O federalizmie i autonomii na spokojnie

Transkrypt

O federalizmie i autonomii na spokojnie
O federalizmie i autonomii na spokojnie
dr hab Tomasz Kamusella
University of St Andrews
Szkocja, Wielka Brytania, UE
Z podziękowaniami memu dawnemu
wykładowcy na Central European University
Profesorowi Ferdinandowi Kinsky’emu
za zaszczepienie we mnie fascynacji
problematyką federalizmu, któremu on
sam poświęcił monografię o znamiennym
tytule Federalizm – model ogólnoeuropejski.
Początki
W Europie Środkowej pierwocin federalnej organizacji
państwowości należy upatrywać w tradycji „monarchii
kompozytowych”, to znaczy, składających się z wielu
królestw, księstw i innych obszarów na poły niezależnych,
różniących się wzajemnie w zakresie prawodawstwa oraz
systemu administracyjno-politycznego (w tym pisanego
języka administracji i polityki). Jako przykłady takich
monarchii, można wymienić Święte Cesarstwo Rzymskie
(z ponad dwoma tysiącami obszarów o różnym statusie
autonomicznym), ziemie dziedziczne Habsburgów (nie
posiadały one oficjalnej nazwy, a znajdowały się, po
połowie, w i poza wcześniej wymienonym cesarstwem),
Ziemie Korony Czeskiej (wraz ze Śląskiem w obrębie
Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a także ziem
dziedzicznych Habsburgów); Unię Kalmarską Danii,
Szwecji i Norwegii; jak i Rzeczpospolitą Królestwa
Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego (z
wyodrębnionymi – czyli autonomicznymi – lennami Prus i
Kurlandii). Należy też pamietać o republikańskiej (to jest,
nie-monarchicznej) w swym charakterze Konfederacji
Szwajcarii, powstałej pod koniec XIII stulecia w samym
alpejskim centrum Świętego Cesarstwa Rzymskiego,
której niezależność cesarstwo to uznało w roku 1648.
1
Tak rozumiany federalizm był normą organizacji
państwowości w Europie Środkowej aż po czasy
nowożytne. Nawet model unitarnego państwa narodowego
poniesiony na wschód na bagnetach imperialnych wojsk
francuskich w okresie wojen napoleońskich niewiele
zmienił w tym względzie. W roku 1815 na Kongresie
Wiedeńskim Święte Cesarstwo Rzymskie zastąpiono
Konfederacją Niemiecką. Po jej rozpadzie w wyniku wojny
z roku 1866 między Królestwem Prus a Cesarstwem
Austriackim o hegemonię w tejże konfederacji, na
południu w roku 1867 unitarne wcześniej Cesarstwo
Austriackie przekształcono w wielopoziomową federację
Austro-Węgier, a na północy Prusy stworzyły federalne
Cesarstwo Niemieckie w roku 1871.
W przeciągu swego istnienia Austro-Węgry wprowadzały i
pogłębiały autonomię ziem koronnych (a niekiedy także
powiatów w składzie tych pierwszych) nie tylko na gruncie
polityki (czyli administracji samorządowej i finansów), lecz
również w zakresie kultury (to jest głównie języka i
religii). Stąd rozróżnienie na autonomię polityczną i
kulturową. Imperium Rosyjskie od momentu powstania w
roku 1721 (wcześniej państwo to zwano Carstwem
Moskiewskim), choć w dużej mierze centralistyczne, to
jednak wprowadzało i utrzymywało polityczno-kulturową
autonomię dla różnych obszarów włączanych do niego na
zachodnich rubieżach w przeciągu XVIII i XIX stulecia. Na
przykład dla Besarabii (obecnie to Mołdowa) oraz ziem
zaborowych dawnej Rzeczypospolitej (dzisiejszej Litwy,
Białorusi i Ukrainy środkowej) utrzymano taką autonomię
po lata 30. XIX wieku, dla kongresowego Królestwa Polski
(dzisiaj Polski centralnej) po lata 60. tegoż stulecia, dla
Kurlandii, Liwonii i Estlandii (dzisiejszej Łotwy i Estonii) po
lata 80. XIX stulecia, oraz dla Wielkiego Księstwa Finlandii
aż do końca istnienia carskiej Rosji (pomimo podjęcia –
okazało się, że nieskutecznych – nie skutecznych kroków
zmierzających do zniesienia tej autonomii w latach 190005).
2
Wzmocnienie i pełne systemowe rozwinięcie federalizmu
polityczno-administracyjnego w Cesarstwie Niemieckim
wiązało się z likwidacją wcześniej istniejących elementów
autonomii kulturowej w Prusach, co pośród słowiańsko-,
litewsko-, czy duńsko-języcznych obywateli tego państwa
odbierano jako germanizację. Za to w Rosji likwidacja
autonomii na różnych obszarach, w imię ideologii
„samodzierżawia” (czyli unitaryzmu i jednorodności
polityczno-administracyjnej, kulturowo-językowej oraz
religijnej państwa) nie-rosyjskojęzyczni poddani,
szczególnie jeśli wyznania innego niż prawosławie,
postrzegali jako rusyfikację. Ze względu na wzrost w XIX
wieku popularności i znaczenia nacjonalizmu
etnicznojęzykowego w Europie Środkowej kulturowojęzykowy wymiar likwidowanych autonomii był uważany
za istotniejszy niźli ich istota polityczno-adminstracyjna.
Federalizm kontra państwo narodowe?
Od początku wieku XIX po początek następnego, francuski
model centralistycznego państwa narodowego bez
koncesji na rzecz mniejszości regionalnych, językowych
czy religijnych rozprzestrzeniał się w europejskiej części
słabnącego Imperium Ottomańskiego. W tym okresie
powstały tam takie państwa narodowe jak Rumunia,
Serbia, Czarnogóra, Albania, Bułgaria i Grecja. Z kolei na
północy Europy Środkowej kompozytoweKrólestwo
Szwecji i Norwegii rozpadło się w roku 1905 na dwa
państwa narodowe (także królestwa), czyli Norwegię i
Szwecję.
Po I wojnie światowej, model (najczęściej
etnicznojęzykowego) państwa narodowego zaczął
dominować w całej Europie Środkowej. Państwa
utworzone na jego bazie zwykle przyjmowały też
centralistyczny (francuski) system rządów i organizacji
administracji. Pewnym wyjątkiem na tym tle była
Finlandia, która przyjęła szwedzki – obok fińszczyzny –
jako równorzędny język oficjalny, pomimo tego, że
obywatele szwedzkojęzyczni stanowili i wciąż stanowią
nikłą mniejszość ludności (teraz niecałe 5%) tego
3
państwa. Ponadto, pod presją Aliantów i sytuacji
politycznej, nadano autonomię polityczno-kulturową
Szwedom na fińskich Wyspach Ålandzkich (na Bałtyku
między Szwecją a Finlandią) oraz wyłącznie politycznoadministracyjną dla Ślązaków w polskim województwie
śląskim.
