Giełda i zachowania inwestorów
Transkrypt
Giełda i zachowania inwestorów
Szkiełko i oko mędrca to za mało Tomasz Prusek 2008-11-20, ostatnia aktualizacja 2008-11-20 16:03:17.0 Rynek akcji często rządzi się swoimi zasadami, które wykraczają poza analizę fundamentalną i techniczną. Ich źródłem są wieloletnie doświadczenia inwestorów. Pomagają one podejmować rozsądne decyzje inwestycyjne, szczególnie w bessie. 1. "Na giełdzie większość nigdy nie ma racji", czyli kupuj wtedy, gdy wszyscy chcą sprzedać, sprzedawaj, gdy wszyscy kupują. Największe zyski przynoszą inwestycje w dołku bessy, gdy poziom pesymizmu jest rekordowo wysoki. Tak było wczesną wiosną 2003r., kiedy trwała wojna w Iraku. Giełdy przeżywały głęboki kryzys, który był wynikiem globalnego spowolnienia po pęknięciu spekulacyjnej bańki internetowej w 2000r. oraz serii skandali finansowych i oszustw księgowych, których symbolem stał się upadek w USA potężnej firmy energetycznej Enron i telekomunikacyjnego WorldComu. W cenie były za to obligacje, które inwestorzy ochrzcili mianem "safe heaven", czyli spokojnej przystani. Nasz indeks WIG20 liczył wówczas ok. 1150 pkt, a grupa aktywnych inwestorów giełdowych pod względem liczebności przypominała bardziej kółko miłośników modeli latających. Właśnie wtedy WIG20 rozpoczął ponadczteroletni marsz w górę, który okazał się największą fundamentalną hossą w historii GPW i przyćmił zarówno dziewiczą hossę z 1993r., jak i internetową z 2000r. Pod koniec października 2007 r. WIG20 osiągnął szczyt - ponad 3900 pkt, czyli zyskał 240 proc. 2. "Trend is Your Friend" (Trend jest Twoim przyjacielem): kiedy akcje spółki zaczynają drożeć, w głowie każdego inwestora rodzi się pytanie: jak długo może to potrwać? Czy sprzedawać z zyskiem 10-proc., 100-proc., a może 1000-proc.? Nie należy zadawać sobie takiego pytania. Nie trzeba bać się skali zysku i trzymać się trendu, choćby cena pokonywała kosmiczne granice. Silny trend wzrostowy może trwać latami, przerywany okresowymi korektami. Na samym szczycie kursu mało komu udaje się sprzedać. Jednak załamanie trendu wzrostowego będące sygnałem do sprzedaży będzie dobrze widoczne. Wyśrubowane akcje zaczną tanieć, nawet jeśli spółka będzie chwalić się dobrymi wynikami. Kiedy trend się załamie, można sprzedać papiery np. z 20-30-proc. stratą do szczytu, ale w zapasie często ma się setki, a nawet tysiące procent zysku. Takie papiery można znaleźć zarówno w początkowej, jak i schyłkowej fazie hossy. Przykładem była kariera spółki budowlano-deweloperskiej Polnord. Run na jej akcje wcale nie rozpoczął się w 2003r., ani rok później. Polnord został odkryty przez inwestorów dopiero na przełomie 2005/06. Z poziomu ok. 10 zł rozpoczął pochód, który mógł przynieść posiadaczom akcji prawdziwą fortunę, jeśli twardo trzymali się zasady "Trend is Your Friend". W zeszłym roku cena doszła do ok. 330 zł, a praktyce zysk był jeszcze większy, bo po drodze była nowa emisja akcji po niskiej cenie. Oznacza to, że zysk z Polnordu szedł w grube tysiące procent, pod warunkiem że posiadacz akcji wytrzymał presję i nie sprzedał przedwcześnie. 