O federalizmie i autonomii na spokojnie
Transkrypt
O federalizmie i autonomii na spokojnie
O federalizmie i autonomii na spokojnie dr hab Tomasz Kamusella University of St Andrews Szkocja, Wielka Brytania, UE Z podziękowaniami memu dawnemu wykładowcy na Central European University Profesorowi Ferdinandowi Kinsky’emu za zaszczepienie we mnie fascynacji problematyką federalizmu, któremu on sam poświęcił monografię o znamiennym tytule Federalizm – model ogólnoeuropejski. Początki W Europie Środkowej pierwocin federalnej organizacji państwowości należy upatrywać w tradycji „monarchii kompozytowych”, to znaczy, składających się z wielu królestw, księstw i innych obszarów na poły niezależnych, różniących się wzajemnie w zakresie prawodawstwa oraz systemu administracyjno-politycznego (w tym pisanego języka administracji i polityki). Jako przykłady takich monarchii, można wymienić Święte Cesarstwo Rzymskie (z ponad dwoma tysiącami obszarów o różnym statusie autonomicznym), ziemie dziedziczne Habsburgów (nie posiadały one oficjalnej nazwy, a znajdowały się, po połowie, w i poza wcześniej wymienonym cesarstwem), Ziemie Korony Czeskiej (wraz ze Śląskiem w obrębie Świętego Cesarstwa Rzymskiego, a także ziem dziedzicznych Habsburgów); Unię Kalmarską Danii, Szwecji i Norwegii; jak i Rzeczpospolitą Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego (z wyodrębnionymi – czyli autonomicznymi – lennami Prus i Kurlandii). Należy też pamietać o republikańskiej (to jest, nie-monarchicznej) w swym charakterze Konfederacji Szwajcarii, powstałej pod koniec XIII stulecia w samym alpejskim centrum Świętego Cesarstwa Rzymskiego, której niezależność cesarstwo to uznało w roku 1648. 1 Tak rozumiany federalizm był normą organizacji państwowości w Europie Środkowej aż po czasy nowożytne. Nawet model unitarnego państwa narodowego poniesiony na wschód na bagnetach imperialnych wojsk francuskich w okresie wojen napoleońskich niewiele zmienił w tym względzie. W roku 1815 na Kongresie Wiedeńskim Święte Cesarstwo Rzymskie zastąpiono Konfederacją Niemiecką. Po jej rozpadzie w wyniku wojny z roku 1866 między Królestwem Prus a Cesarstwem Austriackim o hegemonię w tejże konfederacji, na południu w roku 1867 unitarne wcześniej Cesarstwo Austriackie przekształcono w wielopoziomową federację Austro-Węgier, a na północy Prusy stworzyły federalne Cesarstwo Niemieckie w roku 1871. W przeciągu swego istnienia Austro-Węgry wprowadzały i pogłębiały autonomię ziem koronnych (a niekiedy także powiatów w składzie tych pierwszych) nie tylko na gruncie polityki (czyli administracji samorządowej i finansów), lecz również w zakresie kultury (to jest głównie języka i religii). Stąd rozróżnienie na autonomię polityczną i kulturową. Imperium Rosyjskie od momentu powstania w roku 1721 (wcześniej państwo to zwano Carstwem Moskiewskim), choć w dużej mierze centralistyczne, to jednak wprowadzało i utrzymywało polityczno-kulturową autonomię dla różnych obszarów włączanych do niego na zachodnich rubieżach w przeciągu XVIII i XIX stulecia. Na przykład dla Besarabii (obecnie to Mołdowa) oraz ziem zaborowych dawnej Rzeczypospolitej (dzisiejszej Litwy, Białorusi i Ukrainy środkowej) utrzymano taką autonomię po lata 30. XIX wieku, dla kongresowego Królestwa Polski (dzisiaj Polski centralnej) po lata 60. tegoż stulecia, dla Kurlandii, Liwonii i Estlandii (dzisiejszej Łotwy i Estonii) po lata 80. XIX stulecia, oraz dla Wielkiego Księstwa Finlandii aż do końca istnienia carskiej Rosji (pomimo podjęcia – okazało się, że nieskutecznych – nie skutecznych kroków zmierzających do zniesienia tej autonomii w latach 190005). 2 Wzmocnienie i pełne systemowe rozwinięcie federalizmu polityczno-administracyjnego w Cesarstwie Niemieckim wiązało się z likwidacją wcześniej istniejących elementów autonomii kulturowej w Prusach, co pośród słowiańsko-, litewsko-, czy duńsko-języcznych obywateli tego państwa odbierano jako germanizację. Za to w Rosji likwidacja autonomii na różnych obszarach, w imię ideologii „samodzierżawia” (czyli unitaryzmu i jednorodności polityczno-administracyjnej, kulturowo-językowej oraz religijnej państwa) nie-rosyjskojęzyczni poddani, szczególnie jeśli wyznania innego niż prawosławie, postrzegali jako rusyfikację. Ze względu na wzrost w XIX wieku popularności i znaczenia nacjonalizmu etnicznojęzykowego w Europie Środkowej kulturowojęzykowy wymiar likwidowanych autonomii był uważany za istotniejszy niźli ich istota polityczno-adminstracyjna. Federalizm kontra państwo narodowe? Od początku wieku XIX po początek następnego, francuski model centralistycznego państwa narodowego bez koncesji na rzecz mniejszości regionalnych, językowych czy religijnych rozprzestrzeniał się w europejskiej części słabnącego Imperium Ottomańskiego. W tym okresie powstały tam takie państwa narodowe jak Rumunia, Serbia, Czarnogóra, Albania, Bułgaria i Grecja. Z kolei na północy Europy Środkowej kompozytoweKrólestwo Szwecji i Norwegii rozpadło się w roku 1905 na dwa państwa narodowe (także królestwa), czyli Norwegię i Szwecję. Po I wojnie światowej, model (najczęściej etnicznojęzykowego) państwa narodowego zaczął dominować w całej Europie Środkowej. Państwa utworzone na jego bazie zwykle przyjmowały też centralistyczny (francuski) system rządów i organizacji administracji. Pewnym wyjątkiem na tym tle była Finlandia, która przyjęła szwedzki – obok fińszczyzny – jako równorzędny język oficjalny, pomimo tego, że obywatele