WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY
Transkrypt
WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY
WILEŃSKI UNIWERSYTET PEDAGOGICZNY WYDZIAŁ FILOLOGICZNY KATEDRA FILOLOGII POLSKIEJ I DYDAKTYKI Erika Memis STANISŁAW MORAWSKI I JEGO PISARSTWO JAKO DOKUMENT EPOKI Praca magisterska przygotowana w Katedrze Filologii Polskiej i Dydaktyki pod kierunkiem dra Józefa Szostakowskiego Wilno 2009 SPIS TREŚCI WSTĘP ..................................................................................................................................... 3 ROZDZIAŁ I Droga życiowa Stanisława Morawskiego .......................................................................... 5 1. Pamięć o pamiętnikarzu współcześnie ........................................................................... 14 ROZDZIAŁ II Stanisław Morawski jako pamiętnikarz 1. Filomaci i Filareci oraz ich ocena w twórczości Stanisława Morawskiego ................... 16 2. Dzieje własnego serca..................................................................................................... 29 3. Obyczaje i tradycje ......................................................................................................... 37 ROZDZIAŁ III Od Merecza do Kowna okiem podróżnika ....................................................................... 42 ROZDZIAŁ IV Stanisław Morawski jako lekarz ......................................................................................... 53 ZAKOŃCZENIE ................................................................................................................... 61 BIBLIOGRAFIA ................................................................................................................... 63 ZAŁĄCZNIKI Załącznik 1.................................................................................................................................. 66 Załącznik 2.................................................................................................................................. 68 Załącznik 3.................................................................................................................................. 71 Załącznik 4.................................................................................................................................. 73 SANTRAUKA ............................................................................................................................ 82 SUMMARY................................................................................................................................ 83 2 WSTĘP Wiek XIX to nie tylko wojny, powstania, ale także codzienna praca intelektualna, której zawdzięczamy tysiące pamiętników oraz listów. W nich znajdziemy ocenę ważnych wydarzeń politycznych, a także wydarzenia z życia codziennego. Mowa tu również o trudzie Stanisława Morawskiego, którego Pamiętniki są unikalnym i ciekawym dziełem1. Spuściznę pisarską Stanisława Morawskiego znamy w kształcie nadanym jej przez wydawców: Henryka Mościckiego i Adama Czartkowskiego. Z rękopisów przechowywanych w Bibliotece Ordynacji Krasińskich opublikowali to, co uznali za najwartościowsze, dając do rąk czytelnikom trzy tomy: Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1924), W Peterburku 1827-1838 (1927), Szlachta - bracia (1929). Stopień ich ingerencji w teksty Morawskiego bywał rozmaity. Jedne utwory podawali w całości, z innych, jak np. z Kilka lat młodości mojej w Wilnie, usuwali drobne fragmenty, z jeszcze innych cytowali niewielkie wyjątki w aneksach, usuwali autorski podział na rozdziały, inaczej układali kolejność. Kompozycja tomów W Peterburku i Szlachta-bracia jest ich dziełem. Czartkowskiego i Mościckiego interesowały przede wszystkim barwne sylwetki ludzkie, anegdoty. Z tekstów poświęconych rozważaniom politycznym nie opublikowali ani jednego zdania. Mimo wszystko ocalili dla literatury przed całkowitym zapomnieniem jednego z najlepszych pamiętnikarzy XIX w.. Niestety, rękopisy Morawskiego spłonęły razem z całą Biblioteką Ordynacji Krasińskich w Powstaniu Warszawskim2. Morawski miał zwyczaj datować swoje rękopisy. Pisał właściwie tylko pięć lat, a choć wiele ze swych rękopisów spalił, to, co zostawił, według jego oceny zajęłoby osiem sporych tomów3. Pisarz podjął też zamiar geograficzno-historyczno-folklorystycznego opisu swojej prowincji. Sądząc z opublikowanej przez Kirkora w 1858 r. Części I pt. Od Merecza do Kowna, autor kolejno opisywał nadniemeńskie miejscowości. Część druga, Szlachta-bracia, została przez wydawców przeredagowana. 1 R. Griškaitė, Stanislovo Moravskio paslaptis, [w:] S. Moravskis, Keleri mano jaunystės metai Vilniuje, Mintis, Vilnius 1994, s. 7. 2 Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, oprac. M. Dernałowicz, t. 3, IBL, Warszawa 1992, s. 235. 3 List do H. Malewskiej z 4/16 III 1851. Źr.: S. Morawski, Z wiejskiej samotni, Warszawa 1981, s. 195. 3 Indywidualną cechą języka Morawskiego jest swobodne i harmonijne operowanie określeniami, metaforami, porównaniami, zaczerpniętymi z różnych obszarów życia i różnych kręgów kulturowych. Umysłowa kultura Morawskiego wydaje się być raczej szeroka niż głęboka, ale solidne klasyczne wykształcenie, przyrodnicze studia, zainteresowanie muzyką i malarstwem, liczne i różnorodne lektury owocowały skojarzeniami, które wrastały w konkretny, rojący się od idiomów język ziemianina. Charakteryzując swoje postacie autor mnoży określenia. Ale nie jest to jedyny sposób przezeń stosowany. W narrację bardzo często wprowadza dialogi, i wtedy każdy z jego bohaterów mówi swoim własnym językiem, zdradzającym poziom umysłowy, środowisko i temperament4. Przedmiotem moich badań są Pamiętniki Stanisława Morawskiego jako dokument epoki. Celem tej rozprawy jest próba udowodnienia, że dzieła Morawskiego są unikalne i obecnie również aktualne. Niniejsza praca została podzielona na cztery rozdziały. Rozdział I dotyczy drogi życiowej S. Morawskiego i pamięci o nim współcześnie. Rozdział II zawiera charakterystykę Pamiętników, z wyszczególnieniem tematyki Filomatów i Filaretów i ich oceny przez pamiętnikarza. Z kolei Rozdział III został poświęcony opisowi podróży Morawskiego z Merecza do Kowna. Rozdział IV ukazuje Morawskiego jako lekarza. Pisząc pracę posługiwałam się głównie metodą opisowo-analityczną. Pomocną mi była również metoda historyczna. Podstawę źródłową niniejszej rozprawy stanowią Pamiętniki Stanisława Morawskiego. Korzystałam również z opracowań poświęconych tematowi Pamiętników, słowników i encyklopedii. Pragnę w szczególny sposób podziękować doktorowi Józefowi Szostakowskiemu, opiekunowi naukowemu, za poświęcony mi czas i wszystkie wskazówki metodyczne oraz rzeczowe, a także za rady i krytyczne uwagi dotyczące niniejszej rozprawy. 4 Literatura ..., s. 235-237. 4 ROZDZIAŁ I Droga życiowa Stanisława Morawskiego Stanisław Morawski urodził się 22 lipca 1802 r. w Mickunach pod Wilnem. Był pierworodnym i jedynym synem Apolinarego, zamożnego ziemianina i szambelana Stanisława Augusta, i Marianny z Siemaszków. Niebawem jego rodzice rozwiedli się. Stanisław został przy ojcu, jego matka zmarła, gdy chłopiec miał 11 lat5. Matka moja w siedemnastym roku życia przymuszona była rozstać się prawnym obrządkiem z mężem, którego kochała. W kilka lat potem ta nieszczęśliwa kobieta, zgnieciona tak wielką boleścią i różnymi klęskami trawiącymi serce, z suchot umarła6- pisał syn. Drugą żoną ojca, Chrapowicką z domu, serdecznie pokochał. Mimo to jego dzieciństwo i młodość nie były szczęśliwe. Ojciec zawsze okazywał mu niechęć i traktował jak niewolnika, z surowością nie spotykaną nawet w owych czasach. Jednak Stanisław ubóstwiał ojca, wielbił w nim wszystko: inteligencję, prawość, urodę, szczęście w miłości i w przyjaźni, nawet styl i kaligrafię listów, w których zresztą dostawały mu się wyłącznie połajanki. Potwierdzenie na ten temat znajdziemy w Polskim słowniku biograficznym: Ojciec Morawskiego, inteligentny, zdolny i ustosunkowany, był znanym kobieciarzem i lowelasem. Do syna odnosił się niechętnie i surowo, dbając jednak o jego staranne wykształcenie7. Początkowo młody Morawski kształcił się w domu pod kierunkiem Michała Konarskiego i Zachariasza Niemczewskiego, późniejszego profesora matematyki w Uniwersytecie Wileńskim. Następnie ukończył stojącą na wysokim poziomie szkołę powiatową w Kownie, gdzie mieszkał na stancji u profesora historii i literatury Stanisława Dobrowolskiego, którego osobowość wywarła duży wpływ na wychowanka. Szkołę ukończył w 1818 roku i w tymże roku, wbrew własnym chęciom, zapisał się z woli ojca na Wydział Medyczny Uniwersytetu Wileńskiego, który ukończył obroniwszy 24 VI 1823 rozprawę doktorską pt. Dissertatio inauguralis medicopractisa casum diabetis melliti cum epicrisi exhibetis8. W czasie studiów medycznych 5 Literatura..., s. 236. S. Morawski, Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, PIW, Warszawa 1959, s. 45. 7 Polski słownik biograficzny (dalej: PSB), t. XXI/2, z. 89, Zakład Narodowy im. Ossolińskich - Wyd. PAN, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1976, s. 743. 8 Pisał o cukrzycy. Źr.: Lietuvių enciklopedija, XIX t., Lietuvių enciklopedijos leidykla, Bostonas 1959, s. 264. 6 5 Morawski był m. in. uczniem profesora Józefa Franka, który przepowiadał mu wielką przyszłość9. Młody Morawski uczył się w domu pod kierunkiem starannie dobranych guwernerów, potem - w szkole kowieńskiej, którą bardzo dobrze wspominał. Ojciec był niezadowolony, że właśnie syn się urodził. Zawsze ci to powtarzam, żem nie chciał nigdy mieć dzieci; a jeśli już być miały, wolałem mieć córkę niż syna. Taka na moje nieszczęście była wola boska: Dał mi syna... Cóż robić! – tak ojciec mówił nieraz swemu synowi. Przyszedł na koniec czas zjawienia się mojego w uniwersytecie. Kończyłem wówczas rok piętnasty10. Ojciec mój dawał mnie na roczne utrzymanie się od 450 do 500 rubli srebrnych. Z tego powinienem był nająć mieszkanie, stół, odziać się, kupić księżki, opłacić lekcje muzyki na fortepianie, języka niemieckiego, włoskiego, tańców i fechtów. Lekcje konnej jazdy brałem w ciągu wakacji w Jeźnie u berejtera Pęczkowskich, Gablensa, którego ojciec od siebie opłacał. Bieliznę sprawiano mnie w domu, bo cena płócien daleko była niższa w Warszawie niż w Wilnie, a do Warszawy co zimę rodzice moi jeździli i stamtąd, co było trzeba, na wieś ze sobą zawsze przywieźli. Jakkolwiek każda z wyżej wymienionych lekcji od dukata do dwóch kosztowała na miesiąc, jakkolwiek książki fakultetu, na którym się kształciłem, były drogie, przy rządnym jednak życiu i niewdawaniu się w karty, w które nigdy, aż po dzień dzisiejszy, nie grałem, byłoby to dla mnie więcej niż dostatecznie, gdyby ta kwota naznaczona mi była stale i dochodziła mnie czy razem, czy w oznaczonych terminach. Ale ojciec chciał właściwie, żebym to jego wsparcie nie za powinność i jakąś pensję, ale za łaskę i szczególne względem mnie miłosierdzie stale uważał. Żebym zawsze myślał, że to mnie minąć może, że od jednego jego słowa mogę natychmiast zostać bez grosza na bruku11- wspominał syn. W czasie studiów ojciec nie szczędził mu upokorzeń. Pensja, którą synowi wyznaczył, byłaby najzupełniej wystarczająca, gdyby dochodziła go regularnie. Pieniądze nadchodziły, kiedy Apolinaremu Morawskiemu przyszła fantazja. Ojciec przez całe życie kierował się wrosłym w niego staropolskim uprzedzeniem: „Syn jest zupełną własnością ojca. Gań i karz syna, kiedy zły, żeby się stał lepszym. Gań go i karz, kiedy dobry dlatego, żeby się nie zepsuł”. Morawski 9 PSB, t. XXI/2, s. 743. S. Morawski, Kilka lat ..., s. 40 11 Tamże, s. 42-43. 10 6 wspominał: Od tego prawidła na jeden włos do śmierci swojej, w 73 roku życia jego przypadłej i kiedy ja 36 lat już miałem, nie odstąpił nigdy12. Stanisław w 1819 roku jako uczeń Uniwersytetu wynajmował mieszkanie u pijarów. Były to proste 2 cele, nie było ani parkietów, ani gwaszów. Ale było coś innego. Książki rozrzucone po kątach, kilka szkieletów ludzkich, cztery mumie, kilkanaście czaszek ludzkich białych jak kość słoniowa, mnóstwo kości ludzkich lub zwierzęcych, na fortepianie kilka słojów z żywymi wężami i gadami, różne larwy, żółwie, jeden jeż, kilka biegających po podłodze jaszczurek. Stanisław nawet nie miał potrzeby zamykać na klucz pokoju; każdy otworzywszy drzwi na ten widok omdlewał ze strachu. Okres studiów Stanisław Morawski uważał za najszczęśliwszy w swoim życiu. Krok po kroku wkraczał w wielki świat wileński. Wspominał o tym tak: Sama oryginalność nawet poświęcenia się mojego nauce medycyny była już jakąś dla kobiet, które ton dają, przynętą. Młody chłopiec, w dziewiętnastym roku wiedzący dokładnie, co jest pod paznokciem małego palca w nóżce młodej dziewczyny lub młodej kobiety, był już sam z siebie interesującą figurą. Do powyższych korzystnych dla młodości mojej pomocy dodać i to potrzeba, że, nie wiem dlaczego, całe Wilno podówczas nazywało mnie „pięknym Morawskim” 13. 24 czerwca 1823 r. S. Morawski uzyskał stopień doktora medycyny. W bardzo ładny sposób opisuje w Kilka lat młodości mojej w Wilnie obrządek doktoryzacji. Bo też ówczesny obrzędek doktoryzacji był coś prawdziwie wspaniałego i zostawiającego pamiątkę na całe życie. Dziś – to tylko brednie14 - wspominał z ironią. Po obronie pojechał do Ustronia. Długo tam nie zabawił, powrócił do Wilna. Przeżył tu aresztowania wśród młodzieży i proces filaretów. Sam aresztowania uniknął. Pomógł mu w tym prefekt Szymon Ławrynowicz. Młodzież skupiać się w związki zaczęła. Rządy swoich używały i użyły środków. Na młodzież tedy i na wyższe szkoły wszędzie, a bardziej u nas, obrócono oczy. Prefekt, będąc właśnie w tym wakacyjnym czasie w Wilnie i stanąwszy gospodą u brata, w rozmowie z nim o tej witalnej podówczas kwestii, o kwestii tajnych towarzystw młodzieży, lubiąc mnie zawsze, a domyślając się, że i ja tego grzechu liznąć musiałem, zaklął brata na rany 12 Tamże, s. 48-49. Tamże, s. 58. 14 Tamże, s. 166. 13 7 Chrystusa, żeby w danym razie miał przyzwoite nade mną względy. To jego natchnienie ocaliło mnie właśnie! A dowiedziałem się o tym w kilka dopiero miesięcy. Szymon Ławrynowicz, eks-jezuita, poważnej, imponującej postaci, słusznej urody, greckiej i szlachetnego wyrazu twarzy, siwy jak gołąb, czerstwy jak rydz, głosu Stentora, życia nieposzlakowanego, pobożny szczerze – każdego z nas studentów znał po imieniu i każdego wiedział mieszkanie. Był to, powiadam, mąż do prowadzenia młodzieży najrzadszym obdarzony talentem 15 – pisze Morawski w Kilka lat młodości... Morawski otrzymał rozkaz stawienia się przed komisją śledczą. Zastał tam tylko Ławrynowicza. Ławrynowicz kazał mu podać przygotowane już dla niego pytania i odpowiedzieć na nie. Ławrynowicz sam nawet poprawiał to, co Morawski napisał. Skończyło się na tym, że pozwolił mu swobodnie wrócić do domu. Odprowadził sam go na schody. Tam dopiero, kiedy już zostali sami, Ławrynowicz powiedział: Nie pisz pan o tym do Kowna, ale jeśli tam będziesz, przypomnij bratu mojemu, prefektowi, żem danego słowa jemu dotrzymał. Już on zrozumie, co to znaczy. Wtedy to Morawski zrozumiał, że cała ta nadzwyczajna łaska była skutkiem starań poczciwego kowieńskiego prefekta. Oto treść odpowiedzi S. Morawskiego na pytania komisji śledczej: Punkta zapytań byłemu uczniowi Wileńskiego Uniwersytetu Stanisławowi Morawskiemu z polecenia Jaśnie Wielmożnego Rzeczywistego Tajnego Radcy, Senatora i Kawalera Nowosilcewa dla odpowiedzi dane [...] 1. Zowię się Stanisław Morawski, wieku lat mam 23. Religii rzymsko - katolickiej. Dowodem urodzenia mojego szlachetnego jest dekret Deputacji Wywodowej Wileńskiej, znajdujący się w ręce mojego ojca. Rodem jestem z guberni wileńskiej, powiatu kowieńskiego. Nie posiadam sam żadnego majątku. Rodzice moi mają dobra, Ustronie zwane, w powiecie kowieńskim leżące. Nauki początkowe pobierałem w Kownie. Przybyłem do uniwersytetu w roku 1818, w nowembrze, chodziłem na oddział medyczny, kurs ukończyłem w roku 1823, w którym też otrzymałem stopień doktora medycyny. Utrzymywałem się i utrzymuję kosztem rodziców. Nigdy nie byłem pod sądem lub śledztwem. [...] 15 Tamże, s. 223. 8 3. Do Towarzystwa Promienistych należałem, ale sumiennie zaręczam, że nie wiem, kto pierwszy do tego podał był projekt. Zawiązało się ono w roku 1820 w miesiącu maju. Celem jego była zabawa, połączona z nauką. [...] 5. Celem Towarzystwa Filaretów było ćwiczenie się wzajemne w nauce i wsparcie ubogich dobrej konduity młodzieńców. Kto ustawę ułożył, nie wiem, bom ją gotową za moim do Wilna przyjazdem znalazł. 7. [...] Wyrazów: „że połączenie się, rozszerzenie towarzystwa, miłość i jedność braterska może zabłyśnieniem pomyślnej chwili posłużyć do odzyskania ojczyzny” – nie słyszałem nigdy. Członkowie, u mnie przynajmniej, nigdy podobnych nie miewali głosów, tak bardzo od przedmiotu medycznego odległych. Sam nigdy na posiedzeniach innych gron bywać dla zatrudnień nie mogłem, wysłani zaś czyli delegowani na takie posiedzenia nigdy w swoich raportach nic podobnego nie wymieniali. 9. [...] Wiem o instrukcji do postrzeżeń statystycznych drukowanej; podobno, że ta była przez Franciszka Malewskiego wypracowaną. Że zaś opisy takie przez znających tylko ten przedmiot wykonane być mogą, więc, lubom ją widział, nie brałem jej, żadnegom podobnego nie zrobił opisu i nie wiem, czy inni członkowie to wykonali. Zdaje mi się, że cel takowych opisów był taki, aby wspólną pracą zrobić dzieło, którego jeszcze w naszym języku nie dostaje. 10. [...] O pierścieniu i o wieńcu słyszałem, twierdzić jednak o tym z pewnością nie mogę, gdyż się na takowym nie znajdowałem obchodzie. 14. [...] Zalecany w towarzystwie sekret do tego się mianowicie ściągał, aby o tym zgoła nic zwierzchność uniwersytetu nie wiedziała i dlatego pewny jestem, iż się żaden z członków tej zwierzchności o istnieniu filaretów nie domyślał. Działania Zana tak były ograniczone, iż nie spodziewam się, aby w nich czyjegokolwiek potrzebował kierunku. [...] 15. Ponieważ wielu o istnieniu towarzystwa domyślać się zaczęło, a zdarzone w czasie bytności gwardii nieporozumienia z młodzieżą na filaretów rzucone być mogły, zgodzono się z Zanem, aby przed przyjazdem cesarza na rewię na zawsze to towarzystwo rozwiązać, a papiery, ustawy i protokoły spalić. Na tym Grona Granatowego rozwiązaniu raz 9 pierwszy po złożeniu urzędu przewodnika ja się znajdowałem. Działo się to w roku 1822, w miesiącu aprylu [...]16. Sytuacja w kraju nadal była bez zmian. Kilku z oskarżonych nie mogąc znieść codziennych przesłuchań, znudzonych długim więzieniem, samotnością, targnęło się na własne życie17. Oto jak później w pamiętnikach te czasy opisywał S. Morawski: W młodych głowach oczekiwane niebezpieczeństwo, jeśli nawet zrazu może na moment zasmuci i zmięsza, potem jednak większej dodaje energii i silniej napina duchowe sprężyny. Życie jeszcze bardziej ruchliwe i przyśpieszone się staje. Nie pamiętam, żebym kiedy taki był hoży i wesół jak w owym czasie, kiedy miecz Damoklesa wisiał mi ciągle nad głową! Ale to było wtedy, kiedy byłem pomiędzy ludźmi. Jak zostałem sam jeden, nic w głowę nie lazło, skoro człowiek sobie przypomniał i rozmyślać zaczął nad losem tylu biednych kolegów! Zan, Mickiewicz, Kowalewski18, Kułakowski19, Czeczot, Wrotnowski, Łukaszewski, Łoziński, Budrewicz20 i tyle innych pierwszorzędnych w rozmaitym rodzaju wiedzy zdolności ciągle mi w oczach stali! Dla samej zatem rozrywki bywałem i chodziłem wszędzie otwarcie i śmiało. Zdarzało się spotkać pod strażą więźniów. Oni patrzyli na mnie zimnym i obojętnym okiem, jak by mnie nigdy nie znali. A zetem potem składali zeznania w komisji, że trzeba mnie szukać w Berlinie, Wiedniu, Edynburgu, Paryżu, słowem, po całym świecie. Opisywali mnie, że jestem włosów jak żuk czarnych, śniadej cery, ogromnych bakenbardów, krępy i niski. Pożyteczne dla mnie i to jeszcze było, że mieszkanie moje na imię Morawskiego, ale Karola, zapisane w policji było21. W tym czasie S. Morawski przeżywał również miłość do Marii z Zakrzewskich Müllerowej. O wzajemności dowiedział się tylko po dwudziestu latach mieszkając w Ustroniu. O 16 S. Morawski, Kilka lat..., s. 586-589; J. Borowczyk, Rekonstrukcja procesu filomatów i filaretów 1823-1824, Poznań 2003, s. 571-572. 17 S. Morawski, Kilka lat..., s. 255. 