W zasadzie międzywojenne Norwegia, Szwecja, Finlandia,
Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechosłowacja, Węgry,
Jugosławia, Rumunia, Bułgaria, Grecja i Turcja ściśle
trzymały się wzoru centralistycznego państwa
narodowego. (Federację obiecano mieszkańcom tworzącej
się w roku 1918 Czechosłowacji oraz Jugosławii, lecz
obietnicy tej nie nigdy dotrzymano w dwudziestoleciu
międzywojennym.) Wyjątek stanowiło niemiecko-polskie
kondominium niemieckojęzycznego Wolnego Miasta
Gdańska pod międzynarodowym nadzorem Ligii Narodów
oraz trzy państwa kontynuujący środkowoeuropejską
tradycję federalizmu, czyli Szwajcaria, jak i
międzywojenne Cesarstwo Niemieckie (tak, taką właśnie
nazwę oficjalną nazwę państwa nadal używały
niemonarchiczne już i republikańskie przecież Niemcy)
oraz Austria.
Co ciekawe – i o czym zbyt często się zapomina –
międzywojenny Związek Sowiecki (formalnie powstały w
roku 1922) twórczo przeformułował i wprowadził na swym
terenie wiele austro-węgierskich rozwiązań w zakresie
federalizmu oraz autonomii kulturowo-politycznej. W
międzywojniu powstało na jego terenie około 10.000 (tak,
dziecięć tysięcy) etnicznojęzykowych republik
związkowych i autonomicznych oraz autonomicznych
(narodowych) rejonów, dystryktów, miast, wiosek i
kołchozów. Działo się tak zgodnie z założeniami
korienizacji, czyli „powtórnego zakorzeniania
zrusyfikowanych populacji w ich własnej kulturze
etnicznojęzykowej.” Obok terytorialnej autonomii
kulturowo-politycznej, w ramach tej polityki
zaprowadzono też kulturową autonomię personalną, to
znaczy przypisaną do osób, a nie do terytorium. Każdy
obywatel sowiecki, w dowodzie osobistym został
4
przypisany do jednej z prawie 200 uznawanych na terenie
kraju narodowości, czyli grup etniczno-językowych.
Ci ciekawe, pomysł autonomii personalnej rozważano w
Austro-Węgrzech, lecz nie wprowadzono go tam w życie.
Z drugiej strony, zasada ta stanowiła podstawę
polityczno-społecznej organizacji Imperium
Ottomańskiego aż po jego likwidację w roku 1923. Każdy
poddany sułtana był przyporządkowany do właściwego mu
milletu, czyli nieterytorialnej grupy wyznawców jednej z
uznanych religii monoteistycznych (na przykład, islamu,
prawosławia, czy katolicyzmu), z własną administracją i
sądownictwem.
Korienizacja w ZSRS zakończyła się tuż przed wybuchem
II wojny światowej z zaprowadzeniem obowiązkowego
nauczania języka rosyjskiego dla wszystkich obywateli
oraz z ograniczeniem ilości obszarów autonomicznych z
10.000 do około 30: głównie republik związkowych i
autonomicznych, ale także rejonów i dystryktów
autonomicznych. Podobny los spotkał federalizm w
Cesarstwie Niemieckim i Austrii. Po przewrocie
nazistowskim w roku 1933, federalizm formalnie
zachowano w Niemczech, lecz poprzez równoległe i coraz
bardziej wpływowe partyjne struktury terytorialne NSDAP
w rzeczywistości zaczęto centralizować i etnicznojęzykowo
ujednorodniać całe państwo. Celem tej polityki stał się
rasowo „czysty” oraz językowo i kulturowo jednorodny
Volksgemeinschaft, czyli naród rasowo-etnicznojęzykowy.
Wszyscy jego członkowie mieli mówić tylko i wyłącznie
standardowym niemieckim, dialekty a tym bardziej obce
języki zostały zakazane. Po zagarnięciu Austrii przez
Trzecią Rzeszę w roku 1938, niemiecki system
„centralistycznego unitaryzmu” rozszerzono na to
pierwsze państwo.
W czasie II wojny światowej federalizm przetrwał w
Europie Środkowej jedynie w Szwajcarii. Lecz rozważając
jak pokonać Niemcy i zapewnić trwały pokój, politycy
środkowoeuropejscy na wygnaniu w Londynie wraz z
zachodnimi partnerami (głównie Brytyjczykami)
5
proponowali zawarcie federacji polsko-czechosłowackiej,
greko-jugosłowiańskiej, czy też Unii
Środkowoeuropejskiej. Zjednoczone Królestwo samo
świeciło tu przykładem deklaracji Unii FrancuskoBrytyjskiej, którą wydano w przededniu pokonania Francji
przez Niemcy w roku 1940.
Po roku 1945, Alianci zachodni odbudowali federalizm w
RFN powstałej w roku 1949 oraz sześć lat później w
Austrii, tam przy współpracy ZSRS. Jednocześnie
niespełnioną w międzywojniu obietnicę federacji
wypełniono w powojennej Jugosławii, szczególnie po roku
1974, kiedy to pełną autonomię językowo-kulturową
nadano republikom i prowincjom autonomicznym. Z kolei
federalizacja Czechosłowacji nastąpiła dopiero w roku
1969. Co ciekawe, w latach 1952-68, istniał w Rumunii
Węgierski Okręg Autonomiczny wzorowany na sowieckim
modelu narodowych okręgów autonomicznych.
Federalizm i autonomie we współczesnej Europie
Środkowej
Upadek komunizmu i rozpad bloku sowieckiego nie
naruszył tradycji autonomii Wysp Ålandzkich, oficjalnej
dwujęzyczności Finlandii, a tym bardziej federalizmu ani w
Szwajcarii, ani w Austrii. Dodatkowo wydarzenia te
doprowadziły do rozszerzenia struktur federalnych RFN na
obszar NRD wchłoniętej przez te pierwsze państwo w roku
1990. W zjednoczonych Niemczech wprowadzono
elementy autonomii kulturowo-językowej dla Sorbów
(Łużyczan) w landach Brandenburgii i Saksonii. W
pewnym sensie jest to kontynuacja tradycji podobnej
autonomii nadanej już w roku 1955 Duńczykom po
niemieckiej stronie granicy duńsko-niemieckiej oraz
mniejszości nimieckiej w Danii. Ostatnio podobne prawa
autonomii kulturowo-językowej wykonano dla ludności
słoweńskojęzycznej w austriackich landach Styrii i Karyntii
(ponad pół wieku od ich zapisaniu w Traktacie
państwowym w sprawie odbudowy niezawisłej
demokratycznej Austrii z roku 1955, czyli w konstytucji
austriackiej).
