Legenda o Bo ym Narodzeniu

Transkrypt

Legenda o Bo ym Narodzeniu
swpawel.rudasl.wiara.pl
Legenda o Bożym Narodzeniu...
Pewnego zimowego wieczoru opowiada stara legenda do staruszki zmęczonej całodzienną
krzątaniną przybiegli zdyszani pasterze z pobliskich gór. Jeden przez drugiego opowiadali o jakimś
królewskim dziecku, co przyszło na świat przed chwilą w ich szopie dla bydląt.
- Matka i dziecko potrzebują natychmiastowej pomocy. Ty się znasz na tym najlepiej. Chodź z nami prosili usilnie. Ale kobieta w taką mroźną noc ani myślała wychodzić ze swej ciepłej chaty:
- Dzisiaj nie, jutro przyjdę tłumaczyła z nutą dobroci w głosie. Pasterze nalegali jeszcze jakiś czas, ale
starowinka nie dała się namówić. Dotrzymała jednak słowa. Nazajutrz skoro świt ubrała się ciepło,
zapakowała w tobołek rzeczy potrzebne na taką okazję, do tego jeszcze szal dla matki oraz złotą łyżeczkę
dla dziecka jako prezenty i poszła w kierunku szopy, o której opowiadali pasterze.
W szopie nie było już nikogo. Tylko siano w żłobie i udeptana ziemia wskazywały, że wczoraj naprawdę
działo się tu coś niezwykłego.
Uczeni w Piśmie wiedzieli, gdzie miał się narodzić Mesjasz ale siedzieli całkiem spokojnie w Jerozolimie.
Król Herod dowiedział się już po czasie o narodzinach Niezwykłej Osoby ale na wszelki wypadek wysłał
swoich ludzi, by zbadali nastroje, sytuację i wywiedzieli się wszystkiego tak na wszelki wypadek. Trzej
Królowie zdani byli tylko na dziwne znaki ale te znaki tak ich poruszyły, że podjęli długą podróż.
Pasterze uradowani faktem narodzin Mesjasza rozbiegli się z wieścią po okolicy. Byli pierwszymi
zwiastunami Radosnej Nowiny.
A my pójdziemy tam jutro lub pojutrze... Teraz przecież musimy odpocząć: po pracy, po sprzątaniu
wszystkich kątów w domu, po myciu okien, praniu firanek. Należy się nam. Pośpiech nie jest wskazany. I
tak ciągle się gdzieś spieszymy.
Wyślemy standardowe życzenia do bliższych i dalszych, do tych, których kochamy, lubimy i do tych,
których udajemy, że lubimy, bo tak przecież wypada oni już przysłali nam życzenia...
Zrobimy zakupy, by niczego nie zabrakło na święta. Ustawimy choinkę, zapalimy kolorowe światełka,
zawiesimy bombki i inne ozdoby. Rzewnie zanucimy kolędę o pasterzach. Nakryjemy do stołu, pamiętając
o świątecznych talizmanach: obowiązkowym sianku, nieodzownych dwunastu potrawach, jednym wolnym
miejscu dla kogoś (byle tylko nie przyszedł). Broń Boże żeby ktoś nie popsuł nam świąt!. Szczęśliwi,
zadowoleni, tacy starannie poprawni i ułożeni, wyprasowani i wykrochmaleni.
Na wszelki wypadek pójdziemy tam jutro. Może jeszcze zastaniemy Dzieciątko, przecież powinno czekać
na nas.
W szopie nie było już nikogo. Tylko siano w żłobie i udeptana ziemia wskazywały, że wczoraj naprawdę
działo się tu coś niezwykłego.
Straciliśmy okazję spotkania z Nowonarodzonym. Ale nic nie szkodzi. Za rok znów będą święta...
Fragment kazania pewnego księdza, opr. ks. M.P.
http://swpawel.rudasl.wiara.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 16:37
swpawel.rudasl.wiara.pl
http://swpawel.rudasl.wiara.pl
Kreator PDF
Utworzono 8 March, 2017, 16:37