18 Kowalewski Józef Szczepan (1801 – 1878) orientalista, badacz języków i kultury ludów mongolskich. Na uniwersytecie nawiązał ścisły kontakt z grupą studentów, którzy założyli Tow. Filomatów (1817); Kowalewski stał się wkrótce jego aktywnym członkiem (1818); w r. 1819 powierzono mu funkcję sekretarza Wydziału I (literackiego), od marca do października 1821 r. był naczelnikiem tegoż wydziału. W skład jego wchodzili m.in. A. Mickiewicz, F. Malewski, J. Czeczot, A. Chodźko. Aresztowania w środowisku filomatów (jesień 1823) objęły również Kowalewskiego. Postanowiono zesłać go wraz z F. Kółakowskim i J. Wiernikowskim do Kazania, gdzie mieli studiować na uniwersytecie języki wschodnie. Źr.: PSB, t. XIV/1, s. 525-526. 19 Kułakowski Henryk (1808 – 1890), lekarz, profesor farmakologii. Prowadził praktykę lekarską, będąc dobrym diagnostą. Był czynnym członkiem Tow. Lekarsko-Filantropijnego. Źr.: PSB, t. XVI, s. 171. 20 Budrewicz Wincenty (ur. 1795), filomata. Skazany wyrokiem z 14 (26) VIII 1824 na wywiezienie w głąb Rosji, przebywał równocześnie z Mickiewiczem, Malewskim i Jeżowskim w Moskwie. Koledzy nazywali go „Budrysem”, Mickiewicz przypisał mu balladę Trzech Budrysów oraz poświęcił wzmiankę w Panu Tadeuszu, sławiąc wśród znakomitych myśliwych Litwy Budrewicza, co chodził z niedźwiedziem w zapasy. Źr.: PSB, t. III, s. 100. 21 S. Morawski, Kilka lat ..., s. 288-289. 10 kobietach pisał następująco: Kobiety jednak są ołtarzami, przed którymi i wierni, i niewierni modlą się i modlić się będą aż do skończenia świata. Wszystkiego, co się wielkiego stało na świecie, pierwszym, a najczęściej ukrytym źródłem była zawsze kobieta. Ta jedyna w życiu moim potężna miłość skończyła się, mówiąc światowym językiem, na niczym, bo niczym, bo na pełnym westchnieniem, łez i żałości najzupełniejszym platonizmie. Jej pamiątką było jedyne przy pożegnaniu pocałowanie mnie – w głowę22. W 1825 r. S. Morawski powrócił do Ustronia. Zamieszkał z ojcem prawie przez cztery lata. Ojciec stawarzał ciężką atmosferę, co sprawiło, że Stanisław był bliski samobójstwa. Morawski jednak odrzucił te myśli i w 1829 r. wyjechał do Petersburga. We wrześniu 1830 r. został powołany do komisji zwalczenia epidemii cholery. Wyjazd stał się początkiem jego kariery. Zauważył go i wyróżnił minister spraw wewnętrznych Rosji, Arsenij Andriejewicz Zakrewski. Morawski był jedną z ważniejszych person w komisji, potem nawet objął stanowisko urzędnika do szczególnych poruczeń przy dyrektorze departamentu medycznego, zaś w 1833 r. został lekarzem Sekretariatu Stanu dla Królestwa Polskiego. W tymże roku Morawski pojechał do Francji objąć spadek po swojej kuzynce. Spotkał się tam z Adamem Mickiewiczem. W grudniu 1835 r. podał się do dymisji ze stanowiska lekarza i został urzędnikiem w komisji prawodawczej. W kwietniu 1838 r. zmarł jego ojciec, wówczas Stanisław zwolnił się z posady i osiadł w Ustroniu. Marzył, że założy rodzinę, zacznie nowe życie. Jednak stało się inaczej. Unikał stosunków z okolicznym ziemiaństwem, pogrążył się w mizantropię, komfort, dzieła sztuki i literatury, pielęgnował swój ogród, zajmował się rolnictwem, był pogrążony w myślach. Odciął się od ludzi i samotnie spędził ostatnie lata życia, niosąc pomoc lekarską okolicznym mieszkańcom, głownie zaś poświęcił się twórczości literackiej, pisząc dla siebie i nie publikując swych utworów23- podaje Polski słownik biograficzny. Dwór swój opuszczał tylko wtedy, gdy zmuszały go do tego interesy. W samotności przeżył ostatnie swoje 14 lat, oprócz okresu 18451946, gdy był w Warszawie24. Zajmował się też hipnotyzmem, co interesowało go jeszcze za wileńskich czasów, kiedy brał udział w posiedzeniach z medium-Agatką, organizowanych przez Ign. Em. Lachnickiego. Zasłynął z tego w okolicy. Czyniło go to jeszcze bardziej oryginalnym i zagadkowym25. 22 Tamże, s. 392. PSB, t. XXI/2, s. 744. 24 W Warszawie nawiązał kontakt z Eleonorą Ziemięcką, z którą potem korespondował. Źr.: PSB, t. XXI/2, s. 744. 25 A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] Kilka lat młodości mojej w Wilnie, Warszawa 1959, s. 15. 23 11 Dziś, kiedy po tych wszystkich próbach, po zdradach kochanek, krewnych, przyjaciół, opuściwszy świat wielki i mały, już od lat dziesięciu w samej sile zdrowia i wieku zamknięty na wsi jak prawdziwy pustelnik nikogo dosłownie prócz sług i oficjalistów moich nie widzę, że sami tego nie potrafią, dziwią się naokoło wszyscy; pojąć nie mogą, jak bez ich towarzystwa wytrzymam. Przypisują to mizantropii, nienawiści ludzi i Bóg już nie wie czemu. Ledwie że psów na mnie nie wieszają. [...] Człowiek, co lat tyle w zupełnym odosobnieniu mógł przeżyć, a źle nikomu nie zrobił, owszem, człowiek, co przez ten czas niejednemu może zrobił i dobrze; człowiek, co nie stetryczał, nie zdziczał, nie zdziwaczał, co zawsze chodzi z twarzą pogodną i wesołą; człowiek, któremu zawsze każdy dzień jest za krótki, co lubi kwiaty, ptaki, muszki i motyle, i co w momenty wolne od umysłowej pracy bawi się z nimi jak dziecko; człowiek taki musiał z sobą, jak Bóg żywy, unieść w sercu ze świata wielką jeszcze dozę miłości, i miłości dla ludzi26- wspominał Morawski. Prowadząc pustelnicze życie Morawski zaczął dużo pisać. Pisał dla siebie. Pisanie sprawiało mu przyjemność. Kochał świat, Ojczyznę. Zmarł w Ustroniu 6 października 1853 roku. Pochowany został w Niemajunach27, w kaplicy, którą wystawił sobie za życia. Majątek dostał się po nim w spadku Apolinaremu Morawskiemu, bratu stryjecznemu. Z prac Morawskiego za jego życia ukazało się drukiem tylko kilka drobnych artykułów treści medycznej w Tygodniku Petersburskim (m.in. Wyjątki ze Słownika lekarskiego, 1830 nr 30). Większość jego utworów powstała po 1838 roku w Ustroniu; po raz pierwszy niewielki fragment pamiętników Morawskiego, pt. Od Merecza do Kowna ukazał się w 1858 roku w czasopismie „Teka Wileńska”. Ogromna spuścizna literacka Morawskiego pozostała w rękopisach. Miał ją Włodzimierz Spasowicz, po jego śmierci znalazła się w Bibliotece Ordynacji Krasińskich w Warszawie. Niestety, spłonęła w 1944 r. podczas powstania warszawskiego. Spis szczegółowy, ułożony chronologicznie według dat podany w Załączniku 1. Większość utworów Morawskiego została opublikowana w okresie międzywojennym przez Adama Czartkowskiego i Henryka Mościckiego. Do najcenniejszych należą wspomnienia wydane w tomach: Kilka lat młodości mojej w Wilnie 1818-1825, W Petersburgu 1827-1838, Wspomnienia pustelnika i Koszałki-Kobiałki oraz Szlachta-bracia. Wspomnienia, gawędy, dialogi 26 S. Morawski, Kilka lat..., s. 397. Nemajūnai inaczej Nemaniūnai, w XVII w. nazywane były Žvirždai. Jest to stara miejscowość. Tu w 1623 roku zbudowano pierwszy kościół, drugi drewniany kościół zbudowano w 1786 roku. Źr.: Lietuvių enciklopedija, XX t., op. cit., s. 153-154. 27 12 1802-185028. Do ważnych dokonań również należy Opis miejscowości nadniemeńskich opublikowanych w „Tece Wileńskiej w 1858 r.29. 28 29 PSB, t. XXI/2, s. 744. Lietuvių enciklopedija, XIX t., op. cit., s. 264. 13 1. Pamięć o pamiętnikarzu współcześnie Minęło już 207 lat, gdy niedaleko Wilna, w Mickunach, urodziła się ciekawa osobowość XIX wieku – Stanisław Morawski. Każdego roku poświęcone mu są spotkania w Jundėliškės (Ustronie), które mają na celu uczczenie jego osobowości oraz dorobku. Inicjatorką jest dyrektor biblioteki w Birsztonasie Alina Jaskūnienė. Ważną rolę w kultywowaniu pamięci po pisarzu odegrało tłumaczenie Kilka lat młodości mojej w Wilnie na język litewski przez Redę Griškaitė. Dotychczas spotkań było sześć. Tematem ubiegłorocznego spotkania był Stanisław Morawski jako lekarz. Referaty wygłaszali: historyk R. Griškaitė, Z. Medišauskienė, lekarz S. Špokevičius, W. Vitkauskas oraz miłośnicy dzieł Stanisława Morawskiego. Zaplanowane, że w roku 2009 będzie omawiane tłumaczenie Redy Griszkaitie na język litewski Od Merecza do Kowna (Nuo Merkinės iki Kauno). Dworek, w którym kiedyś żył lekarz, pamiętnikarz i podróżnik Stanisław Morawski jest sprywatyzowany. Mieszkają tam teraz cztery rodziny, wśród nich – dwie samotne staruszki. Jedna z nich Dominika Labukiene mile spędza czas przy oknie, pod którym rosną piwonie. Kwiaty te rosną i kwitną tu do dziś, a sprowadził je sam Morawski z Peterburga. O tym, że w tym dworku żył Morawski, przypomina tylko tablica pamiątkowa. Nie ma też w okolicy żadnego pomnika, muzeum na cześć pisarza. Lista artykułów o Morawskim, którą otrzymałam w Bibliotece w Birsztonasie, liczy ponad czterdzieści pozycji ( Załącznik 2). Nazwa miejscowości Ustronie występuje już w XVII w., a po stu latach wspomniany jest dworek w Ustroniu. Przed dwustu laty miejscowość ta była zarośnięta lasami. Apolinary Morawski, ojciec Stanisława, lubił jeżdzić na polowania, więc kupił sobie ten dworek. Właściciel dworku podczas jednego z polowań zaprzyjaźnił się z siedemnastoletnią Marianną Siemaszkówną i niezadługo ożenił się z nią. Mieszkali w Wilnie, latem jeździli do dworku. 22 lipca 1802 roku urodził się Stanisław Morawski30, dlatego nie przypadkowo spotkania każdego roku odbywają się w lipcu. Morawski znał kilka języków: rosyjski, francuski, łacinę, lecz pisał po polsku, nazywał siebie Litwinem, a Litwę – swoim krajem. Oto urywek z wiersza Kas ta šalis? (Załącznik 3): Kas ta šalis, kur ąžuolynai auga, Kur gegužė supusto dar pusnis, Tik liepą čia pavasario sulauki; 30 A. Gineitis, Ustronė – tai Jundeliškės Verknės žemupy, „Diena“ 1995, nr 284 (413), s. 6. 14 Kas ta šalis?[...] Tu nežinai? Staiga visai aptemo Tau akys? Betgi pagaliau išvysk! Žinau! Žinau ją! Tai lietuvių žemė, Mana šalis!31. Na spotkanie w Jundėliškės w 2007 roku przyjechał lingwista profesor Giedrius Subačius, który wykłada na Uniwesytecie w USA. Wygłosił referat o tym, na ile Morawski znał język litewski. Opowiadał, że Morawski tworząc zbiorek piosenek ludowych zapisywał tłumacząc na język polski (może nie sam) teksty piosenek, natomiast tytuły zostawił w litewskim brzmieniu. Badając teksty Morawskiego, Subačius ustalił, że pisarz na pewno rozumiał po litewsku32. Reda Griškaitė postanowiła tłumaczyć dzieła Morawskiego na język litewski, bowiem ujęło ją w pracach pisarza to, że on – człowiek z początku XIX w. - myśli i pisze tak, jak człowiek dzisiejszy33. 31 K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20 VII, s. 3. Wiersz napisany w 1849 roku, wersja polska niestety spłonęła w 1944 roku podczas powstania warszawskiego. 32 L. Armonaitė, Jundeliškėse, svečiuose pas S. Moravskį, „Lietuvos žinios” 2007, nr z 16 VIII, s. 14. 33 Tamże, s. 15. 15 ROZDZIAŁ II Stanisław Morawski jako pamiętnikarz 1. Filomaci i Filareci oraz ich ocena w twórczości Stanisława Morawskiego Charakter pokolenia urodzonego na przełomie XVIII – XIX ww. w dużej mierze określiło jego średnio- i drobnoszlacheckie pochodzenie. Młodzi ludzie zdobywali swoją pozycję społeczną w zupełnie inny sposób niż ich ojcowie. Stało się to nie bez wpływu historii, nie bez wpływu rozbiorów, które na tyle zachwiały dawnym stylem życia ogółu szlachty, iż zasadniczo musiało wzrosnąć jej zainteresowanie dla szkół, wykształcenia, zdobywania zawodu gwarantującego samodzielność życiową. Wraz z upadkiem Rzeczypospolitej szlachta straciła swoje znaczenie polityczne. W ten sposób przestała reprezentować siłę tak potrzebną niegdyś magnaterii: kreski wyborców, szable rębajłów, którymi kierowała wedle swej woli w sprawach prywatnych i publicznych34. Pokolenie, o którym mowa, zyskiwało pozycję i awans po nowemu. Ale ich niepoprawni ojcowie raz po raz będą usiłowali pokierować losami synów wedle swoich wyobrażeń o karierze. Stanisław Morawski melancholijnie wspomina nudne egzaminy ojca skrupulatnie dopytującego się o znajomości, jakie syn czynił w Wilnie. Kwalifikował je jako „korzystne” lub „niekorzystne”, zalecając pielęgnować przede wszystkim te, które mogły dopomóc w zrobieniu kariery. Stąd chłopiec musiał bywać w salonach tuzina starych arystokratek wileńskich cierpiąc przy tym nudy. Jego ojciec miał w pamięci dzieje własnej fortuny, niejednokrotnie zasilanej zapisami bogatych dziwaków35. Wzrosła świadomość ogółu niezamożnej szlachty, atrakcyjność miasta, atrakcyjność Wilna wreszcie, jako ogniska kulturalnego. Istnienie uniwersytetu położonego w centrum prowincji litewskich, łatwe dotarcie do tego zakładu naukowego spopularyzowało wśród szlachty samą ideę wykształcenia i - jak świadczy Morawski - wytworzyło nawet swoiste snobowanie się na uniwersytet, tak że każdy szanujący się młody szlachcic uważał za stosowne przynajmniej otrzeć się o jego mury. Bardzo szybko, bo już w gimnazjach, a przede wszystkim na uniwersytecie, młodzież ta zaczęła wyciągać wnioski z faktu swej dominacji społecznej. Czuła się solidarna w obrębie klasy 34 35 A.Witkowska, Rówieśnicy Mickiewicza. Życiorys jednego pokolenia, Warszawa 1962, s. 40-41. Tamże, s. 42. 16 i pełna pogardy, zwłaszcza wobec tych, którzy w hierarchii społecznej stali od niej wyżej. Stanisław Morawski na własnej skórze doświadczył skutków nastrojów młodzieży szlacheckiej skierowanych przeciw „paniczykom”. Raziła ją jego inność, prezencja, strój i obyczaje tak bardzo obce w tym środowisku. Płatali mu prymitywne figle w przekonamiu, że „paniczyków przeuczyć trzeba”. Zanim go przyjęto do społecznej wspólnoty, długo musiał znosić naiwne objawy „klasowej” niechęci. Po latach wspominał: To mi zgięli we dwoje kapelusz, to w okładkę książki naplwali, to za krzesło Jundziłła mokrej nakładli gliny, żem się jak garncarz uwalał36. Szkoły gimnazjalne stanowiły teren zbyt wąski, zbyt zresztą sami przedstawiciele pokolenia byli jeszcze niedojrzali, aby mógł się ukształtować obyczajowy styl tej generacji, poczucie wspólnoty, określony stosunek wobec innych. Rolę czynnika, który umożliwił zbliżenie młodych, spełnił dopiero uniwersytet. W latach pobytu w jego murach młodzież dojrzewała jako generacja. Gdy w roku 1815 A. Mickiewicz, J. Czeczot, T. Zan zapisywali się na uniwersytet, wiedzieli jedno – są biedni, muszą zdobyć zawód, który będzie źródłem utrzymania dla nich i ich najbliższych. Znajdowali się w sytuacji inteligentów, którzy mogą od społeczeństwa domagać się jedynie poszanowania dla pracy swego umysłu. Dlatego tak bardzo na serio traktowali pobyt na uniwersytecie, naukę i czas na nią przeznaczony. To ich przeciwstawiało paniczykom, lekkoduchom, utracjuszom, różnego rodzaju niespokojnym indywiduom, nadającym ton uczelni. Jak pamiętamy z wyznań Morawskiego, na uniwersytecie przeważały roczniki starsze, ludzie w świecie bywali, którzy nauką nie zajmowali się zbyt poważnie. Dla nich wszystkich stan akademicki posiadał ogromne walory wynikające z prawnego statusu uczelni. Przyciągało to do uniwersytetu ludzi o niespokojnych temperamentach, a przy tym nie skrępowanych majątkowo37. Stanisław Morawski twierdzi, że pedantyzm stanowił w ogóle charakterystyczną cechę wychowanków Uniwersytetu Wileńskiego, gdyż tak kształtował studentów wpływ Jana Śniadeckiego. Model pedagogiczny Śniadeckiego przyjął się dopiero w pokoleniu mickiewiczowskim, a zwłaszcza wśród młodzieży filomacko-filareckiej. Pedantów wyróżniała biegłość w naukach i obojętność wobec uroków towarzyskiego życia, przysłowiowa niezgrabność, wygląd poważny, strój ciemny. Pedant imponował i śmieszył równocześnie. Te dwoiste rysy jego portretu świetnie uchwycił Morawski: 36 37 Tamże, s. 43, S. Morawski, Kilka lat..., s. 209-210. A. Witkowska, op. cit., s. 59-60. 17 Wilno [...] wypychało na świat uczonych bajbaków, niezgrabnych drągali, nie wiedzących, jak stanąć, jak usiąść, jak dwa słowa powiedzieć, jak dać odpowiedź kobiecie, gdzie podziać nieszczęśliwe i na ten raz zupełnie niepotrzebne ręce. Ale za to ci drągale mogli ci natychmiast rozwiązać wzszelkie matematyczne zadania, wytłumaczyć złotymi słowy tablice rzymskiego prawa lub zawiłe punkty Pandektów38, skomentować Arystotelesa, pójść ze Spinozą, Wolfem, Leibnitzem lub Lockiem w teologiczne lub moralno-filozoficzne zawody39. Przeciwieństwem wileńskich pedantów byli tzw. krzemieńczanie, tj. studenci wywodzący się z uczelni Czackiego w Krzemieńcu, na ogół zamożni chłopcy, którzy przywykli malcami jeszcze do elegancji w sukniach, fryzowania głowy, zgrabnego tańczenia, prowadzenia z damami gawędki. Liceum podtrzymywało te domowe tradycje „pańskiego” wychowania, starając się zapewnić swym uczniom szlif światowości. Gdy tacy „śmieszni wiercipięci”, choćby i nieźle prezentujący się naukowo, przybywali do Wilna, musiał wybuchać konflikt obyczajowy z pedantami, bardzo z wysoka i pogardliwie traktującymi Wołyniaków. Konflikt zresztą był szerszy, nie dotyczył tylko cech zewnętrznych, ale także różnicy wyobrażeń, dążeń, odmienności wychowania domowego, jakie otrzymali pedanci-chudopachołkowie i synowie dobrze sytuowanej szlachty wołyńskiej. Pedantyzm stanowił więc część swego rodzaju filozofii życiowej herbowych parweniuszy40. Trwał też konflikt pokoleń. Konflikt synów z ojcami nie nabrałby tak ostrych form, gdyby młodzi nie spotkali się z twardą nieustępliwością atakowanych. Starzy po dawnemu usiłowali z góry traktować młodych, z kpiną, a nawet z pogardą przyjmując wszelkie ich propozycje. Na tym tle rosły nieporozumienia, a nawet dramaty rodzinne. Niech świadectwem będą synowskie perypetie Stanisława Morawskiego, którego ojciec wychowywał za pomocą siły, żądając ślepego posłuszeństwa. Jak anegdota brzmi wyznanie syna, że do trzydziestego roku życia nie wolno mu było usiąść w obecności ojca. W pojęciach starego feudała młokos – w sensie społecznym i towarzyskim – nie istniał zgoła. Niemniej potajemnie wstąpił do Towarzystwa Filaretów, gdzie wraz z innymi oddawał się marzeniom o ratowaniu kraju, zmarnowanego przez „starych”. 38 Pandekty albo Digesty – Digesta sive Pandecta (łac. digesta, gr. pandectes - złożony w ustalonym porządku) decyzje prawników rzymskich zebrane z rozkazu cesarza Justyniana, zbiór prawa rzymskiego z VI w. Źr.: M. Maksimaitis, Užsienio teisės istorija, „Justitia”, Vilnius 2002, s. 56; I. Nekrošius, V. Nekrošius, S. Vėlyvis, Romėnų teisė, „Justitia“, Vilnius 1999, s. 25. 39 S. Morawski, Kilka lat..., s. 239. 40 A. Witkowska, op. cit., s. 62. 18 Minie kilka lat, i młodzi rzucą hasło powstania listopadowego. To był polityczny epilog niewinnie zaczynającego się przed laty sporu pokoleń: buntu przeciw ojcom, instytucjom, ideologii i polityce „starych”. Ów bunt skierowany przeciw „staremu światu” – stawał się sprawą szerszą, wychodzącą poza sprawy generacji, poza biologiczne granice ludzkiego wieku41. Wezwanie Mickiewiczowskiej Ody do Młodości brzmi: Młodości! ty nad poziomy Wylatuj, a okiem słońca Ludzkości całe ogromy Przeniknij z końca do końca! Te słowa nie zostały podyktowane wyłącznie przez poetyckie prawo hiperbolizacji i retorycznego uniesienia. W dużej mierze odpowiadało rzeczywistemu poczuciu siły, entuzjazmu, mocy burzenia starego świata i stwarzania nowego, które ożywiało tę generację.Wszak to na „młodości łonie” miał narodzić się nowy, wspaniały „świat ducha”, którego nadejście zwiatowała Oda. Zapowiedzią nowego jutra stać się miała ich wymarzona Arkadia, ich wspólnota młodych, odizolowana od spraw zmurszałego świata. W marcu 1819 r. przyjęty został Morawski do Towarzystwa Myślącej Młodzieży, a następnego roku wszedł do Towarzystwa Filaretów, w którym został wybrany przewodniczącym „granatowego grona”. Był również członkiem Komitetu Naukowego Towarzystwa, natomiast 5 grudnia 1820 r. wszedł jako członek-korespondent do Towarzystwa Filomatów. Świadczą o tym wspomnienia samego Morawskiego: Związek Promienistych i Towarzystwo Filaretów, w których i ja byłem; a byłem jednomyślnie wybrany w Promienistych wojewodą, a w Filaretach przewodnikiem granatowego grona!42. Filomaci albo Towarzystwo Filomatyczne (z greckiego philomates - miłośnik wiedzy) było to stowarzyszenie młodzieży wileńskiej powstałe 1 X 1817 r. z inicjatywy sześciu studentów Uniwersytetu Wileńskiego: J. Czeczota, F. Malewskiego, A. Mickiewicza, O. Pietraszkiewicza, T. Zana, J. Jeżowskiego43, ostatni był również prezydentem 41 A. Witkowska, op. cit., s. 68. S. Morawski, Kilka lat...., s. 228. 