6
Ponadto w 1992 roku Włochy i Austria, po 20 latach od
podpisania porozumienia o autonomii kulturowopolitycznej dla włoskiej Prowincji Trentino Alto-Adige
(Tyrolu Południowego), doszły w końcu do zgody jak je
wykonywać. Zgoda ta wzmocniła podobne autonomie,
jednak nadane jedynie na gruncie prawa włoskiego a nie
umów międzynarodowych, w prowincjach Friuli-Venezia
Giulia, Sardynii, Sycylii i Dolinie Aosty. Warto też
wspomnieć, że od ponad tysiąca lat autonomię
terytorialno-kulturową udało się utrzymać prawosławnej
Autonomicznej Monastycznej Republice Świetej Góry
(Atos), obecnie na terenie Grecji.
Jednak lata 90. ubiegłego stulecia były naznaczone przez
rozpad aż trzech federacji, to jest, ZSRS, Jugosławii oraz
Czechosłowacji. W wyniku tych rozpadów powstało wiele,
przeważnie centralistycznych państw narodowych.
Spośród państw postsowieckich federalną strukturę
państwa zachowano w Rosji. Ponadto w wyniku napięć i
wojen wprowadzono republiki autonomiczne na terenie
Ukrainy (Krym) i Mołdowy (Gagauzję i Naddniestrze).
Kompromis osiągnięty po krwawej wojnie w Bośni, po roku
1995 przemienił ten kraj w wielopoziomową federację
składającą się z Federacji Bośni i Hercegowiny i Republiki
Serbskiej. Z kolei w skład tej pierwszej, na modłę
szwajcarską, wchodzi 10 kantonów. W
postjugosłowiańskiej Serbii odnowiono autonomię dla
Prowincja Autonomicznej Wojwodiny w roku 2010. W
niepodległym Kosowie, gdzie językami oficjalnymi są
albański i serbski, obecnie wprowadza się autonomię
terytorialną dla związku gmin serbskojęzycznych.
Dodatkowo warto wspomnieć – o czym mało kto wie, że
rozpad Czechosłowacji stanowił impuls do przyśpieszenia
federalizacji Belgii. Po tym co stało się z federalną
Czechosłowacją, uważa się, iż federacje dwuskładnikowe
(takie jak czechosłowacka) są niestabilne, dlatego
uzgodniono, że federacja belgijska będzie się składała z
trzech jednostek terytorialnych (Brukseli, Flandrii i
7
Walonii) oraz z trzech (nie pokrywających się z tymi
pierwszymi) wspólnot językowych: francuskiej,
niderlandzkiej (inaczej flamandzkiej lub holenderskiej)
oraz niemieckiej.
Polski federalizm?
Powszechnie sądzi się, że „Polska” przeżywała swój „złoty
wiek” za rozkwitu kompozytowej („federalnej”)
Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa
Litewskiego od wieku XVI po połowę następnego. Obóz
Piłsudskiego chciał odbudowy tego państwa jako
współczesnej Polski wraz z autonomiczną Białorusią, w
federacji z Litwą, a ponadto w układzie konfederacyjnym z
Ukrainą. Jednak międzywojenna Polska – o której
kształcie jednak zadecydowali zwolennicy Dmowskiego –
okazała się narodowym państwem centralistycznym. O
federalizmie pamiętano li tylko w zwyczajowej nazwie tego
państw popularnie określanego jako „II RP”, czyli „II
Rzeczpospolita Polska”.
Nieużywany obecnie w polszczyźnie rzeczownik
„rzeczpospolita” w znaczeniu „republiki” wyniesiono do
części nazwy międzywojennego państwa polskiego na
wspomnienie – ani terytorialnie, a tym bardziej
strukturalnie – przecież nieodtworzonej Rzeczypospolitej
Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego,
chociaż rzymska dwójka „II” sugeruje coś wręcz
przeciwnego. Komunistyczna PRL zrywała ciągłość tej
tradycji nazewniczo-wspomnieniowej, ale po upadku
komunizmu „ponownie wolna Polska z orzełkiem w
koronie” tytułuje się „III RP”, a niektórzy mówią już nawet
o „IV RP”. Lecz co zakrawa na ironię, w zakresie
centralizmu i jednorodności etniczno-językowo-religijnej
III RP jest prawie tożsama z PRL i dzieli z nią raison d'état
najpełniej wyrażany w potrzebie pogłębiania jednolitości
oraz jednorodności państwa.
W szkołach uczniowie wciąż czytają w Panu Tadeuszu
mickiewiczowską inwokację do „Litwy,” czyli Wielkiego
Księstwa Litewskiego, którego obywatelem tytułował się i
8
Czesław Miłosz. Jednak próżno by tego kraju, czy Ukrainy
szukać w granicach dzisiejszej III RP. Poza oficjalną nazwą
dzisiejsza Polska to de facto scentralizowane i
etnicznojęzykowo jednorodne państwo narodowe, co w
jednej trzeciej składa się z terenów niemieckich na
wschód od linii Odry i Nysy (deutsche Otgbiete), z których
„wytransferowano” (to jest, wygnano) na zachód
niemieckich mieszkańców, za wyjątkiem Ślązaków i
Mazurów. Te tereny, w przeważającej mierze, nigdy nie
wchodziły w skład Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i
Wielkiego Księstwa Litewskiego. Dlatego w PRLu władza
ludowa bezustannie określała przymiotnikiem „piastowski”
owe tak zwane „Ziemie Odzyskane” podkreślając, że
siedem stuleci wcześniej należały one przez lat jakiś 300
do późnośredniowiecznej Polski pod rządami dynastii
Piastów.
Stąd paradoks, że obecnie w popularnym dyskursie
Wrocław i Katowice są „piastowskie,” a Kraków ze swoim
uniwersytetem musi być „jagielloński.” Chociaż te
pierwsze nigdy nie były jagiellońskie, a ten drugi też był
piastowski. Podobnie niezgodnie z rzeczywistością do
pojęcia zabór pruski włącza się Górny Śląsk, a do zaboru
austriackiego Śląsk Cieszyński. Ani Śląsk Górny, ani
Cieszyński nie mogły być częściami wyżej wspomnianych
zaborów, bowiem nigdy nie wchodziły w skład
Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa
Litewskiego podzielonej przez trzech zaborców pod koniec
XVIII wieku.
