WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY

Transkrypt

WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY
WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY
WYDZIAŁ FILOLOGICZNY
KATEDRA FILOLOGII POLSKIEJ I DYDAKTYKI
Erika Memis
STANISŁAW MORAWSKI I JEGO PISARSTWO
JAKO DOKUMENT EPOKI
Praca magisterska przygotowana w
Katedrze Filologii Polskiej i Dydaktyki
pod kierunkiem dra Józefa Szostakowskiego
Wilno 2009
SPIS TREŚCI
WSTĘP ..................................................................................................................................... 3
ROZDZIAŁ I
Droga życiowa Stanisława Morawskiego .......................................................................... 5
1. Pamięć o pamiętnikarzu współcześnie ........................................................................... 14
ROZDZIAŁ II
Stanisław Morawski jako pamiętnikarz
1. Filomaci i Filareci oraz ich ocena w twórczości Stanisława Morawskiego ................... 16
2. Dzieje własnego serca..................................................................................................... 29
3. Obyczaje i tradycje ......................................................................................................... 37
ROZDZIAŁ III
Od Merecza do Kowna okiem podróżnika ....................................................................... 42
ROZDZIAŁ IV
Stanisław Morawski jako lekarz ......................................................................................... 53
ZAKOŃCZENIE ................................................................................................................... 61
BIBLIOGRAFIA ................................................................................................................... 63
ZAŁĄCZNIKI
Załącznik 1.................................................................................................................................. 66
Załącznik 2.................................................................................................................................. 68
Załącznik 3.................................................................................................................................. 71
Załącznik 4.................................................................................................................................. 73
SANTRAUKA ............................................................................................................................ 82
SUMMARY................................................................................................................................ 83
2
WSTĘP
Wiek XIX to nie tylko wojny, powstania, ale także codzienna praca intelektualna, której
zawdzięczamy tysiące pamiętników oraz listów. W nich znajdziemy ocenę ważnych wydarzeń
politycznych, a także wydarzenia z życia codziennego. Mowa tu również o trudzie Stanisława
Morawskiego, którego Pamiętniki są unikalnym i ciekawym dziełem1.
Spuściznę pisarską Stanisława Morawskiego znamy w kształcie nadanym jej przez
wydawców: Henryka Mościckiego i Adama Czartkowskiego. Z rękopisów przechowywanych w
Bibliotece Ordynacji Krasińskich opublikowali to, co uznali za najwartościowsze, dając do rąk
czytelnikom trzy tomy: Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1924), W Peterburku 1827-1838
(1927), Szlachta - bracia (1929).
Stopień ich ingerencji w teksty Morawskiego bywał rozmaity. Jedne utwory podawali w
całości, z innych, jak np. z Kilka lat młodości mojej w Wilnie, usuwali drobne fragmenty, z
jeszcze innych cytowali niewielkie wyjątki w aneksach, usuwali autorski podział na rozdziały,
inaczej układali kolejność. Kompozycja tomów W Peterburku i Szlachta-bracia jest ich dziełem.
Czartkowskiego i Mościckiego interesowały przede wszystkim barwne sylwetki ludzkie,
anegdoty. Z tekstów poświęconych rozważaniom politycznym nie opublikowali ani jednego
zdania. Mimo wszystko ocalili dla literatury przed całkowitym zapomnieniem jednego z
najlepszych pamiętnikarzy XIX w.. Niestety, rękopisy Morawskiego spłonęły razem z całą
Biblioteką Ordynacji Krasińskich w Powstaniu Warszawskim2.
Morawski miał zwyczaj datować swoje rękopisy. Pisał właściwie tylko pięć lat, a choć
wiele ze swych rękopisów spalił, to, co zostawił, według jego oceny zajęłoby osiem sporych
tomów3.
Pisarz podjął też zamiar geograficzno-historyczno-folklorystycznego opisu swojej
prowincji. Sądząc z opublikowanej przez Kirkora w 1858 r. Części I pt. Od Merecza do Kowna,
autor kolejno opisywał nadniemeńskie miejscowości. Część druga, Szlachta-bracia, została przez
wydawców przeredagowana.
1
R. Griškaitė, Stanislovo Moravskio paslaptis, [w:] S. Moravskis, Keleri mano jaunystės metai Vilniuje, Mintis,
Vilnius 1994, s. 7.
2
Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, oprac. M. Dernałowicz, t. 3, IBL, Warszawa 1992, s. 235.
3
List do H. Malewskiej z 4/16 III 1851. Źr.: S. Morawski, Z wiejskiej samotni, Warszawa 1981, s. 195.
3
Indywidualną cechą języka Morawskiego jest swobodne i harmonijne operowanie
określeniami, metaforami, porównaniami, zaczerpniętymi z różnych obszarów życia i różnych
kręgów kulturowych.
Umysłowa kultura Morawskiego wydaje się być raczej szeroka niż głęboka, ale solidne
klasyczne wykształcenie, przyrodnicze studia, zainteresowanie muzyką i malarstwem, liczne i
różnorodne lektury owocowały skojarzeniami, które wrastały w konkretny, rojący się od idiomów
język ziemianina.
Charakteryzując swoje postacie autor mnoży określenia. Ale nie jest to jedyny sposób
przezeń stosowany. W narrację bardzo często wprowadza dialogi, i wtedy każdy z jego
bohaterów mówi swoim własnym językiem, zdradzającym poziom umysłowy, środowisko i
temperament4.
Przedmiotem moich badań są Pamiętniki Stanisława Morawskiego jako dokument epoki.
Celem tej rozprawy jest próba udowodnienia, że dzieła Morawskiego są unikalne i obecnie
również aktualne.
Niniejsza praca została podzielona na cztery rozdziały. Rozdział I dotyczy drogi życiowej
S. Morawskiego i pamięci o nim współcześnie. Rozdział II zawiera charakterystykę
Pamiętników, z wyszczególnieniem tematyki Filomatów i Filaretów i ich oceny przez
pamiętnikarza. Z kolei Rozdział III został poświęcony opisowi podróży Morawskiego z Merecza
do Kowna. Rozdział IV ukazuje Morawskiego jako lekarza.
Pisząc pracę posługiwałam się głównie metodą opisowo-analityczną. Pomocną mi była
również metoda historyczna. Podstawę źródłową niniejszej rozprawy stanowią Pamiętniki
Stanisława Morawskiego. Korzystałam również z opracowań poświęconych tematowi
Pamiętników, słowników i encyklopedii.
Pragnę w szczególny sposób podziękować doktorowi Józefowi Szostakowskiemu,
opiekunowi naukowemu, za poświęcony mi czas i wszystkie wskazówki metodyczne oraz
rzeczowe, a także za rady i krytyczne uwagi dotyczące niniejszej rozprawy.
4
Literatura ..., s. 235-237.
4
ROZDZIAŁ I
Droga życiowa Stanisława Morawskiego
Stanisław Morawski urodził się 22 lipca 1802 r. w Mickunach pod Wilnem. Był
pierworodnym i jedynym synem Apolinarego, zamożnego ziemianina i szambelana Stanisława
Augusta, i Marianny z Siemaszków. Niebawem jego rodzice rozwiedli się. Stanisław został przy
ojcu, jego matka zmarła, gdy chłopiec miał 11 lat5.
Matka moja w siedemnastym roku życia przymuszona była rozstać się prawnym
obrządkiem z mężem, którego kochała. W kilka lat potem ta nieszczęśliwa kobieta, zgnieciona tak
wielką boleścią i różnymi klęskami trawiącymi serce, z suchot umarła6- pisał syn.
Drugą żoną ojca, Chrapowicką z domu, serdecznie pokochał. Mimo to jego dzieciństwo i
młodość nie były szczęśliwe. Ojciec zawsze okazywał mu niechęć i traktował jak niewolnika, z
surowością nie spotykaną nawet w owych czasach. Jednak Stanisław ubóstwiał ojca, wielbił w
nim wszystko: inteligencję, prawość, urodę, szczęście w miłości i w przyjaźni, nawet styl i
kaligrafię listów, w których zresztą dostawały mu się wyłącznie połajanki. Potwierdzenie na ten
temat znajdziemy w Polskim słowniku biograficznym: Ojciec Morawskiego, inteligentny, zdolny i
ustosunkowany, był znanym kobieciarzem i lowelasem. Do syna odnosił się niechętnie i surowo,
dbając jednak o jego staranne wykształcenie7.
Początkowo młody Morawski kształcił się w domu pod kierunkiem Michała Konarskiego
i Zachariasza Niemczewskiego, późniejszego profesora matematyki w Uniwersytecie Wileńskim.
Następnie ukończył stojącą na wysokim poziomie szkołę powiatową w Kownie, gdzie mieszkał
na stancji u profesora historii i literatury Stanisława Dobrowolskiego, którego osobowość
wywarła duży wpływ na wychowanka. Szkołę ukończył w 1818 roku i w tymże roku, wbrew
własnym chęciom, zapisał się z woli ojca na Wydział Medyczny Uniwersytetu Wileńskiego,
który ukończył obroniwszy 24 VI 1823 rozprawę doktorską pt. Dissertatio inauguralis
medicopractisa casum diabetis melliti cum epicrisi exhibetis8. W czasie studiów medycznych
5
Literatura..., s. 236.
S. Morawski, Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, PIW,
Warszawa 1959, s. 45.
7
Polski słownik biograficzny (dalej: PSB), t. XXI/2, z. 89, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wyd. PAN,
Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1976, s. 743.
8
Pisał o cukrzycy. Źr.: Lietuvių enciklopedija, XIX t., Lietuvių enciklopedijos leidykla, Bostonas 1959, s. 264.
6
5
Morawski był m. in. uczniem profesora Józefa Franka, który przepowiadał mu wielką
przyszłość9.
Młody Morawski uczył się w domu pod kierunkiem starannie dobranych guwernerów,
potem - w szkole kowieńskiej, którą bardzo dobrze wspominał.
Ojciec był niezadowolony, że właśnie syn się urodził. Zawsze ci to powtarzam, żem nie
chciał nigdy mieć dzieci; a jeśli już być miały, wolałem mieć córkę niż syna. Taka na moje
nieszczęście była wola boska: Dał mi syna... Cóż robić! – tak ojciec mówił nieraz swemu synowi.
Przyszedł na koniec czas zjawienia się mojego w uniwersytecie. Kończyłem wówczas rok
piętnasty10. Ojciec mój dawał mnie na roczne utrzymanie się od 450 do 500 rubli srebrnych. Z
tego powinienem był nająć mieszkanie, stół, odziać się, kupić księżki, opłacić lekcje muzyki na
fortepianie, języka niemieckiego, włoskiego, tańców i fechtów. Lekcje konnej jazdy brałem w
ciągu wakacji w Jeźnie u berejtera Pęczkowskich, Gablensa, którego ojciec od siebie opłacał.
Bieliznę sprawiano mnie w domu, bo cena płócien daleko była niższa w Warszawie niż w Wilnie,
a do Warszawy co zimę rodzice moi jeździli i stamtąd, co było trzeba, na wieś ze sobą zawsze
przywieźli. Jakkolwiek każda z wyżej wymienionych lekcji od dukata do dwóch kosztowała na
miesiąc, jakkolwiek książki fakultetu, na którym się kształciłem, były drogie, przy rządnym jednak
życiu i niewdawaniu się w karty, w które nigdy, aż po dzień dzisiejszy, nie grałem, byłoby to dla
mnie więcej niż dostatecznie, gdyby ta kwota naznaczona mi była stale i dochodziła mnie czy
razem, czy w oznaczonych terminach. Ale ojciec chciał właściwie, żebym to jego wsparcie nie za
powinność i jakąś pensję, ale za łaskę i szczególne względem mnie miłosierdzie stale uważał.
Żebym zawsze myślał, że to mnie minąć może, że od jednego jego słowa mogę natychmiast zostać
bez grosza na bruku11- wspominał syn.
W czasie studiów ojciec nie szczędził mu upokorzeń. Pensja, którą synowi wyznaczył,
byłaby najzupełniej wystarczająca, gdyby dochodziła go regularnie. Pieniądze nadchodziły, kiedy
Apolinaremu Morawskiemu przyszła fantazja. Ojciec przez całe życie kierował się wrosłym w
niego staropolskim uprzedzeniem: „Syn jest zupełną własnością ojca. Gań i karz syna, kiedy zły,
żeby się stał lepszym. Gań go i karz, kiedy dobry dlatego, żeby się nie zepsuł”. Morawski
9
PSB, t. XXI/2, s. 743.
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 40
11
Tamże, s. 42-43.
10
6
wspominał: Od tego prawidła na jeden włos do śmierci swojej, w 73 roku życia jego przypadłej i
kiedy ja 36 lat już miałem, nie odstąpił nigdy12.
Stanisław w 1819 roku jako uczeń Uniwersytetu wynajmował mieszkanie u pijarów.
Były to proste 2 cele, nie było ani parkietów, ani gwaszów. Ale było coś innego. Książki
rozrzucone po kątach, kilka szkieletów ludzkich, cztery mumie, kilkanaście czaszek ludzkich
białych jak kość słoniowa, mnóstwo kości ludzkich lub zwierzęcych, na fortepianie kilka słojów z
żywymi wężami i gadami, różne larwy, żółwie, jeden jeż, kilka biegających po podłodze
jaszczurek. Stanisław nawet nie miał potrzeby zamykać na klucz pokoju; każdy otworzywszy
drzwi na ten widok omdlewał ze strachu.
Okres studiów Stanisław Morawski uważał za najszczęśliwszy w swoim życiu. Krok po
kroku wkraczał w wielki świat wileński. Wspominał o tym tak: Sama oryginalność nawet
poświęcenia się mojego nauce medycyny była już jakąś dla kobiet, które ton dają, przynętą.
Młody chłopiec, w dziewiętnastym roku wiedzący dokładnie, co jest pod paznokciem małego
palca w nóżce młodej dziewczyny lub młodej kobiety, był już sam z siebie interesującą figurą. Do
powyższych korzystnych dla młodości mojej pomocy dodać i to potrzeba, że, nie wiem dlaczego,
całe Wilno podówczas nazywało mnie „pięknym Morawskim” 13.
24 czerwca 1823 r. S. Morawski uzyskał stopień doktora medycyny. W bardzo ładny
sposób opisuje w Kilka lat młodości mojej w Wilnie obrządek doktoryzacji. Bo też ówczesny
obrzędek doktoryzacji był coś prawdziwie wspaniałego i zostawiającego pamiątkę na całe życie.
Dziś – to tylko brednie14 - wspominał z ironią.
Po obronie pojechał do Ustronia. Długo tam nie zabawił, powrócił do Wilna. Przeżył tu
aresztowania wśród młodzieży i proces filaretów. Sam aresztowania uniknął. Pomógł mu w tym
prefekt Szymon Ławrynowicz.
Młodzież skupiać się w związki zaczęła. Rządy swoich używały i użyły środków. Na
młodzież tedy i na wyższe szkoły wszędzie, a bardziej u nas, obrócono oczy.
Prefekt, będąc właśnie w tym wakacyjnym czasie w Wilnie i stanąwszy gospodą u brata,
w rozmowie z nim o tej witalnej podówczas kwestii, o kwestii tajnych towarzystw młodzieży,
lubiąc mnie zawsze, a domyślając się, że i ja tego grzechu liznąć musiałem, zaklął brata na rany
12
Tamże, s. 48-49.
Tamże, s. 58.
14
Tamże, s. 166.
13
7
Chrystusa, żeby w danym razie miał przyzwoite nade mną względy. To jego natchnienie ocaliło
mnie właśnie! A dowiedziałem się o tym w kilka dopiero miesięcy.
Szymon Ławrynowicz, eks-jezuita, poważnej, imponującej postaci, słusznej urody,
greckiej i szlachetnego wyrazu twarzy, siwy jak gołąb, czerstwy jak rydz, głosu Stentora, życia
nieposzlakowanego, pobożny szczerze – każdego z nas studentów znał po imieniu i każdego
wiedział mieszkanie. Był to, powiadam, mąż do prowadzenia młodzieży najrzadszym obdarzony
talentem 15 – pisze Morawski w Kilka lat młodości...
Morawski otrzymał rozkaz stawienia się przed komisją śledczą. Zastał tam tylko
Ławrynowicza. Ławrynowicz kazał mu podać przygotowane już dla niego pytania i
odpowiedzieć na nie. Ławrynowicz sam nawet poprawiał to, co Morawski napisał. Skończyło się
na tym, że pozwolił mu swobodnie wrócić do domu. Odprowadził sam go na schody. Tam
dopiero, kiedy już zostali sami, Ławrynowicz powiedział: Nie pisz pan o tym do Kowna, ale jeśli
tam będziesz, przypomnij bratu mojemu, prefektowi, żem danego słowa jemu dotrzymał. Już on
zrozumie, co to znaczy. Wtedy to Morawski zrozumiał, że cała ta nadzwyczajna łaska była
skutkiem starań poczciwego kowieńskiego prefekta.
Oto treść odpowiedzi S. Morawskiego na pytania komisji śledczej:
Punkta zapytań byłemu uczniowi Wileńskiego Uniwersytetu Stanisławowi Morawskiemu z
polecenia Jaśnie Wielmożnego Rzeczywistego Tajnego Radcy, Senatora i Kawalera Nowosilcewa
dla odpowiedzi dane [...]
1. Zowię się Stanisław Morawski, wieku lat mam 23. Religii rzymsko - katolickiej.
Dowodem urodzenia mojego szlachetnego jest dekret Deputacji Wywodowej
Wileńskiej, znajdujący się w ręce mojego ojca. Rodem jestem z guberni wileńskiej,
powiatu kowieńskiego. Nie posiadam sam żadnego majątku. Rodzice moi mają dobra,
Ustronie zwane, w powiecie kowieńskim leżące. Nauki początkowe pobierałem w
Kownie. Przybyłem do uniwersytetu w roku 1818, w nowembrze, chodziłem na oddział
medyczny, kurs ukończyłem w roku 1823, w którym też otrzymałem stopień doktora
medycyny. Utrzymywałem się i utrzymuję kosztem rodziców. Nigdy nie byłem pod
sądem lub śledztwem. [...]
15
Tamże, s. 223.
8
3. Do Towarzystwa Promienistych należałem, ale sumiennie zaręczam, że nie wiem, kto
pierwszy do tego podał był projekt. Zawiązało się ono w roku 1820 w miesiącu maju.
Celem jego była zabawa, połączona z nauką. [...]
5. Celem Towarzystwa Filaretów było ćwiczenie się wzajemne w nauce i wsparcie
ubogich dobrej konduity młodzieńców. Kto ustawę ułożył, nie wiem, bom ją gotową za
moim do Wilna przyjazdem znalazł.
7. [...] Wyrazów: „że połączenie się, rozszerzenie towarzystwa, miłość i jedność
braterska może zabłyśnieniem pomyślnej chwili posłużyć do odzyskania ojczyzny” –
nie słyszałem nigdy. Członkowie, u mnie przynajmniej, nigdy podobnych nie miewali
głosów, tak bardzo od przedmiotu medycznego odległych. Sam nigdy na
posiedzeniach innych gron bywać dla zatrudnień nie mogłem, wysłani zaś czyli
delegowani na takie posiedzenia nigdy w swoich raportach nic podobnego nie
wymieniali.
9. [...] Wiem o instrukcji do postrzeżeń statystycznych drukowanej; podobno, że ta była
przez Franciszka Malewskiego wypracowaną. Że zaś opisy takie przez znających tylko
ten przedmiot wykonane być mogą, więc, lubom ją widział, nie brałem jej, żadnegom
podobnego nie zrobił opisu i nie wiem, czy inni członkowie to wykonali. Zdaje mi się,
że cel takowych opisów był taki, aby wspólną pracą zrobić dzieło, którego jeszcze w
naszym języku nie dostaje.
10. [...] O pierścieniu i o wieńcu słyszałem, twierdzić jednak o tym z pewnością nie mogę,
gdyż się na takowym nie znajdowałem obchodzie.
14. [...] Zalecany w towarzystwie sekret do tego się mianowicie ściągał, aby o tym zgoła
nic zwierzchność uniwersytetu nie wiedziała i dlatego pewny jestem, iż się żaden z
członków tej zwierzchności o istnieniu filaretów nie domyślał. Działania Zana tak były
ograniczone, iż nie spodziewam się, aby w nich czyjegokolwiek potrzebował kierunku.
[...]
15. Ponieważ wielu o istnieniu towarzystwa domyślać się zaczęło, a zdarzone w czasie
bytności gwardii nieporozumienia z młodzieżą na filaretów rzucone być mogły, zgodzono
się z Zanem, aby przed przyjazdem cesarza na rewię na zawsze to towarzystwo rozwiązać,
a papiery, ustawy i protokoły spalić. Na tym Grona Granatowego rozwiązaniu raz
9
pierwszy po złożeniu urzędu przewodnika ja się znajdowałem. Działo się to w roku 1822,
w miesiącu aprylu [...]16.
Sytuacja w kraju nadal była bez zmian. Kilku z oskarżonych nie mogąc znieść
codziennych przesłuchań, znudzonych długim więzieniem, samotnością, targnęło się na własne
życie17. Oto jak później w pamiętnikach te czasy opisywał S. Morawski:
W młodych głowach oczekiwane niebezpieczeństwo, jeśli nawet zrazu może na moment
zasmuci i zmięsza, potem jednak większej dodaje energii i silniej napina duchowe sprężyny. Życie
jeszcze bardziej ruchliwe i przyśpieszone się staje. Nie pamiętam, żebym kiedy taki był hoży i
wesół jak w owym czasie, kiedy miecz Damoklesa wisiał mi ciągle nad głową! Ale to było wtedy,
kiedy byłem pomiędzy ludźmi. Jak zostałem sam jeden, nic w głowę nie lazło, skoro człowiek
sobie przypomniał i rozmyślać zaczął nad losem tylu biednych kolegów! Zan, Mickiewicz,
Kowalewski18, Kułakowski19, Czeczot, Wrotnowski, Łukaszewski, Łoziński, Budrewicz20 i tyle
innych pierwszorzędnych w rozmaitym rodzaju wiedzy zdolności ciągle mi w oczach stali! Dla
samej zatem rozrywki bywałem i chodziłem wszędzie otwarcie i śmiało. Zdarzało się spotkać pod
strażą więźniów. Oni patrzyli na mnie zimnym i obojętnym okiem, jak by mnie nigdy nie znali. A
zetem potem składali zeznania w komisji, że trzeba mnie szukać w Berlinie, Wiedniu, Edynburgu,
Paryżu, słowem, po całym świecie. Opisywali mnie, że jestem włosów jak żuk czarnych, śniadej
cery, ogromnych bakenbardów, krępy i niski. Pożyteczne dla mnie i to jeszcze było, że mieszkanie
moje na imię Morawskiego, ale Karola, zapisane w policji było21.
W tym czasie S. Morawski przeżywał również miłość do Marii z Zakrzewskich
Müllerowej. O wzajemności dowiedział się tylko po dwudziestu latach mieszkając w Ustroniu. O
16
S. Morawski, Kilka lat..., s. 586-589; J. Borowczyk, Rekonstrukcja procesu filomatów i filaretów 1823-1824,
Poznań 2003, s. 571-572.
17
S. Morawski, Kilka lat..., s. 255.
18
Kowalewski Józef Szczepan (1801 – 1878) orientalista, badacz języków i kultury ludów mongolskich. Na
uniwersytecie nawiązał ścisły kontakt z grupą studentów, którzy założyli Tow. Filomatów (1817); Kowalewski stał
się wkrótce jego aktywnym członkiem (1818); w r. 1819 powierzono mu funkcję sekretarza Wydziału I
(literackiego), od marca do października 1821 r. był naczelnikiem tegoż wydziału. W skład jego wchodzili m.in. A.
Mickiewicz, F. Malewski, J. Czeczot, A. Chodźko. Aresztowania w środowisku filomatów (jesień 1823) objęły
również Kowalewskiego. Postanowiono zesłać go wraz z F. Kółakowskim i J. Wiernikowskim do Kazania, gdzie
mieli studiować na uniwersytecie języki wschodnie. Źr.: PSB, t. XIV/1, s. 525-526.
19
Kułakowski Henryk (1808 – 1890), lekarz, profesor farmakologii. Prowadził praktykę lekarską, będąc dobrym
diagnostą. Był czynnym członkiem Tow. Lekarsko-Filantropijnego. Źr.: PSB, t. XVI, s. 171.
20
Budrewicz Wincenty (ur. 1795), filomata. Skazany wyrokiem z 14 (26) VIII 1824 na wywiezienie w głąb Rosji,
przebywał równocześnie z Mickiewiczem, Malewskim i Jeżowskim w Moskwie. Koledzy nazywali go „Budrysem”,
Mickiewicz przypisał mu balladę Trzech Budrysów oraz poświęcił wzmiankę w Panu Tadeuszu, sławiąc wśród
znakomitych myśliwych Litwy Budrewicza, co chodził z niedźwiedziem w zapasy. Źr.: PSB, t. III, s. 100.