43 Jeżowski Józef (ok. 1793-1855), filomata, filolog, pedagog. Należał do inicjatorów filomatów i był prezesem związku przez cały czas jego istnienia dzięki zaufaniu i poważaniu, jakie posiadał wśród najwybitniejszych członków (A. Mickiewicz, T. Zan, F. Malewski). Badany w śledztwie, najpełniej zarysował zadania naukowe i społeczne związku (o politycznych zamilczał), polegające na zapobieganiu wadom, słabościom lub jakimkolwiek niedostatecznościom instrukcji krajowej, zapoznawaniu się z lepszymi książkami elementarnymi w różnych językach, aby one z czasem albo tłumaczyć, lub stosownie do potrzeb szkół krajowych przerabiać, oraz sposobieniu 42 19 Towarzystwa. Pisze o nim Morawski: Kochano go powszechnie. Delikatny, łagodny, w obejściu słodki, głęboko uczony, potężnego i zawsze silnego zdania... Grek, łacinnik, etrusk, sanskryta, hieroglifik... głęboką od korzenia... nauką był pierwszym między pierwszymi, charakterem ze stali... Ale kiedyś spojrzał na niego... o mój Boże! ciałko drobne, słabiutkie, wątlutkie...44. Początkowo cel związku sprowadzał się do samokształcenia i wyrabiania charakteru członków, związanych trwałą przyjaźnią. Struktura wewnętrzna wzorowana była na stowarzyszeniach naukowych, istniały dwa wydziały: literacki, z naczelnikiem A. Mickiewiczem (1818-1819) i matematyczno-fizyczny. Prowadziły one akcję samokształceniową: czytanie i krytyka własnych utworów, dyskusje nad przeczytanymi książkami itp. Od 1818 r. program Towarzystwa mówił także o celach społecznych, a w 1819 r. akcentował cele patriotyczne i polityczne: ukształtowanie pokolenia, które w dogodnych warunkach podjęłoby walkę o niepodległość Polski. Towarzystwo miało charakter tajny, z ograniczoną liczbą członków. Z czasem jego działalność rozszerzyła się na wileńskie środowisko studentów i gimnazjalistów, tworząc zarówno tajne, jak i jawne kółka filialne, podporządkowując sobie lub inspirując za pośrednictwem swych członków większość związków młodzieży na Litwie, m.in. w 1819 r. Związek Przyjaciół, przekształcony w 1822 r. w Związek Filadelfistów, który w założeniach miał objąć wszystkie warstwy narodu, w 1820 r. Związek Promienistych, zwanych oficjalnie Towarzystwem Przyjaciół Pożytecznej Zabawy, a także Zgromadzenie Filaretów. Filomaci przyczynili się do nawiązania kontaktów ze starszą generacją spiskowców, zwłaszcza z działającym na Litwie wolnomularstwem, węglarstwem45 i Towarzystwem Patriotycznym. Pewne kontakty łączyły filomatów z organizacjami spiskowymi w Królestwie i z dekabrystami46 w Rosji. W 1823 r. Towarzystwo Filomatów przekształciło się w bardziej się do zawodu nauczycielskiego. Odsłonił także ekonomiczne i społeczne dążenia filomatów. Nie zataił też zadań społecznie postępowych. Uwięziony w październiku 1823 r. zostawał w więzieniu do kwietnia 1824 r., był badany parokrotnie. W śledztwie przodująca jego rola u filomatów nie wyszła właściwie na jaw; raport Nowosilcowa zaliczał go (obok Mickiewicza) do kategorii obwinionych, lecz tych, którzy nie wstąpili do towarzystwa filaretów. Źr.: PSB, t. XI/1, s. 226-227. 44 S. Morawski, Kilka lat..., s. 243. 45 Węglarstwo (karbonaryzm) – tajny ruch polityczny przeciw absolutyzmowi w Europie w 1 poł. XIX w.: rozpowszechniony gł. we Francji i pd. Włoszech; cel, m.in. praktyczna niezależność Włoch; uczestnicy wywołali mi.in. powstania w Neapolu i na Sycylii; nazwa od wł. wypalaczy węgla drzewnego (w ich szałasach ukrywali się zbiegowie polit.). Źr.: Encyklopedia Popularna, wyd. 24 zmienione i uzupełnione, PWN, Warszawa 1994, s. 936. 46 Dekabryści – obalenie caratu w Rosji i utworzenie republiki było marzeniem wielu, a okazja ku temu nadarzyła się w 1825 roku: po śmierci Aleksandra I spora część wojska odmówiła posłuszeństwa Mikołajowi I i stanęła po stronie wielkiego księcia Konstantego, popierając jego roszczenia do tronu. Chaos, który wówczas powstał, wykorzystali rosyjscy rewolucjoniści: 25 grudnia zorganizowali demonstrację sprzeciwu wobec instytucji caratu, gromadząc na pl. 20 zakonspirowany Związek Patriotyczny, ale już po kilku miesiącach liczne aresztowania uniemożliwiły działalność wszelkich organizacji filomackich. Po głośnym śledztwie i procesie zorganizowanym w 1824 r. przez Nikołaja Nikołajewicza Nowosilcowa, dwudziestu filomatów i filaretów skazano na osadzenie w twierdzy lub zesłanie w głąb Rosji. Stanisław Morawski był doskonale zorientowany w przebiegu śledztwa, świadczą o tym następujące fragmenty wspomnień: Nazajutrz rano Pietraszkiewicz Onufry doniósł mnie, że Tomasz Zan, Mickiewicz, Kazimierz Piasecki, Czeczot – w nocy aresztowani. Że Zan w kajdanach osadzony w ostrogu i że podług danych mu od szpiegów jego ostrzeżeń on sam dzisiaj o godzinie jedenastej rannej wzięty być ma, a Józefa Jeżowskiego szukają47. Dla porównania przytoczmy wspomnienia Marii Goreckiej48 o aresztowaniu jej ojca Adama Mickiewicza: [...] chwytają go znienacka i zamykają pomimo trzaskającego mrozu w dużej, nie ogrzanej wcale sali, a miał na sobie tylko lekki tużurek. Zimno było tak przejmujące, że sołdat stojący przy drzwiach na warcie drżał i płakał chuchając w skostniałe palce, choć płaszczem był otulony. Ojciec ratował się tylko bieganiem po sali, wciąż zacierając ręce; dodawała mu energii myśl, że może go po prostu chcą zamrozić, i postanowił, że się nie da. [...] Nad wieczorem przyniesiono cokolwiek niegodziwej strawy [...]. Sołdata uznano za zbyteczne trzymać przy więźniu przez noc; pozostał więc sam jeden w pustej lodowatej sali. Szczęściem, gdy front już przeszedł, a kroki straży i brzęsk kluczy uciszyły się, posłyszał lekkie stąpanie na korytarzu, ktoś zapukał do drzwi i głosik kobiecy zapytał: „Kto z panów tu jest?” Tu ojciec śmiejąc się przyznawał, że przyszła mu myśl pusta do głowy i że chcąc lepiej usposobić do siebie nieznajomą, odpowiedział: „Ładny chłopiec!” – „Czekajże pan – odezwano się znowu za drzwiami – zaraz powrócę i przyniosę, co się da”. – Była to córka dozorcy, która dowiedziawszy się o aresztowaniu studentów pośpieszyła z pomocą. Wkrótce pojawiła się z jedzeniem, z kołdrą i poduszką, i już nie Senackim w Petersburgu 3 tys. żołnierzy. Tego samego dnia pod wieczór rewolucjoniści zostali rozbici przez wojska wierne Mikołajowi I. 25 lipca 1826 roku Paweł Pestel, Konrad Rylejew, Sergiusz Murawiow-Apostoł, Michał Besrużew-Riumin i Nikita Murawiow – uznani za przywódców nieudanego buntu – zostali powieszeni. Źr.: Słownik wyrazów obcych, pod. red. M. Tytuły, J. Okarmusa, Bielsko-Biała 2007, s. 47. 47 S. Morawski, Kilka lat..., s. 241. 48 Gorecka Maria Helena Julia (1835-1922), pisarka i działaczka filantropijna. Najstarsza z dzieci Adama i Celiny z Szymanowskich Mickiewiczów, ur. W Paryżu 7 IX. W r. 1857 Maria wyszła za mąż za malarza Tadeusza Goreckiego (1825-1868), syna poety-legionisty Antoniego. Zmarła 26 XI 1922 r. w swym mieszkaniu paryskim przy Boulevard Saint-Germain nr 26. Zwłoki złożono w rodzinnym grobie Goreckich w Montmorency. Do późnej starości zachowała nadzwyczajną pamięć, żywotność umysłu i zainteresowanie wszelkimi przejawami życia kulturalnego. Lubiła obcować z literatami i artystami. Całe życie spędzone za granicą nie osłabiło w niej gorącego przywiązania do kraju. Źr.: PSB, t. VIII, s. 305. 21 o głodzie i chłodzie ojciec doczekał się przeniesienia do celi, gdzie go czekało zwykłe życie więzienne49. Czesław Miłosz w Szukaniu ojczyzny zauważył: Prześladowania studentów przez władze carskie w latach 1820 były umiarkowane w porównaniu z tym, co miało nadejść później50. Wileńskie śledztwa podlegały wielkiemu księciu Konstantemu. Nowosilcow regularnie słał do Warszawy raporty, ale od lipca 1823 roku aż do wydania i wykonania wyroku niezagrożony sprawował funkcje śledczego i oskarżyciela. Nowosilcow od Wiktora Heltmana uzyskał wiadomość o Związku Wolnych Polaków z Warszawy oraz doprowadził do załamania się w śledztwie Jana Jankowskiego, który zeznał o istnieniu Towarzystwa Filaretów i zaakcentował jego patriotyczny charakter. Podczas rewizji w kwaterze Jankowskiego komisja śledcza natrafiła na obrazoburcze i patriotyczne wiersze jego autorstwa, papiery tajnych towarzystw w gimnazjum w Świsłoczy. Oto zeznanie Jana Jankowskiego, które odkryło istnienie Towarzystwa Filaretów: 22 października/3 listopada, poniedziałek. Wilno. Jan Jankowski składa czwarte zeznanie odkrywające istnienie Towarzystwa Filaretów. Roku 1823 miesiąca oktobra 22 dnia. Stawiając przed Wami, JW Urzędnicy!, dla dania finalnej na pytania odpowiedzi, przejąłem się do gruntu ważnością mojego tu sprowadzenia. Trzymiesięczna rekolekcja rzeczy i położenia mojego rozwaga, co chwila nawijające się zbawienne Wasze refleksje, Wasze chęci naprowadzenia obłąkanego przestępcy na drogę prawdy [...]. Niepewność dalszego losu, to jedno zamykało mi dotąd usta – otwieram je dziś pełen ufności w Nieograniczonej Dobroci Jego Cesarskiej Mości i Jego Cesarzewiczowskiej Mości. Żaden, który sam się przyznał do winy, nie uszedł ich baczności i wyrozumienia. Ta uwaga ośmiela drżącą rękę moją do wyjawienia imion tych osób, którzy za swoje występki powołanymi zostaną przed wyrok Najłaskawszego Monarchy lub Jego Cesarzewiczowskiej Mości i do skreślenia wiernie tego, com dotąd taił. Pod prezydencją Tomasza Zana w roku 1819/20 z istniejących jawnie promienistych powstało towarzystwo nazywające się filareci. Głównym celem tego towarzystwa było łączenie się wspólnymi siłami, aby Polskę można było do pierwszej przywrócić świetności. Tak pomyślna budowa opierała się na fundamencie, aby towarzystwo ile można rozszerzać 1) przez 49 M. Gorecka, Ze wspomnień o moim ojcu, [w:] Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Lwów 1888, R. 2, s. 238-239. 50 Cz. Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1992, s. 90. 22 przybieranie coraz większej liczby osób, których starano się rozpoznawać ducha, sposób myślenia, przymioty, talenta wrodzone lub nabyć mogące się; 2) przez usiłowanie szczepienia podobnych związków wszędy, gdzieby tylko okoliczność posłużyła lub posłużyć mogła. Towarzystwo wspomniane podzielone było na związki, a to z powodu nie dania poznaki do jakiego bądź ze strony policji podejrzenia, w razie schadzek na sesje. Związki takowe były: 1) Błękitny, 2) Różowy, 3) Granatowy, 4) Biały, 5) Liliowy, 6) Amarantowy, 7) Zielony; mogły one za powiększenie się liczby członków wzrastać, a każdy w sobie nie więcej jak dwadzieścia cztery osób powinien był zawierać. Każdy związek co pół miesiąca miewał swoje posiedzenia. Treścią tych posiedzeń zazwyczaj było: 1) czytanie wypracowanych przez członków albo mów, albo rozpraw, albo jakich wierszy; 2) podawanie projektów do ustaw; 3) zdanie sprawy, przez delegowanych do innych związków z czynności, na ich sesjach odbywanych; 4) przyjmowanie nowych do towarzystwa członków; 5) wyznaczanie delegowanych do innych związków na następne posiedzenia itd. 1. Towarzystwo składało się z prezesa Tomasza Zana, z wiceprezesów Franciszka Malewskiego i Jana Czeczota; każdy związek miał swojego tak zwanego przewodnika, radcę ogólnego i sekretarza. 2. Towarzystwo całe miało dwie izby: a) Izbę Radczą, gdzie projekta, przez związkowych wniesione, roztrząsanymi były i skąd szły pod zatwierdzenie prezesa; b) Izbę Pożyczkową, która dla potrzebujących pożyczała za mały procent pewną sumę pieniędzy. W pierwszej prezydował albo sam prezes, albo który z wiceprezesów. Prezes na wszystkich związkach miał zawsze pierwsze miejsce. 3. Towarzystwo to miało swoje ustawy, które, przepisane, po egzemplarzu w każdym znajdowały się związku. W związkach zaś w każdym znajdowały się protokoły zapisywanych czynności na posiedzeniach i takowe protokoły utrzymywali sekretarze związków. 4. Ustawy zawierały w sobie kolej i cały proces postępowania towarzystwa – obiór urzędników, który dla prezesa i radców ogólnych co sześć, dla wszystkich zaś innych urzędników co trzy miesiące następował, przyjmowanie zawierały nowych członków itd. 5. Towarzystwo to trwało aż do roku przeszłego, do czasu przyjazdu do Wilna Najjaśniejszego Monarchy na popis wojska. Rozwiązanie się to nastąpiło (ile mi wiadomo) z powodu zwrócenia pilniejszego oka policji (w tak świetnej dla stolicy chwili) na wszystkie działania osób, w niej mieszkających. A stąd, aby się nie poddać jakiemu podejrzeniu. 23 6. Do tego towarzystwa więcej półtorasta osób należało; których mi pamięć pozwoliła ogarnąć, byli następni: prezes Tomasz Zan; wiceprezesowie Franciszek Malewski i Jan Czeczot. Członkowie: Adam Mickiewicz, [Teodor] Łoziński, Marian i Kazimierz Piaseccy, Kowalewski Józef, Józef i Aleksander Chodźkowie, Edward Odyniec, Stefan Zan i brat jego trzeci, Heydatel Jan i brat jego, Malinowski Mikołaj, Wiernikowski Jan, Ihnatowicz Wincenty, Zieliński Tadeusz, Józef i Tomasz Kraskowscy, Pawłowicz Tomasz, Kaszuba Jan, Zawadzki Wincenty, Eysymont Lucjan, księża [Maciej] Brodowicz i [Kalasanty] Lwowicz, Jan Jundziłł, Rufin Jundziłł, Kelner Konstanty, Ciecierski Justyn, Kułakowski Feliks, Dominik Orlicki itd.. których w tej chwili nie przypominam, prócz dwóch braci Szemiothów, którzy są w Petersburgu. [...] 51. Odkrycie filaretów doprowadziło do uruchomienia kolejnego śledztwa zwanego potem procesem filomatów i filaretów. Sprawą filomatów i filaretów zajmowali się przede wszystkim: członek rządu gubernialnego Wincenty Ławrynowicz i policmajster Piotr Szłykow oraz radca Busse. Dochodzenia w sprawie zajść w szkołach poza Wilnem prowadził przyboczny sekretarz Nowosilcowa Leon Bajkow oraz gubernialny prokurator Hieronim Botwinko, policyjny urzędnik Franciszek Królikowski, policmajster kowieński Kukolnik, profesor Wacław Pelikan i inni. W toku śledztwa Nowosilcow poruszył nie tylko całe ziemie zabrane, ale także Warszawę, Petersburg i Berlin. W listopadzie i grudniu 1823 roku ściągnął z petersburskiego oddziału artylerii kilku byłych studentów Uniwersytetu Wileńskiego podejrzanych o przynależność do Towarzystwa Filaretów. Od listopada także zabiegał u wielkiego księcia Konstantego o sprowadzenie przed komisję śledczą w Wilnie Franciszka Malewskiego, studiującego w Berlinie. Dostarczony do Warszawy Malewski wyjawił przed Konstantym istnienie Towarzystwa Filomatów. Cesarzewicz nie potrafił jednak wykorzystać nowego, niewątpliwie, tropu wileńskiej sprawy i odesłał Malewskiego do Wilna, oddając go do dyspozycji Nowosilcowa. W toku wileńskiego dochodzenia stawało się coraz bardziej jasne, iż Nowosilcow tępi nie tylko patriotyczne i obywatelskie odruchy filareckiej młodzieży, ale także atakuje Uniwersytet Wileński. W marcu 1824 roku zaszły wydarzenia, które ugruntowały inkwizytorską władzę i ponurą sławę Nowosilcowa w Wilnie i wileńskiej guberni. W jego obecności 1/13 marca zamknięto – zgodnie z carskim reskryptem – szkołę w Kiejdanach, gdzie doszło do młodzieżowych wystąpień m.in. przeciw wielkiemu księciu Konstantemu. Tydzień później w 51 J. Borowczyk, op. cit., s. 227-230. 24 Wilnie odbył się kolejny spektakl – publiczna wywózka do twierdz oraz na Sybir skazanych „Czarnych Braci”, czyli gimnazjalistów z Kroż. Mickiewicz uwiecznił to zdarzenie w scenie więziennej III części Dziadów: Wywózkę opisał także rektor w liście do Czartoryskiego. Nowosilcow – podobnie jak tytułowy bohater wiersza Zbigniewa Herberta Tren Fortynbrasa – postanowił „wziąć miasto za gardło i wstrząsnąć nim trochę”52. Po procesie filomatów i filaretów, jesienią 1824 roku, Nowosilcow został mianowany kuratorem Wileńskiego Okręgu Naukowego. Wiele okoliczności wskazuje na to, iż filareci w pewnym stopniu byli przygotowani na śledztwo. Przez bez mała pół roku od chwili pierwszych zajść w wileńskim gimnazjum większość z nich pozostawała na wolności i obserwowała bieg wydarzeń. Oskarżeniem dla wielu filaretów było zapewne aresztowanie na początku września 1823 roku Jana Jankowskiego. Dlatego trudno się zgodzić z opinią Aliny Witkowskiej, iż filareci „sposobili się do roli ofiarników, przygotowywali się na cierpienie”, że „nawet taktyka obronna oskarżonych została w jakimś sensie podporządkowana zasadzie ofiary i poświęcenia” i dlatego obciążano w zeznaniach Tomasza Zana53. Ponadto, jak wynika z analizy pierwszych filareckich zeznań złożonych w listopadzie 1823 roku, jeszcze przed aresztowaniem musieli przygotowywać taktykę składania wyjaśnień, której skuteczność Witkowska ocenia wysoko. Opór filaretów przybierał różne formy: od milczenia i bierności po próby samoobrony i gry z komisją śledczą. Aresztowani studenci potrafili forsować podczas przesłuchań własną wizję wileńskich towarzystw. Podstawą filareckiej taktyki była decyzja Tomasza Zana o poświęceniu się za kolegów i wzięciu na siebie odpowiedzialności za powołanie do życia i funkcjonowanie promienistych i filaretów. Zan troszczył się o kolegów, wzywał ich do pokładania ufności w Bogu i zapewniał o swoim dobrym samopoczuciu. Filarecki przywódca zapłacił za swą postawę ciężkim i samotnym aresztem w wileńskim więzieniu kryminalnym na Łukiszkach, a potem rokiem twierdzy (najcięższy wyrok w wileńskim śledztwie) oraz pobytem w rosyjskich guberniach. Na Litwę powrócił po 17 latach, schorowany na ciele i duszy. Mickiewicz złożył mu hołd w scenie więziennej III części Dziadów, gdzie mianował go „patryjarchą biedy”. Zachowało się jednak wcześniejsze świadectwo potwierdzające wysoką ocenę, wystawioną Zanowi przez poetę. Chodzi o list Mickiewicza do Czeczota, wysłany z Moskwy 5/17 stycznia 1827 roku. Była to odpowiedź 52 53 Wiersz Tren Fortynbrasa pochodzi z tomu Z. Herberta zatytułowanego Studium przedmiotu, 1961. A. Witkowska, op. cit., s. 264. 25 na wyrzekania Czeczota (przebywającego na zesłaniu w Ufie), piętnującego Tomasza Zana za zawieranie bliskich znajomości z rosyjskimi mieszkańcami Orenburga. Poeta wziął w obronę Zana: Przypomnij jakim był Tomasz w zamku zaczarowanym (czyli w więzieniu kryminalnym na wileńskich Łukiszkach). Zaprawdę powiadam ci, że kilkomiesięczne życie Tomasza więcej warte niż dziesięć lat naszej teraźniejszej stałości. Dał on próbę kochania! [...] Twój stoicyzm teraźniejszy w porównaniu do jego owej przytomności umysłu i cierpliwości tyle ma zasługi, ile niewinne życie anachorety w porównaniu do męstwa bohatera54. Zwrot dać próbę – jak wynika ze Słownika języka Adama Mickiewicza – oznacza tyle, co dać dowód, świadectwo, przykład55. Postawa Zana w czasie śledztwa Nowosilcowa stała się więc ważkim argumentem w dyskusji dotyczącej moralnych wyborów zesłanych filaretów. Poeta uznał odważne, ale i odpowiedzialne zachowanie przyjaciela za wzór, składnik etycznego kanonu polskiego wygnańca, rzuconego w głąb rosyjskiego imperium. Spośród filaretów, starających się stawić opór komisji śledczej, na wyróżnienie zasługuje na pewno Adam Suzin: Było odważnych w powszechnej grozie I śmiałków więcej niż tuzin, Lecz cierpieć śmiało, lecz milczeć w kozie Potrafił tylko sam Suzin56. Suzin najdłużej ukrywał istnienie Towarzystwa Filaretów, momo że komisja śledcza dysponowała przeciw niemu silnymi dowodami. Miała jego listy do Jankowskiego z drobnymi akcentami patriotycznymi oraz z zaszyfrowaną wzmianką o filaretach, a także brulion ze sprawozdaniem z posiedzenia filaretów w dniu 2/14 stycznia 1821 roku, którego autorstwa również długo się wypierał. Dopiero w styczniu 1824 roku, znacznie później niż większość przesłuchiwanych, Suzin przyznał, że Towarzystwo Filaretów istniało. Taka odwaga57 i determinacja musiały robić wrażenie na współwięźniach. Morawski pragnął zapisać to, co - według niego - już znikło na zawsze. Nie wszystko, co było w przeszłości wydawało mu się czarujące. Rozmyślając o przeszłości swego pokolenia, próbował szukać przyczyn jej tragedii. Winił także ówczesny rząd, który nie mógł zrozumieć 54 A. Mickiewicz, Listy, „Czytelnik”, t. 14, Warszawa 1998, s. 383. Słownik języka Adama Mickiewicza. Red. K. Górski i S. Hrabec. t. VII, Wrocław 1971, s. 37-38. 56 A. Mickiewicz, Do Adama Suzina. Improwizacja. [w:] Dzieła, t. 5, Paryż 1880, s. 477, w. 13-16. 57 Poza milczeniem Suzin próbował również śmiałego fortelu, by skontaktować się z uwięzionymi kolegami i ustalić taktykę zeznań. Opis takiej próby, na której go przyłapano, przynosi zeznanie z 6/18 XI 1823 roku. 55 26 oczekiwań swego narodu. Oto kilka myśli Stanisława Morawskiego. Pisał: [...] chociaż to, co było dziś zbrodnią, jutro może być cnotą – opłakując tę smutną interesów ludzkich ruchomość i zmienność, wyznać atoli potrzeba, że sąd o takich rzeczach nie do podwładnych, ale do władzy wyłącznie należy. Inaczej bowiem nic dobrego nie będzie, a zguba pewna!58. Z drugiej strony, winił również romantyczno-rewolucyjne dążenia młodzieży wileńskiej: Jakiekolwiek być mogą i za, i przeciw istniejącym w kraju przepisom i prawom motiva, nie należą one jednak do samowolnego i opozycyjnego żadnej klasy ludu rozbioru wobec władzy, która życiem kraju kieruje. Posłuszeństwo tym prawom koniecznie dla porządku, spokojności, szczęścia narodu, honoru kraju, rozwijania się sztuk, nauk, przemysłu i bogactwa krajowego jest potrzebne. Uchylanie się od tego, jakkolwiek skryte, zawsze jest przestępstwem, a czasem nawet występkiem i zbrodnią59. Morawski widział przyczyny tragedii młodzieży także w ciemnocie oraz ignorancji ówczesnej rosyjskiej władzy. Autor ujął tę myśl w następujące słowa: Między ludem, co z natury swojej szczęśliwej każdy rozkaz ślepo wypełnia, a ludem, co także z natury w posłuszeństwie rozumowania jeszcze w dodatku zwykle wymaga, jest nieszczęśliwy wprawdzie, ale wielki przedział! Te odcienie stanowią właśnie różnicę narodów i plemion. Chcieć przerobić ducha, co od wieków krew jaką ożywiał, zawsze nieszczęśne a często płonne staranie! Biorąc pod swoją opiekę i ludzi, i ziemię, i powietrze, i klimat, i nie znane, a ludziom od Boga w tajemnicy udzielone wpływy, zaborcy, wojownicy wzgląd by na to mieć jakiś powinny60. Interesująca jest opinia pamiętnikarza – który nie skrywał, że jest wielbicielem minionych lat – na temat zmiany pokoleń. U niego mimo wszystko przeszłość, chociaż i trudna, wyglądała bardziej atrakcyjna niż współczesność. Argumentował to tym, że z nastaniem XIX wieku wąsaty, stary, siwawy po kilka lat dobrowolnie w szóstej klasie siadywał, żeby się tylko mógł bawić i bawić – z książką. A rumienił się przed kobietą, jak burak, choć już dobrze po łacinie Owidjusza rozumiał. Tu w połowie XIX wieku czternastoletni młodzieniec nie wie nawet, że był jaki Owidjusz na świecie...61. Morawski pisał pamiętniki mając już 46 lat. Dlatego widoczna jest u niego idealizacja przeszłości. Zilustrujmy to rozważaniami samego autora: Młodzież ówczesna w domu, u siebie, 58 S. Morawski, Kilka lat..., s. 283-284. Tamże, s. 283. 60 Tamże, s. 285. 61 S. Morawski, Szlachta - bracia. 1802-1850, Poznań 1929, s. 123. 59 27 szczerze przysiadująca fałdów nad książką, karmiąc się naprawdę teoriami wyższe odkrywającymi cele – za domem i w towarzystwie kobiet mimowolnie nawet mięszać musiała przyjemność z pożytkiem, hołd dla płci pięknej powinny z uczuciem własnej godności. Ale to, co wówczas było szczere, a zatem i czegoś warte, przez źle zrozumiane naśladownictwo i spaczone o rzeczach pojęcie stało się tylko obłudą, nieszczęśliwym i niezgrabnym najczęściej udaniem i ciągłą hipokryzją w następnym pokoleniu młodzieży62. Patriotyzm, religia, idea miłości, chęć obrony praw ludzkich, wszystko to - wg Morawskiego - było siłą, która pędziła do przodu poprzednie wieki, która jeszcze była na początku jego wieku i napędzała pragnienia jego generacji. Niestety, i jego generacja nie potrafiła zachować wszystkich marzeń swej młodości. Represje, wygnania, rozpacz, brak perspektywy na przyszłość, zniszczyły to, w co wcześniej wierzono. Jednakże filomaci i filareci, choć poddani poważnej próbie, potrafili dochować wierności cnocie przyjaźni, która była fundamentalną wartością w tej formacji. Ich późniejsze biografie dowiodły, jak olbrzymie znaczenie miały lata spędzone na Uniwersytecie Wileńskim, prace podejmowane w Towarzystwach Filomatów i Filaretów oraz więzienne doświadczenia z lat 1823-1824. Generacja filomacka odchodziła powoli w przeszłość. Nie wszyscy zostawią wspomnienia lat młodości, nie wszystko zanotują, nie o wszystkim będą chcieli napisać, ale o przeszłości filomackiej echo pozostanie na zawsze. Jedni zapomnienia będą szukali w nauce, drudzy – w mistycyzmie, jeszcze inni – w poezji. Jeszcze inni – jak Stanisław Morawski osiądą w miłym Ustroniu, aby „móc porozmawiać ze swoją duszą”. 62 S. Morawski, Kilka lat..., s. 75. 28 2. Dzieje własnego serca Znajomość Stanisława Morawskiego z Adamem Mickiewiczem datuje się ich okresem wileńskim. W Wilnie Adam Mickiewicz rekomendował filaretę Stanisława Morawskiego do Związku Filomatów. Spotykali się też w Petersburgu, gdy Mickiewicz mieszkał w Paryżu pisali do siebie listy. W 1829 roku Morawski poznał córki pianistki Marii Szymanowskiej: Helenę i Celinę. Jako lekarz i przyjaciel domu służył radą i pomocą w najcięższych chwilach – przy łożu śmierci wielkiej artystki w lipcu 1831 roku. W końcu stycznia 1832 roku był świadkiem na ślubie Heleny Szymanowskiej z Franciszkiem Malewskim. Ślub odbył się w katolickim kościele św. Katarzyny w Petersburgu, zaś w 1833 roku Celinę wyswatał Mickiewiczowi. W jednym z listów do Morawskiego poeta interesował się, czym się zajmuje Celina, gdzie mieszka. Stanisław szybko pojechał do Warszawy i doniósł Celinie, że o nią pyta Mickiewicz, chce nawet poślubić. Dwudziestoletnia córka Marii Szymanowskiej pojechała do Paryża. W 1835 r. odbył się ślub. Nawiasem mówiąc, obydwoje sympatyzowali córkom Marii Szymanowskiej: Morawski – Helenie, Mickiewicz – Celinie (Morawski do końca swego życia zostanie sam, prowadząc pustelnicze życie). Moment poznania Heleny Szymanowskiej tak oto opisuje Morawski w swoich wspomnieniach o jej matce: ...weszła do sali z piórem za uchem, ze zwalanymi w atramencie paluszkami śmiałym bardzo krokiem młodziuchna, ale już sformowana, miłej twarzyczki i nieco pochyło trzymająca się osóbka; była to starsza córka pani Szymanowskiej – Helena, która tylko co lekcję swojego ukochanego niemieckiego języka była skończyła. Śmiała i ledwie że nie zanadto już naturalna, przy tym pełna dystynkcji, zaraz mnie o uczone rzeczy zagadła i o nich szeroko rozprawiać przede mną zaczęła. Bawił mnie w komicznym sposobie ten rodzaj pewności i zarozumienia w drobnej, bo ledwie szesnasty rok zaczynającej dziewczynie; wziąłem ją za basbleu63 w zarodku i dlatego nie podobała mi się, bo znosić pedantek nie mogę. Takież samo wrażenie akurat i ja na niej wywarłem... ona mnie wzięła za jakiegoś ptimetra i trzpiota, bo z właściwą sobie przenikliwością dostrzegła, żem grzecznie, ale potężnie żartował z jej 63 Bas bleu fr., dosł. ‘niebieska pończocha’; kobieta popisująca się uczonością i zaniedbująca swój dom; iron. pedantka; literatka. Źr.: W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Wiedza Powszechna, Warszawa 1990, s. 46. 29 filozoficznych marzeń i z całego ogromu nauki, w tej jeszcze zielonej główce zawartego. Nie podobaliśmy się tedy sobie wzajemnie!64. Morawski w kontaktach z ludźmi był pełen poświęcenia. Na przykład 14/26 marca 1833 roku Helena Malewska pisała do Petersburga do Marii Malewskiej, że jej mąż przez tydzień był chory, a w przeszłą sobotę, to jest 4 marca, tak dalece, że Morawski całą noc przy nim przepędził i nawet wezwał drugiego doktora. Była to nerwowa gorączka, która trawała tylko tydzień, ale za to przesilenie było prawdziwie straszne. Teraz możecie być o niego zupełnie spokojne i choć sam dziś do Was nie pisze, robi to jedynie dla Morawskiego, który nie pozwala mu się jeszcze zajmować65. Dom Heleny i Franciszka Malewskich, tak jak niegdyś dom Marii Szymanowskiej, był dla niego drugim domem. Kiedy odwiedzał Wilno, pośredniczył w rodzinnej korespondencji Malewskich. Jesienią 1837 roku Helena Malewska notuje w swym Dzienniku szczególny powód częstych wizyt Morawskiego – do Petersburga powrócił wówczas z zesłania Tomasz Zan. Podczas tych spotkań wileńskich przyjaciół z pewnością nie zabrakło tematów do rozmów i rozpamiętywań. Ze względów politycznych nikt, oczywiście, nie zanotował ich treści. W końcu stycznia 1838 roku Morawski udał się na krótko do Wilna, zawiadomiony zapewne o chorobie ojca. W kwietniu tegoż roku ojciec umarł. Syn bierze dymisję, z początkiem czerwca porzuca Petersburg, jedzie znów do Wilna, a następnie osiada na stałe w swej „pustelni”. Odtąd z serdecznymi przyjaciółmi łączą go pisane do ostatnich tygodni przed śmiercią listy. Pierwsze trzy listy, otwierające korespondencję Morawskiego z Malewskimi, pochodzące jeszcze z lat 1836-1837, napisane były w Petersburgu. Pojedyncze listy pisane były z Wilna, Kowna i Warszawy, przeszło sześdziesiąt natomiast powstało w prawdziwym odosobnieniu, na wsi litewskiej w Trockiem, nieprzypadkowo nazwanej Ustroniem66. Kim była Maria Szymanowska? Jedna z najpiękniejszych kobiet owych czasów, jedna z najbardziej utalentowanych pianistek wszyskich czasów. Sama też pisała muzykę. Była jedną z pierwszych kobiet-twórczyń w Europie, która utrzymywała siebie i rodzinę ze swej profesji. Mam dar od Boga, dzięki niemu utrzymam siebie i dzieci – powiedziała sobie. 64 S. Morawski, W Petersburgu..., s. 173-174. S. Morawski, Z wiejskiej samotni..., s. 17. 66 Tamże, s. 18. 65 30 Dzięki Morawskiemu dobrze znamy biografię Szymanowskiej. Urodziła się 14 (26) grudnia 1789 r. w Warszawie, w bogatej rodzinie żydowskiej. Wołowska-Szymanowska, mówiąc słowami Morawskiego, mimo że była chrzczona, miała i „Palestyńskiej krwi”. Z małżeństwa z Józefem Szymanowskim (zm. 1832) miała troje dzieci, Helenę (ur. 1811, zm. 1861, zamężną Malewską) oraz bliźnięta: Celinę (ur. 1812, zm. 1855, żonę Adama Mickiewicza) i Romualda (ur. 1812, zm. 1840, inżyniera); małżeństwo zakończyło się rozwodem. Po rozwodzie rozpoczęła karierę zawodowej pianistki. Koncertowała w Niemczech, Francji, Anglii, Włoszech. Ostatnie lata życia spędziła w Petersburgu, gdzie była nadworną pianistką carycy, gdyż w 1827 wraz z rodziną przeniosła się do Rosji. W kwietniu 1828 roku Szymanowska udała się do Petersburga. Tam poznaje Mickiewicza i przyjaciela Malewskiego, przyszłego swego biografa – Stanisława Morawskiego. Cztery lata później stała się ofiarą szalejącej w Petersburgu cholery. Przedwczesna śmierć pianistki przerwała interesującą twórczość i komplementowaną przez wszystkich słuchaczy działalność koncertową. Maria Szymanowska dysponowała rozległym repertuarem pianistycznym. Grała utwory Johanna Sebastiana Bacha, Carla Philippa Emanuela Bacha, Wolfganga Amadeusa Mozarta, Carla Marii van Webera, Johanna Nepomuka Hummla, Johna Fielda, Augusta Alexandra Klengla, Ludwiga van Beethovena, Fryderyka Chopina oraz własne. Dorobek kompozytorski Marii Szymanowskiej obejmuje blisko 100 utworów. Największe znaczenie mają dzieła fortepianowe: mazurki, polonezy, walce, nokturny i etiudy67. Polski nasz słowiku, Mario Szymanowska - tymi słowy zwraca się do niej w swych Wspomnieniach o Marii Szymanowskiej. Wspomnienia napisał mniej więcej w ciągu dwóch tygodni. Pisał z pamięci. Nie wiedział niektórych szczegółów, np. daty urodzenia, ślubu, śmierci, liczby kompozycji muzycznych, okoliczności podróży po Europie. Ale miał wspaniałą pomocnicę – Helenę Szymanowską - Malewską, swoją korespondentkę. To był jedyny tekst Stanisława Morawskiego, w którym obiektem była kobieta. Oto już dwadzieście lat minęło, i ani żaden Polak nie jednym słowem o tobie nie wspomniał! – pisze Morawski. Była to uzdolniona, mądra kobieta, o której wspomina też Józef Frank we Wspomnieniach o Wilnie, pisząc: Ji (Szymanowska) aplankė Vilnių pakeliui į Peterburgą. Vieną vakarą ponia Šimanovska svečiavosi pas mane (su gražia, gera ir įdomia moterim susipažinau Varšuvoje 1820 metais). Nedaug 67 R. Griškaitė, Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“, „Muzikos barai“ 2006, nr 3/4, s. 28-30. 31 pianistų man padarė tokį įspūdį kaip ponia Šimanovska, nors tuo metu nebuvau labai nusiteikęs mėgautis muzika68. W Kilka lat młodości mojej w Wilnie Morawski tak oto pisze o miłości: Oto mam mówić o jedynej, jaką w życiu moim miałem, prawdziwej miłości. Wszystkie inne, jakie mi się pierwiej i potem zdarzały, były tylko przy niej cieniem i marą, choć były może mniej więcej, jak to mówią, szczęśliwe i choć we mnie słodką i wdzięczną zostawiły pamięć. Ale ta jedna, co było czystego, co było prawdziwie niepokolanego w mym sercu, strawiła, spaliła na węgiel i popiół69. Podaje też autor różnicę istniejącą pomiędzy miłością ludzką a dalszymi miłościami, które nas czekają na innym świecie. Otóż miłość ludzka, według Morawskiego, to płomień, to ogień, to rozżarzona pędem pioruna lecąca lawa. To wszystko porywająca w swym biegu, rozdęta, wzburzona i mętna rzeka; to i czysty z wdzięcznym szmerem po kamykach toczący się strumień. To świeże, balsamiczne, żywotwórcze, pod jasnym promieniem słońca drgające w oku wiosenne powietrze; to i czad, bolesnym i zgubnym człowieka obejmujący jadem. To ptak rajski z rajskimi piórkami; to i wąż dusiciel w grube, niezgrabne a straszne zwinięty pierścienie. To tygrys, to zaraz i jagnię. To kwiat wdzięczny róży, to i pokrzywa piekąca drażliwą i czułą do niej ściągniętą rękę! To słodki śpiew Mozarta, Rossiniego, Aubera, to i ryk rozdąsanego żubra w Białowieskiej Puszczy. To zozkoszny zapach ananasów, to i odrażliwa woń blekotu. To miód, to pieprz palący język złośliwym żarem. To niebo – to piekło70. Kobiety jednak – pisze Morawski – są ołtarzami, przed którymi i wierni, i niewierni modlą się i modlić się będą aż do skończenia świata. Wszystkiego, co się wielkiego stało na świecie, pierwszym, a najczęściej ukrytym źródłem była zawsze kobieta. Ubolewa też autor nad tym, że jeśli teraz kobiety zejdą ze swego miejsa, cóż więc się stanie ze światem, kiedy kobieta stanie się znowu tylko naczyniem. Kobiety w prawdziwej nawet miłości tylko lansadami71 chodzą. Trwałego nic. Wszystko w nich od momentu, od natchnienia zależy. Ale też prawda, jak zauważa Morawski, że są w nich momenty cudowne, rajskie, boskie momenty! Gdyby się te przedłużyć mogły, gdyby dłużej nad mgnienie oka trwały, świat nasz stałby się jednym wzdłuż i wszerz rajem. Ale tego Bóg nie chciał. 68 J. Frankas, Atsiminimai apie Vilnių, Mintis 2001, s. 571. S. Morawski, Kilka lat..., s. 349. 70 Tamże, s. 349-350. 71 Lansada – 1. tylko w lm „posuwiste, płynne podskoki; podrygi” 2. łukowaty skok konia”. Źr.: Podręczny słownik języka polskiego, oprac. Elżbieta Sobol, PWN, Warszawa 1996, s. 401. 69 32 Kocha się Morawski, jak sam pisze, w Ksawerowej. Ale kocha się jeszcze po światowemu, tak jak w wielu innych pierwiej i potem kobietach. Pierwszą myślą była ta: Co by to było za szczęście posiadać taką kobietę. To mu się i we dnie, i w nocy marzyło. W najzapamiętalszych swych czy dziennych, czy nocnych marzeniach, we snach swoich ciągłą jej przytomnością zdobionych widział ją ciągle ulatującą przed sobą. Widział latającego tuż obok niej anioła, jej trzyletnią córeczkę. Widział też surowy i groźny wzrok swojego ojca; zdanie się na wolę Opatrzności swojej macochy; piekielny uśmiech i wyraz twarzy pani Elżbiety Müller, a siebie w złocistych i niebieskich piórkach kołującego lub unoszącego się nad tym obrazem. Gdyby jej tylko był mógł słowami powiedzieć, że ją kocha, już by był na wpół szczęśliwy. Ale się nigdy na to przy największych wysiłkach odważyć nie mógł. Dopiero po piętnastu latach Morawski dowiaduje się, że Ksawerowa też go kochała. Pisze: Dopiero w lat piętnaście potem, kiedym już przepalone miał serce – bo nic trwałego pod słońcem nie ma – kiedy przedmiot ówczesnej mojej miłości już wdowią, na wpół starą, z innym zupełnie głosem i schorzałą był istotą, a ja jeszcze w całej czerstwości i pełności siły i życia mężczyzną, kiedy ja, zepsuty doświadczeniem, życiem, tylko już przyjaźń dać mogłem, dopiero, mówię, aż w lat piętnaście, wróciwszy do kraju, dowiedziałem się od niej, że byłem wtedy kochanym, a może nawet tak silnie, jak sam kochałem.Ona o mojej miłości od siostry swojej najdokładniej już wiedziała. Ja, biedny, zacietrzewiony, nie wiedziałem o niczym72. Jak dalej pisze Morawski, ta jedyna w życiu jego potężna miłość skończyła się, mówiąc światowym językiem, na niczym, bo na pełnym westchnienia, łez i żałości najzupełniejszym platonizmie. Jej pamiątką było jedyne przy pożegnaniu pocałowaniu go – w głowę. Pisze w Pamiętnikach: Gdybym był tylko wówczas podjął tę moją nieszczęsną, schyloną do jej ręki głowę, usta spotkałyby się z ustami i wszystko by inny obrót wzięło, bo na ten moment byliśmy sami. Ale ja bym prędzej umarł, niż się z nią na coś podobnego odważył. Może z tego powodu ta tylko jedna w życiu moim jest miłość, o której wspomonam ze wstrętem ciężkiego bólu, tak mi grube na sercu zostawiła blizny73. Morawski wspominając przeszłość, mówi wyłącznie o stanie duszy swojej. Dusza jego wówczas warta była szczęścia. Oto tak pisze: Był to bowiem prawdziwy kościół; jeśli uczucie szlachetne, dodatnie zasługuje na to nazwanie. Cały byłem miłością. Paphos, Cnidos, Cythera74, 72 S. Morawski, Kilka lat ..., s. 392. Tamże, s. 392-393. 74 Miasta i wyspa, gdzie w starożytnej Grecji szczególnie czczono boginię miłości Afrodytę. 73 33 miłość Boga, miłość ludzi, wszystko tam gościło i było jak w swoim domu. Kochałem się śmiertelnie w kobiecie cnotliwej i zacnej bez żadnej wprawdzie z jej strony do tego zachęty; kochałem Wercię upoetyzowaną wzniosłą przyjaźnią; kochałem przyjaciół moich przyjaźnią bajeczną, że i Orestes, i Pylades poszliby przy mnie pod ławę. Kochany znowu wzajemnie od wszystkich, ledwie że nie noszony na ręku, nie tylko że nie znałem uczucia nienawiści, którego i dotąd nie znam, ale wszystko widziałem białe, lśniące, gładkie jak atlas albo zielone jak majowy listek, a miękkie i potulne jak aksamit wenecki75. Mimo wszystko nad głową Stanisława Morawskiego wisiała ciągle i zawsze z daleka na jednym punkcie tego mniej więcej jasnego nieba chmura ciemnego koloru. Chmura ta wszystko psuła. Pisze: Był to ledwie nie ciągły rozpaczliwy ryk serca mojego, kiedym o ojcu moim pomyślał. A o nim myślałem często. Myślałem o nim ciągle. Nie mogłem nie myśleć o człowieku, którego nie szanować, nie dziwić się mu we wszystkim było dla mnie niepodobieństwem, a którego ojcowskiego oka, jak ja pojmowałem je sobie, zasłużyć, któremu nigdy w niczym dogodzić nie mogłem76. Dodaje też Morawski, że herkulesowe starania, starożytne uczucie honoru i cnoty, konduita77 poważana od wszystkich, religijna cześć dla niego, religijne spełnianie jego woli – nie znajdowały u niego najmniejszej ceny. Ojciec uważał to za powinność; znajdował, nie oglądając się na inną młodzież, że tak musi być i że to wszystko jest skutkiem przyjętego przez niego systemu. A ja mu zawsze jak pudel w oczy tylko patrzałem, czym by się mu przypodobać, bo serce moje pragnęło i synowską miłość czuć w całej świętej potędze, i ojcowskiej doświadczyć, co najlichsze nawet na świecie ma w darze od Boga stworzenie78. Pisze też Morawski, że do ówczesnych uczuć i pełności serca jego dodać należałoby, że w jego nauce i wrodzonej obserwacyjnej zdolności miał on niewyczerpane źródło czynienia dobrze bliźnim swoim. Ratował ich zdrowie bez materialnego wynagrodzenia, dawał im darmo własnym kosztem kupowane lekarstwa. Opisuje w Pamiętnikach jak dzień i noc wożono o kilka lub kilkanaście mil do chorego, czasem na prostym chłopskim wozie, źdźbłem jakim podrzuconej słomy zmiękczonym. Żyd, Cygan, chłop, szlachcic, ksiądz, obywatel - wszyscy doświadczali jego pomocy i ratunku. Pomagał ludziom nie zważając na swoje zdrowie. Nieraz po trzy dni i trzy noce siedział nieruchomo, bezsenny przy łożu ciężko chorego gdzie już ani mąż, ani ojciec, 75 S. Morawski, Kilka lat..., s. 394. Tamże, s. 394. 77 Konduita – ż IV, blm przestarz. „zachowanie, prowadzenie się”: Osoba podejrzanej konduity. Źr.: Podręczny ..., s. 351. 78 S. Morawski, Kilka lat..., s. 397. 76 34 ani matka, ani babka utrzymać na nogach i dosiedzieć nie mogli. Nagroda, pisze Morawski, za to najwyższa jest wprawdzie we własnym sercu jego i tego dla niego wystarczy. Pisze autor też o niewdzięczności ludzkiej stwierdzając: Ale zresztą wszyscy naokoło w dziwnym jakimś odurzeniu brali to za powinność, znajdowali to naturalnym, cieszyli się, że mają darmo tak wielką wygodę i jedynej wdzięczności, wdzięczności serca, dobrzy ci ludzie ani się nawet domyślali nigdy79. O sancta simplicitas!80. Zabawne jest to, że Elżbieta Müller kochała się w Morawskim z nadzieją wzajemności. Z tego powodu była ogromna nienawiść i zemsta do siostry, która była jej rywalką. Tą nienawiść do rodzonej siostry swojej, a nawet do dzieci, Elżbieta Müller przez całe dwadzieścia pięć lat nigdy ani na moment zapomnieć nie mogła i ożywiała ją ciągle różnymi powodami, jakie się tylko w domowym pożyciu i w rodzinnych stosunkach najniesłuszniej wygrzebać dały. Morawski pisze, że szukała przyczepek jak wilk do jagnięcia i zemsta jej nad tą nieszczęśliwą siostrą była ciągle krwawa, mordercza, zabójcza. Mściła się także, ile jej stawało, tajemnie i nad Morawskim. Ta prawdziwie piekielna kobieta ciągłymi moralnymi morderstwami truła swoją siostrę. Później sobie raptem ułożyła i w głowę mężowi swojemu włożyła fiksacki projekt, aby Morawski z brzydką, złą i zepstutą różnymi amorami jej córką się żenił81. A gdy Morawski na tę propozycję szyderskiego uśmiechu w twarzy ukryć nie mógł, mścić się nad nim przysięgli. Trafnie byłoby tu przytoczyć czterowiersz Antoniego Goreckiego: Już jest wszystko skończone, dajmy pokój sobie, Można rzec, że triumfem wyszły strony obie. Więc chowajmy już ostre dowcipu sztylety. Skromność, grzeczność, łagodność to jest broń kobiety82. Zdaje się, że Bóg przyczepia do nas i do naszego życia pewnych ludzi, pewne istoty postać ludzką noszące, które, nie wiedzieć dlaczego, muszą iść z tobą aż do samego końca! 