szwedzkojęzyczni stanowili i wciąż stanowią nikłą mniejszość ludności (teraz niecałe 5%) tego 3 państwa. Ponadto, pod presją Aliantów i sytuacji politycznej, nadano autonomię polityczno-kulturową Szwedom na fińskich Wyspach Ålandzkich (na Bałtyku między Szwecją a Finlandią) oraz wyłącznie politycznoadministracyjną dla Ślązaków w polskim województwie śląskim. W zasadzie międzywojenne Norwegia, Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechosłowacja, Węgry, Jugosławia, Rumunia, Bułgaria, Grecja i Turcja ściśle trzymały się wzoru centralistycznego państwa narodowego. (Federację obiecano mieszkańcom tworzącej się w roku 1918 Czechosłowacji oraz Jugosławii, lecz obietnicy tej nie nigdy dotrzymano w dwudziestoleciu międzywojennym.) Wyjątek stanowiło niemiecko-polskie kondominium niemieckojęzycznego Wolnego Miasta Gdańska pod międzynarodowym nadzorem Ligii Narodów oraz trzy państwa kontynuujący środkowoeuropejską tradycję federalizmu, czyli Szwajcaria, jak i międzywojenne Cesarstwo Niemieckie (tak, taką właśnie nazwę oficjalną nazwę państwa nadal używały niemonarchiczne już i republikańskie przecież Niemcy) oraz Austria. Co ciekawe – i o czym zbyt często się zapomina – międzywojenny Związek Sowiecki (formalnie powstały w roku 1922) twórczo przeformułował i wprowadził na swym terenie wiele austro-węgierskich rozwiązań w zakresie federalizmu oraz autonomii kulturowo-politycznej. W międzywojniu powstało na jego terenie około 10.000 (tak, dziecięć tysięcy) etnicznojęzykowych republik związkowych i autonomicznych oraz autonomicznych (narodowych) rejonów, dystryktów, miast, wiosek i kołchozów. Działo się tak zgodnie z założeniami korienizacji, czyli „powtórnego zakorzeniania zrusyfikowanych populacji w ich własnej kulturze etnicznojęzykowej.” Obok terytorialnej autonomii kulturowo-politycznej, w ramach tej polityki zaprowadzono też kulturową autonomię personalną, to znaczy przypisaną do osób, a nie do terytorium. Każdy obywatel sowiecki, w dowodzie osobistym został 4 przypisany do jednej z prawie 200 uznawanych na terenie kraju narodowości, czyli grup etniczno-językowych. Ci ciekawe, pomysł autonomii personalnej rozważano w Austro-Węgrzech, lecz nie wprowadzono go tam w życie. Z drugiej strony, zasada ta stanowiła podstawę polityczno-społecznej organizacji Imperium Ottomańskiego aż po jego likwidację w roku 1923. Każdy poddany sułtana był przyporządkowany do właściwego mu milletu, czyli nieterytorialnej grupy wyznawców jednej z uznanych religii monoteistycznych (na przykład, islamu, prawosławia, czy katolicyzmu), z własną administracją i sądownictwem. Korienizacja w ZSRS zakończyła się tuż przed wybuchem II wojny światowej z zaprowadzeniem obowiązkowego nauczania języka rosyjskiego dla wszystkich obywateli oraz z ograniczeniem ilości obszarów autonomicznych z 10.000 do około 30: głównie republik związkowych i autonomicznych, ale także rejonów i dystryktów autonomicznych. Podobny los spotkał federalizm w Cesarstwie Niemieckim i Austrii. Po przewrocie nazistowskim w roku 1933, federalizm formalnie zachowano w Niemczech, lecz poprzez równoległe i coraz bardziej wpływowe partyjne struktury terytorialne NSDAP w rzeczywistości zaczęto centralizować i etnicznojęzykowo ujednorodniać całe państwo. Celem tej polityki stał się rasowo „czysty” oraz językowo i kulturowo jednorodny Volksgemeinschaft, czyli naród rasowo-etnicznojęzykowy. Wszyscy jego członkowie mieli mówić tylko i wyłącznie standardowym niemieckim, dialekty a tym bardziej obce języki zostały zakazane. Po zagarnięciu Austrii przez Trzecią Rzeszę w roku 1938, niemiecki system „centralistycznego unitaryzmu” rozszerzono na to pierwsze państwo. W czasie II wojny światowej federalizm przetrwał w Europie Środkowej jedynie w Szwajcarii. Lecz rozważając jak pokonać Niemcy i zapewnić trwały pokój, politycy środkowoeuropejscy na wygnaniu w Londynie wraz z zachodnimi partnerami (głównie Brytyjczykami) 5 proponowali zawarcie federacji polsko-czechosłowackiej, greko-jugosłowiańskiej, czy też Unii Środkowoeuropejskiej. Zjednoczone Królestwo samo świeciło tu przykładem deklaracji Unii FrancuskoBrytyjskiej, którą wydano w przededniu pokonania Francji przez Niemcy w roku 1940. Po roku 1945, Alianci zachodni odbudowali federalizm w RFN powstałej w roku 1949 oraz sześć lat później w Austrii, tam przy współpracy ZSRS. Jednocześnie niespełnioną w międzywojniu obietnicę federacji wypełniono w powojennej Jugosławii, szczególnie po roku 1974, kiedy to pełną autonomię językowo-kulturową nadano republikom i prowincjom autonomicznym. Z kolei federalizacja Czechosłowacji nastąpiła dopiero w roku 1969. Co ciekawe, w latach 1952-68, istniał w Rumunii Węgierski Okręg Autonomiczny wzorowany na sowieckim modelu narodowych okręgów autonomicznych. Federalizm i autonomie we współczesnej Europie Środkowej Upadek komunizmu i rozpad bloku sowieckiego nie naruszył tradycji autonomii Wysp Ålandzkich, oficjalnej dwujęzyczności Finlandii, a tym bardziej federalizmu ani w Szwajcarii, ani w Austrii. Dodatkowo wydarzenia te doprowadziły do rozszerzenia struktur federalnych RFN na obszar NRD wchłoniętej przez te pierwsze państwo w roku 1990. W zjednoczonych Niemczech wprowadzono elementy autonomii kulturowo-językowej dla Sorbów (Łużyczan) w landach Brandenburgii i Saksonii. W pewnym sensie jest to kontynuacja tradycji podobnej autonomii nadanej już w roku 1955 Duńczykom po niemieckiej stronie granicy duńsko-niemieckiej oraz mniejszości nimieckiej w Danii. Ostatnio podobne prawa autonomii kulturowo-językowej wykonano dla ludności słoweńskojęzycznej w austriackich landach Styrii i Karyntii (ponad pół wieku od ich zapisaniu w Traktacie państwowym w sprawie odbudowy niezawisłej demokratycznej Austrii z roku 1955, czyli w konstytucji austriackiej). 