Jak widać z powyższego tradycje federalizmu z
wielokulturowej, wielojęzycznej oraz wielowyznaniowej
Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej przywoływane są na
poziomie nazewnictwa i w retoryce politycznopatriotycznej. W realności constant prawie już stuletniej
nowoczesnej państwowości polskiej stanowi
centralistyczny model etnicznojęzykowo jednorodnego
państwa narodowego. „Polska dla Polaków,” czyli osób
mówiących po polsku, z polskimi nazwiskami, przede
wszystkim wyznania rzymskokatolickiego, ale na pewno
nie mojżeszowego. W ostatnim wypadku zwolennicy
9
Dmowskiego uważali, iż językowo spolonizowani Żydzi
nawet jeśli przyjęli katolicyzm, to i tak tylko „się ukrywali
pod pozorami,” i nigdy nie mogli zostać „prawdziwymi
Polakami.” Dlatego polskie encyklopedie notują skupiska
Polonii (mniejszości polskich) prawie we wszystkich
krajach świata, za wyjątkiem Izraela. Paradoksalnie, przed
wejściem Polski do UE, największy rynek książki
polskojęzycznej za granicą istniał właśnie w tym to
państwie żydowskim.
Śląskie autonomie
Konflikt polsko-niemiecki o niemiecki Górny Śląsk (to jest
rejencję Oppeln [opolską] w granicach pruskiej prowincji
śląskiej) po I wojnie światowej nie bazował na pamięci
mieszkańców tego regionu o polskiej państwowości sprzed
siedmiu wieków. Ich ogromna większość identyfikowała
się od dawien jako Prusacy i/albo Niemcy, lub też jako
Katolicy czy Ślązacy. Słowiański język (śląszczyzna) co
najmniej połowy mieszkańców Górnego Śląska nie
stanowił dla nich dowodu, iż są „Polakami”. Polacy
mieszkali przeca na wschód od nich, za „ruską granicą” (to
jest na terenie Imperium Rosyjskiego, w Kraju
Nadwiślańskim). Dlatego dla wielu Ślązaków etnonimy
Polok i Rus stanowiły synonimy.
Elity właśnie co tworzonego po I wojnie światowej
narodowego państwa polskiego zdawały sobie sprawę, że
budowanie nowoczesnej na zachodnią modłę
państwowości wymaga przemysłu, a na terenach dawnej
Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej nie występowały żadne
poważniejsze zagłębia węglowo-hutnicze. Dlatego elity te
rozwinęły ze Sosnowca siatkę – teraz powiedzielibyśmy, iż
„terrorystycznych” – bojówek POW (Polskiej Organizacji
Wojskowej) celem wzniecenia trzech antyniemieckich
„rebelii” (jak o nich mówiono z niemieckiego punktu
widzenia) na Górnym Śląsku w latach 1919, 1920 i 1921.
W polskiej histriografii pamięta się o tych wydarzeniach
jako „powstaniach śląskich,” lecz sami Ślązacy poważają
je za „tragiczną wojnę domową” wywołaną przez obcych
„z Polski,” widzianej jako leżącą poza ich hajmatem, na
10
wschodzie. Dlatego swą powieść o tych ciężkich czasach –
wciąż nie przetłumaczoną na śląski ani na polski – August
Scholtis zatytułował Ostwind, czyli „Wiatr ze wschodu.”
Ślązacy pragnęli odtworzenia dobrobytu i stabilności,
którymi cieszyli się prawie przez półwiecze poprzedzające
wybuch I wojny światowej w roku 1914. Traktat wersalski
(podpisany 28 czerwca 1919 roku, a ratyfikowany 20
stycznia 1920 roku) napawał niepokojem, bowiem
nakładał na Cesarstwo Niemieckie niebotyczne reparacje
wojenne. To była niezwykła szansa dla polskiej ofensywy
propagandowej, która starała się pokazać Ślązakom, że
będzie im lepiej w nieobciążonej takimi zobowiązaniami
nowej Polsce. W lutym 1920 roku przestrzeń dla działań
polskich na Górnym Śląsku dało wkroczenie wojsk
alianckich na Obszar Plebiscytowy Górnego Śląska. Stało
się tak na podstawie atykułu 88 Traktatu wersalskiego, w
którym Alianci zobowiązali się do przeprowadzenia
plebiscytu na tym obszarze. Artykuł ten zmuszał też Berlin
do ewakuacji niemieckiej administracji, policji i wojska z
tego terenu.
Ponadto artykuł 88 obligował również do rozwiązania
wszystkich innych grup bojowych, dywersyjnych i
paramilitarnych, jednak POW nie zaprzestała działalności,
a z głębi Niemiec wciąż napływali ochotnicy do
Freikorpsów (ochotniczych organizacji bojowych). Do obu
organizacji dołączali właśnie zdemobilizowani żołnierze z
armii niemieckiej wracający do domu na Górny Śląsk.
Doma spotkało ich bezrobocie i polityczno-gospodarcza
zawierucha. Łatwiej i ciekawiej było zarobić na życie
ponownie chwytając za karabin niźli gonić za brakującą i
coraz gorzej płatną robotą. A przy okazji można było
wypełnić „patriotyczny obowiązek” i zdobyć uznanie w
oczach kolegów i dowódców, potwierdzone orderem na
kolorowej tasiemce. W tym czasie na Górnym Śląsku, jak
gdzie indziej w Niemczech i w Europie Środkowej głód
zaglądał ludziom w oczy, a inflacja osiągała niebotyczne
szczyty. Pozostanie na żołnierce było dobrym
rozwiązaniem, bo nie trzeba było samemu zmagać się z
tak ciężką sytuacją bytową.
11
W atmosferze narastającego terroru niemieckiego i
polskiego, 15 lipca 1920 roku polski Sejm Ustawodawczy
nadała wciąż niemieckiemu przecież Górnemu Śląskowi
statut organiczny proklamując na jego terenie polskie
autonomiczne „województwo śląskie.” Chyba wzorem dla
decyzji Warszawy było fińskie prawo o autonomii dla Wysp
Ålandzkich z 7 maja 1920 roku, które w kontekście dążeń
ich mieszkańców do przyłączenia tych wysp do Szwecji,
pozwoliło zachować ów obszar w granicach Finlandii. O
odmienności charakteru powyżej wspomnianego fińskiego
prawa o autonomii Wysp Ålandzkich stanowiło to, iż
odnosiło się do części międzynarodowo uznanego – w roku
1917 – terytorium Finlandii. Statut organiczny
województwa śląskiego stanowił prawo na części
terytorium Niemiec, co zgoła sprzeczne z zasadami prawa
międzynarodowego.