21
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 288-289.
10
kobietach pisał następująco: Kobiety jednak są ołtarzami, przed którymi i wierni, i niewierni
modlą się i modlić się będą aż do skończenia świata. Wszystkiego, co się wielkiego stało na
świecie, pierwszym, a najczęściej ukrytym źródłem była zawsze kobieta.
Ta jedyna w życiu moim potężna miłość skończyła się, mówiąc światowym językiem, na
niczym, bo niczym, bo na pełnym westchnieniem, łez i żałości najzupełniejszym platonizmie. Jej
pamiątką było jedyne przy pożegnaniu pocałowanie mnie – w głowę22.
W 1825 r. S. Morawski powrócił do Ustronia. Zamieszkał z ojcem prawie przez cztery
lata. Ojciec stawarzał ciężką atmosferę, co sprawiło, że Stanisław był bliski samobójstwa.
Morawski jednak odrzucił te myśli i w 1829 r. wyjechał do Petersburga. We wrześniu 1830 r.
został powołany do komisji zwalczenia epidemii cholery. Wyjazd stał się początkiem jego
kariery. Zauważył go i wyróżnił minister spraw wewnętrznych Rosji, Arsenij Andriejewicz
Zakrewski. Morawski był jedną z ważniejszych person w komisji, potem nawet objął stanowisko
urzędnika do szczególnych poruczeń przy dyrektorze departamentu medycznego, zaś w 1833 r.
został lekarzem Sekretariatu Stanu dla Królestwa Polskiego. W tymże roku Morawski pojechał
do Francji objąć spadek po swojej kuzynce. Spotkał się tam z Adamem Mickiewiczem. W
grudniu 1835 r. podał się do dymisji ze stanowiska lekarza i został urzędnikiem w komisji
prawodawczej. W kwietniu 1838 r. zmarł jego ojciec, wówczas Stanisław zwolnił się z posady i
osiadł w Ustroniu. Marzył, że założy rodzinę, zacznie nowe życie. Jednak stało się inaczej.
Unikał stosunków z okolicznym ziemiaństwem, pogrążył się w mizantropię, komfort, dzieła
sztuki i literatury, pielęgnował swój ogród, zajmował się rolnictwem, był pogrążony w myślach.
Odciął się od ludzi i samotnie spędził ostatnie lata życia, niosąc pomoc lekarską okolicznym
mieszkańcom, głownie zaś poświęcił się twórczości literackiej, pisząc dla siebie i nie publikując
swych utworów23- podaje Polski słownik biograficzny. Dwór swój opuszczał tylko wtedy, gdy
zmuszały go do tego interesy. W samotności przeżył ostatnie swoje 14 lat, oprócz okresu 18451946, gdy był w Warszawie24. Zajmował się też hipnotyzmem, co interesowało go jeszcze za
wileńskich czasów, kiedy brał udział w posiedzeniach z medium-Agatką, organizowanych przez
Ign. Em. Lachnickiego. Zasłynął z tego w okolicy. Czyniło go to jeszcze bardziej oryginalnym i
zagadkowym25.
22
Tamże, s. 392.
PSB, t. XXI/2, s. 744.
24
W Warszawie nawiązał kontakt z Eleonorą Ziemięcką, z którą potem korespondował. Źr.: PSB, t. XXI/2, s. 744.
25
A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] Kilka lat młodości mojej w Wilnie, Warszawa
1959, s. 15.
23
11
Dziś, kiedy po tych wszystkich próbach, po zdradach kochanek, krewnych, przyjaciół,
opuściwszy świat wielki i mały, już od lat dziesięciu w samej sile zdrowia i wieku zamknięty na
wsi jak prawdziwy pustelnik nikogo dosłownie prócz sług i oficjalistów moich nie widzę, że sami
tego nie potrafią, dziwią się naokoło wszyscy; pojąć nie mogą, jak bez ich towarzystwa
wytrzymam. Przypisują to mizantropii, nienawiści ludzi i Bóg już nie wie czemu. Ledwie że psów
na mnie nie wieszają. [...] Człowiek, co lat tyle w zupełnym odosobnieniu mógł przeżyć, a źle
nikomu nie zrobił, owszem, człowiek, co przez ten czas niejednemu może zrobił i dobrze;
człowiek, co nie stetryczał, nie zdziczał, nie zdziwaczał, co zawsze chodzi z twarzą pogodną i
wesołą; człowiek, któremu zawsze każdy dzień jest za krótki, co lubi kwiaty, ptaki, muszki i
motyle, i co w momenty wolne od umysłowej pracy bawi się z nimi jak dziecko; człowiek taki
musiał z sobą, jak Bóg żywy, unieść w sercu ze świata wielką jeszcze dozę miłości, i miłości dla
ludzi26- wspominał Morawski.
Prowadząc pustelnicze życie Morawski zaczął dużo pisać. Pisał dla siebie. Pisanie
sprawiało mu przyjemność. Kochał świat, Ojczyznę. Zmarł w Ustroniu 6 października 1853 roku.
Pochowany został w Niemajunach27, w kaplicy, którą wystawił sobie za życia. Majątek dostał się
po nim w spadku Apolinaremu Morawskiemu, bratu stryjecznemu.
Z prac Morawskiego za jego życia ukazało się drukiem tylko kilka drobnych artykułów
treści medycznej w Tygodniku Petersburskim (m.in. Wyjątki ze Słownika lekarskiego, 1830 nr
30). Większość jego utworów powstała po 1838 roku w Ustroniu; po raz pierwszy niewielki
fragment pamiętników Morawskiego, pt. Od Merecza do Kowna ukazał się w 1858 roku w
czasopismie „Teka Wileńska”. Ogromna spuścizna literacka Morawskiego pozostała w
rękopisach. Miał ją Włodzimierz Spasowicz, po jego śmierci znalazła się w Bibliotece Ordynacji
Krasińskich w Warszawie. Niestety, spłonęła w 1944 r. podczas powstania warszawskiego. Spis
szczegółowy, ułożony chronologicznie według dat podany w Załączniku 1.
Większość utworów Morawskiego została opublikowana w okresie międzywojennym
przez Adama Czartkowskiego i Henryka Mościckiego. Do najcenniejszych należą wspomnienia
wydane w tomach: Kilka lat młodości mojej w Wilnie 1818-1825, W Petersburgu 1827-1838,
Wspomnienia pustelnika i Koszałki-Kobiałki oraz Szlachta-bracia. Wspomnienia, gawędy, dialogi
26
S. Morawski, Kilka lat..., s. 397.
Nemajūnai inaczej Nemaniūnai, w XVII w. nazywane były Žvirždai. Jest to stara miejscowość. Tu w 1623 roku
zbudowano pierwszy kościół, drugi drewniany kościół zbudowano w 1786 roku. Źr.: Lietuvių enciklopedija, XX t.,
op. cit., s. 153-154.
27
12
1802-185028. Do ważnych dokonań również należy Opis miejscowości nadniemeńskich
opublikowanych w „Tece Wileńskiej w 1858 r.29.
28
29
PSB, t. XXI/2, s. 744.
Lietuvių enciklopedija, XIX t., op. cit., s. 264.
13
1. Pamięć o pamiętnikarzu współcześnie
Minęło już 207 lat, gdy niedaleko Wilna, w Mickunach, urodziła się ciekawa osobowość
XIX wieku – Stanisław Morawski. Każdego roku poświęcone mu są spotkania w Jundėliškės
(Ustronie), które mają na celu uczczenie jego osobowości oraz dorobku. Inicjatorką jest dyrektor
biblioteki w Birsztonasie Alina Jaskūnienė. Ważną rolę w kultywowaniu pamięci po pisarzu
odegrało tłumaczenie Kilka lat młodości mojej w Wilnie na język litewski przez Redę Griškaitė.
Dotychczas spotkań było sześć. Tematem ubiegłorocznego spotkania był Stanisław
Morawski jako lekarz. Referaty wygłaszali: historyk R. Griškaitė, Z. Medišauskienė, lekarz S.
Špokevičius, W. Vitkauskas oraz miłośnicy dzieł Stanisława Morawskiego. Zaplanowane, że w
roku 2009 będzie omawiane tłumaczenie Redy Griszkaitie na język litewski Od Merecza do
Kowna (Nuo Merkinės iki Kauno).
Dworek, w którym kiedyś żył lekarz, pamiętnikarz i podróżnik Stanisław Morawski jest
sprywatyzowany. Mieszkają tam teraz cztery rodziny, wśród nich – dwie samotne staruszki.
Jedna z nich Dominika Labukiene mile spędza czas przy oknie, pod którym rosną piwonie.
Kwiaty te rosną i kwitną tu do dziś, a sprowadził je sam Morawski z Peterburga. O tym, że w tym
dworku żył Morawski, przypomina tylko tablica pamiątkowa. Nie ma też w okolicy żadnego
pomnika, muzeum na cześć pisarza. Lista artykułów o Morawskim, którą otrzymałam w
Bibliotece w Birsztonasie, liczy ponad czterdzieści pozycji ( Załącznik 2).
Nazwa miejscowości Ustronie występuje już w XVII w., a po stu latach wspomniany jest
dworek w Ustroniu. Przed dwustu laty miejscowość ta była zarośnięta lasami. Apolinary
Morawski, ojciec Stanisława, lubił jeżdzić na polowania, więc kupił sobie ten dworek. Właściciel
dworku podczas jednego z polowań zaprzyjaźnił się z siedemnastoletnią Marianną
Siemaszkówną i niezadługo ożenił się z nią. Mieszkali w Wilnie, latem jeździli do dworku. 22
lipca 1802 roku urodził się Stanisław Morawski30, dlatego nie przypadkowo spotkania każdego
roku odbywają się w lipcu.
Morawski znał kilka języków: rosyjski, francuski, łacinę, lecz pisał po polsku, nazywał
siebie Litwinem, a Litwę – swoim krajem. Oto urywek z wiersza Kas ta šalis? (Załącznik 3):
Kas ta šalis, kur ąžuolynai auga,
Kur gegužė supusto dar pusnis,
Tik liepą čia pavasario sulauki;
30
A. Gineitis, Ustronė – tai Jundeliškės Verknės žemupy, „Diena“ 1995, nr 284 (413), s. 6.
14
Kas ta šalis?[...]
Tu nežinai? Staiga visai aptemo
Tau akys? Betgi pagaliau išvysk!
Žinau! Žinau ją! Tai lietuvių žemė,
Mana šalis!31.
Na spotkanie w Jundėliškės w 2007 roku przyjechał lingwista profesor Giedrius Subačius,
który wykłada na Uniwesytecie w USA. Wygłosił referat o tym, na ile Morawski znał język
litewski. Opowiadał, że Morawski tworząc zbiorek piosenek ludowych zapisywał tłumacząc na
język polski (może nie sam) teksty piosenek, natomiast tytuły zostawił w litewskim brzmieniu.
Badając teksty Morawskiego, Subačius ustalił, że pisarz na pewno rozumiał po litewsku32.
Reda Griškaitė postanowiła tłumaczyć dzieła Morawskiego na język litewski, bowiem
ujęło ją w pracach pisarza to, że on – człowiek z początku XIX w. - myśli i pisze tak, jak
człowiek dzisiejszy33.
31
K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20 VII, s. 3. Wiersz napisany w
1849 roku, wersja polska niestety spłonęła w 1944 roku podczas powstania warszawskiego.
32
L. Armonaitė, Jundeliškėse, svečiuose pas S. Moravskį, „Lietuvos žinios” 2007, nr z 16 VIII, s. 14.
33
Tamże, s. 15.
15
ROZDZIAŁ II
Stanisław Morawski jako pamiętnikarz
1. Filomaci i Filareci oraz ich ocena w twórczości Stanisława Morawskiego
Charakter pokolenia urodzonego na przełomie XVIII – XIX ww. w dużej mierze określiło
jego średnio- i drobnoszlacheckie pochodzenie. Młodzi ludzie zdobywali swoją pozycję
społeczną w zupełnie inny sposób niż ich ojcowie. Stało się to nie bez wpływu historii, nie bez
wpływu rozbiorów, które na tyle zachwiały dawnym stylem życia ogółu szlachty, iż zasadniczo
musiało wzrosnąć jej zainteresowanie dla szkół, wykształcenia, zdobywania zawodu
gwarantującego samodzielność życiową.
Wraz z upadkiem Rzeczypospolitej szlachta straciła swoje znaczenie polityczne. W ten
sposób przestała reprezentować siłę tak potrzebną niegdyś magnaterii: kreski wyborców, szable
rębajłów, którymi kierowała wedle swej woli w sprawach prywatnych i publicznych34.
Pokolenie, o którym mowa, zyskiwało pozycję i awans po nowemu. Ale ich niepoprawni
ojcowie raz po raz będą usiłowali pokierować losami synów wedle swoich wyobrażeń o karierze.
Stanisław Morawski melancholijnie wspomina nudne egzaminy ojca skrupulatnie dopytującego
się o znajomości, jakie syn czynił w Wilnie. Kwalifikował je jako „korzystne” lub
„niekorzystne”, zalecając pielęgnować przede wszystkim te, które mogły dopomóc w zrobieniu
kariery. Stąd chłopiec musiał bywać w salonach tuzina starych arystokratek wileńskich cierpiąc
przy tym nudy. Jego ojciec miał w pamięci dzieje własnej fortuny, niejednokrotnie zasilanej
zapisami bogatych dziwaków35.
Wzrosła świadomość ogółu niezamożnej szlachty, atrakcyjność miasta, atrakcyjność
Wilna wreszcie, jako ogniska kulturalnego. Istnienie uniwersytetu położonego w centrum
prowincji litewskich, łatwe dotarcie do tego zakładu naukowego spopularyzowało wśród szlachty
samą ideę wykształcenia i - jak świadczy Morawski - wytworzyło nawet swoiste snobowanie się
na uniwersytet, tak że każdy szanujący się młody szlachcic uważał za stosowne przynajmniej
otrzeć się o jego mury.
Bardzo szybko, bo już w gimnazjach, a przede wszystkim na uniwersytecie, młodzież ta
zaczęła wyciągać wnioski z faktu swej dominacji społecznej. Czuła się solidarna w obrębie klasy
34
35
A.Witkowska, Rówieśnicy Mickiewicza. Życiorys jednego pokolenia, Warszawa 1962, s. 40-41.
Tamże, s. 42.
16
i pełna pogardy, zwłaszcza wobec tych, którzy w hierarchii społecznej stali od niej wyżej.
Stanisław Morawski na własnej skórze doświadczył skutków nastrojów młodzieży szlacheckiej
skierowanych przeciw „paniczykom”. Raziła ją jego inność, prezencja, strój i obyczaje tak bardzo
obce w tym środowisku. Płatali mu prymitywne figle w przekonamiu, że „paniczyków przeuczyć
trzeba”. Zanim go przyjęto do społecznej wspólnoty, długo musiał znosić naiwne objawy
„klasowej” niechęci. Po latach wspominał: To mi zgięli we dwoje kapelusz, to w okładkę książki
naplwali, to za krzesło Jundziłła mokrej nakładli gliny, żem się jak garncarz uwalał36.
Szkoły gimnazjalne stanowiły teren zbyt wąski, zbyt zresztą sami przedstawiciele
pokolenia byli jeszcze niedojrzali, aby mógł się ukształtować obyczajowy styl tej generacji,
poczucie wspólnoty, określony stosunek wobec innych. Rolę czynnika, który umożliwił zbliżenie
młodych, spełnił dopiero uniwersytet. W latach pobytu w jego murach młodzież dojrzewała jako
generacja.
Gdy w roku 1815 A. Mickiewicz, J. Czeczot, T. Zan zapisywali się na uniwersytet,
wiedzieli jedno – są biedni, muszą zdobyć zawód, który będzie źródłem utrzymania dla nich i ich
najbliższych. Znajdowali się w sytuacji inteligentów, którzy mogą od społeczeństwa domagać się
jedynie poszanowania dla pracy swego umysłu. Dlatego tak bardzo na serio traktowali pobyt na
uniwersytecie, naukę i czas na nią przeznaczony. To ich przeciwstawiało paniczykom,
lekkoduchom, utracjuszom, różnego rodzaju niespokojnym indywiduom, nadającym ton uczelni.
Jak pamiętamy z wyznań Morawskiego, na uniwersytecie przeważały roczniki starsze, ludzie w
świecie bywali, którzy nauką nie zajmowali się zbyt poważnie. Dla nich wszystkich stan
akademicki posiadał ogromne walory wynikające z prawnego statusu uczelni. Przyciągało to do
uniwersytetu ludzi o niespokojnych temperamentach, a przy tym nie skrępowanych majątkowo37.
Stanisław Morawski twierdzi, że pedantyzm stanowił w ogóle charakterystyczną cechę
wychowanków Uniwersytetu Wileńskiego, gdyż tak kształtował studentów wpływ Jana
Śniadeckiego.
Model
pedagogiczny
Śniadeckiego
przyjął
się
dopiero
w
pokoleniu
mickiewiczowskim, a zwłaszcza wśród młodzieży filomacko-filareckiej. Pedantów wyróżniała
biegłość w naukach i obojętność wobec uroków towarzyskiego życia, przysłowiowa
niezgrabność, wygląd poważny, strój ciemny. Pedant imponował i śmieszył równocześnie. Te
dwoiste rysy jego portretu świetnie uchwycił Morawski:
36
37
Tamże, s. 43, S. Morawski, Kilka lat..., s. 209-210.
A. Witkowska, op. cit., s. 59-60.
17
Wilno [...] wypychało na świat uczonych bajbaków, niezgrabnych drągali, nie
wiedzących, jak stanąć, jak usiąść, jak dwa słowa powiedzieć, jak dać odpowiedź kobiecie, gdzie
podziać nieszczęśliwe i na ten raz zupełnie niepotrzebne ręce. Ale za to ci drągale mogli ci
natychmiast rozwiązać wzszelkie matematyczne zadania, wytłumaczyć złotymi słowy tablice
rzymskiego prawa lub zawiłe punkty Pandektów38, skomentować Arystotelesa, pójść ze Spinozą,
Wolfem, Leibnitzem lub Lockiem w teologiczne lub moralno-filozoficzne zawody39.
Przeciwieństwem wileńskich pedantów byli tzw. krzemieńczanie, tj. studenci wywodzący
się z uczelni Czackiego w Krzemieńcu, na ogół zamożni chłopcy, którzy przywykli malcami
jeszcze do elegancji w sukniach, fryzowania głowy, zgrabnego tańczenia, prowadzenia z damami
gawędki. Liceum podtrzymywało te domowe tradycje „pańskiego” wychowania, starając się
zapewnić swym uczniom szlif światowości. Gdy tacy „śmieszni wiercipięci”, choćby i nieźle
prezentujący się naukowo, przybywali do Wilna, musiał wybuchać konflikt obyczajowy z
pedantami, bardzo z wysoka i pogardliwie traktującymi Wołyniaków. Konflikt zresztą był
szerszy, nie dotyczył tylko cech zewnętrznych, ale także różnicy wyobrażeń, dążeń, odmienności
wychowania domowego, jakie otrzymali pedanci-chudopachołkowie i synowie dobrze
sytuowanej szlachty wołyńskiej. Pedantyzm stanowił więc część swego rodzaju filozofii życiowej
herbowych parweniuszy40.
Trwał też konflikt pokoleń. Konflikt synów z ojcami nie nabrałby tak ostrych form,
gdyby młodzi nie spotkali się z twardą nieustępliwością atakowanych. Starzy po dawnemu
usiłowali z góry traktować młodych, z kpiną, a nawet z pogardą przyjmując wszelkie ich
propozycje. Na tym tle rosły nieporozumienia, a nawet dramaty rodzinne. Niech świadectwem
będą synowskie perypetie Stanisława Morawskiego, którego ojciec wychowywał za pomocą siły,
żądając ślepego posłuszeństwa. Jak anegdota brzmi wyznanie syna, że do trzydziestego roku
życia nie wolno mu było usiąść w obecności ojca. W pojęciach starego feudała młokos – w sensie
społecznym i towarzyskim – nie istniał zgoła. Niemniej potajemnie wstąpił do Towarzystwa
Filaretów, gdzie wraz z innymi oddawał się marzeniom o ratowaniu kraju, zmarnowanego przez
„starych”.
38
Pandekty albo Digesty – Digesta sive Pandecta (łac. digesta, gr. pandectes - złożony w ustalonym porządku) decyzje prawników rzymskich zebrane z rozkazu cesarza Justyniana, zbiór prawa rzymskiego z VI w. Źr.: M.
Maksimaitis, Užsienio teisės istorija, „Justitia”, Vilnius 2002, s. 56; I. Nekrošius, V. Nekrošius, S. Vėlyvis, Romėnų
teisė, „Justitia“, Vilnius 1999, s. 25.
39
S. Morawski, Kilka lat..., s. 239.
40
A. Witkowska, op. cit., s. 62.
18
Minie kilka lat, i młodzi rzucą hasło powstania listopadowego. To był polityczny epilog
niewinnie zaczynającego się przed laty sporu pokoleń: buntu przeciw ojcom, instytucjom,
ideologii i polityce „starych”. Ów bunt skierowany przeciw „staremu światu” – stawał się sprawą
szerszą, wychodzącą poza sprawy generacji, poza biologiczne granice ludzkiego wieku41.
Wezwanie Mickiewiczowskiej Ody do Młodości brzmi:
Młodości! ty nad poziomy
Wylatuj, a okiem słońca
Ludzkości całe ogromy
Przeniknij z końca do końca!
Te słowa nie zostały podyktowane wyłącznie przez poetyckie prawo hiperbolizacji i retorycznego
uniesienia. W dużej mierze odpowiadało rzeczywistemu poczuciu siły, entuzjazmu, mocy
burzenia starego świata i stwarzania nowego, które ożywiało tę generację.Wszak to na „młodości
łonie” miał narodzić się nowy, wspaniały „świat ducha”, którego nadejście zwiatowała Oda.
Zapowiedzią nowego jutra stać się miała ich wymarzona Arkadia, ich wspólnota młodych,
odizolowana od spraw zmurszałego świata.
W marcu 1819 r. przyjęty został Morawski do Towarzystwa Myślącej Młodzieży, a
następnego roku wszedł do Towarzystwa Filaretów, w którym został wybrany przewodniczącym
„granatowego grona”. Był również członkiem Komitetu Naukowego Towarzystwa, natomiast 5
grudnia 1820 r. wszedł jako członek-korespondent do Towarzystwa Filomatów. Świadczą o tym
wspomnienia samego Morawskiego: Związek Promienistych i Towarzystwo Filaretów, w których
i ja byłem; a byłem jednomyślnie wybrany w Promienistych wojewodą, a w Filaretach
przewodnikiem granatowego grona!42. Filomaci albo Towarzystwo Filomatyczne (z greckiego
philomates - miłośnik wiedzy) było to stowarzyszenie młodzieży wileńskiej powstałe 1 X 1817 r.
z inicjatywy sześciu studentów Uniwersytetu Wileńskiego: J. Czeczota, F. Malewskiego, A.
Mickiewicza, O. Pietraszkiewicza, T. Zana, J. Jeżowskiego43, ostatni był również prezydentem
41
A. Witkowska, op. cit., s. 68.
S. Morawski, Kilka lat...., s. 228.
43
Jeżowski Józef (ok. 1793-1855), filomata, filolog, pedagog. Należał do inicjatorów filomatów i był prezesem
związku przez cały czas jego istnienia dzięki zaufaniu i poważaniu, jakie posiadał wśród najwybitniejszych
członków (A. Mickiewicz, T. Zan, F. Malewski). Badany w śledztwie, najpełniej zarysował zadania naukowe i
społeczne związku (o politycznych zamilczał), polegające na zapobieganiu wadom, słabościom lub jakimkolwiek
niedostatecznościom instrukcji krajowej, zapoznawaniu się z lepszymi książkami elementarnymi w różnych
językach, aby one z czasem albo tłumaczyć, lub stosownie do potrzeb szkół krajowych przerabiać, oraz sposobieniu
42
19
Towarzystwa. Pisze o nim Morawski: Kochano go powszechnie. Delikatny, łagodny, w obejściu
słodki, głęboko uczony, potężnego i zawsze silnego zdania... Grek, łacinnik, etrusk, sanskryta,
hieroglifik... głęboką od korzenia... nauką był pierwszym między pierwszymi, charakterem ze
stali... Ale kiedyś spojrzał na niego... o mój Boże! ciałko drobne, słabiutkie, wątlutkie...44.
Początkowo cel związku sprowadzał się do samokształcenia i wyrabiania charakteru członków,
związanych trwałą przyjaźnią. Struktura wewnętrzna wzorowana była na stowarzyszeniach
naukowych, istniały dwa wydziały: literacki, z naczelnikiem A. Mickiewiczem (1818-1819) i
matematyczno-fizyczny. Prowadziły one akcję samokształceniową: czytanie i krytyka własnych
utworów, dyskusje nad przeczytanymi książkami itp.