6 Ponadto w 1992 roku Włochy i Austria, po 20 latach od podpisania porozumienia o autonomii kulturowopolitycznej dla włoskiej Prowincji Trentino Alto-Adige (Tyrolu Południowego), doszły w końcu do zgody jak je wykonywać. Zgoda ta wzmocniła podobne autonomie, jednak nadane jedynie na gruncie prawa włoskiego a nie umów międzynarodowych, w prowincjach Friuli-Venezia Giulia, Sardynii, Sycylii i Dolinie Aosty. Warto też wspomnieć, że od ponad tysiąca lat autonomię terytorialno-kulturową udało się utrzymać prawosławnej Autonomicznej Monastycznej Republice Świetej Góry (Atos), obecnie na terenie Grecji. Jednak lata 90. ubiegłego stulecia były naznaczone przez rozpad aż trzech federacji, to jest, ZSRS, Jugosławii oraz Czechosłowacji. W wyniku tych rozpadów powstało wiele, przeważnie centralistycznych państw narodowych. Spośród państw postsowieckich federalną strukturę państwa zachowano w Rosji. Ponadto w wyniku napięć i wojen wprowadzono republiki autonomiczne na terenie Ukrainy (Krym) i Mołdowy (Gagauzję i Naddniestrze). Kompromis osiągnięty po krwawej wojnie w Bośni, po roku 1995 przemienił ten kraj w wielopoziomową federację składającą się z Federacji Bośni i Hercegowiny i Republiki Serbskiej. Z kolei w skład tej pierwszej, na modłę szwajcarską, wchodzi 10 kantonów. W postjugosłowiańskiej Serbii odnowiono autonomię dla Prowincja Autonomicznej Wojwodiny w roku 2010. W niepodległym Kosowie, gdzie językami oficjalnymi są albański i serbski, obecnie wprowadza się autonomię terytorialną dla związku gmin serbskojęzycznych. Dodatkowo warto wspomnieć – o czym mało kto wie, że rozpad Czechosłowacji stanowił impuls do przyśpieszenia federalizacji Belgii. Po tym co stało się z federalną Czechosłowacją, uważa się, iż federacje dwuskładnikowe (takie jak czechosłowacka) są niestabilne, dlatego uzgodniono, że federacja belgijska będzie się składała z trzech jednostek terytorialnych (Brukseli, Flandrii i 7 Walonii) oraz z trzech (nie pokrywających się z tymi pierwszymi) wspólnot językowych: francuskiej, niderlandzkiej (inaczej flamandzkiej lub holenderskiej) oraz niemieckiej. Polski federalizm? Powszechnie sądzi się, że „Polska” przeżywała swój „złoty wiek” za rozkwitu kompozytowej („federalnej”) Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego od wieku XVI po połowę następnego. Obóz Piłsudskiego chciał odbudowy tego państwa jako współczesnej Polski wraz z autonomiczną Białorusią, w federacji z Litwą, a ponadto w układzie konfederacyjnym z Ukrainą. Jednak międzywojenna Polska – o której kształcie jednak zadecydowali zwolennicy Dmowskiego – okazała się narodowym państwem centralistycznym. O federalizmie pamiętano li tylko w zwyczajowej nazwie tego państw popularnie określanego jako „II RP”, czyli „II Rzeczpospolita Polska”. Nieużywany obecnie w polszczyźnie rzeczownik „rzeczpospolita” w znaczeniu „republiki” wyniesiono do części nazwy międzywojennego państwa polskiego na wspomnienie – ani terytorialnie, a tym bardziej strukturalnie – przecież nieodtworzonej Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, chociaż rzymska dwójka „II” sugeruje coś wręcz przeciwnego. Komunistyczna PRL zrywała ciągłość tej tradycji nazewniczo-wspomnieniowej, ale po upadku komunizmu „ponownie wolna Polska z orzełkiem w koronie” tytułuje się „III RP”, a niektórzy mówią już nawet o „IV RP”. Lecz co zakrawa na ironię, w zakresie centralizmu i jednorodności etniczno-językowo-religijnej III RP jest prawie tożsama z PRL i dzieli z nią raison d'état najpełniej wyrażany w potrzebie pogłębiania jednolitości oraz jednorodności państwa. W szkołach uczniowie wciąż czytają w Panu Tadeuszu mickiewiczowską inwokację do „Litwy,” czyli Wielkiego Księstwa Litewskiego, którego obywatelem tytułował się i 8 Czesław Miłosz. Jednak próżno by tego kraju, czy Ukrainy szukać w granicach dzisiejszej III RP. Poza oficjalną nazwą dzisiejsza Polska to de facto scentralizowane i etnicznojęzykowo jednorodne państwo narodowe, co w jednej trzeciej składa się z terenów niemieckich na wschód od linii Odry i Nysy (deutsche Otgbiete), z których „wytransferowano” (to jest, wygnano) na zachód niemieckich mieszkańców, za wyjątkiem Ślązaków i Mazurów. Te tereny, w przeważającej mierze, nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Dlatego w PRLu władza ludowa bezustannie określała przymiotnikiem „piastowski” owe tak zwane „Ziemie Odzyskane” podkreślając, że siedem stuleci wcześniej należały one przez lat jakiś 300 do późnośredniowiecznej Polski pod rządami dynastii Piastów. Stąd paradoks, że obecnie w popularnym dyskursie Wrocław i Katowice są „piastowskie,” a Kraków ze swoim uniwersytetem musi być „jagielloński.” Chociaż te pierwsze nigdy nie były jagiellońskie, a ten drugi też był piastowski. Podobnie niezgodnie z rzeczywistością do pojęcia zabór pruski włącza się Górny Śląsk, a do zaboru austriackiego Śląsk Cieszyński. Ani Śląsk Górny, ani Cieszyński nie mogły być częściami wyżej wspomnianych zaborów, bowiem nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego podzielonej przez trzech zaborców pod koniec XVIII wieku. Jak widać z powyższego tradycje federalizmu z wielokulturowej, wielojęzycznej