79 Tamże, s. 398. O święta naiwności! (Te słowa wymówił Jan Hus na stosie, dostrzegłszy, że się mały chłopczyk z zapalonym łuczywem z wielkim ukontentowaniem i gorliwością w celu podłożenia jak najprędzej ognia pod jego stos uwijał). 81 S. Morawski, Kilka lat..., s. 427. 82 Tamże, s. 594. Jest to replika Antoniego Goreckiego na czterowiersz Janowej Wielopolskiej z domu Potulickiej, znanej z dowcipu i szybkiej decyzji: Błędnym, choć dowcipnym, często mędrków zdanie, Gdyż śmiech płodem natury tak, jak zająkanie..., A kto dowcip zaostrza i płeć słabą łaje, Dobrego wychowania dowodu nie daje. 80 35 Które, jak byś od nich nie uciekł, zawsze się z tobą spotkają, choćbyś spod Merecza do Kalifornii wymknął się przed nimi. Obejrzysz się, aż oni znowu tu! Coś ich i tam do ciebie sprowadzi. Są to wszystko dzieci Lucypera z prawego łoża; są to istoty na satelitów naszych, na wiercenie się około nas biegiem wirowym, na udręczenie nas stworzone i z tą szczególną misją na ziemię posłane. Ja, jak Saturn, miałem dotąd takich satelitów siedmiu, nie licząc pierścienia i plamek. Elżbieta Müler jest jednym z nich. Ojciec nas wszystkich w miłosierdziu swoim niech jej przebaczyć raczy, jak ja jej przebaczam!83 – pisał. 83 Tamże, s. 427-428. 36 3. Obyczaje i tradycje Morawski w pamiętnikach Kilka lat młodości mojej w Wilnie interesująco przedstawia ówczesne obyczaje i tradycje. Pisze, na przykład, że niegdyś przyjść do dam w surducie, oprzeć się o poręcz krzesła, założyć nogę na nogę, położyć gdzieś na boku kapelusz było wielkim nietaktem, podczas gdy w czasach Morawskiego umiejętność takiego postępowania uważano za wielką zaletę. Wszystkie zwyczaje towarzyskie zależą od mody, ale w gruncie rzeczy również są - jak i sama moda - podrzędne. Cygara, o których nie zupełnie pewien, czy aby to nie jego ojciec pierwszy sprowadził na Litwę nabywszy od wracającego z Hiszpanii polskiego oficera dwa pudełka hawany i dwie malutkie fajeczki, Stanisław sobie zachował. Autor opowiada czytelnikowi, że choć był jeszcze malcem, ale dokładnie pamięta, że kiedy się bardziej męska kompania u ojca zebrała, ten wynosił każdemu jako osobliwość po jednym cygarze. Dziwiono się temu, oglądano ze wszystkich stron, a potem, jak kadzidło, w tych luleczkach palono. Co prawda nikomu ani na myśl nie przyszło brać cygara prosto do ust. Wówczas w powszechnej wtedy modzie był tytoń turecki, długie antypkowe cybuchy (z gałązek czereśni robione), i ogromne białe, jak nazywano, kapuściane bursztyny w nader wysokiej cenie. Wkrótce turecki tytoń wypierać zaczął hamburski wagstaff - mocniejszy, w paleniu przyjemniejszy, ale ponieważ był w sokach preparowany, zostawiał po sobie trwały, niemiły w pokojach i ubraniach odór. A suknie tytoniem śmierdzące mogły być noszone tylko w szynkowniach. Palić tytoń przy kobiecie było dowodem najwyższego grubiaństwa, ostatniego szczebla złego wychowania! Któż by się wtedy tego domyślił, że nie dalej jak po latach dwudziestu kilku kobiety, panny, że nie powiem dzieci, z rozkoszą i dumą smolić będą to ziele i zarażać odraźliwym jego dymem swoje różowe usteczka. Kto by uwierzył, że nie dalej nad lat dwadzieścia kilka furmani, lokaje, Żydzi, chłopi palić będą cygara z takim kontenansem, z takim aplomb84 jak najpierwszy europejski lew lub dandy. Mirabilis est Deus in operibus suis!85 - pisze autor. S. Morawski zwraca również uwagę na ówczesne potrawy. W Pamiętnikach tak opisuje wieczerzę u Tyszkiewiczów, na której miał zaszczyt być jego ojciec: Dano na koniec wieczerzę. I cóż podano? Na pierwsze: buraczki z wędliną. Na drugie: krupniczek z wędzonym półgęskiem. Na trzecie: kleik owsiany ze śledziem. [...] Trzy zupy, trzy takie zupy, jedna po drugiej! to zgroza! 84 85 Pewnością siebie. Przedziwny jest Bóg w dziełach swoich! 37 i jakież jeszcze zupy! Odrzucam skąpstwo; ale to była widać dawna litewska moda. Bo i ja sam nawet takiż bankiet pamiętam86. Pewnego razu Bernard Pęczkowski, pułkownik wojsk polskich, przyjaciel i sąsiad rodziny Morawskiego jadąc na urodziny do wspólnych ich przyjaciół w Nowogródzkim, do Siennej, zabrał i Stanisława. Miał on wtedy trzynaście lat. A w owych czasach modne było, z powodu szkaradnych, obrzydliwych karczem w całym kraju, mieć wszędzie po wszystkich drogach znajomych albo przyjaciół, do których na noclegi zajeżdżać zawsze można było. I w taki to sposób Stanisław z Pęczkowskim jeździli. Raz zajechali do bardzo poważnych a bielutkich jak śnieg staruszków, męża i żony. Byli oni serdeczni, poczciwi, krzątali się, aby przybyszy ugościć. I dali im akurat cztery zupy: chłodnik, rosół z kurczęcia, barszczyk z wędlinką i krupniczek z wołowym ogonem, a jak dawniej mówiono, „z królewskim nosem”, bo Stanisław August miał nos zakrzywiony, orli. Dziwną wręcz i śmieszną nam dzisiaj wydaje taka „karta obiadowa”. Ale, jak pisze Morawski, ludzie jednak długi czas tak żyli, i syci, i tłuści byli, i szczęśliwi. Natomiast dzisiaj - zaznacza badacz - gdzie brzuch, tam i serce nasze! Przodkowie nasi, daleko więcej czasu poświęcając duchowi, mniej o rozkosze żołądków dbali. S. Morawski był częstym gościem w salonach, domach znanych i zamożnych obywateli. Jego badawcze oko niczego nie pominęło, dlatego Pamiętniki są dziełem oryginalnym, ciekawym, z których dowiadujemy się jak żyli ludzie w XIX wieku. Pisze on na przykład, że młodzież ówczesna w domu, u siebie, szczerze przysiadująca fałdów nad książką, karmiąc się naprawdę teoriami wyższe odkrywającymi cele – za domem i w towarzystwie kobiet mimowolnie nawet mieszać musiała przyjemność z pożytkiem, hołd dla płci pięknej połączony z uczuciem własnej godności. Ale to, co wówczas było szczere – pisze autor – a zatem i czegoś warte, przez źle zrozumiane naśladownictwo i spaczone o rzeczach pojęcie stało się tylko obłudą, nieszczęśliwym i niezgrabnym najczęściej udawaniem i ciągłą hipokryzją w następnym pokoleniu młodzieży. Jak stwierdza Stanisław Morawski, czasy się zmieniają, a z nimi zmienia się i duch wszystkich społecznych stosunków. Za czasów jego młodości kwitła jeszcze sztuka podobania się kobietom, pochodząca z XVIII wieku. Trzeba było najpierw być silnym, czerstwym, mieć na twarzy rumieniec i - jeśli można - być pięknym. Trzeba było odpowiadać mądrze, mówić zręcznie, dowcipnie, być samemu wesołym, żeby nie nudzić innych. Trzeba było być wyjątkowo 86 S. Morawski, Kilka lat..., s. 103. 38 grzecznym dla każdej damy, młodej i starej, brzydkiej i pięknej. Trzeba było wiedzieć, jak usiąść, jak trzymać kapelusz, jak wziąć do ręki łyżkę, jak z tej łyżki wciągnąć w siebie zupę czy inny płyn bez wydawania w tej operacji dzisiejszego hałasu, który chłopi na wsi „siorbaniem” nazywają. Trzeba było wiedzieć, jak trzymać nóż i widelec przy stole, jak użyć serwety itd. Im kto zgrabniej, lepiej, trafniej dopełniał tych warunków, tym za lepiej wychowanego był uważany. Modne w Wilnie były wtedy maskarady. Maskarady, według Morawskiego, należą do liczby tych prawdziwych rozrywek i zabaw, które każdego człowieka bez względu na wiek i wykształcenie mogą rozweselić. Główne jest to, żeby miasto nie było zbyt wielkie, żeby się większa część mieszkańców, jeżeli nie osobiście, to przynajmniej z widzenia między sobą się znała. Drugim, według Morawskiego, koniecznym warunkiem jest dowcip kobiet. Wilno samo już swoją wielkością najzupełniej odpowiadało obu wymienionym warunkom. Wileńskie maskarady w pierwszych latach panowania Aleksandra I znane były w całej Europie. Każde miasto w maskaradzie właściwą miało sobie etykietę. Wileńska była następująca. Świat wyższy zjeżdzał się o pół do jedenastej albo o jedenastej, arystokratki – o dwunastej. Wszystkie damy były w maskach. Mężczyźni dobrego tonu nie maskowali się nigdy; wszyscy musieli być we frakach, ale z odkrytą głową. Morawski zauważa, że zwyczaj taki był niedogodny z każdego względu i wszędzie od dawna w Europie odrzucony, bo tylko kapelusznikom robił korzyść. Kapelusze tarły się, mięły i gniotły. Dla utajenia osoby, która była pod maską, pisały się tylko palcem na wystawionej dłoni pierwsze litery imienia i nazwiska osoby, rękawiczki zatem i u dam, i u mężczyzn musiały być koniecznie białe. Nikt z wyższej klasy mężczyzn i kobiet na maskaradzie nie tańczył, byłoby to grzechem śmiertelnym. Wilno, do humoru epigramatu przedziwnie usposobione, nigdy do karykatury nie było skłonne, choć w mieście mieszkało wielu oryginałów. Było to skutkiem przewagi moralnej Uniwersytetu, którego uczniowie lubili więcej szermować językiem niż się w artystyczne puszczać zapasy. Maskarady wileńskie były wówczas miłym dla Morawskiego źródłem największej rozrywki. Tam prawdziwie się bawił i dlatego może o tym pisał. Był to zresztą czas - jak pisze Morawski - gdy się wszyscy, nawet najgłupsi na różne sposoby próbowali, żeby zostać członkiem jakiego uczonego towarzystwa i dla wielu to się udało. W Wilnie za Uniwersytetu panowała atmosfera uczoności i pedanterii. Główną podnietą do starań o zaszczyt należenia do uczonych towarzystw był przykład sławnych profesorów tej 39 szkoły, których z powodu ich dzieł znała cała Europa i byli oni członkami towarzystw naukowych wielu krajów. Tytyłów uczonych, na przykład, Józefa Franka, nie dałoby się zmieścić na dwóch stronach drukowanej kartki. Słowem – honory i tytuły w mieście były w modzie. Przytacza Morawski następującą anegdotę dotyczącą sprawy urządu miejskiego miasta. Wyznaczono komisję „dla wykrycia nadużyć przez urząd miejski popełnionych w Wilnie”, a w jej skład włączono również profesora Michała Balińskiego. Pamiętnikarz pisze: Przewód interesu objawił się po rusku. Nadużycie po rusku nazywa się „złoupotrieblenije”. Poczciwe jakieś obywatelisko, pisząc do Balińskiego w tym interesie i nie mogąc, jak zwykle, opuścić jego honoru i tytułu, napisało po polsku na kopercie tak: „Jaśnie Wielmożnemu Panu Michałowi Balińskiemu, członkowi złego użycia”87. Ciekawie są też opisane w Pamiętnikach „huśtawki” zapustne w Wilnie. Otóż książę Dołgorukij, będący po powstaniu 1831 roku generał-gubernatorem Wilna, starał się tam zaprowadzić różne narodowe zwyczaje rosyjskie, a między innymi i tak nazwane w czasie Zapust i Wielkanocy „kaczele” albo po naszemu „huśtawki”. Kazał na Antokolu wystawić kosztem miasta maszty, karuzele i inne w stolicach Rosji popularne zabawy. To nie przypadło do gustu wileńskich mieszkańców, którzy woleli w ostatnim tygodniu postu tłumnie odwiedzać groby. Żeby więc wilnian zachęcić, sam książę, puściwszy na kilka dni słuch o tym, z czołówką dam ciągle mu nadskakujących otworzył jednego roku te zabawy i sam się kołysał i bujał, choć był grubszy od pięciu bernardynów razem wziętych. Młody jakiś malarz patrząc z boku na te farsy i widząc w gronie tych dam arcybrzydką, arcygrubą, arcytłustą i razem arcypełną pretensji do wdzięków, zbytkowej elegancji i dumy osobę panią Dorotę z hr. Morykonich Łopacińską, sporządził karykaturę wyobrażającą tę panią w momencie, kiedy wśród tych huśtawek lezie niby na maszt hecowy w obliczu mnóstwa ciekawych widzów. W trakcie wspinaczki suknia tak otyłej kobiecie podniosła się o tyle, o ile podjęta być może. Twarz w tył od masztu do publiczności obrócona była do okrągłości ze strony przeciwnej. Takie „sportretowanie” hrabiny zrobiły tę karykaturę wielce interesującą i ponętną. Dużo ludzi widziało i hrabinę na huśtawce, i karykaturę. Plotka i śmiech rozeszły się po całym mieście. Pani ta dowiedzała od swych przyjaciół o karykaturze, ze skargą i łzami rzuciła się do przyjaciela swego, Dołgorukowa narzekając:. „Otóż to nagroda naszego poświęcenia się księciu! Te błazny, te łotry malują nas i w najśmieszniejszych przedstawiają pozach!”. Dołgorukow i bez tego był w czarnym humorze. 87 Tamże, s. 500-501. 40 Natychmiast malarza wraz z rysunkiem policmajstrowi stawić przed sobą kazał. Dołgorukow złajał malarza, a potem wyrwał mu z rąk zwinięty w rulon rysunek i spojrzał w niego. Ale jak tylko rzucił tam okiem, zapomniał o swym gniewie, bo wybuchnął takim śmiechem, że nie mógł się powstrzymać. Ucałował nawet malarza, zaprosił go na obiad i losem jego - mimo całej przyjaźni dla Łopacińskiej - starannie się zajął. 41 ROZDZIAŁ III Od Merecza do Kowna okiem podróżnika W XIX w. w literaturze powstają terminy „historiografija rzeki” i „historiograf rzeki”. W rzeczy samej, o rzekach w owych czasach napisano niemało. Już w 1835 roku Michał Baliński wydaje statystyczny opis rzeki Wilii88. Po ośmiu latach Ignacy Chodźko opublikował Brzegi Wilii89. W tymże roku w Wilnie ukazuje się książka hrabiego Michała Borcha – Dwa słowa o Dźwinie90. W 1858 roku Adam Honory Kirkor drukuje opis podruży po Niemnie Od Merecza do Kowna Stanisława Morawskiego91. Później, w roku 1861, ukazują się dwie monografie: Adama Platera Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej żyjących92 i Władysława Syrokomli Niemen.93 W 1871 roku ukazują się dzieła Ignacego Buszyńskiego Dubisa94 oraz Wilija i jej brzegi95 Konstantego Tyszkiewicza96, która jest też pamiętnikiem podróży. W 1873 roku I. Buszyński i znów wydaje nową monografię – Brzegi Niewiaży.97 Jan Czeczot zebrał Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny98. Kolejni nie mniej znani literaci – 88 M. Baliński, Opisanie statystyczne miasta Wilna, J. Zawadzki własnym nakładem, Wilno 1835. I. Chodźko, Brzegi Wilii, [w:] I. Chodźko, Obrazy litewskie, ser. druga, t. 1-3. Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego, Wilno 1843. 90 M. Borch, Dwa słowa o Dźwinie. Drukiem J. Zawadzkiego, Wilno 1843. 91 S. Morawski, Od Merecza do Kowna. Gawęda pustelnika, „Teka Wileńska” 1858, nr 4, s. 52-85; nr 5, s. 82-119; nr 6, s. 49-116. 92 A. Plater, Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej żyjących. Druk A. H. Kirkora, Wilno 1861. 93 W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia, Nakładem A. Assa, Wilno 1861. 94 I. Buszyński, Dubisa, główna rzeka w dawnym księstwie Żmudzkim, dziś w gubernji Kowieńskiej, z mappą tej rzeki. Druk J. Zawadzkiego, Wilno1871. 95 K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi. Pod względem hydrograficznym, historycznym, archeologicznym i etnograficznym. Druk i nakład J. I. Kraszewskiego, Drezno 1871. 96 Konstanty Tyszkiewicz urodził się 5 lutego 1806 r. na Łohojsku. Początkowe nauki pobierał w rodzicielskim domu, następnie oddano go do szkół oo. Jezuitów w Połocku. W r. 1823 wstąpił do Uniwersytetu Wileńskiego na wydział prawny. W 1838 r. znajdujemy go już jako urzędnika przy ministerstwie skarbu Królestwa Polskiego. Stąd w sprawach bankowych wysłany był za granicę, a po ukończeniu swej misji usunął się na wieś i od spraw publicznych, poświęcając cały czas gospodarstwu, naukowej pracy i życiu familijnemu. Poważny ów badacz i historyk, był w życiu codziennym pełen wesołości i dowcipu, lubił opowiadać, pamięć miał niepospolitą i każdego towarzystwa stawał się duszą. Nauka nie uczyniła go suchym pedantem, a praca nie odjęła wesołości z serca czystego płynącej. 97 I. Buszyński, Brzegi Niewiaży. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1873. 98 J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1837; J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, z dołączeniem pierwotwornych w mowie sławiano-krewickiej. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1844; J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, niektóre przysłowia i idiotyzmy, w mowie sławianokrewickiej, z postrzeżeniami nad nią uczynionymi. Druk J. Zawadzkiego, Wilno 1846. 89 42 Michał Baliński oraz Józef Ignacy Kraszewski – w swoich monografiach piszą także o Wilii99. Oczywiście, wymieniłam tylko to, co zostało do dziś. Wykaz wymienionych publikacji to niecały dorobek badaczy, bowiem wiele prac nie zostało opublikowanych. Nie znajdziemy opracowań autorstwa Dominika Cezarego Chodzki, Jana Pileckiego, a nawet historyka, autora dziewięciotomowego dzieła Dzieje narodu litewskiego Teodora Narbutta100. Nie dowiemy się, co Tyszkiewicz zanotował jeszcze w 1838 roku płynąc Dźwiną – ten materiał nigdy nie został opublikowany. W XIX w. cała uwaga badaczy była skupiona na rzece Niemen. Opisać Niemen mógł nie każdy. Oprócz fachowości, potrzeba było entuzjazmu, pieniędzy i gotowość. Taką chęć miał Tyszkiewicz, ale nie udało mu się jej urzeczywistnić. Natomiast monografia o rzece Wilii jego autorstwa, którą wydrukował w Dreźnie J. I. Kraszewski w 1871 roku, do dziś dnia nie straciła na aktualności. To profesjonalne XIX - wieczne studium nad litewską rzeką. Zanim przystąpimy do analizy opisu Niemna przez S. Morawskiego, przyjrzyjmy się dorobkam innych autorów w tym względzie. Tyszkiewicz spoglądał na rzekę ze strony historyka. W książce Wilija i jej brzegi autor pisze: W każdym dobrym gospodarstwie powinien być spisanym dokładny inwentarz wszelkich szczegółów to gospodarstwo składających, jeżeli chcemy, aby ono porządnym było; owoż i to wszelkie gospodarstwo, które my krajem zowiemy, na podobieństwo tamtego ażeby było pełnym i porządnym, powinno mieć dostatecznie zebrane i spisane wszystkie szczegóły, z których się ono składa. Rzeki bez wątpienia w każdym kraju przedstawiają ciekawy szczegół tego wielkiego inwentarza, co się historią zowie; do nich bowiem przyczepione są zwykle wszystkie podania i pamiątki pierwszych osad zaludniających tych ziemię; nad ich brzegami szukać trzeba i śladów pierwiastkowych plemion tam osiadłych, i resztek pierwotnych siedzib, i śladów dawnych twierdz i grodów; na ostatek one są tym wielkim gościńcem, któren przenosząc na sobie bogactwa krajowe, zamianę wzajemną płodów mieszkańcom kraju ułatwia, i tą siłą, co pierwsze przemysłu ludzkiego narzędzia porusza101. Dzisiaj podróż po rzekach zachodniej Europy, nie mozolną pracę ani trudną do przebycia wędrówkę stanowi, lecz najprzyjemniejszą przejazdkę podróżnemu przedstawia, albowiem przy 99 M. Baliński, Historia miasta Wilna, t.1: Zawierająca dzieje Wilna, od założenia miasta aż do roku 1430. Druk Antoniego Marcinowskiego, Wilno 1836, s. 5-7; J. I. Kraszewski, Wilno od początków jego do roku 1750, t. 1. Nakładem i drukiem J. Zawadzkiego, Wilno 1840, s. 3-5. 100 T. Narbutt, Dzieje narodu litewskiego, (pierwsze trzy tomy: Dzieje starożytne narodu Litewskiego). Nakładem i drukiem A. Marcinowskiego, t. 1-9, Wilno 1835-1841. 101 K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi, Wilnius 2008, s. 2. 