Od 1818 r. program Towarzystwa mówił także o celach społecznych, a w 1819 r.
akcentował cele patriotyczne i polityczne: ukształtowanie pokolenia, które w dogodnych
warunkach podjęłoby walkę o niepodległość Polski. Towarzystwo miało charakter tajny, z
ograniczoną liczbą członków. Z czasem jego działalność rozszerzyła się na wileńskie środowisko
studentów i gimnazjalistów, tworząc zarówno tajne, jak i jawne kółka filialne, podporządkowując
sobie lub inspirując za pośrednictwem swych członków większość związków młodzieży na
Litwie, m.in. w 1819 r. Związek Przyjaciół, przekształcony w 1822 r. w Związek Filadelfistów,
który w założeniach miał objąć wszystkie warstwy narodu, w 1820 r. Związek Promienistych,
zwanych oficjalnie Towarzystwem Przyjaciół Pożytecznej Zabawy, a także Zgromadzenie
Filaretów.
Filomaci przyczynili się do nawiązania kontaktów ze starszą generacją spiskowców,
zwłaszcza z działającym na Litwie wolnomularstwem, węglarstwem45 i Towarzystwem
Patriotycznym. Pewne kontakty łączyły filomatów z organizacjami spiskowymi w Królestwie i z
dekabrystami46 w Rosji. W 1823 r. Towarzystwo Filomatów przekształciło się w bardziej
się do zawodu nauczycielskiego. Odsłonił także ekonomiczne i społeczne dążenia filomatów. Nie zataił też zadań
społecznie postępowych. Uwięziony w październiku 1823 r. zostawał w więzieniu do kwietnia 1824 r., był badany
parokrotnie. W śledztwie przodująca jego rola u filomatów nie wyszła właściwie na jaw; raport Nowosilcowa
zaliczał go (obok Mickiewicza) do kategorii obwinionych, lecz tych, którzy nie wstąpili do towarzystwa filaretów.
Źr.: PSB, t. XI/1, s. 226-227.
44
S. Morawski, Kilka lat..., s. 243.
45
Węglarstwo (karbonaryzm) – tajny ruch polityczny przeciw absolutyzmowi w Europie w 1 poł. XIX w.:
rozpowszechniony gł. we Francji i pd. Włoszech; cel, m.in. praktyczna niezależność Włoch; uczestnicy wywołali
mi.in. powstania w Neapolu i na Sycylii; nazwa od wł. wypalaczy węgla drzewnego (w ich szałasach ukrywali się
zbiegowie polit.). Źr.: Encyklopedia Popularna, wyd. 24 zmienione i uzupełnione, PWN, Warszawa 1994, s. 936.
46
Dekabryści – obalenie caratu w Rosji i utworzenie republiki było marzeniem wielu, a okazja ku temu nadarzyła się
w 1825 roku: po śmierci Aleksandra I spora część wojska odmówiła posłuszeństwa Mikołajowi I i stanęła po stronie
wielkiego księcia Konstantego, popierając jego roszczenia do tronu. Chaos, który wówczas powstał, wykorzystali
rosyjscy rewolucjoniści: 25 grudnia zorganizowali demonstrację sprzeciwu wobec instytucji caratu, gromadząc na pl.
20
zakonspirowany Związek Patriotyczny, ale już po kilku miesiącach liczne aresztowania
uniemożliwiły działalność wszelkich organizacji filomackich. Po głośnym śledztwie i procesie
zorganizowanym w 1824 r. przez Nikołaja Nikołajewicza Nowosilcowa, dwudziestu filomatów i
filaretów skazano na osadzenie w twierdzy lub zesłanie w głąb Rosji.
Stanisław Morawski był doskonale zorientowany w przebiegu śledztwa, świadczą o tym
następujące fragmenty wspomnień: Nazajutrz rano Pietraszkiewicz Onufry doniósł mnie, że
Tomasz Zan, Mickiewicz, Kazimierz Piasecki, Czeczot – w nocy aresztowani. Że Zan w kajdanach
osadzony w ostrogu i że podług danych mu od szpiegów jego ostrzeżeń on sam dzisiaj o godzinie
jedenastej rannej wzięty być ma, a Józefa Jeżowskiego szukają47. Dla porównania przytoczmy
wspomnienia Marii Goreckiej48 o aresztowaniu jej ojca Adama Mickiewicza:
[...] chwytają go znienacka i zamykają pomimo trzaskającego mrozu w dużej, nie
ogrzanej wcale sali, a miał na sobie tylko lekki tużurek. Zimno było tak przejmujące, że sołdat
stojący przy drzwiach na warcie drżał i płakał chuchając w skostniałe palce, choć płaszczem był
otulony. Ojciec ratował się tylko bieganiem po sali, wciąż zacierając ręce; dodawała mu energii
myśl, że może go po prostu chcą zamrozić, i postanowił, że się nie da. [...] Nad wieczorem
przyniesiono cokolwiek niegodziwej strawy [...]. Sołdata uznano za zbyteczne trzymać przy
więźniu przez noc; pozostał więc sam jeden w pustej lodowatej sali. Szczęściem, gdy front już
przeszedł, a kroki straży i brzęsk kluczy uciszyły się, posłyszał lekkie stąpanie na korytarzu, ktoś
zapukał do drzwi i głosik kobiecy zapytał: „Kto z panów tu jest?” Tu ojciec śmiejąc się
przyznawał, że przyszła mu myśl pusta do głowy i że chcąc lepiej usposobić do siebie nieznajomą,
odpowiedział: „Ładny chłopiec!” – „Czekajże pan – odezwano się znowu za drzwiami – zaraz
powrócę i przyniosę, co się da”. – Była to córka dozorcy, która dowiedziawszy się o aresztowaniu
studentów pośpieszyła z pomocą. Wkrótce pojawiła się z jedzeniem, z kołdrą i poduszką, i już nie
Senackim w Petersburgu 3 tys. żołnierzy. Tego samego dnia pod wieczór rewolucjoniści zostali rozbici przez wojska
wierne Mikołajowi I. 25 lipca 1826 roku Paweł Pestel, Konrad Rylejew, Sergiusz Murawiow-Apostoł, Michał
Besrużew-Riumin i Nikita Murawiow – uznani za przywódców nieudanego buntu – zostali powieszeni. Źr.: Słownik
wyrazów obcych, pod. red. M. Tytuły, J. Okarmusa, Bielsko-Biała 2007, s. 47.
47
S. Morawski, Kilka lat..., s. 241.
48
Gorecka Maria Helena Julia (1835-1922), pisarka i działaczka filantropijna. Najstarsza z dzieci Adama i Celiny z
Szymanowskich Mickiewiczów, ur. W Paryżu 7 IX. W r. 1857 Maria wyszła za mąż za malarza Tadeusza
Goreckiego (1825-1868), syna poety-legionisty Antoniego. Zmarła 26 XI 1922 r. w swym mieszkaniu paryskim przy
Boulevard Saint-Germain nr 26. Zwłoki złożono w rodzinnym grobie Goreckich w Montmorency. Do późnej starości
zachowała nadzwyczajną pamięć, żywotność umysłu i zainteresowanie wszelkimi przejawami życia kulturalnego.
Lubiła obcować z literatami i artystami. Całe życie spędzone za granicą nie osłabiło w niej gorącego przywiązania do
kraju. Źr.: PSB, t. VIII, s. 305.
21
o głodzie i chłodzie ojciec doczekał się przeniesienia do celi, gdzie go czekało zwykłe życie
więzienne49.
Czesław Miłosz w Szukaniu ojczyzny zauważył: Prześladowania studentów przez władze
carskie w latach 1820 były umiarkowane w porównaniu z tym, co miało nadejść później50.
Wileńskie śledztwa podlegały wielkiemu księciu Konstantemu. Nowosilcow regularnie
słał do Warszawy raporty, ale od lipca 1823 roku aż do wydania i wykonania wyroku
niezagrożony sprawował funkcje śledczego i oskarżyciela. Nowosilcow od Wiktora Heltmana
uzyskał wiadomość o Związku Wolnych Polaków z Warszawy oraz doprowadził do załamania
się w śledztwie Jana Jankowskiego, który zeznał o istnieniu Towarzystwa Filaretów i
zaakcentował jego patriotyczny charakter. Podczas rewizji w kwaterze Jankowskiego komisja
śledcza natrafiła na obrazoburcze i patriotyczne wiersze jego autorstwa, papiery tajnych
towarzystw w gimnazjum w Świsłoczy.
Oto zeznanie Jana Jankowskiego, które odkryło istnienie Towarzystwa Filaretów:
22 października/3 listopada, poniedziałek. Wilno. Jan Jankowski składa czwarte
zeznanie odkrywające istnienie Towarzystwa Filaretów.
Roku 1823 miesiąca oktobra 22 dnia. Stawiając przed Wami, JW Urzędnicy!, dla dania
finalnej na pytania odpowiedzi, przejąłem się do gruntu ważnością mojego tu sprowadzenia.
Trzymiesięczna rekolekcja rzeczy i położenia mojego rozwaga, co chwila nawijające się
zbawienne Wasze refleksje, Wasze chęci naprowadzenia obłąkanego przestępcy na drogę prawdy
[...]. Niepewność dalszego losu, to jedno zamykało mi dotąd usta – otwieram je dziś pełen ufności
w Nieograniczonej Dobroci Jego Cesarskiej Mości i Jego Cesarzewiczowskiej Mości. Żaden,
który sam się przyznał do winy, nie uszedł ich baczności i wyrozumienia. Ta uwaga ośmiela
drżącą rękę moją do wyjawienia imion tych osób, którzy za swoje występki powołanymi zostaną
przed wyrok Najłaskawszego Monarchy lub Jego Cesarzewiczowskiej Mości i do skreślenia
wiernie tego, com dotąd taił.
Pod prezydencją Tomasza Zana w roku 1819/20 z istniejących jawnie promienistych
powstało towarzystwo nazywające się filareci. Głównym celem tego towarzystwa było łączenie
się wspólnymi siłami, aby Polskę można było do pierwszej przywrócić świetności. Tak pomyślna
budowa opierała się na fundamencie, aby towarzystwo ile można rozszerzać 1) przez
49
M. Gorecka, Ze wspomnień o moim ojcu, [w:] Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Lwów
1888, R. 2, s. 238-239.
50
Cz. Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1992, s. 90.
22
przybieranie coraz większej liczby osób, których starano się rozpoznawać ducha, sposób
myślenia, przymioty, talenta wrodzone lub nabyć mogące się; 2) przez usiłowanie szczepienia
podobnych związków wszędy, gdzieby tylko okoliczność posłużyła lub posłużyć mogła.
Towarzystwo wspomniane podzielone było na związki, a to z powodu nie dania poznaki do
jakiego bądź ze strony policji podejrzenia, w razie schadzek na sesje. Związki takowe były: 1)
Błękitny, 2) Różowy, 3) Granatowy, 4) Biały, 5) Liliowy, 6) Amarantowy, 7) Zielony; mogły one
za powiększenie się liczby członków wzrastać, a każdy w sobie nie więcej jak dwadzieścia cztery
osób powinien był zawierać. Każdy związek co pół miesiąca miewał swoje posiedzenia. Treścią
tych posiedzeń zazwyczaj było: 1) czytanie wypracowanych przez członków albo mów, albo
rozpraw, albo jakich wierszy; 2) podawanie projektów do ustaw; 3) zdanie sprawy, przez
delegowanych do innych związków z czynności, na ich sesjach odbywanych; 4) przyjmowanie
nowych do towarzystwa członków; 5) wyznaczanie delegowanych do innych związków na
następne posiedzenia itd.
1. Towarzystwo składało się z prezesa Tomasza Zana, z wiceprezesów Franciszka
Malewskiego i Jana Czeczota; każdy związek miał swojego tak zwanego przewodnika, radcę
ogólnego i sekretarza.
2. Towarzystwo całe miało dwie izby: a) Izbę Radczą, gdzie projekta, przez związkowych
wniesione, roztrząsanymi były i skąd szły pod zatwierdzenie prezesa; b) Izbę Pożyczkową, która
dla potrzebujących pożyczała za mały procent pewną sumę pieniędzy. W pierwszej prezydował
albo sam prezes, albo który z wiceprezesów. Prezes na wszystkich związkach miał zawsze
pierwsze miejsce.
3. Towarzystwo to miało swoje ustawy, które, przepisane, po egzemplarzu w każdym
znajdowały się związku. W związkach zaś w każdym znajdowały się protokoły zapisywanych
czynności na posiedzeniach i takowe protokoły utrzymywali sekretarze związków.
4. Ustawy zawierały w sobie kolej i cały proces postępowania towarzystwa – obiór
urzędników, który dla prezesa i radców ogólnych co sześć, dla wszystkich zaś innych urzędników
co trzy miesiące następował, przyjmowanie zawierały nowych członków itd.
5. Towarzystwo to trwało aż do roku przeszłego, do czasu przyjazdu do Wilna
Najjaśniejszego Monarchy na popis wojska. Rozwiązanie się to nastąpiło (ile mi wiadomo) z
powodu zwrócenia pilniejszego oka policji (w tak świetnej dla stolicy chwili) na wszystkie
działania osób, w niej mieszkających. A stąd, aby się nie poddać jakiemu podejrzeniu.
23
6. Do tego towarzystwa więcej półtorasta osób należało; których mi pamięć pozwoliła
ogarnąć, byli następni: prezes Tomasz Zan; wiceprezesowie Franciszek Malewski i Jan Czeczot.
Członkowie: Adam Mickiewicz, [Teodor] Łoziński, Marian i Kazimierz Piaseccy, Kowalewski
Józef, Józef i Aleksander Chodźkowie, Edward Odyniec, Stefan Zan i brat jego trzeci, Heydatel
Jan i brat jego, Malinowski Mikołaj, Wiernikowski Jan, Ihnatowicz Wincenty, Zieliński Tadeusz,
Józef i Tomasz Kraskowscy, Pawłowicz Tomasz, Kaszuba Jan, Zawadzki Wincenty, Eysymont
Lucjan, księża [Maciej] Brodowicz i [Kalasanty] Lwowicz, Jan Jundziłł, Rufin Jundziłł, Kelner
Konstanty, Ciecierski Justyn, Kułakowski Feliks, Dominik Orlicki itd.. których w tej chwili nie
przypominam, prócz dwóch braci Szemiothów, którzy są w Petersburgu. [...] 51.
Odkrycie filaretów doprowadziło do uruchomienia kolejnego śledztwa zwanego potem
procesem filomatów i filaretów. Sprawą filomatów i filaretów zajmowali się przede wszystkim:
członek rządu gubernialnego Wincenty Ławrynowicz i policmajster Piotr Szłykow oraz radca
Busse. Dochodzenia w sprawie zajść w szkołach poza Wilnem prowadził przyboczny sekretarz
Nowosilcowa Leon Bajkow oraz gubernialny prokurator Hieronim Botwinko, policyjny urzędnik
Franciszek Królikowski, policmajster kowieński Kukolnik, profesor Wacław Pelikan i inni.
W toku śledztwa Nowosilcow poruszył nie tylko całe ziemie zabrane, ale także
Warszawę, Petersburg i Berlin. W listopadzie i grudniu 1823 roku ściągnął z petersburskiego
oddziału artylerii kilku byłych studentów Uniwersytetu Wileńskiego podejrzanych o
przynależność do Towarzystwa Filaretów. Od listopada także zabiegał u wielkiego księcia
Konstantego o sprowadzenie przed komisję śledczą w Wilnie Franciszka Malewskiego,
studiującego w Berlinie. Dostarczony do Warszawy Malewski wyjawił przed Konstantym
istnienie Towarzystwa Filomatów. Cesarzewicz nie potrafił jednak wykorzystać nowego,
niewątpliwie, tropu wileńskiej sprawy i odesłał Malewskiego do Wilna, oddając go do dyspozycji
Nowosilcowa.
W toku wileńskiego dochodzenia stawało się coraz bardziej jasne, iż Nowosilcow tępi nie
tylko patriotyczne i obywatelskie odruchy filareckiej młodzieży, ale także atakuje Uniwersytet
Wileński. W marcu 1824 roku zaszły wydarzenia, które ugruntowały inkwizytorską władzę i
ponurą sławę Nowosilcowa w Wilnie i wileńskiej guberni. W jego obecności 1/13 marca
zamknięto – zgodnie z carskim reskryptem – szkołę w Kiejdanach, gdzie doszło do
młodzieżowych wystąpień m.in. przeciw wielkiemu księciu Konstantemu. Tydzień później w
51
J. Borowczyk, op. cit., s. 227-230.
24
Wilnie odbył się kolejny spektakl – publiczna wywózka do twierdz oraz na Sybir skazanych
„Czarnych Braci”, czyli gimnazjalistów z Kroż. Mickiewicz uwiecznił to zdarzenie w scenie
więziennej III części Dziadów: Wywózkę opisał także rektor w liście do Czartoryskiego.
Nowosilcow – podobnie jak tytułowy bohater wiersza Zbigniewa Herberta Tren Fortynbrasa –
postanowił „wziąć miasto za gardło i wstrząsnąć nim trochę”52.
Po procesie filomatów i filaretów, jesienią 1824 roku, Nowosilcow został mianowany
kuratorem Wileńskiego Okręgu Naukowego.
Wiele okoliczności wskazuje na to, iż filareci w pewnym stopniu byli przygotowani na
śledztwo. Przez bez mała pół roku od chwili pierwszych zajść w wileńskim gimnazjum
większość z nich pozostawała na wolności i obserwowała bieg wydarzeń. Oskarżeniem dla wielu
filaretów było zapewne aresztowanie na początku września 1823 roku Jana Jankowskiego.
Dlatego trudno się zgodzić z opinią Aliny Witkowskiej, iż filareci „sposobili się do roli
ofiarników, przygotowywali się na cierpienie”, że „nawet taktyka obronna oskarżonych została w
jakimś sensie podporządkowana zasadzie ofiary i poświęcenia” i dlatego obciążano w zeznaniach
Tomasza Zana53. Ponadto, jak wynika z analizy pierwszych filareckich zeznań złożonych w
listopadzie 1823 roku, jeszcze przed aresztowaniem musieli przygotowywać taktykę składania
wyjaśnień, której skuteczność Witkowska ocenia wysoko.
Opór filaretów przybierał różne formy: od milczenia i bierności po próby samoobrony i
gry z komisją śledczą. Aresztowani studenci potrafili forsować podczas przesłuchań własną wizję
wileńskich towarzystw.
Podstawą filareckiej taktyki była decyzja Tomasza Zana o poświęceniu się za kolegów i
wzięciu na siebie odpowiedzialności za powołanie do życia i funkcjonowanie promienistych i
filaretów. Zan troszczył się o kolegów, wzywał ich do pokładania ufności w Bogu i zapewniał o
swoim dobrym samopoczuciu. Filarecki przywódca zapłacił za swą postawę ciężkim i samotnym
aresztem w wileńskim więzieniu kryminalnym na Łukiszkach, a potem rokiem twierdzy
(najcięższy wyrok w wileńskim śledztwie) oraz pobytem w rosyjskich guberniach. Na Litwę
powrócił po 17 latach, schorowany na ciele i duszy. Mickiewicz złożył mu hołd w scenie
więziennej III części Dziadów, gdzie mianował go „patryjarchą biedy”. Zachowało się jednak
wcześniejsze świadectwo potwierdzające wysoką ocenę, wystawioną Zanowi przez poetę. Chodzi
o list Mickiewicza do Czeczota, wysłany z Moskwy 5/17 stycznia 1827 roku. Była to odpowiedź
52
53
Wiersz Tren Fortynbrasa pochodzi z tomu Z. Herberta zatytułowanego Studium przedmiotu, 1961.
A. Witkowska, op. cit., s. 264.
25
na wyrzekania Czeczota (przebywającego na zesłaniu w Ufie), piętnującego Tomasza Zana za
zawieranie bliskich znajomości z rosyjskimi mieszkańcami Orenburga. Poeta wziął w obronę
Zana: Przypomnij jakim był Tomasz w zamku zaczarowanym (czyli w więzieniu kryminalnym na
wileńskich Łukiszkach). Zaprawdę powiadam ci, że kilkomiesięczne życie Tomasza więcej warte
niż dziesięć lat naszej teraźniejszej stałości. Dał on próbę kochania! [...] Twój stoicyzm
teraźniejszy w porównaniu do jego owej przytomności umysłu i cierpliwości tyle ma zasługi, ile
niewinne życie anachorety w porównaniu do męstwa bohatera54.
Zwrot dać próbę – jak wynika ze Słownika języka Adama Mickiewicza – oznacza tyle, co
dać dowód, świadectwo, przykład55. Postawa Zana w czasie śledztwa Nowosilcowa stała się więc
ważkim argumentem w dyskusji dotyczącej moralnych wyborów zesłanych filaretów. Poeta uznał
odważne, ale i odpowiedzialne zachowanie przyjaciela za wzór, składnik etycznego kanonu
polskiego wygnańca, rzuconego w głąb rosyjskiego imperium.
Spośród filaretów, starających się stawić opór komisji śledczej, na wyróżnienie zasługuje
na pewno Adam Suzin:
Było odważnych w powszechnej grozie
I śmiałków więcej niż tuzin,
Lecz cierpieć śmiało, lecz milczeć w kozie
Potrafił tylko sam Suzin56.
Suzin najdłużej ukrywał istnienie Towarzystwa Filaretów, momo że komisja śledcza
dysponowała przeciw niemu silnymi dowodami. Miała jego listy do Jankowskiego z drobnymi
akcentami patriotycznymi oraz z zaszyfrowaną wzmianką o filaretach, a także brulion ze
sprawozdaniem z posiedzenia filaretów w dniu 2/14 stycznia 1821 roku, którego autorstwa
również długo się wypierał. Dopiero w styczniu 1824 roku, znacznie później niż większość
przesłuchiwanych, Suzin przyznał, że Towarzystwo Filaretów istniało. Taka odwaga57 i
determinacja musiały robić wrażenie na współwięźniach.
Morawski pragnął zapisać to, co - według niego - już znikło na zawsze. Nie wszystko, co
było w przeszłości wydawało mu się czarujące. Rozmyślając o przeszłości swego pokolenia,
próbował szukać przyczyn jej tragedii. Winił także ówczesny rząd, który nie mógł zrozumieć
54
A. Mickiewicz, Listy, „Czytelnik”, t. 14, Warszawa 1998, s. 383.
Słownik języka Adama Mickiewicza. Red. K. Górski i S. Hrabec. t. VII, Wrocław 1971, s. 37-38.
56
A. Mickiewicz, Do Adama Suzina. Improwizacja. [w:] Dzieła, t. 5, Paryż 1880, s. 477, w. 13-16.
57
Poza milczeniem Suzin próbował również śmiałego fortelu, by skontaktować się z uwięzionymi kolegami i ustalić
taktykę zeznań. Opis takiej próby, na której go przyłapano, przynosi zeznanie z 6/18 XI 1823 roku.
55
26
oczekiwań swego narodu. Oto kilka myśli Stanisława Morawskiego. Pisał: [...] chociaż to, co
było dziś zbrodnią, jutro może być cnotą – opłakując tę smutną interesów ludzkich ruchomość i
zmienność, wyznać atoli potrzeba, że sąd o takich rzeczach nie do podwładnych, ale do władzy
wyłącznie należy. Inaczej bowiem nic dobrego nie będzie, a zguba pewna!58. Z drugiej strony,
winił również romantyczno-rewolucyjne dążenia młodzieży wileńskiej: Jakiekolwiek być mogą i
za, i przeciw istniejącym w kraju przepisom i prawom motiva, nie należą one jednak do
samowolnego i opozycyjnego żadnej klasy ludu rozbioru wobec władzy, która życiem kraju
kieruje. Posłuszeństwo tym prawom koniecznie dla porządku, spokojności, szczęścia narodu,
honoru kraju, rozwijania się sztuk, nauk, przemysłu i bogactwa krajowego jest potrzebne.
Uchylanie się od tego, jakkolwiek skryte, zawsze jest przestępstwem, a czasem nawet występkiem
i zbrodnią59.
Morawski widział przyczyny tragedii młodzieży także w ciemnocie oraz ignorancji
ówczesnej rosyjskiej władzy. Autor ujął tę myśl w następujące słowa: Między ludem, co z natury
swojej szczęśliwej każdy rozkaz ślepo wypełnia, a ludem, co także z natury w posłuszeństwie
rozumowania jeszcze w dodatku zwykle wymaga, jest nieszczęśliwy wprawdzie, ale wielki
przedział! Te odcienie stanowią właśnie różnicę narodów i plemion. Chcieć przerobić ducha, co
od wieków krew jaką ożywiał, zawsze nieszczęśne a często płonne staranie! Biorąc pod swoją
opiekę i ludzi, i ziemię, i powietrze, i klimat, i nie znane, a ludziom od Boga w tajemnicy
udzielone wpływy, zaborcy, wojownicy wzgląd by na to mieć jakiś powinny60.
Interesująca jest opinia pamiętnikarza – który nie skrywał, że jest wielbicielem minionych
lat – na temat zmiany pokoleń. U niego mimo wszystko przeszłość, chociaż i trudna, wyglądała
bardziej atrakcyjna niż współczesność. Argumentował to tym, że z nastaniem XIX wieku wąsaty,
stary, siwawy po kilka lat dobrowolnie w szóstej klasie siadywał, żeby się tylko mógł bawić i
bawić – z książką. A rumienił się przed kobietą, jak burak, choć już dobrze po łacinie Owidjusza
rozumiał. Tu w połowie XIX wieku czternastoletni młodzieniec nie wie nawet, że był jaki
Owidjusz na świecie...61.
Morawski pisał pamiętniki mając już 46 lat. Dlatego widoczna jest u niego idealizacja
przeszłości. Zilustrujmy to rozważaniami samego autora: Młodzież ówczesna w domu, u siebie,
58
S. Morawski, Kilka lat..., s. 283-284.
Tamże, s. 283.
60
Tamże, s. 285.
61
S. Morawski, Szlachta - bracia. 1802-1850, Poznań 1929, s. 123.
59
27
szczerze przysiadująca fałdów nad książką, karmiąc się naprawdę teoriami wyższe
odkrywającymi cele – za domem i w towarzystwie kobiet mimowolnie nawet mięszać musiała
przyjemność z pożytkiem, hołd dla płci pięknej powinny z uczuciem własnej godności. Ale to, co
wówczas było szczere, a zatem i czegoś warte, przez źle zrozumiane naśladownictwo i spaczone o
rzeczach pojęcie stało się tylko obłudą, nieszczęśliwym i niezgrabnym najczęściej udaniem i
ciągłą hipokryzją w następnym pokoleniu młodzieży62.
Patriotyzm, religia, idea miłości, chęć obrony praw ludzkich, wszystko to - wg
Morawskiego - było siłą, która pędziła do przodu poprzednie wieki, która jeszcze była na
początku jego wieku i napędzała pragnienia jego generacji. Niestety, i jego generacja nie potrafiła
zachować wszystkich marzeń swej młodości. Represje, wygnania, rozpacz, brak perspektywy na
przyszłość, zniszczyły to, w co wcześniej wierzono. Jednakże filomaci i filareci, choć poddani
poważnej próbie, potrafili dochować wierności cnocie przyjaźni, która była fundamentalną
wartością w tej formacji. Ich późniejsze biografie dowiodły, jak olbrzymie znaczenie miały lata
spędzone na Uniwersytecie Wileńskim, prace podejmowane w Towarzystwach Filomatów i
Filaretów oraz więzienne doświadczenia z lat 1823-1824.
Generacja filomacka odchodziła powoli w przeszłość. Nie wszyscy zostawią
wspomnienia lat młodości, nie wszystko zanotują, nie o wszystkim będą chcieli napisać, ale o
przeszłości filomackiej echo pozostanie na zawsze. Jedni zapomnienia będą szukali w nauce,
drudzy – w mistycyzmie, jeszcze inni – w poezji. Jeszcze inni – jak Stanisław Morawski osiądą w
miłym Ustroniu, aby „móc porozmawiać ze swoją duszą”.
62
S. Morawski, Kilka lat..., s. 75.
28
2. Dzieje własnego serca
Znajomość Stanisława Morawskiego z Adamem Mickiewiczem datuje się ich okresem
wileńskim. W Wilnie Adam Mickiewicz rekomendował filaretę Stanisława Morawskiego do
Związku Filomatów. Spotykali się też w Petersburgu, gdy Mickiewicz mieszkał w Paryżu pisali
do siebie listy.
W 1829 roku Morawski poznał córki pianistki Marii Szymanowskiej: Helenę i Celinę.
Jako lekarz i przyjaciel domu służył radą i pomocą w najcięższych chwilach – przy łożu śmierci
wielkiej artystki w lipcu 1831 roku. W końcu stycznia 1832 roku był świadkiem na ślubie Heleny
Szymanowskiej z Franciszkiem Malewskim. Ślub odbył się w katolickim kościele św. Katarzyny
w Petersburgu, zaś w 1833 roku Celinę wyswatał Mickiewiczowi. W jednym z listów do
Morawskiego poeta interesował się, czym się zajmuje Celina, gdzie mieszka. Stanisław szybko
pojechał do Warszawy i doniósł Celinie, że o nią pyta Mickiewicz, chce nawet poślubić.
Dwudziestoletnia córka Marii Szymanowskiej pojechała do Paryża. W 1835 r. odbył się ślub.
Nawiasem mówiąc, obydwoje sympatyzowali córkom Marii Szymanowskiej: Morawski –
Helenie, Mickiewicz – Celinie (Morawski do końca swego życia zostanie sam, prowadząc
pustelnicze życie).
Moment poznania Heleny Szymanowskiej tak oto opisuje Morawski w swoich
wspomnieniach o jej matce: ...weszła do sali z piórem za uchem, ze zwalanymi w atramencie
paluszkami śmiałym bardzo krokiem młodziuchna, ale już sformowana, miłej twarzyczki i nieco
pochyło trzymająca się osóbka; była to starsza córka pani Szymanowskiej – Helena, która tylko
co lekcję swojego ukochanego niemieckiego języka była skończyła. Śmiała i ledwie że nie zanadto
już naturalna, przy tym pełna dystynkcji, zaraz mnie o uczone rzeczy zagadła i o nich szeroko
rozprawiać przede mną zaczęła. Bawił mnie w komicznym sposobie ten rodzaj pewności i
zarozumienia w drobnej, bo ledwie szesnasty rok zaczynającej dziewczynie; wziąłem ją za
basbleu63 w zarodku i dlatego nie podobała mi się, bo znosić pedantek nie mogę. Takież samo
wrażenie akurat i ja na niej wywarłem... ona mnie wzięła za jakiegoś ptimetra i trzpiota, bo z
właściwą sobie przenikliwością dostrzegła, żem grzecznie, ale potężnie żartował z jej
63
Bas bleu fr., dosł. ‘niebieska pończocha’; kobieta popisująca się uczonością i zaniedbująca swój dom; iron.
pedantka; literatka. Źr.: W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Wiedza Powszechna,
Warszawa 1990, s. 46.
29
filozoficznych marzeń i z całego ogromu nauki, w tej jeszcze zielonej główce zawartego. Nie
podobaliśmy się tedy sobie wzajemnie!64.
Morawski w kontaktach z ludźmi był pełen poświęcenia. Na przykład 14/26 marca 1833
roku Helena Malewska pisała do Petersburga do Marii Malewskiej, że jej mąż przez tydzień był
chory, a w przeszłą sobotę, to jest 4 marca, tak dalece, że Morawski całą noc przy nim przepędził
i nawet wezwał drugiego doktora. Była to nerwowa gorączka, która trawała tylko tydzień, ale za
to przesilenie było prawdziwie straszne. Teraz możecie być o niego zupełnie spokojne i choć sam
dziś do Was nie pisze, robi to jedynie dla Morawskiego, który nie pozwala mu się jeszcze
zajmować65.
Dom Heleny i Franciszka Malewskich, tak jak niegdyś dom Marii Szymanowskiej, był
dla niego drugim domem. Kiedy odwiedzał Wilno, pośredniczył w rodzinnej korespondencji
Malewskich.
Jesienią 1837 roku Helena Malewska notuje w swym Dzienniku szczególny powód
częstych wizyt Morawskiego – do Petersburga powrócił wówczas z zesłania Tomasz Zan.
Podczas tych spotkań wileńskich przyjaciół z pewnością nie zabrakło tematów do rozmów i
rozpamiętywań. Ze względów politycznych nikt, oczywiście, nie zanotował ich treści.
W końcu stycznia 1838 roku Morawski udał się na krótko do Wilna, zawiadomiony
zapewne o chorobie ojca. W kwietniu tegoż roku ojciec umarł. Syn bierze dymisję, z początkiem
czerwca porzuca Petersburg, jedzie znów do Wilna, a następnie osiada na stałe w swej „pustelni”.
Odtąd z serdecznymi przyjaciółmi łączą go pisane do ostatnich tygodni przed śmiercią listy.
Pierwsze trzy listy, otwierające korespondencję Morawskiego z Malewskimi, pochodzące jeszcze
z lat 1836-1837, napisane były w Petersburgu. Pojedyncze listy pisane były z Wilna, Kowna i
Warszawy, przeszło sześdziesiąt natomiast powstało w prawdziwym odosobnieniu, na wsi
litewskiej w Trockiem, nieprzypadkowo nazwanej Ustroniem66.
Kim była Maria Szymanowska? Jedna z najpiękniejszych kobiet owych czasów, jedna z
najbardziej utalentowanych pianistek wszyskich czasów. Sama też pisała muzykę. Była jedną z
pierwszych kobiet-twórczyń w Europie, która utrzymywała siebie i rodzinę ze swej profesji. Mam
dar od Boga, dzięki niemu utrzymam siebie i dzieci – powiedziała sobie.
64
S. Morawski, W Petersburgu..., s. 173-174.
S. Morawski, Z wiejskiej samotni..., s. 17.
66
Tamże, s. 18.
65
30
Dzięki Morawskiemu dobrze znamy biografię Szymanowskiej. Urodziła się 14 (26)
grudnia 1789 r. w Warszawie, w bogatej rodzinie żydowskiej. Wołowska-Szymanowska, mówiąc
słowami Morawskiego, mimo że była chrzczona, miała i „Palestyńskiej krwi”. Z małżeństwa z
Józefem Szymanowskim (zm. 1832) miała troje dzieci, Helenę (ur. 1811, zm. 1861, zamężną
Malewską) oraz bliźnięta: Celinę (ur. 1812, zm. 1855, żonę Adama Mickiewicza) i Romualda (ur.
1812, zm. 1840, inżyniera); małżeństwo zakończyło się rozwodem. Po rozwodzie rozpoczęła
karierę zawodowej pianistki. Koncertowała w Niemczech, Francji, Anglii, Włoszech. Ostatnie
lata życia spędziła w Petersburgu, gdzie była nadworną pianistką carycy, gdyż w 1827 wraz z
rodziną przeniosła się do Rosji.
W kwietniu 1828 roku Szymanowska udała się do Petersburga. Tam poznaje
Mickiewicza i przyjaciela Malewskiego, przyszłego swego biografa – Stanisława Morawskiego.
Cztery lata później stała się ofiarą szalejącej w Petersburgu cholery. Przedwczesna śmierć
pianistki przerwała interesującą twórczość i komplementowaną przez wszystkich słuchaczy
działalność koncertową.
Maria Szymanowska dysponowała rozległym repertuarem pianistycznym. Grała utwory
Johanna Sebastiana Bacha, Carla Philippa Emanuela Bacha, Wolfganga Amadeusa Mozarta,
Carla Marii van Webera, Johanna Nepomuka Hummla, Johna Fielda, Augusta Alexandra
Klengla, Ludwiga van Beethovena, Fryderyka Chopina oraz własne. Dorobek kompozytorski
Marii Szymanowskiej obejmuje blisko 100 utworów. Największe znaczenie mają dzieła
fortepianowe: mazurki, polonezy, walce, nokturny i etiudy67.
Polski nasz słowiku, Mario Szymanowska - tymi słowy zwraca się do niej w swych
Wspomnieniach o Marii Szymanowskiej. Wspomnienia napisał mniej więcej w ciągu dwóch
tygodni. Pisał z pamięci. Nie wiedział niektórych szczegółów, np. daty urodzenia, ślubu, śmierci,
liczby kompozycji muzycznych, okoliczności podróży po Europie. Ale miał wspaniałą
pomocnicę – Helenę Szymanowską - Malewską, swoją korespondentkę. To był jedyny tekst
Stanisława Morawskiego, w którym obiektem była kobieta. Oto już dwadzieście lat minęło, i ani
żaden Polak nie jednym słowem o tobie nie wspomniał! – pisze Morawski. Była to uzdolniona,
mądra kobieta, o której wspomina też Józef Frank we Wspomnieniach o Wilnie, pisząc: Ji
(Szymanowska) aplankė Vilnių pakeliui į Peterburgą. Vieną vakarą ponia Šimanovska svečiavosi
pas mane (su gražia, gera ir įdomia moterim susipažinau Varšuvoje 1820 metais). Nedaug
67
R. Griškaitė, Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“, „Muzikos barai“ 2006, nr 3/4, s. 28-30.
31
pianistų man padarė tokį įspūdį kaip ponia Šimanovska, nors tuo metu nebuvau labai nusiteikęs
mėgautis muzika68.
W Kilka lat młodości mojej w Wilnie Morawski tak oto pisze o miłości: Oto mam mówić
o jedynej, jaką w życiu moim miałem, prawdziwej miłości. Wszystkie inne, jakie mi się pierwiej i
potem zdarzały, były tylko przy niej cieniem i marą, choć były może mniej więcej, jak to mówią,
szczęśliwe i choć we mnie słodką i wdzięczną zostawiły pamięć. Ale ta jedna, co było czystego, co
było prawdziwie niepokolanego w mym sercu, strawiła, spaliła na węgiel i popiół69.
Podaje też autor różnicę istniejącą pomiędzy miłością ludzką a dalszymi miłościami,
które nas czekają na innym świecie. Otóż miłość ludzka, według Morawskiego, to płomień, to
ogień, to rozżarzona pędem pioruna lecąca lawa. To wszystko porywająca w swym biegu,
rozdęta, wzburzona i mętna rzeka; to i czysty z wdzięcznym szmerem po kamykach toczący się
strumień. To świeże, balsamiczne, żywotwórcze, pod jasnym promieniem słońca drgające w oku
wiosenne powietrze; to i czad, bolesnym i zgubnym człowieka obejmujący jadem. To ptak rajski
z rajskimi piórkami; to i wąż dusiciel w grube, niezgrabne a straszne zwinięty pierścienie. To
tygrys, to zaraz i jagnię. To kwiat wdzięczny róży, to i pokrzywa piekąca drażliwą i czułą do niej
ściągniętą rękę! To słodki śpiew Mozarta, Rossiniego, Aubera, to i ryk rozdąsanego żubra w
Białowieskiej Puszczy. To zozkoszny zapach ananasów, to i odrażliwa woń blekotu. To miód, to
pieprz palący język złośliwym żarem. To niebo – to piekło70.
Kobiety jednak – pisze Morawski – są ołtarzami, przed którymi i wierni, i niewierni
modlą się i modlić się będą aż do skończenia świata. Wszystkiego, co się wielkiego stało na
świecie, pierwszym, a najczęściej ukrytym źródłem była zawsze kobieta. Ubolewa też autor nad
tym, że jeśli teraz kobiety zejdą ze swego miejsa, cóż więc się stanie ze światem, kiedy kobieta
stanie się znowu tylko naczyniem. Kobiety w prawdziwej nawet miłości tylko lansadami71
chodzą. Trwałego nic. Wszystko w nich od momentu, od natchnienia zależy. Ale też prawda, jak
zauważa Morawski, że są w nich momenty cudowne, rajskie, boskie momenty! Gdyby się te
przedłużyć mogły, gdyby dłużej nad mgnienie oka trwały, świat nasz stałby się jednym wzdłuż i
wszerz rajem. Ale tego Bóg nie chciał.
68
J. Frankas, Atsiminimai apie Vilnių, Mintis 2001, s. 571.
S. Morawski, Kilka lat..., s. 349.
70
Tamże, s. 349-350.
71
Lansada – 1. tylko w lm „posuwiste, płynne podskoki; podrygi” 2. łukowaty skok konia”. Źr.: Podręczny słownik
języka polskiego, oprac. Elżbieta Sobol, PWN, Warszawa 1996, s. 401.
69
32
Kocha się Morawski, jak sam pisze, w Ksawerowej. Ale kocha się jeszcze po
światowemu, tak jak w wielu innych pierwiej i potem kobietach. Pierwszą myślą była ta: Co by
to było za szczęście posiadać taką kobietę. To mu się i we dnie, i w nocy marzyło. W
najzapamiętalszych swych czy dziennych, czy nocnych marzeniach, we snach swoich ciągłą jej
przytomnością zdobionych widział ją ciągle ulatującą przed sobą. Widział latającego tuż obok
niej anioła, jej trzyletnią córeczkę. Widział też surowy i groźny wzrok swojego ojca; zdanie się
na wolę Opatrzności swojej macochy; piekielny uśmiech i wyraz twarzy pani Elżbiety Müller, a
siebie w złocistych i niebieskich piórkach kołującego lub unoszącego się nad tym obrazem.
Gdyby jej tylko był mógł słowami powiedzieć, że ją kocha, już by był na wpół szczęśliwy. Ale
się nigdy na to przy największych wysiłkach odważyć nie mógł. Dopiero po piętnastu latach
Morawski dowiaduje się, że Ksawerowa też go kochała. Pisze: Dopiero w lat piętnaście potem,
kiedym już przepalone miał serce – bo nic trwałego pod słońcem nie ma – kiedy przedmiot
ówczesnej mojej miłości już wdowią, na wpół starą, z innym zupełnie głosem i schorzałą był
istotą, a ja jeszcze w całej czerstwości i pełności siły i życia mężczyzną, kiedy ja, zepsuty
doświadczeniem, życiem, tylko już przyjaźń dać mogłem, dopiero, mówię, aż w lat piętnaście,
wróciwszy do kraju, dowiedziałem się od niej, że byłem wtedy kochanym, a może nawet tak silnie,
jak sam kochałem.Ona o mojej miłości od siostry swojej najdokładniej już wiedziała. Ja, biedny,
zacietrzewiony, nie wiedziałem o niczym72.
Jak dalej pisze Morawski, ta jedyna w życiu jego potężna miłość skończyła się, mówiąc
światowym językiem, na niczym, bo na pełnym westchnienia, łez i żałości najzupełniejszym
platonizmie. Jej pamiątką było jedyne przy pożegnaniu pocałowaniu go – w głowę. Pisze w
Pamiętnikach: Gdybym był tylko wówczas podjął tę moją nieszczęsną, schyloną do jej ręki głowę,
usta spotkałyby się z ustami i wszystko by inny obrót wzięło, bo na ten moment byliśmy sami. Ale
ja bym prędzej umarł, niż się z nią na coś podobnego odważył. Może z tego powodu ta tylko jedna
w życiu moim jest miłość, o której wspomonam ze wstrętem ciężkiego bólu, tak mi grube na sercu
zostawiła blizny73.
Morawski wspominając przeszłość, mówi wyłącznie o stanie duszy swojej. Dusza jego
wówczas warta była szczęścia. Oto tak pisze: Był to bowiem prawdziwy kościół; jeśli uczucie
szlachetne, dodatnie zasługuje na to nazwanie. Cały byłem miłością. Paphos, Cnidos, Cythera74,
72
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 392.
Tamże, s. 392-393.
74
Miasta i wyspa, gdzie w starożytnej Grecji szczególnie czczono boginię miłości Afrodytę.
73
33
miłość Boga, miłość ludzi, wszystko tam gościło i było jak w swoim domu. Kochałem się
śmiertelnie w kobiecie cnotliwej i zacnej bez żadnej wprawdzie z jej strony do tego zachęty;
kochałem Wercię upoetyzowaną wzniosłą przyjaźnią; kochałem przyjaciół moich przyjaźnią
bajeczną, że i Orestes, i Pylades poszliby przy mnie pod ławę. Kochany znowu wzajemnie od
wszystkich, ledwie że nie noszony na ręku, nie tylko że nie znałem uczucia nienawiści, którego i
dotąd nie znam, ale wszystko widziałem białe, lśniące, gładkie jak atlas albo zielone jak majowy
listek, a miękkie i potulne jak aksamit wenecki75.
Mimo wszystko nad głową Stanisława Morawskiego wisiała ciągle i zawsze z daleka na
jednym punkcie tego mniej więcej jasnego nieba chmura ciemnego koloru. Chmura ta wszystko
psuła. Pisze: Był to ledwie nie ciągły rozpaczliwy ryk serca mojego, kiedym o ojcu moim
pomyślał. A o nim myślałem często. Myślałem o nim ciągle. Nie mogłem nie myśleć o człowieku,
którego nie szanować, nie dziwić się mu we wszystkim było dla mnie niepodobieństwem, a
którego ojcowskiego oka, jak ja pojmowałem je sobie, zasłużyć, któremu nigdy w niczym
dogodzić nie mogłem76. Dodaje też Morawski, że herkulesowe starania, starożytne uczucie
honoru i cnoty, konduita77 poważana od wszystkich, religijna cześć dla niego, religijne spełnianie
jego woli – nie znajdowały u niego najmniejszej ceny. Ojciec uważał to za powinność;
znajdował, nie oglądając się na inną młodzież, że tak musi być i że to wszystko jest skutkiem
przyjętego przez niego systemu. A ja mu zawsze jak pudel w oczy tylko patrzałem, czym by się mu
przypodobać, bo serce moje pragnęło i synowską miłość czuć w całej świętej potędze, i
ojcowskiej doświadczyć, co najlichsze nawet na świecie ma w darze od Boga stworzenie78.
Pisze też Morawski, że do ówczesnych uczuć i pełności serca jego dodać należałoby, że
w jego nauce i wrodzonej obserwacyjnej zdolności miał on niewyczerpane źródło czynienia
dobrze bliźnim swoim. Ratował ich zdrowie bez materialnego wynagrodzenia, dawał im darmo
własnym kosztem kupowane lekarstwa. Opisuje w Pamiętnikach jak dzień i noc wożono o kilka
lub kilkanaście mil do chorego, czasem na prostym chłopskim wozie, źdźbłem jakim podrzuconej
słomy zmiękczonym. Żyd, Cygan, chłop, szlachcic, ksiądz, obywatel - wszyscy doświadczali
jego pomocy i ratunku. Pomagał ludziom nie zważając na swoje zdrowie. Nieraz po trzy dni i
trzy noce siedział nieruchomo, bezsenny przy łożu ciężko chorego gdzie już ani mąż, ani ojciec,
75
S. Morawski, Kilka lat..., s. 394.
Tamże, s. 394.
77
Konduita – ż IV, blm przestarz. „zachowanie, prowadzenie się”: Osoba podejrzanej konduity. Źr.: Podręczny ..., s.
351.
78
S. Morawski, Kilka lat..., s. 397.
76
34
ani matka, ani babka utrzymać na nogach i dosiedzieć nie mogli. Nagroda, pisze Morawski, za to
najwyższa jest wprawdzie we własnym sercu jego i tego dla niego wystarczy. Pisze autor też o
niewdzięczności ludzkiej stwierdzając: Ale zresztą wszyscy naokoło w dziwnym jakimś odurzeniu
brali to za powinność, znajdowali to naturalnym, cieszyli się, że mają darmo tak wielką wygodę i
jedynej wdzięczności, wdzięczności serca, dobrzy ci ludzie ani się nawet domyślali nigdy79. O
sancta simplicitas!80.
Zabawne jest to, że Elżbieta Müller kochała się w Morawskim z nadzieją wzajemności. Z
tego powodu była ogromna nienawiść i zemsta do siostry, która była jej rywalką. Tą nienawiść do
rodzonej siostry swojej, a nawet do dzieci, Elżbieta Müller przez całe dwadzieścia pięć lat nigdy
ani na moment zapomnieć nie mogła i ożywiała ją ciągle różnymi powodami, jakie się tylko w
domowym pożyciu i w rodzinnych stosunkach najniesłuszniej wygrzebać dały. Morawski pisze,
że szukała przyczepek jak wilk do jagnięcia i zemsta jej nad tą nieszczęśliwą siostrą była ciągle
krwawa, mordercza, zabójcza. Mściła się także, ile jej stawało, tajemnie i nad Morawskim.
Ta prawdziwie piekielna kobieta ciągłymi moralnymi morderstwami truła swoją siostrę.
Później sobie raptem ułożyła i w głowę mężowi swojemu włożyła fiksacki projekt, aby Morawski
z brzydką, złą i zepstutą różnymi amorami jej córką się żenił81. A gdy Morawski na tę propozycję
szyderskiego uśmiechu w twarzy ukryć nie mógł, mścić się nad nim przysięgli.
Trafnie byłoby tu przytoczyć czterowiersz Antoniego Goreckiego:
Już jest wszystko skończone, dajmy pokój sobie,
Można rzec, że triumfem wyszły strony obie.
Więc chowajmy już ostre dowcipu sztylety.
Skromność, grzeczność, łagodność to jest broń kobiety82.
Zdaje się, że Bóg przyczepia do nas i do naszego życia pewnych ludzi, pewne istoty
postać ludzką noszące, które, nie wiedzieć dlaczego, muszą iść z tobą aż do samego końca!
