. „Wi&ksza awantura” w"a#nie si& zaczyna.
– Milicja z narodem! Milicja z narodem! – skanduje
t"um, kiedy funkcjonariusze próbuj! zbli$y% si& do barykady. Nie jest to proste. W szeregach powsta+ców znajduj!
si& weterani wojny w Afganistanie, byli $o"nierze specnazu
9
i ca kiem poka!ny zast"p Kozaków. To ludzie, którzy znaj#
si" na wojennej taktyce. Wcze$niej polali ulic" wod#.
Funkcjonariusze próbuj# utrzyma% równowag" na tym
lodowisku. Ze$lizguj# si", jeden za drugim, ka&dy trzyma
za rami" poprzednika. W ten sposób dwa poci#gi, jeden
milicyjny i drugi berkutowy, doje&d&aj# do barykady.
Pierwsi wkraczaj# do akcji milicjanci, m odzi ch opcy
z poboru, nieskorzy do walki. Gdy tylko podchodz# do
barykady, w ruch id# pa ki.
– Nie bijcie ich, oni niewinni! – krzyczy dowódca
barykady, koordynuj#cy dzia ania powsta)ców z boku.
Atak ustaje, a milicjanci nie kwapi# si" do dzia ania. Po
prostu stoj#, próbuj#c utrzyma% równowag" na $liskiej
nawierzchni.
Wtedy do akcji wchodzi Berkut. Po ka&dej ze stron
znajduje si" dwa tysi#ce ludzi, lecz w bezpo$redniej walce
uczestnicz# tylko ci na pierwszej linii. Tu Berkut ma
zdecydowan# przewag". *o nierze $ci#gaj# ludzi z barykad,
w ruch id# pi"$ci i pa ki. Pobici s# wyrzucani na ty y, gdzie
zajmuj# si" nimi si y wsparcia.
Co si" dzieje z lud!mi, tam na ty ach? Co oni z nimi
robi#? Z dusz# na ramieniu zeskakujemy z boku barykady
i idziemy wzd u& bocznego kordonu berkutowców, próbuj#c przebi% si" za plecy funkcjonariuszy. Nie wydaj# si"
nami zainteresowani. Zbieram si" na odwag" i pytam
go$cia w kordonie:
– Przepu$cisz nas tam na ty y?
– Oj, a ty chyba nie Ukrainiec, ale z akcentu s ysz", &e
brat S owianin – odpowiada ros y m"&czyzna.
10
Nie jestem twoim bratem – my!l", ale robi" dobr# min"
do z$ej gry, on ma %elazn# pa$k", a ja tylko mikrofon. Poza
tym mam spraw" do za$atwienia.
– To co, przepu!cisz brata? – pytam.
– Id&cie dalej, rebiata, za szykiem bojowym was przepuszcz# – odpowiada.
I faktycznie, przepuszczaj# nas. Rozdzielamy si". Robert
odchodzi z du%# kamer#, ja zostaj" z kamerk# gopro.
Spogl#dam w stron" barykady i widz" jedynie !cian"
pleców berkutowców. Co chwila !ciana rozst"puje si"
i jak z procy wylatuje z niej cz$owiek. Ju% kilku le%y
na ulicy. Ludzie z si$ porz#dkowych zwijaj# si" jak w ukropie, odci#gaj#c ich na g$"bokie ty$y, do karetek pogotowia,
ale te% gdzie! dalej. Gdzie? Nie wiem. Tam mnie nie
wpuszczaj#.
Nagle zza kordonu wylatuje pomara'czowy kask i trafia
mnie w klatk" piersiow#. (api" go. Sekund" pó&niej %o$nierze rzucaj# w moj# stron" w$a!ciciela kasku. Mo%e
dwudziestoletni ch$opak pada na oblodzony bruk kilka
metrów ode mnie. Wstaje, stawia kilka chwiejnych kroków
i ponownie pada na lód. Kucam przy nim. Jest zupe$nie
ot"pia$y, z nosa obficie p$ynie krew.
– Potriebuwati dopomogi? (Potrzebujesz pomocy?) –
pytam go.
Siedzi na bruku, patrzy na mnie bez zrozumienia. Dopiero po chwili docieraj# do niego moje s$owa. Kiwa
potakuj#co g$ow#. Ale zanim zd#%" wykona+ jakikolwiek
ruch, od ty$u podbiega dwóch berkutowców, chwytaj# go
za ramiona i odci#gaj#. Widz" jeszcze jego wystraszone,
11
okr g!e oczy i ch!opak znika, zas!oni"ty przez oddzia!
przegrupowuj cych si" berkutowców. Kask zostaje ze mn .
Tymczasem Berkut zamierza spu#ci$ w kierunku barykady opancerzone auto, które ma j staranowa$. Aby auto
nie polecia!o z impetem w dó!, wi % je na stalowej linie,
po której chc spuszcza$ je stopniowo w kierunku Majdanu. Ale zanim stalowa lina si" napr"%y, obwi zuje si"
ni m!oda dziewczyna. Drobna, mo%e metr sze#$dziesi t
wzrostu, z plecaczkiem i w czapce, spod której wystaj
g"ste, kr"cone w!osy. Je#li samochód przesunie si" jeszcze
o dwa metry, lina z!amie j niczym k!os trawy. Filmujemy
ca!e zaj#cie, obok nas pojawia si" jeszcze jedna kamera,
filmuje to tak%e pewnie z setka telefonów komórkowych.
Berkutowcy nie mog jej teraz tak po prostu zbi$ i wypl ta$
z liny, szczególnie %e ta jest ju% napr"%ona. Wycofuj auto,
a grupa demonstrantów odci ga dziewczyn" na bok.