43 największym, do zbytku nawet posuniętym konforcie, przy wykształconej grzeczności przewoźników, gdy czarna wstęga dymu u komina łuk w powietrzu zakreśla, a warczące koła, mącąc spokojnie płynącą wodę, strasząc swym hukiem jej wewnętrzne mieszkańce, statek szybko naprzód popychają: podróżnik wygodnie usadowiony z książką w ręku przemijających przed oczami jego co chwilę jakby w panoramie miast, miasteczek, starych zamków, dawnych opactw dokładną przeszłość i historię czyta i bez trudu i kłopotu uczy się dziejów krajowych. Obowiązkiem każdego człowieka jest poznać swój kraj. Tyszkiewicz rozumiał, że jeśli nie zostanie opisany kraj, przyroda, mowa, piosenki itd, to stracimy to, co mamy. Robił to dla następnych pokoleń, aby mogli posiadać wiadomości o swoim kraju, aby nie czuli się ubodzy. Tyszkiewicz pisał: My w naszym kraju, z tem się jeszcze pochlubić nie możemy; lubo naśladownictwo i merkantylna potrzeba stworzyła już po wielu rzekach naszych parostatki, co mozolnie dźwigają, pod wodę bogactwa naszej ziemi, podróżnik na nich wędrujący lubo widzi nieraz na brzegu ruiny starych grodów, dawne opustoszałe zamki, świetne kościoły i opactwa, co stanowiąc drogie szczątki naszej przeszłości, lub pomniki pobożności przodków naszych, mają swoje dzieje i podania swoje najwyższego nieraz interesu – darmo ich znaczenia pyta, i nie mając się od kogo o ich przeszłości nauczyć, poprzestać musi na jakiejś skazce bajecznie, nieraz potwornie nie wiedzieć z czego wysnutej i wraca z tej przejazdki niezadowolony, całkiem ubogi w wiadomoście krajowe, bo ich nie miał skąd zaczerpnąć; stąd się rodzi u nas obojętność i zupełne zaniedbanie rzeczy swoich, a tak blizkich cnotliwemu sercu człowieka102. Niemen i Wilia, te dwie najpiękniejsze litewskie rzeki miały stać się przedmiotem badań Tyszkiewicza. Według Tyszkiewicza, brzegi rzeki powinne być świętą dla nas pamiątką, bo na nich pierwsi ojcowie nasi pierwszą postawili stopę, nad ich brzegami rozwijali mozolne początki rodzinnego życia, tu tworzyli pierwsze węzły towarzyskie, stawali się narodem. Ziemia, ta wspólna matka nasza, przyjmując do swego łona ostatnie szczątki prapraojców naszych, stała się drogą dla nas ojczyzną, tylekroć mękami i krwią naszą okupioną. Zawsze nad brzegami Niemna i naszej Wilii trzeba szukać pierwszych osad litewskich. Brzegi rzek były najpierwszym miejscem, o które się ród ludzki na tej ziemi uczepił, na nich swe pierwiastkowe poczynił osady. Wilija, biorąca swój początek na rusińskiej Krywiczan ziemi od wschodu na zachód, wesoło pędzi swe wody ku Niemnowi. W tysiącznych zakrętach śmiejąca się, jakby strojna zalotnica, w mnogich swych węzłach czarownie wiążąca się z towarzyszkami swemi, których wody do niej biegną, przez 102 Tamże, s. 3-4. 44 kilkadziesiąt mil tak płynąc, bogata w piękne brzegi, oblewająca odwieczną Kiernusa i starą Gedyminową stolicę, tylekroć zmieszana ze krwią nieprzyjaciół Litwy, skrapiająca 295 siół i miasteczek, ułatwiająca między tymi zamianę płodów i potrzeb towarzyskich, co dostarcza tylu ludziom pierwszych artykułów, nieodbicie potrzebnych do życia, zdrowia i wygód, nie przestaje być rzeką znamienitą, wzbudzającą interes historyczny i zasługującą na pracowite o niej poszukiwania103. Najpiękniejszą część lata 1857 roku Tyszkiewicz spędził w pracy na tej „strumieni naszych rodzicy”. Rzadko wstępował do dworów możniejszej szlachty, a płynąc od wiejskiej strzechy do strzechy, badał szczegóły życia ich domowego, szukał podań narodowych, lub gminnych piosenek. Jak zauważył, mieszka tam lud gościnny, rzewnej prostoty i prostodusznej dobroci. Ktokolwiek nie uwierzysz memu słowu – pisze autor – popłyń za mną, a wrócisz z tej podróży z sercem pełnym radości i w uniesieniu powtórzysz razem z Chodźką: „Piękną jest szeroka Litwa nasza!”104. Tyszkiewicz zauważa, że rzeka każda ma przeszłość swoją, swoje dzieci, swoją powagę w kraju, nabytą przez pożytek, jaki mu przynosi przezeń przepływając; ma swój charakter oddzielny i właściwe sobie oblicze. I rzeka każda płynie, jak płynie życie człowieka; w niemowlęctwie swojem u źródła z razu nieznaczna, potem zasilona i wsparta mniejszymi od siebie rzekami, jakby nauką i doświadczeniem bogata, wzrasta, nabiera sił większych i powagi; poczyna ona dojrzewać i przynosi pożytek wówczas, gdy już młyny lub inne zakłady obraca, kiedy na grzbiecie swoim ładowne ciężarem statki z miejsca na miejsce, lub z kraju do kraju przenosi. Człowiek się odradza nieustannie w pokoleniach idących po sobie, jak się odświeża rzeka u źródła i płynie przez lat tysiące. Życie każde w ogólności, ta ciągła przemiana materii w danej formie i ciągła przemiana formy w danej materii, jak je zdefiniował Śniadecki, we wszystkim jest podobnym do siebie; podlega jednym i tymże prawom i warunkom; początek, koniec i ciągłe odradzanie się, jest prawem nieodzownym życia; warunkiem zaś jego nieodbitym, jest ciągła pożyteczna dążność. Kto w życiu tego warunku nie spełnił, ten przeżył jak rzeka, co jałowo płynie, jak kwiat pusty, co przekwitł bez owocu, jak trucień, co z siebie nic pożytecznego nie snując, cudzą pracę zjadał. Tyszkiewicza naśladował Władysław Syrokomla. Marzeniem Tyszkiewicza było napisać też monografię o Niemnie, ale to się nie udało. Dlatego, Syrokomla postanowił kontynuować 103 104 Tamże, s. 12. Tamże, s. 14. 45 badania i opisać Niemen od źródeł do ujścia. Należy zaznaczyć, że nie było to łatwo. Mimo wszystko, nie udało mu się w pełni dojść do celi. W jego książce Niemen od źródeł do ujścia zabrakło wiele informacji, nie jest ona obszerna, tytuł niezupełnie odpowiada treści. Rozumiał to autor, więc napisał o tym we wstępie, iż chciałby przekazać dokładną etnografię, dać dokładną charakterystykę tutejszego handlu, dokłanie opisać stare zamki, obliczyć wysokość gór i głębiny wód. Ale tego nie zrobił. Mimo wszystko, są dokładne opisy miast, detaliczne plany, bogate opisy przyrody. Syrokomla pisze, iż dawne województwo, ówczesna gubernia mińska, jest kolebką Niemna105. Jeszcze wąski, Niemen przypływa pod wieś Żukowy Borek106. O pół mili za Żukowym Borkiem na prawo opodal od Niemna widnieje dworek Załucze; tam przebył kilka pięknych lat młodości ten, co to pisze107. Syrokomla przez całe życie nie wyjeżdżał ani razu poza granice dawnej Polski. Miał za grzech wobec ojczyzny bezcelowe snucie się po świecie i karcił je prozą i wierszem. Nie potępiał, oczywiście, podróży za granicę, przedsiębranych w celach naukowych, czy też poznaniu arcydzieł sztuki i techniki, ale był wrogiem „podróżomanii”, przebywania na obczyźnie dlatego tylko, że tam cieplej, swobodniej i weselej. Oburzał się na tuczenie groszem polskim cudzoziemców, kiedy rodakom w kraju doskwierała nędza. Nawet chorych zachęcał, by wpierw wypróbowali własności wód krajowych: druskienickich, birsztańskich, ciechocińskich, nim udadzą się leczyć za granicę. W Podróży swojaka po swojszczyźnie pisał: Podróże stały się dzisiaj modne; podróż stała się niejednemu potrzebą ducha, potrzebą zdrowia, potrzebą nauki, Jedziemy podziwiać wybrzeże Renu, majestatyczność Alp, skuteczność wód leczniczych. Ale – dodaje autor – gdy z poblikacji zagranicznych dowiemy się o urokach wybrzeży Niemna, Wilii, Wisły, Warty i Dunajca, Gór Karpackich, o własnościach wód druskienickich, ciechocińskich nasz kraj stanie się modnym w Europie108. Z dzieciństwa Syrokomla uniósł obraz nieprzebytych trzęsawisk, ciemnych lasów i żółtych piasków Polesia, odbity w smutnej „sielance bojowej” – „Ułasie”. Jako pacholę, spoglądał na stolicę Radziwiłłów – Nieśwież i na kolebkę Mickiewicza – Nowogródek, gdzie ukończył szkoły średnie. Będąc na służbie biurowej w Nieświeżu, zwiedził zamek, kościoły i ratusz - od strychu do podziemi. Powstała praca literacka Syrokomli – opis historyczny 105 W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia. Nakładem A. Assa, Wilno 1861, s. 19. Tamże, s. 27. 107 Tamże, s. 28. 108 W. Syrokomla, Podróż swojaka po swojszczyźnie, Warszawa 1914, s. 106 46 Nieświeża, posłany Michałowi Balińskiemu do Wilna i włączony przezeń do „Starożytnej Polski”. Osiadłszy w roku 1844 na dzierżawie w Załuczu, nad „siwym i płowym” Niemnem, w kraju „pagórków leśnych”, w kraju „łąk zielonych”, w pobliżu Mira - zaznajomił się wkrótce z dworami i zaściankami okolicznymi od Szczors do Otmyta, od Połoneczki do Zubków. Straciwszy w ciągu jednego roku troje dzieci, Kondratowicz uciekł z Załucza od ponurych mogiłek w roku 1853 do Wilna. Po kilku miesiącach, nie mogąc pracować w zgiełku miejskim, schronił się znowu na wsi: wydzierżawił o dwie mile od Wilna folwareczek Borejkowszczyznę. Syrokomla chętnie czynił stamtąd wycieczki do miejscowości bardziej atrakcyjnych: do Trok, Miednik, Oszmiany, Lidy, Grodna, Kowna, a kiedy zdrowie coraz bardziej podupadało – do Druskienik i Birsztan. W książce Podróż swojaka po swojszczyźnie opisuje Syrokomla drogę z Wilna do Kowna. Ukazuje tu poprzez mnogość epitetów swoją miłość do Niemna. W drodze z miasteczka Żyżmor do Rumszyszek pisze: Tu mam się zobaczyć z ukochanym, a tak dawno niewidzianym Niemnem. Serce bije gorączkowo... Zda mi się, że pomimo chłodnej jeszcze pory, kiedy się wykąpię w Niemnie, to odmłodnieję, jakem był młody przed laty, że łzy gorzkich doświadczeń życia kiedy wpuszczę do Niemna, to one mi nazawsze wypłyną z oczu, albo zamienią się na łzy radosne. Niemen – powiernik, brat, przyjaciel – ochłodzi mię albo ociepli, w miarę potrzeby; stanie się dla mnie Jordanem, chrzestną rzeką odrodzenia. Od lat sześciu, od czasu, jakem się kąpał w Niemnie, wszystko się zmieniło na świecie... Kąpałem się w Niemnie w Rumszyszkach... I cóż powiecie? – Niemen się zmienił, Niemen stracił swoją lekarską dla ducha własność...109. Opisy Kondratowicza są bogate, ciekawe. Na przykład, w rozdziale Pożegnanie Kowna i Niemna pisze: Kowno! Nasze stare, historyczne, handlowe, piękne, jak raj ziemski, co do swojego położenia, Kowno! Chciałbym cię wystudiować, opiewać, wyrysować, zabrać do mojego pugilaresu, jako pamiątkę; ogłosić światu, zapoznać z tobą cudzoziemców i swoich, boś godne liczyć się do najbardziej najmujących miast w Europie. Dla połączenia Niemna z Wilią, dla swego handlu, dla tego, że tędy przechodzi szosa, łącząca Rosję z dalszą Europą, cudzoziemcy znają Kowno lepiej niż właśni odleglejszych stron rodacy, do których doszła tylko sława kowieńskiego miodu i Kowieńskiej doliny. 109 L. Kondratowicz, Podróż ..., s. 14 -15. 47 Pływającym mostem przebywszy mój piękny, mój bratni, mój rzewnie ukochany Niemen, jestem już na ziemi Polski kongresowej, w miasteczku Aleksocie. Penzla Claude/Lorrain’a potrzeba na oddanie czarodziejskiego widoku, jaki tu nas otacza. Jesteśmy na górze: Kowno u stóp naszych błyszczy przy porannym świetle majowym wieżami swoich dziesięciu świątyń; szeroki, błękitny, uroczystą mgłą otoczony Niemen, cały to w srebrnych, to w złocistych iskrach, mży się, kipi, wesoło niesie wiciny, baty pruskie, płyty drzewne i pomniejsze łodzie; wesoły, swobodny flis wyśpiewuje piosnkę żeglarską, w której przebija tęskna, rodzinna, litewska nuta. A z tej strony Niemna piętrzą się wysokie, strome góry, porosłe lasem liściastym; z pomiędzy parowców wyglądają ładne, murowane domki Aleksoty110. W monografii jest dużo ciekawych szczegółów historycznych, lecz w tym pięknym opisie Niemna, sama rzeka nie otrzymała swej cząstki. Z opisu nikt się nie dowie z dokładnością, co jest Niemen, jaką przestrzeń kraju przebiega, jak jest szeroki, jak głęboki, jakie podania lude tu opowiadają, jakie legendy lud nadbrzeżny o nim powtarza lub jakie pieśni na brzegach jego śpiewa. W 1858 roku, jeszcze przed ukazaniem się książki Syrokomli, Adam Honory Kirkor w „Tece Wileńskiej” zamieścił ciekawy tekst – rękopis dzieła doktora Stanisława Morawskiego – Od Merecza do Kowna. O tym należy pomówić szerzej, gdyż w centrum jest Niemen. Warto podkreślić, że dzieło Morawskiego wyróżnia się spośród wymienionych. Ta praca powstała wcześnie, jeszcze przed Tyszkiewicza dziełem o Wilii. Morawski nie nazywał siebie historiografem Niemna. Pisał „do szuflady”. Na Niemen Morawski spoglądał okiem podróżnika. [...] Teraz moda pisać i prawić bardzo wiele o niczem; myśl jakąś podrzędną, malutką, schorzałą, na tysiące cząstek rozbić, rozłupać, rozdłubać, i rozlać wszystko kubłami bezfarbnej wody. Szukają teraz wszędzie podobnych talentów, podobnych bajarzy. Trzeba ich dla dzienników i gazet, trzeba czemś zatknąć sążniowe papieru kolumny111- pisał. Dużo miejsca w swych pracach poświęcił przeszłości, ale nie uważał to za główne zadanie. Chciał zanotować i przybliżyć obecność. W odróżnieniu od Tyszkiewicza, Syrokomli czy nawet Balińskiego, którzy nie tylko zbierali każdy historyczny szczegół, ale i mieli go za relikwię, faktologia dla Morawskiego była potrzebna tylko o tyle, o ile pokazywała, co było i co zostało. Głównym obiektem relacji pisarza była - rzeka. Chociaż trudno monografię 110 111 Tamże, s. 20-22. S. Morawski, Od Merecza ..., s. 63. 48 Morawskiego zaliczyć do dzieł historiograficznych rzek, jest ona dość oryginalna, zawiera oceny czynione okiem socjologa, etnografa, czy rolnika. Miejscowości, które zwiedził Morawski są biedne, nieciekawe. Bardziej smutnie i nędznie wyglądają na tle wspaniałego Niemna. Pisze Morawski: [...] Zdaje mi się zawsze, że od Merecza do Kowna, mieszkać musiał kiedyś nad samemi brzegami Niemna lud innej zupełnie natury, w ogólnych rysach swoich, do Jaćwieży jakoś podobny, lud równie jak oni cierpki, równie uparty i krnąbrny, równie zawzięty, równie zuchwały, - a wątpię czy równie mężny: ponieważ widoczna dla mnie przynajmniej, w charakterze potomków tego ludu, z ludem bardziej ku Wilnu zbliżonym dotąd zachodzi różnica. Zacząć więc trzeba od samego Merecza, opis miejscowości tutejszej. Kto wie, o ile, pokłady soli, od tylekroć opisanych już Druskienik od Birsztan niewątpliwie idące, wpływać mogą na fizyczną i materyalną organizację tutejszego ludu?!112 [...] Dzisiaj Merecz, licha mieścina, napełniona zubożałymi Żydami, pozbawiona swoich Dominikanów, wciśnięta daremnie dla przemysłu i handlu w sam róg łączącej się tuż przy nim z Niemnem Mereczanki; ma jednakże nową, sobie właściwą, a może lepszą na czas dzisiejszy, bo korzystniejszą sławę113. Słynie on bowiem najprzód na całą Litwę i dalej, doskonałością i obfitością suszonych grzybów swoich!... Tu ich tylko, wyłącznie zdrowych, czystych, najlepiej urządzonych, pełnych właściwego aromatu, a przytem najtańszych dostać zawsze można,- tak dalece, że często i coraz już częściej, śpieszą tu po nie kłusem z głębokiej Rossyi kupcy, i cenę ich w ostatnich latach bardzo już podnieśli114. Wielkie sosnowe bory tutejsze hojnie dostarczają tej Litewskiej łakoci. Grzyby borowiki, to nasze narodowe Perygordzkie trufle! Owszem, jakbyśkolwiek już sobie i języka i podniebienia cudzoziemskich kuchni wymysłem niespaczył – tysiąc się razy łatwiej i prędzej bez trufli, niż bez suszonego grzyba obejdziesz.115 Dodaje też autor: [...] Słynie na koniec Merecz, ze swoich pięknych krup gryczanych, dla wielkiej ilości gryki, którą tu siać chcąc niechcąc muszą, z powodu niepłodności okolicznych gruntów.116 Przed trzydziestą jeszcze laty, wiecie o tem zapewnie, kto chciał u nas przed ludźmi pokazać, że dużo wędrował po świecie- a takich u nas gęsto jak grzybów w Mereczu niebyło,- zawieszał zwykle na jednem tylko uchu, małą, najczęściej złotą, a z biedy srebrną zausznicę117. Po takiej już ozdobie, a 112 Tamże, s. 63. Tamże, s. 65. 114 Ibidem. 115 Tamże, s. 65-66. 116 Tamże, s. 66. 117 Ibidem. s. 66. 113 49 raczej po takiej banderze i fladze, poznawałeś z góry podróżnika, awanturnika, bywalca: bo to wszystko pod rękę z sobą, jako wyrazy jednoznaczne chodziło118. Dalej Od Merecza, Niemen się trochę w lewo odstępuje od idącej ku Kownu drogi. W ten cichy, korytem rzeki utworzony zakątek, wcisnęły się Niemonajcie. Zejść więc chyba za nim musisz na lewo, byś go jeszcze przez chwilę zobaczył, - jeśli tyle zimnej krwi nie masz, żebyś niebieskie jego fale aż pod Olitę dopędził119- pisze autor i kontynuuje: Ale tu, jak skoro od tej pięknej Niemnowej wody oko twoje odwrócisz, serce ci się ściśnie natychmiast jak w kleszczach!... Niemonajcie miasteczko, Niemonajcie kiedyś donośne, a nawet bogate starostwo, dziś ma tylko kilka brudnych chałup Żydowskich i kilkanaście, czy tam może i więcej chat chłopskich, wygarbionych na wszystkie strony, i w różnych kierunkach drągami i kołami podpartych. [...]Królewszczyzna ta bowiem, z łaski środkiem jej idącego Niemna, rozłupaną została na dwie połowy, różnego używające losu. Jedna jej połowa przy nas została, druga do Królestwa Polskiego przylgnęła. Kąt ten zresztą, leży w takim prawdziwym kącie, w takim kozim rogu, tak od całego świata jakby niezmierzonemi jakiemi odgrodzony stepami, tak on sam niewie o niczem, tak nikt o nim znów niewie, że z tego powodu za kraj prawdziwie błogosławiony uważać go można. Tutaj on i grzechy i cnoty swoje, swobodnie bez obcych wpływów, piastować i nowe ich jaja bezpiecznie wysiadywać mogłby, gdyby tylko niezwiedzała ga czasem ziemska policya, gdyby się tu ciągle straży granicznej nieprzechadzały sztęfle120. Wielka to dawniej bywała bieda, kiedy człek niemiał czego powiedzieć! Tu właśnie nas, staroświeckich ludzi, najbardziejby oto głowa bolała! Dla dzisiejszego świata, przeciwnie, to najwyższa uciecha i radość! To jest pole wyborne, do mówienia co ślina do ust przyniesie. Niemódz bowiem mówić o niczem, jest dziś właśnie módz mówić o wszystkim!...121. Po obejściu całego Niemna, od Merecza do Kowna, wraca Morawski w „śliczne gniazdeczko”. [...] Z pomiędzy ludów Europy, Szwajcary i Polacy szczególniej i bodaj czy nie jedni tylko w tym stopniu ulegają tej nieprzełamanej po kraju swoim tęsknocie, która się chorobą kraju nazywa... Za odwicznie poczciwem sercem, za starą, siwą, podgoloną czupryną, idą zaraz w tej rzeczy i inne bodaj Słowiańskie plemiona. A zacny nasz chłopek, poznawszy rybnego Bajkału nędze, nacieszywszy się dosyta bogatym sobola włosem, i wszystkie czarnomorskich i kaspijskich 118 Tamże, s. 67. Tamże, s. 68-69. 120 Tamże, s. 69. 121 Tamże, s. 70. 119 50 rajów przeżuwszy roskosze, - jak już raz szczęściem do domu własnego powrócił to krajowi naiwne darował przysłowie: „Wszędzie dobrze, wszędzie dobrze, a w chacie najlepiej”122. Wraca Morawski do domu, do swego domku wygodnego, schludnego, gościnnego. Mówiąc słowami autora, prawdziwe to Ustronie, miłe, ciche ustronie; cacko wypieszczone poczciwą ręką ojca jego i słusznie przez niego tak nazwane. Ledwie już nie starzec, z uśmiechem łagodnej wyrozumiałości, z gromem w prawdomównym słowie, z ostrym, a nieznanym dotąd nikomu pióra jego żądłem dwanaście lat jak oddalony od ludzi i świata, wolne od troski gorzkich życia wyrzutów spędza tu chwile, posiadacz małego ziemskiego raju. [...] W 1838 r., po piętnastu leciach wędrówki po świecie, wracałem do własnej mojej zagrody. Sprowadzał mnie tu smutny i bolesny wypadek. Sprowadziła mnie tu śmierć ojca mojego, najpoczciwszego, najzacniejszego w świecie człowieka123. Ojciec mój żył domem otwartym i nie był takim jak ja pustelnikiem124. Stanisław Morawski poucza nas, abyśmy byli dobrymi ludźmi, życzliwymi, abyśmy kochali bliźniego swego, jak siebie samego. [...] Kochaj tylko, ale kochaj doprawdy, bliźniego twego, jak siebie samego! Przestań tylko na swojem, albo dorabiaj się poczciwie w młodości do tego, żebyś na starość mógł przestać na swojem i młodszym braciom w poczciwej pracy nietamował drogi, a będzierz i szczęśliwym i dobrym człowiekiem. Ale jakże to zrobić dzisiaj, kiedy ośmnastoletni młodzieniec i chce być i jest doprawdy zgrzybiałym już starcem?!125. [...] Boże mój! z jakążbym radością, odrzucił od siebie dar pamięci tego wszystkiego, com widział i czegom doświadczył, dla tego, żebym lepsze o ludziach mógł mieć przekonanie! Z jakąż rozkoszą witałbym, czciłbym, szanowałbym cnotliwych ludzi!! Ale gdzież ci są ludzie!?... Są zapewnie!126 . Coś podobnego (jeśli w ogóle można porównywać teksty Morawskiego) możemy spotkać tylko w 1843 roku wydanym dziele Ignacego Chodźki Brzegi Wilii. Tytaj znajdziemy dużo bogatych opisów przyrody. Dla Chodźki Wilia, jak dla Morawskiego Niemen, i w ogóle rzeka – nie tylko świadek przeszłości, ale i jej strażniczka. Rzeka nie tylko zakonserwowała tę przeszłość, ale i pomogła ją odbudować, wzbudzała wyobraźnię. To widzimy na podstawie tekstu 122 Tamże, s. 53-54. Tamże, s. 54. 124 Tamże, s. 79. 125 Tamże, s. 61. 126 Tamże, s. 62. 123 51 Morawskiego. Przed oczyma podróżnika nagle ożywiały się opuszczone zamki i kiedyś huczne miasteczka. Lektura pracy Morawskiego to niezwykłe przeżycia. 