Pobierz jako PDF
Transkrypt
Pobierz jako PDF
Wykład Jana Karskiego, uroczystość nadania Doktoratu honoris causa, Uniwersytet Warszawski, 18.06.1991 r. Chwała i cześć należy się wojownikom i ich przywódcom. Ale i refleksje. Słowacy byli pod panowaniem Madziarów tysiąc lat, Czesi pod panowaniem Austrii 400 lat. W Rumunii, Bułgarii, Serbii panowała Turcja przez 450 lat. I żaden z tych narodów nie stracił narodowej tożsamości. Historia świadczy, żeby wynarodowić naród, który żyje na własnej ziemi jest niemożliwe, ale wymordować naród, zniszczyć jego elitę, zburzyć mu miasta, kościoły, biblioteki i szkoły - owszem. A cóż innego mówi najnowsza historia? Prawie pół wieku wszechwładzy Moskwy, komunistycznej propagandy, agitacji i gwałtu, komunistycznych struktur i praw. (…) Komunizm spłynął po narodach naszego rejonu jak woda po kaczce. Spowodował ogromne straty, trzeba wiele zaczynać od nowa, ale przecież nie stworzył sowieckiego człowieka, nawet w Albanii czy w Czarnogórze. Walka jest ostatecznym środkiem mającym doprowadzić do osiągalnego celu. Dla nas Polaków walka była także zawsze kwestią honoru i narodowej dumy. Gdy Niemcy okrążywszy linię Maginota weszli w głąb Francji, rząd francuski, w skład którego wchodził wreszcie generał de Gaulle jako wiceminister spraw wojskowych, ogłosił publiczną deklarację, iż Paryż nie będzie broniony. Przecież wróg mógłby zbombardować Sacré-Cœur, Luwr, (…), mógłby zniszczyć galerie, biblioteki lub nawet, strach pomyśleć, Róg Cesarza. A Warszawa broniła się walcząc samotnie. Walczyła nawet po wkroczeniu Armii Czerwonej i nikt nie zawołał: „Spuścić kurtynę, gasić światła, dramat skończony!” Paryż wyszedł z wojny w całej swej świetności, aby tak jak poprzez stulecia stać się znów sercem Europy. Tak jak trzeba. A Warszawa padła w gruzach, głodzie i pragnieniu. Chwała Warszawie! Chwała Warszawiakom i ich przywódcom! Ale przecież Warszawa nie była wyłączną własnością jej mieszkańców i ich przywódców. Nie tylko do nich należała decyzja o jej losie. Warszawę budowało dziesięć pokoleń. Warszawa należała także i do nich, ale te pokolenia mówić nie mogą. A potem, cóż to świat dzisiaj obchodzi, że Warszawa miała prawie tyle ofiar w ludziach, co Stany Zjednoczone w ciągu całej wojny na wszystkich frontach w Europie i w Azji, łącznie. Nie wsadzam do tej statystyki strat nieszczęsnej ludności Żydowskiej – to jest osobny i nieporównywalny rozdział tej przeklętej wojny. Nasze wojenne Podziemie było bardziej rozbudowane niż jakikolwiek inny ruch oporu w Europie. Armia Krajowa, delegatura rządu z podziemną administracją państwową, podziemny parlament przedstawicieli największych stronnictw politycznych, podziemne sądy, a poza tym dziesiątki najprzeróżniejszych ośrodków cywilnych i wojskowych działających poza formalnymi strukturami Państwa Podziemnego. Sabotaż, dywersja, oddziały leśne, podziemna prasa, podziemne szkolnictwo (…) łączność radiowa z rządem na emigracji. Setki, setki tysięcy ludzi zostało wciągniętych do Podziemia przez jego przywódców. Naród nie odmawiał. Inaczej niż w każdym innym podbitym przez Trzecią Rzeszę kraju nie wyłonił się rząd czy władza współpracująca z najeźdźcą. Straszną, niepojętą cenę płacił za to nasz naród. Pamiętam jak w 1943 roku najwyżsi przywódcy Anglii i Stanów Zjednoczonych wyrażali mi osobiście podziw i zapewniali, że spotka Polaków nagroda. Wierzyliśmy im i ja im wierzyłem. Dzisiaj, po pięćdziesięciu latach nachodzi mnie refleksja – czy nie za dużo żądaliśmy od narodu i siebie samych? Przecież o wyniku wojny nie my decydowaliśmy, ale tysiące okrętów, bombowców, czołgów, armat, wielomilionowych armii alianckich. A poza tym jakież to ma dzisiaj znaczenie, że Węgry czy Rumunia , Słowacja czy Chorwacja walczyły u boku Trzeciej Rzeszy? Albo tej Rzeszy służyli? W każdym kraju podbitym przez Niemcy wyłonił się jakiś rząd uległy