SKAZANI, czyli Z UPODOBANIA DO PRZEMOCY i PRYMITYWU
Transkrypt
SKAZANI, czyli Z UPODOBANIA DO PRZEMOCY i PRYMITYWU
SKAZANI, czyli Z UPODOBANIA DO PRZEMOCY i PRYMITYWU Lesław Czapliński „Skazani, czyli z upodobania do przemocy i prymitywu” Film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” rozpoczyna sekwencja polsko-ukraińskiego wesela w 1938 roku , którego główni protagoniści zginą co do jednego w dramatycznych wypadkach, jakie przyniosą najbliższe lata. Zarazem reżyser epatuje ulubionymi przez siebie przejawami pospolitości i okrucieństwa, ukazując postacie zredukowane do najprostszych reakcji behawioralnych (pijaństwo, agresja) i fizjologicznych (seks). Na tym tle przebiega inicjacja Zofii i Petra, uosabiających lepsze strony Polaków i Ukraińców . Film będący panoramą wydarzeń historycznych, przetaczających się przez Wołyń, w krótkim czasie stający się teatrem kolejnych wojen i okupacji (radzieckiej i niemieckiej – postać ukraińskiego sołtysa z równą gorliwością służącego jednym jak i drugim), poniekąd wymusza skrótowość i alegoryczność, czego konsekwencją jest uproszczenie sytuacji i charakterów (oficer rozwiązujący swój oddział i popełniający samobójstwo, strzelając sobie w skroń i staczając się do rowu, w którym chowani są polegli). Pojawiają się one jakby wyłącznie po to, by na ich przykładzie przytoczyć i zilustrować określone wypadki historyczne. Skądinąd kampania wrześniowa przybiera wręcz karykaturalną formę bezładnej strzelaniny i bieganiny niczym z komedii slapstickowej. Świat „Wołynia” Smarzowskiego bardzo przypomina ten z „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego, a więc prymitywnych instynktów i odruchów, wynikających z chciwości, żądzy ciał, krwi i pieniędzy. Zarazem jednak usprawiedliwieniem dla niego może być nieludzki czas wojny, znoszącej wszelkie prawa moralne i społeczne hamulce. Reżyser nikogo nie oszczędza. Duchowni różnych denominacji z jednakową zapalczywością szczują swoich wiernych przeciw sąsiadom obcej krwi i wiary – katolicki ksiądz podczas wspomnianego mieszanego ślubu, pop poświęcający narzędzia zbrodni, nie tylko karabiny i rewolwery, ale i kosy, siekiery i widły – jedynie inny pop (czyżby ten unicki?) nawołuje do szukania z(po)rozumienia. Pamiętać jednak należy, że brano za złe metropolicie Szeptyckiemu, iż nie potępił mordów, ale jego religijny autorytet raczej nie sięgał na prawosławny Wołyń, chyba że jako narodowego przywódcy, a wydał taką odezwę, gdy masakry przeniosły się rok później na unicką Galicję. Próba zrównoważenia ukraińskiego bestialstwa polskimi represjami przybiera pośpieszny i niezrozumiale płaski wyraz, kiedy z kolei polscy sąsiedzi „wymierzają sprawiedliwość” siostrze bohaterki, która na wspomnianym początku poślubiła Ukraińca, wraz z którym i dziećmi mordowana jest w równie okrutny sposób poprzez odrąbanie siekierą głowy na progu chaty. Czyżby wynikało to jedynie z potrzeby asekuracji wobec drugiej strony, która przecież i tak uzna film za tendencyjny i wymierzony przeciwko sobie? Zarazem jednak takie są prawa i logika chłopskich rebelii, że wspomnę hajdamackie koliszczyzny czy rabację Jakuba Szeli. Przywołaną historię spina klamra sytuacyjna, kiedy Zofia, udzielając wcześniej schronienia Żydom w swojej stodole, trafia z kolei do tej należącej do siostry, wymknąwszy się z masakry i zagłady swojej wioski. Pojawiają się w filmie sceny, znane mi z kresowych opowieści, ale nie bezpośrednich świadków, lecz z drugiej i trzeciej ręki, a więc o zrzuceniu z urzędu ukraińskiej flagi po wkroczeniu Rosjan, czy sytuacji, kiedy od ukraińskiego męża Polki, jego brat żąda jej zabójstwa, lecz zginie z ręki tamtego, pozostającego wiernym żonie. Azali potwierdza to ich prawdziwość i wiarygodność, czy wręcz przeciwnie: świadczy o mitologizacji wraz z postępującym ich upowszechnieniem i przedostaniem się do zbiorowego przekazu o zaznanych krzywdach, na dodatek najgorliwiej podtrzymywanego przez tych, którzy sami tego bezpośrednio nie doświadczyli? Reżyser sięga między innymi do zapomnianego nieco środka z czasów narodzin kina dźwiękowego, a więc asynchronu, kiedy zobrazowanej akcji odpowiada w planie akustycznym inna sytuacja (Polacy odnajdujący w stawie zmasakrowane ciało katolickiego księdza i odgłosy przysięgi oddziałów UPA). Kilka razy zaznacza się dbałość o plastyczną urodę kadru poprzez oświetlenie, kiedy bohaterowie skupieni nocą przy lampie naftowej, trwają w wyczekiwaniu, niepewni swojej przyszłości. Wprowadza ponadto symboliczny finał, kiedy Zofia wraz z synkiem, owocem związku z Ukraińcem, przekracza granicę pomiędzy życiem a śmiercią, symbolizowaną przez szeroko rozlaną rzekę, idąc przez prawdopodobnie zaminowany przez Niemców most, niewidoczna dla nich, a zjawia się po nich, niczym Eliasz, jej dawny kochanek i ojciec dziecka Petro, zamordowany przez NKWD za wydostanie jej z transportu na Sybir, i bierze ich na swój wóz, by wspólnie udali się do lepszego świata?.. „Wołyń” . Scen. i reż. Wojciech Smarzowski. Zdj. Piotr Sobociński jr. Muz. Mikołaj Trzaska. Obejrzane w krakowskim kinie „Mikro” dzięki uprzejmości pani Iwony Nowak.