3. "Sell in May and go Away": na giełdzie, gdy nadchodzi lato, przynajmniej teoretycznie powinien być sezon ogórkowy, bo inwestorzy wyjeżdżają na wakacje. Obroty są niskie, zmiany cen niewielkie, a wykres indeksu płaski jak stół. Dlatego najlepiej w maju sprzedać papiery i wrócić na rynek we wrześniu, gdy wypoczęte rekiny znowu rzucą się w wir handlu. Zasada przydatna była szczególnie w ostatnich dwóch latach. W maju 2007 r. było coraz więcej niepokojących wieści z rynku hipotecznego w USA i sprzedaż wówczas akcji dała szansę uniknięcia giełdowego trzęsienia ziemi z połowy sierpnia, gdy o mało nie doszło do krachu. Co więcej, inwestor po powrocie na początku września na parkiet miał nie tylko nie uszczuplony kapitał, ale i mógł załapać się ostatnią falę wzrostów największych spółek, bo WIG20 zaliczył szczyt hossy dopiero pod koniec października ("maluchy" i "średniaki" kontynuowały przecenę rozpoczętą wczesnym latem). W tym roku hołdowanie tej zasadzie opłaciło się podwójnie, kryzys finansowy nabierał rozmachu i indeksy poszły mocno w górę. Tyle że powrót z gotówką w pierwszej połowie września był fatalną decyzją, gdyż po upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers indeksy zaczęły tonąć. "Sell in May and go Away" było kiepskim podszeptem na początku hossy, bo nieobecni na parkiecie przecierali potem oczy ze zdumienia, widząc, jak mocno podrożały akcje, i też liczyli, tyle że zyski, jakie ich ominęły. 4. "KISS!": Niestety, nie ma nic wspólnego z całowaniem. To skrót popularny w londyńskim City: "Keep it Simple Stupid!". W wolnym tłumaczeniu "Bierz to prosto, głupcze". Oznacza, że na giełdzie nie ma co kombinować, dzielić włosa na czworo i wdawać się w matematyczne dywagacje o wskaźnikach. Jak zaczęła się hossa, to trzeba kupować. Jak bessa - sprzedawać. Jeśli ktoś potrzebował mocnego argumentu za wycofaniem się z rynku w czasie ostatniej bessy, to przynajmniej kilkakrotnie miał ku temu mocne podstawy, tylko musiał powiedzieć sobie: "Keep it Simple Stupid!". Wystarczy wymienić dwa wydarzenia. W połowie września 2007 r. o mało nie doszło do światowego krachu na giełdach z powodu rozprzestrzeniania się kryzysu hipotecznego w USA. Globalny system finansowy po raz pierwszy utracił wtedy płynność i mielibyśmy kolejny "czarny wtorek", gdyby nie gigantyczna interwencja największych banków centralnych, które zasiliły rynek setkami miliardów dolarów. Rozumując według zasady "KISS!", skoro bankierzy zdecydowali się na tak dramatyczny ruch, to musieli wiedzieć dużo więcej o gigantycznych problemach, jakie trawią system finansowy. A skoro "oni" wiedzą więcej, to lepiej nie ryzykować własnych pieniędzy i poczekać na to, co się wydarzy z gotówką w ręku. Drugim był upadek w połowie września tego roku banku Lehman Brothers. Skoro upadła legenda Wall Street o 158letniej historii, to chyba nikt w świecie finansów nie mógł się już bezpiecznie i mówić: "Mnie ten kryzys nie dotyczy". Zatem, "KISS!", "KISS!", "KISS!"... 