wobec najeźdźcy, ale także próbujący ratować co można. Stosunki międzynarodowe nie układają się według dziesięciorga przykazań boskich. Narody nie mają sumienia, kierują się własnymi interesami, tak jak je rozumieją. W czerwcu 1941 roku, po masowych aresztowaniach w Krakowie, którego ofiarą był także szef sztabu Bora-Komorowskiego - Józef Cyrankiewicz, przeniosłem się do Warszawy. Zostałem tam przydzielony do Biura Informacji i Propagandy, gdzie Jerzy Makowiecki polecił mi robić dla Komendy Głównej przegląd podziemnej prasy, różnych ośrodków politycznych działających poza porozumieniem stronnictw, poza delegaturą rządu i wtedy jeszcze poza Związkiem Walki Zbrojnej. Boże, ile było tych listów, dużo więcej niż przed wojną. Boże, czego Ci ludzie nie wypisywali! To była jakaś patriotyczna dżungla, pomieszanych ideologii, programów, teorii, wzajemnych oskarżeń, podejrzeń– nie sposób się było w tej dżungli rozeznać. Po paru tygodniach wybłagałem u Makowieckiego o inny przydział. Za wydawanie i kolportaż tej prasy tysiące ludzi płaciło więzieniem, torturami lub śmiercią. Mamy w świecie opinię narodu indywidualistów. Ludzie nam nieżyczliwi nazywają to skłonnością Polaków do politycznej anarchii. Ja to widziałem w czasie wojny i nie wspominam z czułością. Przez ostatnie trzysta lat los nas często doświadczał. Odnieśliśmy jednak dwa zwycięstwa o ogólnoeuropejskim znaczeniu – pierwsze to zbrojne zwycięstwo w wojnie z nawałą bolszewicką w 1919-1920 roku. Drugie to pokojowe zwycięstwo Solidarności, bez gwałtu, bez bitew, bez pożaru. Solidarność zjednoczyła społeczeństwo i przewodząc mu wyzwoliła naród z komunistycznego jarzma i marazmu. Kronika tych dwóch zwycięstw to najpiękniejsze karty naszej historii. Po tak zwanym Cudze nas Wisłą i zabezpieczeniu granic, naród przystąpił do samorządzenia się, opartego na francuskim modelu parlamentarnej demokracji i proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Rezultat nie był budujący. Rozbicie polityczne, wszechwładza Sejmu, niemożliwość wyłonienia w nim trwałej większości, krótkotrwałość gabinetów, pogłębiający się chaos – wiadomo czym to się skończyło. A dzisiaj Polacy muszą pokonać trudności większe niż w latach 20. Potworne koszta zbankrutowanego sowieckiego modelu socjalizmu, zaczynanie wszystkiego od nowa w kraju, w zahamowanym postępie i w społeczeństwie zubożałym, zawiedzionym i w dużej mierze zdezorientowanym. W normalnym biegu wydarzeń zadanie to miało - czy powinno - spaść, na barki zwycięskiej Solidarności. Ale gdzie jest ta solidarność? Quo vadis Polonia? Żyjemy w epoce wielkich i pozytywnych przemian. Narody i rządy Europy Zachodniej zrozumiały, że wojny - nawet zwycięskie, hamują postęp, niszczą dorobek i żywotne siły społeczeństw, są kosztowne i w ostatecznym rachunku przynoszą klęskę wszystkim. Narody i rządy Europy Zachodniej weszły na drogę współpracy gospodarczej, kulturalnej i politycznej. Zamiast tradycyjnej suwerenności państwowej, przyjęły zasadę współzależności we wzajemnych stosunkach. Państwowe granice tracą na znaczeniu. Powstały potężne i skuteczne ponadnarodowe struktury i prawa. Postępująca integracja odnosi niebywałe sukcesy, zapewniając jej członkom coraz wyższy poziom życia, pokój i bezpieczeństwo. Należy robić wszystko, aby w ten proces się włączyć. Nie będzie to łatwe. Wielorakie i uzasadnione przyczyny stoją ku temu na przeszkodzie. Znajdujemy jednak życzliwość i zrozumienie na Zachodzie. Jak powiedział profesor Zbigniew Brzeziński kilka tygodni temu, bodajże tutaj przy podobnej okazji – mamy przed sobą wielką i historyczną szansę. Jak widzimy spoza oceanu, rząd Polski rozważenie, cierpliwie, bez nieuzasadnionych obaw, bez nacjonalistycznej megalomanii stara się tę szansę wykorzystać. W tej materii powinniśmy wszyscy, którzy żyją tu i tam - wszyscy polską politykę zagraniczną popierać. Dziękuję.