oraz wielowyznaniowej Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej przywoływane są na poziomie nazewnictwa i w retoryce politycznopatriotycznej. W realności constant prawie już stuletniej nowoczesnej państwowości polskiej stanowi centralistyczny model etnicznojęzykowo jednorodnego państwa narodowego. „Polska dla Polaków,” czyli osób mówiących po polsku, z polskimi nazwiskami, przede wszystkim wyznania rzymskokatolickiego, ale na pewno nie mojżeszowego. W ostatnim wypadku zwolennicy 9 Dmowskiego uważali, iż językowo spolonizowani Żydzi nawet jeśli przyjęli katolicyzm, to i tak tylko „się ukrywali pod pozorami,” i nigdy nie mogli zostać „prawdziwymi Polakami.” Dlatego polskie encyklopedie notują skupiska Polonii (mniejszości polskich) prawie we wszystkich krajach świata, za wyjątkiem Izraela. Paradoksalnie, przed wejściem Polski do UE, największy rynek książki polskojęzycznej za granicą istniał właśnie w tym to państwie żydowskim. Śląskie autonomie Konflikt polsko-niemiecki o niemiecki Górny Śląsk (to jest rejencję Oppeln [opolską] w granicach pruskiej prowincji śląskiej) po I wojnie światowej nie bazował na pamięci mieszkańców tego regionu o polskiej państwowości sprzed siedmiu wieków. Ich ogromna większość identyfikowała się od dawien jako Prusacy i/albo Niemcy, lub też jako Katolicy czy Ślązacy. Słowiański język (śląszczyzna) co najmniej połowy mieszkańców Górnego Śląska nie stanowił dla nich dowodu, iż są „Polakami”. Polacy mieszkali przeca na wschód od nich, za „ruską granicą” (to jest na terenie Imperium Rosyjskiego, w Kraju Nadwiślańskim). Dlatego dla wielu Ślązaków etnonimy Polok i Rus stanowiły synonimy. Elity właśnie co tworzonego po I wojnie światowej narodowego państwa polskiego zdawały sobie sprawę, że budowanie nowoczesnej na zachodnią modłę państwowości wymaga przemysłu, a na terenach dawnej Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej nie występowały żadne poważniejsze zagłębia węglowo-hutnicze. Dlatego elity te rozwinęły ze Sosnowca siatkę – teraz powiedzielibyśmy, iż „terrorystycznych” – bojówek POW (Polskiej Organizacji Wojskowej) celem wzniecenia trzech antyniemieckich „rebelii” (jak o nich mówiono z niemieckiego punktu widzenia) na Górnym Śląsku w latach 1919, 1920 i 1921. W polskiej histriografii pamięta się o tych wydarzeniach jako „powstaniach śląskich,” lecz sami Ślązacy poważają je za „tragiczną wojnę domową” wywołaną przez obcych „z Polski,” widzianej jako leżącą poza ich hajmatem, na 10 wschodzie. Dlatego swą powieść o tych ciężkich czasach – wciąż nie przetłumaczoną na śląski ani na polski – August Scholtis zatytułował Ostwind, czyli „Wiatr ze wschodu.” Ślązacy pragnęli odtworzenia dobrobytu i stabilności, którymi cieszyli się prawie przez półwiecze poprzedzające wybuch I wojny światowej w roku 1914. Traktat wersalski (podpisany 28 czerwca 1919 roku, a ratyfikowany 20 stycznia 1920 roku) napawał niepokojem, bowiem nakładał na Cesarstwo Niemieckie niebotyczne reparacje wojenne. To była niezwykła szansa dla polskiej ofensywy propagandowej, która starała się pokazać Ślązakom, że będzie im lepiej w nieobciążonej takimi zobowiązaniami nowej Polsce. W lutym 1920 roku przestrzeń dla działań polskich na Górnym Śląsku dało wkroczenie wojsk alianckich na Obszar Plebiscytowy Górnego Śląska. Stało się tak na podstawie atykułu 88 Traktatu wersalskiego, w którym Alianci zobowiązali się do przeprowadzenia plebiscytu na tym obszarze. Artykuł ten zmuszał też Berlin do ewakuacji niemieckiej administracji, policji i wojska z tego terenu. Ponadto artykuł 88 obligował również do rozwiązania wszystkich innych grup bojowych, dywersyjnych i paramilitarnych, jednak POW nie zaprzestała działalności, a z głębi Niemiec wciąż napływali ochotnicy do Freikorpsów (ochotniczych organizacji bojowych). Do obu organizacji dołączali właśnie zdemobilizowani żołnierze z armii niemieckiej wracający do domu na Górny Śląsk. Doma spotkało ich bezrobocie i polityczno-gospodarcza zawierucha. Łatwiej i ciekawiej było zarobić na życie ponownie chwytając za karabin niźli gonić za brakującą i coraz gorzej płatną robotą. A przy okazji można było wypełnić „patriotyczny obowiązek” i zdobyć uznanie w oczach kolegów i dowódców, potwierdzone orderem na kolorowej tasiemce. W tym czasie na Górnym Śląsku, jak gdzie indziej w Niemczech i w Europie Środkowej głód zaglądał ludziom w oczy, a inflacja osiągała niebotyczne szczyty. Pozostanie na żołnierce było dobrym rozwiązaniem, bo nie trzeba było samemu zmagać się z tak ciężką sytuacją bytową. 11 W atmosferze narastającego terroru niemieckiego i polskiego, 15 lipca 1920 roku polski Sejm Ustawodawczy nadała wciąż niemieckiemu przecież Górnemu Śląskowi statut organiczny proklamując na jego terenie polskie autonomiczne „województwo śląskie.” Chyba wzorem dla decyzji Warszawy było fińskie prawo o autonomii dla Wysp Ålandzkich z 7 maja 1920 roku, które w kontekście dążeń ich mieszkańców do przyłączenia tych wysp do Szwecji, pozwoliło zachować ów obszar w granicach Finlandii. O odmienności charakteru powyżej wspomnianego fińskiego prawa o autonomii Wysp Ålandzkich stanowiło to, iż odnosiło się do części międzynarodowo uznanego – w roku 1917 – terytorium Finlandii. Statut organiczny województwa śląskiego stanowił prawo na części terytorium Niemiec, co zgoła sprzeczne z zasadami prawa międzynarodowego. Wcześniej, bo już 14 października roku 1919 roku, Parlament Prus wydzielił rejencję Oppeln z prowincji śląskiej, tym samym wynosząc ją do statusu odrębnej prowincji w obrębie Prus, czyli prowincji górnośląskiej. Ponadto w odpowiedzi na polski pomysł z autonomicznym województwem śląskim, po plebiscycie Berlin obiecał przeprowadzić referendum czy Prowincja Górnośląska ma zostać wyłączony z Prus jako odrębny land niemiecki, czy nie. A miejscowi przemysłowcy – należący wtedy do najbogatszych w całej Europie – wsparli masową organizację Ślązaków Bund der Oberschlesier / Związek Górnoślązaków (BdO/ZG, powstały w styczniu 1919 roku), która podjęła ich pomysł z roku 1918, iż Górny Śląsk należało by przekształcić w niepodległe państwo z niemieckim i polskim jako językami oficjalnymi, tak aby uniknąć konieczności partycypowania w spłaceniu niemieckich reparacji wojennych. Berlin zakazał działalności „independystów” oraz propagowania idei Wolnego Państwa Górnego Śląska (Freiestaat Oberschlesien). Na niewiele się to zdało, bo do BdO/ZG przystąpiło od 300 tysięcy do pół miliona członków. 12 Na tym przykładzie wyraźnie widać, że gros Ślązaków pragnęła zachowania niepodzielonego Górnego Śląska w formie odrębnego państwa, lub jako autonomicznego landu w granicach Niemiec, lub – o ile okaże się to niemożliwe – to przynajmniej w składzie federalnej Czechosłowacji. Świeżo co zaistniała Polska jawiła się im jako wielka niewiadoma, prawie tożsama z – po stereotypowemu – pierońskom Russlandyjom. Czeska połowa Czechosłowacji była im bliższa i znana, bowiem do roku 1918 granicę między Niemcami a Austro-Węgrami (z których wydzielono Czechosłowację) można było przekraczać swobodnie w odróżnieniu od granicy z Rosją. Chociaż ta ostatnia została zniesiona już w roku 1915, dzięki sukcesom armii niemieckich i austro-węgierskich na froncie wschodnim. W 1916 roku Berlin i Wiedeń na terenie rosyjskiego Kraju Nadwiślańskiego utworzyły Regencyjne Królestwo Polskie (Regentschaftskönigreich Polen), tak więc siłą rzeczy wzrosły kontakty gospodarcze i kulturowe pomiędzy tym obszarem a Górnym Śląskiem. Koncern prasowy górnośląskiego Katolika wydawał i kontrolował większość prasy w Królestwie Regencyjnym. Plebiscyt przeprowadzony 20 marca 1921 roku na Górnośląskim Obszarze Plebiscytowym zakończył się wyraźną klęską Polski, bowiem prawie 60% głosów oddano za Niemcami, a jedynie nieznacznie powyżej 40% za Polską. Wedle traktatu wersalskiego wynik plebiscytu miał mieć charakter doradczy, a ostateczna decyzja należała do Aliantów. Żeby przechylić ją na szalę Polski – bo obawiano się zwrócenia Górnego Śląska Niemcom – wzniecono trzecie powstanie śląskie (lubo trzecią rebelię górnośląską z niemieckiego punktu widzenia). Polska prasa donosiła, że plebiscyt by wygrano, gdyby do głosowania nie dopuszczono osób urodzonych na Górnym Śląsku, lecz zamieszkujących na stałe poza hajmatem – zapominając przy tym, że tą kategorię głosujących dopuszczono do udziału w plebiscycie na usilne życzenie polskich negocjatorów na konferencji pokojowej w Paryżu. W końcu alianci podjęli decyzja o podziale regionu: więcej niż dwie trzecie obszaru regionu pozostało przy 13 Niemczech, lecz prawie połowę ludności, wraz z większością zagłębia przemysłowego przekazano Polsce. 15 maja 1922 roku Polska i Niemcy podpisały w Genewie konwencję, która – pod międzynarodowym nadzorem Ligii Narodów – na 15 lat uściślała zasady funkcjonowania podzielonego regionu jak i ochronę praw mniejszości, czyli Niemców, Polaków i Żydów (Ślązaków zauważano, lecz tak jak wcześniej nie uwzględniono ich życzeń względem przyszłości własnego hajmatu, tak samo nie poważano Ślązaków za naród, a ich praw jako grupy etnicznej za konieczne ochrony). W czerwcu 1922 roku nastąpił faktyczny podział Górnego Śląska, a 3 września przeprowadzono obiecane referendum w pomniejszonej już prowincji górnośląskiej. Tym razem aż 90% głosujących opowiedziało się za pozostawieniem prowincji w składzie Prus. Ślązacy byli zmęczeni eksperymentami politycznymi i gospodarczymi prowadzonymi ich kosztem. Pragnęli – skonfrontowani z nowym i polskonarodowym – niemożliwego już wtedy powrotu przecież niedawnej rzeczywistości taką jaką ją znali, w ramach Prus i Cesarstwa Niemieckiego. Z początku autonomia województwa śląskiego miała charakter polityczno-kulturowy, acz oficjalnie przejściową dwujęzyczność regionu, z równorzędnym użyciem oficjalnym niemczyzny i polszczyzny, zlikwidowano do roku 1926, w zgodzie z artykułem 138 górnośląskiej Konwencji Genewskiej. Polszczyzna został jedynym językiem oficjalnym województwa śląskiego, choć język niemiecki zachowano w niemieckim szkolnictwie mniejszościowym oraz niemieckiej i żydowskiej prasie, książce i filmie mniejszościowym. Pomimo centralizacji państwa w Cesarstwie Niemieckim po przewrocie nazistowskim z roku 1933, elementy autonomii kulturowej dla mniejszości polskiej i żydowskiej w prowincji górnośląskiej utrzymały się aż do momentu wygaśnięcia konwencji genewskiej w roku 1937. W roku następnym rozwiązano prowincję górnośląską, przekształcając ją w rejencję Oppeln, na powrót w składzie pruskiej prowincji śląskiej. Ta konwencja zapewniała też pewną ochronę 14 mniejszości niemieckiej w województwie śląskim, pomimo wzrastającego w Polsce autorytaryzmu po przewrocie majowym z roku 1926, który przyniósł stałe ograniczanie politycznego i finansowego wymiaru autonomii. Z Sejmu Śląskiego sukcesywnie wykluczano posłów partii niemieckich, śląskich i opozycyjnych, tak że od roku 1935 w jego ławach zasiadali jedynie zwolennicy rządu, a zarazem sami Polacy. Wybuch II wojny światowej zniósł pozostałości autonomii kulturowej na niemieckim Górnym Śląsku oraz politycznofinansowej w województwie śląskim włączonym na powrót w obręb pruskiej prowincji śląskiej. 