5. "Nie łapać spadającego noża" - oznacza ryzyko kupowania akcji, które gwałtownie tanieją. Można się przy tym porządnie pokaleczyć, czytaj: kupić akcje, które nadal później będą spadać. Często wielu inwestorów, widząc, że akcje potaniały np. o 10 proc., rzuca się na zakupy, a potem z niedowierzaniem obserwuje, jak akcje nadal spadają i spadają. W czasie obecnego kryzysu mieliśmy spektakularny pokaz łapania "spadającego noża" przez najsłynniejszego inwestora świata Warrena Buffetta. Pod koniec września, świeżo po upadku Lehman Brothers, kupił on za 5 mld dol. akcje jednego z dwóch ocalałych banków inwestycyjnych z Wall Street - Goldman Sachs. Poszedł kompletnie pod prąd, czym zaszokował światowe rynki, ale i dał im szczyptę optymizmu. Jednak kto pod koniec września, naśladując Buffetta, również kupił akcje, dziś raczej liczy straty, i to znaczne. A sam Buffett? Być może złapał "spadający nóż", bo jest długodystansowcem. Zwykła mawiać, że jego ulubionym horyzontem inwestycyjnym jest... wieczność. Dlatego trafność jego inwestycji w Goldman Sachs będzie można ocenić dopiero po latach, ale nawet jeśli się pomylił, to raczej nie zbankrutuje z tego powodu, bo majątek zarządzany przez jego fundusz szacowano kilka miesięcy temu na 278 mld dol. Wniosek z tego, że lepiej być naprawdę bardzo bogatym, jeśli ma się ochotę na łapanie spadającego noża, bo w przeciwnym razie może się to źle skończyć dla śmiałka. 6. "Nawet zdechły koń się odbije, jeśli zrzuci się go z dachu Empire State Building": bezpośrednio ma to związek z prawami fizyki. Jednak na giełdzie oznacza, że chwilowo podrożeć może każda, nawet najgorsza spółka pogrążona w największych tarapatach finansowych mająca za pasem ogłoszenie upadłości. Staje się często celem rasowych spekulantów, którzy liczą na to, że kupione w dołku akcje uda im się odsprzedać drożej innym inwestorom przyciągniętym chwilowym odbiciem kursu. Na naszej giełdzie mieliśmy już wiele przypadków szalonej spekulacji papierami najczęściej upadających firm, która nie miała nic wspólnego z inwestowaniem, a była wyłącznie czystą grą. W połowie 2003r. upadła pod ciężarem gigantycznych długów znana firma budowlana Pia Piasecki. Nie przetrwała ona spowolnienia gospodarki, mimo że prowadziła tak znane inwestycje jak warszawski biurowiec TP SA i siedzibę Telewizji Polskiej. Na giełdzie doszło do paniki wśród akcjonariuszy i akcje straciły na wartości ponad 90 proc. Wtedy rozpoczęły się spekulacyjne harce. Gdy akcje kosztowały już kilka groszy za sztukę po ogłoszeniu upadłości spółki przez sąd, zaczęły się spekulacyjnie... odbijać, a to o 20 proc., a to 50 proc., a nawet 100 proc.! W ciągu trzech sesji akcje bankruta podrożały z 5 do 25 gr. Ostatecznie papiery Piaseckiego zostały wycofane z obrotu giełdowego, ale ktoś zarobił duże pieniądze na upadku kieleckiej spółki z dachu Empire State Building. 7. "Jeśli żadna dobra informacja nie powoduje wzrostu kursu, to każda zła go pogrąży": wyraźny sygnał, że akcje są przewartościowane, a bessa za pasem. Bo jeśli inwestorzy nie reagują zakupami akcji na dobre wiadomości ze spółki, np. o zwiększeniu zysków albo nowych kontraktach, to oznacza, że są wyłącznie zainteresowani w ich sprzedaży. Odwrotna zasada brzmi: "Jeśli żadna zła informacja nie powoduje spadku kursu, to każda dobra go podniesie". Sprawdza się w okresie bessy i jest sygnałem do zakupów. Bo jeśli spółka bombarduje inwestorów złymi wieściami, a mimo to kurs stoi niewzruszony, to można przypuszczać, że gdy wreszcie pochwali się czymś pozytywnym, to akcje powinny ruszyć w górę. Potwierdzenia tej zasady w pierwszej wersji ("Jeśli żadna dobra informacja nie powoduje