52 ROZDZIAŁ IV Stanisław Morawski jako lekarz Otwarcie nowego Cesarskiego Uniwersytetu nastąpiło uroczyście 9 IX 1803 r. Po raz pierwszy wprowadzono togi oraz mundury profesorskie; ustanowiono godła wydziałowe. Uniwersytet podzielony został na cztery wydziały: 1) fizyczno-matematyczny, 2) lekarski, 3) nauk moralnych i politycznych, 4) literatury i sztuk pięknych. Pierwszy ze wspomnianych wydziałów, najlepiej wyposażony, obejmował też chemię i mineralogię. Wydział lekarski był w upadku; dawał się odczuwać brak wykształconych profesorów. Wydział nauk moralnych i politycznych obejmował prawo, teologię oraz historię i filozofię. Wydział filologiczny objął literaturę i sztuki piękne - uczono w nim poezji i wymowy, mającej charakter estetyczny; kształcono literatów, wyrabiano gust i smak przez poznanie literatury klasycznej i nowożytnej oraz sztukę, dlatego dołączono do niego katedrę malarstwa. W obawie przed zupełnym wynarodowieniem kadry naukowej, której większość pochodziła z zagranicy, wysyłano na studia zagraniczne wileńskich absolwentów, którzy po powrocie mieli wykładać na Uniwersytecie. Do Wilna przybyli w tym czasie m.in.: gdańszczanin Godfryd E. Groddeck, który objął katedrę filologii; Niemiec Ludwik H. Bojanus na katedrę weterynarii oraz przede wszystkim patolog Józef Frank, profesor medycyny w Pawii i Wiedniu, założyciel Wileńskiego Towarzystwa Lekarskiego. W 1806 r. przybył do Wilna i został rektorem astronom Jan Śniadecki, starszy brat Jędrzeja, najwybitniejszy ze wszystkich rektorów Cesarskiego Uniwersytetu w Wilnie. Nowy rektor dokonał przeglądu możliwości naukowych uczelni. Stan kadry przedstawiał się następująco: 23 profesorów, kilkudziesięciu asystentów, adiunktów, wiceprofesorów, kilku lektorów, nauczyciele tańca, fechtunku i muzyki. Znakomita większość wykształcona została na europejskich uczelniach. W roku 1815 powołano na katedrę historii Joachima Lelewela, który wykładał w latach 1815-1818 i 1821-1824. W końcu czerwca 1812 r. do Wilna dotarły wojska polskie i francuskie pod wodzą Napoleona. Znaczna część profesorów opuściła wówczas miasto, uciekając do Petersburga. Nauka została wstrzymana, a część studentów i młodszej kadry zaciągnęła się do wojska. Po klęsce Napoleona pod Lipskiem na Uniwersytet zaczęli wracać wykładowcy z Petersburga, z zamiarem ograniczenia roli i autonomii uczelni. 53 Z historią Cesarskiego Uniwersytetu związany jest ruch filomacki, którego efektem były aresztowania wśród studentów, proces w roku 1824 i zesłania lub więzienie w twierdzy. W 1817 r. powstał Związek Szubrawców, gromadzący głównie profesorów Uniwersytetu. Jego inicjatorami byli m.in.: Michał Baliński i Jędrzej Śniadecki. Szubrawcy wydawali "Wiadomości Brukowe" - pismo satyryczne, zamknięte w 1822 r. Po 1824 r. zaczął się powolny upadek Uniwersytetu. Kolejni rektorzy: matematyk Józef Twardowski oraz słynący z serwilizmu Wacław Pelikan nie byli w stanie podnieść uczelni do wcześniejszej rangi. Ostateczny upadek przypieczętowało powstanie listopadowe; ukazem z 1 V 1832 r. Mikołaj I polecił zamknąć Cesarski Uniwersytet; wydziały medyczny oraz nauk moralnych i politycznych przekształcono w Akademię Medyko-Chirurgiczną i Akademię Teologiczną. Obie Akademie zostały zlikwidowane w 1842 r. Większość doktorów wileńskich, po opuszczeniu Wilna, rozproszyła się po szerokim świecie; prócz rozpraw inauguralnych wielu z nich nie zostawiło po sobie żadnej spuścizny literackiej i zapomniani wśród trudów życiowych zeszli ze sceny. Odszukanie dziś jakichkolwiek o nich wiadomości biograficznych, przedstawia czasami wielką trudność. A jednak należałoby wydobyć ich z zapomnienia, na jakie się dobrowolnie po większej części skazali. Liczba uczniów medycyny wileńskiej jest bardzo wymowną – świadczy bowiem dobrze o nauczających, że tylu doktorów wychowali; o uczących się - że w tak poważnej liczbie dostarczyli miłośników światła i wiedzy, w tak krótkim czasie i wśród okoliczności nie zawsze sprzyjających spokojnym zajęciom naukowym. Za czasów Akademii jezuickiej w Wilnie nie było promocji na doktorów medycyny, bo i szkoły lekarskiej nie było. Otrzymywali wprawdzie jezuici przywileje królewskie na urządzenie przy Akademii szkoły lekarskiej, ale że nie znalazł się mecenas, któryby swoim kosztem takową urządził, jak to ze szkołą prawa zrobił Kazimierz Leon Sapieha, przeto odłożyli oni otwarcie szkoły lekarskiej do dalekiej przyszłości, nie mając w rzeczywistości zamiaru, aby szkołę tę kiedykolwiek powołać do życia. W późniejszych czasach, gdy ciało nauczające lekarzy miało już w swoim gronie doktorów medycyny, zaczęło przyznawać stopnie uczone. Dopiero od 1793 roku zaczynają się pierwsze promocje w Wilnie na doktorów medycyny127. 127 J. Bieliński, Doktorowie medycyny promowani w Wilnie, Warszawa 1886, s. 2-4. 54 Jakób Frank był pierwszym doktorem, który ogłosił w Wilnie swą rozprawę i ją obronił; drugim był Ławrynowicz; nie ogłosił on rozprawy, lecz bronił tezy. Od 1798 r. nastąpił szereg promocji – jedni, jak Tieffenbach, przedstawiali dysertacje zagraniczne. Inni jak Samuel Nathan, Lentzner, Longchamp, Niszkowski – bronili tez, nie pisząc wcale rozprawy. Jeszcze inni, jak Hildesheim, wreszcie otrzymują przyznanie sobie uczonego stopnia ze względu na zasługi naukowe. W nowo reorganizowanym Uniwersytecie zaczyna się promowanie doktorów medycyny od 1806 roku. Pisanie rozpraw inauguralnych i obrona ich zastosowaną została do zasad przyjętych w Uniwersytecie Edynburskim128. W opinii Józefa Balińskiego, wpatrując się w treści rozpraw doktorskich, łatwo zauważyć, że wpływ profesorów dominujący w Uniwersytecie odbija się i na dysertacjach. Na przykład, w latach 1806 – 1821 wpływ J. Franka na sprawy lekarskie w Uniwersytecie był dominujący, bo najwięcej dysertacji szykowano pod jego kierunkiem. Treścią ich były prawie zawsze obserwacje dokonane w klinice chorób wewnętrznych, oparte na praktyce tegoż profesora, z unikaniem wszelkich wątpliwych teorii w różnych czasach, w medycynie panujących. Po roku 1820, Wacław Pelikan staje się osobistością o tyle wydatną, że z nią się liczyć trzeba. Jeżeli wiedząc to, zwrócimy uwagę na treść rozpraw inauguracyjnych, przekonamy się, że są one przeważnie chirurgiczne i przedsiębrane pod kierunkiem Pelikana. Z anatomii porównawczej pod kierunkiem Ludwika Bojanusa jest zaledwie parę dysertacji. Za czasów Uniwersytetu, czyli w przeciągu 25 lat wypromowano 168 doktorów medycyny. Niektórzy z nich nie drukowali rozpraw inauguralnych. Po zamknięciu Uniwersytetu, w powstałej z wydziału lekarskiego Akademii MedykoChirurgicznej, ogłoszono 24 rozprawy doktorskie, z tych jedna zagraniczna. Dysertacje dotyczyły przeważnie medycyny wewnętrznej i przygotowane zostały pod kierunkiem profesora Feliksa Rymkiewicza, chirurgiczne – pod kierunkiem profesora Józefa Korzeniowskiego i tylko dwie z anatomii porównawczej, przygotowane pod kierunkiem profesora Karla Eichwalda129. Według obliczeń Bielińskiego, wszystkich doktorów medycyny promowanych w Wilnie, było 212. Liczba ta nie jest pełna, choć nie jest ona mała i świadczy o stanie medycyny na Litwie. 128 Podczas obrony profesorowie byli w togach pod przewodnictwem dziekana, a często rektora. Oponentów było dwóch. Doktorant składał przysięgę najpierw hipokratesową, a następnie na ewangelię według obrządku rzymskokatolickiego. Potem następowały przemowy i powitanie nowego doktora przez fakultet i zebranych. Doktór otrzymywał z rąk przewodniczącego: pierścień, mucet, biret i książkę – wreszcie pocałowanie. Obyczaj ten trwał aż do rektorstwa Wacława Pelikana, który ograniczył powyższe ceremonie do podania ręki doktorantowi przez dziekana wydziału. [w:] S. Morawski, Kilka lat i..., s. 166 – 168. 129 J. Bieliński, Doktorowie ..., s. 5. 55 Jak już pisałam w rozdziale Droga życiowa Stanisława Morawskiego, bohater tej rozprawy studiował medycynę w Wilnie na Uniwersytecie Wileńskim. W książce Kilka lat młodości mojej w Wilnie pamiętnikarz opisuje życie Wilna, okres swoich studiów oraz medycynę owych czasów. Na Wileńskim Uniwersytecie wykładali znani lekarze, w tym ojciec i syn, Jan Piotr i Józef Frankowie. Stanisław Morawski wspomina: Na fakultecie medycyny wykładał genialny, szanowny, zacny, kochający wszystko, co dobre i piękne, i unoszący się nad wszystkim, co dobre, Józef Frank, który w swych rękach trzymał całą naukę. Myślał poczciwy Niemiec, że ja się na całe życie po niemiecku w uczoności zakopię! A ja i wtedy już niczegom się tak w duszy nie lękał, jak być literatem albo uczonym! Sama oryginalność nawet poświęcenia się mojego nauce medycyny była już jakąś dla kobiet, które ton dają, przynętą. Młody chłopiec, w dziewiętnastym roku wiedzący dokładnie, co jest pod paznokciem małego palca w nóżce młodej dziewczyny lub młodej kobiety, był już sam z siebie interesującą figurą130. Należałoby przytoczyć kilka słów o Józefie Franku. Józef Frank, syn znakomitego profesora klinik wiedeńskiej i pawijskiej Jana Piotra, urodził się w Rastadt w 1771 roku. Do medycyny przykładał się w Getyndze i Pawii, gdzie uzyskał stopień doktora medycyny. Następnie zwiedzał znakomitsze szkoły w Niemczech, Francji i Anglii, studiując przede wszystkim medycynę wewnętrzną. W roku 1804 przybył do Wilna, gdzie najpierw został profesorem patologii, a po wyjeździe swego ojca do Petersburga objął klinikę terapeutyczną, którą dobrze zarządzał, aż do swego wyjazdu z Wilna w 1823 roku. W przeciągu tego czasu przyczynił się do założenia Towarzystwa Lekarskiego, jakiego w państwie rosyjskim dotąd jeszcze nie było. Założył również Instytut Macierzyństwa, Instytut Szczepienia Ospy i urządził trzeci wydział (lekarski) w Towarzystwie Dobroczynności. Wychował kilka tysięcy lekarzy w zasadach humanitarnych, pełnych wiedzy i nauki i postawił stan lekarski w opinii społeczeństwa tak wysoko, jak ani przed nim, ani po nim już nie było. Wielki ten i dla Litwy niezmiernie zasłużony człowiek zmarł dnia 6 grudnia 1842 roku131. W owe czasy wśród szlachty nie było zwyczajnie widzieć lekarza, pochodzącego ze szlachty. Stary Zaleski, starosta szwentowski, przyjaciel ojca Morawskiego, interpelował raz 130 S. Morawski, Kilka lat ..., s. 57-58. J. Bieliński, Stan nauk lekarskich za czasów Akademii Medyko-Chirurgicznej wileńskiej, bibliograficznie przedstawiony, Warszawa 1889, s. 250-251. 131 56 Stanisława. Mówił, że jak to być może, żeby Morawski, karmazynowy szlachcic i posesjonat, uczył się medycyny! Widziano lekarza, jak tylko w osobie Francuza, Niemca, Węgrzyna lub Włocha. Medycyna w Wilnie wyróżniała się tym, że było więcej lekarzy niż chorych. Morawski przytacza w Kilka lat... anegdotę dotyczącą pani stolnikowej Janowiczowej: Stolnikowa, nadzwyczaj dbała o życie, regularna i chuchana przez suto opłacanych lekarzy, doszła przy ich staraniu do tego, że w zwyczajnym stanie zdrowia o dziewiątej rannej miała zawsze otwarty żołądek. W tym celu podawano jej do łóżka umyślnie na to sporządzone porcelanowe naczynie, w które ekspediowała się, siedząc w łóżku kołdrą przykryta. Że do południa żadnych wizyt nie przyjmowała nigdy, stąd cała jej pokojowa służba, której było dosyć, rozłaziła się po mieście i niepilnowała rankami domu. Raz, jak na licho, prowincjał ojców bernardynów, poważny starzec, ale kodeksów światowych nieświadomy człowiek, przybywszy do Wilna, chciał osobiście czołem uderzyć przed tak zacną panią i przyszedł właśnie o tej kanonicznej i statecznej porze, kiedy stolnikowa, sucha i lekka jak piórko, na porcelanowym zasiadała tronie. Nie znalazłszy nikogo ze służby w przedpokoju, szedł sobie dalej i dalej i doszedł na koniec do samej sypialni. Można sobie wyobrazić przerażenie, wstyd, ambaras stolnikowej. Ksiądz jednakże niczego nie domyślił, a co szczęśliwsza, niczego nie zwietrzył. A nie domyślił się naprawdę dlatego, że siedział przy jej łóżku przez trzy z górą kwadranse w fotelu, a stolnikowa siedziała sobie akurat tyleż czasu na porcelanie i rada nierada prowadziła z nim rozmowę. Jedno tylko poczciwe księżysko odchodząc zadziwienie oświadczył, że mu się jakoś stolnikowa wyższą wydała z urody, niż była dawniej132. Po złożeniu egzaminów i obronie, otrzymał w 1823 r. stopień doktora. Morawski pisze: Dziekan Mianowski, pedant zazdrosny każdej rodzącej się zdolności, usadził się on zbić mnie z tropu i po czterykroć, czego nigdy nie było dawniej przykładu, coraz nowymi a jezuickimi chciał splątać zarzutami. I cóż wygrał? Oto, że całą publiczność tą widoczną złością oburzył na siebie, że jak czwarty raz zarzucać mnie zaczął, głośno na niego ze wszystkich stron szemrać zaczęto. (...) Młodzież cieszyła się szczerze laurami moimi. Przyjaciele donośnie ściskali mnie rękę133. Uznano mnie godnym stopnia doktora134. 132 S. Morawski, Kilka lat ..., s. 66-67. Tamże, s. 199-200. 134 Tamże, s. 166. 133 57 Morawski był również członkiem Towarzystwa Lekarskiego Wileńskiego od 1825 roku. Towarzystwo Lekarskie w Wilnie w dziejach medycyny polskiej bardzo wydatną zajmowało pozycję tak pod względem prac naukowych dokonanych w ciągu osiemdziesięcioletniego istnienia, jak pod względem usług poniesionych dla społeczeństwa. Osiemdziesięcioletnie dzieje Towarzystwa rozpadają się na trzy okresy: okres I (1805 – 1831) od założenia Towarzystwa do zamknięcia Uniwersytetu; okres II (1832 – 1864) od otworzenia Akademii MedykoChirurgicznej aż do końca 1864 roku; okres III od początku 1865 do pierwszej połowy wieku XIX135. Morawskiemu nie udało się podjąć pracy w Wilnie, więc wyjechał do swego dworku na wieś. Nadal ciekawił się farmakologią; zbierał różne zioła, sporządzał z nich leki. Morawski był lekarzem w róznorodnych zainteresowaniach. Interesował się wodami mineralnymi, zapisywał wszystko do słownika lekarskiego, który prowadził. W słowniku tym znajdziemy wiadomości o wodach mineralnych, kwaskowatych, żelaznych, słonych, siarczanych, mineralnych sztucznych i jodowych. O jodowych wodach pisze: Wody Jodowe. Sława jakiej niektóre wody w leczeniu woła i stwardniałości gruczołów nabyły, kazała się Chemikom domyślać, że w sobie jodynę zawierać muszą. Doświadczenia, które w tej mierze robić poczęto, przekonały o prawdziwie rzeczonego domysłu. Dotąd jednak wiadomości nasze pod względem chemicznego rozbioru, nie mogą się oprzeć na równie dokładnych zasadach, na jakich się innych wód użycie opiera. – Wody, w których Jodynę odkryto znajdują się w Voghera, Sales, Castelnuovo – d’Asti, i w Ameryce południowej w prowincji Antioquia zwanej. Wody morza Śródziemnego w wielu miejscach przytomność jodu wyraźnie okazują136. Już w czasie studiów obudziła się w Stanisławie Morawskim ciekawość wobec zagadek natury, łącząca się z jego zainteresowaniem modnym wówczas magnetyzmem. Pisze o tym w Słowniku Lekarskim: Magnetyzm. Wyraz ten oznacza albo własności istoty promienistej, która po całej kuli ziemskiej rozlana, szczególniej się w Magnesie objawia; albo wpływ wzajemny ciał zwierzęcych na siebie, mianowicie nerwy dotykające, który magnetyzmem zwierzęcym nazwano. 135 136 J. Bieliński, Stan ..., s. 755. Wyjątki ze Słownika Lekarskiego (przez doktora S. Morawskiego), [w:] „Medycyna” 1830, cz. 2, nr 30 z 30 VII. 58 Czym jednak było później dla niego wykonywanie obowiązków lekarza, świadczą słowa napisane przy końcu życia: Ja nienawidzę chorób w ogólności. [...] Każda z nich, najmniejsza nawet, była i jest zawsze gotowa prawdziwie smutnym uwieńczyć się końcem137. We wrześniu 1830 r. został powołany do komisji zwalczania epidemii cholery. Zlecono mu wyjazd do gubernii nadwołżańskich, najbardziej dotkniętych zarazą. Ten nagły, rujnujący go i niebezpieczny wyjazd stał się początkiem poważnej kariery. A jednak w końcu 1835 r. podał się do dymisji ze stanowiska lekarza i został urzędnikiem w komisji prawodawczej. W kwietniu 1838 r. zmarł jego ojciec. Morawski natychmiast zwolnił się z posady i osiadł w Ustroniu. Mieszkając na wsi, opisuje Morawski różne przypadki chorób. Przytoczę tu jedną z nich. Otóż pewnego razu ciężko zachorowały dzieci Marii Müllerowej. Choroba była okropna. Müller poprosił o pomoc Morawskiego. Morawski nie mógł odmówić. Morawski pisze: Śmiałość i odwagę miałem jak stary doktor138. Wszystkie te troje dzieci trapiła jedna, ale okropna skórna choroba, tym uporczywsza i gorsza, że już była zmieniła swój pierwiastkowy charakter i różne na siebie przybrała maski stosownie do usposobienia każdego z tych ciałek. Pilnie zbadawszy stan tych dzieci i rozważywszy dotychczasową metodę leczenia przez wojskowych medyków użytą, co nie zawsze dla dzieci bywa korzystne, zapewniłem ją (matkę dzieci), że ile człowiek w podobnych razach zaręczyć może, pewny jestem, że będą zdrowe. Że leczenie ich jednak bardzo długiego potrzebuje czasu139. Wspomniał jej tylko Morawski, że może kto inny potrafiłby to zrobić prędzej od niego, ale jeżeli chce żeby on dzieci leczył, powinna natychmiast wszystkie dotychczasowe leki zawiesić, flaszki i słoiki za okno kazać wyrzucić, dzieciom na jakie dni dziesięć dać zupełny spoczynek, a samej być dobrej myśli. Opowiada też Morawski o Adamowiczu, który to wyuczywszy się konowalstwa140, kosztem rządu wysłany był za granicę, dokąd z żonką, także dymisjonowaną z mojżeszowej wiary luterką, na lat kilka się udał. Powróciwszy został profesorem terapii weterynaryjnej. Było to dla niego szczęście. Ale rychło, przyzwyczajony do niego, wyrósł w jakąś butę i zaczął się wstydzić swojego fachu. Chciał koniecznie leczyć ludzi, bo był i doktorem. Ale z chorymi obchodził się wiecznie jak z końmi. Mimo to człowiek zdolny, głowa sprytna, pióro piękne, serce złe, duma 137 S. Morawski, Zemsta doktora, [w:] W Petersburgu 1827-1838, Poznań 1927, s. 271. S. Morawski, Kilka lat ..., s. 357. 139 Tamże, s. 359. 140 Weterynarii. 138 59 małego udzielnego niemieckiego księcia. Krescytywę141 swoją wszakże winien nie zdolności, ale tylko łamańcom, trzęsieniu jarmułki i umiejętnemu pełzaniu142. 141 142 Karierę, wzrost. S. Morawski, Kilka lat..., s. 348. 60 ZAKOŃCZENIE Cała spuścizna po doktorze Stanisławie Morawskim świadczy, że miał on umysł nieprzeciętny, a pióro nie bez talentu. Styl jego pisarstwa wzorowany na prozie łacińskiej zawiera ironię, humor, głębokie uczucia, niekiedy uniesienia liryczne. Najważniejszą dla nas jest ta część jego spuścizny rękopiśmiennej, która mieści w sobie pamiętniki i wspomnienia, a więc Kilka lat młodości mojej w Wilnie, Wspomnienia i Szlachtabracia. Zawierają one wiele ciekawych faktów, bogactwo typów, w ogóle obraz społeczeństwa, w którym żył autor. Z tego powodu utwory te uważane są za jedne z najlepszych pamiętników polskich. O wielu sprawach, osobach i zdarzeniach autor nie napisał. Nie dał nam nigdzie - ani w pamiętniku wileńskim, ani we wspomnieniach petersburskich – portretu Mickiewicza. Wiele względów politycznych kazało mu przemilczeć zupełnie szczegóły życia młodzieży filareckiej, jak również uniemożliwiło roztoczenie szczegółowego obrazu jej organizacji. Nigdzie obszernie nie mówił o tym, kto był jej wodzem, z kim z filaretów utrzymywał kontakt i którego nawet leczył w Wilnie, Petersburgu czy w Paryżu143. Nawiasem mówiąc, skorowidz nazwisk na końcu tomu Kilka lat młodości mojej w Wilnie 1818-1825 zawiera ponad 600 nazwisk osób wymienionych w pamiętniku. Czasami wzmianka o jakiejś osobie stanowi zwięzłą charakterystykę, dającą barwny obraz naszkicowany przez prawdziwego mistrza, widzącego ludzi „od zewnątrz” i „od wewnątrz”. Kilkaset postaci wspomnianych w Pamiętnikach żyje i działa w tej książce. Autor zachowuje niezwykły objektywizm, nawet gdy mówi o sobie, o swym stosunku do ojca, do kochanki, do przyjaciół czy do wrogów. Nikt nie dał tak bogatego obrazu epoki pierwszego trzydziestolecia XIX w. jak Stanisław Morawski. Morawski nie pisał tych pamiętników wyłącznie dla siebie. Opracowywał je, niewątpliwie, do druku, skoro zachował się nie tylko brulion, ale i czystopis powstały w 1848 roku. Miał świadomość, że pisze swe wspomnienia dla odległej potomności, i że pisząc bez nadziei szybkiego wydania naraża się na najokrutniejsze przyśladowania, gdyby rękopis dostał się do rąk ówczesnych rosyjskich władz zaborczych. Oprócz obrazu epoki i społeczeństwa, kreśli nam autor dzieje własnego serca. Namiętna i wzajemna miłość do Julii została przerwana przez jej śmierć. Potem przyszła męcząca, także 143 S. Morawski, Kilka lat ..., s. 18. 61 wzajemna, lecz niewyznawana miłość do pewnej mężatki, a od dzieciństwa trwało jeszcze cięższe uwielbienie - bezwzględnego ojca. Stanisław Morawski zmarł w pełni twórczych sił, w 52 roku życia, po 14 latach mieszkania w odosobnieniu. Wydawcy jego Pamiętników twierdzą, że zabrał do grobu tajemnicę swej mizantropii144. Moim zdaniem, tajemnicę tę w zupełności wyjaśniają szczere wyznania autora. Stanisław Morawski skazany był na samotność, „pustelnictwo” prawie od urodzenia, gdy ojciec w zimie kazał na śnieg wyrzucić niemowlę, aby się hartowało, mówiąc: Niech się na wszystko przygotuje! Albo niech lepiej nie żyje. W ten sposób ojciec sam nadał kierunek życia synowi. Syn miał do tego nielitościwego ojca najczulsze przywiązanie, które stale tłumił. W podobny sposób ostręczała go od siebie jedyna kobieta, którą najgoręcej ukochał. Te dwa ciężkie zawody tłumaczą jak kształtował się charakter Pustelnika. Jego studia medyczne, całe życie do 1835 r. kierowane były zewnętrznym przymusem. Cóż więc dziwnego, że gdy tylko ojciec zmarł, osiadł na jego miejscu w rodzinnym majątku Ustronie. Żył jako pustelnik, lecz ludziom służył, a „pustelnia” była mu warsztatem pracy. Dorobek rękopiśmienny i wysoka wartość spuścizny pamiętnikarskiej świadczą, że ta praca pisarska nie była dla Morawskiego zabawą czy rozrywką, lecz spełnieniem posłannictwa. Pustelnictwo było koniecznym środkiem osiągnięcia celu. Miał nadmiar silnych wrażeń i doświadczeń wyniesionych z młodości. Aby to realizować, potrzebował skupienia, spokoju i odosobnienia. 