pobierz plik - ISP Modzelewski

Transkrypt

pobierz plik - ISP Modzelewski
Aby uszczelnić VAT i akcyzę nie wystarczy napisać
nowe przepisy: dotychczas straciliśmy już ponad
100 mld zł.
Rozsypuje się system fiskalny naszego kraju, a przede
wszystkim dwa najważniejsze dla budżetu państwa podatki:
od towarów i usług oraz akcyza. Płacą je z przyzwoitości
spółki Skarbu Państwa oraz ta część podatników, która nie
chce kombinować (przepraszam: optymalizować) w swoich
obciążeniach podatkowych. Część biznesu zagranicznego co
dzień obsługiwanego firmami specjalizującymi się w „optymalizacji podatkowej”, od dawna nie płaci podatku dochodowego, a od kilku lat likwiduje obciążenia w podatku od
towarów i usług a nawet w akcyzie. Najczęściej scenariusz
działań był tu dość prosty: trzeba zatrudnić dobrze widzianą
przez liberałów, a zwłaszcza w odpowiednim resorcie firmę
doradczą, która da receptę jak nie płacić tego podatku a później rozciągnie przyjazny parasol nad całością „operacji”.
Miałem okazję usłyszeć wprost, w chwili szczerości, na czym
owe doradztwo polega: zleceniodawca mówi, o ile chce
zmniejszyć (często do zera) obciążenie podatkowe w poszczególnych miesiącach roku, zleceniodawca ma na to wszystko
przygotować „papiery” i zapewnić, że nikt nigdy nie przyczepi się do tych „operacji”. Wyższą szkołą jazdy jest załatwienie zwrotów podatku od towarów i usług: tu też składa
się zamówienie na wielkość kwoty i termin jej otrzymania
– resztę ma załatwić usługobiorca. Oczywiście za taką usługę trzeba płacić i to dobrze. Wiadomo, że zwykły śmiertelni
nie odważyłby się na coś takiego. Przecież owe „papiery”,
przynoszące tak wielkie pieniądze, to najczęściej czysta fikcja, tyle tylko że ładnie opakowana. Są to tzw. transakcje
optymalizacyjne, czyli ja sprzedam nic komuś, kogo nie ma,
on za to zapłaci mi czymś, czego też nie ma. Aby wyeliminować takie praktyki nie trzeba żadnych „klauzul objęcia
prawa”, bo to są działania fikcyjne, a pozorność nie wywołuje jakichkolwiek skutków prawnopodatkowych.
Trzeba tylko chcieć. Oczywiście nie zrobią tego urzędnicy, którzy od paru miesięcy siedzą na walizkach i czekają
intratnych propozycji ze strony biznesu doradczego: części z
nich tylko pomęczy się za ministerialne pensyjki aby potem
odkuć się w „consultingu”. Co pewien czas przychodzi tam
kolejna grupa urzędowych fachowców: teraz jest tłok, bo
nowa władza raczej nie będzie kontynuować status quo, chce
„uszczelnić podatki” (skandal!), a przede wszystkim nie jest
powiązana z „zagranicznym biznesem optymalizacyjnym”
(wyjątkowa zaściankowość, „obciach”). Raczej na nich nie
mogą już liczyć, bo w nowej rzeczywistości nie widzą dla
siebie miejsca.
Zresztą sam sposób zarządzania tymi podatkami jest
dziwny z istoty, bo ich interpretacjami rządzą niezależne izby
skarbowe, podległe jednemu z wiceministrów, kontrolę całości odrębne urzędy kontroli skarbowej, podległe innemu
wiceministrowi, a przepisy pisze (przynajmniej formalnie)
jeszcze inny departament podległy jeszcze innemu wiceministrowi. Czy to, kto chce ratować te podatki, może w takim
bajzlu zrobić coś sensownego? Żadnych szans. Najlepiej
gdyby powołano pełnomocnika rządu, który będzie kierować
oraz nadzorować działania ratunkowe dotyczące tych podatków na wszystkich szczeblach administracji rządowej.
Oczywiście całość legislacji należy wyprowadzić z tych
patologicznych struktur, bo tam rządzą dziwne układy „koleżeńskie” relacje, a przede wszystkim znajomości z byłymi
urzędnikami, którzy już przeszli do biznesu optymalizacyjnego. Nawet gdy szczelnie zatrzaśnie się przed nimi drzwi
wszystkich politycznych i ministerialnych gabinetów (co jest
chyba postanowione), to pozostaną relacje nieformalne, równie groźne dla interesu publicznego, a może nawet bardziej.
Warto sobie uświadomić, że przez ów patologiczny
sposób rządzenia systemem podatkowym budżet stracił (a
ktoś zarobił) w ciągu ostatnich ośmiu lat minimum 90 mld zł
w podatku od towarów i usług. Ile w akcyzie? To trudne do
oszacowania, ale idzie tu też o co najmniej 15 mld zł.