wzrostu kursu, to każda zła go pogrąży") można na GPW w pierwszej połowie lat 90., kiedy doszło do pierwszej bessy. Wówczas podaż akcji była bardzo mała i inwestorzy byli szczególnie wyczuleni na dwie informacje ze spółek: o podziale akcji (tzw. split) oraz nowych emisjach akcji z prawem poboru. W obydwu wypadkach powodowały one szaleństwo zakupów i ostre spekulacyjne wzrosty kursów, które nie miały związku żadnymi fundamentalnymi wydarzeniami w firmach. Spółka Vistula uchwaliła w maju emisję z prawem poboru, ale wcale nie wywołało to euforii na giełdzie. Trudno się dziwić, wszak było krótko po pierwszym krachu giełdowym i dla inwestorów liczyły się tylko złe informacje, a wszystkie dobre nie były brane pod uwagę. Spółka miała ogromne problemy ze sprzedażą nowych akcji, musiała obniżyć cenę emisyjną akcji. 8. "Nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka", czyli dziel swoje pieniądze między różne inwestycje, np. akcje różnych spółek, a zmniejszysz ryzyko poniesienia straty. W zimnym języku finansów nazywa się to dywersyfikacją portfela. O tym, że warto dywersyfikować portfel, dowodzi ponad roczna bessa, która pokazała, że jedne spółki mogą stracić na wartości 90 proc., a inne 10 proc. Widać to po indeksach branżowych. Jeśli na początku 2008 r. inwestor włożył do koszyka akcje wyłącznie spółek deweloperskich, to jego strata mierzona indeksem tej branży wynosi aż 75 proc. Gdyby w koszyku miał też firmy telekomunikacyjne i paliwowe, to strata byłaby mniejsza: pierwszy stracił jedynie 12 proc., a drugi 40 proc. 9. "Kupuj plotki, sprzedawaj fakty": Kursy akcji są bardzo wrażliwe na nowe, często sensacyjne informacje. Wiele z nich pojawia się jako plotki, nieoficjalne doniesienia prasowe czy przewidywania. Jeśli inwestorzy spekulują, że spółka ogłosi dobre wyniki finansowe, to kupują pod to akcje dużo wcześniej niż spółka poda raport. Gdy wreszcie ujrzy on światło dzienne, nawet jeśli wyniki są zgodne z oczekiwaniami, to akcje często tanieją, bo o tym fakcie wiedzą już wszyscy. Klasyczne zachowanie inwestorów przed kluczowymi decyzjami np. banków centralnych o zmianach stóp procentowych. Jeśli ceny idą w górę, bo spodziewana jest korzystna dla rynku akcji obniżka stóp, to bardzo prawdopodobne, że już po podjęciu tej decyzji indeksy pójdą w dół. Chyba że decyzja będzie zaskoczeniem, bo obniżka będzie głębsza. 10. "Chciwość jest dobra": słynne powiedzenie nieprawdopodobnie żądnego zysków rekina finansowego Gordona Geko, bohatera głośnego filmu "Wall Street" Oliviera Stone'a. Podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy firmy Teldar Gordon Gekko w przemówieniu, które okrzyknięto później kwintesencją moralności Ameryki lat 80., powiedział: "Chciwość to dobra rzecz. Chciwość się sprawdza. Chciwość pomaga. Chciwość przechodzi do sedna sprawy i uwalnia ducha. Chciwość we wszystkich formach: na pieniądze, na życie, na miłość czy na wiedzę. To dzięki chciwości ludzkość czyni postępy. Możecie być pewni, że to dzięki chciwości uratujemy nie tylko Teldar, ale także tę drugą kulejącą firmę - Amerykę". Na warszawskiej giełdzie zasada aktualna od wiosny 2003 do lata 2007. Później chciwość prowadziła do zguby. Tomasz Prusek Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA