W drodze

Transkrypt

W drodze
W drodze
Wiszące w oknie kolorowe plastykowe brylanty rzucały na ściany i podłogę pokoju nr 11
barwne refleksy. Kolejne słoneczne, majowe popołudnie. Andrzej - siedemdziesiąt letni staruszek
o bujnych białych włosach i błękitnych oczach - siedział na łóżku otoczony klockami Lego.
Codziennie, dzień w dzień od 5 lat budował z nich domy. Bez okien, drzwi i komina, ale o grubych
i solidnych ścianach. „To daje gwarancję stuprocentowego bezpieczeństwa mieszkańca na wypadek
wojny. To bardzo praktyczny dom. „Tylko praktyczność ma sens”. Mówienie - choćby do siebie
- pokrzepiało go.
Dziś, o dziwo, było inaczej. Wpadł na pomysł zbudowania białego ptaka.
Budował go powoli, starannie dobierając elementy. Kiedy skończył, odrzucił klocki na bok, wstał
z łóżka i usiadł przy stoliku obok okna. Leżały tam przygotowane kolorowanki i zestaw 24 kredek
ołówkowych. Uśmiechając się do siebie sięgnął po niebieską kredkę i zabrał się do malowania.
Ogromnie lubił to zajęcie. Uspokajało go i pozwalało oderwać się od rzeczywistości. Tutaj sam
był twórcą i decydował o losie. Był odpowiedzialny za przyszłość czarno-białych postaci. Tutaj on
i każdy jego ruch były ważne i wyjątkowe. Tylko do niego uśmiechały się z wdzięcznością
pokolorowane twarze dzieci. Już tylko tu mógł być prawdziwym dziadkiem.
Po dokończeniu ilustracji przestawiającej dzieci siedzące w piaskownicy wstał od stołu i usiadł
na bujanym fotelu w drugim końcu sali. Dawno go tam nie było. Odzwyczaił się od tego rodzaju
odpoczynku. Wolał uciekać przed wspomnieniami i refleksjami w klocki, kolorowanki czy sen.
Na ścianie naprzeciwko wisiał jego ulubiony obraz. Wzburzone morze i maleńki statek płynący
do portu przez fale, mimo wszystko. Popatrzył na morze i pojął, jak bardzo jest samotny. Było mu
wygodnie, ale cierpiał, choć nie przyznawał się do cierpienia. Zasnął. Obudził się zmarznięty, obolały”
i przerażony czymś,czego nie potrafił nazwać. „Ach, gdyby chłopiec tu był. Gdyby był...”.
Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Był bardzo zdziwiony- nie oczekiwał gości. Drzwi
uchyliły się i weszła uśmiechnięta pielęgniarka, pani Klara. „Panie Andrzeju, dostał pan list! Musi pan
go szybciutko przeczytać- nadawca z niecierpliwością czeka na odpowiedź!”. Otworzył kopertę
zaadresowaną „Pan Andrzej, pokój numer 11, pewien szpital w Jarosławiu”. Wewnątrz, na białej kartce
zielonym flamastrem napisane było: „Stoję pod drzwiami. Mogę wejść na partyjkę w warcaby?”. „No,
tak.”- odpowiedział krótko Andrzej. Pielęgniarka cicho wyszła z sali, a do środka wbiegł radosny
Janek. „Jak dawno cię nie widziałem, Staruszku! Wiesz, byłem tu niedawno i szukałem cię w jadalni
na dole, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć ”- powiedział chłopiec rozkładając planszę i pionki do gry
w warcaby obok kolorowanek na stoliku. „Ocean jest bardzo wielki, a łódka mała i trudno ją
dostrzec”- odpowiedział. „Może zamiast grać pójdziemy na spacer nad morze?”. Chłopiec zgodził się
bez wahania. Po drodze na plażę opowiadał Andrzejowi o tym, ile musi się uczyć w nowym
gimnazjum, o Tymku, jego psie, o siostrze, która świetnie zdała maturę i o wakacjach, których nie
mógł się doczekać. Staruszek słuchał, ale jednocześnie starał się przypomnieć jak to się stało, że się
pierwszy raz spotkali. Nie wiedział. Pamiętał tylko, że od razu się zaprzyjaźnili, a Janek odwiedzał go
tak często, że mogło wydawać się, że jest jego wnuczkiem. Kiedy doszli na miejsce, chłopiec rozłożył
na piasku koc i pomógł Andrzejowi wygodnie usiąść. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
-„W drodze, bez wytchnienia, ciągle, bledną przeszłe dni z nadzieją w sobie...”* - zanucił starzec„Nikt nie powinien zostawać sam na starość”.
-„Wiem”- powiedział Janek- „dlatego tu jestem, Staruszku. Nie martw się, 'będę przy tobie
aż do końca' * ”- zacytował tym razem chłopiec. „Nikt nie jest samotną wyspą. Jak myślisz, jakie jest
to miasto po drugiej stronie morza?”- zapytał.
-„Nie wiem, mój chłopcze. Wygląda na dobre i spokojne. Rzadko kiedy statki stamtąd przypływają tu.
To pewnie znaczy, że są tam szczęśliwi”.
-Słyszałeś o kolejnym konflikcie zbrojnym w Kosowie? A o tym, co dzieje się w Tybecie? Do czego
my, ludzie, właściwie dążymy? Wierzysz w to, że kiedyś będzie lepiej?”
-”Głupio jest nie mieć nadziei. A poza tym to pewnie grzech. Nie myśl, że to, co się dzieje to jakieś
niepojęte przypadki, że to coś, co Bogu wypadło spod kontroli albo Mu się nie udało. On wszystko
bardzo dobrze dla nas zaplanował. Świat ludzkiego cierpienia przywołuje świat ludzkiej miłości,
pamiętaj o tym.”- powiedział Andrzej.
-”Ale jak po takich wiadomościach spać spokojnie? Z myślą, że tam ktoś właśnie umiera, że tam ktoś
cierpi, że to też człowiek, brat, bliźni,a ja nic nie mogę zrobić, by go ochronić?”
-”Mój drogi, tak bywało, bywa i bywać będzie. Ale nigdy nie jest tak, że pomóc się nie da.
A modlitwa?”
-”Dziękuję. W tym wszystkim zapomniałem o niej.”
-”Brak mi ciebie było”.
-”Mi ciebie też. A wiesz...”- zaczął Janek.
-”Już nie mam siły słuchać, przepraszam”- przerwał mu starzec. „Już tu długo jestem. I jestem bardzo
tym zmęczony. Muszę odpocząć. A ty opiekuj się swoim dziadkiem. Nie pozwól, by się bał.
Na starość, będąc samemu można oszaleć. W sali numer 4 leży dziadek, który ciągle śpiewa
Marsyliankę i je tylko delicje wiśniowe. W sali 6 mieszka pani, która uważa się za Marysieńkę i ciągle
oczekuje w oknie na przybycie Jana III Sobieskiego. Ja też byłem dziwny, przecież wiesz. Uratowałeś
mnie. Ale jest już późno, bardzo późno. Możesz trzymać mnie za rękę?”
Chłopiec bez słowa ujął dłoń pana Andrzeja. Choć oczy zaczynały mu wilgotnieć, uśmiechnął się
ciepło. Staruszek położył się na kocu. Pełen spokoju zamknął oczy.
Zasnął. Obudził się na Drugim Brzegu.
Aleksandra Rożek
* z piosenki Artura Rojka „W drodze”