Wcześniej, bo już 14 października roku 1919 roku,
Parlament Prus wydzielił rejencję Oppeln z prowincji
śląskiej, tym samym wynosząc ją do statusu odrębnej
prowincji w obrębie Prus, czyli prowincji górnośląskiej.
Ponadto w odpowiedzi na polski pomysł z autonomicznym
województwem śląskim, po plebiscycie Berlin obiecał
przeprowadzić referendum czy Prowincja Górnośląska ma
zostać wyłączony z Prus jako odrębny land niemiecki, czy
nie. A miejscowi przemysłowcy – należący wtedy do
najbogatszych w całej Europie – wsparli masową
organizację Ślązaków Bund der Oberschlesier / Związek
Górnoślązaków (BdO/ZG, powstały w styczniu 1919 roku),
która podjęła ich pomysł z roku 1918, iż Górny Śląsk
należało by przekształcić w niepodległe państwo z
niemieckim i polskim jako językami oficjalnymi, tak aby
uniknąć konieczności partycypowania w spłaceniu
niemieckich reparacji wojennych. Berlin zakazał
działalności „independystów” oraz propagowania idei
Wolnego Państwa Górnego Śląska (Freiestaat
Oberschlesien). Na niewiele się to zdało, bo do BdO/ZG
przystąpiło od 300 tysięcy do pół miliona członków.
12
Na tym przykładzie wyraźnie widać, że gros Ślązaków
pragnęła zachowania niepodzielonego Górnego Śląska w
formie odrębnego państwa, lub jako autonomicznego
landu w granicach Niemiec, lub – o ile okaże się to
niemożliwe – to przynajmniej w składzie federalnej
Czechosłowacji. Świeżo co zaistniała Polska jawiła się im
jako wielka niewiadoma, prawie tożsama z – po
stereotypowemu – pierońskom Russlandyjom. Czeska
połowa Czechosłowacji była im bliższa i znana, bowiem do
roku 1918 granicę między Niemcami a Austro-Węgrami (z
których wydzielono Czechosłowację) można było
przekraczać swobodnie w odróżnieniu od granicy z Rosją.
Chociaż ta ostatnia została zniesiona już w roku 1915,
dzięki sukcesom armii niemieckich i austro-węgierskich na
froncie wschodnim. W 1916 roku Berlin i Wiedeń na
terenie rosyjskiego Kraju Nadwiślańskiego utworzyły
Regencyjne Królestwo Polskie (Regentschaftskönigreich
Polen), tak więc siłą rzeczy wzrosły kontakty gospodarcze
i kulturowe pomiędzy tym obszarem a Górnym Śląskiem.
Koncern prasowy górnośląskiego Katolika wydawał i
kontrolował większość prasy w Królestwie Regencyjnym.
Plebiscyt przeprowadzony 20 marca 1921 roku na
Górnośląskim Obszarze Plebiscytowym zakończył się
wyraźną klęską Polski, bowiem prawie 60% głosów
oddano za Niemcami, a jedynie nieznacznie powyżej 40%
za Polską. Wedle traktatu wersalskiego wynik plebiscytu
miał mieć charakter doradczy, a ostateczna decyzja
należała do Aliantów. Żeby przechylić ją na szalę Polski –
bo obawiano się zwrócenia Górnego Śląska Niemcom –
wzniecono trzecie powstanie śląskie (lubo trzecią rebelię
górnośląską z niemieckiego punktu widzenia). Polska
prasa donosiła, że plebiscyt by wygrano, gdyby do
głosowania nie dopuszczono osób urodzonych na Górnym
Śląsku, lecz zamieszkujących na stałe poza hajmatem –
zapominając przy tym, że tą kategorię głosujących
dopuszczono do udziału w plebiscycie na usilne życzenie
polskich negocjatorów na konferencji pokojowej w Paryżu.
W końcu alianci podjęli decyzja o podziale regionu: więcej
niż dwie trzecie obszaru regionu pozostało przy
13
Niemczech, lecz prawie połowę ludności, wraz z
większością zagłębia przemysłowego przekazano Polsce.
15 maja 1922 roku Polska i Niemcy podpisały w Genewie
konwencję, która – pod międzynarodowym nadzorem Ligii
Narodów – na 15 lat uściślała zasady funkcjonowania
podzielonego regionu jak i ochronę praw mniejszości, czyli
Niemców, Polaków i Żydów (Ślązaków zauważano, lecz tak
jak wcześniej nie uwzględniono ich życzeń względem
przyszłości własnego hajmatu, tak samo nie poważano
Ślązaków za naród, a ich praw jako grupy etnicznej za
konieczne ochrony). W czerwcu 1922 roku nastąpił
faktyczny podział Górnego Śląska, a 3 września
przeprowadzono obiecane referendum w pomniejszonej
już prowincji górnośląskiej. Tym razem aż 90%
głosujących opowiedziało się za pozostawieniem prowincji
w składzie Prus. Ślązacy byli zmęczeni eksperymentami
politycznymi i gospodarczymi prowadzonymi ich kosztem.
Pragnęli – skonfrontowani z nowym i polskonarodowym –
niemożliwego już wtedy powrotu przecież niedawnej
rzeczywistości taką jaką ją znali, w ramach Prus i
Cesarstwa Niemieckiego.
Z początku autonomia województwa śląskiego miała
charakter polityczno-kulturowy, acz oficjalnie przejściową
dwujęzyczność regionu, z równorzędnym użyciem
oficjalnym niemczyzny i polszczyzny, zlikwidowano do
roku 1926, w zgodzie z artykułem 138 górnośląskiej
Konwencji Genewskiej. Polszczyzna został jedynym
językiem oficjalnym województwa śląskiego, choć język
niemiecki zachowano w niemieckim szkolnictwie
mniejszościowym oraz niemieckiej i żydowskiej prasie,
książce i filmie mniejszościowym. Pomimo centralizacji
państwa w Cesarstwie Niemieckim po przewrocie
nazistowskim z roku 1933, elementy autonomii kulturowej
dla mniejszości polskiej i żydowskiej w prowincji
górnośląskiej utrzymały się aż do momentu wygaśnięcia
konwencji genewskiej w roku 1937. W roku następnym
rozwiązano prowincję górnośląską, przekształcając ją w
rejencję Oppeln, na powrót w składzie pruskiej prowincji
śląskiej. Ta konwencja zapewniała też pewną ochronę
14
mniejszości niemieckiej w województwie śląskim, pomimo
wzrastającego w Polsce autorytaryzmu po przewrocie
majowym z roku 1926, który przyniósł stałe ograniczanie
politycznego i finansowego wymiaru autonomii. Z Sejmu
Śląskiego sukcesywnie wykluczano posłów partii
niemieckich, śląskich i opozycyjnych, tak że od roku 1935
w jego ławach zasiadali jedynie zwolennicy rządu, a
zarazem sami Polacy.