7 maja 1945 roku, tuż przed oficjalnym końcem wojny, Krajowa Rada Narodowa (KRN, pełniąca funkcję parlamentu polskiego z nadania i pod kontrolą ZSRS) zniosła autonomię województwa śląskiego. Tym razem nawet nie zachowano pozorów i nie rozważono możliwości rozpisania referendum, aby zobaczyć co na ten temat sądzą Ślązacy. Co więcej KRN dokonała likwidacji autonomii śląskiej niezgodnie z własnymi kompetencjami, a także z pogwałceniu zapisów samego statusu organicznego. Dlatego można domniemywać, iż zniesienie to nastąpiło to de jure nieskutecznie. Dlatego współcześni autonomiści śląscy wysnuwają logiczny wniosek, że w świetle prawa autonomia międzywojennego województwa śląskiego nadal trwa. Lecz trwanie de jure często mało co znaczy bez politycznej woli wykonania go de facto, nie inaczej niż w wypadku Wolnego Miasta Gdańska, którego sami Alianci zdecydowali się nie odtwarzać po II wojnie światowej. Na sprawę autonomii śląskiej można też spojrzeć z innego punktu widzenia. Już od międzywojnia wielu historyków i polityków spoza obozu Dmowskiego zastanawia się, czy nadanie autonomii kulturowo-politycznej województwom kresowym nie zadowoliłoby dążeń językowo-politycznych zwłaszcza Ukraińców, tudzież Białorusinów i Litwinów, a może i Żydów. A wtedy międzywojenne Polska miałaby lepsze widoki na stabilność wewnętrzną, a nawet i na silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej. Często się dodaje, że wzorem dla tych projektowanych autonomii 15 kresowych miałoby być województwo śląskie, zapominając przy tym, iż autonomia śląska miała charakter politycznoadministracyjny, a nie kulturowo-językowy. Z kolei głównym powodem niechęci pięciomilionowej mniejszości ukraińskiej do państwa polskiego była likwidacja ich systemu szkolnictwa ukraińskojęzycznego w Galicji – od szkoły podstawowej po uniwersytet – odziedziczonego po Austro-Węgrzech. Niechybnie więc autonomia polityczna bez pełnych praw dla ukraińszczyzna nie zadowoliłaby tej mniejszości demograficznie równej całej populacji współczesnej Słowacji, albo Szkocji. Federalizmy w konfederacji europejskiej, czyli UE Polskim politykom nie w smak federacje, chociaż na niwie polityki historycznej najsilniej odżegnują się oni nie od tychże, tylko od ciągle „autorytarniejącego” modelu rosyjskiej „demokracji sterowanej,” często utożsamianej z polskim doświadczeniem samodzierżawia w zaborze rosyjskim. W polskich podręcznikach szkolnych do historii zabór pruski też odgrywa rolę szwarccharakteru (pomimo tego że całkiem szeroką autonomię kulturową z możliwością użycia polszczyzny w administracji i szkolnictwie utrzymano tam aż do momentu utworzenia Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku). Za to już austrowęgierskie czasy w „polskiej Galicji” (czyli autonomii kulturowo-politycznej, która nastała dopiero z rokiem 1869) pod berłem Franza Josefa od końca XX wieku wspomina się coraz lepiej i cieplej, zwłaszcza mając na uwadze to co nastąpiło zaraz po rozpadzie CK Monarchii. W dwudziestowiecznej Europie Środkowej państw narodowych ponad 60 milionów ludzi doświadczyło czystek etnicznych i ludobójstwa. Wspomnienia wspomnieniami, jednak jak dochodzi do decydowania o ustroju państwa, to model austrowęgierskiego federalizmu z elementami autonomii kulturowej, a tym bardziej jego prusko-niemiecki odpowiednik (bez koncesji dla odmienności etnicznojęzykowych), okazał się z bliżej nieokreślonego powodu nieodpowiedni dla polskiego państwa 16 narodowego. Być może zadecydowały o tym prorosyjskie sympatie Dmowskiego? Wynika stąd, że carskiej Rosji można nie lubić, lecz właśnie to centralistyczny model jej państwowości przyjęto za wzorzec dla ustroju polskiego państwa narodowego. Drugim źródłem inspiracji dla frankofilskich i w przeważającej mierze mówiących po francusku elit II RP była republikańska Francja z jej centralizmem i ideologią dirigismu, czyli „ręcznego sterowania z centrali.” Kontynuacją, tego myślenia o państwie jest popularna, acz niewiele z demokracją mająca wspólnego, tęsknota za „porządkiem i rządami silnej ręki” oraz artykuł 3 obowiązującej Konstytucji RP, który mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym,” czyli – w obecnie przyjmowanej interpretacji – centralistycznym, etnicznojęzykowo jednorodnym, nie-federalnym oraz bez możliwości zastosowania w nim rozwiązań autonomicznych. Zapis ten nie wydaje się zgodny z proponowaną w konstytucyjnej Preambule koniecznością „nawiąz[ywania] do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej.” Niewątpliwie takimi dobrymi tradycjami był przecież kompozytowy charakter Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej oraz autonomia śląska w międzywojennej Polsce, wraz z wielokulturowym, wielojęzycznym i wielowyznaniowym charakterem obydwu tych państw. Tradycje te jednak odrzucono, a „federalizm” i „autonomia” stały się słowami tabu we współczesnym polskim dyskursie politycznym. Wystarczy je wypowiedzieć w kontekście ustroju Polski, aby od razu zostać okrzykniętym „wrogiem państwa i narodu polskiego,” winnym naruszenia Konstytucji (oczywiście mowa tu o artykule 3, a nie o Preambule). Tak zazwyczaj ucina się rozmowę z przedstawicielami Ślązaków ważącymi się podjąć dyskusję na temat autonomii, czy też z politykami mniejszości niemieckiej wskazującymi na federalizm austriacki i niemiecki jako model mogący ulepszyć i przyśpieszyć rozwój współczesnej Polski. 17 Stojącym na straży politycznej poprawności nie przeszkadza to, że w roku 1999 Polskę zdecentralizowano i że obok gmin zaprowadzono w kraju samorząd także na poziomie powiatów i województw. Działo się to zgodnie z unijną zasadą pomocniczości (subsydiarności) wypracowaną na gruncie nauki społecznej Kościoła rzymskokatolickiego. Mówi ona, że rozwiązań problemów nurtujących społeczności ludzkie należy szukać na odpowiednim poziomie, to znaczy, niekiedy na poziomie państw, czasami w regionach, a kiedy indziej na niwie ponadpaństwowej. Logiką tą rządzi się UE, do której Polska przystąpiła już całą dekadę temu. Unia nie jest niczym innym niż konfederacją, która nie tylko może się rozpaść (o czym marzą niektóre partie narodowe i konserwatywne), ale także przerodzić w pełną federację, lub trwać w obecnym kształcie. Tak czy inaczej logika (kon-)federalizmu już od lat 10 jest obecna w stosunkach Polski z UE jak i z innymi państwami członkowskimi, oraz w stosunkach polskich regionów z ich odpowiednikami w innych krajach unijnych. Zwolennicy centralizmu zaklinają ten „złowrogo pełzający” federalizm hasłem o Unii Europejskiej jako „Europie ojczyzn,” czyli Europie państw narodowych. Okazuje się jednak, że wiele z tych krajów to państwa federalne, federalnym podobne, lub z autonomiami na ich obszarze. W tym zbiorze znajduje się także Francja. Pomimo centralizmu Francji kontynentalnej, trzeba pamiętać o jej „departamentach zamorskich” czy „wspólnotach zamorskich,” które coraz bardziej przypominają autonomie sensu stricto, choć termin „autonomia” w ich nazwach (jeszcze?) nie występuje. Niewielu też już pamięta, że Paryż, aby powstrzymać dekolonizację, pod koniec lat 50. ubiegłego wieku, ogłosił powstanie krótkotrwałej Unii Francusko-Afrykańskiej, składającej się z Francji i jej kolonii. A co sądzą sami Polacy (mieszkańcy tej tak bardzo „niepolskiej Polski” współczesnej o ile wzorem dla niej miałaby być Rzeczpospolita Polsko-Litewska, lub nawet II 18 RP) o federalizmie? Elity nigdy ich nie indagowały o stosunek do ustroju państwa. Demokracja demokracją, ale te pierwsze zdają się sądzić, że wiedzą lepiej czego oczekuje i potrzebuje zwykły człowiek. Kiedy jednak przeciętnemu Polakowi było w kraju źle, to za PRLu głównie marzył o wyjeździe do USA, Kanady, albo Australii – czyli, wypisz wymaluj – państw stricte federalnych. Na Górnym Śląsku, ze względu na rodziny rozdzielone przez krwawy wiek XX między Niemcami a Polską, a także z powodu pamięci zbiorowej, najpopularniejszym kierunkiem upragnionego wyjazdu zarówno dla Ślązaków, Niemców i górnośląskich Polaków był Rajch, czyli Niemcy Zachodnie, choć Austrią czy Szwajcarią też nie gardzono. I znowu: państwa federalne. A gdzie po akcesji Polski do Unii, udali się obywatele polscy w poszukiwaniu pracy i lepszego życia? Przede wszystkim do Wielkiej Brytanii, a ostatnio również do Niemiec. Choć te pierwsze państwo znacznie różni się od Niemiec, to jednak jest swoistego rodzaju federacją. Federacją powstałą na bazie monarchii kompozytowej, co wyraźnie widać w jego oficjalnej nazwie: Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Z kolei Wielka Brytania składa się z Anglii i Szkocji, a ta pierwsza zawiera w sobie na różne sposoby odmienną Walię. Pamiętając o tych historycznych precedensach w latach 90. ubiegłego wieku przeprowadzono „dewolucję” (to jest niepełną federalizację) Zjednoczonego Królestwa dając polityczno-administracyjną oraz kulturową autonomię Irlandii Północnej, Szkocji oraz Walii. Niepełność tej reformy wynika głównie stąd, że rozwiązań dewolucyjnych nie zastosowano do najludniejszej Anglii. Wspomniany wymiar kulturowy dewolucji łączył się z nadaniem oficjalnego statusu językowi gaelickiemu w Szkocji, walijskiemu w Wali, oraz irlandzkiemu i scots w Irlandii Północnej. Te autonomizująco-federalizujące zabiegi, których politycy tak bardzo się obawiają w Polsce, nie tylko że nie odstręczyły, ale tym bardziej przyciągają do Zjednoczonego Królestwa migrantów z całej UE oraz 19 emigrantów spoza niej. A nie widać by do centralistycznej Polski – która ponoć jako jedyny kraj w Unii nie odczuł skutków globalnego kryzysu – pchali się obywatele z innych krajów UE, lubo imigranci z szerokiego świata. Lecz to może na rękę politykom co bez końca starają się umacniać i pogłębiać jednolitość administracyjnoterytorialną, językowoetniczną oraz kulturowo-genderreligijną państwa polskiego? Czyż nie dlatego w swej decyzji z początku grudnia 2013 roku Sąd Najwyższy postanowił nie uznawać faktu, że w spisie z roku 2011 aż 850 tysięcy obywateli zadeklarowało przynależność do narodu śląskiego, a pół miliona z nich mówienie doma językiem śląskim? Nie widać, żeby te bezustanne dążenia do jeszcze głębszej od głębokiej już jednolitości centralistycznej Polski przekładały się na masowe powroty Polaków z UE, na które do niedawna miał jeszcze nadzieję rząd polski, bowiem przed Polską roztoczyło się widmo zapaści demograficznej. Życie w federalnych państwach UE oraz w federacjach gdzie indziej na świecie okazuje się na tyle atrakcyjne, że „wyjechani” mogą do Polski niekiedy zawitać jako turyści. Najlepiej w maju, bo pogoda wtedy ładna, w sam raz, coby odwiedzić rodzinę i znajomych, pozaglądać na stare kąty i wybrać się na wycieczkę do najpiękniejszego o tej porze Gdańska lub Krakowa. I to im