79
Tamże, s. 398.
O święta naiwności! (Te słowa wymówił Jan Hus na stosie, dostrzegłszy, że się mały chłopczyk z zapalonym
łuczywem z wielkim ukontentowaniem i gorliwością w celu podłożenia jak najprędzej ognia pod jego stos uwijał).
81
S. Morawski, Kilka lat..., s. 427.
82
Tamże, s. 594. Jest to replika Antoniego Goreckiego na czterowiersz Janowej Wielopolskiej z domu Potulickiej,
znanej z dowcipu i szybkiej decyzji:
Błędnym, choć dowcipnym, często mędrków zdanie,
Gdyż śmiech płodem natury tak, jak zająkanie...,
A kto dowcip zaostrza i płeć słabą łaje,
Dobrego wychowania dowodu nie daje.
80
35
Które, jak byś od nich nie uciekł, zawsze się z tobą spotkają, choćbyś spod Merecza do Kalifornii
wymknął się przed nimi. Obejrzysz się, aż oni znowu tu! Coś ich i tam do ciebie sprowadzi. Są to
wszystko dzieci Lucypera z prawego łoża; są to istoty na satelitów naszych, na wiercenie się
około nas biegiem wirowym, na udręczenie nas stworzone i z tą szczególną misją na ziemię
posłane. Ja, jak Saturn, miałem dotąd takich satelitów siedmiu, nie licząc pierścienia i plamek.
Elżbieta Müler jest jednym z nich. Ojciec nas wszystkich w miłosierdziu swoim niech jej
przebaczyć raczy, jak ja jej przebaczam!83 – pisał.
83
Tamże, s. 427-428.
36
3. Obyczaje i tradycje
Morawski w pamiętnikach Kilka lat młodości mojej w Wilnie interesująco przedstawia
ówczesne obyczaje i tradycje. Pisze, na przykład, że niegdyś przyjść do dam w surducie, oprzeć
się o poręcz krzesła, założyć nogę na nogę, położyć gdzieś na boku kapelusz było wielkim
nietaktem, podczas gdy w czasach Morawskiego umiejętność takiego postępowania uważano za
wielką zaletę. Wszystkie zwyczaje towarzyskie zależą od mody, ale w gruncie rzeczy również są
- jak i sama moda - podrzędne. Cygara, o których nie zupełnie pewien, czy aby to nie jego ojciec
pierwszy sprowadził na Litwę nabywszy od wracającego z Hiszpanii polskiego oficera dwa
pudełka hawany i dwie malutkie fajeczki, Stanisław sobie zachował. Autor opowiada
czytelnikowi, że choć był jeszcze malcem, ale dokładnie pamięta, że kiedy się bardziej męska
kompania u ojca zebrała, ten wynosił każdemu jako osobliwość po jednym cygarze. Dziwiono się
temu, oglądano ze wszystkich stron, a potem, jak kadzidło, w tych luleczkach palono. Co prawda
nikomu ani na myśl nie przyszło brać cygara prosto do ust. Wówczas w powszechnej wtedy
modzie był tytoń turecki, długie antypkowe cybuchy (z gałązek czereśni robione), i ogromne
białe, jak nazywano, kapuściane bursztyny w nader wysokiej cenie. Wkrótce turecki tytoń
wypierać zaczął hamburski wagstaff - mocniejszy, w paleniu przyjemniejszy, ale ponieważ był w
sokach preparowany, zostawiał po sobie trwały, niemiły w pokojach i ubraniach odór. A suknie
tytoniem śmierdzące mogły być noszone tylko w szynkowniach. Palić tytoń przy kobiecie było
dowodem najwyższego grubiaństwa, ostatniego szczebla złego wychowania! Któż by się wtedy
tego domyślił, że nie dalej jak po latach dwudziestu kilku kobiety, panny, że nie powiem dzieci, z
rozkoszą i dumą smolić będą to ziele i zarażać odraźliwym jego dymem swoje różowe usteczka.
Kto by uwierzył, że nie dalej nad lat dwadzieścia kilka furmani, lokaje, Żydzi, chłopi palić będą
cygara z takim kontenansem, z takim aplomb84 jak najpierwszy europejski lew lub dandy.
Mirabilis est Deus in operibus suis!85 - pisze autor.
S. Morawski zwraca również uwagę na ówczesne potrawy. W Pamiętnikach tak opisuje
wieczerzę u Tyszkiewiczów, na której miał zaszczyt być jego ojciec: Dano na koniec wieczerzę. I
cóż podano? Na pierwsze: buraczki z wędliną. Na drugie: krupniczek z wędzonym półgęskiem.
Na trzecie: kleik owsiany ze śledziem. [...] Trzy zupy, trzy takie zupy, jedna po drugiej! to zgroza!
84
85
Pewnością siebie.
Przedziwny jest Bóg w dziełach swoich!
37
i jakież jeszcze zupy! Odrzucam skąpstwo; ale to była widać dawna litewska moda. Bo i ja sam
nawet takiż bankiet pamiętam86.
Pewnego razu Bernard Pęczkowski, pułkownik wojsk polskich, przyjaciel i sąsiad
rodziny Morawskiego jadąc na urodziny do wspólnych ich przyjaciół w Nowogródzkim, do
Siennej, zabrał i Stanisława. Miał on wtedy trzynaście lat. A w owych czasach modne było, z
powodu szkaradnych, obrzydliwych karczem w całym kraju, mieć wszędzie po wszystkich
drogach znajomych albo przyjaciół, do których na noclegi zajeżdżać zawsze można było. I w taki
to sposób Stanisław z Pęczkowskim jeździli. Raz zajechali do bardzo poważnych a bielutkich jak
śnieg staruszków, męża i żony. Byli oni serdeczni, poczciwi, krzątali się, aby przybyszy ugościć.
I dali im akurat cztery zupy: chłodnik, rosół z kurczęcia, barszczyk z wędlinką i krupniczek z
wołowym ogonem, a jak dawniej mówiono, „z królewskim nosem”, bo Stanisław August miał
nos zakrzywiony, orli. Dziwną wręcz i śmieszną nam dzisiaj wydaje taka „karta obiadowa”. Ale,
jak pisze Morawski, ludzie jednak długi czas tak żyli, i syci, i tłuści byli, i szczęśliwi. Natomiast
dzisiaj - zaznacza badacz - gdzie brzuch, tam i serce nasze! Przodkowie nasi, daleko więcej czasu
poświęcając duchowi, mniej o rozkosze żołądków dbali.
S. Morawski był częstym gościem w salonach, domach znanych i zamożnych obywateli.
Jego badawcze oko niczego nie pominęło, dlatego Pamiętniki są dziełem oryginalnym,
ciekawym, z których dowiadujemy się jak żyli ludzie w XIX wieku. Pisze on na przykład, że
młodzież ówczesna w domu, u siebie, szczerze przysiadująca fałdów nad książką, karmiąc się
naprawdę teoriami wyższe odkrywającymi cele – za domem i w towarzystwie kobiet
mimowolnie nawet mieszać musiała przyjemność z pożytkiem, hołd dla płci pięknej połączony z
uczuciem własnej godności. Ale to, co wówczas było szczere – pisze autor – a zatem i czegoś
warte, przez źle zrozumiane naśladownictwo i spaczone o rzeczach pojęcie stało się tylko obłudą,
nieszczęśliwym i niezgrabnym najczęściej udawaniem i ciągłą hipokryzją w następnym
pokoleniu młodzieży.
Jak stwierdza Stanisław Morawski, czasy się zmieniają, a z nimi zmienia się i duch
wszystkich społecznych stosunków. Za czasów jego młodości kwitła jeszcze sztuka podobania
się kobietom, pochodząca z XVIII wieku. Trzeba było najpierw być silnym, czerstwym, mieć na
twarzy rumieniec i - jeśli można - być pięknym. Trzeba było odpowiadać mądrze, mówić
zręcznie, dowcipnie, być samemu wesołym, żeby nie nudzić innych. Trzeba było być wyjątkowo
86
S. Morawski, Kilka lat..., s. 103.
38
grzecznym dla każdej damy, młodej i starej, brzydkiej i pięknej. Trzeba było wiedzieć, jak usiąść,
jak trzymać kapelusz, jak wziąć do ręki łyżkę, jak z tej łyżki wciągnąć w siebie zupę czy inny
płyn bez wydawania w tej operacji dzisiejszego hałasu, który chłopi na wsi „siorbaniem”
nazywają. Trzeba było wiedzieć, jak trzymać nóż i widelec przy stole, jak użyć serwety itd. Im
kto zgrabniej, lepiej, trafniej dopełniał tych warunków, tym za lepiej wychowanego był uważany.
Modne w Wilnie były wtedy maskarady. Maskarady, według Morawskiego, należą do
liczby tych prawdziwych rozrywek i zabaw, które każdego człowieka bez względu na wiek i
wykształcenie mogą rozweselić. Główne jest to, żeby miasto nie było zbyt wielkie, żeby się
większa część mieszkańców, jeżeli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia między sobą się
znała. Drugim, według Morawskiego, koniecznym warunkiem jest dowcip kobiet. Wilno samo
już swoją wielkością najzupełniej odpowiadało obu wymienionym warunkom. Wileńskie
maskarady w pierwszych latach panowania Aleksandra I znane były w całej Europie.
Każde miasto w maskaradzie właściwą miało sobie etykietę. Wileńska była następująca.
Świat wyższy zjeżdzał się o pół do jedenastej albo o jedenastej, arystokratki – o dwunastej.
Wszystkie damy były w maskach. Mężczyźni dobrego tonu nie maskowali się nigdy; wszyscy
musieli być we frakach, ale z odkrytą głową. Morawski zauważa, że zwyczaj taki był niedogodny
z każdego względu i wszędzie od dawna w Europie odrzucony, bo tylko kapelusznikom robił
korzyść. Kapelusze tarły się, mięły i gniotły. Dla utajenia osoby, która była pod maską, pisały się
tylko palcem na wystawionej dłoni pierwsze litery imienia i nazwiska osoby, rękawiczki zatem i
u dam, i u mężczyzn musiały być koniecznie białe. Nikt z wyższej klasy mężczyzn i kobiet na
maskaradzie nie tańczył, byłoby to grzechem śmiertelnym.
Wilno, do humoru epigramatu przedziwnie usposobione, nigdy do karykatury nie było
skłonne, choć w mieście mieszkało wielu oryginałów. Było to skutkiem przewagi moralnej
Uniwersytetu, którego uczniowie lubili więcej szermować językiem niż się w artystyczne
puszczać zapasy.
Maskarady wileńskie były wówczas miłym dla Morawskiego źródłem największej
rozrywki. Tam prawdziwie się bawił i dlatego może o tym pisał.
Był to zresztą czas - jak pisze Morawski - gdy się wszyscy, nawet najgłupsi na różne
sposoby próbowali, żeby zostać członkiem jakiego uczonego towarzystwa i dla wielu to się
udało. W Wilnie za Uniwersytetu panowała atmosfera uczoności i pedanterii. Główną podnietą
do starań o zaszczyt należenia do uczonych towarzystw był przykład sławnych profesorów tej
39
szkoły, których z powodu ich dzieł znała cała Europa i byli oni członkami towarzystw
naukowych wielu krajów. Tytyłów uczonych, na przykład, Józefa Franka, nie dałoby się zmieścić
na dwóch stronach drukowanej kartki. Słowem – honory i tytuły w mieście były w modzie.
Przytacza Morawski następującą anegdotę dotyczącą sprawy urządu miejskiego miasta.
Wyznaczono komisję „dla wykrycia nadużyć przez urząd miejski popełnionych w Wilnie”, a w
jej skład włączono również profesora Michała Balińskiego. Pamiętnikarz pisze: Przewód interesu
objawił się po rusku. Nadużycie po rusku nazywa się „złoupotrieblenije”. Poczciwe jakieś
obywatelisko, pisząc do Balińskiego w tym interesie i nie mogąc, jak zwykle, opuścić jego honoru
i tytułu, napisało po polsku na kopercie tak: „Jaśnie Wielmożnemu Panu Michałowi Balińskiemu,
członkowi złego użycia”87.
Ciekawie są też opisane w Pamiętnikach „huśtawki” zapustne w Wilnie. Otóż książę
Dołgorukij, będący po powstaniu 1831 roku generał-gubernatorem Wilna, starał się tam
zaprowadzić różne narodowe zwyczaje rosyjskie, a między innymi i tak nazwane w czasie Zapust
i Wielkanocy „kaczele” albo po naszemu „huśtawki”. Kazał na Antokolu wystawić kosztem
miasta maszty, karuzele i inne w stolicach Rosji popularne zabawy. To nie przypadło do gustu
wileńskich mieszkańców, którzy woleli w ostatnim tygodniu postu tłumnie odwiedzać groby.
Żeby więc wilnian zachęcić, sam książę, puściwszy na kilka dni słuch o tym, z czołówką dam
ciągle mu nadskakujących otworzył jednego roku te zabawy i sam się kołysał i bujał, choć był
grubszy od pięciu bernardynów razem wziętych. Młody jakiś malarz patrząc z boku na te farsy i
widząc w gronie tych dam arcybrzydką, arcygrubą, arcytłustą i razem arcypełną pretensji do
wdzięków, zbytkowej elegancji i dumy osobę panią Dorotę z hr. Morykonich Łopacińską,
sporządził karykaturę wyobrażającą tę panią w momencie, kiedy wśród tych huśtawek lezie niby
na maszt hecowy w obliczu mnóstwa ciekawych widzów. W trakcie wspinaczki suknia tak otyłej
kobiecie podniosła się o tyle, o ile podjęta być może. Twarz w tył od masztu do publiczności
obrócona była do okrągłości ze strony przeciwnej. Takie „sportretowanie” hrabiny zrobiły tę
karykaturę wielce interesującą i ponętną. Dużo ludzi widziało i hrabinę na huśtawce, i karykaturę.
Plotka i śmiech rozeszły się po całym mieście. Pani ta dowiedzała od swych przyjaciół o
karykaturze, ze skargą i łzami rzuciła się do przyjaciela swego, Dołgorukowa narzekając:. „Otóż
to nagroda naszego poświęcenia się księciu! Te błazny, te łotry malują nas i w
najśmieszniejszych przedstawiają pozach!”. Dołgorukow i bez tego był w czarnym humorze.
87
Tamże, s. 500-501.
40
Natychmiast malarza wraz z rysunkiem policmajstrowi stawić przed sobą kazał. Dołgorukow
złajał malarza, a potem wyrwał mu z rąk zwinięty w rulon rysunek i spojrzał w niego. Ale jak
tylko rzucił tam okiem, zapomniał o swym gniewie, bo wybuchnął takim śmiechem, że nie mógł
się powstrzymać. Ucałował nawet malarza, zaprosił go na obiad i losem jego - mimo całej
przyjaźni dla Łopacińskiej - starannie się zajął.
41
ROZDZIAŁ III
Od Merecza do Kowna okiem podróżnika
W XIX w. w literaturze powstają terminy „historiografija rzeki” i „historiograf rzeki”. W
rzeczy samej, o rzekach w owych czasach napisano niemało. Już w 1835 roku Michał Baliński
wydaje statystyczny opis rzeki Wilii88. Po ośmiu latach Ignacy Chodźko opublikował Brzegi
Wilii89. W tymże roku w Wilnie ukazuje się książka hrabiego Michała Borcha – Dwa słowa o
Dźwinie90. W 1858 roku Adam Honory Kirkor drukuje opis podruży po Niemnie Od Merecza do
Kowna Stanisława Morawskiego91. Później, w roku 1861, ukazują się dwie monografie: Adama
Platera Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej żyjących92 i
Władysława Syrokomli Niemen.93 W 1871 roku ukazują się dzieła Ignacego Buszyńskiego
Dubisa94 oraz Wilija i jej brzegi95 Konstantego Tyszkiewicza96, która jest też pamiętnikiem
podróży. W 1873 roku I. Buszyński i znów wydaje nową monografię – Brzegi Niewiaży.97 Jan
Czeczot zebrał Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny98. Kolejni nie mniej znani literaci –
88
M. Baliński, Opisanie statystyczne miasta Wilna, J. Zawadzki własnym nakładem, Wilno 1835.
I. Chodźko, Brzegi Wilii, [w:] I. Chodźko, Obrazy litewskie, ser. druga, t. 1-3. Nakładem i drukiem Józefa
Zawadzkiego, Wilno 1843.
90
M. Borch, Dwa słowa o Dźwinie. Drukiem J. Zawadzkiego, Wilno 1843.
91
S. Morawski, Od Merecza do Kowna. Gawęda pustelnika, „Teka Wileńska” 1858, nr 4, s. 52-85; nr 5, s. 82-119;
nr 6, s. 49-116.
92
A. Plater, Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej żyjących. Druk A. H. Kirkora,
Wilno 1861.
93
W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia, Nakładem A. Assa, Wilno 1861.
94
I. Buszyński, Dubisa, główna rzeka w dawnym księstwie Żmudzkim, dziś w gubernji Kowieńskiej, z mappą tej
rzeki. Druk J. Zawadzkiego, Wilno1871.
95
K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi. Pod względem hydrograficznym, historycznym, archeologicznym i
etnograficznym. Druk i nakład J. I. Kraszewskiego, Drezno 1871.
96
Konstanty Tyszkiewicz urodził się 5 lutego 1806 r. na Łohojsku. Początkowe nauki pobierał w rodzicielskim
domu, następnie oddano go do szkół oo. Jezuitów w Połocku. W r. 1823 wstąpił do Uniwersytetu Wileńskiego na
wydział prawny. W 1838 r. znajdujemy go już jako urzędnika przy ministerstwie skarbu Królestwa Polskiego. Stąd
w sprawach bankowych wysłany był za granicę, a po ukończeniu swej misji usunął się na wieś i od spraw
publicznych, poświęcając cały czas gospodarstwu, naukowej pracy i życiu familijnemu. Poważny ów badacz i
historyk, był w życiu codziennym pełen wesołości i dowcipu, lubił opowiadać, pamięć miał niepospolitą i każdego
towarzystwa stawał się duszą. Nauka nie uczyniła go suchym pedantem, a praca nie odjęła wesołości z serca
czystego płynącej.
97
I. Buszyński, Brzegi Niewiaży. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1873.
98
J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1837; J. Czeczot, Piosnki wieśniacze
znad Niemna i Dźwiny, z dołączeniem pierwotwornych w mowie sławiano-krewickiej. Druk J. Zawadzkiego, Wilno
1844; J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, niektóre przysłowia i idiotyzmy, w mowie sławianokrewickiej, z postrzeżeniami nad nią uczynionymi. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1846.
89
42
Michał Baliński oraz Józef Ignacy Kraszewski – w swoich monografiach piszą także o Wilii99.
Oczywiście, wymieniłam tylko to, co zostało do dziś. Wykaz wymienionych publikacji to niecały
dorobek badaczy, bowiem wiele prac nie zostało opublikowanych. Nie znajdziemy opracowań
autorstwa Dominika Cezarego Chodzki, Jana Pileckiego, a nawet historyka, autora
dziewięciotomowego dzieła Dzieje narodu litewskiego Teodora Narbutta100. Nie dowiemy się, co
Tyszkiewicz zanotował jeszcze w 1838 roku płynąc Dźwiną – ten materiał nigdy nie został
opublikowany.
W XIX w. cała uwaga badaczy była skupiona na rzece Niemen. Opisać Niemen mógł nie
każdy. Oprócz fachowości, potrzeba było entuzjazmu, pieniędzy i gotowość. Taką chęć miał
Tyszkiewicz, ale nie udało mu się jej urzeczywistnić. Natomiast monografia o rzece Wilii jego
autorstwa, którą wydrukował w Dreźnie J. I. Kraszewski w 1871 roku, do dziś dnia nie straciła na
aktualności. To profesjonalne XIX - wieczne studium nad litewską rzeką.
Zanim przystąpimy do analizy opisu Niemna przez S. Morawskiego, przyjrzyjmy się
dorobkam innych autorów w tym względzie. Tyszkiewicz spoglądał na rzekę ze strony historyka.
W książce Wilija i jej brzegi autor pisze: W każdym dobrym gospodarstwie powinien być
spisanym dokładny inwentarz wszelkich szczegółów to gospodarstwo składających, jeżeli chcemy,
aby ono porządnym było; owoż i to wszelkie gospodarstwo, które my krajem zowiemy, na
podobieństwo tamtego ażeby było pełnym i porządnym, powinno mieć dostatecznie zebrane i
spisane wszystkie szczegóły, z których się ono składa. Rzeki bez wątpienia w każdym kraju
przedstawiają ciekawy szczegół tego wielkiego inwentarza, co się historią zowie; do nich bowiem
przyczepione są zwykle wszystkie podania i pamiątki pierwszych osad zaludniających tych
ziemię; nad ich brzegami szukać trzeba i śladów pierwiastkowych plemion tam osiadłych, i
resztek pierwotnych siedzib, i śladów dawnych twierdz i grodów; na ostatek one są tym wielkim
gościńcem, któren przenosząc na sobie bogactwa krajowe, zamianę wzajemną płodów
mieszkańcom kraju ułatwia, i tą siłą, co pierwsze przemysłu ludzkiego narzędzia porusza101.
Dzisiaj podróż po rzekach zachodniej Europy, nie mozolną pracę ani trudną do przebycia
wędrówkę stanowi, lecz najprzyjemniejszą przejazdkę podróżnemu przedstawia, albowiem przy
99
M. Baliński, Historia miasta Wilna, t.1: Zawierająca dzieje Wilna, od założenia miasta aż do roku 1430. Druk
Antoniego Marcinowskiego, Wilno 1836, s. 5-7; J. I. Kraszewski, Wilno od początków jego do roku 1750, t. 1.
Nakładem i drukiem J. Zawadzkiego, Wilno 1840, s. 3-5.
100
T. Narbutt, Dzieje narodu litewskiego, (pierwsze trzy tomy: Dzieje starożytne narodu Litewskiego). Nakładem i
drukiem A. Marcinowskiego, t. 1-9, Wilno 1835-1841.
101
K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi, Wilnius 2008, s. 2.
43
największym, do zbytku nawet posuniętym konforcie, przy wykształconej grzeczności
przewoźników, gdy czarna wstęga dymu u komina łuk w powietrzu zakreśla, a warczące koła,
mącąc spokojnie płynącą wodę, strasząc swym hukiem jej wewnętrzne mieszkańce, statek szybko
naprzód popychają: podróżnik wygodnie usadowiony z książką w ręku przemijających przed
oczami jego co chwilę jakby w panoramie miast, miasteczek, starych zamków, dawnych opactw
dokładną przeszłość i historię czyta i bez trudu i kłopotu uczy się dziejów krajowych.
Obowiązkiem każdego człowieka jest poznać swój kraj. Tyszkiewicz rozumiał, że jeśli
nie zostanie opisany kraj, przyroda, mowa, piosenki itd, to stracimy to, co mamy. Robił to dla
następnych pokoleń, aby mogli posiadać wiadomości o swoim kraju, aby nie czuli się ubodzy.
Tyszkiewicz pisał: My w naszym kraju, z tem się jeszcze pochlubić nie możemy; lubo
naśladownictwo i merkantylna potrzeba stworzyła już po wielu rzekach naszych parostatki, co
mozolnie dźwigają, pod wodę bogactwa naszej ziemi, podróżnik na nich wędrujący lubo widzi
nieraz na brzegu ruiny starych grodów, dawne opustoszałe zamki, świetne kościoły i opactwa, co
stanowiąc drogie szczątki naszej przeszłości, lub pomniki pobożności przodków naszych, mają
swoje dzieje i podania swoje najwyższego nieraz interesu – darmo ich znaczenia pyta, i nie mając
się od kogo o ich przeszłości nauczyć, poprzestać musi na jakiejś skazce bajecznie, nieraz
potwornie nie wiedzieć z czego wysnutej i wraca z tej przejazdki niezadowolony, całkiem ubogi w
wiadomoście krajowe, bo ich nie miał skąd zaczerpnąć; stąd się rodzi u nas obojętność i zupełne
zaniedbanie rzeczy swoich, a tak blizkich cnotliwemu sercu człowieka102.
Niemen i Wilia, te dwie najpiękniejsze litewskie rzeki miały stać się przedmiotem badań
Tyszkiewicza. Według Tyszkiewicza, brzegi rzeki powinne być świętą dla nas pamiątką, bo na
nich pierwsi ojcowie nasi pierwszą postawili stopę, nad ich brzegami rozwijali mozolne początki
rodzinnego życia, tu tworzyli pierwsze węzły towarzyskie, stawali się narodem. Ziemia, ta
wspólna matka nasza, przyjmując do swego łona ostatnie szczątki prapraojców naszych, stała się
drogą dla nas ojczyzną, tylekroć mękami i krwią naszą okupioną. Zawsze nad brzegami Niemna i
naszej Wilii trzeba szukać pierwszych osad litewskich. Brzegi rzek były najpierwszym miejscem,
o które się ród ludzki na tej ziemi uczepił, na nich swe pierwiastkowe poczynił osady. Wilija,
biorąca swój początek na rusińskiej Krywiczan ziemi od wschodu na zachód, wesoło pędzi swe
wody ku Niemnowi. W tysiącznych zakrętach śmiejąca się, jakby strojna zalotnica, w mnogich
swych węzłach czarownie wiążąca się z towarzyszkami swemi, których wody do niej biegną, przez
102
Tamże, s. 3-4.
44
kilkadziesiąt mil tak płynąc, bogata w piękne brzegi, oblewająca odwieczną Kiernusa i starą
Gedyminową stolicę, tylekroć zmieszana ze krwią nieprzyjaciół Litwy, skrapiająca 295 siół i
miasteczek, ułatwiająca między tymi zamianę płodów i potrzeb towarzyskich, co dostarcza tylu
ludziom pierwszych artykułów, nieodbicie potrzebnych do życia, zdrowia i wygód, nie przestaje
być rzeką znamienitą, wzbudzającą interes historyczny i zasługującą na pracowite o niej
poszukiwania103.
Najpiękniejszą część lata 1857 roku Tyszkiewicz spędził w pracy na tej „strumieni
naszych rodzicy”. Rzadko wstępował do dworów możniejszej szlachty, a płynąc od wiejskiej
strzechy do strzechy, badał szczegóły życia ich domowego, szukał podań narodowych, lub
gminnych piosenek. Jak zauważył, mieszka tam lud gościnny, rzewnej prostoty i prostodusznej
dobroci. Ktokolwiek nie uwierzysz memu słowu – pisze autor – popłyń za mną, a wrócisz z tej
podróży z sercem pełnym radości i w uniesieniu powtórzysz razem z Chodźką: „Piękną jest
szeroka Litwa nasza!”104.
Tyszkiewicz zauważa, że rzeka każda ma przeszłość swoją, swoje dzieci, swoją powagę
w kraju, nabytą przez pożytek, jaki mu przynosi przezeń przepływając; ma swój charakter
oddzielny i właściwe sobie oblicze. I rzeka każda płynie, jak płynie życie człowieka; w
niemowlęctwie swojem u źródła z razu nieznaczna, potem zasilona i wsparta mniejszymi od
siebie rzekami, jakby nauką i doświadczeniem bogata, wzrasta, nabiera sił większych i powagi;
poczyna ona dojrzewać i przynosi pożytek wówczas, gdy już młyny lub inne zakłady obraca,
kiedy na grzbiecie swoim ładowne ciężarem statki z miejsca na miejsce, lub z kraju do kraju
przenosi. Człowiek się odradza nieustannie w pokoleniach idących po sobie, jak się odświeża
rzeka u źródła i płynie przez lat tysiące. Życie każde w ogólności, ta ciągła przemiana materii w
danej formie i ciągła przemiana formy w danej materii, jak je zdefiniował Śniadecki, we
wszystkim jest podobnym do siebie; podlega jednym i tymże prawom i warunkom; początek,
koniec i ciągłe odradzanie się, jest prawem nieodzownym życia; warunkiem zaś jego nieodbitym,
jest ciągła pożyteczna dążność. Kto w życiu tego warunku nie spełnił, ten przeżył jak rzeka, co
jałowo płynie, jak kwiat pusty, co przekwitł bez owocu, jak trucień, co z siebie nic pożytecznego
nie snując, cudzą pracę zjadał.
Tyszkiewicza naśladował Władysław Syrokomla. Marzeniem Tyszkiewicza było napisać
też monografię o Niemnie, ale to się nie udało. Dlatego, Syrokomla postanowił kontynuować
103
104
Tamże, s. 12.
Tamże, s. 14.
45
badania i opisać Niemen od źródeł do ujścia. Należy zaznaczyć, że nie było to łatwo. Mimo
wszystko, nie udało mu się w pełni dojść do celi. W jego książce Niemen od źródeł do ujścia
zabrakło wiele informacji, nie jest ona obszerna, tytuł niezupełnie odpowiada treści. Rozumiał to
autor, więc napisał o tym we wstępie, iż chciałby przekazać dokładną etnografię, dać dokładną
charakterystykę tutejszego handlu, dokłanie opisać stare zamki, obliczyć wysokość gór i głębiny
wód. Ale tego nie zrobił. Mimo wszystko, są dokładne opisy miast, detaliczne plany, bogate
opisy przyrody. Syrokomla pisze, iż dawne województwo, ówczesna gubernia mińska, jest
kolebką Niemna105. Jeszcze wąski, Niemen przypływa pod wieś Żukowy Borek106. O pół mili za
Żukowym Borkiem na prawo opodal od Niemna widnieje dworek Załucze; tam przebył kilka
pięknych lat młodości ten, co to pisze107.
Syrokomla przez całe życie nie wyjeżdżał ani razu poza granice dawnej Polski. Miał za
grzech wobec ojczyzny bezcelowe snucie się po świecie i karcił je prozą i wierszem.
Nie potępiał, oczywiście, podróży za granicę, przedsiębranych w celach naukowych, czy
też poznaniu arcydzieł sztuki i techniki, ale był wrogiem „podróżomanii”, przebywania na
obczyźnie dlatego tylko, że tam cieplej, swobodniej i weselej. Oburzał się na tuczenie groszem
polskim cudzoziemców, kiedy rodakom w kraju doskwierała nędza. Nawet chorych zachęcał, by
wpierw wypróbowali własności wód krajowych: druskienickich, birsztańskich, ciechocińskich,
nim udadzą się leczyć za granicę. W Podróży swojaka po swojszczyźnie pisał: Podróże stały się
dzisiaj modne; podróż stała się niejednemu potrzebą ducha, potrzebą zdrowia, potrzebą nauki,
Jedziemy podziwiać wybrzeże Renu, majestatyczność Alp, skuteczność wód leczniczych. Ale –
dodaje autor – gdy z poblikacji zagranicznych dowiemy się o urokach wybrzeży Niemna, Wilii,
Wisły, Warty i Dunajca, Gór Karpackich, o własnościach wód druskienickich, ciechocińskich
nasz kraj stanie się modnym w Europie108.
Z dzieciństwa Syrokomla uniósł obraz nieprzebytych trzęsawisk, ciemnych lasów i
żółtych piasków Polesia, odbity w smutnej „sielance bojowej” – „Ułasie”. Jako pacholę,
spoglądał na stolicę Radziwiłłów – Nieśwież i na kolebkę Mickiewicza – Nowogródek, gdzie
ukończył szkoły średnie. Będąc na służbie biurowej w Nieświeżu, zwiedził zamek, kościoły i
ratusz - od strychu do podziemi. Powstała praca literacka Syrokomli – opis historyczny
105
W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia. Nakładem A. Assa, Wilno 1861, s. 19.
Tamże, s. 27.
107
Tamże, s. 28.
108
W. Syrokomla, Podróż swojaka po swojszczyźnie, Warszawa 1914, s.
106
46
Nieświeża, posłany Michałowi Balińskiemu do Wilna i włączony przezeń do „Starożytnej
Polski”.
Osiadłszy w roku 1844 na dzierżawie w Załuczu, nad „siwym i płowym” Niemnem, w
kraju „pagórków leśnych”, w kraju „łąk zielonych”, w pobliżu Mira - zaznajomił się wkrótce z
dworami i zaściankami okolicznymi od Szczors do Otmyta, od Połoneczki do Zubków.
Straciwszy w ciągu jednego roku troje dzieci, Kondratowicz uciekł z Załucza od
ponurych mogiłek w roku 1853 do Wilna. Po kilku miesiącach, nie mogąc pracować w zgiełku
miejskim, schronił się znowu na wsi: wydzierżawił o dwie mile od Wilna folwareczek
Borejkowszczyznę. Syrokomla chętnie czynił stamtąd wycieczki do miejscowości bardziej
atrakcyjnych: do Trok, Miednik, Oszmiany, Lidy, Grodna, Kowna, a kiedy zdrowie coraz
bardziej podupadało – do Druskienik i Birsztan.
W książce Podróż swojaka po swojszczyźnie opisuje Syrokomla drogę z Wilna do
Kowna. Ukazuje tu poprzez mnogość epitetów swoją miłość do Niemna. W drodze z miasteczka
Żyżmor do Rumszyszek pisze: Tu mam się zobaczyć z ukochanym, a tak dawno niewidzianym
Niemnem. Serce bije gorączkowo... Zda mi się, że pomimo chłodnej jeszcze pory, kiedy się
wykąpię w Niemnie, to odmłodnieję, jakem był młody przed laty, że łzy gorzkich doświadczeń
życia kiedy wpuszczę do Niemna, to one mi nazawsze wypłyną z oczu, albo zamienią się na łzy
radosne. Niemen – powiernik, brat, przyjaciel – ochłodzi mię albo ociepli, w miarę potrzeby;
stanie się dla mnie Jordanem, chrzestną rzeką odrodzenia.
Od lat sześciu, od czasu, jakem się kąpał w Niemnie, wszystko się zmieniło na świecie...
Kąpałem się w Niemnie w Rumszyszkach... I cóż powiecie? – Niemen się zmienił, Niemen stracił
swoją lekarską dla ducha własność...109.
Opisy Kondratowicza są bogate, ciekawe. Na przykład, w rozdziale Pożegnanie Kowna i
Niemna pisze: Kowno! Nasze stare, historyczne, handlowe, piękne, jak raj ziemski, co do swojego
położenia, Kowno! Chciałbym cię wystudiować, opiewać, wyrysować, zabrać do mojego
pugilaresu, jako pamiątkę; ogłosić światu, zapoznać z tobą cudzoziemców i swoich, boś godne
liczyć się do najbardziej najmujących miast w Europie.
Dla połączenia Niemna z Wilią, dla swego handlu, dla tego, że tędy przechodzi szosa,
łącząca Rosję z dalszą Europą, cudzoziemcy znają Kowno lepiej niż właśni odleglejszych stron
rodacy, do których doszła tylko sława kowieńskiego miodu i Kowieńskiej doliny.
109
L. Kondratowicz, Podróż ..., s. 14 -15.
47
Pływającym mostem przebywszy mój piękny, mój bratni, mój rzewnie ukochany Niemen,
jestem już na ziemi Polski kongresowej, w miasteczku Aleksocie.
Penzla Claude/Lorrain’a potrzeba na oddanie czarodziejskiego widoku, jaki tu nas
otacza. Jesteśmy na górze: Kowno u stóp naszych błyszczy przy porannym świetle majowym
wieżami swoich dziesięciu świątyń; szeroki, błękitny, uroczystą mgłą otoczony Niemen, cały to w
srebrnych, to w złocistych iskrach, mży się, kipi, wesoło niesie wiciny, baty pruskie, płyty drzewne
i pomniejsze łodzie; wesoły, swobodny flis wyśpiewuje piosnkę żeglarską, w której przebija
tęskna, rodzinna, litewska nuta. A z tej strony Niemna piętrzą się wysokie, strome góry, porosłe
lasem liściastym; z pomiędzy parowców wyglądają ładne, murowane domki Aleksoty110.
W monografii jest dużo ciekawych szczegółów historycznych, lecz w tym pięknym opisie
Niemna, sama rzeka nie otrzymała swej cząstki. Z opisu nikt się nie dowie z dokładnością, co jest
Niemen, jaką przestrzeń kraju przebiega, jak jest szeroki, jak głęboki, jakie podania lude tu
opowiadają, jakie legendy lud nadbrzeżny o nim powtarza lub jakie pieśni na brzegach jego
śpiewa.
W 1858 roku, jeszcze przed ukazaniem się książki Syrokomli, Adam Honory Kirkor w
„Tece Wileńskiej” zamieścił ciekawy tekst – rękopis dzieła doktora Stanisława Morawskiego –
Od Merecza do Kowna. O tym należy pomówić szerzej, gdyż w centrum jest Niemen. Warto
podkreślić, że dzieło Morawskiego wyróżnia się spośród wymienionych. Ta praca powstała
wcześnie, jeszcze przed Tyszkiewicza dziełem o Wilii. Morawski nie nazywał siebie
historiografem Niemna. Pisał „do szuflady”. Na Niemen Morawski spoglądał okiem podróżnika.
[...] Teraz moda pisać i prawić bardzo wiele o niczem; myśl jakąś podrzędną, malutką, schorzałą,
na tysiące cząstek rozbić, rozłupać, rozdłubać, i rozlać wszystko kubłami bezfarbnej wody.
Szukają teraz wszędzie podobnych talentów, podobnych bajarzy. Trzeba ich dla dzienników i
gazet, trzeba czemś zatknąć sążniowe papieru kolumny111- pisał.
Dużo miejsca w swych pracach poświęcił przeszłości, ale nie uważał to za główne
zadanie. Chciał zanotować i przybliżyć obecność. W odróżnieniu od Tyszkiewicza, Syrokomli
czy nawet Balińskiego, którzy nie tylko zbierali każdy historyczny szczegół, ale i mieli go za
relikwię, faktologia dla Morawskiego była potrzebna tylko o tyle, o ile pokazywała, co było i co
zostało. Głównym obiektem relacji pisarza była - rzeka. Chociaż trudno monografię
110
111
Tamże, s. 20-22.
S. Morawski, Od Merecza ..., s. 63.
48
Morawskiego zaliczyć do dzieł historiograficznych rzek, jest ona dość oryginalna, zawiera oceny
czynione okiem socjologa, etnografa, czy rolnika.
Miejscowości, które zwiedził Morawski są biedne, nieciekawe. Bardziej smutnie i
nędznie wyglądają na tle wspaniałego Niemna. Pisze Morawski: [...] Zdaje mi się zawsze, że od
Merecza do Kowna, mieszkać musiał kiedyś nad samemi brzegami Niemna lud innej zupełnie
natury, w ogólnych rysach swoich, do Jaćwieży jakoś podobny, lud równie jak oni cierpki, równie
uparty i krnąbrny, równie zawzięty, równie zuchwały, - a wątpię czy równie mężny: ponieważ
widoczna dla mnie przynajmniej, w charakterze potomków tego ludu, z ludem bardziej ku Wilnu
zbliżonym dotąd zachodzi różnica. Zacząć więc trzeba od samego Merecza, opis miejscowości
tutejszej. Kto wie, o ile, pokłady soli, od tylekroć opisanych już Druskienik od Birsztan
niewątpliwie idące, wpływać mogą na fizyczną i materyalną organizację tutejszego ludu?!112 [...]
Dzisiaj Merecz, licha mieścina, napełniona zubożałymi Żydami, pozbawiona swoich
Dominikanów, wciśnięta daremnie dla przemysłu i handlu w sam róg łączącej się tuż przy nim z
Niemnem Mereczanki; ma jednakże nową, sobie właściwą, a może lepszą na czas dzisiejszy, bo
korzystniejszą sławę113. Słynie on bowiem najprzód na całą Litwę i dalej, doskonałością i
obfitością suszonych grzybów swoich!... Tu ich tylko, wyłącznie zdrowych, czystych, najlepiej
urządzonych, pełnych właściwego aromatu, a przytem najtańszych dostać zawsze można,- tak
dalece, że często i coraz już częściej, śpieszą tu po nie kłusem z głębokiej Rossyi kupcy, i cenę ich
w ostatnich latach bardzo już podnieśli114. Wielkie sosnowe bory tutejsze hojnie dostarczają tej
Litewskiej łakoci. Grzyby borowiki, to nasze narodowe Perygordzkie trufle! Owszem,
jakbyśkolwiek już sobie i języka i podniebienia cudzoziemskich kuchni wymysłem niespaczył –
tysiąc się razy łatwiej i prędzej bez trufli, niż bez suszonego grzyba obejdziesz.115 Dodaje też
autor: [...] Słynie na koniec Merecz, ze swoich pięknych krup gryczanych, dla wielkiej ilości
gryki, którą tu siać chcąc niechcąc muszą, z powodu niepłodności okolicznych gruntów.116 Przed
trzydziestą jeszcze laty, wiecie o tem zapewnie, kto chciał u nas przed ludźmi pokazać, że dużo
wędrował po świecie- a takich u nas gęsto jak grzybów w Mereczu niebyło,- zawieszał zwykle na
jednem tylko uchu, małą, najczęściej złotą, a z biedy srebrną zausznicę117. Po takiej już ozdobie, a
112
Tamże, s. 63.
Tamże, s. 65.
114
Ibidem.
115
Tamże, s. 65-66.
116
Tamże, s. 66.
117
Ibidem. s. 66.
113
49
raczej po takiej banderze i fladze, poznawałeś z góry podróżnika, awanturnika, bywalca: bo to
wszystko pod rękę z sobą, jako wyrazy jednoznaczne chodziło118.
Dalej Od Merecza, Niemen się trochę w lewo odstępuje od idącej ku Kownu drogi. W ten
cichy, korytem rzeki utworzony zakątek, wcisnęły się Niemonajcie. Zejść więc chyba za nim
musisz na lewo, byś go jeszcze przez chwilę zobaczył, - jeśli tyle zimnej krwi nie masz, żebyś
niebieskie jego fale aż pod Olitę dopędził119- pisze autor i kontynuuje: Ale tu, jak skoro od tej
pięknej Niemnowej wody oko twoje odwrócisz, serce ci się ściśnie natychmiast jak w
kleszczach!... Niemonajcie miasteczko, Niemonajcie kiedyś donośne, a nawet bogate starostwo, dziś ma tylko kilka brudnych chałup Żydowskich i kilkanaście, czy tam może i więcej chat
chłopskich, wygarbionych na wszystkie strony, i w różnych kierunkach drągami i kołami
podpartych. [...]Królewszczyzna ta bowiem, z łaski środkiem jej idącego Niemna, rozłupaną
została na dwie połowy, różnego używające losu. Jedna jej połowa przy nas została, druga do
Królestwa Polskiego przylgnęła. Kąt ten zresztą, leży w takim prawdziwym kącie, w takim kozim
rogu, tak od całego świata jakby niezmierzonemi jakiemi odgrodzony stepami, tak on sam niewie
o niczem, tak nikt o nim znów niewie, że z tego powodu za kraj prawdziwie błogosławiony uważać
go można. Tutaj on i grzechy i cnoty swoje, swobodnie bez obcych wpływów, piastować i nowe
ich jaja bezpiecznie wysiadywać mogłby, gdyby tylko niezwiedzała ga czasem ziemska policya,
gdyby się tu ciągle straży granicznej nieprzechadzały sztęfle120.
Wielka to dawniej bywała bieda, kiedy człek niemiał czego powiedzieć! Tu właśnie nas,
staroświeckich ludzi, najbardziejby oto głowa bolała! Dla dzisiejszego świata, przeciwnie, to
najwyższa uciecha i radość! To jest pole wyborne, do mówienia co ślina do ust przyniesie.
Niemódz bowiem mówić o niczem, jest dziś właśnie módz mówić o wszystkim!...121.
Po obejściu całego Niemna, od Merecza do Kowna, wraca Morawski w „śliczne
gniazdeczko”. [...] Z pomiędzy ludów Europy, Szwajcary i Polacy szczególniej i bodaj czy nie
jedni tylko w tym stopniu ulegają tej nieprzełamanej po kraju swoim tęsknocie, która się chorobą
kraju nazywa... Za odwicznie poczciwem sercem, za starą, siwą, podgoloną czupryną, idą zaraz w
tej rzeczy i inne bodaj Słowiańskie plemiona. A zacny nasz chłopek, poznawszy rybnego Bajkału
nędze, nacieszywszy się dosyta bogatym sobola włosem, i wszystkie czarnomorskich i kaspijskich
118
Tamże, s. 67.
Tamże, s. 68-69.
120
Tamże, s. 69.
121
Tamże, s. 70.
119
50
rajów przeżuwszy roskosze, - jak już raz szczęściem do domu własnego powrócił to krajowi
naiwne darował przysłowie: „Wszędzie dobrze, wszędzie dobrze, a w chacie najlepiej”122.
Wraca Morawski do domu, do swego domku wygodnego, schludnego, gościnnego.
Mówiąc słowami autora, prawdziwe to Ustronie, miłe, ciche ustronie; cacko wypieszczone
poczciwą ręką ojca jego i słusznie przez niego tak nazwane. Ledwie już nie starzec, z uśmiechem
łagodnej wyrozumiałości, z gromem w prawdomównym słowie, z ostrym, a nieznanym dotąd
nikomu pióra jego żądłem dwanaście lat jak oddalony od ludzi i świata, wolne od troski gorzkich
życia wyrzutów spędza tu chwile, posiadacz małego ziemskiego raju.
[...] W 1838 r., po
piętnastu leciach wędrówki po świecie, wracałem do własnej mojej zagrody. Sprowadzał mnie tu
smutny i bolesny wypadek. Sprowadziła mnie tu śmierć ojca mojego, najpoczciwszego,
najzacniejszego w świecie człowieka123. Ojciec mój żył domem otwartym i nie był takim jak ja
pustelnikiem124.
Stanisław Morawski poucza nas, abyśmy byli dobrymi ludźmi, życzliwymi, abyśmy
kochali bliźniego swego, jak siebie samego. [...] Kochaj tylko, ale kochaj doprawdy, bliźniego
twego, jak siebie samego! Przestań tylko na swojem, albo dorabiaj się poczciwie w młodości do
tego, żebyś na starość mógł przestać na swojem i młodszym braciom w poczciwej pracy
nietamował drogi, a będzierz i szczęśliwym i dobrym człowiekiem. Ale jakże to zrobić dzisiaj,
kiedy ośmnastoletni młodzieniec i chce być i jest doprawdy zgrzybiałym już starcem?!125.
[...] Boże mój! z jakążbym radością, odrzucił od siebie dar pamięci tego wszystkiego, com
widział i czegom doświadczył, dla tego, żebym lepsze o ludziach mógł mieć przekonanie! Z jakąż
rozkoszą witałbym, czciłbym, szanowałbym cnotliwych ludzi!! Ale gdzież ci są ludzie!?... Są
zapewnie!126 .
Coś podobnego (jeśli w ogóle można porównywać teksty Morawskiego) możemy spotkać
tylko w 1843 roku wydanym dziele Ignacego Chodźki Brzegi Wilii. Tytaj znajdziemy dużo
bogatych opisów przyrody. Dla Chodźki Wilia, jak dla Morawskiego Niemen, i w ogóle rzeka –
nie tylko świadek przeszłości, ale i jej strażniczka. Rzeka nie tylko zakonserwowała tę
przeszłość, ale i pomogła ją odbudować, wzbudzała wyobraźnię. To widzimy na podstawie tekstu
122
Tamże, s. 53-54.
Tamże, s. 54.
124
Tamże, s. 79.
125
Tamże, s. 61.
126
Tamże, s. 62.
123
51
Morawskiego. Przed oczyma podróżnika nagle ożywiały się opuszczone zamki i kiedyś huczne
miasteczka. Lektura pracy Morawskiego to niezwykłe przeżycia.
52
ROZDZIAŁ IV
Stanisław Morawski jako lekarz
Otwarcie nowego Cesarskiego Uniwersytetu nastąpiło uroczyście 9 IX 1803 r. Po raz
pierwszy wprowadzono togi oraz mundury profesorskie; ustanowiono godła wydziałowe.
Uniwersytet podzielony został na cztery wydziały: 1) fizyczno-matematyczny, 2) lekarski, 3)
nauk moralnych i politycznych, 4) literatury i sztuk pięknych. Pierwszy ze wspomnianych
wydziałów, najlepiej wyposażony, obejmował też chemię i mineralogię. Wydział lekarski był w
upadku; dawał się odczuwać brak wykształconych profesorów. Wydział nauk moralnych i
politycznych obejmował prawo, teologię oraz historię i filozofię. Wydział filologiczny objął
literaturę i sztuki piękne - uczono w nim poezji i wymowy, mającej charakter estetyczny;
kształcono literatów, wyrabiano gust i smak przez poznanie literatury klasycznej i nowożytnej
oraz sztukę, dlatego dołączono do niego katedrę malarstwa.
W obawie przed zupełnym wynarodowieniem kadry naukowej, której większość
pochodziła z zagranicy, wysyłano na studia zagraniczne wileńskich absolwentów, którzy po
powrocie mieli wykładać na Uniwersytecie. Do Wilna przybyli w tym czasie m.in.: gdańszczanin
Godfryd E. Groddeck, który objął katedrę filologii; Niemiec Ludwik H. Bojanus na katedrę
weterynarii oraz przede wszystkim patolog Józef Frank, profesor medycyny w Pawii i Wiedniu,
założyciel Wileńskiego Towarzystwa Lekarskiego. W 1806 r. przybył do Wilna i został rektorem
astronom Jan Śniadecki, starszy brat Jędrzeja, najwybitniejszy ze wszystkich rektorów
Cesarskiego Uniwersytetu w Wilnie. Nowy rektor dokonał przeglądu możliwości naukowych
uczelni. Stan kadry przedstawiał się następująco: 23 profesorów, kilkudziesięciu asystentów,
adiunktów, wiceprofesorów, kilku lektorów, nauczyciele tańca, fechtunku i muzyki. Znakomita
większość wykształcona została na europejskich uczelniach. W roku 1815 powołano na katedrę
historii Joachima Lelewela, który wykładał w latach 1815-1818 i 1821-1824.