Wybuch II wojny światowej zniósł pozostałości autonomii
kulturowej na niemieckim Górnym Śląsku oraz politycznofinansowej w województwie śląskim włączonym na powrót
w obręb pruskiej prowincji śląskiej. 7 maja 1945 roku, tuż
przed oficjalnym końcem wojny, Krajowa Rada Narodowa
(KRN, pełniąca funkcję parlamentu polskiego z nadania i
pod kontrolą ZSRS) zniosła autonomię województwa
śląskiego. Tym razem nawet nie zachowano pozorów i nie
rozważono możliwości rozpisania referendum, aby
zobaczyć co na ten temat sądzą Ślązacy. Co więcej KRN
dokonała likwidacji autonomii śląskiej niezgodnie z
własnymi kompetencjami, a także z pogwałceniu zapisów
samego statusu organicznego. Dlatego można
domniemywać, iż zniesienie to nastąpiło to de jure
nieskutecznie. Dlatego współcześni autonomiści śląscy
wysnuwają logiczny wniosek, że w świetle prawa
autonomia międzywojennego województwa śląskiego
nadal trwa. Lecz trwanie de jure często mało co znaczy
bez politycznej woli wykonania go de facto, nie inaczej niż
w wypadku Wolnego Miasta Gdańska, którego sami Alianci
zdecydowali się nie odtwarzać po II wojnie światowej.
Na sprawę autonomii śląskiej można też spojrzeć z innego
punktu widzenia. Już od międzywojnia wielu historyków i
polityków spoza obozu Dmowskiego zastanawia się, czy
nadanie autonomii kulturowo-politycznej województwom
kresowym nie zadowoliłoby dążeń językowo-politycznych
zwłaszcza Ukraińców, tudzież Białorusinów i Litwinów, a
może i Żydów. A wtedy międzywojenne Polska miałaby
lepsze widoki na stabilność wewnętrzną, a nawet i na
silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej. Często się
dodaje, że wzorem dla tych projektowanych autonomii
15
kresowych miałoby być województwo śląskie, zapominając
przy tym, iż autonomia śląska miała charakter politycznoadministracyjny, a nie kulturowo-językowy. Z kolei
głównym powodem niechęci pięciomilionowej mniejszości
ukraińskiej do państwa polskiego była likwidacja ich
systemu szkolnictwa ukraińskojęzycznego w Galicji – od
szkoły podstawowej po uniwersytet – odziedziczonego po
Austro-Węgrzech. Niechybnie więc autonomia polityczna
bez pełnych praw dla ukraińszczyzna nie zadowoliłaby tej
mniejszości demograficznie równej całej populacji
współczesnej Słowacji, albo Szkocji.
Federalizmy w konfederacji europejskiej, czyli UE
Polskim politykom nie w smak federacje, chociaż na niwie
polityki historycznej najsilniej odżegnują się oni nie od
tychże, tylko od ciągle „autorytarniejącego” modelu
rosyjskiej „demokracji sterowanej,” często utożsamianej z
polskim doświadczeniem samodzierżawia w zaborze
rosyjskim. W polskich podręcznikach szkolnych do historii
zabór pruski też odgrywa rolę szwarccharakteru (pomimo
tego że całkiem szeroką autonomię kulturową z
możliwością użycia polszczyzny w administracji i
szkolnictwie utrzymano tam aż do momentu utworzenia
Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku). Za to już austrowęgierskie czasy w „polskiej Galicji” (czyli autonomii
kulturowo-politycznej, która nastała dopiero z rokiem
1869) pod berłem Franza Josefa od końca XX wieku
wspomina się coraz lepiej i cieplej, zwłaszcza mając na
uwadze to co nastąpiło zaraz po rozpadzie CK Monarchii.
W dwudziestowiecznej Europie Środkowej państw
narodowych ponad 60 milionów ludzi doświadczyło czystek
etnicznych i ludobójstwa.
Wspomnienia wspomnieniami, jednak jak dochodzi do
decydowania o ustroju państwa, to model austrowęgierskiego federalizmu z elementami autonomii
kulturowej, a tym bardziej jego prusko-niemiecki
odpowiednik (bez koncesji dla odmienności
etnicznojęzykowych), okazał się z bliżej nieokreślonego
powodu nieodpowiedni dla polskiego państwa
16
narodowego. Być może zadecydowały o tym prorosyjskie
sympatie Dmowskiego? Wynika stąd, że carskiej Rosji
można nie lubić, lecz właśnie to centralistyczny model jej
państwowości przyjęto za wzorzec dla ustroju polskiego
państwa narodowego. Drugim źródłem inspiracji dla
frankofilskich i w przeważającej mierze mówiących po
francusku elit II RP była republikańska Francja z jej
centralizmem i ideologią dirigismu, czyli „ręcznego
sterowania z centrali.”
Kontynuacją, tego myślenia o państwie jest popularna,
acz niewiele z demokracją mająca wspólnego, tęsknota za
„porządkiem i rządami silnej ręki” oraz artykuł 3
obowiązującej Konstytucji RP, który mówi, że
„Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym,” czyli –
w obecnie przyjmowanej interpretacji – centralistycznym,
etnicznojęzykowo jednorodnym, nie-federalnym oraz bez
możliwości zastosowania w nim rozwiązań
autonomicznych. Zapis ten nie wydaje się zgodny z
proponowaną w konstytucyjnej Preambule koniecznością
„nawiąz[ywania] do najlepszych tradycji Pierwszej i
Drugiej Rzeczypospolitej.” Niewątpliwie takimi dobrymi
tradycjami był przecież kompozytowy charakter
Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej oraz autonomia śląska
w międzywojennej Polsce, wraz z wielokulturowym,
wielojęzycznym i wielowyznaniowym charakterem obydwu
tych państw.
Tradycje te jednak odrzucono, a „federalizm” i
„autonomia” stały się słowami tabu we współczesnym
polskim dyskursie politycznym. Wystarczy je
wypowiedzieć w kontekście ustroju Polski, aby od razu
zostać okrzykniętym „wrogiem państwa i narodu
polskiego,” winnym naruszenia Konstytucji (oczywiście
mowa tu o artykule 3, a nie o Preambule). Tak zazwyczaj
ucina się rozmowę z przedstawicielami Ślązaków
ważącymi się podjąć dyskusję na temat autonomii, czy też
z politykami mniejszości niemieckiej wskazującymi na
federalizm austriacki i niemiecki jako model mogący
ulepszyć i przyśpieszyć rozwój współczesnej Polski.