wystarcza, spokojne i dostatnie życie codzienne w federacjach, z co parę lat krótkim letnim wypadem do Polski. Ktoś się żachnie – no bo jak to – czy nie jest tak, że państwa federalne bardziej są podatne na rozpad? Warto sięgnąć tu po fakty. Święte Cesarstwo Rzymskie istniało bez żadnej przerwy dziewięć stuleci, a Rzeczpospolita Polsko-Litewska aż trzy wieki. Ponadto tak samo od 300 lat trwa Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, a Konfederacja Szwajcarska już od ponad 700 lat. Z drugiej strony ZSRS przetrwał 69 lat, federalna Jugosławia – 46 lat, a federalna Czechosłowacja zaledwie – 23 lata. 20 W perspektywie historycznej państwa narodowe, a tym bardziej centralistyczne i jednolite zarazem to novum. Tutaj za ich prawzór stawia się republikańską Francję istniejącą od ponad dwóch stuleci, a dorzucić można Grecję powstałą niespełna 200 lat temu, czy Rumunię istniejącą od prawie półtora stulecia. Na drugim biegunie można postawić zaledwie dwudziestoletnią Czechosłowację międzywojenną, ponownie niepodległą od 23 lat Estonię, lub sześcioletnie już Kosowo. To czy państwo jest jednolite i centralistyczne, lub federalne i z rozwiązaniami autonomicznymi wcale nie decyduje jak długo lub krótko trwać będzie. Państwa są tak samo wyobrażone jak narody, czy języki. Trwają w jednej lub zmieniającej się postaci przez taki okres przez jaki adekwatnie wypełniają oczekiwania i potrzeby swych mieszkańców. Wtedy ci mieszkańcy są gotowi kontynuować wyobrażanie swych państw (imagining them into reality) przekazując pałeczkę wyobraźni politycznej następnym pokoleniom, tak żeby państwa te nadal trwały w ich głowach i sercu, a przez to i w rzeczywistości politycznej. Jednak, jeśli jakieś państwo nie nadąża za zmieniającymi się warunkami sytuacji międzynarodowej, lub za oczekiwaniami własnych mieszkańców, to wtedy ci ostatni są gotowi je szybko porzucić, bez względu na wcześniej wysławianą „wielkość, mocarność, trwałość i odwieczność” własnego państwa. I tak się właśnie stało w przypadku rozpadu Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Austro-Węgier, czy zupełnie niedawno jak z mapy politycznej świata wymazały się ZSRS i Czechosłowacja. Państwa są dla ludzi, a nie ludzie dla państw. To ludzie wymyślili państwa i tak samo mogą je zastąpić inną formą organizacji politycznej. O tym w Polsce się nie pamięta, a państwo często obraca się w złoty cielec, któremu trzeba służyć bez względu na to czy jego mieszkańcom dobrze lub źle się w nim dzieje. To Polak ma służyć Polsce, a nie Polska Polakowi. Dlatego zwłaszcza młody Polak – umęczony tym służeniem – wybiera wolność od patriotycznej pańszczyzny w Zjednoczonym Królestwie. 21 Od paru lat w tymże Zjednoczonym Królestwie przebiega ciekawa dyskusja. Mieszkańcy zdewoluowanej (autonomicznej) Szkocji rozważają czy nie byłoby w ich interesie rozwiązać unię z Królestwem Anglii zawartą w roku 1707. W zgodzie z zasadami demokracji i wolności słowa, szeroką i spokojną dyskusję na ten temat prowadzą politycy, obywatele w prasie i mass mediach (na przykład, warto zajrzeć na tą podstronę szacownego dziennika The Guardian: http://www.theguardian.com/politics/scottishindependence) oraz na coweekendowych mityngach w centrach miast, miasteczek i wiosek. Uniwersytety i zakłady pracy wystosowują do pracowników listy zachęcające do bezstronnej dyskusji, zapewniając, że za wyrażanie własnych poglądów (za, lub przeciwko niepodległości Szkocji) nie spotkają ich żadne przykrości. W poniedziałek, 6 stycznia 2014 roku, uczestniczyłem w spotkaniu z Zastępcą Pierwszego Ministra Szkocji (czyli szkocką wicepremier), Nicolą Sturgeon, na University of St Andrews. Środowisko akademickie oddane racjonalnemu rozumowaniu na bazie faktów i dowodów dość sceptycznie odnosi się do pomysłu niepodległości, przedkładając nad nią pogłębioną autonomię kraju. Tym niemniej Minister Sturgeon przyjęto ciepło, dyskusja odbyła się w przyjaznej atmosferze, a uczestnicy potrafili „pięknie się nie zgadzać,” co w polskim dyskursie ciągle powtarzanym sloganem, tak rzadko – za rzadko – wcielanym w życie. Głównym osiągnięciem demokracji jest otwarcie polityki dla wszystkich mieszkańców państwa, co pozwoliło na zapewnienie bezkrwawych zmian rządów. Następnym stopniem na drodze do unikania rozlewu krwi przy decyzjach politycznych jest przyjęcie do wiadomości, że tak samo jak państwa mogą się łączyć, bądź rozpadać i zupełnie zanikać. Rozwiązania federalne i autonomistyczne pozwalają na uspokojenie atmosfery zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku. Już mniej niż dziesięć miesięcy pozostało do szkockiego referendum niepodległościowego, które ma się odbyć 18 22 września 2014 roku. Chciałoby się doczekać czasu, żeby z takim samym spokojem, rozwagą i wyważeniem można było dyskutować nad kwestią autonomii politycznoadministracyjnej dla Górnego Śląska, autonomii kulturowo-językowej dla Ślązaków, czy też federalizacji Polski. Chyba warto dowiedzieć się co sądzą sami obywatele, bez niepotrzebnego emocjonowania się na „politycznej górze,” która jak dotychczas skutecznie zastrasza i zamyka usta zwykłemu człowiekowi. Wtedy nie pozostaje mu nic innego jak „głosować nogami,” udając się po lepsze życie w federacjach. A był kiedyś taki czas, że to Szkoci emigrowali do Polski. Lecz było to za I RP, czyli w Rzplitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Też federacji. 5-7 stycznia 2014 roku Dùn Dè / Dundee Cill Rìmhinn / Saunt Aundraes / St Andrews 23