W końcu czerwca 1812 r. do Wilna dotarły wojska polskie i francuskie pod wodzą
Napoleona. Znaczna część profesorów opuściła wówczas miasto, uciekając do Petersburga.
Nauka została wstrzymana, a część studentów i młodszej kadry zaciągnęła się do wojska. Po
klęsce Napoleona pod Lipskiem na Uniwersytet zaczęli wracać wykładowcy z Petersburga, z
zamiarem ograniczenia roli i autonomii uczelni.
53
Z historią Cesarskiego Uniwersytetu związany jest ruch filomacki, którego efektem były
aresztowania wśród studentów, proces w roku 1824 i zesłania lub więzienie w twierdzy. W 1817
r. powstał Związek Szubrawców, gromadzący głównie profesorów Uniwersytetu. Jego
inicjatorami byli m.in.: Michał Baliński i Jędrzej Śniadecki. Szubrawcy wydawali "Wiadomości
Brukowe" - pismo satyryczne, zamknięte w 1822 r.
Po 1824 r. zaczął się powolny upadek Uniwersytetu. Kolejni rektorzy: matematyk Józef
Twardowski oraz słynący z serwilizmu Wacław Pelikan nie byli w stanie podnieść uczelni do
wcześniejszej rangi. Ostateczny upadek przypieczętowało powstanie listopadowe; ukazem z 1 V
1832 r. Mikołaj I polecił zamknąć Cesarski Uniwersytet; wydziały medyczny oraz nauk
moralnych i politycznych przekształcono w Akademię Medyko-Chirurgiczną i Akademię
Teologiczną. Obie Akademie zostały zlikwidowane w 1842 r.
Większość doktorów wileńskich, po opuszczeniu Wilna, rozproszyła się po szerokim
świecie; prócz rozpraw inauguralnych wielu z nich nie zostawiło po sobie żadnej spuścizny
literackiej i zapomniani wśród trudów życiowych zeszli ze sceny. Odszukanie dziś jakichkolwiek
o nich wiadomości biograficznych, przedstawia czasami wielką trudność. A jednak należałoby
wydobyć ich z zapomnienia, na jakie się dobrowolnie po większej części skazali.
Liczba uczniów medycyny wileńskiej jest bardzo wymowną – świadczy bowiem dobrze o
nauczających, że tylu doktorów wychowali; o uczących się - że w tak poważnej liczbie
dostarczyli miłośników światła i wiedzy, w tak krótkim czasie i wśród okoliczności nie zawsze
sprzyjających spokojnym zajęciom naukowym.
Za czasów Akademii jezuickiej w Wilnie nie było promocji na doktorów medycyny, bo i
szkoły lekarskiej nie było. Otrzymywali wprawdzie jezuici przywileje królewskie na urządzenie
przy Akademii szkoły lekarskiej, ale że nie znalazł się mecenas, któryby swoim kosztem takową
urządził, jak to ze szkołą prawa zrobił Kazimierz Leon Sapieha, przeto odłożyli oni otwarcie
szkoły lekarskiej do dalekiej przyszłości, nie mając w rzeczywistości zamiaru, aby szkołę tę
kiedykolwiek powołać do życia.
W późniejszych czasach, gdy ciało nauczające lekarzy miało już w swoim gronie
doktorów medycyny, zaczęło przyznawać stopnie uczone. Dopiero od 1793 roku zaczynają się
pierwsze promocje w Wilnie na doktorów medycyny127.
127
J. Bieliński, Doktorowie medycyny promowani w Wilnie, Warszawa 1886, s. 2-4.
54
Jakób Frank był pierwszym doktorem, który ogłosił w Wilnie swą rozprawę i ją obronił;
drugim był Ławrynowicz; nie ogłosił on rozprawy, lecz bronił tezy. Od 1798 r. nastąpił szereg
promocji – jedni, jak Tieffenbach, przedstawiali dysertacje zagraniczne. Inni jak Samuel Nathan,
Lentzner, Longchamp, Niszkowski – bronili tez, nie pisząc wcale rozprawy. Jeszcze inni, jak
Hildesheim, wreszcie otrzymują przyznanie sobie uczonego stopnia ze względu na zasługi
naukowe. W nowo reorganizowanym Uniwersytecie zaczyna się promowanie doktorów
medycyny od 1806 roku. Pisanie rozpraw inauguralnych i obrona ich zastosowaną została do
zasad przyjętych w Uniwersytecie Edynburskim128.
W opinii Józefa Balińskiego, wpatrując się w treści rozpraw doktorskich, łatwo
zauważyć, że wpływ profesorów dominujący w Uniwersytecie odbija się i na dysertacjach. Na
przykład, w latach 1806 – 1821 wpływ J. Franka na sprawy lekarskie w Uniwersytecie był
dominujący, bo najwięcej dysertacji szykowano pod jego kierunkiem. Treścią ich były prawie
zawsze obserwacje dokonane w klinice chorób wewnętrznych, oparte na praktyce tegoż
profesora, z unikaniem wszelkich wątpliwych teorii w różnych czasach, w medycynie
panujących. Po roku 1820, Wacław Pelikan staje się osobistością o tyle wydatną, że z nią się
liczyć trzeba. Jeżeli wiedząc to, zwrócimy uwagę na treść rozpraw inauguracyjnych, przekonamy
się, że są one przeważnie chirurgiczne i przedsiębrane pod kierunkiem Pelikana. Z anatomii
porównawczej pod kierunkiem Ludwika Bojanusa jest zaledwie parę dysertacji. Za czasów
Uniwersytetu, czyli w przeciągu 25 lat wypromowano 168 doktorów medycyny. Niektórzy z nich
nie drukowali rozpraw inauguralnych.
Po zamknięciu Uniwersytetu, w powstałej z wydziału lekarskiego Akademii MedykoChirurgicznej, ogłoszono 24 rozprawy doktorskie, z tych jedna zagraniczna. Dysertacje dotyczyły
przeważnie medycyny wewnętrznej i przygotowane zostały pod kierunkiem profesora Feliksa
Rymkiewicza, chirurgiczne – pod kierunkiem profesora Józefa Korzeniowskiego i tylko dwie z
anatomii porównawczej, przygotowane pod kierunkiem profesora Karla Eichwalda129.
Według obliczeń Bielińskiego, wszystkich doktorów medycyny promowanych w Wilnie,
było 212. Liczba ta nie jest pełna, choć nie jest ona mała i świadczy o stanie medycyny na Litwie.
128
Podczas obrony profesorowie byli w togach pod przewodnictwem dziekana, a często rektora. Oponentów było
dwóch. Doktorant składał przysięgę najpierw hipokratesową, a następnie na ewangelię według obrządku rzymskokatolickiego. Potem następowały przemowy i powitanie nowego doktora przez fakultet i zebranych. Doktór
otrzymywał z rąk przewodniczącego: pierścień, mucet, biret i książkę – wreszcie pocałowanie. Obyczaj ten trwał aż
do rektorstwa Wacława Pelikana, który ograniczył powyższe ceremonie do podania ręki doktorantowi przez
dziekana wydziału. [w:] S. Morawski, Kilka lat i..., s. 166 – 168.
129
J. Bieliński, Doktorowie ..., s. 5.
55
Jak już pisałam w rozdziale Droga życiowa Stanisława Morawskiego, bohater tej
rozprawy studiował medycynę w Wilnie na Uniwersytecie Wileńskim. W książce Kilka lat
młodości mojej w Wilnie pamiętnikarz opisuje życie Wilna, okres swoich studiów oraz medycynę
owych czasów.
Na Wileńskim Uniwersytecie wykładali znani lekarze, w tym ojciec i syn, Jan Piotr i
Józef Frankowie. Stanisław Morawski wspomina:
Na fakultecie medycyny wykładał genialny, szanowny, zacny, kochający wszystko, co
dobre i piękne, i unoszący się nad wszystkim, co dobre, Józef Frank, który w swych rękach
trzymał całą naukę. Myślał poczciwy Niemiec, że ja się na całe życie po niemiecku w uczoności
zakopię! A ja i wtedy już niczegom się tak w duszy nie lękał, jak być literatem albo uczonym!
Sama oryginalność nawet poświęcenia się mojego nauce medycyny była już jakąś dla kobiet,
które ton dają, przynętą. Młody chłopiec, w dziewiętnastym roku wiedzący dokładnie, co jest pod
paznokciem małego palca w nóżce młodej dziewczyny lub młodej kobiety, był już sam z siebie
interesującą figurą130.
Należałoby przytoczyć kilka słów o Józefie Franku. Józef Frank, syn znakomitego
profesora klinik wiedeńskiej i pawijskiej Jana Piotra, urodził się w Rastadt w 1771 roku. Do
medycyny przykładał się w Getyndze i Pawii, gdzie uzyskał stopień doktora medycyny.
Następnie zwiedzał znakomitsze szkoły w Niemczech, Francji i Anglii, studiując przede
wszystkim medycynę wewnętrzną. W roku 1804 przybył do Wilna, gdzie najpierw został
profesorem patologii, a po wyjeździe swego ojca do Petersburga objął klinikę terapeutyczną,
którą dobrze zarządzał, aż do swego wyjazdu z Wilna w 1823 roku. W przeciągu tego czasu
przyczynił się do założenia Towarzystwa Lekarskiego, jakiego w państwie rosyjskim dotąd
jeszcze nie było. Założył również Instytut Macierzyństwa, Instytut Szczepienia Ospy i urządził
trzeci wydział (lekarski) w Towarzystwie Dobroczynności. Wychował kilka tysięcy lekarzy w
zasadach humanitarnych, pełnych wiedzy i nauki i postawił stan lekarski w opinii społeczeństwa
tak wysoko, jak ani przed nim, ani po nim już nie było. Wielki ten i dla Litwy niezmiernie
zasłużony człowiek zmarł dnia 6 grudnia 1842 roku131.
W owe czasy wśród szlachty nie było zwyczajnie widzieć lekarza, pochodzącego ze
szlachty. Stary Zaleski, starosta szwentowski, przyjaciel ojca Morawskiego, interpelował raz
130
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 57-58.
J. Bieliński, Stan nauk lekarskich za czasów Akademii Medyko-Chirurgicznej wileńskiej, bibliograficznie
przedstawiony, Warszawa 1889, s. 250-251.
131
56
Stanisława. Mówił, że jak to być może, żeby Morawski, karmazynowy szlachcic i posesjonat,
uczył się medycyny! Widziano lekarza, jak tylko w osobie Francuza, Niemca, Węgrzyna lub
Włocha.
Medycyna w Wilnie wyróżniała się tym, że było więcej lekarzy niż chorych.
Morawski przytacza w Kilka lat... anegdotę dotyczącą pani stolnikowej Janowiczowej:
Stolnikowa, nadzwyczaj dbała o życie, regularna i chuchana przez suto opłacanych lekarzy,
doszła przy ich staraniu do tego, że w zwyczajnym stanie zdrowia o dziewiątej rannej miała
zawsze otwarty żołądek. W tym celu podawano jej do łóżka umyślnie na to sporządzone
porcelanowe naczynie, w które ekspediowała się, siedząc w łóżku kołdrą przykryta. Że do
południa żadnych wizyt nie przyjmowała nigdy, stąd cała jej pokojowa służba, której było dosyć,
rozłaziła się po mieście i niepilnowała rankami domu. Raz, jak na licho, prowincjał ojców
bernardynów, poważny starzec, ale kodeksów światowych nieświadomy człowiek, przybywszy do
Wilna, chciał osobiście czołem uderzyć przed tak zacną panią i przyszedł właśnie o tej
kanonicznej i statecznej porze, kiedy stolnikowa, sucha i lekka jak piórko, na porcelanowym
zasiadała tronie. Nie znalazłszy nikogo ze służby w przedpokoju, szedł sobie dalej i dalej i
doszedł na koniec do samej sypialni. Można sobie wyobrazić przerażenie, wstyd, ambaras
stolnikowej. Ksiądz jednakże niczego nie domyślił, a co szczęśliwsza, niczego nie zwietrzył. A nie
domyślił się naprawdę dlatego, że siedział przy jej łóżku przez trzy z górą kwadranse w fotelu, a
stolnikowa siedziała sobie akurat tyleż czasu na porcelanie i rada nierada prowadziła z nim
rozmowę. Jedno tylko poczciwe księżysko odchodząc zadziwienie oświadczył, że mu się jakoś
stolnikowa wyższą wydała z urody, niż była dawniej132.
Po złożeniu egzaminów i obronie, otrzymał w 1823 r. stopień doktora. Morawski pisze:
Dziekan Mianowski, pedant zazdrosny każdej rodzącej się zdolności, usadził się on zbić mnie z
tropu i po czterykroć, czego nigdy nie było dawniej przykładu, coraz nowymi a jezuickimi chciał
splątać zarzutami. I cóż wygrał? Oto, że całą publiczność tą widoczną złością oburzył na siebie,
że jak czwarty raz zarzucać mnie zaczął, głośno na niego ze wszystkich stron szemrać zaczęto.
(...) Młodzież cieszyła się szczerze laurami moimi. Przyjaciele donośnie ściskali mnie rękę133.
Uznano mnie godnym stopnia doktora134.
132
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 66-67.
Tamże, s. 199-200.
134
Tamże, s. 166.
133
57
Morawski był również członkiem Towarzystwa Lekarskiego Wileńskiego od 1825 roku.
Towarzystwo Lekarskie w Wilnie w dziejach medycyny polskiej bardzo wydatną zajmowało
pozycję tak pod względem prac naukowych dokonanych w ciągu osiemdziesięcioletniego
istnienia, jak pod względem usług poniesionych dla społeczeństwa. Osiemdziesięcioletnie dzieje
Towarzystwa rozpadają się na trzy okresy: okres I (1805 – 1831) od założenia Towarzystwa do
zamknięcia Uniwersytetu; okres II (1832 – 1864) od otworzenia Akademii MedykoChirurgicznej aż do końca 1864 roku; okres III od początku 1865 do pierwszej połowy wieku
XIX135.
Morawskiemu nie udało się podjąć pracy w Wilnie, więc wyjechał do swego dworku na
wieś. Nadal ciekawił się farmakologią; zbierał różne zioła, sporządzał z nich leki.
Morawski był lekarzem w róznorodnych zainteresowaniach. Interesował się wodami
mineralnymi, zapisywał wszystko do słownika lekarskiego, który prowadził. W słowniku tym
znajdziemy wiadomości o wodach mineralnych, kwaskowatych, żelaznych, słonych, siarczanych,
mineralnych sztucznych i jodowych.
O jodowych wodach pisze:
Wody Jodowe. Sława jakiej niektóre wody w leczeniu woła i stwardniałości gruczołów
nabyły, kazała się Chemikom domyślać, że w sobie jodynę zawierać muszą. Doświadczenia, które
w tej mierze robić poczęto, przekonały o prawdziwie rzeczonego domysłu. Dotąd jednak
wiadomości nasze pod względem chemicznego rozbioru, nie mogą się oprzeć na równie
dokładnych zasadach, na jakich się innych wód użycie opiera. – Wody, w których Jodynę odkryto
znajdują się w Voghera, Sales, Castelnuovo – d’Asti, i w Ameryce południowej w prowincji
Antioquia zwanej. Wody morza Śródziemnego w wielu miejscach przytomność jodu wyraźnie
okazują136.
Już w czasie studiów obudziła się w Stanisławie Morawskim ciekawość wobec zagadek
natury, łącząca się z jego zainteresowaniem modnym wówczas magnetyzmem. Pisze o tym w
Słowniku Lekarskim:
Magnetyzm. Wyraz ten oznacza albo własności istoty promienistej, która po całej kuli
ziemskiej rozlana, szczególniej się w Magnesie objawia; albo wpływ wzajemny ciał zwierzęcych
na siebie, mianowicie nerwy dotykające, który magnetyzmem zwierzęcym nazwano.
135
136
J. Bieliński, Stan ..., s. 755.
Wyjątki ze Słownika Lekarskiego (przez doktora S. Morawskiego), [w:] „Medycyna” 1830, cz. 2, nr 30 z 30 VII.
58
Czym jednak było później dla niego wykonywanie obowiązków lekarza, świadczą słowa
napisane przy końcu życia:
Ja nienawidzę chorób w ogólności. [...] Każda z nich, najmniejsza nawet, była i jest
zawsze gotowa prawdziwie smutnym uwieńczyć się końcem137.
We wrześniu 1830 r. został powołany do komisji zwalczania epidemii cholery. Zlecono
mu wyjazd do gubernii nadwołżańskich, najbardziej dotkniętych zarazą. Ten nagły, rujnujący go i
niebezpieczny wyjazd stał się początkiem poważnej kariery. A jednak w końcu 1835 r. podał się
do dymisji ze stanowiska lekarza i został urzędnikiem w komisji prawodawczej. W kwietniu
1838 r. zmarł jego ojciec. Morawski natychmiast zwolnił się z posady i osiadł w Ustroniu.
Mieszkając na wsi, opisuje Morawski różne przypadki chorób. Przytoczę tu jedną z nich.
Otóż pewnego razu ciężko zachorowały dzieci Marii Müllerowej. Choroba była okropna. Müller
poprosił o pomoc Morawskiego. Morawski nie mógł odmówić. Morawski pisze: Śmiałość i
odwagę miałem jak stary doktor138. Wszystkie te troje dzieci trapiła jedna, ale okropna skórna
choroba, tym uporczywsza i gorsza, że już była zmieniła swój pierwiastkowy charakter i różne na
siebie przybrała maski stosownie do usposobienia każdego z tych ciałek. Pilnie zbadawszy stan
tych dzieci i rozważywszy dotychczasową metodę leczenia przez wojskowych medyków użytą, co
nie zawsze dla dzieci bywa korzystne, zapewniłem ją (matkę dzieci), że ile człowiek w podobnych
razach zaręczyć może, pewny jestem, że będą zdrowe. Że leczenie ich jednak bardzo długiego
potrzebuje czasu139. Wspomniał jej tylko Morawski, że może kto inny potrafiłby to zrobić prędzej
od niego, ale jeżeli chce żeby on dzieci leczył, powinna natychmiast wszystkie dotychczasowe
leki zawiesić, flaszki i słoiki za okno kazać wyrzucić, dzieciom na jakie dni dziesięć dać zupełny
spoczynek, a samej być dobrej myśli.
Opowiada też Morawski o Adamowiczu, który to wyuczywszy się konowalstwa140,
kosztem rządu wysłany był za granicę, dokąd z żonką, także dymisjonowaną z mojżeszowej wiary
luterką, na lat kilka się udał. Powróciwszy został profesorem terapii weterynaryjnej. Było to dla
niego szczęście. Ale rychło, przyzwyczajony do niego, wyrósł w jakąś butę i zaczął się wstydzić
swojego fachu. Chciał koniecznie leczyć ludzi, bo był i doktorem. Ale z chorymi obchodził się
wiecznie jak z końmi. Mimo to człowiek zdolny, głowa sprytna, pióro piękne, serce złe, duma
137
S. Morawski, Zemsta doktora, [w:] W Petersburgu 1827-1838, Poznań 1927, s. 271.
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 357.
139
Tamże, s. 359.
140
Weterynarii.
138
59
małego udzielnego niemieckiego księcia. Krescytywę141 swoją wszakże winien nie zdolności, ale
tylko łamańcom, trzęsieniu jarmułki i umiejętnemu pełzaniu142.
141
142
Karierę, wzrost.
S. Morawski, Kilka lat..., s. 348.
60
ZAKOŃCZENIE
Cała spuścizna po doktorze Stanisławie Morawskim świadczy, że miał on umysł
nieprzeciętny, a pióro nie bez talentu. Styl jego pisarstwa wzorowany na prozie łacińskiej zawiera
ironię, humor, głębokie uczucia, niekiedy uniesienia liryczne.
Najważniejszą dla nas jest ta część jego spuścizny rękopiśmiennej, która mieści w sobie
pamiętniki i wspomnienia, a więc Kilka lat młodości mojej w Wilnie, Wspomnienia i Szlachtabracia. Zawierają one wiele ciekawych faktów, bogactwo typów, w ogóle obraz społeczeństwa,
w którym żył autor. Z tego powodu utwory te uważane są za jedne z najlepszych pamiętników
polskich.
O wielu sprawach, osobach i zdarzeniach autor nie napisał. Nie dał nam nigdzie - ani w
pamiętniku wileńskim, ani we wspomnieniach petersburskich – portretu Mickiewicza. Wiele
względów politycznych kazało mu przemilczeć zupełnie szczegóły życia młodzieży filareckiej,
jak również uniemożliwiło roztoczenie szczegółowego obrazu jej organizacji. Nigdzie obszernie
nie mówił o tym, kto był jej wodzem, z kim z filaretów utrzymywał kontakt i którego nawet
leczył w Wilnie, Petersburgu czy w Paryżu143.
Nawiasem mówiąc, skorowidz nazwisk na końcu tomu Kilka lat młodości mojej w Wilnie
1818-1825 zawiera ponad 600 nazwisk osób wymienionych w pamiętniku. Czasami wzmianka o
jakiejś osobie stanowi zwięzłą charakterystykę, dającą barwny obraz naszkicowany przez
prawdziwego mistrza, widzącego ludzi „od zewnątrz” i „od wewnątrz”. Kilkaset postaci
wspomnianych w Pamiętnikach żyje i działa w tej książce. Autor zachowuje niezwykły
objektywizm, nawet gdy mówi o sobie, o swym stosunku do ojca, do kochanki, do przyjaciół czy
do wrogów.
Nikt nie dał tak bogatego obrazu epoki pierwszego trzydziestolecia XIX w. jak Stanisław
Morawski. Morawski nie pisał tych pamiętników wyłącznie dla siebie. Opracowywał je,
niewątpliwie, do druku, skoro zachował się nie tylko brulion, ale i czystopis powstały w 1848
roku. Miał świadomość, że pisze swe wspomnienia dla odległej potomności, i że pisząc bez
nadziei szybkiego wydania naraża się na najokrutniejsze przyśladowania, gdyby rękopis dostał
się do rąk ówczesnych rosyjskich władz zaborczych.
Oprócz obrazu epoki i społeczeństwa, kreśli nam autor dzieje własnego serca. Namiętna i
wzajemna miłość do Julii została przerwana przez jej śmierć. Potem przyszła męcząca, także
143
S. Morawski, Kilka lat ..., s. 18.
61
wzajemna, lecz niewyznawana miłość do pewnej mężatki, a od dzieciństwa trwało jeszcze
cięższe uwielbienie - bezwzględnego ojca.
Stanisław Morawski zmarł w pełni twórczych sił, w 52 roku życia, po 14 latach
mieszkania w odosobnieniu. Wydawcy jego Pamiętników twierdzą, że zabrał do grobu tajemnicę
swej mizantropii144. Moim zdaniem, tajemnicę tę w zupełności wyjaśniają szczere wyznania
autora.
Stanisław Morawski skazany był na samotność, „pustelnictwo” prawie od urodzenia, gdy
ojciec w zimie kazał na śnieg wyrzucić niemowlę, aby się hartowało, mówiąc: Niech się na
wszystko przygotuje! Albo niech lepiej nie żyje. W ten sposób ojciec sam nadał kierunek życia
synowi. Syn miał do tego nielitościwego ojca najczulsze przywiązanie, które stale tłumił. W
podobny sposób ostręczała go od siebie jedyna kobieta, którą najgoręcej ukochał. Te dwa ciężkie
zawody tłumaczą jak kształtował się charakter Pustelnika. Jego studia medyczne, całe życie do
1835 r. kierowane były zewnętrznym przymusem. Cóż więc dziwnego, że gdy tylko ojciec zmarł,
osiadł na jego miejscu w rodzinnym majątku Ustronie. Żył jako pustelnik, lecz ludziom służył, a
„pustelnia” była mu warsztatem pracy. Dorobek rękopiśmienny i wysoka wartość spuścizny
pamiętnikarskiej świadczą, że ta praca pisarska nie była dla Morawskiego zabawą czy rozrywką,
lecz spełnieniem posłannictwa. Pustelnictwo było koniecznym środkiem osiągnięcia celu. Miał
nadmiar silnych wrażeń i doświadczeń wyniesionych z młodości. Aby to realizować, potrzebował
skupienia, spokoju i odosobnienia.