17
Stojącym na straży politycznej poprawności nie
przeszkadza to, że w roku 1999 Polskę zdecentralizowano
i że obok gmin zaprowadzono w kraju samorząd także na
poziomie powiatów i województw. Działo się to zgodnie z
unijną zasadą pomocniczości (subsydiarności)
wypracowaną na gruncie nauki społecznej Kościoła
rzymskokatolickiego. Mówi ona, że rozwiązań problemów
nurtujących społeczności ludzkie należy szukać na
odpowiednim poziomie, to znaczy, niekiedy na poziomie
państw, czasami w regionach, a kiedy indziej na niwie
ponadpaństwowej.
Logiką tą rządzi się UE, do której Polska przystąpiła już
całą dekadę temu. Unia nie jest niczym innym niż
konfederacją, która nie tylko może się rozpaść (o czym
marzą niektóre partie narodowe i konserwatywne), ale
także przerodzić w pełną federację, lub trwać w obecnym
kształcie. Tak czy inaczej logika (kon-)federalizmu już od
lat 10 jest obecna w stosunkach Polski z UE jak i z innymi
państwami członkowskimi, oraz w stosunkach polskich
regionów z ich odpowiednikami w innych krajach unijnych.
Zwolennicy centralizmu zaklinają ten „złowrogo pełzający”
federalizm hasłem o Unii Europejskiej jako „Europie
ojczyzn,” czyli Europie państw narodowych.
Okazuje się jednak, że wiele z tych krajów to państwa
federalne, federalnym podobne, lub z autonomiami na ich
obszarze. W tym zbiorze znajduje się także Francja.
Pomimo centralizmu Francji kontynentalnej, trzeba
pamiętać o jej „departamentach zamorskich” czy
„wspólnotach zamorskich,” które coraz bardziej
przypominają autonomie sensu stricto, choć termin
„autonomia” w ich nazwach (jeszcze?) nie występuje.
Niewielu też już pamięta, że Paryż, aby powstrzymać
dekolonizację, pod koniec lat 50. ubiegłego wieku, ogłosił
powstanie krótkotrwałej Unii Francusko-Afrykańskiej,
składającej się z Francji i jej kolonii.
A co sądzą sami Polacy (mieszkańcy tej tak bardzo
„niepolskiej Polski” współczesnej o ile wzorem dla niej
miałaby być Rzeczpospolita Polsko-Litewska, lub nawet II
18
RP) o federalizmie? Elity nigdy ich nie indagowały o
stosunek do ustroju państwa. Demokracja demokracją,
ale te pierwsze zdają się sądzić, że wiedzą lepiej czego
oczekuje i potrzebuje zwykły człowiek. Kiedy jednak
przeciętnemu Polakowi było w kraju źle, to za PRLu
głównie marzył o wyjeździe do USA, Kanady, albo Australii
– czyli, wypisz wymaluj – państw stricte federalnych. Na
Górnym Śląsku, ze względu na rodziny rozdzielone przez
krwawy wiek XX między Niemcami a Polską, a także z
powodu pamięci zbiorowej, najpopularniejszym
kierunkiem upragnionego wyjazdu zarówno dla Ślązaków,
Niemców i górnośląskich Polaków był Rajch, czyli Niemcy
Zachodnie, choć Austrią czy Szwajcarią też nie gardzono. I
znowu: państwa federalne.
A gdzie po akcesji Polski do Unii, udali się obywatele
polscy w poszukiwaniu pracy i lepszego życia? Przede
wszystkim do Wielkiej Brytanii, a ostatnio również do
Niemiec. Choć te pierwsze państwo znacznie różni się od
Niemiec, to jednak jest swoistego rodzaju federacją.
Federacją powstałą na bazie monarchii kompozytowej, co
wyraźnie widać w jego oficjalnej nazwie: Zjednoczone
Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Z kolei
Wielka Brytania składa się z Anglii i Szkocji, a ta pierwsza
zawiera w sobie na różne sposoby odmienną Walię.
Pamiętając o tych historycznych precedensach w latach
90. ubiegłego wieku przeprowadzono „dewolucję” (to jest
niepełną federalizację) Zjednoczonego Królestwa dając
polityczno-administracyjną oraz kulturową autonomię
Irlandii Północnej, Szkocji oraz Walii. Niepełność tej
reformy wynika głównie stąd, że rozwiązań dewolucyjnych
nie zastosowano do najludniejszej Anglii. Wspomniany
wymiar kulturowy dewolucji łączył się z nadaniem
oficjalnego statusu językowi gaelickiemu w Szkocji,
walijskiemu w Wali, oraz irlandzkiemu i scots w Irlandii
Północnej.
Te autonomizująco-federalizujące zabiegi, których politycy
tak bardzo się obawiają w Polsce, nie tylko że nie
odstręczyły, ale tym bardziej przyciągają do
Zjednoczonego Królestwa migrantów z całej UE oraz
19
emigrantów spoza niej. A nie widać by do centralistycznej
Polski – która ponoć jako jedyny kraj w Unii nie odczuł
skutków globalnego kryzysu – pchali się obywatele z
innych krajów UE, lubo imigranci z szerokiego świata. Lecz
to może na rękę politykom co bez końca starają się
umacniać i pogłębiać jednolitość administracyjnoterytorialną, językowoetniczną oraz kulturowo-genderreligijną państwa polskiego? Czyż nie dlatego w swej
decyzji z początku grudnia 2013 roku Sąd Najwyższy
postanowił nie uznawać faktu, że w spisie z roku 2011 aż
850 tysięcy obywateli zadeklarowało przynależność do
narodu śląskiego, a pół miliona z nich mówienie doma
językiem śląskim?
Nie widać, żeby te bezustanne dążenia do jeszcze głębszej
od głębokiej już jednolitości centralistycznej Polski
przekładały się na masowe powroty Polaków z UE, na
które do niedawna miał jeszcze nadzieję rząd polski,
bowiem przed Polską roztoczyło się widmo zapaści
demograficznej. Życie w federalnych państwach UE oraz w
federacjach gdzie indziej na świecie okazuje się na tyle
atrakcyjne, że „wyjechani” mogą do Polski niekiedy
zawitać jako turyści. Najlepiej w maju, bo pogoda wtedy
ładna, w sam raz, coby odwiedzić rodzinę i znajomych,
pozaglądać na stare kąty i wybrać się na wycieczkę do
najpiękniejszego o tej porze Gdańska lub Krakowa. I to im
wystarcza, spokojne i dostatnie życie codzienne w
federacjach, z co parę lat krótkim letnim wypadem do
Polski.
