Obudziłem się bardzo wcześnie
Transkrypt
Obudziłem się bardzo wcześnie
światła smuga Obudziłem się bardzo wcześnie... I. Michnik Pewnego dnia obudziłem się bardzo wcześnie, a kiedy tylko otworzyłem oczy, to aż rozszerzyłem szeroko źrenice – nade mną, obok, wszędzie był bajkowy, intensywny jak nigdy, błękit, który wypełniał całą przestrzeń, nie miał ani początku, ani końca. Nie widziałem nic prócz niego. Patrzyłem długo starając się ogarnąć wzrokiem całą jego powierzchnię. I zrozumiałem, że ów błękit – specyficznego rodzaju dach świata jest dla wszystkich: dla Chińczyków, Murzynów, dla Arabów, Polaków, dla każdej narodowości i każdego stworzenia. Oto błękitniała nade mną sprawiedliwość, równo rozdzielająca wszystkim swą intensywność. I soczysty lazur odsłonił przede mną tajemnicę dawania – nie odmierzać siebie, nie odliczać kawałka po kawałku, a zawsze być całością istniejącą dla ludzi, dla każdego. I dotarło do mnie, że błękit jest zarówno jak i tylko dla mnie. Czyżby paradoks? A jednak mogłem patrzeć tylko na jeden jego mały wycinek, choć wiedziałem, że jest go niepomiernie więcej. Głęboko odetchnąłem i do najodleglejszych zakamarków siebie wpuściłem powietrze – życie. A potem część mnie w pogłębionym wydechu ulotniła się do tej przestrzeni – świata. I zrozumiałem, że ten błękit – powietrze – życie nas łączy: jest niewidzialną liną płynącą od serca do serca. Niezauważalne cząsteczki samych nas mieszają się ze strukturą świata, dodając do jego kompozycji coś z naszej osobowości. Te same niezauważalne cząsteczki wnikają w organizm – serce innych, by tam przemienić rytm bicia czyjegoś serca na ładniejszy, bardziej melodyjny ton. I wtedy pojąłem – w błękicie zawiera się, (bądź inaczej) błękit to niepoznana, nieodgadniona Tajemnica, a także czyjeś ludzkie ty i moje ja. Tęskniłem do pełni błękitu, którego najmocniejsze natężenie wzmagało się w wysokościach. Dziwiłem się, że gdzieś tam – w oddali, kolor jest tak obficie lazurowy – harmonijny. Obok mnie była niebieska bladość, jakby pustka niezauważalna, a jednak to ona właśnie niosła życie. Spragniony szeroko otwierałem usta – serce i po prostu jadłem tę bladość – życie. A wtedy płynęła w moich żyłach siła, energia, moc. I zrozumiałem, że ta delikatna niebieskość jest przedsionkiem tej życiodajnej barwy jaką jest błękit. Czym więc będzie życie w lazurowych przestrzeniach? Wyciągnąłem rękę, próbując jakoś dotknąć tego „koloru”. Nic jednak nie poczułem, a jednak miałem wrażenie, że coś otula me palce. I wtedy pojąłem – błękit jest nieustannym trwaniem... i… bezpieczeństwem. I zrozumiałem, że to było spotkanie, spotkanie z błękitnym niebem, które jest metaforą Boga Najwyższego.