144
S. Špokevičius, Gydytojas Stanislovas Moravskis: Medicina jo rašytiniame palikime ir laikmetyje, [w:]
„Medicinos teoria ir praktika“ 2008, t. 14, nr 1, s. 115-119.
62
BIBLIOGRAFIA
Źródła
1. S. Morawski Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H.
Mościcki, PIW, Warszawa 1959.
2. S. Morawski Szlachta bracia. 1802-1850. Poznań, 1929.
3. S. Morawski Z wiejskiej samotni, Warszawa 1981.
4. S. Morawski W Petersburgu1827-1838, Poznań 1927.
5. S. Morawski Od Merecza do Kowna. Gawęda pustelnika, Teka Wileńska, 1858, nr. 4;
nr.5; nr. 6.
6. S. Morawski Zemsta doktora. [w:] W Petersburgu 1827-1838, Poznań 1927.
Opracowania
1. M. Baliński, Historia miasta Wilna, t.1: Zawierająca dzieje Wilna, od założenia miasta aż
do roku 1430, Wilno 1836.
2. M. Baliński, Opisanie statystyczne miasta Wilna, Wilno 1835.
3. J. Bieliński, Doktorowie medycyny promowani w Wilnie, Warszawa 1886.
4. J. Bieliński, Stan nauk lekarskich za czasów Akademii Medyko-chirurgicznej wileńskiej,
bibliograficznie przedstawiony, Warszawa 1889.
5. M. Borch, Dwa słowa o Dźwinie, Wilno 1843.
6. J. Borowczyk, Rekonstrukcja procesu filomatów i filaretów 1823-1824, Poznań 2003.
7. I. Buszyński, Brzegi Niewiaży, Wilno 1873.
8. I. Buszyński, Dubisa, główna rzeka w dawnym księstwie Żmudzkim, dziś w gubernji
Kowieńskiej, z mappą tej rzeki, Wilno 1871.
9. A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] S. Morawski Kilka lat
młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, Warszawa
1959.
10. I. Chodzko, Brzegi Wilii, [w:] I. Chodźko, Obrazy litewskie, ser. druga, t. 1-3,Wilno 1843.
11. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna, Wilno 1837.
12. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, z dołączeniem pierwotwornych w
mowie sławiano-krewickiej, Wilno 1844.
63
13. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, niektóre przysłowia i idiotyzmy, w
mowie sławiano-krewickiej, z postrzeżeniami nad nią uczynionymi, Wilno 1846.
14. J. Frankas, Atsiminimai apie Vilnių, Vilnius 2001.
15. M. Gorecka, Ze wspomnień o moim ojcu, [w:] Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im. A.
Mickiewicza, Lwów 1888, R. 2.
16. R. Griškaitė, Stanislovo Moravskio paslaptis. [w:] S. Moravskis Keleri mano jaunystės
metai Vilniuje, Vilnius 1994.
17. L. Kondratowicz, Podróż swojaka po swojszczyźnie, Warszawa 1914.
18. J. I. Kraszewski, Wilno od początków jego do roku 1750, t. 1, Wilno 1840.
19. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, oprac. M. Dernałowicz, t. 3,
Warszawa 1992.
20. M. Maksimaitis, Užsienio teisės istorija, Vilnius 2002.
21. A. Mickiewicz, Do Adama Suzina. Improwizacja. [w:] A. Mickiewicz, Dzieła, t. 5, Paryż
1880.
22. A. Mickiewicz, Listy, t. 14, Warszawa 1998.
23. Cz. Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1992.
24. T. Narbutt, Dzieje narodu litewskiego, (pierwsze trzy tomy: Dzieje starożytne narodu
Litewskiego), t. 1-9, Wilno 1835-1841.
25. I. Nekrošius, V. Nekrošius, S. Vėlyvis, Romėnų teisė, Vilnius 1999.
26. A. Plater, Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej
żyjących, Wilno 1861.
27. W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia, Wilno 1861.
28. K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi, Wilnius 2008.
29. K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi. Pod względem hydrograficznym, historycznym,
archeologicznym i etnograficznym, Drezno 1871.
30. A. Witkowska, Rówieśnicy Mickiewicza. Życiorys jednego pokolenia, Warszawa 1962.
Artykuły
1. L. Armonaitė, Jundeliškėse, svečiuose pas S. Moravskį, “Lietuvos žinios” 2007, nr z 16
VIII.
64
2. K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20 VII.
3. A. Gineitis, Ustronė – tai Jundeliškės Verknės žemupy, „Diena“ 1995, nr 284 (413).
4. R. Griškaitė, Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“, „Muzikos barai“ 2006, nr
3/4.
5. S. Špokevičius, Gydytojas Stanislovas Moravskis: Medicina jo rašytiniame palikime ir
laikmetyje, „Medicinos teoria ir praktika“ 2008, t.14, nr 1.
6. Wyjątki ze Słownika Lekarskiego (przez doktora S. Morawskiego), [w:] „Medycyna”
1830, cz. 2, nr 30 z 30 VII.
Słowniki i encyklopedie
1. W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Warszawa 1990.
2. Podręczny słownik języka polskiego, oprac. E. Sobol,Warszawa 1996.
3. Polski słownik biograficzny, t. III, t. VIII, t. XI/1, t. XIV/1, t. XVI, t. XXI/2, WrocławWarszawa-Kraków-Gdańsk, 1937, 1959 – 1960, 1964, 1968, 1971, 1976.
4. Słownik języka Adama Mickiewicza, red. K. Górski i S. Hrabec. t. VII, Wrocław 1971.
5. Słownik wyrazów obcych, pod. red. M. Tytuły, J. Okarmusa, Bielsko-Biała 2007.
6. Encyklopedia Popularna, wyd. 24 zmienione i uzupełnione, PWN, Warszawa 1994.
7. Lietuvių enciklopedija, XIX t., XX t., Lietuvių enciklopedijos leidykla, Bostonas 19591960.
65
ZAŁĄCZNIKI
Załącznik 1. Spuścizna literacka Stanisława Morawskiego
Spis szczegółowy rękopisów
1. Głupie i błazeńskie notatki, pisane w Petersburgu w 1829 r. (Data błędna,
dopisana później. Notatki, jak wskazuje ich treść, pochodzą z 1830 r. )
2. Pierwsze półrocze lekarskiego życia. Opowiadanie. Napisane w 1831 r.,
przepisane i wstępem zaopatrzone w 1850 r.
3. O wodach mineralnych sztucznych w Petersburgu, 1834 r.
4. Politycy. Bzdurstwo. Utwór sceniczny. Brulion i czystopis, 1839 r.
5. Fantazja o wężu, o jabłoni i Najświętszej Pannie. Wiersz. 19 czerwca 1841 r.
6. Koszałki-kobiałki i Dwie anegdoty. Zbiór anegdot. Czystopis i brulion Dwóch
anegdot. 12 października 1847 r.
7. Kilka lat młodości mojej w Wilnie. Pamiętniki Pustelnika (1818-1825). Brulion –
1 tom. Czystopis - 2 tomy. Listopad 1848 r.
8. Uwagi Pustelnika w Ustroniu o wypadkach publicznych 1848 r., w tym, co się
stosuje do starej Europy. 24 grudnia 1848 r.
9. Wspomnienia Pustelnika (zeszyt 1 – Puszkin, Sękowski. Zeszyt 2 – Orłowski,
Żelwietr. Zeszyt 3 – Oleszkiewicz. Zeszyt 4 – Szymanowska). 27 stycznia – 18
maja 1849 r.
10. Sejmik na Litwie w pierwszej ćwierci XIX wieku. Dialog. Dzień J. Słudzy wielcy,
słudzy mali. Utwór sceniczny 1849 r.
11. Obrady sejmikowe na Litwie. Bzdurstwo. Utwór sceniczny. Brulion i czystopis. 4
lipca 1849 r.
12. Znaszli ten kraj? Zabawka żółciowa i złośliwa. Poświęcona Antoniemu hrabi
Chrapowickiemu. Wiersz. 12 października 1849 r.
13. Pogadanka przyjacielowi na pamiątkę. Do Antoniego Chrapowickiego etc.Wiersz
z przypisami. 18 października 1849 r.
14. Z każdej chatki po chłopku. Tom I. Od Merecza do Kowna. Gawęda Pustelnika.
1849-1850 r.
66
15. Z każdej chatki po chłopku. Tom II. Szlachta-bracia. Gawęda Pustelnika. Dwie
części. 1 XI 1849 -2 II 1850 r.
16. Polityczne mrzonki Pustelnika. 8 II 1849 – 22 III 1850 r.
17. Pół-słowa o J. I. Kraszewskim i o spaczonej dążności wielu dzisiejszych polskich
pisarzy. 7 i 8 stycznia 1850 r.
18. Niewinna zemsta doktora. Nowelka. 4 marca 1850 r.
19. Wesela i pieśni włościan nadniemeńskich pomiędzy Mereczem a Kownem. 4
grudnia 1850 r.
20. Plotki. (Czterdzieści i oko). Plotki nasze. Plotki cudzoziemskie. Zbiór anegdot. 27
lutego – 8 marca 1851 r.
21. Taki to egoista! Taka egoistka! Bzdurstwo w morale i morał w bzdurstwie. Utwór
sceniczny. 1 lipca 1851 r.
Oprócz tego w archiwum Tow. Lekarskiego w Wilnie, którego członkiem dr
Morawski był od 1825 roku, znajdował się rękopis zatytułowany: (22.) Zasady
fizjognomistyki kobiet cywilizowanych i zaginęły (23.) O systemie Leory oraz (24.)
Kilka myśli o dowcipie, o których istnieniu dowiadujemy się z (25.) autorskiego
własnoręcznego spisu utworów, znajdującego się w Bibliotece Krasińskich.
Źr.: A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] S. Morawski,
Kilka lat młodości mojej w Wilnie 1818-1825, oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, Warszawa
1959, s. 16-17.
67
Załącznik 2. Wykaz bibliograficzny artykułów o Stanisławie Morawskim
znajdujący się w Bazie Danych w Bibliotece w Birsztonasie. Sporządziła
bibliograf Biblioteki w Birsztonasie Genovaitė Mačiūtė.
(Stanislovas Moravskis ir jo atminimas Birštone)
1. Morawski, Stanisław (1802-1853) (Moravskis, Stanislovas). Keleri mano jaunystės
metai Vilniuje: atsiskyrėlio atsiminimai (1818-1825) / iš lenkų k. vertė R. Griškaitė, eil.
tekstus vertė R. Koženiauskienė. - Vilnius : Mintis, 1994. - 474, [1] p. Kn. taip pat:
Stanislovo Moravskio paslaptis : įžanginis straipsnis / R. Griškaitė.
2. Morawski S. (Moravskis S.) Seimelių posėdžiai Lietuvoje : kvailystė : [drama] /iš lenkų
k. vertė Z. Medišauskienė // Metai. - 2005, Nr. 2, p. 54-64.
3. Balaišytė K. Kas ta šalis? : Stanislovui Moravskiui - 200 // Gyvenimas. - 2002, liep. 20,
p. 3.
4. Griškaitė R. Atsisveikinimo laiškas: [Stanislovo Moravskio 150 - osioms mirties
metinėms]. - Nuotr. // Gyvenimas. - 2003, spal. 4, p. 3.
5. Griškaitė R. Keletas štrichų filomatų kartos portretui // Naujasis židinys-Aidai. - 1994,
Nr. 3, p. 39-51.
6. Griškaitė R. Keletas štrichų Stanislovo Moravskio portretui // Gyvenimas. - 2004, rugs.
4, p. 5.
7. Griškaitė R. Nemunas kaip XIX amžiaus Lietuvos istoriografijos objektas // Metmenys. 2000, Nr. 78, p. 72-106.
8. Griškaitė R. Praėjusių laikų garbintojas, arba Keletas potėpių Stanislovo Moravskio
portretui // Metai. - 1996, Nr. 3, p. 117 - 126.
9. Griškaitė R. Stanislovas Moravskis. Ką žinom ir ko dar ne? / Reda Griškaitė. - Nuotr. Rubrika: Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - 2005, rugpj. 13, p. 4.
10. Griškaitė R. Šioje žemėje Moravskis tampa vis žinomesnis: [Stanislovo Moravskio
skaitymai Jundeliškėse]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, liep. 30, p. 5-6.
11. Griškaitė R. Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“ : [Stanislovas Moravskis ir
Marija Szymanowska]. - Iliustr. // Muzikos barai. - 2006, Nr. 3/4, 5/6.
12. Juozapavičius P. Medicinos daktaras Stanislovas Moravskis iš Ustronės (1802-1853):
[mašinraštis]// Kaunas, 1986 - 31 p.
68
13. Juozapavičius P. S. Moravskio (1802-1853) ir E. Nonevičiaus memorialinės vietos / P.
Juozapavičius. - Iliustr. // Literatūra ir menas. - ISSN 0233-3260. - 1984, geg. 5, p. 14.
14. Juronytė I. Iškilmės Jundeliškėse: [S. Moravskio gimimo 200-ųjų metinių minėjimas] //
Naujasis Gėlupis. - 2002, liep. 27, p. 3.
15. Juronytė I. Stanislovas Morvskis ir lietuvybė: [S. Moravskio skaitymai Jundeliškėse,
dalyvavo Ilinojaus universiteto profesorius G. Subačius, istorikės R. Griškaitė,
Z.Medišauskienė]. - Nuotr. // Naujasis Gėlupis. - 2004, liep. 31, p. 3.
16. Juronytė I. Stanislovo Moravskio atminimas grįžta: [Apie minėjimą Jundeliškėse,
buvusiame Ustronės dvare]. - Iliustr. // Naujasis Gėlupis. - 2003, liep. 30, p. 3.
17. Knygerytė E. Stanislovo Moravskio sugrįžimai / Eglė Knygerytė. - Iliustr. - Rubrika: Prie
Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - ISSN 1392-7248. - 2007, liep. 28, p. 3.
18. Lazauskienė D. Meilė ir muzika Ustronės atsiskyrėlio gyvenime : Tradiciniai St.
Moravskio skaitymai Jundeliškėse. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2005, liep. 30, p. 7.
19. Lazauskienė D. Tvarkė S. Moravskį menančią liepų alėją: [Apie talką Birštono
seniūnijoje, buvusio Jundeliškių dvaro parke].- Nuotr. // Gyvenimas. - 2005, geg. 7, p. 7.
20. Lazauskienė D. Jundeliškėse penktą kartą paminėtas St. Moravskis / Dalė Lazauskienė ;
Zenono Jonaičio piešiniai ; Vytauto Lazausko dizainas. - Iliustr. - Rubrika: Tėviškėje
prasideda žmogus // Gyvenimas. - 2007, liep. 28, p. 6-7.
21. Mačiūtė G. Žodžio meistrų žvilgsnis į Birštoną / Genovaitė Mačiūtė. - Iliustr. - Rubrika:
Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - ISSN 1392-7248. - 2007, birž. 23, p. 4.
22. Marcinkevičienė D. Apie Stanislovo Moravskio mizantropiją. - Bibliogr. išnašose //
Metai. - 2005, Nr. 10, p. 115-119.
23. Marcinkevičienė D. Dar kartą apie Stanislovo Moravskio mizantropiją // Gyvenimas. 2005, liep. 30, p. 7-8.
24. Markūnienė S. Po mėlynu gimtinės dangum… : [Restauruotos Nemajūnų koplyčios
atidaryme dalyvavo Seimo narys J. Palionis, Birštono savivaldybės ir seniūnijos vadovai].
- Iliustr. // Naujasis Gėlupis. - 2004, bal. 24, p. 3.
25. Medišauskienė Z. Atsiskyrėlio širdies skausmas: [Apie rašytoją memuaristą S.
Moravskį]. - Bibliogr. išnašose // Metai. - 2005, Nr. 2, p. 52-53.
26. Medišauskienė, Z. Moralinio pasaulio riteris: [Stanislovo Moravskio skaitymai
Jundeliškėse]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, rugp. 6, p.4, 7.
69
27. Pastarnokas J. "Žvaigždė pavydėjo jam laimės…" : biografinė apybraiža // Gyvenimas. 1997, geg.17, 24; birž. 4, 7, 14, 18, 21.
28. Puskunigienė S. Jundeliškių šviesuolis: [Paminėtos rašytojo, gydytojo S. Moravskio
gimimo 200-osios metinės] // Savivaldybių žinios. - 2002, spal. 3, p. 10.
29. Puskunigienė S. Stanislovui Moravskiui – 200 // Tarp knygų. - 2002, Nr. 10, p. 35.
30. Rimaitė, Rima Stanislovo Moravskio gyvenimo kelias / Rima Rimaitė. - Iliustr. // Krašto
vitrina. - ISSN 1648-6226. - 2007, liep. 28, p. 6.
31. Semaškaitė I. Jundeliškės [Birštono seniūnija, rašoma ir apie S. Moravskį]. - Portr. //
Lietuvos pilys ir dvarai. - Vilnius : Algimantas, [2003]. - P. 20.
32. Stanislovo Moravskio skaitymai populiarėja / parengė I. Juronytė. - Nuotr. - Rubrika:
Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - 2005, liep. 30, p. 4.
33. Strumilienė A. Ant Verknės krantų skambėjo Čaikovskis: [S. Moravskio gimimo 200-ųjų
metinių minėjimas] // Prienų kronika. - 2002, rugpj 2, p. 21.
34. Subačius G. Stanislovo Moravskio lietuvių kalba: 1850-1852//Archivum Lituanicum. –
2005, Nr. 7, p. 155-172.
35. Šaltienė D. Sekmadienį Nemajūnuose: [Restauruotos Nemajūnų kapinių koplyčios
atidaryme dalyvavo Seimo narys J. Palionis, Birštono savivaldybės, seniūnijos, Nemuno
kilpų regioninio parko vadovai]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2004, bal. 28, p. 3.
36. Šimukauskaitė R. Dvaro takeliais tarsi parėjo Stanislovas Moravskis // Gyvenimas. 2002, liep. 27, p.3.
37. Šimukauskaitė R. Moravskio sugrįžimas: [Apie minėjimą Judeliškėse, buvusiame
Ustronės dvare]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, liep. 26, p. 3-4.
38. Šimukauskaitė R. Nuo Moravskio… iki Moravskio: [S. Moravskio skaitymuose
Jundeliškėse dalyvavo Ilinojaus universiteto profesorius G. Subačius, istorikės R.
Griškaitė ir Z. Medišauskienė]. - Nuotr. // Gyvenimas. - 2004, liep. 31, p. 3-4.
39. Šimukauskaitė R. Birštono vasara : [ir apie S. Moravskio skaitymus]// Gyvenimas. 2005, rugpj. 6, p. 3
40. Šleikus J. Ustronės atsiskyrėlis : Stanislovo Moravskio 200 gimimo metinėms / Juozas
Šleikus // Naujasis Gėlupis. - 2002, liep. 27, p. 3.
41. Špokevičius S. S. Moravskis ir J. Frankas - du vilniečių gydytojų požiūriai ir likimai /
Saulius Špokevičius. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2007, rugpj. 11, p. 7-8.
70
Załącznik 3. Wiersz „Kas ta šalis”? Tłumaczenie z jęz. polskiego.
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur ąžuolynai auga,
Kur gegužė supusto dar pusnis,
Tik liepą čia pavasario sulauki;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur ievų, tų kokečių,
Dalijamas mums rojaus obuolys,
Glėbin kur meilės lengvabūdės kviečia;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur už parankės vaikšto
Tarsi dvyniai - banditas ir kvailys,
Parduotų tėvą! Jei kas pirktų, aišku...
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur privalu liežuvį
Laikyt tvirtai ir užsikimšt ausis,
Neišsiduot, kas sieloj, nes - pražuvęs;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur šlėktos lyg magnatai
Išdidūs gimsta, nors namuos arklys
Skurdus ir vyžos minko purvą metais;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur padermė žydelių
Krikščionį pjauna ir dejuoja vis:
"Ai, vai!" Apgaule ji apskėtus šalį;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kurioj delnai teisėjo
Taip niežti, kad vis kišk, kitaip atims
Avis ir jaučius, arklius atbildėjęs;
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, perrėkdams varpelį
"Duok kyšį, duok! - asesorius užklyks,Sukaustyt grandine - juk mano valioj!"
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur protėviai taurieji
Ne kryžių garbino - tik miškelius,
Tačiau šlovė ir garsas juos lydėjo;
71
Kas ta šalis?
Kas ta šalis, kur ant kaktos nūn kryžius,
O sieloj pragaras - ne spindesys,
Savivalė kur, kortos, bylos, kyšiai;
Kas ta šalis?
Tu nežinai? Staiga visai aptemo
Tau akys? Betgi pagaliau išvysk!
Žinau! Žinau ją! Tai lietuvių žemė,
Mana šalis!
Źr.: K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20
VII, s. 3. Wiersz napisany w 1849 roku, wersja polska, niestety, spłonęła w 1944 roku podczas
powstania warszawskiego.
72
Załącznik 4.
Okolice Birsztonasu. Widok na Niemen.
73
Nad brzegiem Niemna.
74
Ustronie.
75
Ustronie.
Dworek, w którym żył lekarz, pamiętnikarz i podróżnik Stanisław Morawski, jest
sprywatyzowany.
76
Tablica upamiętniająca miejsce zamieszkania S. Morawskiego w Jundeliškės.
77
Piwonie.
Kwiaty te sprowadzone z Petersburga przez samego S. Morawskiego rosną tu dziś.
78
Nemajūnai – miejsce pochowku Stanisława Morawskiego.
79
Kościół w Nemajūnai.
80
Kościół w Nemajūnai.
81
SANTRAUKA
Studijos tema – Stanislovas Moravskis ir jo kūryba kaip epochos dokumentas.
Mano tyrimų objektas – Stanislavo Moravskio „Dienoraščiai“ kaip epochos dokumentas.
Tyrimo tikslas – pabandyti įrodyti, kad S. Moravskio veikalai yra unikalūs ir aktualūs netgi
dabartyje.
Šis darbas buvo padalintas į keturis skyrius. Pirmajame kalbama apie S. Moravskio
gyvenimą ir jo atminimą dabartyje. Antrajame skyriuje pateikiama „Dienoraščių“ charakteristika,
išskiriant Filomatų ir Filaretų tematiką bei tai, kaip juos vertino autorius. Tuo tarpu trečiasis
skyrius skirtas aprašyti S. Moravskio kelionę iš Merečo į Kauną. Ketvirtajame skyriuje apie S.
Moravskį rašoma kaip apie gydytoją.
Rašydama šį darbą naudojausi aprašomuoju-analitiniu bei istoriniu metodais. Nors
pagrindinis šaltinis, kuriuo rėmiausi buvo S. Moravskio „Dienoraščiai“, naudojausi ir kitų autorių
veikalais, skirtais „Dienoraščių“ tematikai, žodynais ir enciklopedijomis.
Visas S. Moravskio literatūrinis palikimas byloja apie jo išskirtinį mąstymą bei talentą
rašyti. Jo savitas stilius, kurtas remiantis lotynų proza, yra ironiškas, humoristiškas, su giliais
jausmais, o kartais ir lyriniu patosu.
Svarbiausia jo rankraštinio palikimo dalis yra dienoraščiai ir prisiminimai – „Keli mano
jaunystės metai Vilniuje“, „Prisiminimai“ ir „Broliai bajorai“. Šiuose kūriniuose yra tiek daug
įdomių faktų, įvairių pavyzdžių, taip išsamiai pateikiamas visuomenės, kurioje autorius gyveno,
vaizdas, kad iš tikrųjų turime jo kūrinius laikyti vienais geriausių lenkiškų dienoraščių.
82
SUMMARY
Study subject- Stanislaw Morawski and his works as a document of an epoch.
Subject of my research-Stanislaw Morawski's ”Diaries” as a document of an epoch. The
aim of the research – To try to demonstrate, why Stanislaw Morawski's works are unique and
still relevant nowadays.
This work is divided in to four parts. The first part is about Morawski's life and his
memories in present. The second part is to introduce the characteristic of the ”Diaries” and
distinguishing the topics of Philomaths and Philorets and what the author himself thinks about
them. Third part is devoted to describing Morawski's journey from Merech to Kaunas. And
finally, the forth part is to represent Morawski as a doctor.
Writing this research I used a descriptive-analytical and historical method. Although the
main source was Morawski's ”Diaries”, I used other author’s works, dedicated to the theme of
”Diaries”, also dictionaries and encyclopedias for my research.
Morawski's literary heritage proclaims his unique way of thinking and his writing talent.
His distinctive style-developed on basis of Latin prose-is ironic, humorous with deep feelings,
and sometimes even with lyrical pathos.
The most important part of his manuscript heritage is diaries and memories -”A few year
of my youth in Vilnius”, ”Memories”, ”Brothers Noblemans”. In these works, there are so many
interesting facts, various examples, a detail views of the society that author has lived in. In my
opinion, we have to consider his works as one of the best polish diaries.
83

Podobne dokumenty