Ktoś się żachnie – no bo jak to – czy nie jest tak, że
państwa federalne bardziej są podatne na rozpad? Warto
sięgnąć tu po fakty. Święte Cesarstwo Rzymskie istniało
bez żadnej przerwy dziewięć stuleci, a Rzeczpospolita
Polsko-Litewska aż trzy wieki. Ponadto tak samo od 300
lat trwa Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii
Północnej, a Konfederacja Szwajcarska już od ponad 700
lat. Z drugiej strony ZSRS przetrwał 69 lat, federalna
Jugosławia – 46 lat, a federalna Czechosłowacja zaledwie
– 23 lata.
20
W perspektywie historycznej państwa narodowe, a tym
bardziej centralistyczne i jednolite zarazem to novum.
Tutaj za ich prawzór stawia się republikańską Francję
istniejącą od ponad dwóch stuleci, a dorzucić można
Grecję powstałą niespełna 200 lat temu, czy Rumunię
istniejącą od prawie półtora stulecia. Na drugim biegunie
można postawić zaledwie dwudziestoletnią
Czechosłowację międzywojenną, ponownie niepodległą od
23 lat Estonię, lub sześcioletnie już Kosowo.
To czy państwo jest jednolite i centralistyczne, lub
federalne i z rozwiązaniami autonomicznymi wcale nie
decyduje jak długo lub krótko trwać będzie. Państwa są
tak samo wyobrażone jak narody, czy języki. Trwają w
jednej lub zmieniającej się postaci przez taki okres przez
jaki adekwatnie wypełniają oczekiwania i potrzeby swych
mieszkańców. Wtedy ci mieszkańcy są gotowi
kontynuować wyobrażanie swych państw (imagining them
into reality) przekazując pałeczkę wyobraźni politycznej
następnym pokoleniom, tak żeby państwa te nadal trwały
w ich głowach i sercu, a przez to i w rzeczywistości
politycznej. Jednak, jeśli jakieś państwo nie nadąża za
zmieniającymi się warunkami sytuacji międzynarodowej,
lub za oczekiwaniami własnych mieszkańców, to wtedy ci
ostatni są gotowi je szybko porzucić, bez względu na
wcześniej wysławianą „wielkość, mocarność, trwałość i
odwieczność” własnego państwa. I tak się właśnie stało w
przypadku rozpadu Świętego Cesarstwa Rzymskiego,
Austro-Węgier, czy zupełnie niedawno jak z mapy
politycznej świata wymazały się ZSRS i Czechosłowacja.
Państwa są dla ludzi, a nie ludzie dla państw. To ludzie
wymyślili państwa i tak samo mogą je zastąpić inną formą
organizacji politycznej. O tym w Polsce się nie pamięta, a
państwo często obraca się w złoty cielec, któremu trzeba
służyć bez względu na to czy jego mieszkańcom dobrze
lub źle się w nim dzieje. To Polak ma służyć Polsce, a nie
Polska Polakowi. Dlatego zwłaszcza młody Polak –
umęczony tym służeniem – wybiera wolność od
patriotycznej pańszczyzny w Zjednoczonym Królestwie.
21
Od paru lat w tymże Zjednoczonym Królestwie przebiega
ciekawa dyskusja. Mieszkańcy zdewoluowanej
(autonomicznej) Szkocji rozważają czy nie byłoby w ich
interesie rozwiązać unię z Królestwem Anglii zawartą w
roku 1707. W zgodzie z zasadami demokracji i wolności
słowa, szeroką i spokojną dyskusję na ten temat
prowadzą politycy, obywatele w prasie i mass mediach (na
przykład, warto zajrzeć na tą podstronę szacownego
dziennika The Guardian:
http://www.theguardian.com/politics/scottishindependence) oraz na coweekendowych mityngach w
centrach miast, miasteczek i wiosek. Uniwersytety i
zakłady pracy wystosowują do pracowników listy
zachęcające do bezstronnej dyskusji, zapewniając, że za
wyrażanie własnych poglądów (za, lub przeciwko
niepodległości Szkocji) nie spotkają ich żadne przykrości.
W poniedziałek, 6 stycznia 2014 roku, uczestniczyłem w
spotkaniu z Zastępcą Pierwszego Ministra Szkocji (czyli
szkocką wicepremier), Nicolą Sturgeon, na University of St
Andrews. Środowisko akademickie oddane racjonalnemu
rozumowaniu na bazie faktów i dowodów dość sceptycznie
odnosi się do pomysłu niepodległości, przedkładając nad
nią pogłębioną autonomię kraju. Tym niemniej Minister
Sturgeon przyjęto ciepło, dyskusja odbyła się w przyjaznej
atmosferze, a uczestnicy potrafili „pięknie się nie
zgadzać,” co w polskim dyskursie ciągle powtarzanym
sloganem, tak rzadko – za rzadko – wcielanym w życie.
Głównym osiągnięciem demokracji jest otwarcie polityki
dla wszystkich mieszkańców państwa, co pozwoliło na
zapewnienie bezkrwawych zmian rządów. Następnym
stopniem na drodze do unikania rozlewu krwi przy
decyzjach politycznych jest przyjęcie do wiadomości, że
tak samo jak państwa mogą się łączyć, bądź rozpadać i
zupełnie zanikać. Rozwiązania federalne i autonomistyczne
pozwalają na uspokojenie atmosfery zarówno w
pierwszym, jak i drugim przypadku.
Już mniej niż dziesięć miesięcy pozostało do szkockiego
referendum niepodległościowego, które ma się odbyć 18
22
września 2014 roku. Chciałoby się doczekać czasu, żeby z
takim samym spokojem, rozwagą i wyważeniem można
było dyskutować nad kwestią autonomii politycznoadministracyjnej dla Górnego Śląska, autonomii
kulturowo-językowej dla Ślązaków, czy też federalizacji
Polski. Chyba warto dowiedzieć się co sądzą sami
obywatele, bez niepotrzebnego emocjonowania się na
„politycznej górze,” która jak dotychczas skutecznie
zastrasza i zamyka usta zwykłemu człowiekowi. Wtedy nie
pozostaje mu nic innego jak „głosować nogami,” udając
się po lepsze życie w federacjach.
A był kiedyś taki czas, że to Szkoci emigrowali do Polski.
Lecz było to za I RP, czyli w Rzplitej Królestwa Polskiego i
Wielkiego Księstwa Litewskiego. Też federacji.
5-7 stycznia 2014 roku
Dùn Dè / Dundee
Cill Rìmhinn / Saunt Aundraes / St Andrews
23

Podobne dokumenty