144 S. Špokevičius, Gydytojas Stanislovas Moravskis: Medicina jo rašytiniame palikime ir laikmetyje, [w:] „Medicinos teoria ir praktika“ 2008, t. 14, nr 1, s. 115-119. 62 BIBLIOGRAFIA Źródła 1. S. Morawski Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, PIW, Warszawa 1959. 2. S. Morawski Szlachta bracia. 1802-1850. Poznań, 1929. 3. S. Morawski Z wiejskiej samotni, Warszawa 1981. 4. S. Morawski W Petersburgu1827-1838, Poznań 1927. 5. S. Morawski Od Merecza do Kowna. Gawęda pustelnika, Teka Wileńska, 1858, nr. 4; nr.5; nr. 6. 6. S. Morawski Zemsta doktora. [w:] W Petersburgu 1827-1838, Poznań 1927. Opracowania 1. M. Baliński, Historia miasta Wilna, t.1: Zawierająca dzieje Wilna, od założenia miasta aż do roku 1430, Wilno 1836. 2. M. Baliński, Opisanie statystyczne miasta Wilna, Wilno 1835. 3. J. Bieliński, Doktorowie medycyny promowani w Wilnie, Warszawa 1886. 4. J. Bieliński, Stan nauk lekarskich za czasów Akademii Medyko-chirurgicznej wileńskiej, bibliograficznie przedstawiony, Warszawa 1889. 5. M. Borch, Dwa słowa o Dźwinie, Wilno 1843. 6. J. Borowczyk, Rekonstrukcja procesu filomatów i filaretów 1823-1824, Poznań 2003. 7. I. Buszyński, Brzegi Niewiaży, Wilno 1873. 8. I. Buszyński, Dubisa, główna rzeka w dawnym księstwie Żmudzkim, dziś w gubernji Kowieńskiej, z mappą tej rzeki, Wilno 1871. 9. A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] S. Morawski Kilka lat młodości mojej w Wilnie (1818-1825), oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, Warszawa 1959. 10. I. Chodzko, Brzegi Wilii, [w:] I. Chodźko, Obrazy litewskie, ser. druga, t. 1-3,Wilno 1843. 11. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna, Wilno 1837. 12. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, z dołączeniem pierwotwornych w mowie sławiano-krewickiej, Wilno 1844. 63 13. J. Czeczot, Piosnki wieśniacze znad Niemna i Dźwiny, niektóre przysłowia i idiotyzmy, w mowie sławiano-krewickiej, z postrzeżeniami nad nią uczynionymi, Wilno 1846. 14. J. Frankas, Atsiminimai apie Vilnių, Vilnius 2001. 15. M. Gorecka, Ze wspomnień o moim ojcu, [w:] Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Lwów 1888, R. 2. 16. R. Griškaitė, Stanislovo Moravskio paslaptis. [w:] S. Moravskis Keleri mano jaunystės metai Vilniuje, Vilnius 1994. 17. L. Kondratowicz, Podróż swojaka po swojszczyźnie, Warszawa 1914. 18. J. I. Kraszewski, Wilno od początków jego do roku 1750, t. 1, Wilno 1840. 19. Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831-1863, oprac. M. Dernałowicz, t. 3, Warszawa 1992. 20. M. Maksimaitis, Užsienio teisės istorija, Vilnius 2002. 21. A. Mickiewicz, Do Adama Suzina. Improwizacja. [w:] A. Mickiewicz, Dzieła, t. 5, Paryż 1880. 22. A. Mickiewicz, Listy, t. 14, Warszawa 1998. 23. Cz. Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1992. 24. T. Narbutt, Dzieje narodu litewskiego, (pierwsze trzy tomy: Dzieje starożytne narodu Litewskiego), t. 1-9, Wilno 1835-1841. 25. I. Nekrošius, V. Nekrošius, S. Vėlyvis, Romėnų teisė, Vilnius 1999. 26. A. Plater, Opisanie hydrograficzno-statystyczne Dźwiny Zachodnej oraz ryb w niej żyjących, Wilno 1861. 27. W. Syrokomla, Niemen od źródeł do ujścia, Wilno 1861. 28. K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi, Wilnius 2008. 29. K. Tyszkiewicz, Wilija i jej brzegi. Pod względem hydrograficznym, historycznym, archeologicznym i etnograficznym, Drezno 1871. 30. A. Witkowska, Rówieśnicy Mickiewicza. Życiorys jednego pokolenia, Warszawa 1962. Artykuły 1. L. Armonaitė, Jundeliškėse, svečiuose pas S. Moravskį, “Lietuvos žinios” 2007, nr z 16 VIII. 64 2. K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20 VII. 3. A. Gineitis, Ustronė – tai Jundeliškės Verknės žemupy, „Diena“ 1995, nr 284 (413). 4. R. Griškaitė, Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“, „Muzikos barai“ 2006, nr 3/4. 5. S. Špokevičius, Gydytojas Stanislovas Moravskis: Medicina jo rašytiniame palikime ir laikmetyje, „Medicinos teoria ir praktika“ 2008, t.14, nr 1. 6. Wyjątki ze Słownika Lekarskiego (przez doktora S. Morawskiego), [w:] „Medycyna” 1830, cz. 2, nr 30 z 30 VII. Słowniki i encyklopedie 1. W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Warszawa 1990. 2. Podręczny słownik języka polskiego, oprac. E. Sobol,Warszawa 1996. 3. Polski słownik biograficzny, t. III, t. VIII, t. XI/1, t. XIV/1, t. XVI, t. XXI/2, WrocławWarszawa-Kraków-Gdańsk, 1937, 1959 – 1960, 1964, 1968, 1971, 1976. 4. Słownik języka Adama Mickiewicza, red. K. Górski i S. Hrabec. t. VII, Wrocław 1971. 5. Słownik wyrazów obcych, pod. red. M. Tytuły, J. Okarmusa, Bielsko-Biała 2007. 6. Encyklopedia Popularna, wyd. 24 zmienione i uzupełnione, PWN, Warszawa 1994. 7. Lietuvių enciklopedija, XIX t., XX t., Lietuvių enciklopedijos leidykla, Bostonas 19591960. 65 ZAŁĄCZNIKI Załącznik 1. Spuścizna literacka Stanisława Morawskiego Spis szczegółowy rękopisów 1. Głupie i błazeńskie notatki, pisane w Petersburgu w 1829 r. (Data błędna, dopisana później. Notatki, jak wskazuje ich treść, pochodzą z 1830 r. ) 2. Pierwsze półrocze lekarskiego życia. Opowiadanie. Napisane w 1831 r., przepisane i wstępem zaopatrzone w 1850 r. 3. O wodach mineralnych sztucznych w Petersburgu, 1834 r. 4. Politycy. Bzdurstwo. Utwór sceniczny. Brulion i czystopis, 1839 r. 5. Fantazja o wężu, o jabłoni i Najświętszej Pannie. Wiersz. 19 czerwca 1841 r. 6. Koszałki-kobiałki i Dwie anegdoty. Zbiór anegdot. Czystopis i brulion Dwóch anegdot. 12 października 1847 r. 7. Kilka lat młodości mojej w Wilnie. Pamiętniki Pustelnika (1818-1825). Brulion – 1 tom. Czystopis - 2 tomy. Listopad 1848 r. 8. Uwagi Pustelnika w Ustroniu o wypadkach publicznych 1848 r., w tym, co się stosuje do starej Europy. 24 grudnia 1848 r. 9. Wspomnienia Pustelnika (zeszyt 1 – Puszkin, Sękowski. Zeszyt 2 – Orłowski, Żelwietr. Zeszyt 3 – Oleszkiewicz. Zeszyt 4 – Szymanowska). 27 stycznia – 18 maja 1849 r. 10. Sejmik na Litwie w pierwszej ćwierci XIX wieku. Dialog. Dzień J. Słudzy wielcy, słudzy mali. Utwór sceniczny 1849 r. 11. Obrady sejmikowe na Litwie. Bzdurstwo. Utwór sceniczny. Brulion i czystopis. 4 lipca 1849 r. 12. Znaszli ten kraj? Zabawka żółciowa i złośliwa. Poświęcona Antoniemu hrabi Chrapowickiemu. Wiersz. 12 października 1849 r. 13. Pogadanka przyjacielowi na pamiątkę. Do Antoniego Chrapowickiego etc.Wiersz z przypisami. 18 października 1849 r. 14. Z każdej chatki po chłopku. Tom I. Od Merecza do Kowna. Gawęda Pustelnika. 1849-1850 r. 66 15. Z każdej chatki po chłopku. Tom II. Szlachta-bracia. Gawęda Pustelnika. Dwie części. 1 XI 1849 -2 II 1850 r. 16. Polityczne mrzonki Pustelnika. 8 II 1849 – 22 III 1850 r. 17. Pół-słowa o J. I. Kraszewskim i o spaczonej dążności wielu dzisiejszych polskich pisarzy. 7 i 8 stycznia 1850 r. 18. Niewinna zemsta doktora. Nowelka. 4 marca 1850 r. 19. Wesela i pieśni włościan nadniemeńskich pomiędzy Mereczem a Kownem. 4 grudnia 1850 r. 20. Plotki. (Czterdzieści i oko). Plotki nasze. Plotki cudzoziemskie. Zbiór anegdot. 27 lutego – 8 marca 1851 r. 21. Taki to egoista! Taka egoistka! Bzdurstwo w morale i morał w bzdurstwie. Utwór sceniczny. 1 lipca 1851 r. Oprócz tego w archiwum Tow. Lekarskiego w Wilnie, którego członkiem dr Morawski był od 1825 roku, znajdował się rękopis zatytułowany: (22.) Zasady fizjognomistyki kobiet cywilizowanych i zaginęły (23.) O systemie Leory oraz (24.) Kilka myśli o dowcipie, o których istnieniu dowiadujemy się z (25.) autorskiego własnoręcznego spisu utworów, znajdującego się w Bibliotece Krasińskich. Źr.: A. Czartkowski, H. Mościcki, Wstęp do pierwszego wydania, [w:] S. Morawski, Kilka lat młodości mojej w Wilnie 1818-1825, oprac. A. Czartkowski, H. Mościcki, Warszawa 1959, s. 16-17. 67 Załącznik 2. Wykaz bibliograficzny artykułów o Stanisławie Morawskim znajdujący się w Bazie Danych w Bibliotece w Birsztonasie. Sporządziła bibliograf Biblioteki w Birsztonasie Genovaitė Mačiūtė. (Stanislovas Moravskis ir jo atminimas Birštone) 1. Morawski, Stanisław (1802-1853) (Moravskis, Stanislovas). Keleri mano jaunystės metai Vilniuje: atsiskyrėlio atsiminimai (1818-1825) / iš lenkų k. vertė R. Griškaitė, eil. tekstus vertė R. Koženiauskienė. - Vilnius : Mintis, 1994. - 474, [1] p. Kn. taip pat: Stanislovo Moravskio paslaptis : įžanginis straipsnis / R. Griškaitė. 2. Morawski S. (Moravskis S.) Seimelių posėdžiai Lietuvoje : kvailystė : [drama] /iš lenkų k. vertė Z. Medišauskienė // Metai. - 2005, Nr. 2, p. 54-64. 3. Balaišytė K. Kas ta šalis? : Stanislovui Moravskiui - 200 // Gyvenimas. - 2002, liep. 20, p. 3. 4. Griškaitė R. Atsisveikinimo laiškas: [Stanislovo Moravskio 150 - osioms mirties metinėms]. - Nuotr. // Gyvenimas. - 2003, spal. 4, p. 3. 5. Griškaitė R. Keletas štrichų filomatų kartos portretui // Naujasis židinys-Aidai. - 1994, Nr. 3, p. 39-51. 6. Griškaitė R. Keletas štrichų Stanislovo Moravskio portretui // Gyvenimas. - 2004, rugs. 4, p. 5. 7. Griškaitė R. Nemunas kaip XIX amžiaus Lietuvos istoriografijos objektas // Metmenys. 2000, Nr. 78, p. 72-106. 8. Griškaitė R. Praėjusių laikų garbintojas, arba Keletas potėpių Stanislovo Moravskio portretui // Metai. - 1996, Nr. 3, p. 117 - 126. 9. Griškaitė R. Stanislovas Moravskis. Ką žinom ir ko dar ne? / Reda Griškaitė. - Nuotr. Rubrika: Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - 2005, rugpj. 13, p. 4. 10. Griškaitė R. Šioje žemėje Moravskis tampa vis žinomesnis: [Stanislovo Moravskio skaitymai Jundeliškėse]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, liep. 30, p. 5-6. 11. Griškaitė R. Ustronės atsiskyrėlis ir „jos muzikinė didenybė“ : [Stanislovas Moravskis ir Marija Szymanowska]. - Iliustr. // Muzikos barai. - 2006, Nr. 3/4, 5/6. 12. Juozapavičius P. Medicinos daktaras Stanislovas Moravskis iš Ustronės (1802-1853): [mašinraštis]// Kaunas, 1986 - 31 p. 68 13. Juozapavičius P. S. Moravskio (1802-1853) ir E. Nonevičiaus memorialinės vietos / P. Juozapavičius. - Iliustr. // Literatūra ir menas. - ISSN 0233-3260. - 1984, geg. 5, p. 14. 14. Juronytė I. Iškilmės Jundeliškėse: [S. Moravskio gimimo 200-ųjų metinių minėjimas] // Naujasis Gėlupis. - 2002, liep. 27, p. 3. 15. Juronytė I. Stanislovas Morvskis ir lietuvybė: [S. Moravskio skaitymai Jundeliškėse, dalyvavo Ilinojaus universiteto profesorius G. Subačius, istorikės R. Griškaitė, Z.Medišauskienė]. - Nuotr. // Naujasis Gėlupis. - 2004, liep. 31, p. 3. 16. Juronytė I. Stanislovo Moravskio atminimas grįžta: [Apie minėjimą Jundeliškėse, buvusiame Ustronės dvare]. - Iliustr. // Naujasis Gėlupis. - 2003, liep. 30, p. 3. 17. Knygerytė E. Stanislovo Moravskio sugrįžimai / Eglė Knygerytė. - Iliustr. - Rubrika: Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - ISSN 1392-7248. - 2007, liep. 28, p. 3. 18. Lazauskienė D. Meilė ir muzika Ustronės atsiskyrėlio gyvenime : Tradiciniai St. Moravskio skaitymai Jundeliškėse. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2005, liep. 30, p. 7. 19. Lazauskienė D. Tvarkė S. Moravskį menančią liepų alėją: [Apie talką Birštono seniūnijoje, buvusio Jundeliškių dvaro parke].- Nuotr. // Gyvenimas. - 2005, geg. 7, p. 7. 20. Lazauskienė D. Jundeliškėse penktą kartą paminėtas St. Moravskis / Dalė Lazauskienė ; Zenono Jonaičio piešiniai ; Vytauto Lazausko dizainas. - Iliustr. - Rubrika: Tėviškėje prasideda žmogus // Gyvenimas. - 2007, liep. 28, p. 6-7. 21. Mačiūtė G. Žodžio meistrų žvilgsnis į Birštoną / Genovaitė Mačiūtė. - Iliustr. - Rubrika: Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - ISSN 1392-7248. - 2007, birž. 23, p. 4. 22. Marcinkevičienė D. Apie Stanislovo Moravskio mizantropiją. - Bibliogr. išnašose // Metai. - 2005, Nr. 10, p. 115-119. 23. Marcinkevičienė D. Dar kartą apie Stanislovo Moravskio mizantropiją // Gyvenimas. 2005, liep. 30, p. 7-8. 24. Markūnienė S. Po mėlynu gimtinės dangum… : [Restauruotos Nemajūnų koplyčios atidaryme dalyvavo Seimo narys J. Palionis, Birštono savivaldybės ir seniūnijos vadovai]. - Iliustr. // Naujasis Gėlupis. - 2004, bal. 24, p. 3. 25. Medišauskienė Z. Atsiskyrėlio širdies skausmas: [Apie rašytoją memuaristą S. Moravskį]. - Bibliogr. išnašose // Metai. - 2005, Nr. 2, p. 52-53. 26. Medišauskienė, Z. Moralinio pasaulio riteris: [Stanislovo Moravskio skaitymai Jundeliškėse]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, rugp. 6, p.4, 7. 69 27. Pastarnokas J. "Žvaigždė pavydėjo jam laimės…" : biografinė apybraiža // Gyvenimas. 1997, geg.17, 24; birž. 4, 7, 14, 18, 21. 28. Puskunigienė S. Jundeliškių šviesuolis: [Paminėtos rašytojo, gydytojo S. Moravskio gimimo 200-osios metinės] // Savivaldybių žinios. - 2002, spal. 3, p. 10. 29. Puskunigienė S. Stanislovui Moravskiui – 200 // Tarp knygų. - 2002, Nr. 10, p. 35. 30. Rimaitė, Rima Stanislovo Moravskio gyvenimo kelias / Rima Rimaitė. - Iliustr. // Krašto vitrina. - ISSN 1648-6226. - 2007, liep. 28, p. 6. 31. Semaškaitė I. Jundeliškės [Birštono seniūnija, rašoma ir apie S. Moravskį]. - Portr. // Lietuvos pilys ir dvarai. - Vilnius : Algimantas, [2003]. - P. 20. 32. Stanislovo Moravskio skaitymai populiarėja / parengė I. Juronytė. - Nuotr. - Rubrika: Prie Vytauto kalno // Naujasis Gėlupis. - 2005, liep. 30, p. 4. 33. Strumilienė A. Ant Verknės krantų skambėjo Čaikovskis: [S. Moravskio gimimo 200-ųjų metinių minėjimas] // Prienų kronika. - 2002, rugpj 2, p. 21. 34. Subačius G. Stanislovo Moravskio lietuvių kalba: 1850-1852//Archivum Lituanicum. – 2005, Nr. 7, p. 155-172. 35. Šaltienė D. Sekmadienį Nemajūnuose: [Restauruotos Nemajūnų kapinių koplyčios atidaryme dalyvavo Seimo narys J. Palionis, Birštono savivaldybės, seniūnijos, Nemuno kilpų regioninio parko vadovai]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2004, bal. 28, p. 3. 36. Šimukauskaitė R. Dvaro takeliais tarsi parėjo Stanislovas Moravskis // Gyvenimas. 2002, liep. 27, p.3. 37. Šimukauskaitė R. Moravskio sugrįžimas: [Apie minėjimą Judeliškėse, buvusiame Ustronės dvare]. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2003, liep. 26, p. 3-4. 38. Šimukauskaitė R. Nuo Moravskio… iki Moravskio: [S. Moravskio skaitymuose Jundeliškėse dalyvavo Ilinojaus universiteto profesorius G. Subačius, istorikės R. Griškaitė ir Z. Medišauskienė]. - Nuotr. // Gyvenimas. - 2004, liep. 31, p. 3-4. 39. Šimukauskaitė R. Birštono vasara : [ir apie S. Moravskio skaitymus]// Gyvenimas. 2005, rugpj. 6, p. 3 40. Šleikus J. Ustronės atsiskyrėlis : Stanislovo Moravskio 200 gimimo metinėms / Juozas Šleikus // Naujasis Gėlupis. - 2002, liep. 27, p. 3. 41. Špokevičius S. S. Moravskis ir J. Frankas - du vilniečių gydytojų požiūriai ir likimai / Saulius Špokevičius. - Iliustr. // Gyvenimas. - 2007, rugpj. 11, p. 7-8. 70 Załącznik 3. Wiersz „Kas ta šalis”? Tłumaczenie z jęz. polskiego. Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur ąžuolynai auga, Kur gegužė supusto dar pusnis, Tik liepą čia pavasario sulauki; Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur ievų, tų kokečių, Dalijamas mums rojaus obuolys, Glėbin kur meilės lengvabūdės kviečia; Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur už parankės vaikšto Tarsi dvyniai - banditas ir kvailys, Parduotų tėvą! Jei kas pirktų, aišku... Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur privalu liežuvį Laikyt tvirtai ir užsikimšt ausis, Neišsiduot, kas sieloj, nes - pražuvęs; Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur šlėktos lyg magnatai Išdidūs gimsta, nors namuos arklys Skurdus ir vyžos minko purvą metais; Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur padermė žydelių Krikščionį pjauna ir dejuoja vis: "Ai, vai!" Apgaule ji apskėtus šalį; Kas ta šalis? Kas ta šalis, kurioj delnai teisėjo Taip niežti, kad vis kišk, kitaip atims Avis ir jaučius, arklius atbildėjęs; Kas ta šalis? Kas ta šalis, perrėkdams varpelį "Duok kyšį, duok! - asesorius užklyks,Sukaustyt grandine - juk mano valioj!" Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur protėviai taurieji Ne kryžių garbino - tik miškelius, Tačiau šlovė ir garsas juos lydėjo; 71 Kas ta šalis? Kas ta šalis, kur ant kaktos nūn kryžius, O sieloj pragaras - ne spindesys, Savivalė kur, kortos, bylos, kyšiai; Kas ta šalis? Tu nežinai? Staiga visai aptemo Tau akys? Betgi pagaliau išvysk! Žinau! Žinau ją! Tai lietuvių žemė, Mana šalis! Źr.: K. Balaišytė, Kas ta šalis? Stanislovui Moravskiui – 200, „Gyvenimas” 2002, nr z 20 VII, s. 3. Wiersz napisany w 1849 roku, wersja polska, niestety, spłonęła w 1944 roku podczas powstania warszawskiego. 72 Załącznik 4. Okolice Birsztonasu. Widok na Niemen. 73 Nad brzegiem Niemna. 74 Ustronie. 75 Ustronie. Dworek, w którym żył lekarz, pamiętnikarz i podróżnik Stanisław Morawski, jest sprywatyzowany. 76 Tablica upamiętniająca miejsce zamieszkania S. Morawskiego w Jundeliškės. 77 Piwonie. Kwiaty te sprowadzone z Petersburga przez samego S. Morawskiego rosną tu dziś. 78 Nemajūnai – miejsce pochowku Stanisława Morawskiego. 79 Kościół w Nemajūnai. 80 Kościół w Nemajūnai. 81 SANTRAUKA Studijos tema – Stanislovas Moravskis ir jo kūryba kaip epochos dokumentas. Mano tyrimų objektas – Stanislavo Moravskio „Dienoraščiai“ kaip epochos dokumentas. Tyrimo tikslas – pabandyti įrodyti, kad S. Moravskio veikalai yra unikalūs ir aktualūs netgi dabartyje. Šis darbas buvo padalintas į keturis skyrius. Pirmajame kalbama apie S. Moravskio gyvenimą ir jo atminimą dabartyje. Antrajame skyriuje pateikiama „Dienoraščių“ charakteristika, išskiriant Filomatų ir Filaretų tematiką bei tai, kaip juos vertino autorius. Tuo tarpu trečiasis skyrius skirtas aprašyti S. Moravskio kelionę iš Merečo į Kauną. Ketvirtajame skyriuje apie S. Moravskį rašoma kaip apie gydytoją. Rašydama šį darbą naudojausi aprašomuoju-analitiniu bei istoriniu metodais. Nors pagrindinis šaltinis, kuriuo rėmiausi buvo S. Moravskio „Dienoraščiai“, naudojausi ir kitų autorių veikalais, skirtais „Dienoraščių“ tematikai, žodynais ir enciklopedijomis. Visas S. Moravskio literatūrinis palikimas byloja apie jo išskirtinį mąstymą bei talentą rašyti. Jo savitas stilius, kurtas remiantis lotynų proza, yra ironiškas, humoristiškas, su giliais jausmais, o kartais ir lyriniu patosu. Svarbiausia jo rankraštinio palikimo dalis yra dienoraščiai ir prisiminimai – „Keli mano jaunystės metai Vilniuje“, „Prisiminimai“ ir „Broliai bajorai“. Šiuose kūriniuose yra tiek daug įdomių faktų, įvairių pavyzdžių, taip išsamiai pateikiamas visuomenės, kurioje autorius gyveno, vaizdas, kad iš tikrųjų turime jo kūrinius laikyti vienais geriausių lenkiškų dienoraščių. 82 SUMMARY Study subject- Stanislaw Morawski and his works as a document of an epoch. Subject of my research-Stanislaw Morawski's ”Diaries” as a document of an epoch. The aim of the research – To try to demonstrate, why Stanislaw Morawski's works are unique and still relevant nowadays. This work is divided in to four parts. The first part is about Morawski's life and his memories in present. The second part is to introduce the characteristic of the ”Diaries” and distinguishing the topics of Philomaths and Philorets and what the author himself thinks about them. Third part is devoted to describing Morawski's journey from Merech to Kaunas. And finally, the forth part is to represent Morawski as a doctor. Writing this research I used a descriptive-analytical and historical method. Although the main source was Morawski's ”Diaries”, I used other author’s works, dedicated to the theme of ”Diaries”, also dictionaries and encyclopedias for my research. Morawski's literary heritage proclaims his unique way of thinking and his writing talent. His distinctive style-developed on basis of Latin prose-is ironic, humorous with deep feelings, and sometimes even with lyrical pathos. The most important part of his manuscript heritage is diaries and memories -”A few year of my youth in Vilnius”, ”Memories”, ”Brothers Noblemans”. In these works, there are so many interesting facts, various examples, a detail views of the society that author has lived in. In my opinion, we have to consider his works as one of the best polish diaries. 83