Na ty!ach pojawia si" coraz wi"cej rewolucjonistów.
Nie bij si" z Berkutem, ale ka%dy ma kamer" lub telefon.
Funkcjonariusze zaczynaj usuwa$ ich na bok. Zanim to
nast pi, berkutowcy spod barykady wyrzucaj za siebie
kolejnego m!odego ch!opaka. Mimo 10-stopniowego mrozu jest rozebrany do pasa. Kl"ka na ulicy przed milicj ,
rozk!adaj c r"ce.
– Ludzie! Co wy robicie?! Co wy robicie?! – krzyczy.
Berkut oczyszcza ty!y z dziennikarzy. Wycofujemy si"
na stron" Majdanu. Robert pojawia si" na chwil", a potem
znowu znika mi z oczu. Kiedy pó(niej b"d" ogl da! jego
zdj"cia, zobacz" magiczny kadr zrobiony sponad g!ów
t!umu kot!uj cego si" w oparach gazu !zawi cego.
12
Gaz zaczyna gry ! w oczy i gard"o. Zak"adam maseczk#,
tak$ jakich u%ywa si# w szpitalach. Nie na wiele si#
przydaje. Jednak po chwili milicja rezygnuje z rozpylania
gazu, bo wiatr znosi go na jej stron#.
Sytuacja zaczyna si# uspokaja!. Kilkadziesi$t minut od
rozpocz#cia akcji Berkut nie bije ju% mocno. Trwa raczej
wzajemna przepychanka. Celem si" rz$dowych jest zepchni#cie protestuj$cych z barykady. Milicjantom uda"o
si# wej&! klinem mi#dzy rewolucjonistów, lecz ci wyci$gaj$
ich z kordonu pojedynczo. Gdyby to byli %o"nierze Berkutu, to nie chc# nawet my&le!, co by si# z nimi sta"o.
Nienawi&! do Berkutu jest tu ogromna. Si"y specjalne
maj$ ju% na koncie kilka straszliwych pobi!. Jednak dla
szeregowych milicjantów protestuj$cy tworz$ korytarz,
którym pozwalaj$ im uciec do swoich, a za milicjantami,
podawane z r$k do r$k, ich tarcze.
Wchodz# w t"um i zbli%am si# do kordonu milicjantów.
– Wpu&! mnie – prosz# jednego z rewolucjonistów.
M#%czyzna wycofuje si#, a ja wchodz# na jego miejsce,
%eby zrobi! kilka zdj#! kamerk$ gopro. Zaczynam napiera!
i... o ma"o nie wpadam pomi#dzy milicjantów. Rozgl$dam
si#: milicjanci z jednej strony, a powsta(cy z drugiej nie
tyle napieraj$, ile stoj$ oparci o %elazne tarcze. Nikomu
si# nigdzie nie spieszy, nikt nie zamierza z nikim si#
przepycha!. Ponad dziel$c$ ich %elazn$ tarcz$ powstaniec
podaje milicjantowi zapalonego papierosa.
– A ty sk$d? – pyta.
– Z Iwano-Frankiwska – odpowiada milicjant, zaci$gaj$c si# papierosem.
13
– Moja babcia jest z Iwano-Frankiwska – mówi powstaniec. – Na d!ugo jeszcze tu zostajecie? – dopytuje,
odbieraj"c papierosa.
– Mam nadziej#, $e nie, bo zimno jak chuj – odpowiada
milicjant. – Mamy was wypchn"% za most, a potem
odwrót.
– No to my ju$ za mostem – stwierdza powstaniec.
– Pewnie wam teraz barykad# rozwalimy – informuje
go sm#tnie milicjant, oddaj"c papierosa.
– Spokojnie, odbuduje si# – odpowiada powstaniec.
Obaj si# &miej". Papieros przechodzi tam i z powrotem
przez tarcz#.
Ledwie Ukrai'cy dopalaj" papierosa, a milicja zaczyna
si# wycofywa%. Tworzy si# gruby milicyjny kordon, za
którym porz"dkowi rozbieraj" barykad#.
Kr"$y tu dowcip, $e ukrai'ski m#$czyzna potrzebuje
dwóch tygodni na zawieszenie pó!ki na &cianie i dwóch
godzin na postawienie barykady. Co& w tym musi by%, bo
kiedy po kilku godzinach wracamy na Instytuck", barykada stoi w tym samym miejscu. Tyle $e wy$sza, szersza
i d!u$sza.
¬
Czy id"c tamtej nocy z 10 na 11 grudnia przez opustosza!y Kijów, mog!em si# spodziewa%, $e przed up!ywem
kilku godzin b#d# &wiadkiem w&ciek!ego starcia czterech
tysi#cy ludzi? Szczerze mówi"c, tak. Napi#cie po obu
stronach narasta!o od kilku dni. Konfrontacja pomi#dzy
w!adz" a rewolucjonistami by!a kwesti" czasu. Jednak
14
w najczarniejszych snach nie mog em przypuszcza!, "e to
gwa towne starcie b#dzie jedynie przygrywk$ do bestialskich aktów przemocy, jakich %wiadkiem b#d# tej mro&nej
ukrai'skiej zimy.
Nast#pnego dnia wrócili%my do Warszawy. (egnali%my
Majdan tryskaj$cy nadziej$, pozytywn$ energi$ i muzyk$.
Nigdy go ju" takim nie zobaczyli%my. Kiedy wrócimy tu
w styczniu, Majdan b#dzie zupe nie inny – b#dzie mrocznym, w%ciek ym, zmilitaryzowanym %wiatem, który op akuje swoich poleg ych. A ci, którzy prze"yli, b#d$ nam
mieli do opowiedzenia historie, które zmro"$ nam krew
w "y ach.